Wybaczcie, że dziś tak krótko, ale w końcu dotarł do polski mój japoński, pierwszy tomik Kurosza i G Fantasy z plakatem Seby, dlatego nie mogę się zbytnio skupić na niczym innym oprócz myślenia o chwili, kiedy chwycę go w łapki. A to będzie o 14, bo paczka przyszła do Kei, która jest najlepsza, bo pozwoliła mi się doczepić do zamówienia. Low ju <3
Dobra, dobra, koniec fangirlingu.
Jeśli chcecie, to wrzucę zdjęcie gazetki i tomiku pod kolejną notką :P
Ok, miłej lektury :)
======================
Na podjeździe stały dwa powozy, każdy zaprzężony w parę koni
czystej krwi. Woźnica jednego z nich pomagał hrabinie wnieść bagaż. Kiedy Lizz
podeszła do niej, by się pożegnać, ta obdarzyła ją kolejnym, wzbudzającym
drżenie kolan, uśmiechem.
– Elizabeth, pamiętaj, o czym
rozmawiałyśmy. Zawsze jesteś u nas mile widziana. – Starała się zabrzmieć
uprzejmie, ale zdarty głos sprawiał, że jej słowa przypominały bardziej
skrzeczenie wron.
Mimo ciarek na plecach, które przechodziły szlachciankę na
sama myśl o tym, przez co musiał przejść jej lokaj, odwzajemniła uśmiech kobiety
i podziękowała, życząc jej miłej podróży. Przeszła parę kroków i pochyliła się
nad kuzynem, który rzucił je się na szyję.
– Dziękuję Lizzy, jesteś
najlepsza! Przyjedź jak najszybciej, proszę!
– Postaram się. Biegnij do
środka, zanim zmarzniesz. – Objęła go na chwilę i wypuściła z uścisku,
delikatnie popychając go w stronę drzwi.
Po chwili konie parsknęły ochoczo i zaczęły ciągnąć dorożkę,
z której okna wystawała jasna czupryna chłopca.
– Też powinniśmy już ruszać,
jeśli nie chce panienka nocować w Londynie. – Kamerdyner pojawił się tuż za
nią.
W dłoni trzymał walizkę. Fioletowowłosa popatrzyła na nią
sceptycznie i otworzyła drewniane drzwi.
– Nie mam najmniejszego zamiaru!
Po co to wziąłeś?
– Na wszelki wypadek – odparł
uprzejmie.
Załadował torbę i dołączył do swojej pani wewnątrz powozu.
Droga
do miasta zajmowała około dwie godziny, zależnie od warunków pogodowych i ruchu
na ulicach, który tym razem był złośliwie wzmożony. Elizabeth wyglądała przez okno,
zagłębiając się w swoich myślach. Żałowała, że tajemnicza książka nie miała
autora, ani nawet miejsca, czy daty wydania. Gdyby, chociaż jedna z tych
informacji została udostępniona, bez problemu dowiedziałaby się czegoś więcej.
W tej chwili, na nurtujące ją pytanie odpowiedź znał tylko siedzący naprzeciwko
demon, który w milczeniu zerkał na zmianę, raz przez okno, raz na nią, jakby
pilnował, by nic jej się nie stało. Bo
przecież wewnątrz powozu mogę nagle stracić życie… Parsknęła naburmuszona i
skrzyżowała ręce na piersi.
– Sebastian – wypowiedziała wojowniczo
jego imię.
– Tak, panienko?
– Rozkazuję ci nie zabijać mnie
pod żadnym pozorem, dopóki nasz kontrakt nie dobiegnie końca – rzekła twardo, z
pełną powagą marszcząc brwi.
Rozkaz wydał mu się zgoła absurdalny. Brzmiał jak parafraza
jednego z pierwszych, jakie od niej usłyszał. Konsternacja widoczna na jego
twarzy była jak zaproszenie do rozwinięcia jej dziwnego stwierdzenia, jednak dziewczyna
wciąż czekała, aż lokaj powie trzy słowa, którymi przypieczętowywał każde, ważniejsze
polecenie.
