Dzisiaj rozdział będzie nieznacznie dłuższy od poprzedniego. Przez to, że idzie wiosna i robi się cieplej, a jednocześnie noc trwa coraz krócej, nie dość, że się nie wysypiam to nie mogę skupić się napisaniu. Dlatego postanowiłam zmotywować się wrzucając dzisiaj więcej storn niż napisałam. Mam nadzieję, że w weekend uda mi się to nadrobić. Wczorajsze dwie strony, które z siebie wymówiłam, są tak kiepskie, że je usunę i napiszę to jeszcze raz, bo przerabianie zajmie więcej czasu. Wiosna mi nie sprzyja, zdecydowanie wolę ciemność, chłód i kubek herbaty zaserwowany przez właściwą osobę.
Mam nadzieję, że rozdział będzie Wam się podobał.
Do zobaczenia w sobotę :)
====================
Elizabeth i jej lokaj zmierzali w stronę niewielkich,
drewnianych drzwi na końcu ciemnej, brudnej ulicy, za którymi znajdowały się
jedynie kręte schody prowadzące do podziemi. Pilnował ich barczysty mężczyzna z
grubą blizną tuż pod prawym okiem.
– Czego? – warknął widząc zbliżającą
się dobrze ubraną dwójkę intruzów.
– Muszę porozmawiać ze Zhangiem,
przepuść nas – rozkazała szlachcianka.
Mężczyzna zaśmiał się obleśnie i chwycił dziewczynę za
płaszcz. Sebastian chciał zareagować, jednak go powstrzymała.
– Za każdym razem to samo?
Żałosny psie, trzymaj – rzuciła pod jego nogi sakiewkę z pieniędzmi, którą
wyciągnęła z kieszeni.
Mężczyzna puścił materiał, podniósł torbę z ziemi i pokłonił
się ustępując im miejsca.
– Cóż za grubiańska służba –
skomentował zdegustowany lokaj, rzucając postawnemu mężczyźnie spojrzenie pełne
obrzydzenia.
– Też nie mam ochoty tutaj być,
ale nikt nie załatwi ci bardziej wiarygodnej przykrywki niż on.
– Nie doceniasz mnie, panienko. –
Demon udał obrażonego.
– Sergeant momentalnie by cię
przejrzał. Mało o nim wiem, ale jedno mogę powiedzieć na pewno, facet jest
skrupulatny.
– Jeśli mogę wiedzieć, co
dokładnie planujesz?
– Zamierzam zrobić z ciebie
nauczyciela w tym przytułku – wyjaśniła, pokonując kolejne stopnie.
Kiedy
wreszcie dotarli na sam dół, ich oczom ukazało się ogromne, ciągnące się na
wiele metrów pomieszczenie, przepełnione dymem. Dziewczyna kaszlnęła i
zasłoniła usta dłonią, demon postąpił podobnie.
– Elizabeth? Co ty tu robisz? – Usłyszała
głos dobiegający z jej lewej strony. Zobaczyła drobnego mężczyznę, ubranego w
czarny changshan. – Co zrobiłaś z włosami? – zdziwił się.
Szlachcianka dotknęła dłonią jeden z kosmyków, zmierzyła
chińczyka wzrokiem i wymownie spojrzała na kanapy, którymi wypełnione było
pomieszczenie. Siedzieli na nich otumanieni narkotykami mężczyźni w
towarzystwie roznegliżowanych kobiet.
– Rozumiem. Chodźcie za mną –
polecił i zaprowadził ich w bardziej ustronne miejsce.
Odizolowane od
przesączonej smrodem opium piwnicy, małe pomieszczeniu na samym jej końcu, utrzymane
było w czerwonozłotej kolorystyce w orientalnym klimacie. Chińczyk wskazał
gościom miejsce przy stole, sam zasiadł po przeciwnej jego stronie.
– Napijesz się czegoś? –
zaproponował.
– Skończ z tą szopką – burknęła.
– W takim razie, co cię do mnie
sprowadza, Lady Roseblack? – zapytał, opierając łokcie na blacie, splatając
palce smukłych dłoni.
Nastolatka wyciągnęła z kieszeni kopertę, ukradkiem spoglądając
na patrzącego przed siebie z całkowitą obojętnością, lokaja. Przesunęła ją w
stronę chińczyka, spuszczając wzrok.
Wiedział, co to oznacza i strasznie go to bawiło. Znów
potrzebowała pomocy, której tylko on mógł jej udzielić. Wyciągnął zawartość
papierowego opakowania, po czym bacznie przyjrzał się młodziutkiej hrabiance.
– Czego ode mnie oczekujesz? –
rzekł melodyjnie.
– Jutro rano musi zostać przyjęty,
jako nauczyciel w sierocińcu ufundowanym przez Sergeanta. Ufam, że to nie
będzie problem?
– Oczywiście Elizabeth. Jeszcze
dziś wieczorem przyślę posłańca z papierami. Czego chciałbyś uczyć, kamerdynerze?
– Mężczyzna popatrzył na odzianego w czerń służącego.
– Nie mam żadnych szczególnych
preferencji – odparł z uśmiechem kamerdyner.
Azjata pochylił się i dokładnie przyjrzał się twarzy
Sebastiana. Uśmiechnął się niepokojąco i oblizał wargi.
– Przystojny ten twój lokaj,
Elizabeth. Dużo bardziej, niż go zapamiętałem – mówił przyciszonym głosem,
który wzbudzał w dziewczynie niepokój. – Może pożyczyłabyś mi go czasami? Ci
przeciętni już mi zbrzydli, a wiesz jak ciężko o kogoś takie jak on! – Nagły
przypływ ekscytacji w jego głosie wzbudził w dziewczynie obrzydzenie.
– Ru! Opamiętaj się. Sebastian
jest moim kamerdynerem. Nie pozwolę, żebyś zrobił z niego swoją… ugh, zabawkę –
wycedziła.
– Hahaha, no dobrze, żartowałem!
Nie denerwuj się tak! Może jednak się czegoś napijesz? – zaśmiał się ponownie.
Machnął ręką, wzywając jedną ze skąpo odzianych kobiet,
która przyniosła trzy szklanki i wypełniła je do połowy zielonym płynem.
Ciemnowłosa obserwowała dokładnie każdy ruch kobiety. Była
naprawdę piękna. Jej długie, gęste, czarne włosy splecione w dwa warkocze
opadały na odkryte ramiona. Kształtne piersi, okryte jedynie cienką warstwą
wpół prześwitującego materiału, krótka spódniczka odsłaniająca jej długie,
szczupłe nogi, płaski, przekłuty złotym kolczykiem brzuch. Chociaż Lizz nigdy
nie ubrałaby się, ani nie zachowywała w taki sposób, zazdrościła Azjatce urody.
Była prawdziwie kobieca. Taka, jaka fioletowowłosa pewnie nigdy by nie była,
nawet gdyby dożyła jej wieku.
– Piłaś kiedyś prawdziwy absynt,
Elizabeth? – zapytał Zhang.
– Przepraszam, że się wtrącę, ale
moja pani nie powinna spożywać tego typu napojów – rzekł kamerdyner,
powąchawszy dziwną substancję.
– Hahaha, zabawny jesteś,
kamerdynerze. To co, Elizabeth, napijesz się ze mną?
– Nie zamierzam tego pić, ma
paskudnie ostry zapach – skrzywiła się niechętnie. – Poza tym mam coś do
załatwienia. – Wstała od stołu i zaczęła iść w stronę drzwi. – Będę czekać na
posłańca, dzięki Ru – pożegnała go machnięciem ręki i wraz ze służącym opuściła
pokój, po czym jak najszybciej wspięła się po schodach na górę.
Gdy
zasiedli z powrotem w powozie, ciemnowłosa westchnęła głęboko i odchrząknęła z
obrzydzeniem.
– Czemu tam zawsze musi tak
śmierdzieć? – narzekała.
– Jaki kierunek powinienem podać
woźnicy? – zapytał Sebastian, nie podejmując tematu.
– Do posiadłości w mieście… –
powiedziała zrezygnowana. – Chociaż wcale nie mam ochoty tam przebywać – dodała
pod nosem.
~*~
Nigdy
nie lubiła tego miejsca. Rzadko w nim bywała, było dla niej nieprzyjemnie obce.
Na dodatek, odkąd doznała dziwnego uczucia podczas podróży powozem, czuła się
nieswojo, a londyńska posiadłość Roseblack jedynie potęgowała to uczucie. Cały
dzień spędziła w fotelu czytając książki, próbując zająć czymś umysł, by pozbyć
się nieprzyjemnego wrażenia, jednak ono powracało z uporem za każdym razem, gdy
tylko odrywała spojrzenie od tekstu.
Na szczęście był już późny wieczór. Posłaniec przyniósł
dokumenty i krótki list o Ru Zhanga. Tak, jak się spodziewała – wszystko
zostało załatwione w krótkim czasie z największa dokładnością. Jedyne, co
pozostało do zrobienia, to udanie się do przytułku z samego rana i rozpoczęcie
kolejnej gry.
Kamerdyner
wszedł do pokoju, trzymając w ręce świecznik.
– Zgasiłem zbędne światła. Robi
się późno, powinna się panienka położyć, za chwilę przyniosę kolację.
– Nie jestem głodna – odpowiedziała,
nie odrywając wzroku od lektury.
– Chciałbym przypomnieć, że nie
zjadła panienka śniada, a obiad…
– Dobra, już dobra. Tylko
przestań gderać, zjem tę przeklętą kolację – warknęła zirytowana.
Mężczyzna widział, że coś nie daje jej spokoju. Oczywistym
było, co. Nie zamierzał niepotrzebnie drążyć tego tematu, nie chciał narażać
jej na kolejne nieprzyjemne doznania, tym bardziej, że dobrze wiedział, jak
niekorzystnie wpływa na nią sama obecność w tym w miejskiej rezydencji.
Podał dziewczynie posiłek i stanął z boku, pilnując, by
rzeczywiście go zjadła.
– Musisz tak bezczelnie się na
mnie patrzeć?
– Najmocniej przepraszam –
pochylił głowę. – Jest panienka dzisiaj w bardzo kiepskim humorze.
–Pewnie
dlatego, że niepotrzebnie brałeś tę walizkę i wykrakałeś, że tu zostaniemy?
Dobrze wiesz, że nie chciałam. Gdyby nie skrupulatność Sergeanta, właśnie
rozwiązywalibyśmy sprawę. Nie wydaje się trudna. Przynajmniej nie musiałabym
być tutaj. Ten sierociniec, a raczej szkoła z internatem – bo tak to bardziej
wygląda – na pewno jest przyjemniejsza niż to miejsce. Doprawdy! Jak mnie to
niesamowicie denerwuje. – W przypływie złości cisnęła widelcem o podłogę.
Patrzyła, jak turla się po ziemi, upadając tuż pod nogami
lokaja, po czym powiodła wzrokiem od jego stóp, aż po sam czubek czarnej,
postrzępionej fryzury, której widok odrobinę ją uspokoił.
– Przepraszam. Nie wiem, co się
dzisiaj ze mną dzieje – wyjaśniła skruszona.
Demon podniósł sztuciec i odłożył go na srebrny wózek, a swojej
pani podał drugi, leżący dotychczas na niższej platformie mebla.
– Dziękuję.
– Myślę, że ma to związek z tym,
co przytrafiło się panience podczas drogi. Proszę się tym nie przejmować.
