Początkowo notka miała być dłuższa, ale jeśli zacznę wrzucać po dziesięć stron, to możliwe, że w końcu dojdzie do tego, że będę musiała pisać na bieżąco, a przy moim obecnym planie zajęć (i zamiłowaniu do pisania w środku nocy xD) mogłoby się to przełożyć na długie przerwy między wpisami. Dlatego chyba lepiej, jeśli dodaję trochę mniej, ale regularnie, nie sądzicie? W każdym razie, oto jest kolejna część i wreszcie zapowiedź jakiejś akcji!
Na końcu dodaję art. Średnio wyszedł, bo jak zwykle nie wyszła mi twarz i odzwyczaiłam się od dokładnego konturowania cienko(i grubo, hehe)pisami, dlatego jest, jak jest.
Miłej lektury, endżojcie!*
*Endżojcie - tak przed każdą notką piszą moje ulubione analizatorki z ekipy PLUSa (http://przyczajona-logika.blogspot.com) dlatego pozwoliłam sobie tego użyć. Bo czemu nie? Bo mogę :3
============================
Elizabeth odprowadziła przyjaciółkę do sypialni. Chociaż
było jeszcze przed północą, przyzwyczajona do zupełnie innego trybu życia,
młoda księżniczka była wykończona. Chociaż żadna z dziewczyn nie chciała
kończyć tego wspaniałego wieczoru, widmo porannej podróży i spędzenia całego
popołudnia na pracy, przekrzykiwało pragnienie plotkowania do samego rana tak
długo, aż nie udało mu się wymusić na czarnowłosej rozsądnej decyzji. Nastolatki
pożegnały się czule pod drzwiami sypialni księżniczki i rozstały się z uśmiechami
na twarzach i żalem w sercach.
Głośny
stukot dobiegający z biblioteki przerwał wieczorną ciszę. Młoda hrabianka
postanowiła sprawdzić, co go wywołało. Chwyciła za klamkę i przez chwilę zawahała
się.
– Co, jeśli to porywacze? Albo shinigami? Albo demon? – pomyślała,
skłaniając się ku zawołaniu kamerdynera. Po chwili jednak pokręciła głową i
zaśmiała się cicho. – Na pewno, Lizz, na
pewno. Pewnie Jeanny nie domknęła okna i znowu wleciało jakieś ptaszysko,
uspokój się!
Otworzyła drzwi i zaczęła się rozglądać, z trudem
dostrzegając coś w spowitym ciemnością pomieszczeniu. Trzymany w dłoni
świecznik rozświetlał jedynie niewielką przestrzeń wokół niej, właściwie
bardziej przeszkadzał niż pomagał. W całkowitym mroku dostrzegłaby z czasem
dużo więcej niż wspomagając się marnym blaskiem kandelabru. Mimo to, brnęła w
głąb biblioteki, zdając się na słuch, dopóki nie dotarła do okna. Na jego
parapecie stał kolejny świecznik. Blask obu naraz dawał odrobinę lepszy efekt,
wciąż jednak byłoby wygodniej, gdyby był obok niej lokaj i magicznie zapalił
wszystkie świece na raz.
Okno było zamknięte i do połowy zasłonięte grubą firaną –
wykluczało to obecność ptaka lub innego stworzenia, które nieszczęśliwie
mogłoby wpaść do środka. Dziewczyna powoli penetrowała wszystkie zakamarki,
jednak przez cały czas nie dość, że niczego nie zobaczyła, to również niczego
nie usłyszała.
– Może któraś z ksiąg po prostu
spadła, nie ważne… – mruknęła.
Gdy podeszła ponownie do okna jej wzrok powędrował w stronę
małego stolika, na którym ujrzała znajomy tom. Zbliżyła się i ostrożnie
chwyciła znalezisko w ręce.
– „Prawdziwa historia”, gdzie się
podziewałaś? – zapytała, uśmiechając się do kodeksu.
Otworzyła go i przekartkowała, tak dla pewności. Jedna ze
stron przykuła jej uwagę. Ciemne litery na żółknącym papierze zdawały się
błyszczeć nieprzeniknioną czernią, jak niemożliwe mogłoby się to wydawać.
Mrugnęła kilka razy i odczytała zapisane na karcie słowa.
– „Rzeczą dziecinną, pełną
naiwności, jaka charakteryzuje jedynie człowieka, jest wiara w słowa demona.
Spowita mrokiem istota, która od zarania dziejów doskonaliła się w zwodzeniu
swych ofiar, była mistrzem kłamstwa i omijania prawdy. Głupotą była ufność w
demoniczną szczerość. Człowiek nigdy nie zastanawiał się, czy przewyższająca go
pod każdym względem istota naprawdę pozbawiona jest uczuć. Nawet gdyby się
zastanawiał, żadne szanujące się dziecko mroku nie odpowiedziałoby na to
pytanie zgodnie z prawdą. Żadna ludzka istota nie zasługiwała, by wiedzieć o
skazie idealnego drapieżnika. Każdy z nich posiadał bowiem emocje, jednak tysiące
lata pozwoliły nadrzędnej rasie zepchnąć tę, odziedziczoną po zdradzieckim
przodku, skazę za grubym murem w odmętach podświadomości. Tak, drogi
czytelniku. W tej właśnie chwili dostąpiłeś zaszczytu poznania prawdy, jednak
biada ci, jeśli którykolwiek z nich dowie się, że posiadasz tę wiedzę.” Naprawdę?
– zapytała sama siebie i zamilkła.
Słowa, które właśnie przeczytała na głos odbijały się echem
od ścian przestronnego pomieszczenia. Lizz nie była tylko pewna, czy owe echo
było prawdziwe, czy było jedynie figlem jej umysłu.
Nie wiedziała, co powinna o tym myśleć. Przyglądała się
książce bardzo dokładnie za każdym razem, gdy tylko udało jej się ją odnaleźć i
nigdy przedtem nie dostrzegła tych słów. Jakby nagle same zjawiły się na
pergaminie tak samo, jak kodeks wydawał się sam pojawiać i znikać, kiedy tylko
miał na to ochotę.
– Piekielna książka – warknęła,
niezadowolona ze swojej niewiedzy.
Podeszła do jednej z półek i sprawdzając trzy razy, upewniła
się, w którym miejscu ją odłożyła.
– Jak jej tam jutro nie będzie to chyba oszaleję – prychnęła w
myśli.
Zgasiła wszystkie świece, chwyciła w dłoń Tristana i Izoldę,
zamknęła za sobą drzwi i wróciła do sypialni. Położyła się do łóżka i okrywając
się do pasa przyjemnie chłodną kołdrą, opadła na miękką poduszkę. Otworzyła
książkę i zagłębiła się w lekturze historii, którą tak dobrze znała z dawnych
lat.
Zawsze była pełnym energii
dzieckiem, rodzice uważali, że czasami aż nadto, dlatego od najmłodszych lat
rozwijali w niej miłość do literatury, mając nadzieję, że chociaż przez krótki
czas wyciszy się, zgłębiając fascynujące historie. Mimo tego, że z początku nie potrafiła się
skupić i po kilku minutach powracała do zabawy, z biegiem czasu zaczęła
dostrzegać płynące z opisywanych historii piękno i głębokie przesłania. To był
jeden z powodów, które przyczyniły się do rozkwitu jej dojrzałości pomimo
młodego wieku. Chociaż dziecinne zachowania i reakcje towarzyszyły dziewczynie
nieustanie przez całe życie, to rozwijająca się w jej wnętrzu druga strona,
nabierała własnego charakteru, coraz częściej przywołując do porządku
nieokiełznaną dziewczynkę. Nikt nie powiedział, że nie można było być dojrzałym
i dziecinnym jednocześnie. Właściwie umiejętność odróżniania sytuacji, kiedy
trzeba było zachować powagę od tych, kiedy można było pozwolić sobie na
dopuszczanie do głosu wewnętrznego dziecka było jedną z definicji prawdziwej
dorosłości. W końcu nikt nie powinien stawać się naburmuszonym dorosłym,
pozbawionym umiejętności wygłupiania się i czerpania radości z prostych rzeczy,
bez względu na wiek.
Nim się obejrzała minęły ponad
dwie godziny. Wskazówki zegara nieubłagalnie brnęły na przód, odliczając
kolejne minuty, z każdą chwilą zbliżając dziewczynę do nieuniknionego
pożegnania z przyjaciółką. Chociaż zapragnęła zasnąć, wciąż nie była
wystarczająco zmęczona. Próby liczenia owiec, mnożenia w pamięci, ani żadne
inne znane jej sposoby, nie dawał oczekiwanego efektu. Rozdrażniona usiadła i
rozejrzała się po wnętrzu sypialni w poszukiwaniu czegoś, mogłoby jej pomóc. Bezskutecznie.
