sobota, 25 lutego 2017

Tom V, III

Wreszcie sobota! Cieszycie się? Wreszcie nowy rozdział :). A wraz z nim trochę rewelacji :P. Niedużo, ale jednak coś się zadzieje, także zapraszam :).
Nie mam zbytnio weny na przedmowę dzisiaj. Trochę słabo, bo teraz tylko raz w tygodniu macie okazję czytać te bzdury, więc powinnam dowalić więcej niż zazwyczaj, żeby Was zirytować albo ucieszyć (zależy, czy lubicie xD). Ale jakoś tak nie mam zbytnio o czym mówić...
Chociaż nie! Coś się znajdzie. Toboso-sensei ostatnio opowiadała o tym, ile lat mają postaci z Kuroszka, tak mniej więcej, a więc:
Snake: 18 - 20
Agni: około 30
Soma: 17
Vincent (gdy umierał): około 36
Ronald, Phipps, Grey: 22 - 25
Sebastian, Grell, William: 26 - 32

Przynajmniej tak zrozumiałam. Mogę oczywiście nie mieć absolutnej racji, ale i tak się straszliwie jaram, bo według tego wychodzi na to, że jeszcze przez całe 53 dni Sebastian będzie ode mnie rok starszy (przy założeniu, że miałby 26 xD). To mnie trochę podniosło na duchu :P. 
No, to chyba tyle. 

