Dzisiejszy rozdział jest nieco dłuższy (biedny zapas na tym ucierpi fatalnie...), ale za to jest niebetowany. Miałam strasznie kiepski wieczór i zwyczajnie nie dałam rady tego ogarnąć. Musicie mi wybaczyć. Nadrobię to na dniach, gdy będę miała trochę czasu.
Miłego! :*
=======================
Rafael nigdy
nie był zbyt wylewny. Powściągliwy w okazywaniu emocji manifestował je w
postaci subtelnych zmian w mimice twarzy oraz aurze, na którą wyczuleni byli
jedynie najwrażliwsi. Do takich właśnie istot należał Grell Sutcliff, co nie
uszło uwadze archanioła podczas ich pierwszego spotkania. Dlatego właśnie
żniwiarz wzbudził jego zainteresowanie. Szczery, pełny emocji i wrażliwy łączył
w sobie siłę i zwinność typową dla bogów śmierci z niezwykle ludzką naturą,
której z pewnością by się wyparł, gdyby ktoś go o nią posądził. Na dodatek był
zwyczajnie zabawny i głośny, stanowił idealne przeciwieństwo niebiańskiej
istoty, która uznała, że tego właśnie potrzebowała.
— Naprawdę?!
Will będzie taki zazdrosny! Chodźmy, chodźmy! — ekscytował się Sutcliff.
— Oczywiście.
Pozwolisz?
Rafael
delikatnie podniósł Grella, przyciskając go do swojej piersi, po czym
rozpostarł skrzydła i wzbił się w powietrze, obierając za cel przytulną
restaurację na obrzeżach miasta. Jego podekscytowany towarzysz nie zorientował
się nawet, że korzystając z porywistego wiatru i wilgotnego powietrza planował
pozbyć się z jego twarzy mnóstwa kosmetyków. Plan okazał się całkowitym
sukcesem i nim jeszcze anioł wylądował na dachu budynku naprzeciwko celu ich
podróży, znikający makijaż odsłonił prawdziwe oblicze Sutcliffa – to właśnie,
na które patrząc, Rafael czuł się niezwykle zadowolony. Był ciekaw, jak bardzo
Amon nie podzielałby jego zachwytu. Biorąc pod uwagę, że mężczyzna, którym się
zainteresował, od dawna uganiał się za Sebastianem, a ten stale go zbywał,
uznając za irytującego natręta, zapewne nie szczędziłby sobie słów pogardy
wobec jego decyzji. Uznał jednak, że na razie zatrzyma relację z shinigami w
tajemnicy.
— Jesteśmy na
miejscu — oświadczył dumnie, pomagając Sutcliffowi stanąć o własnych siłach.
Zachwycony
szarmanckim zachowaniem bruneta, Grell był cały w skowronkach. Stale się
uśmiechał i podskakiwał nerwowo, nie potrafiąc do końca okiełznać zbierających
się w nim emocji. Starał się jednak zachowywać jak delikatna dama, wkładając w
to jeszcze więcej serca niż zazwyczaj. Sądząc po sposobie, w jaki traktował do
Rafael, uznał, że doskonale mu szło.
Nie pamiętał,
kiedy ostatnio ktoś szczerze wyraził zainteresowanie jego osobą w tak pozytywnym
sensie. Od lat jedyną osobą, która obdarzyła go sympatią, była Elizabeth,
której osobiście przez długi czas nie znosił i traktował ją jako rywalkę w
walce o serce Sebastiana. Ta walka jednak była z góry skazana na przegraną,
dlatego w końcu odpuścił, z ciężkim sercem usuwając się w cień. Nigdy nie
sądził, że właśnie ta decyzja tak bardzo zbliży go do szczęścia. Brakowało mu
ekscytacji wynikającej z niepewności. Przyjemnego łechtania ego za każdym
razem, gdy na jego widok przez usta towarzysza przemykał uśmiech. Ekscytującego
dreszczu, gdy wypowiadał jego imię, przysuwając się coraz bliżej, póki nie
złączył ich ust w delikatnym pocałunku.
Kiedy Rafael
nachylił się nad nim, silnie obejmując go w talii, zdawało mu się, że śnił lub
ktoś zwyczajnie z niego kpił. Jednak z każdą chwilą przekonywał się, że
archanioł z niego nie kpił, a jego dotyk był prawdziwy. Tak samo jak przyjemne
odczucia, które towarzyszyły mu, odkąd tylko zbliżył się do Rafaela.
Anioły,
podobnie do demonów, nie musiały jeść. W przeciwieństwie jednak do nich ludzkie
potrawy nie oddziaływały negatywnie na ich organizmy, po prostu były zupełnie
pozbawione smaku. Dlatego też Rafael zamówił dla siebie niewielką porcję tego
samego, co wybrał Grell, by dotrzymać mu towarzystwa. Z doświadczenia i obserwacji
ludzi wiedział, że nie lubili, gdy patrzyło się na nich podczas jedzenia,
samemu nic nie konsumując. Bogowie śmierci, w odróżnieniu od innych wyższych
raz, byli kiedyś ludźmi, dlatego mimo wielu zmian, które zachodziły w nich w
procesie zmiany i nauki w akademii, wciąż było w nich wiele ludzkich cech, co w
wielu chwilach niezwykle przydawało się każdemu, kto podobnie jak Rafael i Amon
zechcieli poświecić nieco czasu, by lepiej poznać ludzką rasę.
Przez cały
posiłek Grell uśmiechał się od ucha do ucha, tak mocno, że aż bolały go
mięśnie, a nigdy nie mógł narzekać na brak ich wyćwiczenia, ponieważ zwykły
wyrażać siebie między innymi poprzez niezwykle bogatą mimikę twarzy. Tym razem
jednak nieodparta potrzeba okazywania radości przyprawiła go o permanentny
skurcz mięśni, niemal nie pozwalając ani na chwilę, by radość opuściła jego
usta. Rafael zaś, jak zwykle zresztą, był zdecydowanie bardziej powściągliwy.
Kilka razy uśmiechnął się półgębkiem, kilka razy się zaśmiał, jednak przez
większość czasu towarzyszyła mu pozorna obojętność. W głębi siebie zaś
przeżywał spotkanie z Grellem nie mniej radośnie, nie mogąc wyjść ze
zdziwienia, jak tam intrygujący osobnik przez całe stulecia zdołał ujść jego
uwadze.
Nie spędzili
zbyt wiele czasu w restauracji. Zazwyczaj samolubny Sutcliff widział, że
przebywanie w niej nie sprawia archaniołowi zbytniej przyjemności, dlatego też
nie zwlekał z zakończeniem posiłku zwieńczonego przepyszną wuzetką ozdobioną
kandyzowaną wisienką. Nie oznaczało to, że czas spędzony w lokalu nie upłynął
miło, wychodząc obaj emanowali aurą pełną entuzjazmu, która zarażała
wszystkich, którzy ich mijali, widzieli bądź słyszeli. Rudy bóg śmierci nie
potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatnio w jego życiu gościła tak wielka
radość idąca w parze z ekscytacją.
Opuściwszy
restaurację, skierował się w ślad za Rafaelem w stronę rzeki. Przez całą drogę
opowiadał o sobie aniołowi, a ten nie pozostawał mu dłużny, chociaż i pod tym
względem był znacznie mniej skory do wylewności. Grell za to w chwilach
milczenia zastanawiał się, jak daleko zdoła się posunąć. Z jednej strony nie
chciał na pierwszym spotkaniu pozwalać przedstawicielowi innej nacji na zbyt
wiele, jednak z drugiej pragnął pieszczot i bliskości, którym nie potrafił się
oprzeć. Dotąd ograniczył się jedynie do chodzenia pod rękę z archaniołem, lecz
umysł ciągle podpowiadał mu kolejne wizje możliwych posunięć i ich słodkie
konsekwencje.