– Yes, my lady – odparł, kładąc
dłoń na piersi i na chwilę pochylił głowę.
– No dobrze – zaczęła z ulgą. –Przeczytałam
w tej książce, że demony mają uczucia. Że tylko ukrywają je przed ludźmi, bo… –
urwała nagle. – No właśnie, dlaczego? –
Odezwał się głos w jej głowie. – Dlaczego Sebastianie? Czy to w ogóle jest
prawda? – zapytała zaniepokojona.
Zadrżała, czując przebiegający po plecach, zimny dreszcz.
Oczy mężczyzny zabłysły złowrogo, skupione na nastolatce
źrenice nawet nie drgnęły. Nie mrugał, zastygł w zupełnym bezruchu. Miała
wrażenie, że nawet nie oddychał.
– Sebastianie? – szepnęła, z
każdą chwilą czując narastający niepokój.
Co miał
jej powiedzieć? Nie mógł skłamać, ale przyznanie się do posiadania emocji było
równie złe, co złamanie przysięgi. Uniknięcie odpowiedzi także nie wchodziło w
grę, widział, że dziewczyna jest zbyt zdeterminowana i będzie drążyć ten temat,
dopóki nie usłyszy jakiegoś konkretu. Do miasta pozostał jeszcze kawał drogi,
nie zanosiło się także na niespodziewany zwrot akcji. Utknął w martwym punkcie.
Bez względu na to, co zrobi – popełni błąd. Szach-mat w najczystszej postaci.
– Sebastianie? – powtórzyła po
raz kolejny, chociaż tym razem sama nie wiedziała, co powinna o tym myśleć i
czy nie lepiej byłoby się wycofać. Demon nie wydawał się rozwścieczony, był
raczej głęboko zamyślony, a to bardzo do niego nie pasowało. Jej wierny,
idealny kamerdyner, nie zagapiał się tak po prostu, to było ogromnym nietaktem,
na który by sobie nie pozwolił.
– Nie wiem – odparł beznamiętnie.
– Pewnie robią to ze względów bezpieczeństwa.
– A ty? – Tak jak założył, nie zamierzała
ustąpić.
– Ja? Nie mam przed tobą nic do
ukrycia.
– Czyli jednak coś czujesz? –
zapytała podekscytowana.
– Można tak powiedzieć – starał
się brzmieć naturalnie.
– Co czujesz? Miłość, złość,
szczęście? Czego pragniesz, Sebastianie? – obrzucała go pytaniami.
– Czego pragnę? – powtórzył,
zastanawiając się. – Pragnę ciebie. – Serce dziewczyny zatrzymało się na krótką
chwilę. – Pragnę twojej duszy. Pragnę ją pielęgnować, bronić, cierpieć za nią,
a na koniec móc upoić się jej niesamowitym smakiem – wyjaśnił uroczyście, jakby
jego wypowiedź traktowała o największym skarbie tego świata.
Chociaż osobie postronnej mogłoby się to wydać kuriozalne, nastolatka
poczuła się wspaniale. Świadomość, jak ważna jest dla niego jej dusza,
pokrzepiała serce. Nie dość, że w końcu potwierdził, że posiada emocje, to od
razu przyznał się do odczuwania czegoś względem niej. To wyznanie przekroczyło
najśmielsze oczekiwania rozemocjonowanej dziewczyny. Przesiadła się obok niego
i wtuliła się w jego ramię.
– Wygrałam, Sebastianie! – krzyknęła
radośnie, delektując się zwycięstwem w kolejnej grze.
Kamerdyner
nie spodziewał się, że zostanie postawiony w tak ciężkiej sytuacji, ale wybrnął
z niej możliwie najlepiej. Nie kłamiąc, zaspokajając jej wiedzę – sądząc po jej impulsywnej i dziecinnej
reakcji nawet lepiej, niż się spodziewała – i unikając całkowitego obnażenia
się. Hrabianka zrezygnowała z dalszych pytań, udało mu się więc, chociaż
jeszcze na krótki czas, pozostawić w tajemnicy to, co jego zdaniem nigdy nie
powinno ujrzeć światła dziennego.
Wtulona w demoniczne ramię dziewczyna, zamknęła oczy i zanim
się obejrzał, zasnęła. Nie było w tym nic zaskakującego, było jeszcze przed
południem, a ona przespała może pięć godzin. Młody organizm potrzebował
zdecydowanie więcej snu niż zapewniała mu właścicielka. Sebastian zwrócił
uwagę, że ostatnio sypiała coraz mniej.
Szeptała niewyraźnie pod nosem, lekko wiercąc się na
siedzeniu. Rozumiał jedynie niektóre słowa, nie składały się one w żadną
sensowną całość. Żałował, że nie mógł przeżywać sennego marzenia wraz z nią,
dowiedzieć się, czego właśnie doświadczała.
~*~
Silne
ramiona chwyciły drobną dziewczynkę. Chociaż próbowała się wiercić, nie dawała
rady wyrwać się z mocnego uścisku, mimo tego, nie przestawała próbować.
Mężczyzna wszedł wraz z nią do wnętrza budynku i zaniósł ją na górę do
sypialni. Posadził dziewczynkę na łóżku i odgarnął z jej bladego czoła
niesforne, czerwone kosmyki. Przyjrzał się wykrzywionej z grymasie
niezadowolenia twarzy i zniknął za drzwiami łazienki. Kiedy wrócił, dziecko
stało w otwartym oknie i wychylało się przez nie, próbując chwycić się ramy
okna. Widząc ją, mężczyzna rzucił trzymane w ręce przedmioty i natychmiast do
niej podbiegł.
– Co panienka próbuje
zrobić? - zapytał karcąco, chwytając ją
w pasie.
– Puszczaj mnie! Chcę iść na
dwór. Zostaw mnie! – krzyczała szamocząc się.
– Nie powinna panienka stać na
parapecie otwartego okna, to niebezpieczne. Mogłaby panienka spaść i zrobić
sobie krzywdę – wyjaśnił ze stoickim spokojem, ciągnąć oponującą dziewczynkę w
kierunku łóżka.
Chwyciła firanę i owinęła jej dół wokół ręki, by mężczyzna
nie dał rady odciągnąć jej od okna, ale materiał nie stanowił dla niego żadnej
przeszkody. Czerwona zasłona zerwała się z karnisza i leniwie wlokła się po
podłodze, w miarę jak mężczyzna oddalał się od okna. Ponownie posadził
niesforne dziecko na łóżku. Zabrał materiał, którym próbowała się osłonić i
popatrzył karcąco w przepełnione rozgoryczeniem, błękitne oczy.
– Nie chcę! Daj mi iść na dwór! –
złościła się, nadymając zaróżowione ze złości policzki.
Zignorował ją. Wziął do ręki szklaną buteleczkę i kawałek
waty. Wylał odrobinę substancji z wnętrza pojemnika na biały materiał i bez
wahania przyłożył go do krwawiącego kolana dziewczynki.
– Ała! To boli, zostaw mnie! –
wrzasnęła i uderzyła go w twarz.
Kilka kolejnych machnięć drobnymi rączkami spowodowało
pojawienie się na jego twarzy drobnych, cieniutkich ran – dziewczyna miała postrzępione
paznokcie. Drapała twarz służącego oczekując, że zniechęci go to, jednak myliła
się.
Mężczyzna chwyci ją za ramiona, całkowicie uniemożliwiając
jej jakikolwiek ruch. Jego oczy błysnęły złowrogo, gdy pochylił się nad nią,
przysuwając twarz niebezpiecznie blisko jej zadartego, podrapanego nosa.
– Muszę oczyścić te rany, inaczej
może się wdać zakażenie i możesz zginąć. Dlatego będziesz teraz siedzieć
spokojnie i pozwolisz mi zrobić to, co do mnie należy, zrozumiałaś? Nie marnuj
mojego czasu, dzieciaku – powiedział twardo, nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Czerwonowłose dziecko przez chwilę patrzyło na niego
zlęknione, próbując powstrzymać drżenie ust.
