Zaczynam się poważnie zastanawiać, czy warto w ogóle dalej marnować pieniądze na wspieranie polskich wydawnictw mangowych. Najpierw Dango i ich "profesjonalna" obsługa oraz kiepska jakość Hidamari, a teraz Waneko i kolejna porażka tomiku Kuroshitsuji. Zachęcam Was do wzięcia pod rozwagę, czy na pewno chcecie wspierać takie badziewie. Naprawdę aż żal patrzeć. Ci ludzie nazywają siebie profesjonalistami, a w gruncie rzeczy robią więcej błędów niż studenci edytorstwa w swojej pierwszej edycji książkowej. Żałosne, żałosne, żałosne! A wiecie, co jest najgorsze? Banda nastolatków-ignorantów, która zamiast zauważyć błąd i opowiedzieć się po stronie tych, którzy nie milczą na ten temat i chcą mieć coś dobrej jakości, ślepo bronią wydawnictwa. Właśnie przez takie zachowania jakość mang spada. Przez to, że mnóstwo ludzi godzi się na coś takiego, bo "nic nie jest bezbłędne, więc po co się czepiać." A no po to, że kiedyś tak nie było. Kiedyś wydawcy starali się tworzyć rzeczy możliwie najlepsze, teraz myślą tylko o swoich portfelach. Żałosne, żałosne, żałosne. Mam nadzieję, że któregoś dnia oni wszyscy odpowiedzą za swój absurdalny brak profesjonalizmu.
To tyle moich żali na dziś. Mam nadzieję, że Wy należycie do tej grupy, której zależy na jakości mang.
Miłego rozdziału :*.
=======================
Demon
przygotował kąpiel pełną aromatycznego, różanego olejku z nutą delikatnej
wanilii i kilkunastocentymetrową warstwą piany. Następnie rozebrał swoją panią
i położył ją w wannie. Zmienił rękawiczki z materiałowych na gumowe, zdjął z
siebie marynarkę i podwinął rękawy koszuli. Tak przygotowany klęknął przy balii
i sięgnął po gąbkę, nasączając ją ulubionym mydłem w płynie Elizabeth.
Dziewczyna
zanurzyła się w wodzie po sam podbródek i oparła się wygodnie, wysuwając ręce
za wannę. Zamknęła oczy i przez chwilę delektowała się mieszanką przyjemnych
zapachów niesioną po wnętrzu przez gorące, wilgotne powietrze. Potrzebowała
takiej ciepłej, relaksującej kąpieli. Czuła, jak jej mięśnie powoli się
rozluźniają, skóra nasiąka wodą, a olejek okrywa ją delikatną, śliską
powłoczką. Chociaż w całej łazience czuć było niezwykle intensywny, różany
zapach, ona wciąż potrafiła odróżnić go od nęcącej nuty tajemniczości kwiatu,
którą wydzielało ciało jej służącego. Nie wiedziała, jak on to robił, ale
pachniał najcudowniej na świecie. Nic innego nie potrafiło jej tak dobrze
uspokoić, wzbudzając niesamowite poczucie bezpieczeństwa.
Demon wyciągnął
rękę, a Lizz chwyciła ją w nadgarstku i otworzyła oczy, by spojrzeć w twarz
Sebastiana.
— Gdybym kazała
ci do mnie dołączyć, co byś zrobił? — zapytała zaciekawiona, ciągnąc go za
krawat.
Kiedy znalazł
się tuż wanną, brudząc się w pianie, dziewczyna zamoczyła go i zaczęła się
śmiać. Michaelis nie podzielał jej entuzjazmu. Westchnął ciężko i zdjął z
siebie przemoczoną część garderoby, karcąco spoglądając na swoją panią. Nie
miał jednak serca jej ganić, wydawała się radosna, a on obawiał się, że uwagą
mógłby to zepsuć, a przecież nie zrobiła nic aż tak złego. Albo zwyczajnie
miękł.
— Gdyby wydała
mi panienka rozkaz, nie miałbym innego wyjścia. Jeśli to byłaby jednak
propozycja, kulturalnie bym panience odmówił.
— Ale dlaczego?
Nie chcesz się ze mną wykąpać?
— Nie wypada
mi.
— Bzdura,
demonie. Spać ze mną w łóżku też ci nie wypadało, a jednak to zrobiłeś —
burknęła obrażona i zanurkowała w balii, ostentacyjnie wydychając powietrze, by
stworzyć mnóstwo bąbelków, które pękaniem na lustrze wody miały oznajmiać jej
niezadowolenie.
Kamerdyner
czekał spokojnie, aż dziewczyna wynurzy się z powrotem, a kiedy upewnił się, że
będzie go słyszała, kontynuował:
— To zupełnie
inna sytuacja. Wtedy tego panienka potrzebowała, teraz jedynie spełniałaby
panienka swoją zachciankę.
— Ale służący
są od tego, żeby spełniać zachcianki swoich panów, prawda?
— Więc chce
panienka, żebym się rozebrał i do panienki dołączył, czy tak?
Lizz poruszyła
się nerwowo i mruknęła coś pod nosem. Przeczesała włosy dłonią, spojrzała na
pianę i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zmieniła
zdanie i w rezultacie patrzyła tylko na demona, eksponując rząd równych,
białych zębów i różowiutki język.
Rozbawiony
Michaelis postanowił zabawić się nieco kosztem nastoletniej szlachcianki. Wstał
i zaczął się rozbierać – tak samo, jak zrobił to, kiedy chciała, by z nią spał.
Wiedział, że dziewczyna się zawstydzi. Nie sądził jednak, że zacznie piszczeć w
popłochu i próbować uciec na drugi koniec wanny. Wylała mnóstwo wody, nabiła
sobie siniaka, a potem wreszcie krzyknęła:
— Tylko sobie z
tobą pogrywam! Nie rób tego! Nie waż się tego robić! Głupi demon!
— Ach tak…
Rozumiem. Przepraszam — powiedział zawiedziony Sebastian, smucąc się
teatralnie. Zapiął z powrotem guziki koszuli i sięgnął po gąbkę.
Do końca
kąpieli Elizabeth nie składała mu już więcej dziwnych propozycji. Za bardzo się
obawiała, że zrobi to, o co poprosi. Właściwie nie wiedziała dokładnie, po co
to wszystko robiła. Tłumaczyła sobie, że była zwyczajnie ciekawa jego reakcji,
ale gdzieś w głębi siebie czuła, iż nie była to cała prawda. Nie wierzyła
jednak, że naprawdę chciała, by wykonał jej polecenia. Na myśl o kąpieli z lokajem
wpadała w straszliwy popłoch. Dotyk jego nagiej skóry, brak drogi ucieczki i
nawet jakiegokolwiek kawałka materiału, którym mogłaby się od niego odgrodzić,
była zwyczajnie przerażająca. I chociaż z jednej strony pragnęła znaleźć się w
takiej sytuacji, to z drugiej miała całkowitą pewność, że – tak, jak
powiedziała Michaelisowi już wcześniej – nie była na to gotowa. Jej ciało i
instynkt może tak, lecz rozsądek i dusza wciąż potrzebowały czasu, by się z tym
wszystkim oswoić. Na dodatek otwartość demona wcale jej nie pomagała. Byłoby
dużo łatwiej, gdyby sam był niepewny i wstydliwy, ale na to raczej nie mogła
liczyć. Był zbyt doświadczony, by mogła go onieśmielić kaleka, ludzka
nastolatka.
Lizz
postanowiła nie ryzykować już tego dnia. Nie przeszkadzała Sebastianowi w myciu
jej, ubieraniu ani kładzeniu do łóżka. Pożegnała kamerdynera i kazała mu przyjść
przed wschodem słońca, by ją obudzić. Wiedziała, że sama nie da rady zwlec się
z łóżka, za to służący był mistrzem w zmuszaniu jej, by wstała. Całe lata
uporczywie walczyła z nim każdego ranka. Zawijała się w kołdrę, szarpała,
chowała pod łóżko, płakała – nic nie działało na pozbawionego skrupułów demona,
w którego obowiązku leżało wypełnienie rozkazu swej pani. Dlatego właśnie nie
musiała się o nic martwić, gdy tylko wydała polecenie. Z zaśnięciem też nie
miała problemów, czego się zupełnie nie spodziewała, nastawiona na długotrwałe
rozmyślanie o sprawie z Taiem. Tego dnia los był dla Elizabeth niezwykle
łaskawy i udało jej się opłynąć do krainy snów w ciągu zaledwie kwadransa.
~*~
James wstał
wraz ze słońcem. Przygotował cały bagaż, rozejrzał się, czy na pewno niczego
nie zostawił i wyszedł z sypialni. Zatrzymał się dopiero w głównym holu,
niedaleko drzwi, zerkając wyczekująco w stronę schodów. Wiedział, że
przyjaciółki mogą nie dać rady, ale mimo to chciał dać im szansę, by mieć
czyste sumienie. Przez podłużne okna do wnętrza pomieszczenia wpadały snopy
pomarańczowego światła, oświetlając finezyjne rzeźby, które rzucały cienie na
błyszczącą posadzkę. James musiał przyznać, że hol był naprawdę piękny, choć
różnił się nieco od tego, jakim go zapamiętał. Na dodatek ten poranny klimat
wprawiał go w niezwykle melancholijny nastrój. Obiecywał sobie, że kiedy tylko
rozwiąże sprawę, wróci tu, by znów spędzić czas z Elizabeth i Tomoko. Pragnął
wreszcie odnowić stare znajomości, potrzebował tego, czuł to w sercu.
— Pędzimy! —
Usłyszał donośny krzyk Lizz.
Po chwili
znalazła się przy schodach, w towarzystwie księżniczki i kamerdynera, a za
moment cała trójka stała już u jego boku.
— Nie sądziłeś
chyba, że to przeoczymy? Musimy się upewnić, że na pewno pojechałeś! — śmiała
się nastolatka.
— Nawet przez
chwilę w to nie wątpiłem.
Michaelis wziął
jego bagaże, a Jamie poprowadził wózek hrabianki przed posiadłość, gdzie czekał
już siedzący na wozie Frederic. Nastolatki życzyły przyjacielowi powodzenia,
wymuszając na nim, że będzie regularnie pisał listy. Lizzy nie lubiła długich
pożegnań, dlatego ograniczyła się do pozdrowienia i zaproszenia go do siebie,
kiedy już załatwi sprawę.
Tomoko była
bardziej wylewna. Rzuciła się na szyję blondyna, powtarzając, by pisał, dbał o
siebie, uważał i nie dał się skrzywdzić. Wręczyła mu jeden ze sowich
szczęśliwych amuletów, a potem odsunęła się z trudem i kurczowo zacisnęła dłoń
na spódnicy, starając się nie płakać.
Sebastian
zapakował bagaże do wozu i życzył nastolatkowi szerokiej drogi. Zamknął za nim
drzwi, dał znak Fredericowi i odsunął się, by nie stać w polu widzenia, kiedy
przyjaciele machali sobie na pożegnanie. To była zaledwie piąta rano, dlatego
kiedy chłopak odjechał, wszyscy zgodnie uznali, że trzeba wracać do łóżka,
inaczej przez cały dzień będą nieprzytomni. Idąc na piętro, Lizz kazała
Sebastianowi stworzyć wreszcie windę, co demon niezwłocznie uczynił, by od razu
mogła wypróbować maszynę i na własną rękę dotrzeć na górę. Niezwykle zadowolona
hrabianka wraz z przyjaciółką rozeszły się potem do swoich sypialni, a
kamerdyner zabrał się za obowiązki. W posiadłości Roseblack nastał spokojny czas.
~*~
Wszyscy na
piekielnym dworze wiedzieli, że królowa Enepsignos wróciła na zamek. Nie dało
się tego nie zauważyć. Wściekłe wrzaski, dudniące nerwowo szpilki i sypiące się
mury niosły się echem po mrocznych korytarzach, przecinając nawet snującą się
brzegami mgłę, która zazwyczaj doskonale tłumiła wszelkie dźwięki. Tylko
nieliczni wiedzieli, co było przyczyną złości błękitnej demonicy. Właściwie
prawdę znał tylko Loki – mający nieszczęście zdawać raport ze swych rządów
podczas nieobecności władczyni, jej najbliższa służąca – Adria i Lewiatan,
któremu Enepsi wykrzyczała swoje żale w twarz, kiedy zirytowany upomniał ją, by
szanowała jego pracę, gdy wściekła rzuciła służącym w onyksowe, pozłacane
rzeźby, nad którymi pracował przez dwa stulecia. Cała galeria piekielnych sław
ustawiona w holu na drugim piętrze zamku nie miała szans z siłą rozszalałej,
zdradzonej kobiety.
Pierwszego dnia
Enepsignos dała się we znaki każdemu, kogo napotkała. Krew lała się
strumieniami, gruzy gęsto ścieliły czarne posadzki, a w jej komnatach unosił
się duszący pył. Kolejne dwa dni spędziła w łóżku, każąc sobie co chwilę
donosić krew, dusze i narkotyki. Dopiero piątej doby, według ludzkiego czasu,
Loki postanowił ukrócić jej zachowanie. Zraniona czy też nie – wciąż była
królową. Nie mogła wszystkiego niszczyć i zaniedbywać swoich powinności.
Musiała stawić czoła rzeczywistości i wziąć się w garść.
Generał, ubrany
w pełną zbroję, zaraz po treningu z nowymi rekrutami udał się do drzwi
królowej. Pukał, walił, ale nic nie przynosiło efektu, dlatego w końcu wszedł
do środka, łamiąc wszelkie konwenanse. Znał demonicę dostatecznie długo, by w
imię dobra królestwa pozwolić sobie na taką zuchwałość.
Ostrożnie
kroczył przez kolejne pokoje, dopóki nie trafił na władczynię leżącą na
podłodze, wspartą o podłokietnik kanapy. Rzucała lodowymi igłami w ścianę, w
naścienne malowidło Kruka, które na zlecenie wykonał dla niej jeden z
nadwornych artystów. Topniejący lód mieszał się z farbą, wypaczając obraz, co
chociaż trochę koiło ból królowej. Nie mogła patrzeć na to idealne,
uśmiechnięte oblicze ukochanego, który tak bestialsko z niej zadrwił.
— Pani, musimy
porozmawiać — rzekł Loki, kłaniając się przed Enepsignos.
Kobieta
spojrzała na niego mętnym wzrokiem, zaklęła pod nosem i wyrzuciła w jego stronę
kilka sopli lodu, które w swej słabej konstrukcji rozpadły się w kontakcie z
jego zbroją, lądując na podłodze w postaci tysięcy kropelek wody. Dowódca wojsk
przetarł twarz z chłodnych odbryzgów i przestąpił parę kroków. Leżące wokół
kobiety butelki i topniejące lodowe kieliszki pełne odurzającego naparu
napawały go obrzydzeniem. Od zawsze wiedział, że demonica była niezwykle
porywcza, impulsywna i miała gorący temperament, ale nie sądził, że była
ćpunką, która upadała na samo dno z powodu czegoś tak, zdawałoby się,
nieistotnego, jak zdrada. W piekle mało kto podtrzymywał znaną z ludzkiego
świata tradycję. Monogamia była rzadkością, która w większości kręgów –
szczególnie wśród wyższych – uchodziła za słabość. Prawdziwy, silny demon
powinien przekazywać swoje geny dalej. Dzieci ciemności nie były sentymentalne,
w końcu posiadały jedynie głęboko uśpione szczątki uczuć. Odmienność Enepsignos
nie dawała jej przyzwolenia, by zachowywać się w tak karygodny sposób.
Loki chwycił
kilka butelek i spalił je w złotym ogniu, znajdującym swoje źródło w jego
dłoniach. Wysoka temperatura sprawiła, że nie pozostał po nich nawet popiół.
— Enepsignos —
powiedział stanowczo generał, porzucając idiotyczne konwenanse. — Weź się w
garść, żołnierzu. Jesteś królową, a to, co robisz, nie przystoi nawet
prostackim, rynkowym kupcom — warknął, chwytając demonicę za nadgarstek.
Władczyni
podniosła na niego wzrok i prychnęła rozgoryczona. Loki odniósł wrażenie, że
nawet nie rozumiała, co do niej mówił. Potwierdził to chwilę później,
wyrzucając z siebie serię inwektyw pod jej adresem, z których każda spotkała
się z równie obojętną reakcją. Nie miał więc wyjścia. Musiał zadbać o dawną
podopieczną, pomóc jej oczyścić organizm z trucizn i opamiętać się, zanim ktoś
wykorzysta chwilę słabości królowej i wyciągnie łapska po tron.
Wziął demonicę
na ręce, zaniósł ją do sypialni i ułożywszy w łóżku, poszedł do łazienki po
gąbkę i miskę z wodą. Musiał ją obmyć, cała lepiła się od krwi i narkotyków, w
takim stanie nie mogła odpocząć. Śmierdziała niemal równie okropnie, co ludzie
zwłoki – gdyby król zobaczył ją w takim stanie, bez względu na to, co naprawdę
czuł, wygnałby ją z zamku. Dlatego też Loki wymył Enepsignos, uczesał ją, a
potem ułożył do snu.
Przez kilka
kolejnych godzin obserwował ten niecodzienny widok. Śpiący demon nie był
częstym zjawiskiem, niewiele dzieci ciemności mogło sobie na to pozwolić, a
nawet jeśli mogły, nie widziały ku temu żadnego powodu. Jedynie w chwilach
prawdziwego wycieczenia, ran bliskich śmiertelnym i kilku rodzajów zatrucia
mieszkańcy piekła uciekali się do tej ostateczności. Enepsignos była właśnie w
jednym z tych stanów – zbytnie stężenie narkotyku we krwi zwyczajnie ją
zabijało – lecz generał i tak patrzył na nią z chorą fascynacją. Obserwował,
jak nieświadomie poruszała się na boki, drapała własne ręce, mamrotała pod
nosem, a chwilami nawet krzyczała, kiedy we śnie – który dla Lokiego był czymś
zupełnie nieznanym – spotykało ją coś wyjątkowo emocjonującego.
Nie rozumiał,
czemu Kruk miałby zrezygnować z Enepsi na rzecz jakiegoś ludzkiego dziecka.
Wprawdzie znał go od wielu Rzeczywistości i wiedział, że król od zawsze lubił
niekonwencjonalne zagrania, ale nigdy nie sądził, że się zakocha, na dodatek w
człowieku i to porzucając kogoś tak wspaniałego, jak błękitna demonica. Sam nigdy
by się tak nie zachował. Gdyby Eni należała do niego, całą swoją siłę i uwagę
skupiałby na zaspokojeniu jej potrzeb. Loki i kruk wyraźnie różnili się
priorytetami, nie mógł tego ukrywać.
Kiedy kobieta wreszcie
się ocknęła, czuła niesamowity ból głowy i wszystkich mięśni. Miała niezwykle
wyschnięte gardło, które podrażniał nawet oddech, wzbudzając w niej odruch
wymiotny. Zamglony wzrok utrudniał zorientowanie się w sytuacji, czuła jednak
odór potu, który wydał jej się tak silny, że nie zdołała się powstrzymać i
zwróciła całą zawartość żołądka. Na szczęście generał był na to przygotowany.
Zdołał podać demonicy wiadro, dzięki czemu nie wybrudziła pościeli. Dopiero,
kiedy zwymiotowawszy Enepsignos poczuła się odrobinę lepiej, zauważyła, że tym,
który oglądał jej upadek, był Loki. Ten fakt niezwykle pocieszył demonicy w tej
tragicznej sytuacji. Wierny druh nie wydałby jej sekretów, nie musiała się
martwić.
— Kto jeszcze
wie? — zapytała zachrypniętym głosem, przecierając oczy.
— Sądzę, że
nikt. Znalazłem cię na podłodze. Zamknąłem drzwi i zabroniłem służbie wchodzić
do środka bez względu na twoje wcześniejsze rozkazy. Odkąd tu przyszedłem,
byliśmy sami.
— A Kruk?
— Wciąż jest w
ludzkim świecie. Raczej nie wróci zbyt prędko. A ty musisz wziąć się w garść i
wreszcie zwołać obrady, inaczej król nie będzie miał dokąd wracać.
— Myślisz, że
jeśli na mnie groźnie warkniesz, to się przestraszę? Nie żartuj. Nie zależy mi,
niech to wyklęte miejsce upadnie, mam to w dupie.
— Męża też masz
w dupie? Nagle postanowiłaś go nie kochać, bo on kocha inną? To ty ze mnie
kpisz. Nie jesteś taka, nie porzuciłabyś miłości. Kurwa, Enepsi… Kochasz go
dłużej, niż żyje ćwierć mieszkańców tego zamku. Chlaj, ćpaj, rób, co ci się
podoba, ale nikogo nie oszukasz. Nie przestaniesz go kochać.
— A może,
kurwa, właśnie, że przestanę?! Zamknij mordę, co ty możesz wiedzieć o miłości!
Zakuty łeb! Nigdy tego nie czułeś! — wrzasnęła demonica, odpychając od siebie
blondyna.
Loki spojrzał
na nią wściekle, ale nie zamierzał komentować tego, co powiedziała. Nie było
sensu, stan królowej nie pozwalał jej myśleć w pełni trzeźwo. W tym momencie
obchodziło ją tylko własne cierpienie, cała reszta świata mogłaby nie istnieć,
ale mężczyzna wiedział, że kiedy wreszcie się z tego otrząśnie, będzie miała do
siebie niewyobrażalny żal i znienawidzi się za to, jak bardzo zaniedbała
obowiązki. Beznadziejnie zakochana w Kruku prędzej czy później postąpi
słusznie.
— Kiedy się
uspokoisz, zrozumiesz, że jego szczęście jest dla ciebie ważniejsze. Skorzystaj
z rady, zanim będziesz miała, czego żałować, i chodź ze mną do sali tronowej.
Pomogę ci, znam bieżące sprawy. Przed zamkiem już zgromadziły się tabuny
niższych, jak tak dalej pójdzie, wybuchną zamieszki — tłumaczył spokojnie
dowódca.
Enepsignos
przyglądała się demonowi, żywiąc do niego jedynie gorejącą nienawiść. Im dłużej
jednak słuchała tego, co mówił, tym coraz bardziej zaczynało do niej docierać,
jak daleko idące, negatywne konsekwencje niesie ze sobą jej samolubne
działanie. To prawda, że w jej oczach cały świat mógłby zniknąć, w końcu
zdradził ją ukochany, poza którym nic się dla nie liczyło, ale oprócz niej w
piekle żyło kilkaset milionów istnień – im przyszłość i los krainy nie był
obojętny i to dla nich, jeśli nie dla ukochanego, musiała się podnieść.
— Nienawidzę
cię… — burknęła, tym samym przyznając Lokiemu rację.
Uuuujjjjjj przyznaję teraz mi żal Enepsi. Fakt nie lubie jej , ale demonica czy nie tez została skrzywdzona. Coż trzymam za nią kciuki niech sie podniesie. Mimo , że za nią nie przepadam. Coż czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńNie sposób sie zdecydować, nie? :P
UsuńNo cóż, tak to już jest. Biedna ona, ale takie życie ją spotkało. Bo lubię się znęcać nad swoimi postaciami xD.
Dzięki i do zobaczenia :).
Jak bardzo sie ciesze z tego, że Enepsi cierpi omdjdjd Czy tylko ja życzę jej śmierci?
OdpowiedzUsuńAhahahahahaha xD. Sadysta z Ciebiw, anonimie xD. Ja tam w ogóle lubię, kiedy moje postacie cierpią, ale trochę mi jej żal. Mimo wszystko xD. Stała się ważną częścią opowiadania :P.
UsuńBoże twoje opowiadanie jest przecudowne! Po prostu kocham je ♥♥♥
OdpowiedzUsuńWidzę, że masz talent do pisania i normalnie czuję się jakbym książkę czytała, w trakcie czytania mam takie wrażenie jakby te wszystkie postacie były blisko mnie, razem z nimi przeżywam emocje. Naprawdę bardzo cenię twoją ciężką pracę włożoną w opowiadanie i kolorowanie, które idzie ci coraz lepiej, widzę,że się starasz. Tylko szkoda,że zawsze masz tak mało komentarzy,bo to wspaniałe opowiadanie, ja staram się komentować każdy twój rozdział. Zauważyłam, że jak jest rozdział, w którym pojawiają się jakieś sceny "łóżkowe" to jest najwięcej wyświatleń i komentarzy . Wszystkie twoje rozdziały są super, nieważne czy występują w nim takie sceny czy też nie. Co do mang z wydawnictwa waneko osobiście nie polecam, według mnie szkoda kasy.
A obrazek na dole boski ^^ Pięknie ci wyszedł.
No bo Waneko sobie w kulki leci i to już naprawdę nie jest zabawne...
UsuńDziękuję, że doceniasz moją pracę :*. W każdy rozdział wkładam wiele starań i serca, właściwie myślę o fabule opowiadania bez przerwy. Masz też rację odnośnie scem, to już drugi rozdział w ostatnim czasie, którego grafika sugeruje nieco pikantniejszą scenę i nagle sypią się komcie, a wyświetlenia dzisiejszego rozdziału już dwie godziny temu przebiły liczbą rozdział środowy. To trochę smutne, bo tak naprawdę część ludzi przychodzi tu tylko po to, a ja się staram, żeby opowiadanie miało jakieś głębsze przesłanie. Dlatego bardzo mi miło, że są tu też tacy ludzie, jak Ty, grupa wiernych fanów, która może nie komentuje zawsze (a naprawdę szkoda, bo ja uwielbiam komcie xDDDD), ale jedt tu bez względu na to, o czym jest rozdział. Prowadzę bloga już dwa lata, napisałam ponad 1200 stron i naprawdę cieszę się, że ludzie to doceniają.
Dziękuję za miłe słowa i mam nadzieję, że dalsze losy bohaterów Cię nie zawiodą :).
Pozdrawiam :*.
Bardzo mi się podobał ten rozdział, super jak zawsze :D Ale najbardziej to mi się spodobala scena w łazience .
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdzial :*
Szkoda, że akurat ta scena, bo dla mnie ona absolutnie niczym się nie wyróżnia ani fabularnie, ani stylistycznie, no ale co kto lubi :P.
UsuńDziękuję i do zobaczenia w następnym rozdziale :).
Jak ja kocham twoje opko! Czekam na następny rozdział!
OdpowiedzUsuńPs. Killersjb mi poleciła wychealała twoje opowiadanie pod niebiosa!
Ojej, to bardzo miłe, cieszę się i dziękuję :). Nie sądziłam, że ludzie sobie polecają moją pisaninę xDDDD ♡♡♡♡.
UsuńŚwietny rozdział jak zawsze :)
OdpowiedzUsuńDzięki ♡.
UsuńCzekaj, aż zacytuję. Znowu fanserwis. Sprzedajesz się za wyświetlenia. Żałosne, żałosne, żałosne.
OdpowiedzUsuńŁOOOOOO, ENEPSI ♡ Ten fragment popsuję i tak jakby nieszczęśliwa miłość Lokiego wylewa się z nią pełną gębą. Nawet, jeśli jej nie kocha, to pewnie kiedyś się o tym dowie. Dołączam do team Loki!
Tak, dobrze to odczytałaś, Loki rzeczywiście coś do niej ma. Team Loki ftw.
UsuńA sprzedać się nie sprzedałam, ten cytat za cholerę tu nie pasuje i jakoś mnie to nie bawi... To fanserwis dla mnie przede wszystkim. PMS i tylko się bez sensu teraz wkurzyłam :/.
Ja tam bym ją z Lokim spikła chłopak się stara xD Swoją drogą zabawnie by było jakby zrzucili sebusia z tronu i sami go przejeli :P taka mała cicha zemsta ^^"
OdpowiedzUsuńJemu tak mało tego rządzenia zostało, że to byłoby niesmaczne tak mu władzę odbierać xD. Poza tym to by i tak nie uratowało jego skóry. On musi być królem, zgodził sie na to, podpisując umowę aniołów :P. No, a poza tym, zmiana władzy w piekle jest czymś niezwykle rzadkim, zapewne nie bez powodu :P.
UsuńAle team Loki, hahaha xD.