Miałam pisać raz w tygodniu, bo liczyłam na to, że będzie mi łatwiej nadrobić jakiś sensowny zapas. Tymczasem mam go raptem siedemnaście stron. Masakra, jak tak dalej pójdzie, niedługo będę pisać na bieżąco, a to absolutnie mi się nie uśmiecha, bo jest zwyczajnie niewygodne. Nie lubię takiej presji. No nic, trzeba się wziąć za siebie, ale od pół roku za bardzo jaram się kolorowaniem i nie umiem się oprzeć xD. No nic, mam nadzieję, że jednak będzie dobrze.
Dziś oddaję Wam kolejny rozdział, a wraz z nim to, co lubię najbardziej: jakieś dziwaczne schizy, których nie da się do końca ogarnąć. Oby Wam się spodobało :*.
Miłego! :*
===========================
Pogrzebowa
ceremonia piekielna nie różniła się od ludzkich obrządków aż tak diametralnie,
jak miało to miejsce w przypadku ślubów. W ludzkiej historii znano nie jedną
kulturę, która paliła swoich zmarłych. W krainie Dzieci Ciemności było
podobnie. Zwłoki zasłużonych wystawianie były podczas ceremonii, kiedy wszyscy,
którzy czuli taką potrzebę, mogli oddać hołd poległemu bratu. Później ciało
zostawało wrzucone do jednej z Gorących Szczelin – dziur w podłożu, które
sięgały samego jądra Ziemi, gdzie po szczątkach demona nie pozostawał nawet
ślad.
Nie było to
jednak wydarzenie podszywane mnóstwem emocji, a raczej zwyczajny rytuał,
którego głównym celem było zapewnienie bezpieczeństwa królestwu. Demony
niezwykle dbały o to, by ich szczątki nie dostawały się w ręce przeciwnych
nacji, by te nie były w stanie opracować nowych sposobów walki z nimi, a tym
samym zdobycia przewagi. Nawet zwłoki najmniej wartościowych członków
demonicznego społeczeństwa zabierane były z powrotem do piekła, by tam zostać
zutylizowane w odpowiedni sposób. Martwych przekazywano rodzinom, które miały w
obowiązku w ciągu dry od otrzymania ciała pozbyć się go w jednej z wyznaczonych
do tego celu Szczelin. Przy każdej z nich stali pracownicy działu
statystycznego, którzy oficjalnie odnotowywali utylizację zmarłych. Dzięki temu
wiele z piekielnych tajemnic przez Rzeczywistości nie przekroczyło krainy
ciemności.
W przypadku
Enepsignos sprawa miała się nieco inaczej. Demonica była królową, dlatego na
jej cześć organizowano huczne wydarzenie. Decyzję na ten temat podejmowała
oczywiście najbliższa rodzina; ze względu na zmiany w budowie psychiki króla
oczywistym było, że obrządek różnić się będzie od tych, które odbywały się
zazwyczaj.
O wyznaczonym
czasie przy Królewskiej Szczelinie zjawiły się tysiące demonów chcących
uczestniczyć w ceremonii. Tradycją było, że w przypadku oficjalnego pochówku
członkowie rodziny mogli powiedzieć kilka słów na temat zmarłego. Amon długo
zastanawiał się, czy powinien, a raczej – czy będzie w stanie, cokolwiek
powiedzieć. Nie potrafił zdecydować przez cały dzień, nie miał pojęcia, co
takiego miałby rzec. Kiedy stojąc przed lustrem, machał od niechcenia dłonią,
przymierzając kolejne żałobne kreacje, był w stanie jedynie zerkać w odbicie, w
którym widział leżącą pod pierzyną Elizabeth.
Potrzebował
wsparcia, którego nie był mu w stanie dać nikt na świecie. Jego ukochana
znajdowała się w stanie, którego nie potrafił zrozumieć, żona odeszła, ludzie –
którzy nie raz zapewniali go o swoim uczuciu – nie byliby w stanie zrozumieć
jego sytuacji, zaś demony… Żaden z nich nie był nigdy nawet bliski pojęcia
tego, co działo się w jego umyśle i sercu. Kruk czuł się samotny. Tak
niesamowicie opuszczony, że wewnątrz trząsł nim przejmujący chłód, który w
dalszym ciągu manifestował się na zewnątrz w postaci drgawek, których nie
potrafił opanować. Gdyby mógł, poddałby się i zalał łzami, ale nawet tej
odrobiny ulgi nie dane mu było odczuć.
W końcu zdołał
wybrać strój – zwykły, prosty, czarny. Nie chciało mu się nawet starać, by
dolna część garderoby idealnie opinała jego ciało, co było jego znakiem
rozpoznawczym. Ostatecznie wyszedł, nie będąc nawet pewnym, na co się
zdecydował. Po spojrzeniach mijających go demonów poznał jednak, że musiał
wyglądać kiepsko, lecz nie przejmował się tym. Jego myśli okupowała teraz
przemowa, której wciąż nie potrafił ułożyć. Nawet kiedy dotarł na miejsce,
pokazując się zebranym, którzy aż zamilkli ze zdziwienia, w dalszym ciągu nie
miał nawet pierwszego zdania.
Krótka
ceremonia wstępna skupiała się na streszczeniu życia zmarłem i wymienieniu jej
największych osiągnięć. Za każde z nich w niebo wystrzeliwano kulę ognia, a
kiedy wymieniający zasługi Enepsignos Lewiatan zamilkł, wzrok wszystkich skupił
się na Amonie. Król niepewnie wyszedł na niewielki podest usytuowany tuż przed
szczeliną i zerknąwszy w spokojną twarz żony, wydał z siebie nerwowe jęknięcie.
Rozejrzał się po zebranych, a potem otworzył usta, chcąc uczynić to, czego
wszyscy od niego oczekiwali.
— Enepsignos
była… — zaczął, czując, jak jego głos drży, podrażniając suche gardło. — Ja…
Eni… Oddała za mnie życie, za co na zawsze pozostanę jej wdzięczny. Była moją
pomocą i przyjaciółką. Wiedziałem, jak bardzo mnie podziwiała i… — uciął, nie
mogąc wydusić z siebie nic więcej.
Pochylił się
nad ciałem zmarłem i pocałował ją w czoło, by następnie zejść z podestu, nie
zerknąwszy nawet na tłum. Jego miejsce zaś zajął Loki. Chwiejnym krokiem
wkroczył na podwyższenie i posłał demonom wrogie spojrzenie.
— Ty! —
krzyknął, wskazując dłonią Amona. — To wszystko twoja wina! Samolubny król
wolał mieszkać z ludźmi, ze swoją ludzką kochanką. Zostawił całe królestwo w
rękach Enepsi! Gdyby piekło było dla niego naprawdę ważne, byłby tu cały czas!
Do niczego by nie doszło! Poświęciłby dziecko, nie musiałby umierać! Postawił
życie człowieka ponad naszą ojczyznę! — Obwiniał Kruka zrozpaczony demon.
Na mównicę
ponownie wkroczył Lewiatan, który siłą ściągnął upojonego narkotykami Lokiego z
widoku, a gdy ten dalej się stawiał, precyzyjnym ciosem pozbawił go
przytomności.
— Wybacz,
panie. Generał wyraźnie nie poradził sobie z sytuacją — mruknął, kłaniając się
przed Sebastianem.
— Zabierz go do
komnaty i zamknij. Przyjdę tam… później — odpowiedział Kruk, nerwowo wbijając
ostre pazury w wewnętrzną część dłoni.
Zachowanie
Lokiego wzbudziło ogólne poruszenie wśród zebranych przy Szczelinie. Sebastian
chciał ich uciszyć, ale nie czuł się na siłach, by podnosić głos. Wyręczył go
Azazel, co zdziwiło wszystkich, z samym wyżej wspomnianym na czele. Nigdy nie
sądził, że kiedykolwiek zrobić coś, co będzie prowadziło do jakiegokolwiek
pozytywu względem Enepsignos. Wyglądało jednak na to, że mimo okropnego
usposobienia i ciągle ćwiczonej złośliwości, nawet on nie potrafił z zupełną
obojętnością przejść obok śmierci królowej.
