środa, 30 marca 2016

Tom IV, VII

Mam nadzieję, że miło spędziliście święta.
Ja się obżarłam, czułam tragicznie i miałam mało czasu na pisanie, ale nie narzekam. Trochę lenistwa przyda się każdemu. Jednak nie próżnowałam tak zupełnie. Udało mi się opracować do końca ogólne ramy fabularne czwartego tomu, rozreklamowałam fanpage bloga, nawet coś narysowałam! No i pisałam. Mam obecnie dwadzieścia sześć stron zapasu, więc nie ma tragedii. Do soboty napiszę kolejne dziesięć i wyjdę na prostą.
No dobrze, to chyba tyle. Czekam na Wasze opinie na temat rozdziału.
Ja wiem, że przez długi czas nieźle Was zniechęcałam paplaniną o tym, jaki to komentarz powinien być długi, bogaty w uwagi, krytyczny i głęboki, ale wiecie co? Coraz więcej osób przekonuje mnie, że nawet zwykłe "Świetny rozdział, czekam na kolejny" jest wartościowe. Może więc to ja się mylę a inni mają rację. Jeśli zatem podobał Wam się rozdział, dajcie znać, choćby krótko. Pozwólcie mi sprawdzić czy to rzeczywiście samo w sobie daje aż tyle satysfakcji :P.
Ale komciami z głębokimi przemyśleniami jak zwykle nie pogardzę :*.

Miłego :*

==========================


  Sebastian ponownie znalazł się w okolicach Londynu. Przystosował swoje ciało do ludzkich wymogów i schowawszy łuskę w kieszeni fraka, pospiesznie ruszył w stronę posiadłości. Zabawił w piekle nieco dłużej, niż planował – głównie za sprawą narzeczonej – dlatego teraz musiał się sprężyć, by przygotować kolację na czas. Był jednak zadowolony z wizyty w domu. Dostarczył wiadomość, zaspokoił swoje żądze, ustalił termin koronacji oraz ślubu, i nawet miał ze sobą coś, co zamierzał ofiarować Elizabeth. Chociaż tyle mógł dla niej zrobić. Cała reszta nie zależała już od niego. Przez cały tydzień widywał się z Undertakerem, wraz z którym starali się znaleźć sposób, by przywrócić hrabiance sprawność. Niestety jedynym, co mógł zrobić Sebastian, było zapewnienie bogu śmierci zapasu swojej krwi. Ciężko było mu pogodzić się z faktem, że reszta spoczywała w rękach ekscentrycznego shinigami, ale ufał mu na tyle, by wiedzieć, że jeśli odnajdzie sposób na naprawienie szkód jakie wyrządzono szlachciance, zrobi co w jego mocy, by odnieść sukces.

sobota, 26 marca 2016

Tom IV, VI

Idą święta, idą święta...
Więc życzę Wam mnóstwa smakowitego żarcia, wygranych kłótni rodzinnych, mokrego dyngusa, śniegu zamiast wody, no i oczywiście tego, by podobał Wam się rozdział. Chociaż tego to chyba bardziej sobie życzę.
Jestem kiepska w takich rzeczach. Doceńcie więc próbę :P.
Wesołych świat!

Miłego :* 

==================

                W rezydencji Roseblack panował przyjemny spokój. Służący zajmowali się przydzielonymi przez zwierzchnika zadaniami, a hrabianka spędzała czas na nauce. Sebastian zostawił jej sporo materiałów, by mieć pewność, że nieprędko padnie na pomysł opuszczenia łóżka. Doskonale wiedział, że proszenie Elizabeth, by nie wychodziła z łóżka, nie miało najmniejszego sensu. Dlatego też spróbował podejść ją od innej strony – i wyglądało na to, że odniósł sukces. Od kilku godzin szlachcianka ślęczała nad książkami, próbując przetłumaczyć wskazany przez demona tekst. Szło jej nieco opornie, ale wszystkie pozostałe zadania zdążyła rozwiązać. Pozostała tylko nieszczęsna łacina – jej pięta achillesowa. Nie lubiła tego języka, nienawidziła go wręcz. Jednak nauka łaciny okazała się przydatna, w związku z czym dziewczyna wiedziała, że zwyczajnie musi się przemóc. Nie było to jednak łatwe. Jej myśli co chwilę odbiegały od kolejnych słów, zapuszczając się w odmęty umysłu nastolatki, do których dziewczyna rzadko dawała sobie dostęp. Wspomnienia, w szczególności te z dzieciństwa – z czasów przed porwaniem – nawiedzały ją niezwykle sporadycznie a sama Elizabeth również niechętnie do nich powracała. „Coś raz stracone nigdy nie zostanie zwrócone” – przywodziło jej na myśl za każdym razem, kiedy przypominała sobie uśmiechnięte twarze rodziców. Choć minęło już wiele lat, dla niej te wspomnienia dalej były żywe, a zarazem tak niezwykle odległe. Miała wrażenie, że jest w stanie je chwycić, ale kiedy tylko próbowała to zrobić, uciekały, bawiąc się emocjami nastolatki.