Miłego! :*

================================

Upłynęły dwie many pełne stresu, zmartwień i niezliczonych kroków młodej Adrii, która ze wszystkich sił starała się zapewnić Krukowi komfort. Nie miała za to pojęcia, co powinna zrobić z ludzkim dzieckiem, dlatego zwyczajnie je omijała. Kiedy długowłosa dziewczyna nachyliła się nad królem, by po raz kolejny zetrzeć pot z jego czoła, Sebastian chwycił ją za nadgarstek, ściskając z całą swą siłą i tylko znaczne osłabienie sprawiło, że nie złamał jej ręki. Demonica pisnęła przestraszona, chwilę później zasłaniając usta, gdy zdała sobie sprawę, jak niewłaściwa była jej reakcja.
— Witaj, panie — powiedziała, kłaniając się przed Amonem. — Z polecenia królowej, mojej najdroższej pani, jestem tu, by ci służyć, panie. Proszę, rozporządzaj mną wedle swojej woli, zrobię wszystko, czego zapragniesz — mówiła, nie podnosząc głowy.
Sebastian słuchał słów wydobywających się z ust demonicy, patrząc na nią półprzytomnie. Jego zasnuty mgłą rozpaczy umysł nie połączył jeszcze wszystkich faktów. Dopiero po chwili dotarły do niego wspomnienia poprzednich wydarzeń. Nie zważając na służkę, zaczął rozglądać się po sypialni, niczym gnębiony omamami.
— Elizabeth… — wydusił z trudem, dostrzegając wreszcie leżącą obok siebie dziewczynę.
Odepchnął się łokciem i przysunąwszy się do ukochanej, zaczął gładzić ją po twarzy, szepcząc pod nosem coś, czego Adria nie była w stanie zrozumieć. Służka podniosła się z kolan i nalawszy do szklanki krwi niewiniątek – której Anasi zabronił kosztować komukolwiek innemu, choć wiedział, jak potrafiła być kusząca – podeszła do króla i zaproponowała mu napój.
— Powiedzieli, że nie żyje? — zapytał, odbierając szklankę.
Patrzył  na służkę wzrokiem pełnym nadziei, a ona, nie wiedząc, jak powinna odpowiedzieć, pochyliła tylko głowę. Sebastian powtórzył pytanie, wyraźnie nie zamierzał odpuścić. Kurczowo ściskał w dłoni naczynie, którego zawartość zdradzała jednoznacznie, jak bardzo był zdenerwowany.
— Nic nie powiedzieli, panie. Anasi przerwał im, nim powiedzieli, co się z nią dzieje. Nie obudziła się ani nie ruszała, więc nie dotykałam jej. Nie jestem godna — wybełkotała pospiesznie przerażona demonica.
Kruk wypił zawartość szklanki i wypuścił ją z rąk, źle obliczając odległość do etażerki. Szkło uderzyło w podłogę, z trzaskiem rozpadając się na kawałki, które Adria natychmiast zaczęła zbierać. Michaelis nawet nie zerknął na podłogę, mógł skupić się jedynie na leżącej obok niego Elizabeth, której śmierci nie potrafił przyjąć do wiadomości.
Delikatnie ujął dłoń dziewczyny i począł gładzić ją opuszkami palców, jakby bał się, że efemeryczna postać jego ukochanej rozpłynie się w powietrzu, jeśli dotknie jej odrobinę za mocno. Cały czas bełkotał niewyraźnie pod nosem słowa, z których służka zrozumiała jedynie, że w jego pojmowaniu człowiek dalej żył. Kruk mówił coś o śnie, przebudzeniu, piekielnej krainie, którą jej pokaże, gdy tylko się zbudzi. W ogóle nie docierało do niego, że bijący od ciała nastolatki chłód świadczył o tym, że jej dni dobiegły końca.
Adria przeprosiła króla i wyszła z jego sypialni, wynosząc potłuczone kawałki szklanki. Poinformowała Lokiego, że władca się ocknął i poprosiła, by przez chwilę przy nim został. Sama postanowiła pójść po Anasiego. Chociaż wiedziała, jak bardzo archiwista nie cierpiał, gdy mu przerywano, w końcu sam polecił jej poinformować o przebudzeniu Amona.
Podczas gdy służącej nie było w komnacie, Loki powoli wkroczył do jej wnętrza. Od samego wejścia zerkał niepewnie na potarganą postać, której głębokie cienie pod oczami wyraźnie wskazywały na ogromne zmęczenie doskwierające władcy. Wydawał się również chudszy, jakby wracając do życia, nie zdołał odzyskać pełni sił. Ale zgodnie z tym, co mówili lekarze, był jedynie zmęczony.
— Panie, potrzebujesz czegoś? — zapytał ściszonym głosem, nie chcąc speszyć Kruka zaabsorbowanego pielęgnacją włosów trupa.
Sebastian gwałtownie odwrócił głowę i spojrzał groźnie na jasnowłosego druha. Z jego oczu wyziewała intensywna czerwień, a obnażone kły jednoznacznie świadczyły o jego stosunku do gościa. Loki jednak nie dał się sprowokować. Powoli podszedł do łóżka i chwycił bezwładną rękę nastolatki w nadgarstku. Zimna – uznał, puściwszy kończynę, by swobodnie opadła na materac.
— Panie, powinniśmy zabrać…
— Zawrzyj ryj — warknął Amon.
Osłonił ciało Elizabeth ręką w obronnym geście i zebrawszy w sobie wszystkie siły, uniósł się do pełnego siadu, by patrzeć na dowódcę z nieco mniej uwłaczającej jego godności perspektywy.
— Ona nie żyje, nie możesz jej tu trzymać. W końcu zacznie się rozkładać. Dziwne, że jeszcze nie zaczęła śmierdzieć — mruknął generał,  porzucając uniżony ton, bowiem widział, że w rozmowie z Krukiem w jego obecnym stanie ani odrobinę się nie sprawdzał; króla nie obchodził ton głosu podwładnego, jedynie nastolatka była w stanie przykuć jego uwagę.
— Kto pozwolił ci tak o niej mówić? Jeszcze słowo i pożegnasz się z życiem — oświadczył zdenerwowany Amon.
Jego cień począł z wolna rozrastać się po łóżku, póki nie opanował podłogi, pełznąc w kierunku nóg Lokiego. Blondyn prychnął zirytowany i energicznym tupnięciem rozproszył ciemność, na której wytworzenie król zmarnował resztki sił.
— Amon, dość. Musisz wziąć się w garść. — Bezskutecznie próbował przemówić mu do rozsądku.
W odpowiedzi nie otrzymał kolejnego wybuchu złości. Wycieńczony władca zdał sobie sprawę ze swej niemocy i żałośnie opadł na pierzynę u boku ukochanej, wydając z siebie pełen cierpienia jęk. Widząc go, generał czuł, że powinien coś zrobić, jednak nigdy przedtem nie miał do czynienia z istotą cierpiącą w ten sposób i wiedział, że choćby starał się ze wszystkich sił, zwyczajnie nie jest zdolny, by w jakikolwiek sposób mu pomóc.
— Posłałem po Anasiego — dodał tylko i opuścił sypialnię, zostawiając swego władcę w objęciach martwego ciała cherlawej dziewczynki.
Żałował, że nie mógł zrobić więcej. Kruk od zawsze był dla niego kimś ważnym, przyjaźnili się za młodu i byli sobie bliscy w ten demoniczny sposób. Jednakże demony nie czuły. Nie cierpiały. Nie przechodziły żałoby. Znały ją tylko z obserwacji ludzi, niektóre wiedziały, jak im pomóc, ale Loki do nich nie należał. Nie spędzał zbyt wiele czasu w świecie śmiertelników, zwyczajnie tego nie lubił i nie miał czuł potrzeby. Przekonując się jednak o swej bezsilności, zaczynał żałować, że nie posiadł odpowiedniej wiedzy.
Jego wyrzuty ukróciły się jednak stosunkowo szybko, kiedy Adria przyprowadziła do drzwi piekielnego informatora. Anasi wypuścił z rękawów szaty klika pająków, którym wydał dyspozycję i odesłał je do pracy. Sam zaś skinął głową na Lokiego, a następnie przekroczył próg sypialni.
Król wciąż leżał bezwładnie w łóżku. Tulący się do zwłok wyglądał co najmniej żałośnie. Archiwista miał nawet zamiar mu to wytknąć, jednak odpuścił, dostrzegając głębię cierpienia swego nowego pana. Nie planował zostawać jego niańką, daleki był od czegoś tak irytującego i pożerającego cenny czas, którego w jego fachu nigdy nie było dosyć. Był jednak jedynym w całym piekielnym królestwie, który wiedział o Kruku wystarczająco dużo, by zdołać chociaż odrobinę przywołać go do rozsądku.
Na początku jednak usiadł na skraju łóżka, tuż przy nogach chłodnego ciała dziewczyny, i przyglądał mu się bacznie. Im dłużej wodził wzrokiem po bladej skórze nastolatki, tym rozbudzały się w nim coraz większe wątpliwości.
— Powinna już zacząć śmierdzieć. — Wyrwało mu się nietaktownie z braku przyzwyczajenia do cudzej obecności.
— Po co to powtarzacie? Przecież wiem… — jęknął Kruk.
W jego głowie panował idealny porządek. Nie był obłąkany ani zaślepiony cierpieniem, doskonale zdawał sobie sprawę, że Elizabeth nie żyła. Próbował jednak, na podobieństwo ludzi, których podobnych stanem zwykł gardzić, wmówić sobie, że to nieprawda, licząc na to, że kłamstwo powtórzone setki razy w końcu stanie się prawdą. On powtórzył je w myślach dopiero trzysta dziewięćdziesiąt dwa razy, wciąż była jeszcze nadzieja. Ale nikt go nie rozumiał. I Adria, i Loki patrzyli na niego jak na wariata, nie rozumiejąc, jakie miał intencje, a sam nie był w stanie ich wyrazić w obawie o to, że zapeszy – co również było kolejnym, niezwykle idiotycznym, ludzkim przesądem.
— Nie rozumiesz… panie — dodał Anasi.
Nie dbając o to, co wypadało, odsunął króla od dziewczyny i zaczął dokładnie jej się przyglądać. Dotykał ją, sprawdzał puls, zaglądał w oczy, usta, uszy… Cały czas mamrotał sam do siebie. Kruk nie był w stanie odróżnić jego słów, jedynie po tonie głosu poznał, że coś w ciele jego ukochanej wywołało w nim ogromne poruszenie.
— To profanacja zwłok…
— Nie teraz, panie — burknął archiwista, machnąwszy na Amona ręką, niczym na natrętne dziecko, jedno z wielu, które z ciekawości młodego umysłu na przekór strachowi odważyło się zwracać mu głowę.
— Każę cię stracić — jęknął Michalies.
Chciał odepchnąć Anasiego, by zostawił jego ukochaną w spokoju, ale próba wzbudzenia respektu w generale za pomocą cienia do reszty wyzuła go z sił. Mógł jedynie przysunąć się z powrotem i chwycić rękę dziewczyny, wtulając się w nią jak małe dziecko w matkę, gdy targało nim przerażenie.
Informator westchnął ciężko i zawołał Adrię. Kazał jej posłać po lekarzy, a potem wyrzucił sobie pod nosem, że nie wysłuchał ich wcześniej. Jeśli mu się nie wydawało, jeśli naprawdę miał rację, zmartwychwstanie króla nie było najniezwyklejszą rzeczą, jaką przyszło mu widzieć na własne oczy. Ogarniała go wściekłość na samą myśl, że mógłby być aż takim ignorantem – on, który w dawnych czasach spędził ponad sto godzin, opisując krok po kroku zachowanie wilgotnej trawy po deszczowej nocy.
Kiedy do pokoju wkroczyła dwójka demonów, zdenerwowany Michaelis instynktownie zasłonił sobą Elizabeth, jednak Anasi odsunął go – po raz kolejny okazując, jak niezwykle go szanował – i kazał lekarzom robić swoje. Forkas z Araksjelem dokładnie przebadali dziewczynę, a potem poprosili archiwistę na stronę, by przedstawić mu, czego się dowiedzieli.
Forkas przez cały czas krzywił się niechętnie, jego urażona duma cierpiała, odkąd Anasi przerwał im, nie chcąc wysłuchać wszystkiego, co mieli do powiedzenia. Z natury mściwy, próbował zasugerować współpracownikowi, żeby nieco utrudnili życie pajęczemu demonowi, ale Araksjel pokręcił tylko głową.
— Tak, jak stwierdziliśmy poprzednio, dziewczyna nie umarła.
— Słucham? — burknął zniecierpliwiony Anasi.
— Mówiłeś, że król zabrał ze sobą na zamek zwłoki ludzkiego dziewczęcia. Jednak leżąca w łóżku istota… — zawahał się demon.
— No ona żyje — dokończył Forkas, którego wzbierająca z niewiedzy irytacja wygrała z chęcią zrobienia Anasiemu na złość.
— Jak to możliwe? — zapytał spokojnie archiwista, ale lekarze rozłożyli jedynie ręce, nie mając pojęcia, jakim cudem dziecko, z którego wyssano duszę, w dalszym ciągu mogło oddychać.
W rzeczywistości wiadomość niezwykle wstrząsnęła Anasim, jednak nie chciał pokazywać tego na zewnątrz. Zdusił więc uczucia, stając na wysokości zadania i reagując tak, jak się tego od niego oczekiwało – zupełnym, spokojem, obojętnością i zanotowaniem istotnego zjawiska w podręcznym notesie. Potem szybko odprawił demony – zaznaczając, by nie rozgłaszały informacji o stanie dziewczyny – by móc dać upust targającym nim emocjami. Kiedy został sam na sam z Amonem, podszedł do jego łóżka i usiadł na skraju.
— Panie, muszę ci coś powiedzieć — zaczął spokojnie i położywszy szponiastą dłoń na ramieniu Sebastiana, zmusił go, by na niego spojrzał.
— Zostaw nas samych — powiedział słabo Amon, krzywiąc się w złości.
— Zaraz po tym, jak zechcesz mnie wysłuchać.
Kruk przez chwilę wpatrywał się niepewnie w archiwistę. Starał się przeanalizować wyraz jego twarz, ale kiedy tylko to robił, czuł głęboki ból w sercu, gdyż czynność ta przywodziła na myśl kolejną falę bolesnych wspomnień dotyczących Elizabeth. W końcu jednak pokiwał zdawkowo głową i mocno chwyciwszy dłoń hrabianki, polecił Anasiemu przekazać wiadomość.
— Twoja wybranka, panie, żyje. Nie wiemy, jak to się stało. Sądzę, że to może mieć związek z ofiarą, którą na twą rzecz poniosła królowa. Kiedy dziewczyna się obudzi, będziemy musieli przeprowadzić dokładniejsze badania. Do tego czasu każę podłączyć ją do niezbędnej aparatury, ludzkie ciało wymaga odżywiania, w przeciwnym razie jej… Jej zmartwychwstanie pójdzie na marne — wyjaśnił rzeczowo, sam nie do końca wierząc we własne słowa.
Dlatego ani trochę nie zdziwiła go gwałtowna reakcja Michaelisa. Władca Piekieł zamachnął się z całych sił i rozciął ramię archiwisty. Z jego oczu znów poczęła sączyć się krwista czerwień, a uspokajające słowa informatora zagłuszyły obfite w przekleństwa groźby śmierci. W końcu jednak osłabiony Michaelis stracił resztę sił. Czując wszechogarniającą niemoc, opadł na pościel i zrezygnowany wpatrywał się w sufit.
— Nie wiem, w co grasz, Anasi, ale każę cię za to ściąć.
— Obaj wiemy, że tego nie zrobisz, panie.
— Spruchnialec! Ty i wszyscy Pierwsi powinniście wreszcie zdechnąć!
Władca pająków spokojnie przyjmował obelgi króla. Doskonale wiedział, że zmęczenie i nawał emocji, z którymi Amon nie umiał sobie poradzić – bowiem nigdy go tego nie nauczono – przejmował nad nim górę. Znosił więc ze spokojem kolejne groźby i słowa, z których sączył się jad, póki Sebastian nie ochłonął i wreszcie nie przyjął do wiadomości, że informator nie próbował z niego kpić.
Moment olśnienia był niezwykle wyraźny, jakby ciało demona nagle poraził piorun. Wzdrygnął się nerwowo, a potem zaczął chaotycznie badać Elizabeth, cały czas powtarzając jej imię. Dziewczyna jednak w dalszym ciągu leżała nieruchomo. Jej oddech był niezwykle płytki, niemal niewyczuwalny dla Kruka w obecnym stanie, podobnie jak słaby puls. Nienaturalnie zimna skóra i nie stawiające oporów kończyny także nie świadczyły o tym, by należała do świata żywych.
Kiedy jednak Sebastian zdołał nieco się wyciszyć, przypomniał sobie podręcznikowe oznaki ludzkiej śmierci. Doskonale wiedział, że oddech i puls nie były najsilniejszymi argumentami przemawiającymi za tym, jakby nastolatka była martwa. Podobnie miała się sprawa z jej ciałem oraz oczami, które przez kilka ludzkich dni z pewnością zdołałaby się zmienić, nawet jeśli chłód piekielnych pomieszczeń, choć w teorii i tak niewystarczająco silny, byłby w stanie spowolnić rozkład ciała. Wyglądało więc na to, że archiwista nie kłamał. Elizabeth naprawdę żyła. 


sobota, 18 lutego 2017

Tom V, II

Coś mi się ostatnio justowanie nie chce trzymać, nie wiem, o co chodzi, ale będę się tym martwić kiedy indziej. 
Cieszę się, że tak dobrze przyjęliście zmiany w publikacjach i fabułę opowiadania. Takich mam dojrzałych czytelników, loffcie <3.
Chociaż jak czasem się trafi jakaś... Ostatnio jakieś dziewczątko na Wattpadzie posądziło mnie o plagiat samej siebie i nazwało mnie suką. Ómarłam motzno, serio xDDDD. 
A tak poza tym, to nie będę Was dziś zanudzać przedmową, bo głowa boli mnie tak, jakby miała zaraz eksplodować i w sumie nie wiem, czy tego nie zrobi...
Ah, no i zapomniałabym

DZIĘKUJĘ ZA 200 000 WYŚWIETLEŃ!!! JESTEŚCIE NAJLEPSI! <3 

Miłego! :*

==========================

Sebastian ocknął się ze straszliwym bólem głowy, czując na sobie ciężar dziewczyny. Nerwowo rozejrzał się po polu bitwy i powoli podniósł się do siadu, w silnym uścisku trzymając ukochaną tuż przy piersi.
— Ale nicość... — wychrypiał niewyraźnie.
W ustach poczuł gorzki smak. Niezwykła suchość w gardle drażniła go przy każdym oddechu. Nie wiedział, co się działo. Pamiętał tylko, że pożerał duszę Elizabeth. Czuł jej słodki smak, napełniający całe jego ciało niesamowitą siłą, a potem... Potem życie zaczęło ulatywać również z niego i chociaż rozpaczliwie starał się pozostać wśród żywych, przegrywał sam ze sobą, powoli tracąc świadomość.
Nie spodziewał się, że po śmierci coś będzie na niego czekać. Demony nie miały duszy, z założenia były nieśmiertelne, dlatego śmierć oznaczała dla nich ostateczny koniec. A jednak on się obudził. Na dodatek w tym samym miejscu, w którym umarł, otoczony zszokowanymi żołnierzami, wśród których dopiero po chwili rozpoznał starego druha.
— Loki...? Co się... — urwał, dusząc się kaszlem.

sobota, 11 lutego 2017

Tom V, I

Pewnie zauważyliście, że zmieniłam nieco grafikę na blogu – zaplanowałam to już... Grube miesiące temu i w końcu się stało. Dajcie znać, co o niej sądzicie. Ma nawiązywać nieco do tego, co obecnie dzieje się w opowiadaniu :P. Sądzę, że zrozumienie odniesienia nie jest zbyt trudne :P.
Anyway, jakiś taki mały odzew z Waszej strony pod ostatnim rozdziałem, spodziewałam się czegoś więcej xD. No ale to nic, zdarza się. Przynajmniej wiem, że uzyskałam zamierzony efekt.
Dziś oddaję w Wasze ręce pierwszy rozdział piątego tomu. Mam nadzieję, że Wam się spodoba, choć pewnie nie jest on tym, czego się spodziewaliście :).
No i przypominam, że od teraz w Róży widzimy się tylko w soboty. 

PS Na potrzeby tego tomu przyda Wam się, jeśli odkopiecie rozdział opisujący system mierzenia czasu w piekle, bo trochę go będzie i byłoby dobrze, żebyście nie czuli się zagubieni :).