Miała wrażenie, że rozpiera ją energia, której nie umiała się pozbyć.
– Ciekawe, co robi Sebastian? W sumie, czemu by nie sprawdzić… – W
jednej chwili podniosła się, niedbale zarzuciła na ramiona szlafrok i wyszła z
pokoju.
Czuła, że tak to się skończy. Chęć poznania szczegółów jego
misji prawdopodobnie była jednym z powodów niedających jej usnąć. Dodatkowo… Z
nieznanej jej przyczyny miło wspominała ostatnią wizytę w jego pokoju. Chociaż
czuła się niezręcznie i praktycznie wcale z nim nie rozmawiała, pod jakimś
względem odniosła wrażenie niesamowitej bliskości z demonem tamtej nocy. Pragnęła
znów poczuć się w ten sposób. Jakby byli rodziną – właśnie to niecodziennie
doznanie towarzyszyło jej tamtego wieczora.
Nieśmiało
zapukała do drzwi, wyobrażając sobie na wiele sposobów jak bardzo zirytowany
będzie, kiedy ją zobaczy. Zawsze mówił, by zaczęła chodzić spać i wstawać
wcześniej, nie jeden raz dobitnie
wyrażając swoje niezadowolenie jej ignorancją, ale ona zwyczajnie nie potrafiła
się przestawić. Ciemność i cisza dawały jej ukojenie, w dzień czasami działo
się zbyt dużo.
Elizabeth nie weszła do środka tak, jak zrobiła to ostatnio.
Stała pod drzwiami, czekając aż podejdzie i otworzy je przed nią. Albo zupełnie
zignoruje niepożądany dźwięk i poczeka, aż ona da sobie spokój i wróci na górę.
– Panienko, czy coś się stało? –
zapytał, spoglądając na nią przez małą szparę, pomiędzy drewnem, a framugą.
Część opadającej na twarz grzywki zaczesał za ucho, na nosie
miał okulary. Wyglądał tak, jakby oderwała go od czegoś bardzo ważnego, od
głębokich rozmyślań, z których do końca nie powrócił jeszcze do rzeczywistości.
Rozbawiło ją, że nawet w samotności zakłada zbędne mu szkiełka tylko po to, by
jego wygląd pasował do wykonywanej czynności.
– Przeszkadzam ci? – powiedziała
nieśmiało.
Po sposobie, w jaki się zachowywał wnioskowała, że nie
chciał, by weszła do środka. Zrobiło jej się przykro. Chociaż usilnie próbowała
to ukryć wiedziała, że zauważył.
Sebastian przez chwilę się wahał, ale widząc potrzebujący wyraz
twarzy swojej pani, otworzył przed nią drzwi i wpuścił do środka.
– Właśnie skończyłem
przygotowywać jutrzejszą listę obowiązków – wyjaśnił, gdy wkroczyła do wnętrza
pomieszczenia.
Nastolatka dostrzegła jego smukłe, odziane w rękawiczki
dłonie, które szybkimi ruchami strąciły kilka kartek, notes, oraz pióro do
wnętrza szuflady. Zdjął okulary i przeczesał dłonią włosy, które powróciły do
swojego zwyczajowego ułożenia.
Miał na sobie koszulę i kamizelkę, frak wisiał na oparciu
krzesła.
Popatrzył badawczo na fioletowowłosą.
– Powiesz mi, co się stało?
– Nic. Po prostu nie mogłam
zasnąć – odpowiedziała niechętnie.
Podeszła do łóżka i usiadła na jego
skraju, opierając ręce na drewnianej oprawie. Po chwili wsparła na dłoni głowę
i bez słowa wpatrywała się w stojącego przed nią kamerdynera.
– Nie musisz stać tak sztywno,
wiesz? – zwróciła mu uwagę. – Usiądź sobie, albo coś. To krępujące.
– Nie przystoi, żeby kamerdyner
taki jak ja, pozwalał sobie na spoczynek w obecności swojej pani – odparł, a na
jego twarzy pojawił się cień złośliwego uśmiechu.
Hrabianka przewróciła oczami.
– Nie ważne, chyba będę wracać –
jęknęła i podniosła głowę.
Spodziewała się tamtego niesamowicie przyjemnego uczucia,
jednak nie pojawiło się. Poza tym samym dystansem, który był obecny między nimi
zawsze, nie było zupełnie nic. Straciła nawet ochotę, by zapytać o zadanie.
– Nie zapytasz o hrabinę Rennell?
– zagadnął nagle, jakby chciał ją zatrzymać.
Zastanawiał
się, czemu już drugi raz w przeciągu tych kilku dni nastolatka zjawia się w jego
sypialni. Czyżby czegoś się domyślała? Czyżby chciała go w ten sposób
torturować? Wcale tak nie myślał, chociaż tak byłoby zdecydowanie łatwiej.
Wiedzieć, że jedyne, czego chce Elizabeth, to zadanie mu bólu i patrzenie jak z
nim walczy. Tym czasem ona wydawała się zupełnie nie zdawać sobie z niczego
sprawy. Tak samo, jak niedawno. Po co było to wszystko, skoro powrócili do tego
samego stanu? Gdy tak niewiele dzieliło go od tej drobnej istoty, która tak
niesamowicie działała na wszystkie jego zmysły. Powinien usiąść i wykonać jej
prośbę, wcale nie chciał jej drażnić. Nie mogła zasnąć, szukała w nim wsparcia,
które powinien… nie. Które chciał jej okazać, ale z jakiegoś powodu nie
potrafił ruszyć się z miejsca. Spoczęcie na krześle wydawało się tak
niestosownie chłodne, nawet jak na kogoś takiego jak on. Z drugiej strony bał
się, że jeśli usiądzie tuż obok niej, jego dzika rządza weźmie górę nad
racjonalnym umysłem i nie będzie mógł się opanować.
– Chciałam, ale widzę, że nie
masz ochoty rozmawiać, więc sobie pójdę – szepnęła zasmucona i podniosła się z
miejsca.
To był impuls. Przez ułamek sekundy uczucia wzięły górę.
Demon chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie, mocno przytulając. Kiedy
zorientował się, co zrobił, zamarł. Nie wiedział, jak jej to wytłumaczy,
przecież nie mógł powiedzieć prawdy. Dla ich wspólnego dobra, dla jej
bezpieczeństwa.
Szlachcianka milczała, jakby jego
zachowanie nie wywarło na niej żadnego wrażenia. Chociaż reakcja lokaja zdawała
się zdecydowanie zbyt impulsywna, jej ciało przeszyło przyjemne ciepło. Znów
poczuła bliskość, lecz w zupełnie inny sposób. Nie chciała się przyznać nawet
przed samą sobą, ale jego silne ramiona otulające jej drobne ciało, dawały
poczucie bezpieczeństwa i ukojenia.
– Czyli wszystko poszło jak
powinno. Dalej czuję te paskudne goździki – powiedziała z obrzydzeniem,
odsuwając się od niego.
Zdawało się, że obojgu ulżyło. Lizz nie była już pewna, czy
powinna wyjść. Czekała na reakcję bruneta, na jakiś znak, który powiedziałby
jej, co ma robić.
– Przy okazji, delikatnie
zasugerowałem hrabinie, by była dla panienki milsza – rzekł tajemniczo.
– Nawet nie chcę wiedzieć, jak to
zrobiłeś – zaśmiała się, machając dłonią przed swoją twarzą.
– To zrozumiałe. Jeśli chcesz,
możesz tu zostać, chociaż uważam, że powinnaś wrócić do swojej sypialni i
spróbować zasnąć, panienko.
Dostała swój upragniony znak. Zalała ją fala szczęścia. Tego
pierwotnego, dziecięcego. Uśmiechnęła się szeroko i z powrotem usiada na jego
łóżku, po czym położyła się na boku i podkuliła nogi.
– To były dziwne święta, wiesz?
Takie spokojne, nic się nie wydarzyło. Spodziewałam się jakiegoś kataklizmu,
tak jak zwykle. Dziękuję, że tak sumiennie się wszystkim zająłeś – zaczęła
mówić wszystko, co przychodziło jej do głowy.
On patrzył na nią z łagodnym uśmiechem. Zdążył się już
opanować i uciszyć wymykające się spod kontroli uczucia. Pozostawił tylko
jedno, którego nie potrafił nazwać. Radość, która budziła się w nim jedynie
dlatego, że była obok. Nie musiał jej dotknąć, pocałować, wyznać całej prawdy.
Zwyczajnie słuchał jej głosu, wpatrywał się w chudą twarz i blade usta, które nieustannie
się poruszały i czuł przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Podszedł do łóżka,
okrył szlachciankę kołdrą i usiadł tuż obok niej.
Popatrzyła na niego rozpromieniona i kontynuowała.
– Chciałabym móc już oddać ci
swoją duszę. Wiem, że jestem strasznie denerwująca i pewnie masz już tego dość.
To się niedługo wydarzy, muszę w to wierzyć. Zasłużyłeś na nagrodę – dokończyła
cicho.
Jej powieki zaczynały powoli opadać. Kamerdyner widział, że jego
pani za chwilę zaśnie. Schlebiało mu, że w jego obecności jej bezsenność
znikała bez śladu.
– Nie musisz się spieszyć –
odparł łagodnie.
– Czemu? Czy… nie jesteś… głodny?
– zapytała prawie całkowicie pogrążona we śnie.
– Twoje towarzystwo sprawia, że
jestem w stanie czekać jeszcze wiele lat, Elizabeth – szepnął, ale dziewczyna
już go nie słyszała.
– Może to i lepiej. Może nie powinna o tym wiedzieć… – pomyślał,
patrząc na jej rozluźnioną twarz.
Niesamowicie bawiło go, jak bardzo szybko hrabianka jest w
stanie odpłynąć, kiedy uspokoi swoje myśli i pozwoli dojść do głosu zmęczonemu
organizmowi. Czasami wydawało mu się, że chłód nie był jedynym fizycznym
uczuciem, z którego odczuwaniem miała problemy.
Sebastian wziął ją na ręce, i tak samo, jak zrobił to kilka
dni temu, zaniósł ją po cicho do jej sypialni, uważając, by nikt ich nie
zobaczył.
Kiedy
ułożył nastolatkę w łóżku, ta przebudziła się i popatrzyła na niego mętnym
wzrokiem.
– Sebastian – zaczęła, delektując
się każdą sylabą jego imienia. – To prawda, że demony ukrywają przed
wszystkimi, że mają uczucia? – zapytała, po czym przymknęła oczy i momentalnie
zasnęła.
– Skąd… – zamilkł nim zdążył
dobrze rozpocząć. – Skądkolwiek to wiesz,
nie powinnaś była o to pytać. – Zamknął oczy i pochylił się nad nią ze
złowieszczym uśmiechem.
Ściągnął z dłoni rękawiczkę, obnażając znamię kontraktu i
delikatnie przejechał ostrym, czarnym paznokciem po gładkim policzku
ciemnowłosej.
– Powinienem cię teraz zabić, Elizabeth. Nawet nie zdajesz sobie
sprawy z tego, jak wielkie masz szczęście – wyszeptał napawającym grozą tonem.
Zabić
ją, jednym ruchem rozerwać wątłe, ludzkie ciało i na zawsze się uwolnić. To
właśnie powinien zrobić, tak mu wpajano. Jednak nikt nie założył, że na drodze
do wolności stanie mu jego własny kontrakt. Owszem, mógł go złamać, ale wtedy
straciłby duszę, której nie wyobrażał sobie porzucić. A może zwyczajnie zabrnął
już za daleko? Od jakiegoś czasu podejrzewał, że to może być prawda, i chociaż
wciąż łudził się, że tak nie jest, ciężko było podważyć twarde argumenty,
którego podsuwał mu racjonalny umysł. Jeśli stracił szansę, to mógł być to
największy błąd w całym jego, sięgającym tysięcy lat, życiu. I chociaż sama
myśl wzbudzała w nim niepewność, jakaś jego cząstka rozniecała maleńki płomyk
szczęścia, którego nie chciał ugasić.
Otworzył oczy, jarzące się krwistą czerwienią tęczówki
zostawiały bladoczerwoną poświatę w miejscu, na które spoglądał, na tętnicy
szyjnej nastolatki. Krok od wolności. Odsunął
się od śpiącego dziewczęcia i ponownie założył rękawiczkę.
– Dobranoc, moja Pani – szepnął
pochylając głowę, po czym po cichu opuścił jej sypialnię.
~*~
Biegła
boso korytarzem, ubrana jedynie w wielką, męską koszulę. Wypadła przez drzwi i
zatrzymała się z krzykiem.
– Tomoko! Zdążyłam! – wydyszała
ciężko.
– Lizzy, wracaj do środka, co ty
robisz? Przeziębisz się! – zganiła ją przyjaciółka.
Chwyciła fioletowowłosą na ramię i zaciągnęła do wnętrza
budynku.
– Wybacz, zaspałam! –
przepraszała.
– Nie szkodzi, zdążyłaś – uspokoiła
ją Japonka i mocno przytuliła. – Przyjadę do ciebie po nowym roku – dodała po
chwili.
– Oczywiście! Tym razem
przygotuję dla nas naprawdę wspaniałą grę! – odparła entuzjastycznie hrabianka.
– Będę czekać. Do zobaczenia,
Lizzy. Wracaj na górę, zanim Sebastian cię zobaczy! – Księżniczka odsunęła się
od przyjaciółki i pokłoniła się lekko, po czym wskazała dłonią schody.
Niebieskooka kiwnęła
głową i posłusznie pobiegła na górę, posyłając przyjaciółce pożegnalny uśmiech.
Tomoko zaśmiała się pod nosem i opuściła dom. Odjeżdżając w
karecie, spojrzała tęsknię w okno sypialni przyjaciółki i starła zbierająca się
w kąciku oka łzę. Żałowała, że nie mogła zostać dłużej. Bez względu na to, ile
się widziały, zawsze czuła niedosyt. Marzyła o tym, by kiedyś mogły zamieszkać
w jednym miejscu i widywać się codziennie bez wiszącego nad mini widma
rozstania. Pewnego dnia.
Hrabianka
pognała na górę i wskoczyła do łóżka przekonana, że lokaj nie zorientował się,
co zrobiła. Pukanie do drzwi, które rozległo się chwilę później wcale na to nie
wskazywało. Kamerdyner wszedł do środka, prowadząc przez sobą srebrny wózek,
zaprezentował dziewczynie posiłek i podał filiżankę, jakby nigdy nic, usypiając
jej czujność.
– Wyglądasz na zdyszaną, czyżbyś
gdzieś się spieszyła? – zapytał w końcu, gdy kończyła dopijać herbatę.
– Wydaje ci się – skłamała.
– Doprawdy, czasami nie potrafi
panienka kłamać – zaśmiał się złośliwie. – Jeśli nie będziesz dbać o swoje
zdrowie, o co prosiłem cię już nie raz, nie będziesz w stanie wykonać zadania –
dodał.
– Zadania? – zainteresowała się.
– Przyszło dziś rano. – Podał jej
białą kopertę, opatrzoną królewską pieczęcią.
Bez chwili zwłoki fioletowowłosa rozerwała ją i wyciągnęła z
wnętrza kartkę. Ze skupieniem na twarzy przeczytała jej zawartość, po czym
uśmiechnęła się do stojącego naprzeciwko niej lokaja.
===========================
Ciekawa jest ta książka. Zastanawia mnie dlaczego jej treść pokazuje się właśnie Lizzy. Czuje, że rozwinie się tu jakiś głębszy wątek.
OdpowiedzUsuńŁii <3 W końcu sprawa od królowej. Oby pełna krwi i grozy xD Tego nigdy za dużo :D
Pozdrawiam ! :*
No i ta książka... O co z nią chodzi? Może dzięki niej wyjaśni się, czemu Lizzy nie pamięta pewnych zdarzeń.
OdpowiedzUsuńPodobalo, mi się. Opinię zresztą znasz :P
Żałuję, że nie mam więcej wolnego czasu, bo probowałabym ulepszyć swojego opka...
Hehe, zaczyna się :33 Coraz bardziej się wciągam! A art jest świetny, nie wiem, czego od niego chcesz :P Czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały!
OdpowiedzUsuńJeee, żyjesz <3
UsuńZaczynałam się martwić, że Cię choroba do reszty rozwaliła. Dobrze, że jesteś :)
Masz jeszcze 1 rozdział od nadrobienia, haha.
I z niecierpliwością czekam na nową notkę. Taką true, true niecierpliwością <3
Chciałam zacząć komentować dopiero po przeczytaniu wszystkich aktualnych rozdziałów, ale już nie mogę się powstrzymać. NIESAMOWITA KSIĄŻKA !!! Ze świecą takiej szukać. W końcu znalazłam lekturę, w której w co drugim słowie nie ma błędu, rozdziały są dłuższe niż pół strony, a jak czytasz to zapiera dech w piersiach. Jestem mega zadowolona, a teraz lecę do następnego rozdziału XD
OdpowiedzUsuńCieszę się^^. Taki miałam plan, żeby stworzyć historię o Kuroshitsuji, która trzymałaby poziim. Bo szczerze mówiąc, ciężko w rym fandomie o coś wartościowego :(.
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńoch ta księga jest bardzo ciekawa, pojawia się kiedy tylko chce... :)
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och ta księga jest bardzo interesująca, pojawia się kiedy tylko chce... :)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga