Miało nie być rozdziału, ale przegrałam z nerwicą, więc jest xD.
Idę na ten Hellcon, chociaż odpadły wszystkie panele, które mnie interesowały, Herady nie będzie, bo powyjeżdżali podobno na Erasmusa, no i jakoś tak... Z wystawcami też kiepsko, a Ślimakova ma panel w Yattcie na Hożej. Więc generalnie konwent będzie kiepski, zresztą poprzedni też zbyt dobry nie był. Albo ja się starzeję, albo one zwyczajnie są coraz gorsze. JAK MÓGŁ ODPAŚĆ PANEL O CIŚNIĘCIU PO GÓWNO OPKACH?! NO JAK?! To była najciekawsza propozycja na całym konwencie, a z blogowych został właściwie tylko jeden o RPF i jakiś drugi, gdzie jakaś laska, która pisała pracę dyplomową o blogach, będzie się mądrzyć, jak dobrze prowadzić bloga TT_TT. Nie, żebym miała coś do tego, że się zna – good for her, no ale od nauki to ja mam źródła, które z pełną świadomością ignoruję z braku czasu, a na konwent idę, żeby się pośmiać, a nie uczyć. Nawet chyba nie ma żadnego panelu z nauki japońskiego, a chciałam iść dla beki i jarać się, że teraz już jestem mądra TT_TT.
No, ale jest rozdział, więc z wdzięczności możecie pozdrowić w komciach moją nerwicę, bo to jej zawdzięczacie ten rozdział xD.
Miłego! :*
================================
Na jej temat
krążyły legendy. Większość mówiła, że tak naprawdę wcale jej nie miał i kłamał,
by zyskać na popularności. Wiekowa posoka nieskalanych grzechem dzieci była dla
demonów niczym najbardziej uzależniający narkotyk. Pobudzała i wyostrzała
wszystkie zmysły, dodawała sił, rozjaśniała umysł, a jej niespotykany smak był
rozpustą dla spragnionego organizmu w najczystszej z możliwych postaci.
Władczyni
piekła nie skomentowała doboru trunku. Uśmiechnęła się tylko półgębkiem i
odstawiła szklankę na podstawkę. Czekała na ruch doradcy. Mężczyzna wypuścił z
rękawa kilka pająków, a potem okrył pomieszczenie barierą ciszy, by mieć
całkowitą pewność, że rozmowa nie opuści jego gabinetu. Zwykłe profilaktyczne
postępowanie, w obliczu wagi informacji, które zamierzał przekazać błękitnej
demonicy, było teraz koniecznością, i choć skuteczność bariery sprawdzał
osobiście co najmniej raz na dekadę, i tak zaczął mówić ściszonym głosem – dla
pewności.
— Znalazłem
pewne wyjście — zaczął poważnie.
Przysunął się
do stołu i oparł na nim łokcie. Palce złączył przed twarzą w koszyczek i
nieprzerwanie wpatrywał się w kobietę wzrokiem przeszywającym substytut duszy
na wskroś. Słowa Anasiego, choć niosące pozytywną wiadomość, zdawały się
zamrażać serce królowej, które wciąż biło, na dodatek z ogromną mocą, jakby
poruszając się, uderzało w żebra. Przez jej ciało przechodziły skurcze, oddech
ginął w gardle, a dłonie mimowolnie zaciskały się na skórzanych podłokietnikach
siedziska.
— Opowiadaj —
wydusiła po chwili, zbierając w sobie wszelkie siły, by zabrzmieć możliwie
najspokojniej, lecz nie udało jej się wyeliminować podekscytowanego i
zdenerwowanego jednocześnie tonu głosu.
— Zanim powiem
coś więcej, musisz wiedzieć, pani, że uratowanie króla wymaga ogromnego
poświęcenia — przestrzegł demon.
Musiał mieć
pewność, że władczyni nie zrezygnuje. Dla bezpieczeństwa wszystkich nie chciał
werbalizować swej wiedzy, póki nie było to absolutnie konieczne. Nie prowadził
nawet żadnych zapisków, choć kłóciło się to z jego naturą i trwającą od
początku wszystkiego tradycją. Istniały jednak rzeczy, których wartość godna
była odejścia od ideałów. Był tego świadom, dlatego dojrzale doprowadzał się do
porządku za każdym razem, gdy jego dłoń mimowolnie sięgała po pióro.
— Bez względu
na ofiarę, jestem gotowa to zrobić — odparła wojowniczo piekielna królowa.
Tym razem w
tonie jego głos nie słychać było najmniejszego wahania. Zadziornie mierzyła
informatora wzrokiem, wyraźnie irytując się dalszym oczekiwaniem. Była
zdeterminowana. Jej niezwykła odwaga i zawziętość były bliskie zaimponowania
Anasiemu, i pewnie, gdyby nie jego wrodzona obojętność wobec wszystkiego,
zachwyciłby się jej postawą, lecz jedynie pogładził szklankę i pociągnął
kolejny łyk legendarnego trunku.
— Posłuchaj
mnie więc bardzo uważnie, pani, jeśli bowiem popełnisz najdrobniejszy błąd,
wszystko pójdzie na marne, a ofiara i tak zostanie oddana.
— Mówże
wreszcie, o co chodzi! Wojna się zbliża, muszę być gotowa jak najszybciej! —
wybuchła Eni, nie mogąc dłużej znieść oczekiwania.
Tak, jakby
doradca specjalnie ją denerwował, by przekonać się, że nie zrezygnuje, wytrwa i
zachowa się godnie. Przez moment martwiła się, że nazbyt gwałtowna reakcja na
spolegliwość archiwisty jedynie go zrazi, ale tylko się uśmiechnął i sięgnął
pod blat, by z szuflady sekretarzyka wyciągnąć kilka fiolek opatulonych szmatą
przesiąkniętą trucizną – wszystko po to, by zapach substancji z wnętrza szklanych
pojemników fstał się niewyczuwalny. Anasi zadbał o wszystko.
~*~
Dotarłszy do
Londynu, Elizabeth kazała Sebastianowi pokazać sobie pierwsze miejsce ataku
dziwnych kreatur. Znajdowało się zaledwie niecałą milę od miejskiej
posiadłości, w której urzędowała. Demon próbował ją namówić, by zajrzeli tam
przed rozpoczęciem pracy, ale nastolatka kategorycznie zabroniła mu nawet wspominać
o tym miejscu. Była podminowana stratą czasu na dojazd, co gorsza czuła, że
najprawdopodobniej przyjdzie jej spędzić noc w mieście. Uznała jednak, że jeśli
nie będzie mówić o tym na głos, to jakimś cudem uda jej się zakrzywić
rzeczywistość i do tego nie dojdzie. Było to głupie i dziecinne rozumowanie,
ale nie miała nic do stracenia.
Okolica
pierwszego ataku nie miała w sobie niczego niezwykłego. Zupełnie normalne
budynki, w których wnętrzu nie znajdowało się nic wartego kradzieży. Mieszkańcy
pobliskich domów również nie byli nikim szczególnym. Sebastian przedstawiał
Elizabeth kolejne informacje, podważając wszelkie domniemania hrabianki, nim
zdążyła sformułować je w trzymającą się kupy całość. Wszystko wskazywało na to,
że miejsce było zupełnie przypadkowe, a charakter ataku również nie wydawał się
ukierunkowany na osiągnięcie jakiegoś wyraźnego celu.
— Zabierz mnie
pod Big Bena, może tam dowiem się czegoś więcej — rozkazała niezadowolona Lizz.
Robiło się
coraz później, co nie było w zasadzie niczym niezwykłym, bo czas zazwyczaj
płynął naprzód, ale gdyby nastolatka nie stwierdzała tego co pięć minut,
zaczęłaby wyrażać swoje niezadowolenie w mniej elegancki sposób.
Michaelis zaś z
obojętnym wyrazem twarzy towarzyszył swej młodej pani, cierpliwie opowiadając
jej o swoim dochodzeniu, w którym miała nadzieję znaleźć jakiś błąd. Jednak
demon był pewny swojej pracy. O ile w życiu prywatnym już dawno przestał się
odnajdywać, o tyle badanie miejsc zbrodni, przesłuchiwanie świadków i łączenie
faktów w dalszym ciągu przychodziło mu z niezwykłą łatwością.
Gdyby Elizabeth
nie upierała się, że dojdzie wszędzie samodzielnie o kulach, czas spędzony na
bezproduktywnym przyglądaniu się miejscom ataku znacznie by się skrócił.
Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale nie mogła pozwolić na to, by jej
partner, a zarazem służący i przyszły zabójca, nosił ją na oczach szlachty po
całym mieście. Nawet gdyby nikt nie zauważył tego, jak chwilami się wzajemnie
obserwowali i jak wydłużali na siłę każdy moment, gdy ich ciała choć na chwilę
wchodziły w fizyczny kontakt, plotki o jej niedyspozycji obiegłyby miasto, a co
przebieglejsi próbowaliby wykorzystać sytuację, by zdominować rynek i wygryźć
ją z branży.
Pod wieżą
zegarową jak zwykle było gwarno. Zabiegani ludzie pędzili deptakami, wozy
sunęły po nierównej ulicy, a nieliczne, coraz częściej pokazujące się na
ulicach samochody, nieśmiało przedzierały się pomiędzy tłumami, próbując
wpasować się w uliczny ruch. Przyjemnie obserwowało się pogoń za pieniądzem i
szczęściem, kiedy można było spokojnie stanąć z boku, wiedząc, że nie zmierza
się już w żadnym konkretnym kierunku. Elizabeth była właśnie w takim miejscu
swojego życia. Praca dla królowej, spotkania z rodziną i przyjaciółmi były
raptem rozpraszaczami uwagi – czymś, co umilało jej oczekiwanie. Przed sobą
miała już tylko wojnę. Jej koniec, niezależnie od wyniku, łączyła ze swoją
śmiercią. Chociaż nie miała przesłanek, by uważać, że jej zemsta łączy się z tą
walką, podświadomie czuła, że jednak tak jest. A właściwie pragnęła w to
wierzyć. Nie wyobrażała sobie, by Sebastian miał umrzeć, nie spełniając jej
marzenia. Po wszystkim, co razem przeszli, zasłużył na to, by odebrać jej
duszę, by tuż przed śmiercią zasmakować tego, czego tak bardzo pragnął.
Postanowiła, że niezależnie od tego, czy ukarze ludzi odpowiedzialnych za jej
tragedię, i tak odda się demonowi. Wiedziała jednak, że nie będzie chciał
przyjąć jej prezentu, dlatego pragnęła wierzyć, że wszystko się połączy.
— Sebastian —
mruknęła nastolatka, pochylając się przy jednej ze ścian wierzy. — Co to jest?
W ręce trzymała
kawałek czegoś czarnego, co błyszczało w dziennym świetle bladymi odcieniami
szkarłatu. Miało kształt wygiętego stożka o bardzo ostrym czubku i podstawach,
które wyglądały, jakby nieco się skruszyły. Wydawało się jednak niezwykle
solidnej konstrukcji.
Szlachcianka
wysunęła dłoń ze znaleziskiem w stronę Michaelisa. Blada dłoń kontrastowała z
czernią przedmiotu, dodatkowo uwydatniając głębię jego koloru. Demon zdjął
rękawiczkę z prawej dłoni, chwycił stożkowate maleństwo i przyjrzał mu się z
typową tylko dzieciom ciemności dokładnością. To, co odkrył, wprawiło go w
niemałe zdziwienie. Nie wiedział, jak mógł to przeoczyć, ale teraz nie miało to
już znaczenia.
— To ząb —
oświadczył po chwili, czując na sobie wyczekujący wzrok nastolatki.
— Nie kpij
sobie ze mnie — odparła, wzdychając pod nosem. — Jeśli teraz zamierzasz mi
wytykać, że ostatnio zaniedbałam nieco swoje, to…
— Panienko —
przerwał jej kamerdyner.
Podszedł do
dziewczyny, chwycił ją za rękę i osłonił ciałem od gwarnej ulicy. Oparta o
ścianę uniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy. Wydawał się niezwykle poważny.
Jego tęczówki zaczęły błyszczeć krwistą czerwienią, a twarz powoli nabierała
przerażających rys. Lizz nie wiedziała, o co mu właściwie chodziło, póki
ludzkie oblicze w zupełności nie obnażyło skrytego pod sobą demona. Jego
smoliście czarne kły zalśniły dokładnie tak, jak malutki stożek, który przed
chwilą znaleźli.
— Chcesz
powiedzieć, że to jest…
— Ząb demona —
odparł zmienionym, nieco niższym głosem, po czym powoli doprowadził swój wygląd
do stanu uznawanego przez ludzi za normę. — Albo czegoś bardzo do niego
podobnego. Sądzę, że to może mieć związek z ćwiczeniami aniołów. Nie powinniśmy
się wtrącać, najlepiej będziesz znaleźć kozła ofiarnego i zatuszować sprawę.
— Nie możemy.
Zginęło zbyt wielu ludzi. Poza tym nie będziesz decydował na podstawie jednego
zęba — odparł zdziwiona hrabianka.
Nerwowe i
zapobiegawcze zachowanie Michaelisanieco zmartwiło jego panią. Z reguły
zachowywał zimną krew i nigdy nie kazał jej porzucać dochodzenia. Kiedy jednak
sprawy zaczynały dotyczyć wojny, nieustraszony Sebastian wydawał się płoszyć, a
jego pomysły podszywał irracjonalizm.
— Proszę
wybaczyć — powiedział cicho, doprowadzając się do porządku. — Nie chcę, żebyś
niepotrzebnie ryzykowała. Skoro już przy tym jesteśmy, nie chcę, żebyś brała
udział w wojnie — wydusił nagle, dziwiąc się samemu sobie.
Miejsce ani
czas nie sprzyjały tego typu rozmowom. Hrabianka prychnęła pod nosem i
odepchnęła od siebie służącego, widząc, że szlachecka para przyglądała im się,
szepcząc coś z pełnymi kpiny uśmiechami na ustach. Nie zamierzała dawać im tej
satysfakcji.
— Idziemy w
kolejne miejsce. Jeśli znajdziemy potwierdzenie, że siły z twojego świata
maczały w tym palce, zastanowimy się, co dalej. Jeśli nie, rozwiążemy te sprawę
— postanowiła twardo i ruszyła w stronę wozu.
— To nie do
końca mój świat… — zaznaczył szeptem Michaelis i powoli podążył za swoją panią.
Widział, że
była już zmęczona samodzielnym zmaganiem się z kolejnymi odległościami. Nie mógł
jednak zaproponować, że ją poniesie, bo ponowne zasugerowanie tego mogłoby się
skończyć w bardzo niekorzystny dla niego sposób. Zaproponowanie wózka
inwalidzkiego nie było lepsze. Gdyby był sobą chociażby sprzed roku, zwyczajnie
zmusiłby ją, żeby zrobiła to, co należało, lecz obecnie nie potrafił być wobec
niej tak stanowczy, gdy nie chodziło o bezpieczeństwo jej życia.
~*~
— Jak często? —
zapytała hrabianka, zapierając się na kuli.
Podniosła się z
kolan, podnosząc z ziemi kolejny dziwacznie wyglądający przedmiot, który w
ocenie Sebastiana uznany został za pazur. W trzech kolejnych miejscach znaleźli
przedmioty pochodzenia obcego świata. Obawy kamerdynera się potwierdzały, ale
Lizz skłaniała się ku wersji z demonami. W żadnym z miejsc nie znalazła bowiem
piór, anielskiego pyłu ani niczego innego, co powinno się tam znaleźć.
Michaelis jednak wydawał się pewien, snując domysły na temat nieczystych
praktyk gołębi.
— W
dwutygodniowych odstępach. Mniej więcej. Nigdy równo.
— Jakby starał
się zatrzeć ślady, żebyśmy się nie domyślili. Sprytnie… — stwierdziła
nastolatka.
Sebastian
spojrzał na nią pytająco, ale jedynie pokręciła głową. Nie chciała dzielić się
z nim swoimi przemyśleniami, przynajmniej do czasu, kiedy nie znajdzie czegoś,
co mogłoby je potwierdzić. Definitywnie nie wierzyła w ingerencję nieba.
Instynkt podpowiadał jej, że w sprawie maczał palce ktoś zupełnie inny. Ktoś,
kto bezpośrednio łączył się ze sprawą jej zemsty. Była świadoma tego, że mogła
to sobie jedynie wmawiać, dlatego nie zamierzała niczego mówić. Nie chciała
robić demonowi nadziei, albo go denerwować – zależnie od tego, jak by właściwie
zareagował. Obie opcje wydawały się tak samo prawdopodobne.
— Zostało
jeszcze jedno — westchnęła, zerkając na ciemne niebo. — Dziś już nie zdążymy,
znowu miałeś rację.
— Proszę
wybaczyć, nie chciałem tego na panienkę sprowadzić.
— Tak, tak,
wiem… Za karę śpisz razem ze mną — dodała, wracając do powozu.
Do środka
wdrapała się samodzielnie, zerkając groźnie na dłoń Sebastiana, gdy wyciągnął
ją, by pomóc jej wejść. Czuła się już wystarczająco zdrowa, by poruszać się o
własnych siłach i nie zamierzała ułatwiać sobie zadania. Niedługo miała wziąć
udział w wojnie. Bez względu na to, co sądził na ten temat Michaelis, była
częścią tych wydarzeń i musiał zaakceptować to tak samo, jak ona. Zresztą nie
potrafiłaby czekać w bezpiecznym miejscu, ani nawet stać obok, widząc, jak na
polu bitwy jej ukochany odnosi ciężkie rany.
Kamerdyner
widział, że jego panią coś martwi. Nie chciał naciskać, ale zasłonił okna w
wozie, usiadł obok niej i przytulił ją do siebie. Chciał dodać, że nie będzie
pytać, ale nic nie mówiąc, dawał jej to samo, a nastolatka nie wydawała się
zbyt rozmowna. Pogrążona w myślach i zmęczona wielogodzinnymi oględzinami
siedziała z lekko zwieszoną głową i bardziej niż chętnie skorzystała z
możliwości wtulenia się w niego.
Odkąd wyznali
sobie uczucia, uspokoiła się. Już nie czuła przy nim krępacji, nie musiała się
powstrzymywać, przez cały czas marząc o jego ustach. Świadomość, że może je
mieć w każdej chwili, pomagała jej kontrolować typowe dla okresu dojrzewania
reakcje.
Hrabianka
spojrzała na Sebastiana i uśmiechnęła się niewyraźnie. Był taki piękny, z
każdej perspektywy, pod każdym kątem, niezależnie od światła. Nawet sam jego
podbródek wywoływał w niej przyjemne, ciepłe uczucie. Westchnęła ciężko i
chwyciła demona za krawat, zmuszając go, by się pochylił. Spojrzała wojowniczo
w jego oczy i pocałowała go.
— Kiedy
przyjedziemy na miejsce… Rozkazuję ci, żebyś nie zostawił mnie ani na chwilę.
Naprawdę nienawidzę tego miejsca — powiedziała, odsuwając się, zanim jeszcze
Michaelis zdążył skomentować jej zachowanie.
Próbowała się
odnaleźć w nowej sytuacji, a to wymagało od niej wiele odwagi i pokonywania
niezręczności. Komentarze demona wcale by jej nie pomogły, dlatego wyszukiwała
preteksty, by nie miał okazji jej spłoszyć kolejnym złośliwym komentarzem. W
każdej innej sytuacji nie miałaby nic przeciwko, ale w tej jednej sprawie
wolała mieć spokój. Liczyła na to, że służący zauważy.
— Oczywiście.
Rozumiem, że nie jestem w stanie beze mnie wytrzymać, ale chyba nie muszę
towarzyszyć ci w toalecie? — zapytał, ignorując wszelkie pozawerbalne sygnały
nastolatki.
Zaklęła pod
nosem, czując, że czerwienieją jej policzki. Odruchowo uderzyła demona w ramię,
a potem zastanowiła się nad jego pytaniem. Nie chciałaby załatwiać się przy
nim, ale była skłonna to zrobić, jeśli w ten sposób obiecałby, że jej nie
zostawi. Po chwili przyszedł jej do głowy lepszy pomysł.
Wyciągnęła
sztylet ukryty w cholewie buta i ostrożnie rozcięła sobie nadgarstek. Zaalarmowany
Michaelis wyciągnął ostrze z jej dłoni i skarcił ją wzrokiem.
— Co ty
robisz?! — uniósł się wzburzony. — Nie możesz robić sobie krzywdy w taki
sposób!
— Nie robię
sobie krzywdy, oferuję ci wymianę. Krew, za dobę bez złośliwości na temat tego czegoś,
co jest między nami — powiedziała zupełnie spokojnie, podsuwając rękę do twarzy
demona.
Michaelis
poczuł się niesamowicie winny. Dopiero gdy powiedziała, co leżało jej na sercu,
zrozumiał, że przesadził. Starał się zachowywać normalnie, licząc na to, że w
ten sposób ułatwi nastolatce oswojenie się z sytuacją, jednak nie wziął pod
uwagę, że dla niej to była zbyt duża zmiana, by to, co dotychczas było
zwyczajne, mogło w dalszym ciągu zdawać egzamin. Sam nie miał tego problemu,
ale powinien być mądrzejszy. Żył już tak wiele lat, nie powinien pozwolić sobie
na tak idiotyczny błąd.
Coraz ciekawiej nie mogę się z jednej strony doczekać kulminacji czy będzie szczesliwe zakonczenie czy tez nie..ale z 2 chce chlonac wiecej historii
OdpowiedzUsuńKiedy myślisz tak o histori, to znak, że jest dobra - a przynajmniej kiedyś tak słyszałam xD.
UsuńDzięki! I do zobaczenia! :*
Oooo... prawdę mówiąc kompletnie nic nie rozumiem. Błagam tylko, żeby ta mikstura nie była na Lizz. Tego nie zniosę :( Sebastian mówiłam to wcześniej i powtórzę to teraz; jesteś idiotą. Jak mogłeś się nie pokapować, co dręczy twoją panią ? Słyszałam, że miłość jest ślepa, ale, żeby aż tak... to drobna przesada.
OdpowiedzUsuńZęby demonów.. co tu się u licha dzieje ? I czemu Lizz twierdzi, że to nie była sprawka aniołów. Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie bardziej przejrzysty :D
Nie mogę logicznie myśleć, więc wybacz, ale już kończę. Może w środę sklecę coś bardziej rozumnego, ale teraz nie mam siły. Zbyt to pogmatwane..
No bo ten rozdział jest taki niejasny i tajemniczy xD. To pewnie dlatego, nie przejmuj się. Nie buduję żadnego głębszego wątku już teraz pod koniec, bo w zasadzie nie ma sensu. Tom się kończy, więc trzeba o to zadbać. Jeszcze nie skończyłam go pisać, a mam już kawałek następnego xDDDD.
UsuńTa moja odpowiedź też się kupy nie trzyma, ale to dlatego, że mało spałam i nie śpię w ogole od 8.30, a dla mnie to środek nocy xDDDD.
A już nastawiłam się na to, że następny rozdział miał być w środę, a tu zrobiłaś taką niespodziankę na blogu, dziękuję bardzo :) Naprawdę doceniam Cię za to, co robisz, jesteś wspaniałą autorką i mam też nadzieję, że inni również zaczną Cię doceniać, pisać więcej komentarzy, a szkoda zostawiać tak pięknego opowiadania samemu sobie bez jakiegokolwiek odzewu. Odnośnie rozdziału to był interesujący jak zawsze, taki tajemniczy,zaczyna się coś dziać. Spodobała mi się scena jak Lizz z Sebastianem szukali dowodów na miejscu zbrodni te zęby i pazury demonów, nie wiem czemu,ale ogromnie mnie to zainteresowało .Musi im być teraz ciężko stwarzać takie pozory przed ludźmi w mieście, a szczególnie ukrywać to, że są razem. Nic dziwnego,co by ludzie sobie pomyśleli o Elizabeth ? A końcówka świetna, Lizz po raz kolejny tnie się dla Sebastiana pewnie będzie się szykować picie krwi.
OdpowiedzUsuńDo następnego rozdziału :*
Bo mi brakowało picia krwi w opku xD. A że mam fetysz, to dodałam hahaha. Tak, teraz było nieco tajemniczo. Ja wiem, że mówię to od dawna, ale ten tom już się kończy, no i jakoś tak ooo... Trochę tajemnicy, trochę czułości, trochę dramy... A potem wrócimy z nową częścią i kopary Wam opadną.
UsuńDziękuję! :* Ktoś mnie docenia, jeeee <3. Nerwica też się cieszy :P. W ogóle końcowe etapy tomu zawsze ciężko mi się piszę, bo wiem, że każdy koniec prowadzi do... Tego OSTATECZNEGO KOŃCA. I tak się to odwleka. Dobra, koniec odpowiedzi, bo ja już dziś nie wiem, co piszę.
Do zobaczenia w środę! :*.
Dopiero tu trafiłam i skusił mnie ten fragment do przeczytania całej historii. Masz bardzo fajnie skonstruowane opisy i przyjemny wygląd bloga, czekam na kolejne posty i lecę nadrabiać.
OdpowiedzUsuńhttps://certified-mind-blower.blogspot.com/
Dzięki^^
Usuń