W tym tygodniu znowu nic nie napisałam i jestem w dupie ze wszystkim. Chcę wakacje i czas na pisanie TT_TT. 15 stron zapasu, trzymacie kciuki, żebym w tym tygodniu coś tam jednak naskrobała xD.
W międzyczasie zapraszam na mojego deviantarta (namisiaa.deviantart.com), gdzie możecie sobie zobaczyć, co robię, gdy nie piszę, nie pracuję i nie przygotowuję się na zajęcia na uczelni.
To w sumie tyle na dziś, muszę iść nadrabiać zaległości.
Miłego! :*
=================================
— No dobrze, to
w takim razie… Muszę się ubrać. Czy ja mogę się ubrać tak, jak kiedyś ubierał
mnie Sebastian? — zapytała, zapomniawszy, że Samarel może nie mieć pojęcia, o
czym mówiła.
— Czyli jak? Elegancko?
Oczywiście, że możesz. Jesteś wybranką króla, należysz do naszej rasy…
Przynajmniej częściowo – nie do końca się w tym orientuję, więc możesz nosić,
cokolwiek ci się podoba. Ludzka moda jest wprawdzie zupełnie inna od naszej,
ale będzie można uznać to za objaw ekstrawagancji. Zresztą nikt nie odważy się
głośno komentować twojego ubioru — tłumaczył rozlegle żołnierz, podczas gdy
Elizabeth patrzyła się na niego, z każdą chwilą coraz bardziej się śmiejąc. —
Co ja znowu powiedziałem? — jęknął skonsternowany.
— Miałam na
myśli: czy mogę sobie stworzyć ubranie. Sebastian tak robił. Machał rękami, a
mnie otaczała ciemność i kiedy opadała, byłam ubrana.
— Ah, to… Cóż,
nie wiem. Wątpię. To znaczy… Tego trzeba się nauczyć.
— Więc mnie
naucz! — poprosiła podekscytowana nastolatka.
Gdyby tylko
wiedziała, jak niezręcznie było Samarelowi tłumaczyć jej, że umiejętność
narzucania materii swojej woli była czymś, co przychodziło naturalnie i z
ogromną łatwością demonom od najwcześniejszych lat, pewnie wycofałaby się z
prośby. Jednak o tym nie wiedziała, tak samo jak nie kłopotała się pomyśleć, że
nie każdy w piekle posiadał odpowiednie doświadczenie i predyspozycje, by uczyć
innych. Natłok nowych wrażeń, marzeń, pragnień i ogromna ciekawość całkowicie
ją pochłaniały, pozostawiając w umyśle jedynie niewielki skrawek racjonalizmu.
— Nie potrafię.
Ty… Może nawet nie będziesz mogła tego umieć. Naprawdę nie wiem, ale jeśli
chcesz, mogę cię ubrać tak, jak król, tylko opowiedz dokładnie, co chcesz na
siebie włożyć — zaproponował skrępowany demon.
— Chciałabym…
Zwiewną, zieloną sukienkę z koronką przy dekolcie, o jakimś delikatnym, lekko
błyszczącym materiale z czarnymi wykończeniami. Zielony pasuje do fioletu,
Sebastianowi powinno się spodobać — odpowiedziała po chwili zastanowienia.
Żołnierz
wysłuchał dokładnie jej opisu, przez chwilę głowiąc się nad rodzajem materiału,
o którym mówiła. Nie udało mu się wyciągnąć z niej informacji o nazwie tego, co
miała na myśli. Zdziwiło go, że kobieta, szczególnie w tych czasach, mogła nie
znać się na tak podstawowych sprawach, jednak potem przypomniał sobie wszystko,
co o niej wiedział, a także co miał okazję zauważyć, i uznał, że dla kogoś
takiego błahe sprawy pokroju nazw systematycznych tkanin rzeczywiście mogły odgrywać
mniej istotną rolę.
— Dobrze,
poradzę sobie. Uważaj — ostrzegł, wyciągając dłoń w jej stronę.
Nie czuł się do
końca komfortowo, zmieniając kształt, kolor i właściwości materii jej koszuli.
Do tego celu musiał zmienić ubranie, które na sobie miała, co wymagało
właściwie rozebrania jej – o czym zdawała się nie wiedzieć. Wprawdzie była to
jej prośba – jedna z tych, które Kruk kazał Samarelowi spełniać, jednak wątpił,
by władca spodziewał się zachcianek tego pokroju. Cóż, w najgorszym wypadku
odpowie za to głową – żartował wisielczo.
Postawił na
satynę, uznając, że powinna z łatwością sprostać wymaganiom Elizabeth, a nawet
jeśli tego nie zrobi, prawdopodobnie dziewczyna i tak nie zauważy różnicy.
Skupił się za to na ozdobnej koronce w różyczki na dekolcie i pasujących do niej
wykończeniach na dole i ramiączkach. Osoba, która tak słabo znała się na
materiałach, skupi się na dekoracjach, nie na samej tkaninie – jak się
przekonywał – a żeby mieć pewność, urozmaicił materiał o delikatny, o dwie nuty
ciemniejszy motyw róż, dzięki czemu całość kreacji wydawała się wystarczająco
przepełniona dodatkami, by ostatecznie odwrócić uwagę dziewczyny od elementu,
którego nie był pewny.
— Gotowe.
Możesz się przejrzeć.
Lizz skinęła
głową i odważnie podeszła do lustra. Po chwili wydała z siebie okrzyk zachwytu
tak głośny, że aż rozbolały ją uszy, które natychmiast musiała zatkać, przy
okazji kucając spłoszona. Samarel podszedł do niej i powoli pomógł jej wstać,
szepcząc niemal niesłyszalnie:
— Spokojnie,
zaraz minie. Musisz na to uważać, jeszcze się nie przyzwyczaiłaś.
— Wiem,
przepraszam — odpowiedziała równie cicho.
Z pomocą demona
stanęła na nogi i jeszcze raz się sobie przyjrzała, w zupełnej ciszy
uśmiechając się do swojego odbicia. Nie pamiętała, kiedy ostatnio wyglądała tak
zdrowo i promiennie, mimo że nie przytyła ani grama, a jej skóra wciąż wydawała
się blada niczym bezdrzewny papier pierwszej klasy. Z jej barków spadł
niewyobrażalny ciężar i choć nie dało się go ujrzeć na co dzień, jego braku
trudno było nie zauważać.
— Dziękuję.
Sukienka wygląda lepiej niż sobie wyobrażałam. I ma taką piękną koronkę.
Wiedziałeś, że mam na nazwisko Roseblack? A raczej… Miałam. To stąd te róże? —
zapytała, delikatnie sunąc opuszkami palców po ciemnym skrawu materiału.
— Wiedziałem.
Król kiedyś wspominał, zapamiętałem na wszelki wypadek.
— Przy mnie
możesz mówić po prostu Sebastian. Albo Amon, jeśli wolisz. Nie wygadam się —
zapewniła nastolatka, czując się nieswojo, gdy żołnierz każdorazowo tytułował
jej ukochanego.
Zdawała sobie
sprawę, że była teraz kobietą króla, ale mimo wszystko nie chciała, by status
kogoś, kogo kochała, gdy był zaledwie jej służącym w ludzkim świecie, w
jakikolwiek sposób wpływał na jej zachowanie. Pod tym względem pragnęła być jak
jej przyjaciółka – normalna, niewyniosła i nie patrząca na innych z góry.
— To dokąd mnie
zabierzesz? Chciałabym zobaczyć wasz ogród, na pewno jakiś macie, prawda? Chcę
wyjść z budynku, brakuje mi świeżego powietrza.
— Powietrze
wokół zamku nie należy do najświeższych… Kró… Amon prosił, żebym zostawił kilka
miejsc, po których oprowadzi cię sam. Pomyślałem więc, że na początek oprowadzę
cię po korytarzach, a na koniec wyjdziemy na dziedziniec. Jest tam trochę
roślin i prawdopodobnie młodzi rekruci będą mieli ćwiczenia z musztry, powinno
ci się spodobać.
— Musztra? Taka
wojskowa? Chętnie! — Ucieszyła się, dalej szeptem, unosząc tylko głos na
koniec, by w pełni wyrazić zadowolenie.
Chwyciła
Samarela za rękę i zaciągnęła go do drzwi sypialni. Dopiero tam demon
zaoponował, nie dając jej wlec się dalej i chociaż próbowała użyć siły, licząc
na to, że jej ogrom z łatwością pokona żołnierza, przeliczyła się, bo doskonale
się na to przygotował.
Wyjaśnił jej,
że cały czas musi się trzymać blisko niego, nie odchodzić, nie uciekać, nie
krzyczeć i starać się kontrolować zmysły. Opisał po krótce wygląd korytarzy, by
wyszedłszy poza apartament króla nie przeżyć kolejnego szoku, a potem poprosił
jeszcze, żeby od razu dawała mu znać, gdy tylko poczuje się źle w każdym
rozumieniu tego słowa. Był w końcu zobowiązany, by odpowiednio o nią zadbać.
Elizabeth
bardzo imponowało niezwykle profesjonalne podejście demona. Nie zamierzała
stwarzać problemów. Zależało jej na tym, by poznać zamek – środowisko, w którym
wychowywał się jej ukochany – najlepiej, jak to możliwe. Dlatego też pewnie chwyciła
Samarela za dłoń, zapewniając, że nie puści go, dopóki jej nie każe, by miał
pewność, że jest bezpieczna.
Ustaliwszy
zasady, dowódca 4 zastępu otworzył drzwi i przepuścił w nich nastolatkę. Jej
oczom ukazał się piękny korytarz o krzyżowo-żebrowym sklepieniu w całości
wykonanym z tego samego, błyszczącego, czarnego materiału co podłoga. Po obu
stronach korytarza rozciągała się mgła, która, chociaż szeroka na około dwa
jardy z każdej ze stron, pozostawiała pomiędzy sobą odpowiednio szeroki
korytarz, na którym stojąc w rzędzie, zmieściłaby się całą drużyna baseballowa.
Dziewczyna przez chwilę przypatrywała się w skupieniu sufitowi, zauważając, że
pozornie jednolita czerń w swej strukturze miała zawarte malutkie drobinki
białego kryształu, który sprawiał, że światło rozchodzące się delikatną łuną od
świec umieszczonych na czarnych, zdobionych cierniowymi motywami kandelabrach
odbijało się od nich, imitując na suficie coś na wzór rozgwieżdżonego nieba.
— Elizabeth?
— Słucham? —
zapytała dalej zafascynowana sklepieniem.
— Idziemy?
— A, tak, tak,
przepraszam. Ten sufit jest taki piękny… Ten czarny kamień to onysk?
Samarel
spojrzał na dziewczynę podejrzliwie. Nie znała się na materiałach, które
towarzyszyły jej każdego dnia, za to paradoksalnie bez trudu potrafiła
odróżniać od siebie kamienie. Nie wyglądała na fankę biżuterii, zresztą poza
fioletowym kamieniem, który zawieszony na cienkim, srebrnym łańcuszku, zdobił
jej pierś, nie widział nigdy, by jakąś na sobie miała. Ponadto żadnej też się
nie domagała.
— Tak, to
onyks. Łączony specjalnie przez Lewiatana z drobinkami kryształów, by stworzyć
efekt, który tak ci się spodobał.
— A mgła? Co
jest we mgle? Ciągle słyszę z jej wnętrza jakieś kroki i głosy, to niepokojące.
— Tędy
poruszają się niżsi. Na razie nie chcę ci ich pokazywać, to nieprzyjemny widok.
— Już
widziałam. Kiedy szukałam Sebastiana, zabijałam demony i… — zawahała się,
zerkając badawczo na towarzysza; Samarel jednak nie wydawał się zniesmaczony,
wiec kontynuowała: – I widziałam wtedy sporo zniekształconych postaci, które
nie miały nawet zbyt wiele wspólnego z humanoidami.
— To prawda,
nie mają. Dawno temu król, ojciec Amona, został przekonany przez Anasiego –
którego miałaś już okazję poznać – by dopuścić ich na dwór. To tania siła
robocza, są zwyczajnie potrzebni. Jednak Belial nie chciał na nich patrzeć,
uważał, że zaburzają jego poczucie estetyki, dlatego stworzył wieczną mgłę, w
której mieli się chować, by go nie gorszyć.
— Belial był
bucem — skomentowała niezadowolona nastolatka. — Może i są brzydcy, paskudni
nawet, ale to dalej myślące, czujące istoty. Nie powinien ich oceniać tylko ze
względu na wygląd. Może oni byli brzydcy, ale jego wnętrze było sto razy
paskudniejsze! — dodała zdenerwowana.
— Racja,
wnętrzności Beliala nie… — uciął Samarel; Elizabeth nie była osobą, z którą
powinien wymieniać uwagi na temat organów byłego władcy, zarówno dla swojego
jak i jej dobra.
— Poza tym, czy
ta mgła działa wytłumiająco, czy oni specjalnie zachowują się tak cicho? Słyszę
tak wiele kroków, cały czas, jakby chodzili w mojej głowie, a jednak to dzieje
się tak bardzo cicho, że nie jestem pewna, czy sobie tego nie wymyślam… Trochę
się boję — przyznała, niepewnie przysuwając się do mgły. — Mogę tam wejść? Nic
mi nie będzie?
Tak wiele pytań
w tak krótkim czasie. Na dodatek żołnierz poczuł, że dłoń nastolatki zaczęła
się pocić. Denerwowała się znacznie bardziej niż to okazywała. Dlatego też
Samarel objął ją i przytulił delikatnie, pamiętając z jednej z licznych rozmów
o ludziach, które udało mu się słyszeć na przestrzeni tysiącleci, że taki gest
działał na nich uspokajająco.
— Tak, są
specjalnie tłumione, żeby nie przeszkadzać. Kiedy przyzwyczaisz się do
wyostrzonych zmysłów, w końcu zupełnie przestaniesz zwracać na nich uwagę. I
możesz tam wejść, jeśli chcesz, ale możesz na kogoś wpaść. Poza tym nie pachnie
tam zbyt ładnie.
— Więc wejdźmy
— postanowiła natychmiast, wyrywając się z objęć demona.
— Jesteś pewna?
— Tak. Jeśli
nie sprawdzę, będę się bała. Mam już dość wiecznego strachu i niepewności.
Jestem wreszcie wolna, chcę z tego korzystać, póki mogę. Nie wiem, ile mam
czasu. Zresztą bez względu na to, nie chcę czekać.
Na takie
argumenty demon nie mógł odpowiedzieć inaczej, niż wskazaniem nastolatce drogi.
Dalej trzymała go za rękę, chociaż uspokojona zapewnieniem, że nic jej nie
grozi, czuła się już znacznie pewniej.
Powoli przeszli
przez granicę. To, co Lizz zobaczyła po drugiej stronie, przeszło jej
najśmielsze oczekiwania. Nie sądziła, że na tak niewielkiej przestrzeni mogło
zmieścić się tyle postaci. Niektóre z nich były tak małe, że przypominały
dziewczynie o skrzatach z bajek, które kiedyś czytywała. Inni byli niezwykle
wysocy – tak, że ledwie dostrzegała ich powykrzywiane twarze. Byli grubi, chudzi,
przypominający ludzi i tacy, który w ogóle nie mieli z nimi nic wspólnego.
Łączyło ich tylko jedno – ciemna skóra pokryta licznymi skazami i pośpiech
wynikający ze stresu, który nastolatka czuła wyraźnie, choć żaden z niższych
nie odważył się nawet na nich spojrzeć.
Odsunęła się na
bok, by nie wchodzić pracownikom w drogę. Nie chciała, by mieli problemy z
powodu jej ciekawości. Nie wyszła jednak, mimo że zapach zgniłych jaj sprawiał,
że ją mdliło. Chciała przez chwilę popatrzeć, wczuć się w ich sytuację i
zrozumieć, czym się kierowali. Wiedziała, że pewnie i tak nie zrozumie zbyt
wiele, ale serce podpowiadało jej, że jako nowa mieszkanka zamku, powinna się z
nimi zapoznać i okazać szacunek wobec ich pracy, co z kolei nawet Samarelowi,
który był bardzo ludzki jak na demona, wydawało się zupełnie zbędne.
— Pora wracać,
jeśli zostaniemy tu zbyt długo, przejdziemy tym smrodem — stwierdził żołnierz i
pociągając dziewczynę za rękę, opuścił wraz z nią strefę dla
nieuprzywilejowanych pracowników.
— To było
takie… niezwykłe i smutne. Sebastianowi to nie przeszkadza? Nie można tak traktować
innych, służba to też ludzie! Demony, znaczy się.
— Masz zbyt
dobre serce… — mruknął niechętnie Samarel. — Chodźmy dalej. Na końcu tego
korytarza są drzwi. Za nimi znajduje się sala tronowa i sala obrad. Na razie
tam nie wejdziemy, bo trwa narada. Za to skręcimy w lewo, pokażę ci zbrojownię
i skrzydło pracownicze — wyjaśnił, powoli kierując się w stronę masywnych,
okazałych wrót.
Elizabeth
skinęła twierdząco głową i spoglądając tęsknie na masywne drzwi, za którymi
obradował jej ukochany, ruszyła za Samarelem, by przekonać się, jak dobrze
wyposażona mogła być piekielna zbrojownia. W wyobraźni widziała ją jako ogromne
pomieszczenie pełne przedmiotów w najróżniejszych kształtach, których na
pierwszy rzut oka nie umiałaby nawet przyporządkować do odpowiedniej kategorii.
Sądziła, że demony z racji swojej długowieczności, siły i odmiennych od
ludzkich kształtów, będą musiały posiadać również tak samo odmienną broń. To
wydawało jej się logiczne, biorąc pod uwagę, że chociaż żyli w światach tuż
obok siebie, to jednak oba były zupełnie inne, a demony wydawały się wiedzieć o
wszystkim znacznie więcej niż wszystkie ludzkie księgi. Dlatego też szybko
zapomniała o tęsknocie za Sebastianem i z coraz większą niecierpliwością szła
za żołnierzem, co chwilę podskakując z nadmiaru rozpierającej jej energii.
Wprawdzie
podczas wojny widziała jakieś miecze, strzały i inne żelastwo, jednak była
wtedy przejęta swoją przyszłą śmiercią i walką o przyszłość świata, dlatego też
nie skupiała się ponadprzeciętnie na czymś tak prozaicznym jak kształt i
właściwości poszczególnych ostrzy. Nawet teraz – idąc do zbrojowni i posiadając
umysł i zmysły otwarte szerzej niż kiedykolwiek – nie potrafiła ich sobie
przypomnieć. Nawet wspomnienia Amona pod tym względem pozostały dla niej
zamknięte, bo i w tym wypadku śledzenie fabularnego wątku życia demona było
znacznie ciekawsze niż przyglądanie się nic nie znaczącemu tłu.
— Jesteśmy
prawie na miejscu, przestań skakać, wyglądasz niepoważnie — upomniał dziewczynę
Samarel.
Spojrzała na
niego zaskoczona, ale skinęła głową i postąpiła zgodnie ze wskazówką. Nie
chciała stwarzać niepotrzebnych problemów.
Hej! Rozdział jak zawsze cudowny xd
OdpowiedzUsuńJest to mój pierwszy komentarz tutaj i muszę Ci powiedzieć, że nie jestem w nich dobra. Xd
Kiedyś czytałam różę i przestałam (przepraszam!). Ale wróciłam! Przeczytałam wszystko, od deski do deski, przysięgam. XD
Oczywiście trzymam kciuki.
Natalie
Pierwszy, ale jako cenny! Bo już kurde smutłam motzno, że tu taka cisza TT_TT. Opko powoli zbliża się do końca, a aktywność spada xD. Wiosna albo znak, że pora kończyć.
UsuńW każdym razie dzięki za odzew i miłej lektury :*.
Kurde belek... wkurza mnie zachowanie Elizabeth. Opanuj się dziewczyno! (Trochę jak Grell Xd) Trochę powagi! Wiem, ze potrafi ;D
OdpowiedzUsuńTęsknie za posiadłością Roseblack. Ciekawe, co tam u przyjaciol Lizz? :3