— Stąd
popłyniemy, dalej nie damy rady przedostać się lądem — oświadczył Rafael,
wskazując dłonią przystań pełną łodzi.
— Jej! Podróż
łódką, gondolą! To takie romantyczne! — ekscytował się shinigami.
— Właśnie tak.
To będzie podróż twojego życia — odparł anioł i poprowadził Grella do
przystani, gdzie porozmawiawszy z jednym z pracowników, zdołał umówić się z
nim, że popłynął łodzią sami.
W zastaw
zaoferował człowiekowi błyszczący diament o niezwykłej wartości, dzięki czemu
mógłby nawet wykupić cała przystań, lecz wartość tego typu błyskotek była
archaniołowi obca, bowiem podobnie do demonów nie przywiązywał wartości do dóbr
doczesnych. Zdążył jednak poznać ludzi na tyle dobrze, by wiedzieć, w jaki
sposób ich przekupić.
— Rafciu, dokąd
płyniemy? Po-wiedz-mi!!! — dopraszał Sutcliff, kiedy Rafael odcumował łódź i
począł wiosłować wraz z rzecznym prądem.
— Cierpliwości,
Grellu, zapewniam, że to miejsce cię zachwyci.
— No i właśnie
dlatego chcę wiedzieć! To zbyt ekscytujące, Rafciu!
Sutcliff
jeszcze przez kolejny kwadrans próbował przekonać Rafaela, jednak ten trwał
niezłomnie w swym postanowieniu, jedynie uśmiechając się coraz szerzej, w miarę
jak zostawiali za sobą miasto i jego przytłumiony blask.
Grell naprawdę
zaintrygował go swoim charakterem, dlatego też chciał mu pokazać miejsce,
którego nigdy wcześniej nie widział. Nie znał go na tyle dobrze, by móc śmiało
zaryzykować i pokazać mu jedną z najpiękniejszych ludzkich lokacji, lecz miał
absolutną pewność, że miejsce, do którego zmierzali, znał jedynie z opowieści.
Na dodatek miał świadomość, że uczucie, którym Sutcliff darzył niegdyś
Sebastiana, nie wypaliło się z nagła, niczym wyschnięte pole podczas silnego
wiatru. Był to postępujący proces, po którym w sercu żniwiarza i tak zawsze
pozostanie ślad. I właśnie dlatego postanowił pokazać mu wyspę, która w świecie
bogów śmierci funkcjonowała jako
legenda, którą opowiadało się niedoświadczonym shinigami, by wystrzegali się
popełniania błędu.
Demoniczna
wyspa, bo właśnie tam zmierzali niewielką, chwiejną łódką, była czymś, o czego
zobaczeniu większość mogła jedynie pomarzyć. Zaledwie kilkoro aniołów miało
szansę dostać się tam i to tylko dlatego, że ryzykując życie śledzili całe
watahy demonów, które podczas wielkich mordów w ludzkim świecie schodziły się w
miejsca podobne do wysepki położonej niedaleko Londynu, by w ciszy i spokoju
konsumować zagrabione dusze. Owe miejsce zawsze tętniło niezwykle silną
energią, na jego terenie znajdowało się źródło, które pomagało w regeneracji
dzieci ciemności. Jednak dotarcie do niego wymagało specjalnych okoliczności,
demonicznego zaklęcia oraz krwi, w które Rafael zaopatrzył się odpowiednio wcześnie.
Sam już od
jakiegoś czasu planował odwiedzić tę konkretną wyspę. Wiązało się z nią wiele
wspomnień, które pragnął odtworzyć i którymi chciał podzielić się z Grellem. W
ten sposób zamierzał pokazać mu, że traktował go poważnie, a zarazem chciał
przybliżyć towarzyszowi głębię relacji, która łączyła go z Amonem za dawnych
czasów. Za młodu, gdy obaj podróżowali przez ludzki świat, poszukując wiedzy i
nowych doznań, odwiedzali demoniczną wyspę regularnie, czyniąc z niej swój
azyl, miejsce, gdzie mogli spokojnie odpocząć od pozorów i być sobą.