piątek, 25 marca 2016

LBA po raz drugi

No dobra, więc po raz kolejny zostałam nominowana. Pierwszy raz był już dawno temu, kilka kolejnych zignorowałam, bo jestem leniem, no ale teraz zrobię. Czas najwyższy. 
Nominowała mnie Andatejka. Tyle tytułem wstępu, przejdźmy do pytań:

1. Co cię skłoniło do rozpoczęcia bloggowania?
Fangirling. To znaczy, ja zawsze lubiłam pisać. Wypaliłam się na początku liceum i przestałam to robić, a potem... Potem pojawił się Kurosz, a właściwie Sebastian, zmieniło się sporo rzeczy w moim życiu i potrzebowałam ucieczki do rzeczywistości. Skończyło się na tym, że mam poukładane życie, określony cel i marzenie, żeby wydać książkę. No i mam też na koncie pozytywną opinię do oneshota ( Błękitny dym ) na fantastyce, która jest już portalem, gdzie wypowiadają się ludzie znający się na pisaniu. 

2. Jak wyglądałby twój wymarzony dzień?
Obudziłby mnie Sebastian, oczywiście kubkiem takiej herbaty, na którą akurat miałabym ochotę. Potem spędziłabym dzień na pisaniu opowiadania i tłumaczeniu mangi i przez cały ten dzień nic by mnie nie bolało. Jedną dobę miałabym mojego wymarzonego demona i zdrowie. Tak, to byłoby idealne. No i oczywiście rozmawiałabym z Sebastianem płynnie po japońsku.

3. Zbliża się koniec świata, a zostało ci tylko 10 złotych. Co kupujesz?
Eeee... Czy ja wiem? Zależy, gdzie akurat bym była. Jeśli na mieście, to pewnie kupiłabym coś z masłem orzechowym, albo winogronową fantę. A gdybym była w domu, to nie kupiłabym nic. Raczej by mnie jakiś gadżet za dychę nie uratował przed końcem świata. Wolałabym czas potrzebny na wizytę w sklepie wykorzystać na śpiewanie ulubionych piosenek.

4. Wolisz ołówki automatyczne czy zwyczajne? Odpowiedź uzasadnij.
Zdecydowanie zwyczajne. Lepiej trzyma się je w ręku, trzeba temperować, można zmieniać trochę kształt grafitu. automatyczne ołówki są kiepskie. Irytują mnie i co chwilę się łamią. 

5. Kiedy miewasz „napady weny”?
Potrafię pisać cały czas. Niezależnie od tego czy mam ten wielki przypływ weny. Oczywiście, kiedy go mam, powstają nieco lepsze teksty, ale nie jest to jakiś zatrważająco odmienny poziom. A kiedy mam... Wtedy, kiedy przyjdzie. To taka loteria, nie da się określić. Wena może przyjść nawet w poczekalni u weterynarza, ale co z tego, jak nie ma warunków, by wpaść w wir tworzenia? 

6. Widzisz połowę szklanki pełną czy pustą?
W zasadzie widzę pół szklanki wody. Znaczy, no. Po prostu patrzę. Nie lubię tego eufemizmu. Raz jest tak, a raz inaczej i nie ma to żadnego związku z optymistycznym podejściem do życia. Ja jestem realistką i żadna szklanka nie będzie mnie definiować :P.

7. Danie, które nigdy ci nie obrzydło.
Nie ma takiego. Jeśli ktoś ma danie, które nigdy mu nie zbrzydło, to widocznie nie jadł go dostatecznie długo. Wszystko w nadmiarze traci swój urok. Można się z tym kłócić, ale taka jest prawda. 

8. Sposoby na nudę, o ile taka gości w twoim życiu.
Inteligentni ludzie się nie nudzą :*.

9. Częstotliwość kłamstw na tydzień.
Hmm... Sądzę, że średnia krajowa wyrobiona, bo mieszkam z rodziną. Gdybym mieszkała sama, to tego kłamstwa prawie by nie było. Lubię być szczera, brutalnie szczera. I złośliwa,  bo mogę i czasami lubię sobie na to pozwolić. Ale nie widzę sensu kłamania. Prawda i tak w końcu wyjdzie na jaw, w ten czy inny sposób, więc szkoda zachodu. Chociaż przyznam, że kłamię doskonale.

10. Ulubiony cytat ( nie musi być mądry).
Mam cały plik takich cytatów. Żeby było śmieszniej, to moje własne słowa i myśli, które przez jakiś czas sobie zbierałam. Przytoczę może jeden:
"Szczęście jest wtedy, kiedy jarasz się, że stoisz przy przedniej szybie w busie i czujesz się jak superbohater w bazie kosmicznej, a nie jak człowiek w zapchanym bydłowozie.
"

11. Osoba, która jest dla ciebie wzorem do naśladowania.
Nie wzoruję się na innych. Jestem sobą. Wzoruję się na wzorcach kulturalnych, które mi odpowiadają, na niepisanych prawach, z którymi się zgadzam i na wszystkich innym, co może mnie kształtować i co nie jest ze mną sprzeczne. Ale nie wzoruję się na ludziach. To głupie. Nie chcę być taka, jak ktoś. Chce być sobą i chcę być dumna z tego, że ja, którą stworzyłam samodzielnie, jest dobrym (albo wystarczająco mało złym) człowiekiem.

No dobra, to teraz moje nominacje:
1. Mei
2.  Konhusia Mercury-Hudson
3. http://hillofourdreams.blogspot.com/
4. Mai

Więcej nominacji nie będzie, bo nie mam żadnych blogów do śledzenia, więc jeśli macie jakieś swoje warte uwagi, dawajcie linki. Spojrzę w wolnej chwili :). 

A teraz pytania:

1. Co skłoniło Cię do założenia bloga?
2. Co daje Ci pisanie?
3. Czy wiążesz przyszłość z tym, co robisz na blogu czy traktujesz to jako hobby?
4. Przed opublikowaniem rozdziału: Ile razy sprawdzasz poprawność tekstu?
5. Jeśli nie wiesz, jak napisać jakieś słowo: szukasz odpowiedzi w Internecie/słowniku czy używasz innego sformułowania?
6. Co liczy się dla Ciebie bardziej? Poprawność tekstu czy ciekawa fabuła? 
7. Czym, oprócz prowadzenia bloga, się interesujesz?
8. Masz jakieś konkretne plany na przyszłość?
9. Ile znasz języków obcych? Jakie to języki?
10. Co jest Twoją inspiracją do pisania?
11. Masz jakieś zwierze? 

„Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

środa, 23 marca 2016

Tom IV, V

Dzisiejszy rozdział też jest dłuższy niż zazwyczaj. Dlaczego? Bo chciałam skończyć w tym miejscu. Gdybym urwała po pięciu, jakoś nielogicznie by to wyszło. Dlatego macie prawie siedem.
Chwaliłam się tym już chyba wszędzie, ale pochwalę się jeszcze raz, bo właściwie czemu miałabym tego nie robić? W pełni zasłużony, mały sukces. Do rzeczy:
Zbetowałam Błękitny Dym i udostępniłam go na fantastyce, gdzie oceniają ludzie, którzy rzeczywiście znają się na pisaniu. Zrobiłam coś podobnego już wcześniej, jakieś 2-3 miesiące po rozpoczęciu Róży, ale wtedy mój tekst został pociśnięty równo. Tym razem jednak dostałam pozytywne opinie. Nie jakieś wybitnie chwalebne, którymi mogłabym się chwalić w CV, ale dostać ocenę "dobre" od ludzi znających się na rzeczy, to jednak jest coś. Przynajmniej dla mnie. I na pewno po raptem półtora roku rozwijania się, podczas którego z "autorki kuroszowego opka" awansowałam na "autorkę opowiadania na motywach Kuroshitsuji". Niby drobna różnica, ale między opkiem i opowiadaniem jest przepaść. 
No, więc się pochwaliłam.
Możecie mi pogratulować, bo mnie nie doceniają w domu TT_TT xD.