– Nie odzywaj się do mnie w ten
sposób! Nie chcę, żebyś to robił, więc masz tego nie robić. To jest rozkaz! –
powiedziała równie stanowczo, co on, a strach na jej twarzy ustąpił miejsca
zadziornemu spojrzeniu pewnej siebie właścicielki tego, na którego patrzyła.
Zdziwił się, ale nie dając tego po sobie poznać jedynie
puścił ją, klęknął i rzekł, chyląc czoło:
– Yes, my lady.
– A teraz pójdziemy na dwór
pograć w piłkę – zarządziła.
Demon podniósł się z kolan.
– Jeżeli w międzyczasie nie wda
się zakażenie i nie umrzesz w drodze do ogrodu – powiedział z lekkością, dając
jej odczuć, jak bardzo obojętny był mu ten fakt.
Wzruszył ramionami i odwrócił się tyłem do dziewczynki, po
czym powoli zaczął kroczyć w stronę drzwi.
– Naprawdę mogę umrzeć tak
szybko, jeśli tego nie wyczyścisz? – zapytała zaniepokojona.
Lokaj zatrzymał się,
jednak nic nie odpowiedział.
– No dobra, zrób to… Ale masz być
delikatny. I potem idziemy do ogrodu – mruknęła niezadowolona.
Na twarzy mężczyzny pojawił się przebiegły uśmiech. Podszedł
do niej i skończył opatrywać zadrapania, przyklejając plaster na jej czoło.
– Właściwie nie umarłabyś tak
szybko. Pewnie trwałoby to długie tygodnie – zaśmiał się, patrząc na jej
skwaszoną minę.
– Okłamałeś mnie! – Wstała z
łóżka i uderzyła go w ramię. – Obiecałeś, że nie będziesz kłamać, pamiętasz?! –
Było widać, że wzięła to naprawdę do siebie.
– Proszę mi wybaczyć, to nie było
kłamstwo, to był jedynie żart. Jeśli jednak panienka go niezrozumiała, najmocniej
przepraszam. To się więcej nie powtórzy – odparł z uprzejmym uśmiechem.
– Jesteś naprawdę zły… – burknęła
i wyminęła go opuszczając sypialnię, głośno tupiąc, by podkreślić swoją złość.
~*~
Rżenie
koni wyrwało Elizabeth ze snu. Rozejrzała się zaspana po wnętrzu powozu. Gdy
zdała sobie sprawę, że przez cały ten czas drzemała na ramieniu Sebastiana,
odsunęła się, jak rażona prądem.
– Panienko, jesteśmy już w
Londynie – poinformował ją z uśmiechem na twarzy. Niesforny kosmyk włosów
przysłaniał jedno z jego krwistoczerwonych oczu.
– Widzę… – odpowiedziała
zawstydzona, odwracając od niego wzrok, by wyjrzeć przez okno.
Nagle jej serce uderzyło z niezwykłą siłą powodując, że z
trudem dawała radę nabierać powietrze. Drzewa zza okna zlały się w ciemną
smugę. Głos w jej myślach powtarzał słowa jakiejś rozmowy. Nie wiedziała, kto
rozmawiał, nie wiedziała też, o czym. Kręciło jej się w głowie. Chwyciła dłonią
rękaw płaszcza mężczyzny. Wśród rozmazanych liści dostrzegła zarys sylwetki.
– To źle myślałeś… Podoba ci się? – pytał jeden z głosów.
– Jest naprawdę… Cudowny – odparł drugi
– Pada śnieg! Haha!
– W rzeczy samej… Pyskata, rozwydrzona, niewychowana… niesamowicie
słaba… – mówił przesączony nienawiścią głos.
Echo słów wprawiało dziewczynę w jeszcze większe zawroty
głowy.
– Dlaczego tak mówisz? – zapytał znajomy, płaczliwy ton.
– Naprawdę jesteś aż tak głupia?
– Panienko? Wszystko w porządku?
Oprzytomniała. Popatrzyła z przerażeniem na zmartwioną twarz
kamerdynera. Poluzowała uścisk, pozwalając, by materiał wysunął się spomiędzy
jej palców.
– Tak, chyba tak. Coś mi się
przypomniało, chyba. Nie wiem. Nie rozumiem – dukała pod nosem.