Przez wszystkie
te wspólnie spędzone Rzeczywistości dogryzał jej, utrudniał życie i pokazywał
demonicy, jak bardzo bezwartościowa była w jego oczach. Kiedy jednak umarła, Azazel
poczuł wewnątrz siebie pustkę. Nie był smutny, nie cierpiał – daleko mu było do
czegoś, co nawet z samej nazwy brzmiało jak plugawa ludzka słabość – jednak
poświęcenie Enepsi wywarło na niego wpływ, któremu nawet nie chciał zaprzeczać.
Nie widział w tym większego sensu.
Dalszy ciąg
ceremonii przebiegał już bez kolejnych utrudnień. Demony kolejno złożyły hołd
królowej, a na sam koniec Krukowi przypadł zaszczyt zrzucenia jej ciała w
ogniste czeluści. Przez chwilę się wahał, jednak czując na sobie wzrok tak
wielu poddanych, nie mógł okazać słabości. Zwłoki Enepsignos otuliły płomienie,
w niebo wystrzelono serię ognistych pocisków, a potem zapanowała kompletna
cisza, którą zamknięto ceremonię. Zebrani rozeszli się do swoich codziennych
robót i niespełna dwie kwarty później po podniosłym wydarzeniu nie pozostał
ślad ani na królewskiej ziemi, ani na twarzach demonów. Jedynie w sercu Amona
wciąż szala pełen rozpaczy wicher.
~*~
— Jest ciemno.
Jest zimno… Było, już nie jest. Co się właściwie dzieje?
Przed oczami
dziewczyny przewijały się miliardy obrazków. Biegnące w nieludzko szybkim
tempie zapisywały się w jej podświadomości, jakby ktoś zwyczajnie wgrywał do
jej umysłu wspomnienia innej osoby. Nie mogła się ruszać, nie czuła swojego
ciała, nie miała pojęcia, co tak naprawdę się działo. Pamiętała tylko, że
upadłszy przy dogorywającym ukochanym, pocałowała go, potem poczuła się
niesamowicie spokojna, a jej umysł powoli zanurzył się w ciemności.
Nie potrafiła
określić, ile czasu minęło od tamtej chwili. Na samym początku wydawało jej
się, że nagranie życia odtwarza się na jej oczach, by pod sam koniec zwinąć się
w wąską rolkę i zniknąć. Jednak nim pełen wzlotów i upadków film dobrnął do
napisów końcowych, ktoś zerwał taśmę, a w poszarpane miejsce nieudolnie dokleił
zupełnie inną.
— Tak wygląda
śmierć? — zapytała się zagubiona. — Przecież nie powinnam być świadoma. Miałam
zasnąć i już nigdy się nie obudzić, miałam przestać istnieć, a jednak dalej
myślę, a skoro myślę… To znaczy, że gdzieś istnieję. Czyli nie umarłam? I
dlaczego wszystko, co myślę, mówię na głos? — zastanawiała się sfrustrowana.
Z jakiegoś
powodu nie czuła strachu, który towarzyszył jej ostatnimi dniami na myśl o
zakończeniu swego istnienia. Była jedynie zupełnie zagubiona, nie potrafiła
pojąć, gdzie się znalazła. Nie miała nawet pojęcia, czego powinna się
spodziewać w przyszłości, choć nie była nawet przekonana, że w miejscu, w
którym się znajdowała, istniało coś takiego jak czas. Wypróbowała nawet trik ze
wstrzymywaniem oddechu, jednak tym razem go potrzebowała, co jedynie bardziej
mieszało jej w głowie.
— Ida?
Sebastian? Tomoko? Amon? — wołała, w odpowiedzi słysząc jedynie echo. — Kim
jest Amon? Nigdy nie słyszałam tego imienia, wiec dlaczego je wzywam? I czym są
te cholerne obrazy? Nie chcę oglądać tego przez wieczność! Niech ktoś mi powie,
co się dzieje! Miałam przestać istnieć! — krzyczała w przestrzeń.