Miłego! :*

==========================================

Nikt, nawet piekielny archiwista – Anasi – nie wiedział, jak doszło do powstania pierwszej Rzeczywistości. W tamtych czasach nie znano legend, bowiem nie istniało nic ani nikt, kto mógłby zaszczepić taką ideę w umysłach nowopowstałych istot. Były to niezwykle trudne czasy, zwane przez demony „wylęgiem”, do których nie lubili wracać.
Wszystko na świecie miało swój początek, a jak wiadomo, początki nigdy nie były proste. Z demonami nie było inaczej. Zresztą nie tyko z nimi: anioły i bogowie śmierci również nie powstali oświeceni. Milenia trwał proces, w konsekwencji którego istoty ponadnaturalne zdobyły siłę, wiedzę i władzę nad otaczającym je światem, a jednak nigdy nie zdołały okiełznać go w pełni.
Prawa natury od zawsze nie ulegały mocom istot wyższych i chociaż część z nich opanowała sztukę wpływania na nie, te jedynie użyczały im swej mocy, nieposkromione w dalszym ciągu postępując wedle swej woli.
Kiedy istoty ponadnaturalne wylęgły się z nicości i pojęły, że istnieją, nastąpił przełom. Zdobycie świadomość swego jestestwa otworzyło istotom drogę do zrozumienia świata. I tak, kolejnymi milionami lat, które w ludzkim pojęciu wydawać by się mogły nieskończonością, demony, anioły i bogowie śmierci posiedli świadomość, umiejętność przetrwania, a nawet tajemną wiedzę na temat sztuki rozmnażania się.
To, co obecnie nawet ludziom wydawało się proste i oczywiste, w haniebnych czasach początków bytu istot wyższych było niezwykłością tak wielką, że wielu nie zdołało poradzić sobie z ciężarem wiedzy, skracając swe męczarnie na padole, którego ich ograniczone umysły nie potrafiły pojąć.
Anasi był jednak inny. Jako demon rozpoczął swą podróż przez wieczność podobnie jak miliony innych podobnych mu istot. Żyjąc na jednej przestrzeni z aniołami i bogami śmierci, powoli uczył się wzajemnych różnic rasowych, które znacznie wpływały na spojrzenie na świat poszczególnych nacji. Długie lata zajęło mu zrozumienie, że odmienność rasowa stanowiła przepaść tak wielką, że jeden świat nie będzie w stanie pomieścić ich wszystkich, zapewniając pokój i szansę na spokojny rozwój.
Anasi nigdy nie pragnął władzy, nie zależało mu na zgładzeniu innych od siebie. Już od pierwszych dni, kiedy tylko zasnuty mgłą umysł demona wyrwał się z więzów, pozwalając mu uświadomić sobie, że żył, jedyne, czego naprawdę pragnął, to wiedzieć. Ciekawiło go wszystko, co były w stanie odebrać jego ograniczone zmysły. Z biegiem lat nauczył się odróżniać kolory, dźwięki, kształty i fakturę. Fascynowała go każda nowa informacja, wszystko, z czym stykał się po raz pierwszy.
Podczas swej wędrówki do pełnego rozwoju spotkał również innych: demony, aniołów, bogów śmierci, a także istoty tak słabe, że nie warto było nawet zwracać na nie uwagi, i tylko on jeden dostrzegał fakt ich istnienia, podczas gdy pozostali mijali najsłabszą rasę niczym martwe głazy zakopane w ziemi tak głęboko, że nie można było ich wyciągnąć. Zagadka istnienia kamieni wydawała się ciekawsza, aniżeli obserwowanie poczynań ludzi. Dopiero z czasem dzieci ciemności zrozumiały, że prawdziwa gra toczyła się właśnie o te najsłabsze stworzenia.
Alat, Anasi, Belial, Belzebub, Lewiatan i Lucyfer – szóstka demonów, którzy istnieli od początku wszystkiego. Ich imiona na zawsze zapisały się w historii wszechrzeczy, choć rola każdego z nich znacznie od siebie odbiegała. Niemożliwym było bowiem, by wszyscy poszli tą samą drogą, będąc oddzielonymi od siebie o tysiące mil na ziemskim globie.
Jako pierwsi spotkali się Lewiatan i Alat – siła i słabość, dwa przeciwne bieguny, które w dawnych czasach nie rozumowały jeszcze w tych kategoriach. Niewykształcone instynkty nie pchnęły ich do walki. Natrafiwszy na siebie, wspólnie przemierzali świat, stawiając czoła dziwom i siłom, których nie rozumieli. Chociaż jedno uderzenie kolczastej kuli ogona Lewiatana było w stanie zabić Alata, nigdy nie spróbował pozbawić go życia. Od początku istnienia wykazywał niezwykłe poszanowanie wobec drugiego istnienia i ogromną wrażliwość na piękno.
Z Alatem było inaczej. Słaby i szkaradny zawsze gardził tym, co było od niego lepsze, choć długi czas nie zdawał sobie sprawy z własnej niechęci. Towarzyszył Lewiatanowi, znalazł w nim przyjaciela, lecz zawsze zazdrościł mu siły, a kiedy towarzysz przystawał w trakcie podróży, by podziwiać kołyszące się na wietrze liście kwitnących arbon, gniótł je, ukrócając przyjemność wrażliwca.
Belzebub dołączył do nich znacznie później. Walcząc samotnie z potęgą mrozu, skrył się w jaskini i spędziwszy w niej kilka tygodni, spodziewał się rychłego końca. Nie miał szansy odejść jednak w spokoju – natrafiła na niego grupa aniołów, które już wtedy odkryły w sobie instynkt przywódczy i ze wszechsił starały się zmusić biedaka, by poddał się ich woli. Wśród nich był Lucyfer – ten, z którego przewrotny los zakpił najbardziej, całkowicie wywracając miliardy lat nauki, zmieniając go w tych, którymi gardził w czasach ciemności.
Alat i Lewiatan ruszyli na pomoc Belzebubowi, odstraszając Lucyfera i jemu podobnych, zaskarbiając sobie, wydawałoby się dozgonną, wierność demona. W dalszą wędrówkę poszli we trójkę, z czasem prowadząc za sobą coraz większą, rosnącą w siłę grupę – tak narodziły się początki piekielnego imperium, które miało przed sobą całe mnóstwo wzlotów i upadków, nim stało się tym, co dane było poznać Krukowi.
Podczas gry pierwsi z pierwszych powoli budowali koczowniczą społeczność, Belial na własną rękę przemierzał świat, mając w myślach tylko jeden cel: odnaleźć tego, kto ich tu sprowadził, a potem zmusić go, by przekazał mu swą wiedzę. Zdolności przywódcze oraz silna potrzeba bycia na szczycie były tym, co dało Belialowi siłę, żeby znosić trudny pojmowania otaczającego go świata. Nim jeszcze potrafił nazwać to, czego doświadczał, nauczył się wykorzystywać wewnętrzną siłę, która pchała go do określonych działań, w krótkim czasie uświadamiając demonowi, że stojąc na czele grupy, jest w stanie osiągnąć wszystko, o czym tylko zamarzy.
Nim natrafił na Anasiego, zebrał grupę towarzyszy – ponad kilku tysięcy podobnych mu istnień, notorycznie wchodząc w szranki ze społecznościami aniołów i bogów śmierci. Dzień, kiedy napotkał Anasiego, sprawił, że jego skazany na szybką śmierć los nabrał zupełnie nowego kształtu.
Nim pajęczy demon zdobył swój przydomek, przez większość czasu pozostawał niezauważony. Przemykał pomiędzy walczącymi ze sobą grupami, zdobywał niezbędne pożywienie, podczas gdy pozostali podrzynali sobie gardła w ich imieniu. Zawsze stał z boku i przyglądał się, metodycznie odkrywając sposoby działania innych, by w odpowiedniej chwili uzyskać to, co było mu konieczne do przeżycia. Wtedy jeszcze nie był bowiem silny, jedynie przebiegłością, spokojem i samodyscypliną zdołał przetrwać pierwsze miliony lat.
W tamtych czasach istoty wyższe nie były świadome upływu czasu. Dzień i noc były dla nich powtarzalnymi zjawiskami, jednak nie zdawały sobie sprawy, że prowadziły do tak widocznych zmian. Oświecenie przyszło z czasem, wraz ze zmianami nie tylko w inteligencji, ale również kondycji fizycznej. Z wiekiem wzrastały, stawały się silniejsze, a część z nich odchodziła w sposób naturalny. Dopiero śmierć otworzyła im oczy na prawdę o czasie.
Belial dotarł na nowe tereny. Wkroczył na nie hucznie, nie kalając swego umysłu abstrakcyjnymi myślami o zaskoczeniu i bezpieczeństwie. Kiedy jednak napotkał pierwszą społeczność anielskiej nacji, przegrał w starciu z kretesem i liżąc rany wrócił do obozu, nie rozumiejąc, co się zmieniło. Zachowywał się tak samo, jak dotąd, co więc zaważyło o jego przegranej?
Wtedy właśnie poznał Anasiego, a raczej to Anasi poznał jego. Obserwował Beliala od pierwszego dnia, kiedy zjawił się w okolicy. Jak zwykle z ukrycia przyglądał się jego grupie, zapamiętując rutynę, odkrywając, gdzie trzymali zapasy i jak walczyli. Wyczekiwał długo, by wreszcie trafić w odpowiedni moment. A kiedy stanął przed obliczem przyszłego króla, los piekła został przesądzony.
Belial początkowo wydawał się sceptyczny wobec tego, co mówił Anasi. Choć wtedy ich mowa ograniczona była do zaledwie kilku dźwięków i niezwykle żywej gestykulacji, którą nadrabiali braki w mowie, pierwsze słowne dialekty xerfickiego wystarczyły, by przyszły archiwista przekazał nowopoznanemu wodzowi swój plan.
Istniały trzy liczące się nacje oraz jedna, która dla nikogo nie miała znaczenia. Anasi wiedział, że prędzej czy później walki o terytorium urosną do rangi czegoś, czego nie potrafił wtedy nazwać, a szukanym przez niego słowem była „wojna”. Zaproponował więc Belialowi, że będzie mu radcą; w zamian za bezpieczeństwo zapewni zjednoczenie nacji i terytorium.
I tak też się stało. Kilka milionów lat później to, co początkowo było jednym światem, podzieliło się pod wpływem oddziałujących nań mocy, dzieląc się na trzy osobne plany, z których demony zajęło początkowo ten najatrakcyjniejszy, przyległy do krainy bogów śmierci, którzy zrozumiawszy znaczenie ludzkich istot, postanowili sprawować nam nimi pieczę.
Świat brnął naprzód, istoty ponadnaturalne osiągały coraz wyższy stopień świadomości, ich wiedza o świecie, prawach natury i nich samych stawała się coraz bardziej rozległa. Wszystkie nacje, z wyjątkiem ludzi, posiadały coraz większą potęgę, stale żyjąc w obawie przed atakami przeciwnych sił, póki jeden z ludzi przypadkiem nie trafił na przedmiot, który stał się przyczyną kolejnego zwrotu w historii wszechrzeczy – Podwalinę Rzeczywistości.
Nieświadomy tego, co robił, pierwszy bóg dotknął kamienia, marząc o świecie, w którym wszystko byłoby proste i zrozumiałe. Tak powstała druga Rzeczywistość – czas, który uwięził istoty ponadnaturalne na ich nazbyt ciasnych terenach, uniemożliwiając podróż, póki kolejny z ludzi nie poszedł śladem pierwszego boga, kreując kolejną Rzeczywistość.
Przez tysiące lat ludzie w ustnym przekazie rozpowszechniali wiedzę o Podwalinie i jej mocy. Uczyli o niej dzieci, rozwijali ich umysły, póki nie powstał nowy bóg – ten, który zapoczątkował istnienie piątej rasy: kolosów – obrońców Podwaliny – mających stać na jej straży, by nikt nie zdołał zakłócić dojrzewania nowego świata.
Istoty ponadnaturalne zostały ograniczone przez prawa nowego świata. Sporo czasu zajęło im uzyskanie dostępu do miejsca, w którym żyli ludzie. Nastały nowe czasy – czasy polowań. Świat wykreowany przez boga obumarł, granice pomiędzy krainami poszczególnych nacji upadły. Ludzie stali się zwierzyną, na którą dzieci nocy polowały, by rosnąć w siłę. Demony pod dowództwem Beliala rosły w potęgę, a sam władca chętnie korzystał po cichu z rad swego sojusznika, ciesząc się, iż jedynym, czego ten pragnął w zamian, był spokój, izolacja i swobodny dostęp do wiedzy.
Z czasem Anasi uznał, że ogrom informacji, które zdołał zebrać, powinien zostać uwieczniony. Obawiał się, że jego umysł okaże się zbyt ograniczony, by zapamiętać wszystko, a strata nawet najmniejszego szczegółu, pozornie najmniej istotnej informacji, wydawała mu się przeogromną tragedią. Wtedy postanowił, że opracuje pismo.
Początkowo niezwykle prymitywne, składające się z ideogramów, z czasem ewoluowało, w ostateczności tworząc skomplikowany zestaw znaków, w których ideogramy opisywały podstawowe pojęcia, zaś literami pierwszego sylabicznego alfabetu zapisywano jednostki gramatyczne i pojęcia, które okazywały się zbyt skomplikowane, by zawrzeć je w prymitywnych rysunkach. Anasi pragnął, by jego wiedza i doświadczenie stały się podstawą historii całego piekła. Stał się obserwatorem, który nie tylko zbierał informacje, ale także opisywał dzieje istot piekielnych i wszystkiego, co miało z nimi związek z perspektywy zewnętrznego obserwatora, do tego stopnia wyzuty z jakichkolwiek emocji, że jego zapiski mogły nosić miano prawdziwie obiektywnych, bowiem w swych wywodach nie pomijał żadnego szczegółu, który mógłby zaważyć o sposobie odbioru opowieści. Suche fakty urozmaicane rysunkami, dołączanymi przedmiotami, barwami i materiałami z czasem rosły w potęgę, a widząc wartość pracy demona, Belial okrzyknął go swym najwierniejszym kompanem.
Spokojne czasy zaburzył jednak pewien incydent, który Belial w późniejszych czasach przeinaczył, a prawdziwą historię i związane z nią dokumentacje Anasiego zamknął w najdalszych odmętach krainy, zwanej później piekłem. Jeden z demonów – znudzony życiem lekkoduch, którego imię zostało zakazane w użyciu, póki nie odeszło w niepamięć – podpisał kontrakt, na mocy którego stał się ludzkim sługą. Dziecię nocy obdarzyło człowieka zakazanym uczuciem, targany nim dopuszczając się rzeczy okropnej. Zasady ówczesnej Rzeczywistości wsparły moc płynącą z czynu demona, na zawsze odmieniając dzieje świata.
Wspólne tereny podzieliły się ponownie, tym razem z taką niewyobrażalną siłą, że nic już nigdy nie było w stanie ponownie ich złączyć. Powstało piekło, niebo, wymiar ludzki oraz ten, który przylegał do niego bezpośrednio – świat obrońców ludzkości: bogów śmierci.
Wtedy to wściekły Belial ustanowił w piekle monarchię, przejmując absolutną władzę i ustanawiając najważniejszy dekret, na mocy którego demony miały być wychowywane i szkolone tak, by wyplenić z ich serc wszelkie uczucia, które doprowadziły do niekorzystnego podziału. Miłość, radość, przyjaźń, szczęście – wszystko, co pozytywne, co tworzyło więzi pomiędzy jednostkami, miało zostać wyparte. Dzieci nocy nazywały siebie pozbawionymi wszelkich uczuć, lecz prawda była taka, że pozostały w nich ich szczątki, zaś w sercu zduszone zostały przez przywary, z którymi kojarzyć zaczęli ich ludzie.
Wybudowano zamek, w którego wnętrzu zamieszkał król, gromadząc wokół siebie grupę zaufanych pierwotnych – demonów, które podobnie jak on, narodziły się na samym początku. Pozostali musieli walczyć o swe pozycje, a kiedy system prawny i społeczny w piekle został ustalony, zapanował czas spokoju, lecz złość Beliala i nienawiść wobec ludzkiego ścierwa nigdy nie zmalała.
Anasi wciąż kontynuował swoje prace. Wiedział jednak, że w rozdzielonym świecie nie zdoła zebrać informacji na wszystkie tematy, które powinny znaleźć się w jego zapiskach. Dlatego więc, przezwyciężając swą niechęć i wynurzając się z gabinetu w najciemniejszych odmętach zamku – który przydzielił mu król, czując powinność wobec najwierniejszego z poddanych – nawiązał współpracę z Arachne – istotą, która miała w swym władaniu każdego pajęczaka jaki kiedykolwiek istniał we wszystkich światach. Z pomocą Arachne stał się władcą pająków, a każdy z nich, oddany jego woli, zbierał informacje i przekazywał je archiwiście, który w zaciszu swego gabinetu mógł spędzać kolejne Rzeczywistości na kontynuowaniu swej pracy.
Szybko jednak okazało się, że spisanych przed demona ksiąg było zbyt wiele, by wraz z twórczością piekielnych, anielskich, żniwiarskich a nawet ludzkich artystów, mogły pomieścić się w ogromnym zamku. Belial nakazał więc wybudowanie Piekielnej Biblioteki, sam nie widząc sensu jej istnienia, a nawet upatrując w niej niebezpieczeństwa wobec swojej władzy. Nakazał więc Anasiemu ukryć najdawniejsze zapiski tak, by nigdy nie dostały się w niepowołane ręce, w zamian za to obiecując mu odpowiednio przestronną przestrzeń na samym mroźnym krańcu piekieł, gdzie mało kto miał odwagę się zapuścić.
Piekielna Biblioteka nie była miejscem popularnym ani często odwiedzanym nawet przez garstkę dzieci ciemności, które świadome były jej istnienia. Belial dbał o to, by ukryta w murach i w ich wnętrzu wiedza nie została przez nikogo odkryta. Dlatego właśnie gmach postawiono w miejscu trudnodostępnym, pośród gór i lodowców, a jej białe mury zlewały się z górskimi szczytami tak, by utrudnić jej odnalezienie.
Stałym bywalcem przybytku wiedzy był więc jedynie Anasi, jego pająki, Arachne oraz garstka demonów, które sukcesywnie eliminowane były pod pretekstem zdrady, wypadku podczas połowów lub innego prozaicznego powodu, nim w ich umysłach wykwitła chęć zapoznania się z ogromem historii, z których fizycznym naczyniem mieli styczność na co dzień.
Mijały kolejne lata, które upływały Anasiemu na sukcesywnym spisywaniu wiedzy oraz historii jego rodzimej krainy. Piekło wciąż wzrastało w siłę, ustanowione przez Beliala prawo pomogło utworzyć społeczeństwo zbudowane na sile, niezależności i szczerości, która zdaniem króla była jedynym pozytywem pozostałym po wszelkich cechach kojarzących się z dobrem. Dzięki niej demon był w stanie kontrolować swoich podwładnych, a w razie potrzeby eliminować wszelkie jednostki, u których w procesie wychowania nie udało się całkowicie wyplenić niepożądanych cech.
Kolejne Rzeczywistości przynosiły ze sobą coraz nowe, niezwykle znaczące odkrycia. Sporo z nich stało się kluczowe dla rozwoju piekielnego królestwa, inne okazały się zupełnie bezwartościowe. Belial nakazał Anasiemu trzymać na terenie zamku te z rękopisów, które w jego opinii wydawały się ważnymi elementami historii piekła. Te zaś, które wydawały mu się zbędne i groźne, wraz z archiwistą systematycznie przenosił na oblodzony kraniec krainy, gdzie miał za zadanie odpowiednio je skatalogować, by wewnątrz Biblioteki zachowany był idealny porządek. Sam Belial nie dbał o układ ksiąg, jednak zdawał sobie sprawę, że odpowiednia klasyfikacja była kluczem do zachowania harmonii i łatwego dostępu do ksiąg w razie konieczności.
Władca pająków nie odnajdywał uciechy w podróżach, lecz akceptował wolę swego pana, ciesząc się, że w świecie pełnym cierpienia, walk i ciągłych wieczerzy pełnych deprawacji niegodnych nawet najpodlejszych z istnień, przyszło mu skończyć w ciszy i spokoju, w której mógł w pełni poświęcać się swojej pasji. Nie lubował się w cielesnych uciechach, życie towarzyskie było mu obce i unikał go przez wzgląd na obiektywność swoich osądów. Tak odizolowany szybko zyskał na dworze królewskim opinię dziwaka, a coraz młodsze pokolenia wymyślały na jego temat niestworzone historie, które przysparzały archiwiście wiele śmiechu i materiału do snucia kolejnych, społecznych wywodów do swych ksiąg.
Opisywał wszystko. Począwszy od tak ważnych wydarzeń, jak narodziny pierwszego syna piekielnego króla, po drobnostki pokroju zniszczonych w wyniku dziecięcej potyczki księcia z jego młodszym bratem murów północnej wieżyczki, do której grawerowaną cegłę samodzielnie przygotowywał Lewiatan. W oczach Anasiego nic nie było zbyt mało ważne i chociaż zdawał sobie sprawę, że pewne wydarzenia odgrywały kluczowe role, nigdy nie umniejszał pozostałym, mając nie mniejszą świadomość czegoś, co ludzie poznali miliardy lat później pod nazwą efektem motyla – ogromnego wpływu jaki pozornie nieistotne wydarzenie mogło mieć na te kluczowe. W wolnych chwilach udawało mu się znaleźć mnóstwo dowodów na potwierdzenie prawdziwości chaosu deterministycznego, choć i to określenie przyszło mu poznać dopiero za sprawą ludzi, na długo po wydarzeniach, wobec których nie zdołał pozostać obojętny.
Lata spokojnej, zdyscyplinowanej pracy obiektywnego historyka, archiwisty, informatora a także doradcy, nie zdołały przygotować go na to, co ujrzał, kiedy istota, którą miał za ludzkie dziecko, doprowadziła do upadku kolosów. I chociaż samo to wydarzenie sprawiło, że jego serce zabiło mocniej, a dłoń drgnęła nerwowo, sprawiając, że czysta karta tekstu skażona została kroplą atramentu świadczącą o niewystarczającym skupieniu, okazało się to nie być najbardziej zadziwiającym z wydarzeń, których został świadkiem.
To on przekazał królowej fiolkę, dzięki której mogła oddać swe życie w imię dalszej egzystencji ukochanego. To on ukrył księgę, z której zaczerpnęła wiedzy na jego temat, głęboko w ciemności pośród regałów pełnych bajek. Nigdy nie sądził, że  historia mogła być tak prawdziwa, zwykł traktował ją półżartem, lecz w trudnej sytuacji warto było spróbować wszystkiego.
Mikstura spełniła swe zadanie, nikt nie spodziewał się jednak, że jej moc okaże się aż tak potężna. Kiedy płuca nowego króla – dziecka, którego dzieje opisywał z niezwykłą dbałością od pierwszego jego krzyku, pierwszej kropli krwi, która zwilżyła jego gardło, kiedy opuszczał łono matki – ponownie napełniły się powietrzem, nie wierzył, że naprawdę do tego doszło. Poczuł coś, czego nie myślał nigdy zaznać – prawdziwą radość. I chociaż w jego przypadku objawiła się zaledwie przyspieszonym rytmem serca i wątłym uśmiechem na twarzy, zrozumiał, że doświadczył czegoś na miarę chwili, w której zdał sobie sprawę ze swego istnienia.
Jednak to, co wydarzyło się zaledwie kilka dni później, okazało się jeszcze niezwyklejsze. Od tej chwili historię nowego króla spisywał z niedowierzaniem, ciężko dociskając pióro do papieru, nie mogąc uwierzyć w prawdziwość słów, które spod niego wychodziło.



środa, 8 lutego 2017

Tom IV, XCVII

No i dobrnęliśmy do końca czwartego tomu!
Mam nadzieję, że przyjmiecie go jakoś spokojnie, albo przynajmniej zbytnio mnie nie zabijecie xD. Anyway... Planowałam przerwę, ale mi się to nie schodzi, więc przerwy nie będzie. Za to mam ogłoszenie, które pewnie części z Was się nie spodoba. 

Jako że w tym roku kończę studia, już raczej ostatecznie, bo na doktorat się nie wybieram, muszę napisać pracę magisterską, a w połączeniu z nauką, pisaniem, kolorowaniem i szeroko pojętym życiem, nie starcza mi czasu na wszystko. Mam świadomość, że część czwartego tomu była kiepska – wynikało to między innymi z braku czasu. 

Dlatego od teraz zmieniają się dni publikacji rozdziałów:

Czarna Róża Demona: Soboty godzina 9.00

Dziwak z dyplomem: Środy, godzina 9.00

Jak widzicie, Róża będzie raz w tygodniu, a jej dzień przejmie dziwak. W ten sposób będzie mi łatwiej, a i rozdziały będą lepiej dopracowane, zbetowane i sensowniejsze (przynajmniej taką mam nadzieję). Pracuję też nad tym, by rozdziały były nieco dłuższe, co wychodzi różnie, ale na pewno postaram się, żeby nie było takich polsatowych zakończeń zbyt często – jedynie zamierzenie.

Mam nadzieję że to rozumiecie i mimo wszystko dalej będziecie śledzić losy bohaterów Róży. Uważam, że przez te ponad dwa lata prowadzenia bloga i tak byłam bardzo w porządku w stosunku do Was jeśli chodzi o daty publikacji, także liczę na wyrozumiałość. 
No a teraz klasycznie już:

Miłego! :*

==================

Ida dopadła do Michaelisa, czując, że obserwująca jej poczynania Elizabeth nie uśnie, póki nie upewni się, że demon w dalszym ciągu żył. Pochyliła się nad leżącym na plecach mężczyzną i delikatnie musnęła jego twarz opuszkami palców.
— Elizabeth… Nie… Nie pozwól jej. Ona… cię zdradzi — wycharczał z trudem Kruk, chwytając dziewczynę za rękę.
— Lizzy tu nie ma, demonie. Wygrałam — odparła Ida.
Jej oczy błysnęły złowrogo, niczym demonie ślepia we wściekłości, a na usta wstąpił obleśny uśmiech.
— Najzabawniejsze jest to, że nasza kochana Lizzy została wiedźmą i zamiast się szkolić, zmarnowała nauki, bo jej ukochany wrócił. Gdyby nie to, sprawy może potoczyłyby się inaczej. A tak? No cóż, żegnaj, demonie — mówiła z obrzydliwą satysfakcją, napawając się cierpieniem i przerażeniem Michaelisa.
Dzieląca z nią ciało Lizz była zbyt słaba, by przeciwstawić się woli Idy. Mogła już tylko obserwować, błagając, by jej druga osobowość nie robiła tego, co planowała. Nie miała pojęcia, o co chodziło doppelgangerowi. Miała pewność, że Ida była wobec niej szczera, a jednak w rozmowie z demonem również nie kłamała. Zrozpaczona hrabianka próbowała odzyskać władzę nad swoim ciałem, ale została całkowicie zdominowana. Popełniła błąd. Najgorszy, jaki tylko mogła. Nie pozostało jej nic więcej, jak wiara w to, że kopia postąpi słusznie.

sobota, 4 lutego 2017

Tom IV, XCVI

I tak oto dobrnęliśmy do przedostatniego rozdziału czwartego tomu. Niemożliwe, nie? A jednak :D. Też trudno mi uwierzyć, bo już się bałam, że nigdy tego nie skończę, ale jednak się udało. 
Humor też mam już lepszy. Prawie dobry, gdyby nie brać pod uwagę, że prawdopodobnie zwaliłam egzamin, bo nie spałam w nocy... No cóż, życie. 
W każdym razie mój telefon już naprawiony i odbiorę go na początku przyszłego tygodnia, z japońskiego dostałam 5 na semestr i doszedł mój sebusiowy cu-poche. Także większość spraw ma się lepiej. Feriuję sobie. Staram się wykorzystać czas, żeby zarobić hajs, nadgonić z opkiem, powtórzyć cały japoński od zera i takie tam. Mam nadzieję, że i Wy spędzacie ferie produktywnie :). 

Miłego! :*



============================

Chociaż słońce zdążyło leniwie wzejść ponad horyzont, na wzgórzach przy Walbury Hill wciąż panował mrok. Wzbite w powietrze tumany popiołu z resztek ciał dwóch przeciwnych stron konfliktu skutecznie uniemożliwiał słońcu czynienie swej powinności.
Wrzawa, rozpaczliwe wrzaski, huk wybuchów Łaski – przerażające dźwięki niosły się echem kilometrami, płosząc wszelkie zwierzęta ze świata fizycznego, które potrafiły wyczuć to, co działo się na innym planie rzeczywistości. Zew krwi napawał je przerażeniem, lecz nie potrafiły dostrzec jego źródła.
Zjednoczone siły demonów i aniołów dawały z siebie wszystko, starając się odeprzeć zmasowany atak przeciwników. Taktyka bazująca na wykorzystaniu anielskiej umiejętności okazała się jednak nieskuteczna. Przeciwników było zbyt wielu, a wybuch czystej energii pochłaniał zarówno ich, jak ich walczące ramię w ramie przeciwne nacje. Straty, jakie w zastraszającym tempie ponosili obrońcy Podwaliny Rzeczywistości, nie zwiastowały rychłego końca potyczki. Niektórzy zaczynali nawet wątpić, że uda im się zwyciężyć, lecz wszyscy trzymali obawy w sercach, nie chcąc podkopywać ducha współwalczących.

środa, 1 lutego 2017

Tom IV, XCV

Nie mam weny, nastroju, siły ani ochoty na przedmowę. Wybaczcie, bardzo bardzo straciłam humor do wszystkiego. 

Miłego :*

====================================

Kiedy obrady dobiegły końca, Sebastian przeprosił zgromadzonych i w pełni swej chwały, w demonicznym ciele i bojowym stroju, podszedł do siedzącej w towarzystwie ochroniarzy Elizabeth. Dziewczyna podniosła na niego wzrok. Dwoje błękitnych oczu mówiło mu więcej niż miliony słów, które mogłaby zacząć z siebie wyrzucać, ale demon wiedział, że nie miała ochoty tego robić. Stres i oczekiwanie zaczynały ją niszczyć. Usilnie starała się nie dopuszczać do siebie emocji ani nawet samej świadomości ich istnienia, ale Michaelis znał ją zbyt dobrze, by uszły jego uwadze.
— Ładnie wyglądasz — mruknęła łagodnym głosem z nutą słodyczy ginącą w morzu głębokiego żalu.
Kruk pochylił się nad nią lekko, od jego zakręconych rogów odbijały się promienie światła, rzucając pręgowany cień na policzki nastolatki. Czarna skóra demona kontrastowała z jej bladą, niemal śnieżnobiałą, szczególnie było to widać, gdy wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać.

.