piątek, 22 lipca 2016

Tom IV, XL

Jezu, to już czterdziesty rozdział xD. A ja dalej nie jestem w tym miejscu, które miało być połową tomu :O. Dlatego ostatnio można odnieść wrażenie, że rozdziały są takie opisowe. Bo staram się jakoś streścić tę fabułę. No i nie mam czasu. Na szczęście 30.07 ostatnie zajęcia i już wtedy będę miała wolne i czas na pisanie. Tymczasem oddaję w Wasze ręce kolejny rozdział. Beta była słabiuteńka, bo nie mam siły, dlatego liczę na pomoc z Waszej strony. Wytykajcie mi błędy! :D. 

No i życzę miłego :*. 

==========

Rzeczywiście, widniała tam informacja o podziale obowiązków do końca tygodnia. Wszystko opisane z wyliczonym czasem a także wiadomością, gdzie o której godzinie powinni szukać głównego służącego w razie jakichkolwiek problemów. Kucharz mruknął pod nosem i wrócił na swoje miejsce przy stole, po czym skrzyżował dłonie na piersi i zmierzył Michaelisa wzrokiem.
— Dlaczego to ja mam zawsze ciąć drewno? — zapytał niezadowolony.
— Wolisz, żeby zrobiła to za ciebie kobieta, czy starszy mężczyzna? — odparł kpiąco kamerdyner.