W końcu
zorientowała się, że żadne krzyki, płacze, groźby ani nawet całkowita
rezygnacja nie przyniosą pożądanych skutków. W miejscu, w którym się znalazła,
był tylko ten film i jej głos wydobywający się sama nie wiedziała skąd.
Zwróciła więc pozbawiony fizyczności wzrok ku ekranowi i ze wszystkich sił
starała się skupić na migających obrazach, by wyłapać z nich jakikolwiek sens.
Ogromna,
zielona polana ciągnęła się pomiędzy dziewiczymi górami. Świat, który przyszło
jej obserwować, był czysty. Przeźroczyste, nieskażone chemikaliami powietrze
sprawiało, że obrazy były wyraźniejsze a kolory znacznie bardziej wyraziste.
Chociaż oglądała obrazy, dostrzegłszy z kilkunastu mil odnogę strumienia, czuła
jego zapach. Słyszała, jak rwący potoczek obija się o kamienie, jak wraz z
prądem porywa ryby i jak porusza źdźbłami traw. Z opowiadań jej chińskiego
znajomego mogła wnioskować, że tak właśnie czuli się naćpani ludzie, jednak ona
nie była odurzona. Przeciwnie. Miała wrażenie, że jej umysł jeszcze nigdy nie
był tak jasny jak w tamtej chwili.
Powoli
zaczynała nadążać za migawką wydarzeń. Wciąż nie rozumiejąc, na co patrzyła,
poddała się biegowi wydarzeń, wczuwając się w tego, kogo oczami obserwowała
świat. Kimkolwiek była ta osoba, jej serce przepełnione było radością, nadzieją
i chęcią poznawania świata. Jej ciekawość przypominała dziewczynie ją samą
sprzed czasów porwania, kiedy wraz z przyjaciółmi poznawali niezwykłości
ludzkiego życia.
Malownicze
pejzaże nagle diametralnie się zmieniły. Zieleń i błękit zastąpiły czernie,
szkarłaty i fiolety, a przejrzyste powietrze przesycił duszący dym. Piękny las
ustąpił miejsca zeschniętym konarom wiekowych drzew, które ku zdziwieniu
nastolatki wyciągały gałęzie, ilekroć jakaś podobna do ptaka istota,
zbłądziwszy, przelatywała nad nimi. Drzewa rozdziawiały swoje konar, obnarzając
przerażające paszcze, ich szmaragdowe oczy błyszczały złowrogo, podczas gdy
posoka ptakopodobnych istot wylewała się bokami drewnianych ust. Arbony –
usłyszała w głowie i z jakiegoś powodu wiedziała, że właśnie tak nazywały się
wzbudzające trwogę istoty. Zrozumiała również, że jeśli ją pochwycą, nie zdoła
przeżyć.
Po chwili zorientowała
się, że obok postaci, której historię śledziła, stała druga – równie młoda,
ciekawa świata lecz o zupełnie innej aurze. Roztaczała się wokół niej siła,
która fascynowała Amona, jednocześnie wzbudzając w nim strach i
podekscytowanie. Nie powinien przyprowadzać towarzysza w to miejsce, nie
należał do niego. Wiedzieli o tym obaj i gdyby ktoś ich przyłapał, konsekwencje
mogły sięgnąć ostateczności. Mimo to radość i ciekawość zwyciężała.
Lizz poczuła
się zmęczona. Odwróciła wzrok od nagrania, orientując się, że kiedy tylko
wyczuwało, że go nie oglądała, zatrzymywało się i pulsowało ostrym blaskiem.
Tak, jakby miało własną świadomość, jakby miało misję, którą było przekazanie
dziewczynie całej historii Amona. W nastolatce rozżarzyła się iskierka nadziei.
Liczyła na to, że jeśli obejrzy nagranie do końca, jeśli wytrwa, coś się
wydarzy. Może wtedy wreszcie zniknie? Na nic więcej nie liczyła, zbyt dobrze
wiedząc, jaki los zgotowała sobie lata temu, podpisując pakt z demonem.
— No dobrze,
dziwne nagranie. Jeśli moje odejście w niebyt zależy od tego, kiedy się
skończysz, będę patrzeć i miejmy to już za sobą — stwierdziła, ponownie
zerkając w obrazy, które momentalnie ruszyły z tym samym zawrotnym tempem,
któremu nie powinna była nawet w części dorównywać.
A jednak jej
zmysły pracowały w zupełnie inny sposób. Umysł przetwarzał informacje znacznie
szybciej, wszystkie bodźce docierały do niej tak, jakby wcale nie musiała ich
przetwarzać, by zrozumieć, co się działo. Stan był tak niesamowicie dziwny, że
brakowało jej głośnych myśli, którymi mogłaby spróbować to sobie wyjaśnić.
Historia, którą
śledziła, była tak bogata, iż miała wrażenie, że z każdą minutą zapomina
wszystko, co dotąd obejrzała. Miała wrażenie, że jej umysł jest zbyt mało
pojemny, by zmieścić tyle informacji. Mimo to, nie poddawała się i dalej
uparcie śledziła losy kogoś, kto z każdą sekundą wydawał jej się bliższy. I
chociaż nie potrafiła opisać tego, co widziała, podsumować wyborów Amona,
ocenić jego zachowania, czuła, że go kocha. To było dla niej zupełnie niepojęte
doświadczenie, ale budzące się w sercu uczucie zapłonęło z taką siłą, że czuła
żar w piersi, chociaż i tego nie rozumiała, bo przecież w tym dziwnym miejscu
nie miała fizycznej formy.
Rozumienie
zupełnie jej nie wychodziło. Zbyt wiele niewiadomych, zbyt wiele pytań, zbyt
mały zasób słów i zbyt ograniczone możliwości abstrakcyjnego myślenia
utwierdziły ją w przekonaniu, że wszelkie próby usystematyzowania tego, co się
z nią działo, nie miały sensu. Dlatego w pełni usprawiedliwiając się przed
sobą, odpuściła i w całości otworzyła się na dalsze chłonięcie niezwykle
fascynującej opowieści o życiu Amona – istoty, której niesamowicie wrażliwe
spojrzenie na świat całkowicie ją zauroczyło.
Kolejne obrazy
przewijały się przed oczami nastolatki, przenosząc ją w coraz dalsze
wspomnienia istoty, do której zapałała sympatią. Kiedy udało jej się dostrzec
coś więcej niż rozmazane migawki, które wdzierały się do jej podświadomości,
zobaczyła młodą postać, którą Amon trzymał za rękę. Jej śnieżnobiała cera,
zaledwie ton jaśniejsza od właściciela wspomnień, błyszczała delikatnie łagodną
poświatą, która rozdzierała mrok leśnej nocy. Dwójka przyjaciół przedzierała
się przez bór w poszukiwaniu czegoś, co obu ich niesamowicie fascynowało.
Elizabeth czuła
towarzyszące Amonowi podekscytowanie. Zapach wilgotnej leśnej ściółki, gładkość
skóry przyjaciela oraz lekki chłód, który nie robił na niej wrażenia jeszcze
bardziej niż zazwyczaj dodatkowo dawały dziewczynie poczucie, jakby sama
doświadczała tych wszystkich niezwykłości.
Nie wiedziała,
dokąd się wybierali, za to czuła dreszczyk emocji towarzyszący robieniu czegoś
zakazanego. Młodzi podróżnicy łamali jakieś zasady, wobec których Amon był
niezwykle wrogo nastawiony a zarazem darzył je sporą dozą szacunku, co wydało
się dziewczynie niepojęte. W końcu ciemność rozstąpiła się na leśnej polance.
Źródłem jasności okazało się ognisko, przy którym w towarzystwie dwóch karych
rumaków siedziała para podróżników.
Znoszone
kaptury na ich głowach świadczyły o długotrwałej podróży podobnie jak reszta
prymitywnego ubrania. Grube skóry zapewniały im zbyt mało ciepła, dlatego
skupieni przy niewielkim palenisku otulali się dodatkową warstwą jasnego,
włochatego materiału, którego widok wzbudził w Amonie niezadowolenie. Kimkolwiek
był, nienawidził przemocy wobec zwierząt i gdyby mógł, z pewnością przywrócił
by do życia nieszczęsne istnienie, które odeszło ze świata, by człowiek mógł
trwać dalej.
Towarzyszowi
Amona również nie podobało się to, co widział, ale uśmiechnął się do przyjaciela,
a jego twarz przez moment wydała się dziewczynie niezwykle znajoma. Nie była
jednak w stanie się nad tym zastanowić, obrazy zbyt nachalnie wdzierały się do
jej umysłu, nie pozwalając spokojnie zastanowić się nad niczym innym.
Trochę krótkie ale coraz ciekawiej
OdpowiedzUsuńNo wiem, bo zapas malutki xD. Muszę w końcu nadrobić TT_TT. Ale totalnie nie mogę się za to wziąć, a nie chcę spieprzyć :P.
UsuńNo mówię, że Lizzy jest w śpiączce. Miejsce w którym się znajduje troche przypomina to z pierwszego sezonu Kuroshitsuji jak Ciel został porwany przez Angele.
OdpowiedzUsuńI nie zgadzam się, żeby pokochała Amona. Nie możesz nam tego zrobić 😢 To Seba jest jej przeznaczony.
Ale Amon jako król piekieł i Sebastian jako jej ukochany to ta sama osoba
UsuńAaaa.... przepraszam imiona mi się rypły. Myślałam, że ogląda wspomnienia Azazela. To na A i to na A. Mój błąd, przepraszam :D
UsuńNo właśnie... Weź, bo się już tak załamałam, że nie wiedziałam, co mam w ogóle napisać xDDDD.
UsuńAmon to Sebuś, Azazel to wredna, ruda małpa xD. Zapamiętaj, bo jak Ci się później będzie myliło, to w końcu wyjdzie Ci z tego niezła drama :P.
Niemożliwe. Doszłam do rozdziałów pisanych na bieżąco. Co ja teraz będę czytać, skoro róża raz w tygodniu? Ale rozdział świetny! Brakowało mi Lizzy. Mam nadzieje że się szybko obudzi, bo mam dość załamania biednego Sebcia. Weny życzę, papatki:*
OdpowiedzUsuńMożesz spróbować zacząć Dziwaka, może przypadnie Ci dl gustu xD.
UsuńGratuluję przeczytania ponad tysiąca stron mojego bełkotu. Powinnam dawać za to jakieś ziemniaczane ordery xD.
Przeczytanie nie było problemem. Przeczytanie w niecałe dwa tygodnie mając do nauczenia Redutę Ordona (118 wersów) i ok. 6 sprawdzianów. To wyzwanie!xD
UsuńKolejna zaniedbuje przeze mnie naukę xD. Mam nadzieję, że jednak zaliczyłaś te sprawdziany, nawet mimo czytania XDDDD.
UsuńWciąż nie mam pojecia jak to możliwe, że Lizzy żyje. Ciało bez duszy. Hyyymm... A kto wie ╮(╯3╰)╭
OdpowiedzUsuńStrzelam, że tym przyjacielem może być nasz kochany Rafcio. Nie wiem z kąd u mnie ten pomysł ale nie mogę się pozbyć tej myśli z głowy.
Jeśli trafie to proszę o paczkę żelek ^﹏^
A jeśli nie trafię to....... I tak nie pogardzę żelkami xD
Kiedyś w sumie bym zrobiła konkurs z nagrodami, ale po tym jak kiepsko ludzie się odzywają na każdą okazję, jaką organizuję, to chyba jednak sobie odpuszczę xDDDD.
UsuńNo a jakim cudem żyje Lizz,to się w końcu wyjaśni :P.