W środę byłam w Escape Roomie, gdzie trzeba było dobrze znać rzymskie liczby, żeby rozwiązać jedną z zagadek. Na szczęście Nami lubi w rzymskie litery i dzięki Róży czuje się w tym swobodnie, toteż nam się udało :P. Nie będę mówić, gdzie to było, bo wtedy psułabym zabawę innym, ale polecam takie miejsca, doskonała rozrywka i szansa, żeby trochę ruszyć głową! :D
A poza tym w środę miałam ostatnie zajęcia na studiach w życiu. Były straszne. Wycieczka na drugi koniec miasta i powrót do domu po 21, naprawdę miło. No ale dzień się skończył i w zasadzie dalej to do mnie nie dotarło. Nigdy więcej nauki, denerwowania się egzaminami, liczenia nieobecności i całej masy abstrakcyjnych problemów. Ale praca pewnie nie będzie lepsza :P.
No to dziś mi wyszła taka nieco autobiograficzna przedmowa, więc na koniec pytanie do Was:
Róża, jak wiecie, dobiega końca. O czym byście chcieli przeczytać kolejne opowiadanie mojego autorstwa? Czekam na propozycje :).
===========================
Opuścił salę
obraz w doskonałym nastroju i bezzwłocznie skierował się do apartamentu. Kiedy
chwycił klamkę, poczuł niepokój, ale zignorował go, tłumacząc sobie, że to
zwyczajny stres. Kiedy jednak wszedł do sypialni, przekonał się, że nie miał
racji. Elizabeth siedziała zwinięta na krześle, trzęsąc się lekko i łkając pod
nosem. Podszedł do niej powoli i zdenerwowany zapytał najciszej, jak tylko w
owej sytuacji był w stanie, o jej samopoczucie. Nie odpowiedziała.
— Elizabeth? —
powtórzył, martwiąc się coraz bardziej, a w głowie już układał kolejność
wymyślnych tortur, którymi zamierzał pokazać Samarelowi, jak kończy się
doprowadzanie jego wybranki do łez.
— Nic mi nie
jest… — mruknęła w końcu, powolnie podnosząc głowę. — Po prostu mi smutno —
przyznała zawstydzona.
Demon ujął jej
twarz w delikatnym uścisku i otarł spływające po policzkach łzy. Przekrwione
oczy dziewczyny świadczyły o tym, że płakała już dłuższy czas. Serce Sebastiana
zabiło boleśnie, a oddech przyspieszył nieznacznie, odkrywając przed dziewczyną
zdenerwowanie, które nieudolnie starał się ukryć.
— Nie martw
się. Po prostu przeżywam zmiany. Płacz jest dobry, pozwala wrócić do równowagi
emocjonalnej — odpowiedziała, wciąż nie wykazując ani odrobiny entuzjazmu.
— Czy Samarel
powiedział ci coś przykrego? Mam go ukarać?
— Nie, Samarel
był miły. To ja… Po prostu tęsknię za Tomoko i… no i tutaj nie ma nic, co
mogłabym nazwać swoim. Wszystko jest nowe i inne i wszyscy patrzą na mnie jak
na wyrzutka. I prosiłam, żebyś wrócił, ale kontrakt już nie działa, a ty
pracowałeś. Nie przyzwyczaiłam się, nie miałam, jak sobie z tym poradzić —
wyrzuciła z siebie niemal na jednym oddechu, z trudem panując nad drżeniem
spuchniętych warg.
— Dlatego chcę
pokazać ci dziś jedno miejsce. Sądzę, że ono może ci pomóc. Enepsignos zawsze
tam przychodziła, kiedy potrzebowała się wyciszyć i uspokoić. Myślę, że tobie
też pomoże.
— Chcesz, żebym
zmieniła się w twoją zmarłą żonę? — zapytała niechętnie Elizabeth.
Głęboko ukryta
zazdrość ujrzała światło dzienne i chociaż na co dzień Lizz nie zachowywała się
w ten sposób, bo demon nie dawał jej ku temu powodów, była już w tak
rozchwianym emocjonalnie stanie, że mówiła wszystko, co pomyślała, zanim
zastanowiła się, czy to w ogóle miało sens. Na szczęście Amon był wyrozumiały i
cierpliwie wysłuchał tego, co nastolatka miała do powiedzenia, a potem
przytulił ją i zapewnił, że ona zawsze była dla niego najważniejsza i nigdy
niczego by w niej nie zmienił.
— Nie denerwuj
się. Pomogę ci się przebrać i się przejdziemy, co ty na to? — zapytał,
pomagając dziewczynie się podnieść.
Kiedy zdejmował
z niej nieświeże ubranie, zauważył, że jej ogon znacznie urósł. Zaniepokojony wprawnym
okiem zmierzył jego długość, po czym odetchnął z ulgą, ciesząc się, że nie był
zbyt długi. Jednak jego nagły przyrost dalej wydawał mu się co najmniej
niecodzienny.
— Lizz… —
zaczął, czując się nad wyraz nieswojo, zwracając się do niej w taki sposób;
przez całe lata zwykł nazywać ją panienką, ewentualnie Elizabeth i
sporadycznie, dosłownie kilkukrotnie Lizzy, zaś Lizz zarezerwowana była dla
pozostałych służących.
— Tak,
kochanie? — zapytała, uśmiechając się na dźwięk swojego imienia; w dalszym
ciągu gdy je wypowiadał w dowolnej formie, jej serce przyspieszało i robiło jej
się przyjemnie ciepło.
— Próbowałaś
ruszać ogonem?
— Próbowałam.
Anasi prosił, żebym sprawdziła, czy mogę. Wydawał nie zdenerwowany, że tak
nagle urósł i miałam wrażenie, że coś jest nie tak, bo nie mogłam nim
odpowiednio władać. Boję się trochę… — przyznała zmartwiona nastolatka.
Popatrzyła na
Sebastiana szeroko otwartymi oczami, a rozszerzone źrenice świadczyły zarówno o
przyjemności, jaką czerpała, widząc go, jak i o zdenerwowaniu, które
towarzyszyło jej na myśl o ogonie. Wszyscy wokół za bardzo się nim przejmowali.
Nie umiała pozostać beztroska, by z typowo dziecięcą ignorancją nie zważać na
problem. Zbyt wiele przeszła i za dużo potrafiła ujrzeć na twarzach innych, by
móc to bagatelizować.
— Jestem
pewien, że wszystko jest w porządku. Gdyby działo się coś złego, Anasi, Forkas
albo Araksjel daliby mi znać. W końcu jestem królem, prawda? — Pocieszał ją
Sebastian.
Pogłaskał
delikatnie ogon, który wzdrygnął się nieznacznie pod jego palcami. Dobry znak –
pomyślał, uśmiechając się pod nosem. Kontrolowanie ogona było dla demonów czymś
zupełnie naturalnym, ale dla człowieka, który pierwszy raz miał z nim do
czynienia dopiero po kilkunastu latach życia, mogło stanowić to problem. Nie
spodziewał się, że kiedy wypustka osiągnie odpowiednią długość, nagle stanie
się równie użyteczna co ręce dziewczyny, zresztą był pewien, że nikt na to nie
liczył. Wszyscy zwyczajnie obawiali się tego, co mogło się stać z dziewczyną i
co mogłaby zrobić. Głęboko zakorzeniony w demonach lęk był całkowicie
wytłumaczalny i pewnie to jego dostrzegła Elizabeth na twarzy informatora. Bądź
co bądź on też był tylko demonem, daleko mu było to doskonałości.
— Spróbuj nim
poruszyć. Obojętnie jak, nie rób niczego konkretnego, po prostu się nim baw.
Ruszaj do rytmu jakiejś melodii, to bez znaczenia. I nie denerwuj się, jeśli
nie poruszy się tak, jak chciałaś. To zupełnie nowa kończyna, musi minąć trochę
czasu, zanim się przyzwyczaisz — wytłumaczył spokojnie demon.
Na szczęście
niejednego już w swoim życiu uczył, a samą Elizabeth znał od dziecka i dobrze
wiedział, jak powinien się zachowywać, by czuła się pewnie. Potrzebowała
jedynie wsparcia, kogoś, kto nie będzie się martwił, by nie mogła dostrzec
żadnych niepokojących oznak. Zbyt dobrze potrafiła odczytywać takie sygnały i
chociaż zazwyczaj działało to na jej korzyść, w niektórych sytuacjach
przysparzało niepotrzebnych zmartwień.
Dokładnie
przyjrzawszy się wyrazowi twarzy demona, nastolatka pokiwała twierdząco głową,
a potem chwyciła Sebastiana za rękę i nieśmiało zaczęła ruszać ogonem. Sądząc
po wyrazie jej twarzy, nie poruszał się tak, jakby tego chciała, ale
najważniejsze było to, że wykonywanie gestów nową kończyną nie sprawiało jej
bólu. Same ruchy również były płynne i naturalne, wyglądało więc na to, że
potrzebowała jedynie odrobiny praktyki.
— Doskonale.
Ruszasz nim, wszystko jest w porządku. Teraz możesz spróbować poruszać do
rytmu. Włączę muzykę. I nie martw się, jeśli kierunek ruchów nie będzie
odpowiedni, teraz chodzi tylko o rytmikę, dobrze? — zapytał Sebastian.
Wstał, włączył
muzykę i wrócił do ukochanej. Początkowo nie potrafiła nadążyć są wartkim tempem
muzyki, lecz kiedy Amon dołączył swój ogon i tuż obok tego Lizz zaczął podrygiwać
w tym muzyki, dziewczyna ośmieliła się i po kilku minutach prób udało jej się
wprawiać ogon w odpowiadające melodii, przypadkowe ruchy.
— Ruszam nim,
widzisz? Ruszam do rytmu! Jesteś wspaniałym nauczycielem! — zachwycała się,
czerpiąc ogromną satysfakcję z czegoś tak prostego w mniemaniu Sebastiana, że
zwyczajnie zaczął się śmiać.
Dziewczyna
zaczerwieniła się zawstydzona, ale nie przerwała ćwiczeń. Muzyka wprawiała ją w
dobry nastrój, a mały sukces dodatkowo zapewniał, że wszystko było w porządku.
Smutki i zmartwienia powoli odchodziły w niepamięć i zanim się obejrzeli, oboje
z demonem tańczyli po całej sypialni, śmiejąc się beztrosko dokładnie w taki
sposób, o jakim zawsze marzyli. Kiedy melodia ucichła, postanowili ruszyć na
dalszą część wycieczki. Biblioteka zamkowa, ogród i smocze zagrody nie mogły
czekać wiecznie.
~*~
Grell patrzył
zszokowany na Rafaela, nie mogąc uwierzyć w opowieść, której właśnie wysłuchał.
Wydawało mu się, że archanioł opowiada jaką fantastyczną historię rodem z
umysłów chorych psychicznie ludzi, jednak to zupełnie do niego nie pasowało.
Poza tym był zupełnie poważny, choć czasem uśmiechał się, wspominając co
zabawniejsze i bardziej żenujące momenty dawnych dziejów.
— Od tamtego
czasu często tu przychodziliśmy. I może cię to zdziwi, mnie zdziwiło bardzo,
ale to był ostatni raz, kiedy Amon stracił nad sobą kontrolę. Od tego czasu
nauczył się być odpowiedzialny. Wszyscy kiedyś dorastają… — podsumował Rafael i
objąwszy Grella, przyciągnął go do siebie i pocałował.
Czerwonowłosy
miał zupełny mętlik w głowie. Z jednej strony koniecznie chciał zapytać o całe
mnóstwo szczegółów, które archanioł pominął w swojej opowieści, jednak z
drugiej, przyjemność płynąca z pocałunku była zbyt duża i ekscytująca, by
chciał ją stracić. Poza tym dalej nie mógł uwierzyć, że ktoś taki jak on
zwrócił na niego uwagę. Po wszystkim, co przeszedł, był nawet skłonny założyć,
że to tylko nowy sposób Sebastiana, żeby z niego zakpić i zmusić, by dał sobie
z nim spokój.
— Rafciu,
czekaj! — krzyknął w końcu, odsuwając się od towarzysza. — Chcesz powiedzieć,
że skradzione dusze znajdują się w tych… jak im tam, w tych kieszeniach?
— Kieszonkowych
wymiarach — poprawił go Rafael.
— Mniejsza o
to, to niesamowite! Wiesz, co będzie, gdy powiem o tym Willowi? Obstawimy
wszystkie takie miejsca! Odsetek skradzionych dusz spadnie, a ja dostanę awans
i własny gabinet! Jesteś wielki, Rafciu! — cieszył się rudzielec, jak zwykle
okazale gestykulując i niemal uderzając bruneta w twarz.
— Nie możesz
nikomu powiedzieć. — Zagrzmiał zdecydowany, groźny niemal, głos archanioła. —
Amon powiedział mi o tym w zaufaniu, tak samo, jak ja tobie. Jeśli wydasz ich
sekret, zachwiejesz odwieczną równowagę. Kradzież dusz jest zła, ale tak samo,
jak zwierzęta zabijają się nawzajem, tak demony kradną dusze, a wy – shinigami
– próbujecie ich powstrzymać. Gdyby jedna ze stron zyskała zbyt dużą przewagę…
— A czy nie do
tego miało prowadzić przejęcie piekła przez twojego brata? — zdziwił się
Sutcliff.
— Tak,
dokładnie tak miało być. Ale moi bracia nie zważają na równowagę. Pragną władzy
i liczą na to, że dzięki ich zwycięstwu przy następnej Rzeczywistości demony
zostaną zniszczone przez boga.
— A ty nie
chcesz się ich pozbyć? Sebuś aż tak zakręcił ci w głowie?
— Nie w tym
rzecz. Świat jest taki, jaki jest, nie bez powodu. Ktoś kiedyś stworzył go
właśnie tak. Ktoś potężniejszy niż wszystko, co znane. Nie sądzę, byśmy powinni
to zmieniać.
— To dlaczego
walczyłeś po stronie braci? — dociekał bóg śmierci, wtulając się w ramię
Rafela.
Mógłby słuchać
godzinami, gdy mówił tym swoim poważnym głosem, przez większość czasu
zachowując kamienny wyraz twarzy, jakby odrobina zabawy mogła przynieść jakieś
wielkie nieszczęście. Uwielbiał to w nim tak samo, jak w Sebastianie i Willu,
jednak w przeciwieństwie do nich, Rafael uwielbiał też coś w nim.
— Nie chcę
sprzeciwiać się Gabrielowi. Nie widzę powodu. Nie jestem fanem zmian i tego nie
popieram, ale jestem wierny swoim, więc jeśli dowódca wyda rozkaz, wykonam go —
odparł niechętnie brunet.
Grell wyczuł,
że rozmowa zaczęła schodzić na zły tor, dlatego podniósł się lekko i wpił się w
usta Rafaela. Tym razem jednak nie zamierzał poprzestać tylko na tym. Chciał
odwrócić uwagę towarzysza od niewygodnego tematu i przy okazji sam pragnął
zaznać szczęścia. Archanioł bez trudu odczytał jego intencje, a kiedy żniwiarz
tęsknie domagał się kolejnych pocałunków, zaśmiał się pod nosem i posadził go
sobie na kolanach, planując w pełni sprostać oczekiwaniom rudzielca i spełnić
wszystkie jego pragnienia.
Lubił go. Na
mówienie o głębszym uczuciu było wprawdzie zbyt wcześnie, jednak zdecydowanie
mógł stwierdzić, że Grell działał na niego w pozytywny sposób. Nie należał do
osób, które potrzebowałyby zapewnień, by zwyczajnie się zabawić. Czekał ze
względu na boga śmierci, który wydawał mu się pod tym względem nieco bardziej
staroświecki, jednak zaskoczył go ponownie, przejmując inicjatywę. Tak
rozpoczął się pierwszy prawdziwy związek Sutcliffa oparty na wzajemnym
szacunku, stale budowanym zaufaniu i przede wszystkim cieple, którego od zawsze
brakowało młodemu bogu śmierci.
Odkąd zjawili
się na wyspie demonów po raz pierwszy, stała się ona ich stałym miejscem
spotkań, do którego chętnie wracali, by w spokoju i pewności, że nikt
niepożądanych ich nie odnajdzie, oddawali się przyjemności płynącej ze
wspólnych aktywności, zarówno fizycznych jak i umysłowych. Długie rozmowy na
temat spraw bieżących, opowieści z przeszłości, sprawozdania z codziennego
życia poprzeplatane gorącymi pieszczotami i leniwym wpatrywaniem się w niebo
stanowiły spełnienie marzeń rudego mężczyzny, zaś dla Rafaela powoli stawały
się czymś niezwykle ważnym, niemal na równi istotnym co dawna znajomość z
Krukiem, która przez wzgląd na różnice rasowe prędzej czy później musiała się
rozluźnić, pozostawiając po sobie jedynie zdawkowe przywitania i tysiące
wspomnień.
~*~
—
Dowiedzieliście się czegoś?! — Anasi wparował jak burza do jednego z
laboratoriów w podziemiach piekielnego zamku, gdzie Forkas i Araksjel zajmowali
się eksperymentami.
Od kilku dni
próbowali pozyskać urządzenie, które bogowie śmierci wykorzystywali do
odszukiwania demonów na podstawie ich więzi z ludźmi. Kiedy w końcu udało im
się takową maszynę znaleźć, musieli ją naprawić, a kiedy i na tej płaszczyźnie
odnieśli sukces, rozpoczęła się najtrudniejsza część ich zadania – mozolne
testy i próby przerobienia nieznanej technologii na własny użytek. Nie trudno
było się domyślić, że praca jedynie we dwie osoby mogła być frustrująca, jednak
lekarze – a raczej naukowcy, gdyż specjalizowali się w wielu różnych
dziedzinach (zresztą jak wszyscy uczeni w piekle) – znali powagę sytuacji i
doskonale wiedzieli, że nie mogą sobie pozwolić na dodatkowe utrudnienia.
Kiedy piekielny
skryba zjawił się w laboratorium, byli właśnie w trakcie jednego z testów
mającego na celu sprawdzenie, czy najnowsze zmiany w systemie maszyny pozwalają
na lokalizowanie istot innych niż demony. Symulacja przeprowadzana w
odseparowanej przestrzeni miała za zadanie zminimalizować ingerencję środowiska
zewnętrznego, by dać możliwie najbardziej miarodajny wynik.
— Jesteś w samą
porę, testujemy pierwsze zmiany — poinformował go entuzjastycznie Araksjel.
Machnął na
informatora ogonem, a kiedy ten dołączył do niego przy konsoli do testów, naukowiec
przesunął wajchę, która wysłała sygnał wprost do urządzenia. Niewielka
sferyczna kupka elektroniki o niezwykle skomplikowanej technologii zabrzęczała
kilkukrotnie, obróciła się wokół siebie, by po chwili unieść się w powietrzu i
zacząć wydawać z siebie tonalne sygnały, za pomocą których przekazywała
informacje.
— Co to mówi? —
zapytał doradca, zerkając na wykres piknięć drukowany na bieżąco przez jedną z
maszyn znajdujących się po prawicy Araksjela.
Uczony spojrzał
na Forkasa, który podszedł do maszyny, chwycił wydruk i przez chwilę dumał nad
nim, po czym chwycił pióro i nakreślił na kartce kilka linii i znaków. Potem przyjrzał
im się równie dokładnie co pierwszemu arkuszowi, zerknął do wnętrza
odizolowanej szybą przestrzeni, a potem przeniósł wzrok na informatora.
— To mówi, że
obiekt, którego miało szukać, znajduje się w Japonii — oświadczył śmiertelnie
poważnie.
Przez moment
Anasi żył jeszcze nadzieją, że obiekt rzeczywiście znalazł się w wskazanym
miejscu, jednak miny lekarzy szybko pozbawiły go złudzeń.
— Może to
dlatego, że jest w piekle? Skoro to urządzenie bogów śmierci do szukania
demonów w ludzkim świecie, być może działa tylko tam. Pracujcie dalej i nikomu
ani słowa — stwierdził niezadowolony doradca.
Wyciągnął swój
podręczny notes, sporządził krótką notatkę, a potem wypuścił z ręka kilka
pająków, którym kazał pilnować postępów w badaniach. Sam natomiast udał się z
powrotem na zamek, by przeczesać zasoby piekielnej biblioteki z nadzieją na
odnalezienie jakiegoś pomocnego źródła. Czasu było coraz mniej i miał
świadomość, że w końcu będzie musiał przekazać informacje Amonowi. Nie mógł ich
trzymać dla siebie. Prędzej czy później prawda wyszłaby na jaw, a wtedy
straciłby nie tylko zaufanie króla, ale przede wszystkim swoją opinię w
środowisku, a cała jego spuścizna obiektywnych informacji poszłaby na marne.
Coraz ciekawiej sie dzieje..A im ciekawiej tym pewniej zbliza się do finału..Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzięki^^.
UsuńWow... chwila moment. Co tu się dzieje ? Początek jest jasny i przejrzysty, złość i zazdrość Lizzy na wspomnienie o Enepignos urocze ale później zaczyna się pomieszane z poplątaniem. Jaka maszyna, czego ma szukać, czemu wskazuje Japonię ? Czy oni mówią o Lizzy ? I co takiego prędziej czy później Anasi musi powiedzieć Sebastianowi ? Same tajemnice
OdpowiedzUsuńMusisz zacząć uważniej czytać, bo tu nie ma żadnej tajemnicy.
UsuńAnasi dowiedział się przecież, że Lizz może umrzeć i to tego nie chce powiedzieć Sebie. To małe elektroniczne coś, to technologia bogów śmierci, zresztą nawet w tekście jest napisane, że może pokazuje Japonię, bo w piekle nie działa, jak należy. Skupiaj się trochę, jak czytasz... TT_TT. Także tajemnic tu zero. A Lizz zazdrosna - fakt, trochę musi czasem xD.
Uchuchu dzieje się
OdpowiedzUsuńEmmm trochę mnie nie było! Przepraszam! Wychowawczyni znowu mnie "poprosiła" o prowadzenie lekcjii z młodszymi uczniami. A na moje pytanie o czym ma być lekcja odpowiedziała:
OdpowiedzUsuń- Wymyśl coś!
Ale już przeczytałam ten rozdział-biorę się za następny;)