Tymczasem:
Miłego :*

====================

                Michaelis miał w planach odwiedzenie Anasiego, jednak niespodziewane zbliżenie z Enepsignos zabrało mu zbyt wiele czasu. Niechętnie to przyznał, ale był zmuszony odłożyć wizytę u wiernego doradcy na później. Tak naprawdę pod tym względem nie gonił go czas. Miał świadomość, że szansa na znalezienie luki w umowie była niewielka, chciał jedynie uzgodnić kwestie związane z zarządzaniem królestwem po jego śmierci. W prawdzie Michał miał stać się nowym władcą, ale było kilka sposobów, by narzucić mu kilka praw, dzięki którym piekielna populacja – chociaż podporządkowana woli nieba – miała szansę przetrwać i żyć nadzieją, że w przyszłości odnajdzie się śmiałek, który wyrwie władzę z rąk znienawidzonych gołębi. Dlatego też bez zbędnego użalania się nad sobą opuścił piekło, otwierając portal nieopodal Tokio, skąd piechotą zamierzał udać się do księżniczki Hashimoto, by zgodnie z wolą swojej pani doręczyć list.

piątek, 18 marca 2016

Tom IV, IV

Znowu ogarniam rozdział na dzień przed dodaniem. Dzięki temu możecie sobie przeczytać z samego rana, a wiem, że część z Was tak woli. Nie wstawałabym w środku nocy (dla mnie 8-9 to jeszcze noc xD), żeby wrzucić rozdział, dlatego korzystam z udogodnień, jakie oferuje Facebook i Blogger. Dwudziesty pierwszy wiek rządzi. 
Co do rozdziału...
Jest dziwny. Właściwie mam mieszane uczucia, bo to trochę nie w moim stylu, żeby pisać to, co napisałam, ALE! Zły nie jest. To znaczy, nie uważam, żeby tak był. Jeśli macie inne zdanie, to chętnie się o tym dowiem :P.
Jeśli komuś się taka tematyka nie podoba, gorszy go czy co tam jeszcze... To przykro mi, że musieliście ślepnąć, czytając to, ale ta część jest mi potrzebna w fabule. 
Mam jednak nadzieję, że nikt nie oślepnie, nie rzygnie, ani nie padnie na zawał.
Hiperbolizuję.
Dlatego kończę i przekonajcie się samo, co takie ojojojojoj-groźnego zawarłam w tym rozdziale :P.

Miłego :*

PS Komentujcie! Potrzebuję weny na nowe pomysły. Zdaję się na Was^^.

=========================

                Król podszedł do jednego z wyższych rangą służących i zapytał o miejsce przebywania jego narzeczonej, a otrzymawszy pożądane informacje, bezzwłocznie udał się do jej nowej komnaty. Jako przyszła królowa, miała prawo wybrać jeden z wielu bogatych apartamentów. Zdecydowała się na ten, który wschodnią sypialnią przylegał do biura Sebastiana, by po jego powrocie połączyć oba kompleksy w jeden ogromny, odpowiedni dla królewskiej pary. Demon nie dziwił się jej decyzji – choć po tym, jak nie zastał jej w ogrodzie – sądził, że będzie spędzała czas w jego komnatach, pogrążając się we wściekłości i rozpaczy. Sam nie był pewien, co powinien myśleć o jej decyzji, ale nie mając zbyt wiele czasu na załatwienie formalności, z którymi musiał się uporać przed powrotem do Elizabeth, nie zaprzątał sobie głowy czymś, na co i tak nie miał wpływu. Dotarł więc szybko pod drzwi pokoju narzeczonej i zapukał dwukrotnie, a nie usłyszawszy odpowiedzi, pozwolił sobie wkroczyć do środka.

środa, 16 marca 2016

Tom IV, III

Dzisiaj rozdział nieco krótszy, więc nie dziwcie się, jeśli przebrniecie przez niego szybciej, niż przez przez dwa ostatnie (tamte miały po 6 stron Calibri 11/13, a ten ma 4.75 stron). Uważam jednak, że jest w nim tyle nowości, wskazówek i generalnie dużo tego typowego namisiowania, że powinno Wam spokojnie wystarczyć. 
Pisze ten wstęp tuż po północy i miałam dziś męczący dzień i w ogóle jakoś tak, więc nieskładnie jest zapewne. Ale nie przejmujcie się tym zbytnio. Notka odautorska nie zawsze musi ociekać elokwencją, prawda?
No, to zachęcam do czynnego uczestniczenia w życiu bloga (czyli komentowania xD). Wasze sugestie i uwagi są brane pod uwagę. Zresztą ci, którzy o coś poprosili, albo zwrócili na coś uwagę już wkrótce (napisałam to na początku rozłącznie - źle ze mną, oj źle TT_TT) przekonają się, że naprawdę biorę sobie do serca te wszystkie głos spod rozdziału :).

Dobra, to miłego :*
Mam nadzieję, że będzie Wam się podobało, bo mi osobiście się podoba. 
Bo może xD.

======================

                Sebastian schował ostrożnie list Elizabeth do wewnętrznej kieszeni fraka, kierując się korytarzem do kuchni, gdzie czekała na niego reszta służby. Rozdał pracownikom przydział zadań na cały dzień, dokładnie omówił z Thomasem, jak powinien przyrządzić szlachciance obiad, i udał się w podróż do Japonii, by przekazać list księżniczce Hashimoto. Sama droga zabrałaby mu zdecydowanie więcej czasu, niż zakładała Elizabeth, nie powiedział jej jednak, że zamierza odwiedzić piekło, z wnętrza którego mógł otworzyć portal w dowolnym miejscu ludzkiego świata. Rzadko korzystał z tej umiejętności. Wymagała bowiem mnóstwa energii i pozostawiała po sobie widoczny dla istot ponadnaturalnych ślad, poprzez który bez trudu zdołaliby go wytropić wszyscy przeciwnicy. Jednak tym razem dostał bezpośredni rozkaz, który musiał spełnić, dlatego nie przebierał w środkach. Dla bezpieczeństwa postanowił udać się do królestwa, otwierając przejście w jednej z podlondyńskich wsi położonych z dala od rezydencji hrabianki. Tak samo w Japonii zamierzał powrócić do ludzkiego świata w miejscu, które nie sugerowałoby jednoznacznie, dokąd zmierzał. Drogę powrotną również obmyślił na tyle sprytnie, by zmniejszyć ryzyko, że ktoś go wytropi do minimum.

piątek, 11 marca 2016

Tom IV, II

I tak jak ostatni rozdział trzeciego tomu osiągnął naprawdę dobre statystyki, tak pierwszy rozdział czwartego nie przyniósł żadnych zaskakujących osiągów. No, ale to nic. Chociaż trochę mało komentarzy. No wiem, dopraszam się. Ale co ja poradzę na to, że lubię czytać o Waszych teoriach, reakcjach i emocjach? Nic nie poradzę, lubię i tyle :P.

Pewnie niektórzy z Was zdążyli zauważyć, że zmieniłam nieco ścieżkę dźwiękową - raptem zamieniłam miejsca i dodałam jeden kawałek, ale dzięki temu początkowe 3-4 melodie ładnie wprowadzają klimat tego tomu. Więc macie go poczuć xDDDD.

Dobra, dobra. Wystarczy paplaniny. 
Miłego czytania :* 

======================

                Kiedy Sebastian zapukał do drzwi sypialni Elizabeth, dziewczyna podpisywała się właśnie na kopercie. Mruknęła ciche „wejdź” i opatrzyła list rodową pieczęcią. Demon wkroczył do wnętrza pomieszczenia, prowadząc przed sobą srebrny wózek zastawiony naczyniami.

                – Przyniosłem panience herbatę, wodę, kawałek czekoladowo-wiśniowego ciasta, materiały do nauki oraz lornetkę – na wypadek, gdyby chciała mnie panienka wyglądać z oddali – powiedział żywo i zalał filiżankę aromatycznym Ceylonem z nutą skórki pomarańczowej, cynamonu i wanilii, który miał dopełnić słodką przekąskę.

Zbliżył się do nastolatki i postawił naczynie na blacie sekretarzyka, przelotnie spoglądając na przybrudzone tuszem dłonie swojej pani. Nieco zniesmaczony pokręcił głową, ale nie skomentował tego widoku. Nim Elizabeth zdążyła cokolwiek powiedzieć, demon momentalnie zniknął za drzwiami łazienki, by równie szybko zjawić się z powrotem, trzymając w ręce namoczoną szmatkę.

                – Panienka pozwoli – rzekł łagodnie i klęknąwszy przed nią na jedno kolano, ujął delikatne, blade dłonie i starł z nich kilka czarnych plam. – Powinna panienka uważać. Nie wypada, żeby…

środa, 9 marca 2016

Tom IV, I

:O
Jak ja się dziwacznie czuję, kiedy numer rozdziału jest taki niski, że nawet nie muszę się zastanawiać, czy na pewno dobrze go wpisałam. Dziwaczne uczucie, zdążyłam o nim zapomnieć...
Dziękuję Wam za wyświetlenia i komentarze pod ostatnim rozdziałem. Za wiadomości prywatne na FP też. Bardzo mi miło, że tak podoba Wam się ta historia i że nawet widzicie te moje starania. Tak, to, że je widzicie, cieszy mnie najbardziej. Starania nie poszły na marne.
I co z tego, że nie mam kilku tysięcy wyświetleń dziennie. Co z tego, że od początku mojej kariery (hahaha - duże słowo, zbyt duże xD) spadła poczytność. Liczy się to, że ci, którzy zostali, czyli Wy (:*) rozumiecie historię i widzicie to, co chcę Wam pokazać. 
Nawet jedna z czytelniczek zauważyła subtelnie przemycaną informację o nadawcy listu, co niezwykle mnie ucieszyło!
Dobra, starczy o mnie, pora powiedzieć coś o rozdziale.

Zdecydowałam się na wprowadzenie kawałków epistolarnych już w trzecim tomie. Lubię je. Tak samo, jak lubię retrospekcje i inne tego typu zabiegi - wszystko, co wprowadza tajemniczość, niejasność i pytania, co sprawia, że chce się wiedzieć, co kto, gdzie, z kim, dlaczego i w ogóle, a jednak ma się świadomość, że tak łatwo nie będzie i na odpowiedź trzeba poczekać. Uwielbiam je od zawsze. Dlatego musicie je znosić, ale sądzę, że też je lubicie. Przynajmniej część z Was. No bo jak można nie lubić, no? xD 
W każdym razie, ten tom zaczyna się zupełnie inaczej niż poprzednie. Lubię urozmaicać. 
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
I nie dziwcie się wrażeniu, że rozdział jest dłuższy niż zwykle. Bo jest, a na dodatek italic sprawia, że czytamy nieco wolniej. 

No, to tyle.
Miłego :*

===================

                Droga Tomoko,

Zapewne zastanawiasz się, dlaczego piszę do Ciebie list, skoro nie widziałyśmy się zaledwie… Cztery dni? Albo pięć. Musisz mi wybaczyć. To, co ostatnio się wydarzyło, trochę zamieszało mi w głowie, ale nie musisz się martwić, czuję się dobrze.

                Piszę do Ciebie, bo nie chciałabym, żeby powtórzyła się sytuacja sprzed roku, kiedy zatajałam to, co naprawdę się ze mną działo. Przez to nie potrafiłyśmy się odnaleźć. Wiem, że to moja wina, Ty robiłaś wszystko dobrze, dlatego teraz opowiem Ci o wszystkim, byś wiedziała, co Cię czeka, kiedy wrócisz. Teraz przynajmniej mogę mówić otwarcie. W końcu znasz prawdę o Sebastianie i moim pakcie. Wiedziałaś, że Arthur jest aniołem? Jestem pewna, że Ci o tym nie mówiłam. Co więcej, Grell jest żniwiarzem. Jeanny to moja pokojówka, a Thomas jest kucharzem. A Tai… Mam nadzieję, że nie jest jeszcze Twoim mężem. To znaczy, nie miałabym nic przeciwko, ale zdaje mi się, że na to jeszcze trochę za wcześnie, prawda?


piątek, 4 marca 2016

Tom III, LXII

Wpis będzie dzisiaj na końcu, a tutaj powiem tylko, że świętuję dzisiaj 51 000 wyświetleń bloga!!!
Serdecznie dziękuję. Jesteście kochani!!! <3 

==============================


                – Timmy! – krzyknęła nagle, uświadamiając sobie, kim był dla niej pierzasty kłamca.
                – Proszę się nie martwić, jest bezpieczny – uspokoił ją Sebastian.  – Anioły nie mogą bezpośrednio pozbawiać ludzi życia. Poza tym Michał zdobył to, czego chciał.
W głosie demona zabrzmiała wyczuwalna nuta rezygnacji. Lizz nie wiedziała, czy to była jakaś gra mająca na celu zmiękczenie jej sumienia, ale jeśli właśnie do tego dążył – zawiedzie się. Nie zamierzała się nad nim użalać. Wszystko, co się wydarzyło, było jego winą. Począwszy od wyparcia się uczuć do niej, przez każdą kolejną sekundę ostatnich miesięcy, których konsekwencje doprowadziły ich do tej konkretnej chwili i na niej nie poprzestając. Wszystko, bez najmniejszego wyjątku, spoczywało na jego barkach. Każda jej rana, każdy martwy człowiek, każda zmarnowana dusza i każda jego zła decyzja. Czy naprawdę był takim idiotą, by sądzić, że opowie jej jakąś łzawą historię i ją odzyska?
                – Siadaj – warknęła zirytowana ciągłym zadzieraniem głowy.

środa, 2 marca 2016

Tom 3, LXI

Słuchajcie! 
To się dzieje. Dzisiejszy rozdział jest przedostatnią częścią tego tomu, a co za tym idzie w przyszłą środę (lub może sobotę - w zależności od tego, co stanie się jutro, będę wiedzieć, czy potrzebuję chwili przerwy) przejdziemy do tomu czwartego. Na razie nowym tom ma tylko sześć stron, ale dziś zamierzam walczyć o zapas. 
Pamiętacie te czasy, kiedy miałam ponad sto stron rezerwy? No, ja też nie. Wszystko przez licencjat. Ale powiem Wam, że mały zapas też ma swoje dobre strony. Łatwiej wykorzystywać Wasze pomysły i sugestie. 
Dobra, koniec bełkotu, na który nie zwracacie uwagi. Zapraszam na rozdział.

Miłego ;* 

====================

                Nastolatka kroczyła po ogrodzie, wpatrując się w leniwie tańczące na wietrze kwiaty różnobarwnych bylin. Letni skwar niesamowicie dawał jej się we znaki, sprawiając, że czuła się niezwykle ciężka i zmęczona. W końcu przysiadła na jednej z drewnianych ławek pokrytych białą farbą i położyła się na niej, opierając głowę na leżącej przy podłokietniku poduszce. Spojrzała w niebo i przez chwilę próbowała doszukiwać się znajomych kształtów na błękitnym nieboskłonie poprzecinanym delikatnymi obłoczkami. Nie było ich wiele, więc szybko się znudziła i zamknęła oczy, dając sobie chwilę wytchnienia. Kiedy otworzyła je ponownie, znajdowała się we wnętrzu posiadłości. Przy jej łóżku siedział odziany w czerń mężczyzna. Uśmiechnął się łagodnie, kiedy zdezorientowana usiadła i nerwowo zaczęła rozglądać się wokół. Nie poznawała służącego. Widziała go na oczy pierwszy raz w życiu, a wystrój pokoju, w którym się znajdowała, był jej równie obcy, co oblicze mężczyzny.

.