– Sebastian? – mruknęła,
odczekawszy dłuższą chwilę.
– Słucham?
– Czy to możliwe, żebym
zapomniała o czymś naprawdę ważnym i nie mogła sobie przypomnieć? Mimo, że
staram się z całych sił?
– Bardzo możliwe, panienko.
Ludzki mózg reaguje w ten sposób na niektóre bodźce. Jest to system obronny.
Umysł wypiera wspomnienia, z którymi nie potrafi sobie poradzić. Jeśli to
właśnie się panience przytrafiło, uważam, że nie powinna w to panienka
ingerować – wyjaśnił z pełnym profesjonalizmem.
Nigdy jej o tym nie wspominał, ale swego czasu lubił
poświęcać wolne wieczory na studiowaniu ludzkich książek na temat psychologii. Chociaż
była to stosunkowo nowa nauka, strasznie go zainteresowała i wydawała się
niezwykle przydatna w jego codziennym życiu demona i kamerdynera.
– Znowu panienkujesz – zauważyła,
kontynuując posiłek.
– Nawet nie zwróciłem uwagi – zaśmiał się w myślach.
– Jak właściwie chce się panienka
dostać do środka? To sierociniec dla chłopców, a ty – zmierzył ją wzrokiem – raczej
nie jesteś chłopcem.
– Zdajesz sobie sprawę z tego,
jak idiotycznie to zabrzmiało? – uśmiechnęła się pod nosem.
Popatrzył na nią, udając zdziwienie. W rzeczywistości zrobił
to specjalnie, by chociaż trochę podnieść ją na duchu. Patrzenie przez cały
dzień jak zmaga się z myślami było dla niego szalenie nieprzyjemne. Dodatkowo,
głos w jego głowie, co chwilę jęczał samolubne „Dlaczego nie mogła sobie
przypomnieć czegoś przyjemnego? Przypomnij sobie coś więcej. Elizabeth,
proszę!”, i chociaż karcił się za każdym razem, gdy słyszał te słowa, nie mógł
udawać, że skrycie tego nie pragnął.
– W każdym razie – odchrząknęła,
spoglądając na swoją klatkę piersiową – nie będzie zbyt dużego problemu z
kamuflażem. Jedynie upniesz mi włosy w jakąś chłopięca fryzurę, bo nie chcę ich
ścinać, i będzie w porządku. No i dla odmiany będę mogła założyć na siebie coś
wygodnego! – Ostatnia myśl wyraźnie poprawiła jej humor.
– Ma panienka rację, to nie
powinien być duży kłopot – odparł, delikatnie się kłaniając.
Zastanawiała się, czy przypadkiem nie powinna poczuć się
urażona i ukarać go za tak jawne podważenie jej kobiecości. Wizja noszenia
czegoś wygodnego i nie uważania na każdy swój ruch była jednak tak krzepiąca,
że postanowiła zignorować jego wypowiedź. Przez chwilę czuła się lepiej lepiej.
~*~
Leżała
w łóżku, wpatrując się w sufit. Znów nie potrafiła zasnąć. Denerwowała się. Nie
mogła przecież po raz kolejny udać się do Sebastiana, to zaczynało być tak
nieodpowiednie, że nawet ona sama to dostrzegała. Wierciła się więc z boku na
bok, nie mogąc znaleźć odpowiedniej pozycji. Próbowała sobie przypomnieć coś
więcej z rozmowy z jej wspomnień, ale ilekroć zdawało jej się, że słowa i obrazy
zaczynają powracać, rozmazane kontury rozbłyskały oślepiająco i zupełnie
znikały. Każda próba wyglądała tak samo.
– Nie chcę być tu sama… – pomyślała, przewracając się po raz
kolejny na lewy bok. Wbiła wzrok w drzwi i mocno zacisnęła dłonie na kawałku
kołdry. – Nie miałam takich problemów od
dawna. Co się ze mną dzieje? Przecież niczego się nie boję. Wcale go tu nie
potrzebuję, więc dlaczego? Dlaczego tak bardzo chcę go zobaczyć? Czułam się
przy nim tak bezpiecznie, ale przecież jest w pobliżu cały czas. Sebastianie,
dlaczego cię tu nie ma? – Jęknęła, dręczona myślami.
Kiedy usłyszała pukanie do drzwi, była pewna, że umysł płata
jej figle, dlatego nie zareagowała. Jednak kilkakrotne, powtarzające się
uderzenia, w końcu przekonały ją o swojej prawdziwości.
– Skąd wiesz, że nie śpię? –
zapytała przez drzwi, tym samym dając mu znać, że może wejść.
– Słyszałem twój przyspieszony
oddech – wyjaśnił.
– Przyspieszony oddech? Że co?! –
uniosła się, siadając nerwowo.
– Kiedy śpisz, oddychasz dużo
wolniej i spokojniej.
– Nie ważne! – pokręciła głową. –
Co tutaj robisz? Zdziwiła się, próbując ukryć radość.
– Przyniosłem szklankę ciepłego
mleka z miodem, pomoże ci zasnąć – odrzekł, podszedł do niej i podał jej smukłe
naczynie.
– Nie chcę mleka – mruknęła cicho.
Demon uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, czego potrzebowała
jego pani, by zasnąć tej nocy i schlebiało mu to. Świadomość, że jego obecność
uspokaja jej myśli, pozwala się wyciszyć. Wyraz całkowitego zaufania, który
kiedyś tak bardzo go dziwił, teraz był dla niego słodką nagrodą.
Mimo tego, co myślał i czuł, wyraz jego twarzy wskazywał na
zniecierpliwienie i znużenie. Gdy Elizabeth to dostrzegła, uśmiechnął się
uprzejmie i odsunął, stające niedaleko łóżka, przy dębowym biurku, krzesło i
usiadł na nim, zakładając jedną nogę na drugą. Dziewczyna bacznie go
obserwowała trzymając szklankę tuż przy ustach.
– Będziesz tutaj, aż nie zasnę? –
zapytała.
Chciała brzmieć na niezadowoloną, ale radość, którą czuła,
była zbyt ciężka do ukrycia i dała się poznać po lekkim drgnięciu jej głosu.
– Chyba nie mam wyjścia. Muszę
dbać o to, byś była wypoczęta. Proszę, panienko, dopij mleko i połóż się.
Ciemnowłosa wypiła duszkiem zawartość naczynia i odstawiła
je na nocny stolik, po czym dokładnie przykryła się kołdrą i położyła na lewym
boku, tak by go widzieć.
– Nie zaśniesz z otwartymi oczami
– upomniał ją po kilku minutach, gdy wciąż uparcie mu się przyglądała.
– Opowiesz mi coś? – zapytała
zmęczonym, cienkim głosem.
– Co takiego?
– Nie wiem. Cokolwiek – mówiła
coraz bardziej niewyraźnie. Wiedział, że za chwilę odpłynie.
Przez kilka minut półszeptem opowiadał jej, a właściwie
recytował z pamięci, dokładny sposób przyrządzenia nadziewanego indyka, który
bezskutecznie próbował wpoić kucharzowi.
~*~
– Panie
Sutcliff, co my tu właściwie robimy? – zapytał znudzony blondyn, poprawiając
okulary.
Niedbale opierał się o rączkę kosiarki, spoglądając z dachu
budynku na opustoszałe miejskie uliczki.
– Czekamy – odparł czerwonowłosy,
zamykając trzymaną w dłoniach księgę.
Podszedł do towarzysza i zwrócił wzrok w stronę
wyróżniającej się kamienicy, otoczonej wysokim ogrodzeniem z krat.
– Nie powinniśmy zająć się
zbieraniem dusz, albo coś? Nie chciałbym wyrabiać potem nadgodzin. Jeśli znowu
podpadniemy panu Spearsowi, ominie mnie impreza działu kadr! – jęknął.
– Ronaldzie Knox, obserwacja jest
jednym z zadań shinigami. Czy nie nauczyli cię tego na kursie? – westchnął
Grell. – Ciesz się chwilą. Dwóch samotnych mężczyzn pod osłoną nocy, w słabym
blasku księżyca, pilnujących porządku na świecie! Jakież to romantyczne! –
Zaczął teatralnie wymachiwać rękami.
Blondyn popatrzył na niego i wzruszył ramionami.
– Nie widzę w tym nic
romantycznego, Panie Sutcliff. Kiedy zacznie się coś dziać? To wgapianie się w
przestrzeń jej niesamowicie nudne.
– Wy nowi, jesteście tacy
niecierpliwi! – zaśmiał się, całkowicie ignorując fakt, że swego czasu był
dokładnie taki sam. Porywczy, niecierpliwy, rządny akcji. – Skoro tak bardzo ci
się nudzi, zajmijmy się tym.
– Wyciągnął z kieszeni zaprasowanych w kąt spodni
pogniecioną kartę papieru, zawierającą kilka nazwisk.
Chłopak entuzjastycznie wyrwał mu ją z dłoni i przeczytał
zawartość.
– Łatwa
robota! – skomentował pewny siebie. – Te dusze na pewno nie zainteresują
złodzieja. Uwinę się z tym w ciągu godziny.
–
Poprawka, uwiniemy się. Idę z tobą – poinformował go Sutcliff.
Zdziwiony chłopak spojrzał na niego z zaciekawieniem.
– No
co, mi też się nudzi. Czego się spodziewałeś? W końcu wciąż płynie we mnie
młoda krew rządnego przygód bohatera! – Obrócił się wokół siebie, wymachując
kosą. – Przy okazji, może trafimy na jakiegoś przystojniaczka! – krzyknął
podekscytowany.
Towarzysz popatrzył na niego zdegustowany, jednak
powstrzymał się od komentarza. Zarzucił swoją, nietypową nawet jak na standardy
Sutcliffa, kosę na ramię i ruszył na północ. W stronę miejsca, gdzie za chwilę
miała zginąć, niczego nie świadoma matka trojga dzieci.
Anabelle,
pracownica jednego z barów dla szemranego towarzystwa, wracała właśnie ze
swojej zmiany. Biegła ciemnymi uliczkami, kurczowo trzymając w dłoniach torbę.
Miała w niej niewielka sumę pieniędzy, która miała pozwolić jej na utrzymanie
trojga małych dzieci oraz schorowanej matki przez kolejne kilka dni. Nie
oglądała się za siebie, nie zatrzymywała – nie chciała kusić losu. Wiedziała,
jak niebezpieczne i zdradzieckie potrafią być ulice przepięknej stolicy, kiedy
gasły wszystkie światła. O tej porze policja rzadko patrolowała ulice,
szczególnie w okolicy jej miejsca zamieszkania. Do domu brakowało jej zaledwie
trzech przecznic, kiedy na jej drodze staną barczysty mężczyzna w czarnym
płaszczu. W ciemności widziała jedynie zarys jego sylwetki. Zatrzymała się i
jeszcze mocniej zacisnęła trzymaną w rękach torbę. Wiedziała, że znalazła się z
trudnej sytuacji, dokładnie takiej, jakiej za wszelką cenę próbowała uniknąć.
Młody
shinigami stał na dachu budynku ponad głowami dwójki ludzi i z zainteresowaniem
przyglądał się akcji.
–
Anabelle Sherling, urodzona piętnastego kwietnia tysiąc osiemset sześćdziesiątego
drugiego roku… – zaczął recytować.
Czerwonowłosy staną obok niego i pochylił się, by ujrzeć
twarz ofiary.
– Cóż
za paskudna kobieta. Dziwię się, że ktokolwiek zapragnął mieć z nią dzieci –
warknął, oburzony.
Knox zignorował go.
–
Przewidywana data śmierci, dwudziesty ósmy grudnia tysiąc osiemset
dziewięćdziesiątego szóstego roku, godzina trzecia czterdzieści trzy. Powód: rana
kłuta brzucha. Nudna śmierć – stwierdził młody bóg śmierci.
Oparł się na swojej kosie i w ciszy obserwował dalszy
przebieg wydarzeń.
–
Proszę, puść mnie. Mam trójkę dzieci, one potrzebują matki! – krzyknęła
przerażona Anabelle, cofając się o kilka kroków, kiedy mężczyzna ruszył w jej
stronę.
Dotarł do niej i wyszarpnął z jej dłoni torbę. Kobieta
rzuciła się na niego, próbując odebrać mu swoją własność. Napastnik wyciągnął z
kieszeni nóż i wbił go w jej brzuch, gdy ostatkami sił, korzystając z chwili
jego nieuwagi, chwyciła pieniądze. Powoli osunęła się na ziemię. Zbir strząsnął
krew z ostrza, zaśmiał się obrzydliwie i zniknął za najbliższym zakrętem,
pozostawiając wykrwawiającą się kobietę na pewną śmierć.
– Pora
wkroczyć do akcji. – Ronald zarzucił kosiarkę na ramię i skoczył w dół
kamienicy.
–
Czeeekaaaj! – krzyknął Sutcliff. – Ona ma umrzeć dopiero za trzy minuty, chcesz
na nią patrzeć? Jesteś dziwny!
Młody shinigami wylądował tuż obok głowy kobiety, która
patrzyła na niego zamglonym wzrokiem. Resztkami sił chwyciła jego nogawkę.
–
Proszę… Zanieś to moim dzieciom. Trzy… trzy przecznice stąd, zielony dach,
szare firany. Błagam… – szeptała z trudem.
Wyciągnęła rękę, w której trzymała zmięte banknoty i wydając
z siebie ostatnie tchnienie, upuściła je na białe buty młodego mężczyzny. Patrzył
na nią zdziwiony, podziwiając jej wolę walki o dobro potomstwa. Schylił się i
zupełnie zapominając o swoim zadaniu, chwycił w dłoń leżące u stóp pieniądze.
–
Niewiele tego – westchnął i wepchnął je w kieszeń.
– Na co
jeszcze czekasz? Czy nie mówiłeś, że uwiniesz się ze wszystkim w ciągu godziny?
– wypomniał rozgoryczony Grell, z obrzydzeniem patrząc na filmowe taśmy
przedstawiające przebieg życia kobiety. – Odrażające! – warknął i odwrócił
wzrok. – Zabierajmy się stąd.
Ruszył dalej na północ, nie czekając na Ronalda. Blondyn
stał przez chwilę bez ruchu, zastanawiając się, co zrobić. Spojrzał przed
siebie. W oddali ujrzał światło. Pobiegł w jego stronę. Mizerny blask wydobywał
się z okien małej, zrujnowanej kamienicy z ciemnozielonym dachem, o której
mówiła Anabelle.
–
Paskudne miejsce – mruknął obrzydzony, orientując się, że jego wywoskowany,
biały but utknął w czymś grząskim. Strzepnął resztki lepkiej substancji z
podeszwy i otworzył drzwi. Rzucił pieniądze za próg i ruszył w stronę, w którą
udał się jego przełożony, by odebrać duszę kolejnego nieszczęśnika.
Uuuuu, smutne zakonczenie. Nawet Grell był jakiś nieswoj :3
OdpowiedzUsuńMyślenie Sebastiana rozwala XD
A Lizzy zamierza przebrać się za chłopaka? O_O aż mi się Weston College Arc przypomniał (a czytałam go chyba z rok temu...) Jestem tylko ciekawa jak Elizabeth zamierza się ukrywać?
P.S. Jesli lubisz ciemności, to polecam przeniesienie się w okolice Grenlandii i Północnej Skandynawii :) Noc przez caly rok :D
Ale tam jest dla mnie zbyt zimno :P To znaczy, kiedy w końcu musiałabym gdzieś się stawić osobiście poza domem xD A docelowo wybywam na dżapany :P
UsuńA wszystkiego dowiesz się w swoim czasie ^^
Nie możesz zasnąć? Niech ktoś na dobranoc opowie ci sposób na przyrządzenie nadziewanego indyka ! A co!
OdpowiedzUsuńKnox... jakoś nigdy nie mogłam go polubić. Niby nic złego nie zrobił, ale mało barwny bohater.
Łaa. Ciekawi mnie już jak potoczy się akcja w sierocińcu <3 Zawsze bawiło mnie jak ludzie przebierają się za płeć przeciwną (czy to w opowiadaniach, filmach itp.. ) pewnie dlatego, że w codzinnym życiu raczej by to nie przeszło :D
Nie moge się już doczekać soboty :*
Pozdrawiam i ściskam :D
Haha, powiem Ci w tajemnicy, że słuchanie o stu sposobach przyrządzenia curry jest jeszcze bardziej usypiające xD
UsuńRównież pozdrawiam i... CZEKAM NA NOTKĘ. Najwyższa pora coś dodać, nie sądzisz? :P Przerwałaś w takim momencie! Nie ładnie, smutam :(
Toć dopiero przedwczoraj pojawił się rozdział, na kolejny znów bd trzeba czekać xD
UsuńW sumie, w wykonaniu Seby, opowieść o sztuce szycia beretów będzie intrygująca i ciekawa xD Choć ja bynajmniej w jego towarzystwie nie zmrużyłabym oka :D
I czemu nie dałaś znać? :P mam w tym tygodniu mało czasu, jutro przeczytam :)
UsuńWiesz, fskt, że w jego eykonaniu wszytko brzmi lepiej, bo w końcu to najlepszy głos na świecie, ale po kilku miesiącach się przyzwyczajasz i zasypiasz :P w końcu, żeby pisać też trzeba się wyspać :P
Smuteczeg :< Koniec smutny i lekko nie wiem o co chodzi, ale podobał mi się :3
OdpowiedzUsuńUwielbiam motywy z zasypianiem, mam do nich słabość XD <3
Ogólnie rozdział świetny (jak zawsze ^^) i czekam z niecierpliwością na kolejny! :D
Duużo weny, duużo spania i jeszcze więcej pomysłów! :3
Hahaha, usunęłam Ci te pozostałości po usuniętych komentach xD Ciekawe, czy się usuną hahaha.
UsuńJa za to uwielbiam opisywać i wymyślać te wszystkie sceny o nocnym wpadaniu do siebie, budzeniu się w środku nocy i w ogóle wszystkie, które nawiązują do jakichś zbliżeń (nie tylko tych fizycznych, przede wszystkim w sferze mentalnej!) bohaterów. Nie wiem czemu, ale tak bardzo to uwielbiam, że jest tego w moim opku sporo i na pewno na tym się nie skończy hahaha.
Dziękuję za życzenia! xD Również życzę Ci weny i pomysłów, a spania też, jeśli Ci potrzeba. I spokoju ducha :D I szybkiego napisania notki, na którą czekam :P
haha, notka będzie pewnie jutro ;) A spania nigdy dość!
Usuń(i sorki za te komenty, ale serwer się zawiesił i dodał koment ze 3 razy xD)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, te przemyślenia Sebastiana cudowne, a Lizz o tak nie zaśnie bez Sebastiana... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, te przemyślenia Sebastiana... a nasza Lizz nie zaśnie bez swojego kamerdynera...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga