sobota, 29 października 2016

Tom IV, Rozdział LXVIII

Blog miał swoje urodziny. Pytań nie zadawaliście, padło raptem jedno od Andatejki, na które Sebastian odpowiedział następująco:
"Panienko, trudno mi określić zapach krwi mojej pani chociażby ze względu na to, że ludzkie i demoniczne rozumienie zmysłów znacznie się różni. Nie znalazłam jeszcze nic, co pachniałoby podobnie do mojej pani, jednak postaram się przybliżyć to panience najlepiej, jak będę w stanie. Panienka Elizabeth wydziela słodką woń podszytą mrokiem i nutą niepewności. Ludzie często porównują ten zapach do owoców kwiatu róży, jednak jej woń nawet w ćwierci nie oddaje niezwykłości zapachu mojej pani. To niezwykle przyjemna dla zmysłów mieszanka, przypominająca o tym, jak cudowna jest jej dusza. Dodatkowo wzmacnia ją woń świeżej krwi, która okazjonalnie dodaje zapachowej mieszance pikanterii. Przykro mi, że nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej, mam jednak nadzieję, że chociaż w części udało mi się rozwiać panienki wątpliwości."

To tyle od Sebcia. Od siebie powiem tylko, że ktoś chciał nawiązać ze mną współpracę polegającą na tym, że będę regularnie pisać poradniki w necie xD. Tag, jestę człowiekię pracującę. No i w zasadzie to tyle.
Nie będę miała okazji, więc już dziś życzę Wam MROCZNEGO, PRZERAŻAJĄCEGO I OCIEKAJĄCEGO KRWAWĄ SŁODYCZĄ HALLOWEEN W IŚCIE DEMONICZNYM STYLU. LOFFCIE :*

Miłego rozdziału! :)

=================================

Chłopak spojrzał na nią lekko otumaniony. Uśmiechnął się i odpowiedział na pytanie, ale dziewczyna widziała, że je jego wzrok wciąż ciągnął do sużącej. Skrzyżowała ręce na piersi, mruknęła potakująco pod nosem i zignorowała dalsze opowiadania bruneta.
— Chyba jednak miałaś rację, z nią jest coś nie tak. Widzisz, jak się w nią wpatruje? — szepnęła, lekko szturchając hrabiankę w ramię.

środa, 26 października 2016

Tom IV, LXVII

To już dziś, to ten dzień! Cieszmy się i radujmy!

RÓŻA OBCHODZI DZIŚ DRUGIE URODZINY!!!

W związku z tym dostajecie dziś arta. Przerobiony panel z mangi Toboso-sensei, przeróbka, lineart i kolorowanie zrobione przeze mnie.



A jeśli to dla Was wciąż za mało, oto druga niespodzianka (tag, wiem, czekaliście na to z niecierpliwością xD):

Kuroshitsuji Making of - Scena 5

Więc złóżcie blogowi i bohaterom ciepłe życzenia! :D A jeśli macie jakieś pytania do postaci (nie zawierające spoilerów), to pytajcie! Odpowiemy z chęcią!

A teraz zapraszam na nowy rozdział! :)

=============================

Kate z trudem przełknęła ślinę i przez moment z przerażeniem wpatrywała się w dłoń kamerdynera. Po chwili jednak wzięła głęboki oddech i wojowniczo zerknęła mu w oczy.
— Sztylet. Jakoś musze bronić panicza. Mówiłam przecież, że lubię takie zabawki. Pistolety nie są dla mnie, no i uwierają, kiedy trzyma się je w bucie — stwierdziła i szarpnęła się, powodując, że ostrze rozcięło lekko skórę na jej szyi.
Sebastian cofnął rękę i bacznie przyglądał się czerwonej kropli spływającej po ciele dziewczyny, póki nie zniknęła pod materiałem jej skromnej, granatowej sukni. Oblizał lubieżnie usta, czując przyjemny, tymiankowy aromat. Dziwiło go, jak tak zwyczajna istota mogła wydzielać aż tak hipnotyzujący zapach. Wziął się jednak w garść i wypuścił Kate z uścisku.

sobota, 22 października 2016

Tom IV, LXVI

Bądźcie ze mnie dumni! W końcu dokładnie wymyśliłam, co przygotuję na urodzony bloga! Mam tylko nadzieję, że się wyrobię. Mam czas do wtorku wieczór, a roboty jest sporo. Dlatego kciukajcie za mnie! No a poza tym nie mam zbytnio weny na przedmowę dzisiaj. Ostatnio zaczęłam sobie dorabiać (całe 5 dni xD), pisząc w Internetach tekściki za drobniaki. Napisałam już za ponad 120 zł, ale czekam na akceptację, a na koncie mam obecnie 51.51 (prawda że ładnie?). No i tak się denerwuję tym czekaniem i nie mogę się zbytnio skupić na niczym innym, więc no xD. Wybaczycie mi, prawda?
Dziś zaczyna się ta nietypowa beka, o której wspominałam, a za kilka rozdziałów... Za kilka rozdziałów chcecie być na blogu i czytać to, co napisałam. Zapewniam xD.

Tymczasem miłego! :*

================================

— Timmy przyjedzie za godzinę, musimy się szykować! — Dało się słyszeć krzyk Elizabeth niesiony echem przez opustoszałe korytarze ogromnej posiadłości.
W odpowiedzi kolejny dziewczęcy głos hulał pomiędzy ścianami, zaburzając spokój śpiących na obrazach postaci historycznych. Gdyby mogły mówić, zapewne opowiedziałyby nie jedną ciekawą historię z życia domowników. Niemi świadkowie tragedii, wspaniałych wydarzeń, smutku, złości, radości, rozczarowania i bólu – zawsze ignorowani, trwali nieustannie w swych pozach  i tylko mijające ich sylwetki domowników od czasu do czasu przypominały, po co tu wisieli. W gustownie urządzonym wnętrzu malowidła zatraciły status podziwianych dzieł sztuki, stały się jedynie elementem wystroju, lecz nawet gdyby miały szansę, wcale by nie narzekały, mogąc być świadkami tylu niezwykłych wydarzeń.

środa, 19 października 2016

Tom IV, LXV

No więc urodzinki bloga coraz bliżej, Halloween coraz bliżej, a ja dalej nic nie mam. Urodził mi się w głowie pomysł, ale nie wiem, czy zdążę, trzymajcie kciuki, chciałabym się wyrobić xD.

A dziś świętujemy 150 000 wyświetleń bloga!

DZIĘKUJĘ!!! :*

Początkowo miałam nadzieję, że uda mi się JAKIMŚ CUDEM zebrać 100 000 do końca roku. Teraz się zastanawiam, ile do tego czasu się uzbiera. Ze 180? Zobaczymy! Wszystko w Waszych rękach. 
A od przyszłego rozdziału zacznie się krótki epizod, który stworzyłam, bo miałam ochotę. Powinno być nieco zabawnie, ciężko mi to obiektywnie ocenić, bo sama mam z tego przeogromną bekę xD.

Tymczasem miłego rozdziału! :*
==============================

Demon wpatrywał się w nią soczyście czerwonymi oczami. Jego twarz nie miała żadnego wyrazu. Nie był rozbawiony ani wściekły, zwyczajnie przerażał młodą hrabiankę. Pierwszy raz w życiu zrobiła mu coś takiego. Wobec nikogo nie powinna zachować się w tak ogromnie odzierający z godności sposób. Nie chciała! Nie o to jej chodziło, ale zbyt późno pomyślała o tym, że przecież nogi nie wróciły do pełnej sprawności i coś może nie pójść zgodnie z jej myślą.
Kamerdyner otworzył lekko usta i dotknął dłonią szczęki, upewniając się, że nic mu nie jest. Po chwili powiódł językiem po rzędzie górnych zębów i wyostrzył kły, wydając z siebie przerażające syknięcie.

sobota, 15 października 2016

Tom IV, LXIV

Liczba komciów do poprzedniego rozdziału mnie zasmuciła TT_TT.
Aż taki zły czy taki mdły, że nie mieliście nic do powiedzenia? Dajcie znać, bo mnie to zastanawia.
Ale nie o tym dziś chciałam. Wczoraj dostałam komcia od jednej ze stałych komentatorek, no i potem sobie pogadałyśmy na privie i doszłam do wniosku, że popełniłam w Róży błąd, w tym tomie, mówiąc dokładniej. Kojarzycie te kilka wyrwanych z kontekstu scenek, po których nastąpiło huczne minęły trzy miesiące"? O to mi się rozchodzi. Trochę źle to skonstruowałam, przez co mój przekaz był niejasny. Chodziło o to, że te scenki były jednymi z wielu, które wydarzyły się na przestrzeni tego kwartału. Miały pokazać, że to nie było coś w stylu: akcja stop. Lizz się leczy. Wyleczyła się. Jedziemy dalej. Widać eksperyment z formą nie do końca mi wyszedł :P. Ale nie byłoby problemu, gdybym (i tu przechodzę już do sedna) nie biegła tak na łeb na szyję, widząc, ile już stron napisałam. Bo ten tom ma już w tej chwili więcej stron niż poprzednie. I chciałam to szybko skończyć, żeby nie był nie wiadomo jaki długo, ale wiecie co? To bez sensu. Przez to nie pisało mi się z przyjemnością i nie mogłam spokojnie poopisywać uczuć (a przecież to tak bardzo lubimy xD). Dlatego postanowiłam, że mam gdzieś, ile stron będzie miał tom czwarty. Będę go pisać dalej tak, jak chcę, żeby był napisany i zakończę go tak, jak planowałam. A że będzie wybitnie długi... No cóż, to problem na przyszłość, jeśli udałoby mi się po licznych poprawkach mieć szansę to wydać w formie niezależnego utworu. 
To tyle. Dla Was to w zasadzie żadna różnica, który numerek pojawia się przed słowem "tom", zdaję sobie z tego sprawę, ale dla mojego komfortu psychicznego podczas pisania ma to wielkie znaczenie. To tyle na dziś.

Życzę miłego rozdziału! :* 

=========================

— Wygraliście! — krzyknęła w końcu Tomoko, kiedy Tai trafił ją śnieżką w kostkę.
Usiadła w zaspie i zaczęła oddychać ciężko, zmęczona bieganiem. Po chwili, kiedy chłopak podszedł, by upewnić się, że nic jej nie jest, chwyciła go za rękaw kurtki i pociągnęła na śnieg.
— Zimowa kanapka!!! — wydarł się Thomas i szarpnąwszy Frederica, rzucił się biegiem w stronę dwójki nastolatków, by za chwilę wylądować na nich.
Po nim dołączył stangret i pokojówka, a na samej górze usiadła Lizz, dumnie obwieszczając, że jest wisienką na zimowym serniku.
— Jest panienka pewna? — zapytał stojący dotąd z boku Sebastian.
— Jestem.

środa, 12 października 2016

Tom IV, LXIII

Dzisiejszy rozdział został zbetowany na najnudniejszych zajęciach w semestrze. Mam nadzieję, że wyszło całkiem znośnie.
Halloween coraz bliżej, a tuż przed nim druga rocznica blogusia. Dalej milczycie w sprawie artów, więc nie będzie z tego powodu jakiegoś eventu, bo pewnie nic by z tego nie było. Pojawi się za to jakiś specjalny post z tej okazji. Więc jeśli ktoś jednak coś stworzy (o jednym arcie wiem :*), to dołączę do publikacji. Nie wiem jeszcze dokładnie,, co to będzie, więc nic więcej Wam nie zdradzę. Na pewno będzie miało halloweenowy motyw, bo kocham Halloween <3. 
Co tam poza tym... Jak Wam napiszę, że zbliża się pewien ważny moment, ostatni z tych kluczowych przed wojną, to uwierzycie? xD 
No nic, pora kończyć gadanie. No i jak zwykle zachęcam do wyrażania swoich opinii w komentarzach! :)

Miłego! :*

============================

Hrabianka wyjątkowo nie zwlekała zbyt długo z rozpoczęciem pracy. W eskorcie stangreta udała się do swojego gabinetu, gdzie po prawej stronie masywnego biurka leżała góra gazet, o które prosiła Sebastiana. Na środku, tuż naprzeciwko krzesła, znajdowała się sterta dokumentów, sugestywnie wysunięta na skraj blatu. Michaelis stanowczo dawał dziewczynie do zrozumienia, w jakiej kolejności powinna rozpocząć obowiązki tego dnia. Przyznała mu rację, spory stos kartek jednoznacznie świadczył o tym, że naglił ją czas. Zajmowanie się firmą wcale nie było łatwe. Lizz zazdrościła samozaparcia przyjaciółce, która bez niczyich ponagleń potrafiła samodzielnie zabrać się do pracy i ślęczeć nad dokumentami przez kilka godzin bez przerwy. Jej samodyscyplina nie była aż tak rozwinięta.

sobota, 8 października 2016

Tom IV, LXII

Ej, ostatnio wyświetlenia spadają. W sensie wyświetlenia całego bloga, bo te notek mniej więcej trzymają poziom. I zastanawiam się, o co chodzi. W sumie to tak, jak gadam ze znajomymi z różnych gałęzi blogosfery, to mają u siebie to samo, ale jestem ciekawa, czym to jest uwarunkowane. Czyżby czytało mnie tak wielu znudzonych życiem studentów? xDDDD
Ej, jeśli są tu jacyś studenci, dajcie o sobie znać. Jestem ciekawa, czy jesteście!
I w sumie to chyba tyle na dzisiaj. Zbliżamy się powoli do pewnej istotnej sceny (z kilku powodów!).
Także życzę miłej lektury i dawajcie znać, co tam myślicie o rozdziale^^.

Miłego! :*

========================

Elizabeth odwzajemniła uśmiech Sebastiana. Nie miała mu za złe tego, co robił. Domyślała się, że w jakiś sposób będzie próbował przywrócić ją do normy. Już miesiąc tego zauważyła, że sukienki przestały na niej tak straszliwie wisieć. Nie wspomniała o tym, bo na samym początku miała ochotę skarcić za to służącego. Dopiero po kilku godzinach oswajania się z sytuacją doszła do wniosku, że to dobrze i powinna być wdzięczna. Wyglądało na to, że zaczęła dojrzewać. Jej dziecięca strona natury stawała się powoli tą kobiecą i coraz częściej zgadzała się z poważną osobowością, która była nie mniej dumna ze swojej młodszej siostry, co demon ze swej pani.
— Gruba sukienka. Jest dziś aż tak zimno?

środa, 5 października 2016

Tom IV, LXI

Uwierzycie, że tak się naprzedmawiałam ostatnio, że dziś nie mam pomysłu, co napisać? Studia się zaczęły. Nie powiem, że jestem jakoś nieprzeciętnie zajęta, ale zajęcia trochę rozwalają mi dzień i przez to siłą rzeczy mam mniej czasu. Jak dotąd cierpią na tym tylko kolorowania, wiec możecie być spokojni o blogusia. W wakacje udało mi się naskrobać 53 strony zapasu! Co, biorąc pod uwag publikowanie przez dwa miesiące po dwa pięciostronicowe rozdziały w tygodniu i przez miesiąc po dwa razy w tygodniu czterostronicowe rozdziały, daje całkiem zadowalający wynik. Sami możecie policzyć, ile stron napisałam. Jestem usytasy.
Poza tym chciałabym podziękować Airze Arii za jej komentarz do poprzedniego rozdziału. Odważnie przyznała, co jej nie leży w opowiadaniu, podała argumenty i jej opinia na pewno mi się przyda. Piszę o tym, żebyście wiedzieli, że cenię sobie takie wytykania (jak robi to też Andatejka, ale to już klasyka :*). 
To chyba tyle na dziś. Lecimy z rozdziałem, piszcie, jak Wam się podobał, co się nie podobało, co podobało, i tak dalej... Swoją drogą, bawimy się w te fanarty z okazji urodzin blogusia? Nie daliście znać i nie wiem, co z tym fantem zrobić xD.

Miłego! :*

==============

Kobieta burknęła jedynie pod nosem i ustąpiła mężowi miejsca. Stworzyła sobie dodatkowe krzesło i wepchnęła je pomiędzy to Kruka a to, na którym zasiadał Anasi. Miała ochotę zrobić demonowi awanturę. Odkąd wyznał jej prawdę, ani razu nie pojawił się w domu. Nie poinformował nawet, czy wybiera się na spotkanie, a gdy już się zjawił, był spóźniony. To było do niego niepodobne. Zawsze doskonale wypełniał swoje obowiązki, a teraz wydawał się tak niepoprawny i beztroski jak jakiś ludzki śmieć. Winą za jego karygodne zachowanie obarczała oczywiście Elizabeth. Nikt inny, żaden demon, nie byłby w stanie przekonać go do tak niepoważnego zachowania.
— Przede wszystkim nie możemy traktować się jako dwie osobne rasy. Wiem, że to prawie niewykonalne, sam się dziwię, że to mówię, ale chcąc wygrać tę wojnę, musimy myśleć o sobie jak o jednej armii. Gabriel jest najlepszym taktykiem, dlatego to on powinien podejmować najważniejsze decyzje na polu bitwy — westchnął Kruk, pobieżnie przejrzawszy leżące przed nim papiery.

sobota, 1 października 2016

Tom IV, LX

Okej, wygląda na to, że się poprzednio nie zrozumieliśmy, więc wyjaśnię niejasności, bo nie chcę, żebyście mieli błędy obraz sytuacji.
1. Copernicon: Nie było mnie tam, o ich "skarżeniu się" (specjalnie cytuję, żeby nie przeinaczać) usłyszałam od kogoś, kto tam był. Ale ani ten ktoś, ani tym bardziej ja, nie słyszeliśmy, co dokładnie mówiły. Wobec tego, PROSZĘ, nie nazywajcie ich hejterkami bez powodu. Możliwe, że mówiły z sensem, nie wiadomo, ale nie można nazywać ludzi hejterami bezpodstawnie, to niewłaściwie. Wiem, że to Wasz sposób na wspieranie mnie i dziękuję, ale naprawdę nic tu się strasznego nie wydarzyło i nie ma sensu nikogo oskarżać. Moim celem nie było nastawianie Was przeciwko jakimś dwóm dziewczynom, tylko namawianie do wyrażania konstruktywnych, negatywnych opinii na blogu, żebym mogła ewentualnie poprawić coś w opowiadaniu. Nie chciałabym, żebyście z tego powodu reagowali nadmiernie emocjonalnie. 
Jeśli macie wśród znajomych ludzi, którzy znają Róże i im się nie podoba, proszę, ich też nie nazywajcie bez potrzeby hejterami. Każdy ma prawo do swojego zdania, o ile jest ono poparte argumentami, najpierw trzeba ich wysłuchać potem oceniać. 

2. Seksy: To nie tak, że ja szykanuję ludzi, którzy się nimi jarają. Jak wspomniała jedna z komentatorek: seks jest taką samą częścią życia, jak każda inna. Jedyne, co mi się nie podoba, to ludzie, którzy na co dzień olewają bloga, a kiedy widzą grafikę z półnagimi postaciami to lecą na blogusia z nadzieją, że wreszcie coś, co im się spodoba. Bo albo się lubi historię całą, albo się jej nie lubi. Gdybyście szaleli tak na punkcie samego jedzenia, też by mnie to smuciło. Co nie znaczy, że z tego powodu też ktoś ma kogoś przezywać hejterem. Nie. Mój absmak do seksu argumentuję tym, że jestem aseksualna i mnie on nie jara, a nawet brzydzi czasami. Dlatego w moich wypowiedziach na ten temat można wyczuć niechęć. No cóż, nie poradzę, tak mam. Ale to nie powód, żeby kogoś obrażać i nie zrobiłam tego (no, przynajmniej świadomie xD). Jeśli jednak ktoś się poczuł dotknięty, to przepraszam. 

Mam nadzieję, że to rozwiało już wszelkie wątpliwości. Naprawdę nie sądziłam, że poprzednia przedmowa będzie brzmiała jak jakiś atak na kogoś xD. Kurczę, przez to ta jest strasznie długa, no ale czasem trzeba. Bo ja jestem złym, wstrętnym, okropnym i złośliwym człowiekiem, ale nie zwykłam krytykować ludzi bez powodu. A to, że czasem powodu nie widać, no to już jest życie. Nie każdy wszystko zrozumie, a całego świata zbawić się nie da. Zresztą mnie też by się zbawienie przydało, tylko nikomu nie spieszno mnie zbawiać xD. 

PS Dla wszystkich fanów pikantnych scen: Pisałam o tym w komciach, więc i tu by wypadało, żeby nikt się nie czuł poszkodowany. Ich liczba się zwiększa, i jak zapewne wiecie, nie bez powodu. To Róża, tu wszystko ma jakiś cel (przynajmniej stara się udawać, że tak jest xD). Więc takich scen będzie jeszcze trochę, a potem jeszcze trochej xD. Nie wiem, jak ja to wszystko napiszę, ale mam wizję, którą zamierzam spełnić. Tak więc widzicie, że nie dyskryminuję fanów seksu, bardziej cierpi mój komfort psychiczny xD.

Dobra, starczy gadania. Mam nadzieję, że wszystko jest jasne. 
A teraz zapraszam na kolejny rozdział.

Miłego! :*

=============================

Odkrycie, którego dokonała Enepsignos, zmusiło ją do tego, by na nowo przemyślała sobie całą sytuację. Nie było to łatwe, buzujące emocje wciąż przeszkadzały jej w skupieniu się na tym, co naprawdę istotne: na prawdzie. W końcu jednak doszła do wniosku, że kochała Kruka. Nie mogła nawet udawać, że było inaczej. Tak samo nie było sensu wmawiać sobie, że nie zrobi dla niego wszystkiego. Chociaż od stuleci nie czuła się bardziej poniżona, to jednak nawet ta zdrada nie przyćmiewała całego szczęścia, jakie spłynęło na nią dzięki ukochanemu. Nie kochał jej tak, jakby tego chciała, ale powiedział, że ją kocha, a przecież on nie kłamie… Z reguły. Właściwie nie była już pewna, czy może w to wierzyć. Dotąd nigdy jej nie oszukał, a gdy to zrobił, przyznał się, ale czy to coś zmieniało? A jeśli kłamał cały czas, a każdy kolejny wymysł tylko czekał na odpowiedni moment, by ujrzeć światło dzienne?

.