Kilka godzin drogi w akompaniamencie niecierpliwych narzekań Sutcliffa w
końcu poskutkowało dotarciem na miejsce. Początkowo Grell bliski był krzyku i
już zdążył ułożyć sobie w głowie całą tyradę pełną żalu i zawiedzenia, jednak
Rafael na czas go uspokoił, przykładając palec wskazujący do krwistoczerwonych
ust żniwiarza. Po chwili niewielka polanka, na której zdawało się nie istnieć
zupełnie nic, zaczęła drżeć. Jej struktura powoli się rozrywała, póki oczom obu
mężczyzn nie ukazało się dobrze znane przejście.
— Tutaj też jest jedna z ich wysp?! Kto by pomyślał! — krzyknął
zaskoczony rudzielec, momentalnie podchodząc bliżej wejścia. Tym razem wiedział
już, że bezpośrednie patrzenie do wnętrza otchłani tymczasowo go oślepi, więc
nie ryzykował. Odwrócił za to głowę w stronę archanioła, czekając, aż do niego
podejdzie.
— Tak, to kolejna z ich wysp, ale nie byle jaka. Ta jest szczególna. Na
jej terenie znajduje się coś, z czym będziesz chciał nawiązać kontakt w
najbliższym czasie. Chciałem ci to pokazać — wyjaśnił spokojnie brunet,
wyciągając rękę do towarzysza.
Grell wydał z siebie pełne zdziwienia jęknięcie, najwyraźniej licząc na
to, że Rafael zdradzi mu więcej szczegółów, ale się przeliczył. Anioł milczał
jak grób, a bóg śmierci za nic nie potrafił zrozumieć, co było tego przyczyną.
Wiedział jednak, że nie ma sensu próbować wyciągać informacji z bruneta – jeśli
nie chciał o czymś powiedzieć, zwyczajnie tego nie robił, nie zważając na
innych. Zawsze był pewien swojej racji, lecz nigdy nie szło to w parze z
nadmierną pewnością siebie. Wydawało się raczej, że Rafael spędzał mnóstwo
czasu na zastanawianiu się nad możliwymi konsekwencjami i kiedy odnajdywał
najlepszą możliwą opcję, trzymał się jej, mając czyste sumienie i przekonanie,
że lepiej już nie dało się czegoś zrobić.
Wyspa wyglądem nie odbiegała nazbyt od tej, którą Sutcliff widział jako
pierwszą. Na całym terenie panował mroczny klimat, unosząca się na poziomie
kolan mgła sprawiała, że krążenie po bagnistych terenach bywało niezwykle
zdradliwe, szczególnie w niewygodnych butach, których żniwiarz nie potrafił
sobie odmówić. Martwe drzewa skrzypiały na wietrze, a wtórujące im kruki
siadały zaciekawiona na okolicznych gałęziach i kamieniach, trzymając
bezpieczny dystans w stosunku do intruzów, jednak będąc na tyle blisko, by bez
trudu móc zweryfikować ich tożsamość. Kruki były bowiem stróżami wysp. Nie
posiadały żadnych niezwykłych zdolności, były zwyczajnymi zwierzętami, jednak
niezwykle inteligentne nadawały się do tego typu zadań. Wystarczyło, że całą
chmarą przedzierały się przez portal, uciekając przed niebezpieczeństwem bądź
zwyczajnie wiedząc już, że w ten sposób sprowadzą pomoc demonów.
Tym razem jednak żaden z ptaków nie wydawał się zdenerwowany. Zerkały na
Rafaela tak, jakby zdążyły go już poznać, zaś Grella traktowały, ni mniej ni
więcej, jak ozdobę, którą dostawały w pakiecie ze starym znajomym.
— Tamte się tak na nas nie patrzyły — skomentował Sutcliff, drżąc nieco
na widok przeszywającego spojrzenia jednego ze starszych osobników, którego
posiwiałe, krzywe pióra dodawały mu przerażającego wyrazu.
— To dlatego, że nas znały. Poza tym te wykonują bardzo ważne zadanie.