Thomas niechętnie przyznał zwierzchnikowi rację. Nie mógł pozwolić, by robiła to Jeanny, to nie wypadało, a pociąganie do fizycznej pracy Frederica wydawało się… Niewłaściwe. Wprawdzie mężczyzna wyglądał na krzepkiego i zdrowego, jednak on był młodszy, zdrowszy i zwyczajnie leniwy. Byłoby mu głupio męczyć stangreta z powodu swojego braku motywacji. Skapitulował więc, machając od niechcenia ręką w geście, który miał oznaczać, że łaskawie wykona powierzone mu zadanie.
Uporawszy się z humorami kucharza, Sebastian klasnął w dłonie i kazał wszystkim wracać do pracy. Sam usiadł przy stole i wpatrywał się w dzwonek, czekając na odzew ze strony hrabianki. Wiedział, że to potrwa jeszcze co najmniej dwie godziny, ale nie mógł znaleźć sobie miejsca nigdzie indziej. Denerwował się, martwił i właściwie nie był pewny, czy zasługuje na to, by w ogóle stanąć przed obliczem swojej pani. Decyzja nie należała jednak do niego, a do Elizabeth i demon zamierzał postąpić zgodnie z jej wolą, bo teraz, jak i zresztą powinno być zawsze, to jej samopoczucie i dobro liczyły się najbardziej.
~*~
Dwójka nastolatków pakowała się w niezwykle nerwowej atmosferze do dwóch skórzanych walizek. Robili to tak szybko, że nie mieli nawet czasu poskładać ubrań, jednak liczyła się każda chwila, chcieli zdążyć na ostatni prom tego dnia. Ich wakacyjna podróż okazała się całkowitym niewypałem pełnym pracy, nerwów i strofowań ze strony matki Tomoko. Księżniczka jednak dała z siebie wszystko i ostatniego dnia pobytu Taia, na który zgodziła się księżna, udało jej się wypełnić wszystkie obowiązki. Wprawdzie była zupełnie wykończona, ledwie widziała na oczy i potykała się o własne nogi, lecz szczęście dodało jej sił. Myśl o spotkaniu z Elizabeth napawała parę nastolatków niezwykłą dawką optymizmu.
Chociaż list, który przeczytali kilka dni temu księżniczka, stał się powodem kilku sprzeczek, w ostateczności doszli do porozumienia. Tai zrozumiał, że hrabianka i Tomoko miały swoje sekrety i istniał powód, by nie wyszły one poza to ścisłe grono. Nigdy jednak nie spodziewał się, że dowie się czegoś takiego o Sebastianie. Wszystkie te nadprzyrodzone dyrdymały, które Elizabeth nawypisywała w wiadomości do księżniczki, były dla niego tak nieprawdopodobne, że dalej nie był pewien, czy zwyczajnie nie majaczyła w gorączce. Chociaż składność wypowiedzi wskazywała na to, że szlachcianka była w pełni świadoma, podobnie jak kształtne, pewne litery nakreślone na eleganckim chamoisie. Nie chciał jednak dodatkowo stresować Tomoko, widząc, ile sił i nerwów wkładała w sprostanie obowiązkom matki. Sam chciał jej pomóc, ale nie mógł zrobić wiele, gdyż Yuki Hashimoto nie akceptowała go ani jako członka służby, ani część społeczności dworku, a już na pewno nie jako partnera dla jej córki. Robił więc, co tylko mógł, ale nie było tego wiele. Właściwie przez większość czasu czuł się, zresztą bardzo słusznie, jak niechciany intruz. Na szczęście wyjazd dobiegał końca i wreszcie mogli wrócić do Anglii.
Kiedy w końcu udało im się spakować, Tai chwycił walizki i wybiegł z nimi przed posiadłość, pomagając stangretowi zapakować je na powóz. Księżniczka poszła w tym czasie pożegnać się z matką, dziękując jej za gościnę, spotkanie i okazaną łaskę. Chłopak nie musiał się tam zjawiać, Yuki nie chciała widzieć go na oczy. Właściwie ilekroć dostrzegała go kątem oka, wydawała z siebie sugestywne, głośne warknięcie, które w jej mniemaniu było jedynym komunikatem mogącym dotrzeć do tak zacofanego pachołka, jak służący, który wyraźnie chciał wkupić się do jej rodziny. Jednak mógł o tym zapomnieć, ród Hashimoto cieszył się czystością krwi od najstarszego pokolenia, o jakim słyszano, nie było więc mowy, by taki precedens mógł dojść do skutku.
Kiedy Tomoko weszła do pomieszczenia, w którym przebywała jej matka, klęknęła przed nią i ukłoniła się głęboko, prosząc o jej błogosławieństwo. Jednak księżna nie zamierzała go udzielić nieposłusznej córce. Była wściekła, że dziewczyna zdołała zrobić wszystko, czego od niej wymagała. Nie sądziła, że będzie w stanie – specjalnie obłożyła ja tak wieloma obowiązkami, by ledwie starczało jej czasu na sen. A jednak szczeniacka miłość księżniczki przezwyciężyła przeciwności, co zamiast uznania, wzbudzało w Hashimoto niemal obrzydzenie.
— Matko, proszę… — jęknęła Tomoko, podnosząc błagalny wzrok na ciemnowłosą kobietę, która nerwowo obracała między palcami jedną ze zwisających z wysoko upiętego koka ozdobę.
— Nie. Jeśli chcesz jechać, nie będę cię zatrzymywać, ale nie zamierzam również udawać, że jest to zgodne z moją wolą. Idź już, dziecko — powiedziała sucho i skinieniem głowy nakazała służącym wyprowadzić dziewczynę ze swego pokoju.
Tomoko była niezwykle smutna, nie sądziła, że jej matka nawet do ostatniej chwili pozostanie tak nieugięta i chłodna, nie zamierzała jednak rezygnować z marzeń i obietnicy złożonej przyjaciółce. Zacisnęła zęby i żwawo ruszyła przed dom, uśmiechając się do Taia. Chłopak pomógł jej wsiąść do powozu i po chwili ruszyli w stronę portu. W drodze wycieńczona księżniczka zasnęła na ramieniu towarzysza, kurczowo trzymając go za dłoń, jakby w obawie, że zniknie. Potrzebowała czuć jego bliskość, wiedzieć, że jej decyzja, mimo przeciwstawienia się matce, była słuszna. Nie mogła w nieskończoność wykonywać jedynie poleceń księżnej. Miała swoje życie, marzenia i plany, to ona była zwierzchniczką rodu i kiedy osiągnie pełnoletniość, udowodni matce, że popełniła błąd. Na razie jednak musiała odpocząć, bo ciągła praca i stres doszczętnie ją wycieńczyły. Najbardziej żałowała tylko tego, że jej towarzysz musiał poznać rodzinę od tej gorszej strony, jadąc do Japonii miała bowiem nadzieję, że Yuki okaże się bardziej wyrozumiała. Myliła się. Nie pierwszy zresztą raz.
Po dwóch godzinach podróży przez wzgórza powóz dotarł do portu. Tai obudził księżniczkę, pomógł jej wysiąść, a potem przejął od stangreta bagaże. Zaspana Tomoko w pierwszej chwili nie do końca zdawała sobie sprawę, co się wokół niej działo. Mamrotała pod nosem po japońsku, czego chłopak zupełnie nie rozumiał, by w końcu zauważyć, że znalazła się w porcie. Kiedy tylko się zorientowała, pospiesznie podbiegła do odpowiedniego statku i porozmawiawszy z pilnującym wejścia marynarzem, wręczyła mu pieniądze. Wraz z Taiem weszła na pokład, gdzie kolejny pracownik wskazał im kajutę, a potem położyła się do łóżka, przepraszając chłopaka za swój stan.
Młody służący współczuł ukochanej. Nie podobał mu się sposób, w jaki traktowała ją matka, ale nie chciał poruszać tego tematu, nie teraz, nie w stanie, w jakim się znajdowała. Usiadł na skraju łóżka, przykrył dziewczynę kołdrą i głaskał ją po głowie, póki nie usnęła. Sam nie był śpiący. Ostatnie dni spędził w większości na siedzeniu w przydzielonej mu sypialni, miał więc mnóstwo sił. Postanowił więc pilnować spokojnego snu księżniczki, dbając o to, by nic go nie zburzyło i by dostała sycący posiłek, kiedy tylko się obudzi. Mieli przed sobą daleką drogę, ale tym razem oboje z czystym sumieniem mogli optymistycznie patrzeć w przyszłość, pewni, że w rezydencji Roseblack czekają na nich stęsknieni przyjaciele i jeden demon, który z niewiadomego powodu, wbrew wszystkiemu, co mówiło się o podobnych mu istotach, był niewiarygodnie dobrą istotą.
~*~
Lizz nie pamiętała, co jej się śniło, za to wiedziała, że czuje się paskudnie. Cokolwiek nawiedzało ją w koszmarach – a nie trudno było jej się domyślić, co mógł przetwarzać jej umysł – sprawiło, że ani trochę nie odpoczęła. Pamiętała, jak zwyczajnie wyłączyła się, płacząc i pogrążając się w beznadziei a potem w wewnętrznych rozterkach. Chociaż była niesamowicie zmęczona, kiedy się przebudziła, wszystkie problemy poprzedniego dnia wydały jej się odleglejsze i dużo prostsze. Wiedziała już, co powinna zrobić. Nie miała pewności, czy to dobra decyzja, nie było jednak nikogo, kto miałby prawo, albo nawet chęć, ją oceniać. Nikt nie mógłby zrozumieć, jak się czuła. Nikt, kto nie poznałby całej historii jej wspólnego życia u boku demona. Osobą, która wiedziała na ten temat najwięcej, była jej najdroższa przyjaciółka, o której wiedziała, że zaakceptuje decyzję, niezależnie od tego, jakiej by nie podjęła. Tomoko wierzyła w Elizabeth i w jej rozsądek, nawet kiedy hrabianka sama w niego wątpiła.
Przez kolejny kwadrans dziewczyna leżała pod kołdrą, bawiąc się nerwowo kosmykiem włosów. Chciała wstać, pilnie musiała iść do łazienki i pragnęła jak najszybciej zacząć rehabilitację. Siedzenie w miejscu na pewno w niczym by jej nie pomogło, wiedziała o tym doskonale, dlatego bez względu na decyzję odnośnie kamerdynera i tak zamierzała współpracować z nim na drodze do osiągnięcia sprawności fizycznej.
Wyciągnęła dłoń w stronę złotego sznura wiszącego nieopodal etażerki i zawahała się. Jeśli teraz przyzwie do siebie demona, nie będzie odwrotu. Będzie musiała stawić czoła tej niesamowicie ciężkiej sytuacji, wyjawić mu swoje stanowisko i ponieść konsekwencje decyzji. Nie było to dla niej ani łatwe, ani tym bardziej przyjemnie, za to zdecydowanie nieuniknione. Zacisnęła więc zęby i pociągnęła sznur, a potem położyła się nerwowo, przykrywając usta pierzyną. Denerwowała się, chociaż właściwie nie ona powinna być tą, którą zżerały nerwy. Cóż jednak mogła poradzić? Obawiała się w ogóle spojrzeć demonowi w twarz, spodziewając się, że zwyczajnie wybuchnie agresją albo, co gorsza, płaczem. Nie potrafiła przewidzieć swojej reakcji, nie sądziła nawet, że podobnej wagi wiadomość mogłaby nią tak niesamowicie wstrząsnąć.
Kilka minut oczekiwania na demona niemiłosiernie dłużyło się zdenerwowanej Elizabeth. Kpiła z głupoty własnego serca, doskonale rozumiejąc, że tak naprawdę to nie ona powinna być tą, dla której spotkanie miało być stresujące. Sebastian musiał wiedzieć, że te kilka godzin rozłąki doprowadzi ją do wniosku, na podstawie którego podejmie decyzję dotyczącą jego przyszłości. Była pewna, że miał tego świadomość, w końcu nie był głupi. A jednak nie umiała okiełznać fali zalewających ją emocji, wobec ich potęgi czuła się bezsilna. Każda sekunda trwała niczym godzina, boleśnie przypominając o tym, jak bardzo musiała ze sobą walczyć, by w ogóle zmierzyć się z wiadomością demona.
Miał żonę – właściwie mogła się tego spodziewać. Potwory takie, jak on, nie znały oddania, jedynie ślepo podążały za określonymi przez kontrakt regułami, a przecież ona w swoim nigdy nie dodała specjalnego aneksu, który by zabraniał Michaelisowi odnalezienia szczęścia. Jeśli więc król piekła znalazł spełnienie w ramionach jakiejś demonicy wartej królewskiego tronu, nie powinna się dziwić ani zgłaszać sprzeciwów. W końcu kamerdyner zrobił to, co było dla niego najlepsze.
Lizz starała się leżeć spokojnie, ale mocne uderzenia serca pozbawiały ją oddechu, ilekroć skupiała się na nich, trwając w bezruchu i przyglądają się fałdom bladofioletowego baldachimu. W końcu jednak czas minął, o czym przekonała się, usłyszawszy pukanie do drzwi. Wzdrygnęła się, kiedy tłumiony przez materiał bawełnianych rękawiczek stukot zmieszał się z burzliwym dudnieniem organu w sztuce odpowiadającego domowi uczuć. Uniosła się lekko na łokciach, podsunęła do wezgłowia łóżka i oparła plecami o jego drewnianą część, by przywitać demona w pozycji siedzącej.
— Wejdź — powiedziała po chwili, niezwykle stanowczo, ale tylko taki ton pozwalał jej powstrzymać się od drżenia głosu. Nie chciała, by demon wiedział, jak bardzo się denerwowała, przynajmniej nie od razu.
Kiedy demon usłyszał dzwonienie sponad tabliczki podpisanej jako sypialnia jego pani, w pierwszej chwili nie mógł w to uwierzyć. Był przekonany, że tak bardzo tego pragnął, że zwyczajnie mu się przesłyszało, godzina bowiem wciąż była młoda, niezwykłym dla jego pani zdawało się tak wczesne wstawanie. Z reguły spała co najmniej do godziny dziesiątej, dziś jednak była na nogach już niespełna o ósmej, na dodatek go wezwała. Biorąc pod uwagę to, co wydarzyło się kilka godzin i jak emocjonalnie dziewczyna na to zareagowała, spodziewał się raczej, że nie wyłoni się z sypialni co najmniej do południa, a o pomoc poprosi Jeanny. Widocznie jednak chciała rozmówić się z nim już teraz i zakończyć sprawę.
Demon prędko dokończył przygotowywanie śniadania, zaparzył świeżego Earl Greya i wraz ze srebrnym wózkiem ruszył w do sypialni Elizabeth. Z każdym krokiem zbliżającym go do progu pokoju, czuł narastające zdenerwowanie. Nieprzyjemny ścisk w żołądku – zdaniem demona: niewiadomego pochodzenia – skutecznie spowalniał jego tempo. W końcu jednak Michaelis stanął przed drzwiami i spoglądając na nie, nerwowo przełknął ślinę. Przez chwilę się wahał, łapiąc się na tym, że gdyby długość jego służby zależała od tego, czy przekroczy próg sypialni hrabianki, nigdy by tego nie zrobił. Nie zamierzał być jednak samolubny – i tak przekroczył już wszelkie normy i  przydziały tego zachowania, jakie przypadały na wszelkie Rzeczywistości jego długiego życia, byłby zwyczajnym głupcem gdyby ponownie zachował się w ten sposób. Jeszcze kilka godzin temu podjął niezwykle ciężką decyzję, w konsekwencji której miał zamiar zacząć naprawiać swoje błędy, nie mógł zaprzepaścić tego, wykpiwając się od konsekwencji.
Wziąwszy głęboki oddech, demon zapukał do drzwi, a kiedy usłyszał odpowiedź, otworzył je o powoli wprowadził wózek do wnętrza sypialni. Jego pani siedziała oparta o wezgłowie łóżka, mierząc go wzrokiem, którego nie potrafił jednoznacznie nazwać. Spodziewał się, że będzie na niego wściekła, jej oczy będą wyrażały smutek, a postawa zrezygnowane i cierpienie, ale ona sprawiała wrażenie, jakby nie doświadczała żadnej z tych emocji. Sebastian nie wiedział przez to, jak powinien się zachować. Gdyby mógł dać upust wypełniającym go po brzegi emocjom, rzuciłby się do łóżka, objął dziewczynę i obiecał, że naprawi wszelkie zło, które jej wyrządził, ale prawda była taka, że jedynie po raz kolejny rzucałby słowa na wiatr. Na jego występek nie było prostego rozwiązania. Nawet gdyby umiał pozbawić hrabiankę wspomnień, to nie naprawiłoby zmian fizycznych, którym przecież również był winny.



7 komentarzy:

  1. No cóż co by tu powiedzieć. Żal mi i Sebastiana i żal mi Lizzy. Wpadli w takie dzikie kółeczko. A żadne z nich nie umie sobie pomóc. Plączą się jak dzieci we mgle. Dosłownie :P Jednak ja strasznie to przeżywam i łącze się i z jednym jak i z drugim.

    Co do błędu mi tylko jeden zawadził w oczy: " Roseblack czekają na nich stęsknieni przyjaciele i jeden demon, który z niewiadomego powodu, wbrew wszystkiemu, co mówiło się o podobnych mu istotach, był niewiarygodnie dobrą istotą." <- ten koniec bym poprawiła jako postacią czy coś w tym stylu, bo w sumie jakoś mi się to powtarza :P Ale spokojnie ja jestem większa dupa wołowa od Ciebie jeśli chodzi o przecinki itp.

    Pozdrawiam ^^!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oesu, fakt xD. Straszny błąd, aż poprawię od razu! Dziękuję :*. Wczoraj już naprawdę nie miałam głowy do bety :P.
      No Lizz i Seba tak się plączą już od dawna. Każde chce, żadne nie umie i przez to jest trochę smutno. Ale taka właśnie jest ich historia. Smutna miłość, no ale cóż. Kiedyś może im się w końcu poszczęści. A przynajmniej tego im życzę :).

      Usuń
  2. Tak mi żal tego Michaelisa i Reseblack (wiem skopiowałam).Ale mam nadzieje , że jednak wyjdą z tej GĘSTEJ mgły. Co do rozdziałów jak dla mnie trochę to nudne......cały czas użalają się nad sobą troche to takie denne. Ale wiem , a przynajmniej mam taką nadzieję , że wkońcuu się to skończy a Lizzy wybaczy naszemu demonowi. Hhhmmm co by tu jeszcze.......mam nadzieje , że Jamie tak wkroczy do akcji. A Sebciowi w końcu puszczą nerwy..........No to tyle ode mnie jeżeli Cię uraziłam z góry przepraszam!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czym miałaś nnie urazić? XD
      Ja wiem, że ostatnio fabuła jest taka rozwleczona, ale to wina sesji i japońskiego. Czerwiec i lipiec to w tym roku dla mnie ciężkie miesiące i doskonale zdsje sobie sprawę, że takie ichnie problemy mogą jednych fascynować, a innych nudzić. Dlatego z reguły staram się to jakoś pogodzić, żeby po równo było, ale takie emocjonalne bajlando dużo łatwiej mi się pisze, więc chcąc mieć materiał, wycelowałam w to :P. Za tydzień kończę kirs, będzie czas, więc niedługo i akcja ruszy, spokojnie. I nie, nie uraziłaś mnie. Wyraziłaś swoją opinię i dzięki temu wiem, że przegiełam z emocjonalnym maratonem, dziękuję :*. Wiem, nad czym trzeba popracować, to cenniejsze niż pochwały :P. Więc się nie denerwuj. Mam nadzieję, że w ciągu kilku najblizszych rozdziałów (6-7) zauważysz zmianę. Czekam wtedy na Twoją kolejną opinię, zebym wiedziała, czy się udało :D.
      Dziękuję i pozdrawiam :*.

      Usuń
  3. Nie ma zaległości <3
    Tomoko&Tai - grrr. Grrr. Grrr. I co, Tai zamierza rozp...
    Chcesz powiedzieć, że on to jakoś popapla ozorem tam, gdzie nie trzeba i Dżem będzie miał niezbity dowód w swoim toku myślenia, że miał rację! Jeszcze nastawi Taia przeciwko Sebusiu, Tomoko zrób dla Taia wszystko, bo jest zakochana i w taki sposób podkopią zaufanie Lizz ( a tam jest jeszcze co podkopywać?) albo nireereeeeeeee T_T Nie mów, że to oni zabiją Sebusia przed aniołami T_T Niereeeeeee drugi raz rzucę w diabły czytanie tego bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezu, jaka teoria spiskowa xD. Jak Ty w ogóle na coś takiego wpadłaś?! XD
      Po pierwsze: Tai nie jest idiotą, nie zacznie drzeć ryja od samego wejścia xD.
      Po drugie: Tomoko jest wierna Lizz i wie, że Sebastian naprawdę szczerze ją kocha. Dla niej przyjaźń z Lizz jest najważniejsza, więc wątpię, by zaczęła nastawiać ją przeciwko Sebastianowi. Także nie, służący nie zabiją Sebastiana. To by było jakieś uber słabe - chyba że to by była jakaś parodia, albo co. Bo tak generalnie to kompletnie bez sensu xD.

      Usuń
  4. Szkoda mi Tai'a... Miał być spoczko loczko romantyczny wyjazd, a tu dupa XD Matka Tomoko jest gorsza od ciotki Lizzy i Timmiego. Sebastian by tam ją udobruchał XD :D

    OdpowiedzUsuń

.