– Lizzy! –
Usłyszała głos z oddali. – Lizzy! Lizzy, wstawaj!
– Co?! – Zerwała się nagle i nerwowo rozejrzała po
pokoju.
Siedziała na krześle w swoim
gabinecie. Drobny chłopczyk, w towarzystwie pokojówki, stał na krześle
naprzeciwko niej. Odruchowo popatrzyła na swoje dłonie. Wyglądały normalnie.
Dotknęła karku, na którym wciąż czuła urojony ból.
– Sen… – szepnęła
niepewnie.
– Wyspałem się
już! Chodźmy się bawić, obiecałaś! – krzyczał chłopiec, wymachując rękami.
Popatrzyła na niego i poczuła ulgę,
widząc, że nic mu nie jest. Uśmiechnęła się do niego i wstała z krzesła.
– Chciałbyś
zagrać w baseball? – zapytała, biorąc go na ręce.
– A co to jest?
– Taka gra,
trochę podobna do krykieta. Spodoba ci się.
– Taaaak!
– Jeanny.
Powiedz Sebastianowi, żeby przyniósł ubrania do baseballu dla sześciu osób.
– Sześciu? – zdziwiła
się dziewczyna.
– Tak – odparła
beznamiętnie Lizz, nie zamierzając tłumaczyć służącej swojej decyzji.
– Tak jest! –
Zasalutowała i wybiegła z gabinetu.
~*~
– Dobra!
Przebierajcie się. No już, szybko! – Elizabeth poganiała służących i kuzyna,
wciskając im w ręce spodenki i bluzki. – Jeanny, pomóż Timmiemu!
– Tak jest!
Wszyscy z podekscytowaniem zaczęli
zmieniać ubrania, radośnie pokrzykując. Wszyscy poza jedną osobą. Hrabianka
poprawiła czapkę z daszkiem i podeszła do stojącego na uboczu lokaja.
– Przebierz się
– warknęła, patrząc na niego spod daszka.
– Przepraszam,
ale muszę odmówić – odpowiedział zażenowany.
– To
niesubordynacja? – zapytała, zbliżając się do jego twarzy.
Spojrzała na niego morderczym
wzrokiem.
– Naprawdę.
Lokajowi nie wypa…
– Nie
interesuje mnie, co wypada lokajowi! Obiecałam coś. Chcesz zawieść tego chłopca?!
– Wskazała ręką blondyna w euforii zakładającego na siebie przydużą koszulkę.
Obraz ze snu na chwilę nałożył się
na rzeczywistość. Zadrżała i prawie się przewróciła, jednak demon w porę ją podtrzymał.
Uderzyła dłonią w jego bark, podnosząc się jakby nigdy nic. Nie zamierzała
komentować tego drobnego incydentu, inaczej Sebastian na pewno nie dałby jej
spokoju i zmusił ją, by wyjawiła mu całą prawdę, a ona zapewne zrobiłaby to,
żałując później swojej uległości wobec diabelskiego pomiotu.
– To jest
rozkaz! Przebierz się i graj z nami w baseball! – powiedziała stanowczym,
podniesionym głosem i zacisnęła pięści.
Mężczyzna ukląkł przed nią,
pochylając głowę. Wobec rozkazów swojej pani musiał pozostać oddany, a ona,
doskonale zdając sobie z tego sprawę, wykorzystywała przywileje płynące z
kontraktu.
– Yes, my lady –
rzekł uniżenie, nie mając innego wyjścia.
~*~
– Skoro wszyscy
są już przebrani… – Elizabeth popatrzyła z dumą na piątkę ludzi w uniformach.
Spoglądając na Sebastiana, zaśmiała się złośliwie. – Przejdźmy do wybierania
drużyn. Niech każdy napisze swoje imię na kartce. Wylosuję dwie osoby i to one
wybiorą drużyny.
Po krótkiej chwili, wszystkie
karteczki z imionami wylądowały w czapce dziewczyny.
– Uwaga,
losuję! – krzyknęła. Wyciągnęła jeden świstek.
Wielkimi, koślawymi literami napisano na nim „Timmy”.
– Timmy!
Gratulację, zostałeś kapitanem pierwszej drużyny.
– Super!
Dziękuję! – Chłopiec podskoczył z radości i staną obok niej.
Ponownie włożyła rękę do baseballówki
i wyciągnęła kartkę. Widniało na niej skrzętnie wykaligrafowane imię.
– Sebastian! Brawo,
brawo! – Szydziła z niego nie ujmując sobie ogromnej satysfakci.
– No dobrze.
Timmy jest młodszy, więc jako pierwszy wybierze członka swojej drużyny.
– Lizzy! – pisnął
i wskazał palcem na czerwonowłosą.
Dygnęła, uśmiechając się
promiennie i stanęła tuż przy chłopcu.
– Tai… –
Chłopak rozpromienił się i podbiegł do demona.
– Eee… –
zająknął się blondyn, nie mogąc sobie przypomnieć imienia wskazywanego przez
siebie mężczyzny.
– Thomas –
powiedziała za niego Elizabeth.
– No to
wszystko jasne! W takim razie, zaczynamy!
Nie
była to zwyczajna gra. Służba rodziny Roseblack nie była jedynie bandą
niekompetentnych głupców. Została doskonale dobrana pod względem kryteriów,
które liczyły się dla Sebastiana i Elizabeth najbardziej. Każdy z nich posiadał
niezwykłą sprawność fizyczną i umiejętności walki, dlatego zwyczajna gra w
baseball momentami wyglądała bardziej jak wojna.
– Ała! Thomas!
Nie wolno skakać przeciwnikowi po twarzy! – krzyczał Tai.
Mężczyzna biegł z piłką, lecz po chwili
dostał solidny cios kijem od pani domu. Rzuciła piłkę do kuzyna, by ten zdobył
punkt.
Kamerdyner początkowo nie
podzielał ekscytacji reszty, jednak im dlużej trwałą gra, tym bardziej wczuwał
się w nią, czerpiąc z zabawy chociaż odrobinę satysfakcji. W końcu wszyscy wczuli
się na dobre, doskonale się bawiąc i hamując swoją siłę oraz umiejętności
jedynie w stosunku do dziecka.
– Dawaj! – krzyknęła
hrabianka, oczekując na atak ze strony niewiele od siebie strasznego bruneta.
– Ciekawe, czy
uda ci się to odbić, Lizz! – odparł.
Zamachnął się i rzucił z całej
siły. Dziewczyna odbiła piłkę, która poleciała wysoko do góry, dając jej sporo
czasu, by zdobyć bazę.
– Tak! – Ucieszyła
się i zaczęła biec.
Sebastian wyskoczył w powietrze,
łapiąc piłkę i wylądował z nią tuż przed dziewczyną.
– Aut!
Lokaj wyszczerzył się złośliwie
spoglądając na swoją nastoletnią kontrahentkę.
– Doprawdy, tak
spoufalać się ze szlachtą… – mruknął.
Odpowiedziało mu uderzenie w głowę
i gromki śmiech wszystkich wokół. Rozejrzał się złowrogo, ale zamiast posłać im
jedno ze swoich morderczych spojrzeń, uśmiechnął się, rozbawiony i powrócił do
dalszej zabawy.
~*~
– Wygraliśmy,
Timmy! – Drużyna blondwłosego chłopca skakała z radości, podrzucając uradowane
dziecko w górę.
– No dobrze.
Dziękuję za grę. Teraz proszę, odpocznijcie. Macie wolne do końca dnia. – powiedziała
Lizz, spoglądając na trójkę brudnych od ziemi służących.
– Dziękujemy,
panienko! – odpowiedzieli chórem i pokłonili się.
– Timmy,
biegnij do środka – poleciła chłopcu, który posłusznie spełnił jej prośbę.
Usiadła na ławce stojącej pod
murem posiadłości, wzdychając głośno i oparła się, obserwując sprzątającego
sprzęt demona.
– No i zagraliśmy w baseball. Nie spodziewałam
się, że to nastąpi tak szybko. Swoją drogą, dobrze wyglądasz w tym kostiumie –
myślała, a na jej twarzy samoistnie pojawił się uśmiech.
Oparła dłonie na kiju, a na nich
podbródek. Czuła się tak szczęśliwa i beztroska. Niemal jak wtedy, gdy bawiła
się w ogrodzie razem z rodzicami, zanim jej duszę ogarnęła ciemność. Przez
chwilę mogła również zapomnieć o tym, co z każdą chwilą zbliżało się
nieubłagalnie, niosąc ze sobą tragiczne konsekwencje.
Demon
skończył sprzątać i zmierzał w kierunku wejścia służbowego. Dostrzegł siedzącą
na ławce dziewczynę. Postanowił zboczyć z kursu. Podszedł do swojej pani i
uzyskując pozwolenie, usiadł obok niej.
– Dobrze się
dzisiaj bawisz. – zaczął, spoglądając na leniwie zachodzące słońce.
– Masz rację.
Dawno się tak dobrze nie bawiłam. – Popatrzyła na niego.
Na jej twarzy malował się
niewinny, dziecięcy uśmiech. Czysta radość, nieskażona cierpieniem. Widząc ją, demon
poczuł obrzydzenie, ale też coś innego. Coś, czego nie doświadczał od bardzo
dawna. Cieszyło go jej szczęście. Jak splugawiony by się nie czuł, w końcu
musiał to sobie uświadomić. Oglądanie uśmiechu na ustach nastolatki, robienie
wszystkiego, by jej dogodzić, świadomość, że to on jest przyczyną jej dobrego
samopoczucia, była… Przyjemna. Zaklął w myślach, czując ich odrażający brud.
– Korzystaj z
tej chwili… – dodał melancholijnie.
Czerwonowłosa spojrzała na niego lekko
zaskoczona, jednak nic już nie odpowiedział. Wydał z siebie ciche westchnienie,
towarzyszące delikatnemu uśmiechowi, i odszedł.
~*~
Późny
wieczór. Ciemność wzięła w swe objęcia szlachecką posiadłość niedaleko Londynu.
Cisza i spokój, niczym niezachwiane. Służba już godzinę temu swoją pracę.
Jedynie wierny lokaj dopinał wszystko na ostatni guzik. Pozostało mu ostatnie
zadanie. Jak co dzień, przygotować młodą hrabiankę do snu. Ze świecznikiem w
ręce wszedł do jej gabinetu. Siedziała przy biurku i skrzętnie coś notowała.
– Panienko, pora
kłaść się spać – oznajmił.
Podniosła głowę i zerknęła na
stojący tuż koło jej lewej dłoni, zdobiony kwiatowym ornamentem, zegar.
– To już tak
późno? – zaśmiała się. – Zupełnie zgubiłam poczucie czasu. – Zamknęła notes i
podążyła za mężczyzną.
Szedł
obok niej, rozjaśniając korytarz blaskiem świec. Delikatna łuna podkreślała
łagodne rysy twarzy demona. Elizabeth jednak nie potrafiła spojrzeć na niego
wprost. Znów nawiedziły ją myśli o kolejnym dniu. Nie chciała, by ponownie
zobaczył odrażającą słabość bijącą z jej oczu. Starała się zachować spokój,
unormować oddech i rytm serca.
Przechodząc
obok pokoju gościnnego, który został przygotowany dla jej kuzyna, usłyszała
ciche siorbanie nosem.
– Poczekaj – poleciła
demonowi.
Posłusznie zatrzymał się i
otworzył przed nią drzwi.
– Timmy, co się
stało? – zapytała, podchodząc do łóżka.
Chłopiec, przykryty kołdrą po sam
czubek głowy, leżał skulony i trząsł się, próbując powstrzymać płacz.
Szlachcianka usiadła przy nim i delikatnie odsłoniła jego twarz.
– Martwię się o
tatusia – wyjąkał zapłakany. – Boję się, że coś mu się stanie! – krzyknął.
Mocno wtulił się w dziewczynę i zaczął głośno
łkać.
– Nie płacz.
Wszystko będzie dobrze… – Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło.
Czuła, że sama zaraz zacznie
płakać. Kątem oka dostrzegła skupione na niej spojrzenie demonicznego kamerdynera.
Wzięła się w garść.
– Sebastian.
Skinęła głową, by się do niej
schylił. Wyszeptała rozkaz. Na koniec kazała mu się pospieszyć.
Blondyn
nie przestawał płakać. Lizz trzymała go w objęciach, by choć odrobinę ukoić
targający nim smutek. Dobrze wiedziała, że dzieci wyczuwają takie rzeczy. Są
dużo bardziej wyczulone na te niewidzialne siły, są niesamowicie empatyczne. Potrafią
przeczuwać zagrożenie. Jednak mało kto naprawdę ich słuchał. O ile lepszy byłby
świat, gdyby dorośli brali na poważnie ich słowa?
Sebastian wrócił po chwili, trzymając
w ręku zakurzone, drewniane pudełko, pomalowane błękitną farbą. Podał je swojej
pani i odsunął się, skinąwszy głową.
– Zobacz… – powiedziała
łagodnie, odsuwając od siebie chłopca.
Zapłakany, zwrócił mętny wzrok na
niewielką szkatułkę. Szlachcianka otworzyła ją i ostrożnie wręczyła kuzynowi. Z
wnętrza pudełka zaczęły wypływać przepiękne dźwięki prostej, dziecięcej
piosenki. Niebieskooki popatrzył zaskoczony na złotą gąskę obracającą się w
rytm muzyki.
– To pozytywka!
– krzyknął zaskoczony i uśmiechnął się.
Kojące dźwięki melodyjki wypełniły
całe pomieszczenie. Hrabianka na chwilę zamknęła oczami. Przed powiekami
ujrzała piękną, długowłosą kobietę w kremowej sukni. Delikatne, ciemne loki
opadały na jej ramiona. Miała przymknięte oczy i uśmiechała się prosto do niej.
Znała ten uśmiech. Ten, który zawsze dawał ukojenie, którego tak bardzo jej
brakowało. Bezpieczna przystań jej życia, która poprzez wspomnienia na zawsze
stałą się cząstką jej samej. Kobieta wyciągnęła do niej smukłe ramiona. Czerwonowłosa
usłyszała jej śmiech. Ciepły, melodyjny głos, pełen miłości. Kobieta zaczęła
powoli znikać. Obraz robił się coraz bardziej niewyraźny, aż w końcu zupełnie
zniknął. Odeszła. Na zawsze.
Szlachcianka poczuła, że w jej
oczach zaczynają zbierać się łzy. Wzięła głęboki oddech i machnęła głową.
– To z
opowieści Babci Gąski. Dostałam ją od… – załamał jej się głos. – Od mamy na
urodziny. Gdy byłam mała czytała mi te bajki. Rodzice często wyjeżdżali. Mama
dała mi tę pozytywkę, żeby pocieszała mnie, gdy jest mi smutno. Powiedziała,
żebym posłuchała tej melodii zawsze, gdy będę płakać, bo ona odgoni ode mnie
wszystkie złe uczucia i zawsze będzie o niej przypominać – opowiadała z
melancholijnym uśmiechem. – Chciałabym, żebyś ją wziął. Zawsze, kiedy będziesz smutny,
po prostu otwórz ją, zamknij oczy i wyobraź sobie osobę, którą kochasz
najbardziej na świecie, a cały ból i strach znikną.
Wzięła od niego pudełko i
postawiła je na nocnym stoliku.
– Dziękuję. –
Chłopiec przytulił się do siostry, mocno
obejmując ją rękami.
Położyła go, pocałowała w czoło i
wraz z Sebastianem opuściła jego sypialnię.
– Dużo dla
ciebie znaczyła – powiedział cicho, idąc w stronę jej pokoju.
– Wiem. On będzie
jej teraz potrzebować bardziej ode mnie – odparła, patrząc na niego poważnie.
– Racja. –
Skinął głową.
Demon
zaprowadził Elizabeth do sypialni. Zapalił świece, przebrał ją, podał szklankę
z ciepłym mlekiem. Wszystko to, co robił każdego dnia. Ostatnie obowiązki
lokaja. Od momentu, gdy przekroczy próg tego pomieszczenia, do godziny piątej
rano będzie miał czas dla siebie. Chyba, że panienka zadecyduje inaczej. Zleci
mu nocne zadanie, albo będzie czegoś potrzebować, gdy obudzi się w środku nocy.
W innym wypadku nic nie stało na przeszkodzie, by spędził ten czas tak, jak
miał na to ochotę.
Demony nie potrzebują snu.
Traktują go jak luksus, na który rzadko sobie pozwalają. Mało jest chwil, w
istnieniu kreatury o sercu czarnym niczym smoła, bezpiecznych na tyle, by mogła
opuścić gardę i oddać się tej przyjemności. W każdej chwili ktoś może czyhać na
duszę, którą dla siebie przyrządza. Demon, który zawarł kontakt ze
śmiertelnikiem. Mroczna istota, która przekazała swą moc w ręce słabego
śmiertelnika, przysięgając mu całkowitą posłuszność i obronę, dopóki warunki
umowy nie zostaną spełnione. Od pierwszej sekundy potwór zobowiązany jest
czuwać nad człowiekiem. Sen? Przy duszy wartej zainteresowania wydaje się być
jedynie zbędnym ryzykiem.
Sebastian
nigdy nie kłamał. Brzydził się kłamstwem – definicją ludzkości. Dlatego ani na
chwilę nie pozwalał sobie, by coś uśpiło jego czujność i pozwoliło, by złamał
obietnicę złożoną wraz z zawiązaniem kontraktu. Wolne chwile spędzał ze swoimi
ulubionymi stworzeniami – kotami; dbając o posiadłość lub rozmyślając na dachu,
najczęściej w nocy. O czym myślał? Żadna śmiertelna istota nigdy nie będzie w
stanie zrozumieć tego, co działo się w umyśle demona. O czym marzy, co
wspomina, jakie plany snuje na przyszłość – człowiek nie jest godny, by poznać te
myśli. Nie jest nawet zdolny, by właściwie je zinterpretować.
Siedział
na gzymsie z nogą założoną na drugą i bez wyrazu wpatrywał się w księżyc. Do
piątej zostały jeszcze dwie godziny. Cisza i nieprzejednana ciemność były jego
towarzyszkami, jednak dźwięk obuwia przerwał jego odpoczynek. Zerknął w bok, w
kierunku, z którego dobiegał odgłos. Ubrana w szlafrok, chuda dziewczyna
zadrżała, czując silny powiew wiatru. Niezrażona, szła dalej w jego kierunku.
Usiadła tuż obok lokaja i z delikatnym uśmiechem na twarzy spojrzała na
księżyc. Podciągnęła kolana pod brodę, by wolniej tracić ciepło i splotła je
rękami. Oparła głowę na nogach i obróciła twarz w stronę mężczyzny.
– Piękna noc…
– Panienko,
dlaczego nie śpisz? Jeśli się nie wyśpisz, będziesz się jutro źle czuć – rzekł
w odpowiedzi.
Zignorowała jego pytanie.
– Nie dziwię
się, że spędzasz tu tyle czasu. – W jej głosie słychać było zamyślenie.
– Najmocniej
przepraszam. Wydawało mi się, że zachowuję się cicho i nie przeszkadzam ci w
odpoczynku.
– Nie
przeszkadzasz – uspokoiła go.
Zamknęła oczy. Przez krótką chwilę
upajała się świeżym, nocnym powietrzem i ciszą.
– Sebastian? –
zapytała w końcu.
– Słucham?
– Był
wyjątkowy, prawda?
– Wyjątkowy? – powtórzył
zdezorientowany.
– Ten, którego
tak sobie umiłowałeś. – Popatrzyła na jego nagie dłonie.
Czarne paznokcie i zatopiony w
jego skórze smolisty znak kontraktu, który połączył ich przeznaczenia zawsze ją
uspokajał.
– Ten, którego
miałeś przede mną, dla którego się zmieniłeś – dokończyła cicho.
– Zmieniłem? –
odparł ze szczerym zdziwieniem.
==========================
Notka trochę dłuższa, niż się spodziewałam, ale zagapiłam się podczas betowania. Przypomniało mi się, o czym myślałam, gdy to pisałam. Za każdym razem mnie to bawi. Takie nieistotne myśli, na które nie zwracałam wtedy najmniejszej uwagi, a jednak z jakiegoś powodu, wyryły się gdzieś w podświadomości. Mózg to jedna, wielka zagadka, i oby tak zostało.
Pewnie Was to zdziwi, bo dla mnie to też zaskakujące, ale założyłam fanpage bloga, w celach czysto informacyjnych, by każdy, kto rzeczywiście czyta te moje wypociny, dostałam informację, że pojawił się ich następny kawałek. Na Fanpage'u Kurosza to się jednak trochę gubi. Zobaczymy, ile czasu będzie działał. Jeśli śledzisz opisywane przeze mnie losy bohaterów - zostaw lajka - to nic nie kosztuje, a dla mnie jest informacją, że warto pisać dalej.
Tyle, bo się ckliwie robi.
Linkacz: https://www.facebook.com/pages/Czarna-R%C3%B3%C5%BCa-Demona/881406151879010
Ii jest kolejny rozdział, hahah! ;D
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że moja teoria się sprawdziła, ale się cieszę ;P
Hmm... Zastanówmy się co tu takiego było.. Ah, tak! "Ała! Thomas! Nie wolno skakać przeciwnikowi po twarzy!" xDD Trudno było się nie roześmiać xD
I ta końcówka. Czyżby chodziło o niego? Małego Ciel'a? Myślę, że tego dowiem się w następnym rozdziale, chyba, że akcja rozpocznie się już po tej rozmowie, po to by mogła wrócić w pewnym momencie opowiadania w roli retrospekcji.
Dobra, dość, bo zaczynam jakieś bzdury wypisywać xDDD Czekam na następną część i pozdrawiam! ^o^
Super ^-^ tak się naczekałam :D ale warto było. I to na końcu- now, kiss xD czekam na dalsze rozdziały ^-^ *yeeey*
OdpowiedzUsuńnaprawdę z każdym rozdziałem jesteś coraz lepsza. liczę jeszcze na jakieś wątki miłosne chociaż mam świadomość że demon nie zdolny jest do uczuć ale po prostu nie mogę sie doczekać czegokolwiek. !!! awhhh GENIALNE!
OdpowiedzUsuńDzięki^^. Wybacz, że tak późno odpisuję, jakima cudem komentarz musiał się przede mną schować :o. Myślę, że czytając dalej się nie zawiodłaś^^.
UsuńPonownie już czytam to opowiadanie i muszę przyznać, że piękny ten rozdział c:
OdpowiedzUsuńHahaha, miło mi, że chce Ci się je czytać drugi raz :*.
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńLizz wyjątkowa, była taka radosna, o i nawet Sebastianowi się ta zabawa spodobała...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Lizz taka radosna, i nawet Sebastianowi się ta zabawa spodobała... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och Lizz taka radosna, i Sebastianowi się nawet ta zabawa podobała... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza