Ej, ostatnio wyświetlenia spadają. W sensie wyświetlenia całego bloga, bo te notek mniej więcej trzymają poziom. I zastanawiam się, o co chodzi. W sumie to tak, jak gadam ze znajomymi z różnych gałęzi blogosfery, to mają u siebie to samo, ale jestem ciekawa, czym to jest uwarunkowane. Czyżby czytało mnie tak wielu znudzonych życiem studentów? xDDDD
Ej, jeśli są tu jacyś studenci, dajcie o sobie znać. Jestem ciekawa, czy jesteście!
I w sumie to chyba tyle na dzisiaj. Zbliżamy się powoli do pewnej istotnej sceny (z kilku powodów!).
Także życzę miłej lektury i dawajcie znać, co tam myślicie o rozdziale^^.
Miłego! :*
========================
Elizabeth
odwzajemniła uśmiech Sebastiana. Nie miała mu za złe tego, co robił. Domyślała
się, że w jakiś sposób będzie próbował przywrócić ją do normy. Już miesiąc tego
zauważyła, że sukienki przestały na niej tak straszliwie wisieć. Nie wspomniała
o tym, bo na samym początku miała ochotę skarcić za to służącego. Dopiero po
kilku godzinach oswajania się z sytuacją doszła do wniosku, że to dobrze i
powinna być wdzięczna. Wyglądało na to, że zaczęła dojrzewać. Jej dziecięca
strona natury stawała się powoli tą kobiecą i coraz częściej zgadzała się z
poważną osobowością, która była nie mniej dumna ze swojej młodszej siostry, co
demon ze swej pani.
— Gruba
sukienka. Jest dziś aż tak zimno?
— Sama panienka
mówiła, że jej chłodno. Drżała panienka, dlatego właśnie założy panienka tę
sukienkę, żebym nie musiał się martwić, że się panienka przeziębi.
— Powiedziałeś
„panienka” cztery raz w dwóch krótkich zdaniach. Próbujesz pobić rekord? —
zapytała rozbawiona nastolatka.
Ostatnio coraz
bardziej zwracała na to uwagę. Odzyskała zaufanie do Sebastiana, miała
wrażenie, że ich relacje naprawdę wróciły do normy. Pamiętała, że zawsze, gdy
nagminnie zwracał się do niej per: panienka, oznaczało to, że jest zły, coś go
trapi albo z jakiegoś innego powodu próbował wytworzyć pomiędzy nimi dystans.
Gdyby to zależało od niej, właściwie nie miałaby nic przeciwko, gdyby –
podobnie jak reszta służby – mówił do niej po imieniu.
— Byłem ciekaw,
czy zauważysz — odpowiedział, uśmiechając się złośliwie. — Martwi cię to,
panienko?
— Nie. Irytuje,
ale nie martwi. Prędzej to ciebie coś martwi, ale nawet gdyby to była prawda,
to i tak byś mi teraz nie powiedział, mam rację?
— W rzeczy
samej. Rolą kamerdynera jest dbanie o spokój ducha jego pani. Zmącę go dopiero,
gdy będzie to niezbędne, do tego czasu nie musi się panienka o nic martwić —
wyjaśnił uroczystym tonem, klękając przed dziewczyną.
Wyciągnął ręce
w jej stronę, przeprosił i zaczął zdejmować z niej koszulę nocną. Hrabianka nie
protestowała. Walczyła ze sowimi odruchami – ze wstydem, który narodził się w
nie na przestrzeni kilku ostatnich miesięcy i wydawał się niesamowicie
nienaturalny. Nie chciała, by coś tak głupiego, jak dojrzewanie, wpływało na
jej relację ze służącym. Mogli osłaniać się konwenansami, ale zawsze byli ze
sobą blisko. On ją kochał, ona kochała jego… Wprawdzie wciąż z jakiegoś powodu
nie byli razem, nie do końca rozumiejąc właściwie czemu, ale nic nie mogło
kłócić się ze stwierdzeniem, że więź, która pomiędzy nimi odżywała, niezwykle
szybko przybierała na sile.
Demon rozebrał
szlachciankę, a potem sięgnął po sukienkę. Chciał zacząć ją zakładać, ale
zawahał się, patrząc w oczy dziewczyny. Lizz posłała mu wyzywające spojrzenie,
na które zareagował złączeniem ich warg. Po chwili odsunął się i ponownie wbił
spojrzenie w jej twarz, próbując wyczytać z niej emocje nastolatki.
— Nie, nie jest
mi głupio, demonie. Ale jest mi zimno — stwierdziła pewnie, ponaglając go
machnięciem ręki.
Była z siebie
dumna. Powstrzymywanie wstydu wychodziło jej coraz lepiej, za to dziwnego,
tlącego się w żołądku wiercenia – już nie. Domyślała się, czym było to uczucie,
lecz w dalszym ciągu nie chciała mu ulec. Jeszcze nie. Musiała zrobić kilka
rzeczy, nim będzie gotować dać Sebastianowi szansę. Jeżeli miała zaryzykować i
ponownie wyznać mu uczucia, potrzebowała pewności, że w razie, gdyby ponownie
ktoś próbował jej go zabrać, będzie w stanie się przeciwstawiać. Może nie
skutecznie, ale nawet nieudana próba byłaby lepsza niż całkowita bierność.
— Sebastian! —
krzyknęła nagle wzburzona dziewczyna.
Kamerdyner
zadarł głowę i spojrzał na nią zaskoczony. Nie rozumiał, co nagle aż tak ją
zdenerwowało. Zorientował się dopiero po chwili, zerkając na trzymany w dłoni
but.
— Proszę
wybaczyć, panienko, przyzwyczajenie — zaśmiał się pod nosem.
Wstał i odstawił
wybrane przez siebie buty, idealnie pasujące do kreacji, i zastąpił je innymi –
ulubionymi Elizabeth, z którymi ostatnio się nie rozstawała. Założył je, a
potem podszedł do wezgłowia łóżka i sięgnął po kule.
— Elizabeth —
zaczął poważnie. — Ostrożnie.
— Mhm —
mruknęła, niecierpliwie wyciągając przedmioty z jego rąk.
Nieświadomie
wypowiedział jej imię, okazując prawdziwe zmartwienie i chociaż irytowało ją,
że w dalszym ciągu nie ufał w to, że da sobie radę, troska w jego głosie
niezawodnie uciszała głosik podpowiadający, by na niego nakrzyczała.
Wsunęła kule
pod pachy, zaparła je na miękkim dywanie i przeniosła ciężar ciała, powoli wstając
z materaca. Podniosła się chwiejnie na stojących nienaturalnie koślawo,
drżących nogach i uśmiechnęła się tak radośnie, jakby nagle otrzymała od losu
najcudowniejszy prezent.
— Udało się! —
krzyknęła podekscytowana i natychmiast straciła równowagę, wpadając w ramiona
czujnego Michaelisa.
— Gratuluję,
panienko.
— A idź się
smażyć w piekle, demonie! — warknęła i odepchnęła go od siebie, ponownie stając
na nogi.
Sebastian
zamierzał ukrócić jej poczynania, odebrać kule i posadzić dziewczynę w wózku,
ale determinacja, z jaką niestabilnie poruszała się naprzód, rozmiękczyła jego
serce, nie pozwalając ingerować w to, co robiła. Szedł jedynie tuż obok niej, z
każdym krokiem napełniając się coraz większą dumą i radością. Podpórki powoli
przesuwały się na przód, a w ślad za nimi niepewnie i flegmatycznie poruszały
się nogi. Lizz starała się stawiać coraz większe kroki, wysoko podnosząc
kolana, by przypadkiem nie zahaczyć palcami o dywan i nie przewrócić się
podobnie jak poprzedniego dnia. Skupiona przygryzała dolną wargę i wpatrując
się w cel swojej podróży – drzwi – powoli brnęła na przód.
Michaelis
asekuracyjnie wyciągnął ręce, by w razie czego złapać szlachciankę, nim
przewracając się, zbytnio obciąży nogę, nadwyrężając ją. Tym razem jednak
niepotrzebnie. Elizabeth dotarła do drzwi i zdyszana oparła się ramieniem o
drewnianą, zdobioną framugę.
— Udało się! —
powtórzyła słowa sprzed chwili, tym razem pamiętając, by oddając się szczęściu,
nie zapomnieć o równowadze.
— Gratuluję,
panienko. Tym razem szczerze. Ale już wystarczy. Pamiętaj o treningu.
— Tak, tak,
wiem! Dziś zrobię to, co ci zapowiedziałam! Dam radę, zobaczysz! Dziś jest
dobry dzień, czuję to! — ekscytowała się nastolatka.
Bez
przebąkiwania pozwoliła Sebastianowi wziąć się na ręce, posadzić w wózku i
zawieść do salonu, gdzie towarzyszyła Tomoko przy śniadaniu. Wypiła z nią
herbatę, porozmawiały przez dwa kwadranse, a potem Lizz udała się na trening, a
księżniczka do pokoju, w którym hrabianka zaaranżowała dla niej gabinet, by
mogła pracować w spokoju, mając własne miejsce, gdzie nie musiała martwić się o
porządek.
Przez ostatnie
miesiące Elizabeth przeszła długą drogę. Kiedy zaczynała rehabilitację, nie
wiedziała, czy kiedykolwiek będzie jeszcze w stanie chodzić. Teraz, po ponad
trzech miesiącach ciężkiej pracy, z wielkim trudem była mogła samodzielnie
poruszać się o kulach, jednak to wciąż nie był poziom sprawności, który
pragnęła osiągnąć. Jej celem był całkowity powrót do zdrowia, w czym na każdym
kroku wspierał ją Sebastian. Tego dnia jednak od samego rana wydawał się nieco
dziwny. W jego złośliwościach brakowało pikanterii, w oczach błysku, a kiedy
był pewien, że hrabianka go nie obserwuje, porzucał uśmiech, odkrywając swe
prawdziwe myśli uwidaczniające się na twarzy w postaci strapionego oblicza.
— Sebastian! —
krzyknęła nastolatka, uderzając demona w głowę.
Od kilkunastu
sekund trwał w bezruchu, wpatrując się w jej stopę.
— Panienko?
— Chcę to
zrobić! Pozwól mi spróbować — rozkazała, z zacięciem zerkając w oczy służącego.
Michaelis
westchnął ciężko. Uważał, że wciąż było zdecydowanie zbyt wcześnie, by mogła to
zrobić, ale polecenie jej pani było absolutne. Nie mógł się sprzeciwiać tak
długo, jak jej życiu nie groziło niebezpieczeństwo, a w owej sytuacji mogła
jedynie nabić sobie kilka siniaków, gdyby oczywiście do tego dopuścił.
— Tak jest.
Kamerdyner
wstał i odsunął się o kilka metrów od nastolatki. Wyciągnął ręce w jej stronę i
skinął głową na znak, że może zacząć. Wątłe nogi stanęły niepewnie na podłodze,
przez chwilę poprawiając swoje ułożenie, dopóki ich właścicielka nie uznała, że
jest idealnie. W miarę, jak spoczywał na nich coraz większy ciężar, zaczynały
drżeć, sprawiając wrażenie, jakby za chwilę miały się zwyczajnie rozsypać.
Elizabeth jednak nie przyjmowała tego do wiadomości. Wsparta na materacu powoli
wstała, a kiedy jej się to udało, wyciągnęła dłoń w stronę kamerdynera.
— Uda mi się.
To tylko trzy jardy…
— Pięć jardów,
panienko. Proszę nie mówić, to utrudnia skupienie — pouczył ją Sebastian.
Szlachcianka
prychnęła pod nosem i zacisnęła zęby. Bez kuli chodzenie wydawało się niemal
nieosiągalne, ale jeszcze niedawno myślała w taki sam sposób o staniu.
Poczyniła ogromny postęp, wierzyła w siebie, nawet jeśli wszystkim innym
wydawałoby się to zwyczajnie głupie. Nawet demon nie wierzył, że zdoła pokonać
ten dzielący ich pręt, ale jego wątpliwości jedynie dodawały jej siły. Jeśli mi się uda, wyznam mu swoje uczucia.
Zaproponuję mu związek! Może nawet…
— Cholera
jasna! — wrzasnęła nastolatka, wpadając w ramiona służącego. — To z zamyślenia,
z zamyślenia! Jeszcze raz, Sebastian! Jeszcze raz!
— Nie.
— Słucham?!
— Nie, panienko
— powtórzył stanowczo kamerdyner. — Sama widzisz, że jeszcze zbyt wcześnie.
Kolejne próby mogą jedynie niepotrzebnie cię nadwyrężyć, co sprawi, że jeszcze
trudniej będzie ci wrócić do zdrowia. Dlatego właśnie jestem zmuszony odmówić.
— Ale to był
rozkaz… — jęknęła płaczliwie.
Gdyby tylko
wiedział, jaką nagrodę dla nich przewidziała po osiągnięciu sukcesu, na pewno
spojrzałby na całą sytuację nieco inaczej, ale Lizz nie zamierzała zdradzić mu
swojej motywacji. Za bardzo się krępowała.
— Przepraszam,
ale nie zmienię zdania. To dla panienki dobra.
Demon nie dawał
za wygraną. Niezależnie od tego, jak dziewczyna próbowała go podejść, za każdym
razem powtarzał tylko, że nie może się zgodzić. Trzymał nastolatkę w ramionach,
na tyle mocno, by nie mogła się wyswobodzić, i czekał, aż wreszcie odpuści.
Oboje byli uparci, dlatego trwali w uścisku kilka minut, nim w końcu dziewczyna
zrezygnowała.
Wiedziała, że
kiedy Sebastian się uprze, nic nie zmusi go do zmiany zdania, a przynajmniej
nic, co była w stanie mu w obecnej chwili zaoferować. Gdyby podzieliła się z
nim tymi myślami, które ostatnio tłumiła, ograniczając nawet prowokacje do
działania na tle romantycznym, prawdopodobnie zdołałaby go przekonać. Ale próba
pokonania pięciu jardów bez żadnej pomocy nie była warta odarcia się z resztek
tajemnicy zapewniających chociaż minimalny komfort psychiczny młodej Roseblack.
Do końca
ćwiczeń nie wracali już do nieudanej próby. Skupili się na sprawach bieżących,
w których dziewczyna z każdym dniem robiła coraz większe postępy. Ilekroć
jednak ich spojrzenia się spotykały, Lizz czuła dziwny niepokój płynący prosto
z serca demona. Mówił, żeby się nie przejmowała, ale nie mogła tak po prostu
tego zignorować. Jego zmartwienie było zbyt wyraziste, by mogła udawać, że go
nie dostrzega.
— Sebastian,
musisz mi powiedzieć, o co chodzi — powiedziała, kiedy kończąc ćwiczenia,
ponownie usiadła na stole, by demon rozmasował jej nogi.
— Panienko,
mówiłem przecież, że nie ma się czym przejmować. Jeśli przyjdzie taka potrzeba…
— To przestań
się tak otwarcie martwić. Nie mogę ignorować problemu, bo cały czas widzę, jak
się tym przejmujesz. Jakbyś co najmniej dowiedział się, że umrę przed czasem i
nie pożresz mojej duszy! — krzyknęła zdenerwowana.
— Proszę
wybaczyć, to się już więcej nie powtórzy.
Michaelis nie
dał za wygraną. Przez moment nawet chciał powiedzieć nastolatce, co zaprzątało
jego myśli jeszcze od poprzedniego wieczoru, ale po jej nieudanej próbie
swobodnego przemieszczenia się, uznał, że jest zdecydowanie zbyt wcześnie, by
przekazywać jej takie wieści. Wiedział doskonale, że przez jakiś czas sam zdoła
zająć się problemem. Nie dość, że był przecież piekielnie dobrym służącym, to w
okolicy Londynu wciąż w każdej mniejszej wsi stacjonował jeden z jego
żołnierzy, którzy cały czas próbowali odkryć tożsamość głównego przeciwnika. W
razie potrzeby, mógł poprosić ich o pomoc. Jego pani potrzebowała spokoju,
musiała skupić się na odzyskiwaniu zdrowia. Była już tak bardzo blisko celu…
Kamerdyner dobrze wiedział, że gdyby w tym momencie przekazał jej wieści,
skupiłaby się już tylko na nich, porzucając zdrowy rozsądek i systematyczną
pracę.
— Jasne… Czy
Timmy dziś przyjedzie? Wydawało mi się, że to miało być dziś, ale wszystkie dni
są ostatnio takie same. Nie wiem nawet, czy dziś jest środa czy czwartek.
— Wtorek,
panienko. Panicz Thimothy przyjeżdża do panienki w czwartek. Z tej okazji
organizujemy przyjęcie powitalne w jadalni. Wszyscy członkowie służby mają
wziąć w nim udział w charakterze gości, z wyłączeniem mnie, rzecz jasna.
— Ach, tak.
Racja… Wszyscy, tylko nie ty — mruknęła bez entuzjazmu.
Wyciągnęła ręce
po swoje kule i powoli stanęła na nogi. Bolało ją to, że po raz kolejny wszyscy
oprócz niego będą się doskonale bawić. Może powinna wynająć ekipę do przyjęć?
Sebastian przygotowałby wszystkie niezbędne półprodukty i plan spotkania, a
zatrudnieni na tę okazję służący realizowaliby go, tym samym dając demonowi
wolne popołudnie, by mógł też miło spędzić czas.
Dziewczyna
powoli szła w stronę drzwi, asekurowana przez Michaelisa. Po drodze oświadczyła
mu, że tego dnia zamierza chodzić tylko o kulach. Oczywiście demon się nie
zgodził. Doszli więc do porozumienia. Frederic miał towarzyszyć dziewczynie
przez cały czas, prowadząc wózek, i kiedy zmęczy się na tyle, że będzie bliska
upadkowi, zrezygnuje i pozwoli, by dowiózł ją na miejsce. Lizz zgodziła się
bardzo niechętnie. Nie znosiła kompromisów, ale ostatnimi czasy zdążyła się już
z nimi oswoić. Nie miała innego wyjścia, na dodatek czuła, że tylko złoty
środek pozwoli jej osiągnąć cel. Skrajności nie były tak dobre, jak kiedyś
sądziła.
— Zanieś do
mojego gabinetu artykuły z ogłoszeniami z ostatniego tygodnia — rozkazała na
odchodne demonowi, wraz z Fredericem opuszczając salę treningową.
— Oczywiście.
Po obiedzie będę potrzebował panienki pomocy w pewnej sprawie — odparł tylko
kamerdyner.
Był ciekaw,
kiedy dziewczyna zwróci uwagę na otaczający ją świat na tyle, by zauważyć
śnieg. Od samego rana ani razu nie wyjrzała przez okno. Była zbyt skupiona na
swoim celu, czasem Sebastianowi wydawało się, że to było odrobinę niezdrowe.
Nastolatka potrafiła zupełnie zapomnieć o całym świecie, jeśli tylko
straszliwie jej na czymś zależało. Wprawdzie w posiadłości, pod jego opieką, nie
groziło jej z tego powodu żadne niebezpieczeństwo, jednak Sebastian wiedział,
że nie będzie przy niej przez cały czas. Możliwe, że już niedługo opuści ją na
zawsze. Pragnął się upewnić, że do tego czasu Elizabeth będzie w stanie w pełni
o siebie zadbać.
To jest bardzo boskie i extra
OdpowiedzUsuńDzięki^^.
UsuńCieszę się bardzo, że Elizabeth powoli wraca do sprawności, widać po tej upartej dziewczynie, że wytrwale dąży do upragnionego celu jakim jest odzyskanie władzy w nogach i właśnie z tego powodu podziwiam ją za to . Pamiętam, że Sebastian zawsze uważał, że ludzie niby są tacy słabi, a dążą do swoich celów po trupach , wyobrażam sobie jak bardzo dumny musi być z Lizzy, która zawzięcie walczy z kalectwem.Mimo,że bardzo ciężko jej teraz poruszać się o kulach ,wciąż daje z siebie wszystko . Mam nadzieję, że kiedyś Elizabeth będzie w stanie poruszać się o własnych siłach, trzymam za nią kciuki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i do zobaczenia w środę ;*
Tak, to prawda, Sebastiana fascynuje to, jak ludzie, wbrew logice - z punktu widzenia dekona - uparcie dążą do obranego celu i jak bardzo dziwnymi wartościami się kierują. Dla niego to niepojęte, dlatego takie fascynujące. Zresztą im dłużej czuje, tym bliższe mu się to staje, ta ewolucja też mi się podoba. Szczególnie moment, gdy traci pewność siebie, bo jest zaślepiony uczuciami i nie potrafi już myśleć czysto racjonalnie, przez co sprawy dotąd oczywiste, stają sie dla niego problemem. Tag, kocham te dylematy, to się przyjemnie pisze <3.
UsuńLizz na pewno byłaby Ci wdzięczna!^^
Dziękuję za komentarz. Do zobaczenia :*.
Jakie to słodkie ^-^ Elizabeth wraca do sił co prawda powoli ale jednak. Jak to mówi przysłowie " lepiej późno niż wcale. " I bardzo dobrze, że nie chce od razu ponownie wyznać mu uczuć. Ciekawe jak zamierzają wyjaśnić paniczowi Timmiemu fakt, że jego kuzynka niedawno taka uparta, chłodna, opanowana i chuda jak patyk ale pełnosprawna teraz jest bardziej otwarta, przytyła co nieco a co najważniejsze porusza się na wózku lub o kulach. Ale Sebastian na wszystko znajdzie sposób!!! Cały rozdział jest ogólnie cudowny... Oby Lizzy dała radę przeżyć wojnę, odzyskać sprawność i spełnić swoje marzenia.. no bo powiedzmy sobie szczerze gdyby taki Sebastian istniał w prawdziwym życiu to która by nie chciała mieć go za męża ? ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta i pozdrawiam :D I ciekawe kiedy wyjdą na jaw plany naszego kochanego Grabarza.
Tak, Lizz przytyła, ale z perspektywy Timmiego nie będzie tego widać. On nie widział jej w tym najgorszym stanie, więc nie zauważy, bo ona tyjąc, doszła do swojej normalnej postury - czyli bycia szkieletem, z którego jakiś cudem nie spadają ubrania xD.
UsuńDo zdrowia dochodzi powoli, od operacji minęły ponad trzy miesiące. Nie chciałam jej magicznie uzdrawiać, bo to tskie opkowe i słabe, wolałam to rozwlec w czasie, żeby było autentyczniej. Chociaż ona i tak nie powinna w ogóle odzyskać władzy w nogsch, gdyby nie tk czary-mary u grabarza xD.
No a co będzie z Timmy'im, to się okaże już niedługo, hehehe.
Dzięki za komcia. Do zobaczenia w następnym rozdziale! :*
No ło żesz kurwa no! Teraz to mam taki bulwers bo Seba chce powiedziec ale nie chce zranić Lizz , a ta z kolei chce mu ponownie wyznac swoje uczucia! Kurwa no! To takie no ... Takie życiowe. Załapałam kilka literówek ale no nie chce mi się ich szukać. A wiem że by cię to uradowało. Bo lubisz gdy czytelnicy wytykaja drobne i większe błedy. Dobra.... Co mnie jeszcze tego wieczora wkurwilo to to. , że jakieś pizdokleszcze! BEZKARNIE UKRADŁY TWOJA CIĘŻKĄ I WIELOGODZINNĄ PRACĘ! To jest dla mnie mega , mega chujowe. I jeszcze bezczelnie powiedzą , że znalazły w necie! No to jest kirwa do bólu dupy cholernie chujowe!
OdpowiedzUsuńPS. Sorry , ze tyle przekleństw ale poprostu to nie fair. Coż rozdział był piękny! Czekam na nexta!
Jej, ale nie denerwuj się tak, to niezdrowo xD. Miło mi, że się tak przejmujesz, ale spokojnje, oddychaj. Lewe płuco, prawe... xD. No to, co zrobili, to szczyt chamstwa, ale co poradzić -_-. Jednak ten, no, trochę tk hipokryzja, bo sama uwielbuam przeklinać (xD), ale będzie mi miło jak w komciach na blogu się trochę ograniczysz na przyszłość xD.
UsuńSebuś ma Lizz coś do powiedzenia. Ale co? A tego to już nie powiem, bo jestem ZUA. Zresztą wyjdzie w praniu xD. A ona się zbiera w sobie, w końcu powinna, bo ileż można. Chyba wszyscy (ze mna na czele) czekają na ten moment, kiedy ini wreszcie będą razem i może nawet szczęśliwi przez chwilę. Albo wszyscy (ze mną włącznie) się poddali i nie wierzą, że to się w końcu wydarzy xDDDD.
Dziękuję i do zobaczenia w środę :*.
TAK ! Będzie Timmy <3 uwielbiam go *-* chce sę dowiedzieć co znim,jak się czuje i jak tam jego kamerdyner -,- Troszkę boje się przyszłych rodziałów bo w końcu Timmy może dowiedzieć się kto zabił jego rodziców :( a wtedy to kompletnie się załamie. Dobra teraz o Lizzy bo to ona jest tu główną bohaterką xd więc coraz lepiej jej idzie ^^ ja wiedziałam,że się nie podda. No rodział mi się podoba, tylko to zakończenie wzbudziło we mnie niepokój. Czyli co Seba wie, że zostało mu mało czasu ? I pewnie niedługo zacznie sie wojna. Gdzieś tam pisałaś, że chcesz mieć heppy end na koniec więc nawet się tak nie martwie. Spodziewam się jakiegoś słodkiego momentu przy którym się rozkleje. Dobra już przestane bo jeszcze zrobisz mi na złość i źle się skończy. W najgorszym ( chba najgorszym) razie Seba umrze na bolu walki,Undi ze swą armią przejmie władzę nad światem, Lizzy z bólu p stracie Sebastiana popełni samobójstwo, wszyscy z posiadłości się wyniosą po stracie Lizzy, Tomoko wyjedzie do rodzinnego domu i tam dostanie zakaz od matki i nie będzie mogła być z Taiem, a Timmy dowie się o prawdziwych powodach smierci rodziny i będzie miał ogromny żal do Lizzy ( przypomniała mi się scenka w której Timmy traci rodziców i nie ma jeszcze kamerdynela ) i pewnie będzie stał nad pseudo grobę Lizzy i będzie przeklinał wszystko na czym świat stoi i pewnie Lizzy też :/ a na koniec poprzysiągne zemste i będzie krążyć po świecie jako demon lub z demonem u boku ... dobra przesadziłam. Moje chore teorie ;-; a co do rozdziału to super i bardzo mi się podobało
OdpowiedzUsuńA weź nic nie mów, Lizz z tego powodu nie raz zarwała noc, skarżyła mi się ostatnio xD.
UsuńNo tak, oczywiście, że Sebastian wie, że nie zostało mu wiele czasu. Wojna coraz bliżej, choc niewiadomo, kiedy dokładnie, bo widać tylko, że coś się dzieje. Sposobu na wykręcenie się od umowy też ani widu, ani słychu. Martwo się chłopak. Chce zadbać o Lizz, żeby mieć pewność, że poradzi sobie, gdy umrze. To miło z jego strony, taki kochany Sebuń ♡.
Ej, ja pisałam o happy endzie? To chyba dwa lata temu na począku opka, bo nie pamiętam od co najmniej pół roku, żebym mówiła cokolwiek o charskterze zakończenia xD. A już je mam i znam i w ogóle wiem, jak to będzie!^^ A Wy się dowiecie... Jak tak dalej pójdzie, to za rok xDDDD.
Ahahaahaha, Twoja teoria na tragiczne zakończenie Róży jest urocza <3. Szczerze mówiąc, to ja najchętniej nigdy nie skończyłabym tego pisać, ale wiem, że kiedyś będę musiała, bo nie mogę ciągnąc historii w nieskończoność. I teraz, jak myślę o końcu, to chce mi się płakać, że kiedy postawię tę ostatnią kropkę, to będzie koniec. Nigdy więcej Sebastiana, nigdy więcej Lizz. Cisza, jak śmierć... Jezu, właśnie się poryczałam TT_TT. Ale naprawdę jak to skończę, to będę się czuła tak, jakby oni mi umarli. Przywiązałam się, no. To w ogóle jest straszne, bo są rzeczy w fabule, które z punktu widzenia akcji są jak najbardziej wskazane, ale kiedy myślę o tym, ze mam je napisać, to się obawiam, że nie dam rady, bo za bardzo się zżyłam xD. Dobra, koniec, złe tematy na noc xD.
Dziękuję za komcia i do zobaczenia :*.
No to było w pierwszym/drugim tomie xd no i moja teoria odnoście zakonczenia pozwala na kontynułacje ;) ( tak tylko na przyszłość piszę ) ta ostateczna kropka ... to tak strasznie smutno brzmi,jeszcze nie dociera to domnie i mam wrażenie że jeszcze długo do końca. Dobra nie będę smutać. Zostawie to na koniec :((( <3 do zobaczenia
UsuńNa szczęście do końca jeszcze cały jeden tom, więc jeszcze przez jakiś czas nie musimy się martwić zakończeniem. Ale bez jaj, na myśl o tym mam doła xD.
UsuńJejku teraz boję się, iz zakonczenie będzie złe, a ja będę płakać : ) Proszę niech wszystko skończy się happy endem :)
OdpowiedzUsuńTy się noisz, że będziesz płakać, jak będzie złe. Ja będę płakać bez względu na to, jakiw będzie xDDDD.
UsuńJeszcze jeden tom ? Czyli przypuszczenia Seby co do zbliżającej sie wojny nie są takie słuszne. Chyba, że będzie coś jeszcze po wojnie lub będziesz opisywać każdy dzień i w realu to będzie rok a w opku 2 miesiące xd <3 cóż pozostaje czekać.
UsuńTak, jeszcze jeden!^^ Wszystko jest zaplanowane, będzie miazga huehuehue. Ale nie mogę powiedzieć, jaka dokładnie. Bo no, no bo ten, bo spoilery, no xD.
UsuńDobra, czas nas opieprzanie.
OdpowiedzUsuńZdziwiłam się najpierw, że Lizz już śmiga, ale mówisz, że minęły trzy miesiące.
Po pierwsze: pionizacja wcale nie przebiega tak łatwo, a już na pewno nie będzie tak szybko, bo samaptzy tym uczestniczyłam i wiem, jaki wysiłek muszą włożyć w to osooby choore. I już na pewno Lizz nie będzie chodzić o kulach, a jedynie wstawać musiałaby na jakiś balkonik, aby sama w asekuracji i asyście Sebka mogła STAĆ Z DZIESIĘĆ SEKUND. tyle stoją osby z jedną zdrową nogą, a ty śmigasz na kulach dziewczynę z paraliżem obu kończyn!
Po drugie, nawet, jeśli uda się jej przemieścić ( znów nie na kulach) to W ŻADNYM WYPADKU ONA NIE BEDZIE W STANIE PODNIEŚĆ WYSOKO Kolan gdyż jej siłą mięśniowa jest znacznie oslabiona. Pamiętasz, jak na końcu chodziła Kaori? Gdyby Lizz byla w stanie tak chodzić, to byłby niezwykle ważne i ogromny sukces. Jej chód będzie polegał na przesuwaniu dość nerwowym stopy po podłodze, może nawet będzie sunęła palcami po podłodze, bo o ile główny nerw cudownie się odbudowal, o tym pozostałe jeszcze nie, stad byłaby stopa opadająca. A u ciebie śmiga, jakby zaledwie miała tylko złamanie jednej kończyny, takie yolo.
Sebek smuteczkuje bo wrócił z zebrania?
No boooooo... Ten zabieg był magiczny. Specjalnie to zaznaczałam, żeby mieć podkładkę na ewentualne błędy. Wysokie kolana poprawię przy przerabianiu, bo to rzeczywiście nie pasuje, ale szybkość postępów uzasadniam magicznym zabiegiem czary-mary. Dlatego te postępy są takie, a zaraz potem jeszcze większe. No tu nie ma być autentycznie, znaczy no trochę powinno, ale że wiem, że nic nie wiem, to wykpiłam się elementem fantastycznym, no xD.
Usuń