— Rafciu, co
tam jest? Ta czarna przestrzeń, widzisz to? — zapytał Grell, wychylając się
przez krawędź łodzi, by lepiej dojrzeć wskazywaną dłonią anomalię. — To nie
jest ludzkie!
— Masz rację.
To demoniczny portal, czeka na nas — wyjaśnił powściągliwie archanioł.
— Demoniczny
portal? Ale jak to?! Co?! Rafciu!
— Nie denerwuj
się. Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Podziwiaj, jest na co popatrzeć — odparł
uspokajająca.
Na moment
odłożył wiosła i zbliżył się do Sutcliffa, kładąc dłoń na jego ramieniu, a
kiedy rudzielec odwrócił się w jego stronę, skradł mu niewinny pocałunek.
— Raf…
— Ufasz mi,
prawda?
— Oczywiście,
że ci ufam!
— Więc usiądź
spokojnie i podziwiaj widoki.
Bóg śmierci
pokiwał twierdząco głową i usiadł przodem do kierunku podróży, otwierając
szeroko oczy, by nie przegapić nic z tego, co zdaniem Rafaela było warte
obserwowania. Grell nie wiedział, co czeka go po drugiej stronie portalu, ale
nim zdążył rozwinąć tę niepokojącą myśl, jego umysł całkowicie przyćmiły efekty
świetlne, które zaatakowały ich, gdy dziób łodzi zetknął się z portalem. Błyski
zdawały się nie poruszać chaotycznie, jakby przekazywały przekraczającym portal
jakieś informacje, ale tych shinigami nie potrafił jednoznacznie odczytać. Za
to musiał przyznać, że lśniące niczym szlachetne kamienie w pełnym słońcu
ściany portalu były niezwykle piękne. Nigdy wcześniej nie widział czegoś
podobnego i równie zapierającego dech w piersi. Był olśniony do tego stopnia,
że odjęło mu mowę, co w jego przypadku stanowiło niezwykłą rzadkość. Kiedy zaś
błyski zniknęły, a przed oczyma Grella ukazała się skąpana w mroku wysepka,
zrozumiał wreszcie, gdzie się znalazł.
— To wyspa
demonów! — krzyknął przejęty.
— I to nie byle
jaka. Tutaj wraz z Sebastianem spędziłem wiele wartych wspomnień chwil.
Chciałbym pokazać ci to miejsce i nieco o nim opowiedzieć. Będziesz pierwszym
bogiem śmierci, który postawił stopę na tym demonicznym terenie — odparł dumnie
anioł.
— Rafciu, to…
Wspaniałe! Jesteś taki szarmancki!
Ostatnie minuty
podróży dłużyły się podekscytowanemu shinigami bardziej niż cały dotychczasowy
wieczór, który był niejako oczekiwaniem na ten moment. Grell uwielbiał
niespodzianki. Właściwie uwielbiał wszystko, co miało związek z nim lub służyło
jego przyjemności, a nie było nic równie wspaniałego co przemyślana
niespodzianka od seksownego, zainteresowanego nim mężczyzny. To nic, że
mężczyzna ten był aniołem i powinien nie wchodzić w bliższe relacje z nim ze
zwykłej przyzwoitości. Sutcliff jednak on zawsze lubił szokować i łamać
schematy, więc i tym razem nie postąpił inaczej.
Postawiwszy
stopę na czarnej, pełnej pyłu, a może raczej prochów, ziemi, bóg śmierci od
razu poczuł się inaczej. Energia tętniąca od niezwykłej wyspy była tak silna,
że nie mógłby jej przeoczyć, nawet gdyby Rafael właśnie mu się oświadczył.
Dodatkowo przedziwny, niezwykle narzucający się zapach, którego młody żniwiarz
nie był w stanie przyporządkować do lubianych bądź nie, drażnił jego nozdrza,
sprawiając, iż czuł, jakby brakowało mu tchu.
— Powietrze jest
tutaj nieco rzadsze, poza tym czuć w nim piekielnym ogniem, ale za chwilę się
przyzwyczaisz. Nic ci nie grozi, upewniłem się — wyjaśnił archanioł, poznawszy
po lekko zmarszczonym nosie Sutcliffa, nad czym aktualnie główkował.
— Niesamowite.
Skąd to wszystko wiesz?
— Wszystko? —
zaśmiał się Rafael. — Do jedynie początek. W tym miejscu kryje się wiele
tajemnic. Jest chociażby magnesem na dusze. Nie zwykło się o tym mówić nawet
pośród piekielnych zastępów, ale bywają sytuacje, w których jeden z nich zwyczajnie
gubi posiłek. Wtedy najczęściej go porzuca, bo przyznanie się do porażki
godziłoby w jego dobre imię, ale czasem trafi się bardziej wartościowy okaz, z
którego żal zrezygnować… Wtedy szukają go w takich miejscach. Jest ich sporo,
dlatego czasem to bywa trudne, tym bardziej że dusza sama w sobie nie posiada
inteligencji, zresztą, nawet gdyby ją posiadała, nie wiedziałaby, jak ten fakt
wykorzystać. Chcę powiedzieć, że dusza nie zawsze zmierza ku najbliższej wyspie
— wyjaśnił, nieco zawstydzając się na koniec.
Nie przywykł do
tak rozległych tłumaczeń. Zazwyczaj wypowiadał się w zwięzły sposób,
przekazując jedynie niezbędne informacje, często zupełnie pomijając własne
uczucia, jakoby uważał je za zbędne – dlatego też stosunkowo łatwo było mu
zrozumieć podejście piekielnego archiwisty, z którym miał przyjemność spotkać
się kilkukrotnie za dawnych czasów.
— Nie miałem
pojęcia…
— Wiele jeszcze
nie wiesz. Jesteś stosunkowo młody.
Rafael
przycumował łódź do niewielkiego, spróchniałego pomostu i chwyciwszy dłoń Grella,
zaprowadził go w głąb wyspy. Z pozoru zwyczajnie, kryła w swoim wnętrzu wiele
niesamowitych tajemnic, przedziwnych roślin, niespotykanych zjawisk fizycznych,
które stały się przedmiotem badań piekielnych uczonych raptem dwie
Rzeczywistości wcześniej.
Jednak na tej
konkretnej – podlondyńskiej – wyspie, kryło się coś jeszcze. Coś, co nie miało
żadnej wartości dla naukowców, wojsk czy nawet większości dzieci ciemności. Niewielkie
miejsce zakamuflowane za kwieciem roślin podobnych nieco o czarnego bzu, skryte
w gąszczu innych przedstawicieli piekielnej flory: niewielka, nosząca ślady
starości, kamienna ławka z wyrytymi na oparciu inicjałami. Sutcliff zbliżył się
wraz z przewodnikiem i dokładnie przyjrzał się ogrodowemu meblowi. Wyglądał
zwyczajnie, oprócz kilku liter zapisanych dawnym pismem demonów, nie było na
niej nic wartego uwagi.
— Co jest tu
napisane? — zapytał ciekawsko rudzielec, gładząc opuszkami palców chropowatą
skazę oparcia. — Nie znak xerfickiego, tego uczą tylko tych z wywiadu.
— To jest właśnie
to, o czym chciałbym ci opowiedzieć. Usiądźmy — poprosił tajemniczo anioł,
podając żniwiarzowi dłoń, by pomóc mu usiąść.