Widocznie to, co chcę ci pokazać, odnalazło się w tym miejscu znacznie lepiej,
niż można było się spodziewać — odparł archanioł z wyczuwalną nutą melancholii
w głosie. Grell spojrzał na niego podejrzliwie, ale ponownie nie doczekał się
żadnego wyjaśnienia, wciąż musiał czekać.
— No dobrze, to skoro i tak czekamy, aż nadejdzie odpowiednio romantyczna
chwila, może zadbamy o klimat? — zaproponował rudzielec, ciągnąć towarzysza na
jedną z ławek przy ruinach niewielkiego, nienaturalnie czarnego muru porosłego
uschniętą winoroślą.
— Dobrze, Grell, idę. Dobry pomysł, trochę nam się tu zejdzie — odparł
uśmiechnięty Rafael, chętnie dołączając do rudzielca.
~*~
W Bibliotece było wybitnie zimno. Amon nie pamiętał, by było tutaj tak
samo, gdy zjawił się w progach skarbnicy wiedzy ostatnim razem. Poprosił więc
Samarela, by ten przypilnował Elizabeth, a sam postanowił poszukać źródła
nadmiernego chłodu. Okazało się, że w planetarium, które koniecznie chciał
pokazać ukochanej, ktoś, a może raczej coś, wybił dziurę w oszklonym suficie.
Król był niezwykle zaskoczony tym faktem. Solidne szkło wytrzymało już niejedną
wichurę, nie rozumiał więc, czemu uległo pojedynczemu uderzeniu. Na szczęście
nigdzie indziej nie znalazł niczego podejrzanego: żadnych śladów krwi, walki,
jedzenia, brudu – ostatecznie więc uznał, że był to zwyczajnie niefortunny
wypadek. Naprawienie sufitu nie zajęło mu zbyt wiele czasu. Kilka machnięć ręką
i przeźroczysta kopuła ponownie wyglądała jak nowa.
— Przydałoby się nieco posprzątać… — mruknął sam do siebie, gdy zaparłszy
się ręką na blacie, poczuł, jak drobinki kurzu nieprzyjemnie oblepiły jego
dłoń.
Zakasał rękawy i od razu wziął się do pracy. Biblioteka była
przedostatnim zaplanowanym miejscem ich podróży, wiele sobie obiecywał po tej
wizycie, dlatego też chciał, by zarówno wnętrze budynku, jak i znajdujące się w
nim dzieła sztuki prezentowały się możliwie najbardziej okazale. Nie prosił o
pomoc żołnierza na wypadek, gdyby Lizz obudziła się w środku nocy. Wiedział, że
chociaż pewnie by się do tego nie przyznała, poczułaby się niesamowicie
zagubiona i przerażona, a tego typu emocji chciał jej oszczędzić w tych
ostatnich chwilach życia. Chociaż ten ostatni raz chciał postąpić właściwie, bo
jeśli nie teraz, to kiedy?
Tymczasem nastolatka odpoczywała pogrążona w przyjemnym śnie, który
przeżywała do tego stopnia, że nawet umilała Samarelowi noc, mamrocząc pod
nosem jakieś nieskładne brednie, które sporadycznie zdawały się łączyć ze sobą,
tworząc zupełnie pozbawioną sensu historyjkę wprawiającą demona w ogromne
rozbawienie. Żałował, że nie miał przy sobie żadnej technologii, która
pomogłaby mu uwiecznić głos nastolatki, był pewien, że król z pewnością
chciałby posłuchać. Liczył jednak na to, że jeszcze będzie miał okazję
doświadczyć czegoś podobnego. Zarówno Amonowi jak i Elizabeth życzył
wszystkiego, co najlepsze, ciesząc się jedynie w duchu, że zbyt słabo rozumiał
emocje, by mogły odciskać na nim piętno w związku z przyszłością czekającą
drobną, fioletowowłosą dziewczynkę, która w swym wątłym ciele znalazła
wystarczająco dużo sił i miłości, by odmienić życie nie tylko króla piekła, ale
również całego jego królestwa.
W końcu gaworzenie pod nosem zmieniło się w regularne słowa, a chwilę
później dziewczyna otworzyła oczy i rozejrzała się zdezorientowana po wnętrzu,
którego nigdy dotąd nie widziała na oczy. Odmienny, nie tak mroczny wystrój
sypialni był dla niej przesłanką, iż nie znajdowała się już w królewskim zamku
– co, chociaż oczywiste, dla zaspanego umysłu bywało czasem ciężkie do
zrozumienia.
— Sebastian? — zapytała lekko zachrypniętym głosem, nigdzie nie mogąc
znaleźć ukochanego. Jego nieobecność momentalnie sprawiła, że poczuła się
zdenerwowana. Temperatura jej ciała nagle skoczyła, serce zaczęło bić znacznie
mocniej niż zwykle, a błędny wzrok sunął po wszystkim wokół, póki nie zatrzymał
się na sylwetce demonicznego żołnierza.
— Samarel… — mruknęła, nie ukrywając zawodu.
— Dziękuję, Elizabeth, od razu czuję się taki potrzebny — zaśmiał się
dowódca. — Nie musisz się martwić, Amon poszedł posprzątać i zadbać o prezencję
biblioteki. Niedługo powinien wrócić. Zdążyłem się zorientować, że bardzo
zależy mu na tym, by to miejsce ci się spodobało.
— Naprawdę? A czemu akurat to? To tylko biblioteka… — zapytała zdzwiona,
klepiąc materac na skraju, czym dała Samarelowi do zrozumienia, by usiadł obok.
W przeciwieństwie do większości demonów, które miały na tyle dużo szczęścia, by
przynależeć do królewskiego kręgu, nie uważała, by poddanych trzeba było
traktować jak śmieci. Nie robiła tego za ludzkiego życia i za tego demonicznego
nie zamierzała zmieniać przyzwyczajeń. Demon czy człowiek – nie miało to dla
niej znaczenia, szacunek należał się każdej żywej istocie.
— To jedno z jego ulubionych miejsc, bywał tu często, gdy był młody,
przynajmniej tyle zdążyłem się dowiedzieć. Poza tym sądzę, że on po prostu chce
ci pokazać tyle piękna, ile tylko się da, bo dalej wierzy, że zmienisz zdanie.
Ale to niemożliwe, prawda? — odpowiedział, zbierając się na odwagę, by zadać
to, mogłoby się wydawać, nazbyt wścibskie pytanie, lecz wyczuł nastolatkę na
tyle, by wiedzieć, że w jej obecności mógł sobie na to pozwolić. W odróżnieniu
od wielu innych istot, którymi miał okazję się opiekować, Lizz miała w nosie odgórne
zasady pozbawione sensu, których jedynym celem było dawanie złudnej władzy
jednym demonom nad drugimi.
— Racja, nie zmienię zdania. Wiesz… To nie tak, że ja chcę umierać.
Panicznie się tego boję i będzie mi żal, bo stracę szansę, by zobaczyć te
wszystkie cuda i doświadczyć szczęścia, życia, dorosłości… Ale gdybym zrezygnowała,
to tak, jakbym go okłamała, a przecież sama wymagałam od niego szczerości. Jeśli
nie dotrzymam słowa, będę hipokrytką. No a poza tym… On sobie poradzi. Zapomni
o mnie w ciągu kilku miesięcy, może lat, bo co to jest dla demona, a potem znów
będzie sobą…
— Nie byłbym taki pewien, ale nie będę kwestionował twojej decyzji. Masz
do niej prawo — przyznał niechętnie żołnierz. Rozumiał Amona i zasadniczo sam
również starałby się przekonać dziewczynę do zmiany zdania, lecz w
przeciwieństwie do Kruka, potrafił spojrzeć na sprawę bardziej obiektywnie,
dostrzegając jej determinację. Gdyby król również ją dostrzegł… Przynajmniej złudna
nadzieja nie dobiłaby go do reszty. Samo patrzenie na to, jak wbrew wszystkim
znakom i rozsądkowy stara się przekonać Elizabeth do zmiany zdania, był
bolesny. Co będzie, gdy naprawdę opuści ten świat?
— Lizzy, nie śpisz już? — Usłyszeli głos, który momentalnie ukrócił
nieprzyjemną konwersację.
— Nie śpię, czekam na ciebie, żeby pozwiedzać bibliotekę — odparła tak
entuzjastycznie, że Samarel nie mógł wyjść z podziwu tego, jak dobrze potrafiła
ukrywać przed ukochanym to, co naprawdę czuła.
Jej wyraz twarzy momentalnie się rozpromienił, szeroki uśmiech zarażał
osobą każdego, kto na nią spojrzał, a lekko nastroszone, pozostawione w nieładzie
włosy dodawały szczupłej sylwetce bladej dziewczyny uroku, którym zdołałaby
zyskać wszystko, o czym tylko zamarzyła, gdyby postanowiła skorzystać z tajnej
broni, którą obdarowała ją natura. Jednak zdawało się, że Lizz nie dostrzegała
swoich walorów, zachowując się tak, jakby posiadanie naturalnej przewago było
niesprawiedliwe, a ona usilnie starała się startować z ego samego pułapu co
wszyscy inni.
— Dobrze się składa, bo właśnie skończyłem przygotowywać bibliotekę. Na
początek pokażę ci nasze stare zbiory. W pokojach wiszą też dawne obrazy, na
kilku będziesz mogła mnie zobaczyć, może nawet coś ci się przypomni… No i mam
jeszcze jedną niespodziankę, ale to na koniec.
— Jej, postarałeś się… To na pewno konieczne? Nie musiałeś…
— Ale chciałem. Więc nie patrz się już tak, jakbyś zobaczyła ducha, tylko
wstań i chodź ze mną — poprosił, wyciągając do niej rękę.
— Sebastian, a… A mogę najpierw do łazienki?
— Do łazienki? Ale przecież… — uciął, orientując się, że jej organizm
mógł mimo wszystko działać inaczej, a jeśli nie, demony też czasem odczuwały
potrzeby fizjologiczne. Zdarzało się to znacznie rzadziej, bowiem ich organizmy
miały zupełnie inny sposób działania niż ludzkie, lecz nie byłby to odosobniony
przypadek ucisku na pęcherz w długiej historii świata dzieci ciemności. —
Oczywiście, jest zaraz za tymi drzwiami. Poczekam tu, przygotuję ci coś
ciepłego, wewnątrz nie jest zbyt ciepło.
Lizz pokiwała głową, podniosła się z łóżka i poszła do łazienki. Chciała
przypomnieć Michaelisowi, że zimno nigdy nie stanowiło dla niej problemu,
jednak ostatecznie zrezygnowała, głównie przez wzgląd na to, co powiedział jej
Samarel. Sebastian się starał, robił wszystko, co mógł, by zapewnić jej
komfort. Wypadało więc, by również dała coś od siebie i przynajmniej nie
narzekała na każdym kroku, gdy robił coś zbędnego, nie będąc w stanie trzeźwo
myśleć, gdy patrząc przed siebie widział jedynie chwilę, gdy bezpowrotnie ją
utraci.
Stanęła przed lustrem i popatrzyła w swoje odbicie. Osoba, która patrzyła
na nią zza posrebrzanej szyby była podobna do tej, którą zwykła widzieć na co
dzień, jednak doskonale widziała również wszystkie subtelne różnice, które
sprawiały, że wyglądała aż nienaturalnie dobrze. Wszystkie niedoskonałości,
jakie mogła znaleźć u siebie wcześniej, zniknęły, tak samo jak słabość
fizycznego ciała i mnóstwo innych typowo ludzkich cech, które ograniczały przed
spełnieniem największych marzeń. Dotąd wszystko działo się tak szybko i było
tak silnie nasycone emocjami, że nawet nie myślała o czymś tak prozaicznym jak
wygląd, jednak teraz, gdy wszystko powoli dobiegało końca, a ona mimo
tłumionego w sercu strachu i cierpienia powoli odnajdywała wewnętrzny spokój,
te drobne szczegóły stawały się coraz bardziej wyraźne. Jej ogon również urósł
od ostatniego razu. Miał idealnie podręcznikową długość, a z każdą godziną
ćwiczeń nad jego kontrolowaniem, stawał się bardziej przydatny.
Wołanie zza drzwi zmusiło dziewczynę, by odeszła od lustra i zrobiła to,
po co pierwotnie zjawiła się w łazience. Potem wyszła i obierając kurs prosto w
ramiona ukochanego, wtuliła się w niego z szerokim uśmiechem na ustach.
— Nie mogę się doczekać tych wszystkich pięknych rzeczy, które mi
pokażesz. Zawsze miałeś nosa do sztuki, wiesz? Chyba nigdy nie miałam okazji ci
o tym powiedzieć, ale podziwiałam to, jak dobrze umiałeś wybrać i kiedy
wiedziałeś, który artysta w przyszłości odniesie sukces — pochwaliła Kruka,
oplatając go w pasie ogonem.
— Tylko mnie nie uduś, nie chciałbym odejść o pustym żołądku — zażartował
złośliwie, ponownie podejmując próbę powrotu do tamtych beztroskich czasów z
początku ich znajomości.
— Cholerny sportowiec. Lepiej się módl, żebym ci nie zaszkodziła. Zgaga
po kimś takim jak ja będzie cię męczyć przez stulecia.
— Cóż, w takim razie powinienem chyba raz jeszcze przemyśleć tę decyzję.
Może nie warto ryzykować? Wolałbym chyba zjeść coś mdłego, a ciebie zabrać na
spacer…
— Sebastian, nie — przerwała mu stanowczo. — Żarty, to żarty. A teraz
mówiłeś poważnie. Chodźmy już, naprawdę chcę zobaczyć tę bibliotekę i twoje
podobizny na obrazach z tych wszystkich bitew. Może chociaż poczuję to, co ty
wtedy czułeś.
— A czy… — zaczął, zerkając niepewnie w błękitne oczy obserwujące go
podejrzliwie, jakby spodziewając się, że znów spróbuje ją przekonywać. Tym
razem jednak myślał o czymś zupełnie innym. — Widziałaś, a może pamiętasz, moje
uczucia do ciebie? Wszystko, co działo się od początku kontraktu?
— Tylko strzępki, tak jak całą resztę. Pamiętam tamten dzień, gdy ćwiczyliśmy
w wąwozie i osunęłam się do głębokiego dołu, z którego nie mogłam wyjść.
Sądziłam wtedy, że złośliwie mnie zostawiłeś, przepłakałam tyle godzin, a ty
ten cały czas obserwowałeś mnie w postaci kruka z drzewa…
Piękne...Lizzie zmień zdanie nie łam mu serduszka noo..Czekam na kolejne
OdpowiedzUsuńSebuń, jak mogłeś... aż poczułam ten żal bijący z wypowiedzi Lizz na końcu.
OdpowiedzUsuńCo za uparta gąska... to wszystko się robi coraz smutniejsze.
Czyżby Rafael miał jakiś plan ? Bo chyba nie bez powodu zabrał Grella na wyspę, gdzie znajduje się dusza Lizz.. tak sądzę...
Wiem, że historia jest o czym innym, ale fajnie by było, gdyby Sebuń zaczął wspominać swój kontrakt z Cielem ;)
Na takie wspomnienia to już raczej nie ma szans, bo opko skończy się w ciągu kilku najbliższych rozdziałów i nie chcę już wrzucać zbyt wielu fillerów. Poza tym, jak będę chciała potem przerabiać to na utwór niezależny to będzie ciężko z takimi scenami :P.
UsuńA że smutne... No cóż, to dobrze, bo takie ma być xD.
Dzięki za komcia, strasznie mi ich brakuje i tylko jeszcze trudniej mi się zebrać, żeby pisać :*.
How to Make Money from gambling at Play Money
OdpowiedzUsuńThis money-making method allows 바카라 you to get in the game with a lot more fun and a lot more money. worrione It's simple for people งานออนไลน์ to make money by