Następnie zajął
miejsce obok niego, rozsiadł się wygodnie i westchnąwszy z pełnej piersi,
przyciągnął do siebie towarzysza. Grell wydał mu się spięty. Był w stanie to
zrozumieć, w końcu nie mógł mu do końca ufać, szczególnie w miejscu, w którym
żniwiarz był niemal całkowicie bezbronny, nawet mimo faktu, że mógł w każdej
chwili przyzwać swoją broń. Chciał jednak, by czuł się swobodnie, dlatego
spojrzał mu w oczy, głęboko i onieśmielająco, a potem musnął lekko jego wargi,
zapewniając boga śmierci o czystości swoich zamiarów.
— Chciałbym ci
opowiedzieć o tym, co łączyło mnie z kimś, kogo doskonale znasz. Z moim rywalem
w walce o twoje serce — zaczął, uśmiechając się półgębkiem.
— O Sebusiu?!
— O Amonie,
księciu piekła stłamszonym przez ojca. O ciekawej świata istocie, która nie
umiała odnaleźć się w rzeczywistości. I o tym, jak znaleźliśmy się na tej
wyspie.
— Jak blisko ze
sobą jesteście?
— Teraz? —
Zastanowił się Rafael. — Ostatnio widzieliśmy się na polu bitwy. Ale kiedyś,
Rzeczywistości temu, byliśmy najlepszymi przyjaciółki, chociaż możesz sobie
wyobrazić, że ta relacja nie należała ani do najprostszych, ani do najbardziej
pochwalanych w środowisku.
— Racja, demon
i archanioł… Dziwne, że nie chcieliście się zabijać!
— Z początku
chcieliśmy, ale już przy pierwszym spotkaniu zauważyliśmy, że jest w nas coś
innego. To było bardzo dawno temu, już nawet dobrze tego nie pamiętam. Byliśmy jeszcze
dziećmi. Przez krańcem jednej z Rzeczywistości zorganizowano szczyt wszystkich
nacji. Mieliśmy się dogadać w kwestii podziału władzy na wypadek gdyby nowy
świat był łatwiejszy do przejęcia… Ogłosiliśmy chwilowy pokój. Dzieci
najwyższych rodzin zamknięto w pokoju pod baczną opieką służby i to tam się
poznaliśmy. Amon złościł się na kuzynostwo, że naśmiewali się z jego nieudolnej
przemiany. Kiedy się do niego zbliżyłem, myślał, że też chcę się śmiać. Nawet
miałem taki zamiar, w końcu był tylko nieudolnym, plugawym dzieckiem, ale on
naprawdę się tym przejął w ten dziwny sposób, który skojarzył mi się z ludzkim.
Był inny niż reszta rówieśników. Oczywiście mi nie uwierzył i skończyło się
mordobiciem. Wyszedł z niego ze złamanym ogonem, a ja przetrąciłem skrzydło,
ale przy kolejnej okazji było już zupełnie inaczej — opowiedział Rafael, z
trudem nabierając powietrza.
Mówienie
zwyczajnie go męczyło. Odzwyczaił się i nie do końca potrafił kontrolować
oddech podczas dłuższych wypowiedzi. Zwyczajnie wydawało mu się to
nienaturalne, ale chciał opowiedzieć Sutcliffowi o jednej z przygód, która
powinna rzucić nieco inne światło na sylwetkę nowego króla, słabego króla,
demona, którego Grell znienawidził za złe decyzje. Nie chciał na siłę naprawiać
wizerunku Amona, wiedział jednak, że był bardzo długo obiektem zainteresowań
żniwiarza i chciał, by wiedział o nim coś więcej, nim na zawsze zaszufladkuje
demona, podpinając mu krzywdzącą łatkę. Poza tym chciał również, by Sutcliff
poznał i jego, a że nie lubił opowiadać o sobie bezpośrednio, przytoczenie
wspomnień wydało mu się rozsądną decyzją.
— Więc o czym
mi opowiesz? O małym Rafciu i Amonusiu?!
— Nie. Opowiem
ci o tym, co się wydarzyło Rzeczywistość temu, gdy na świecie istniały maszyny
podobne do tych, którymi za pomocą krwi potraficie namierzać demony. To się
kiedyś nazywało elektroniką. Obecnie dopiero się rozwija. Zabawne, że ludzki
świat zawsze zatacza niemal identyczny krąg…
— Chcesz
powiedzieć, że elektryczność istniała już wcześniej?
— Oczywiście,
że tam! Jak myślisz, skąd wzięła się w waszym świecie, kiedy w tym ludzkim
Edison dopiero odkrywał żarówkę? Naprawdę nie uczą was takich rzeczy?
— Większość z
nas zapomina… — przyznał skruszony Grell. — Mamy jednak coś z ludzi,
ograniczone umysły. Tylko ci najstarsi coś pamiętają, część zapisują, ale to
wszystko ginie. Prawa ludzi. Nie uczą nas o tym, co dokładnie działo się w
poprzednich światach, bo nie potrzebne nam to do pracy. Niby można zrobić
specjalny kurs, ale to kilka dodatkowych lat nauki i nie można pracować…
— Rozumiem.
Więc tak, w dawnych czasach była już elektryczność. Były nawet bardzo
zaawansowane maszyny – nazywane superkomputerami – które potrafiły myśleć.
Posiadały wolną wolę, wyglądały jak ludzie, a potem… Któregoś dnia wszystko
dosłownie wybuchło. Wtedy umarł Uriel, chociaż nikt szczególnie go nie żałował…
— westchnął i zamilkł na chwilę; nie powinien zbaczać na temat swoich braci,
był zbyt rozległy, poza tym wiele z informacji było utajonych ze względów
bezpieczeństwa.
— I co z tymi
superkomputerami?
— Nic, nie tego
dotyczyć będzie moja opowieść.
— Rafciuuuu! —
jęknął Grell, wtulając się mocniej w ramie archanioła. — Zacznij już, nie mogę
się doczekać! Chcę wiedzieć, jacy kiedyś byliście! Tylko nie oszczędzaj
pikantnych szczegółów!
— No dobrze. W
takim razie… Wszystko zaczęło się dwie rzeczywistości temu, w roku… Około dwa tysiące
trzysta dwudziestym…
No coś niesamowitego. Miło, że choć na chwilę odrywasz się od wątku SEBASTIANA ( nwm czemu mam uraz do Amona, nie mogę zaakceptować tego imienia ) i Elizabeth :D Grell i Rafael to ciekawy wątek. No nie mogę się doczekać tej jego opowieści :)
OdpowiedzUsuńJa już jestem po wszystkich egzaminach gimnazjalnych, prawdę mówiąc wyobrażałam je sobie inaczej nwm czemu. Czekam na nexta ^^
Czasem potrzebna jest jakaś odmiana^^. Wiem, że Amon to nieco oryginalny wybór, wszyscy zawsze stawiają na Rauma, ale ja chciałam być oryginalna xD.
UsuńHistoria Rafaela jest, w zasadzie jestem w trakcie jej pisania. To będzie bardzo dziwne doświadczenie, ale mam nadzieję, że się Wam spodoba^^.
Dziękuję za komentarz, do zobaczenia za grudzień :*.
No i gratuluję napisania testu! :D
Przez cały rozdział nie mogłam przestać się uśmiechać i podobnie jak u Grella zaczęły mnie boleć mięśnie. Tak się cieszę, że w końcu i on może doświadczyć prawdziwego szczęścia. Zawszę gdzieś tam mi było go szkoda, że on zawszę taki sam, odrzucony.
OdpowiedzUsuńDo następnego :*
Mnie też, dlatego w ostatnim tomie tak na dobre zakończenie historii postanowiłam dać mu trochę szczęścia. Niech ma! Szkoda tylko, że wyświetlenia i komcie wskazuja na to, że ludzie nie lubią, gdy jest szczęśliwy :(.
UsuńDo zobaczenia :*
Rafael to spoko ziomek :D Zaakceptował Grella <3 Gdyby wszystkie anioły były takie jak on...ehh! :D Marzenie.
OdpowiedzUsuń