– Co sobie panienka przypomniała?
– zapytał zaintrygowany.
– Nie jestem pewna… Jakąś
rozmowę, w parku. Padał śnieg i… Nie wiem nawet, o co chodziło – próbowała
wyjaśnić, pełna nadziei, że demon pomoże jej zrozumieć. – Pyskata, rozwydrzona
– szepnęła, pochylając głowę. Z jakiegoś powodu poczuła się strasznie smutna.
Sebastian wzdrygnął się. Dobrze wiedział, co właśnie sobie
przypomniała. Dlaczego akurat to? Czy to znaczy, że kiedyś wszystko do niej
wróci?
– To chyba było o mnie. Jestem
taka? – Spojrzała na niego, szeroko otwartymi, szkącymi się oczami.
– Pyskata, hm. Jeśli mam być
szczery…
– Musisz być szczery, więc, po co
się tak czaisz? – zganiła go.
– Zdarza się panience –
zachichotał.
– Doprawdy, przezabawne –
prychnęła pod nosem i teatralnie skrzyżowała ręce.
Wóz zatrzymał się płynnie przed kilkupiętrowym, zadbanym
budynkiem. Już przez okno dziewczyna dostrzegła policjantów rozpraszających tum
gapiów. Sebastian wyszedł ze środka i pomógł szlachciance zejść po schodkach.
Podeszła do jednego z funkcjonariuszy.
– Co tu się stało? – zapytała
poważnie.
Ciemnowłosy, wąsaty mężczyzna w mundurze popatrzył na nią
uprzejmie.
– Przykro mi, panienko, ale to
sprawa dla dorosłych.
– Sebastian – zawołała zirytowana.
Lokaj zbliżył się do mężczyzny i pokazał mu list od Jej
Królewskiej Mości.
– Moja pani, Elizabeth Roseblack
przyjechała tutaj z rozkazu Jej Wysokości, prosiłbym, by udzielił jej pan
wszelkich informacji na temat sprawy – wyjaśnił uczynnie.
Wąsacz popatrzył na kamerdynera, westchnął ciężko i podał mu
notes.
– Tu jest wszystko, co wiemy. Nie
ma tego dużo. Pracownicy tego ośrodka nie chcą współpracować, niewiele możemy
zrobić, bo…
– Bo jesteście bandą kretynów –
warknęła hrabianka, mijając mężczyznę. – Zapamiętałeś? – zwróciła się do
lokaja.
Kiwnął głową i oddał kartki w ręce właściciela.
– Chodźmy porozmawiać z kimś w
środku – nakazała, wskazując demonowi drzwi
– Tak jest – pochylił się lekko,
po czym ruszył za dziewczyną, zostawiając za sobą osłupiałego ze zdziwienia
policjanta.
Słowa
funkcjonariusza okazały się prawdziwe. Żaden z pracowników nie był skłonny do
współpracy. Przy każdej rozmowie z podopiecznymi obecny był jeden z opiekunów,
który bacznie pilnował, by żaden z chłopców nie powiedział ani o jedno słowo
więcej, niż sobie tego życzył. Niezadowolona Elizabeth z grymasem na twarzy,
narzekając pod nosem, opuściła nieprzyjemne miejsce i głośno tupiąc wsiadła do
powozu.
– Co za banda idiotów! Dzieci
giną, a oni nie chcą nawet w najmniejszym stopniu pomóc. Co za kretyn z tego
Sergeantea, zatrudniać takich buców do opieki nad dziećmi! – złościła się,
nerwowo mnąc końcówkę owiniętego wokół szyi szalika. – Poza tym, czemu tam byli
sami chłopcy?
– Ponieważ ten sierociniec
zajmuje się tylko nimi. Lord Theodore Sergeant zapewnia im nauczycieli,
wyżywienie oraz pracę po ukończeniu szkoły – wyjaśnił dumnie lokaj.
– Bzdura…
– Panienko, co powinniśmy teraz
zrobić?
– Jak to co? Musimy dostać się do
środka i zbadać sprawę od wewnątrz, skoro tak bardzo nie chcą z nami
współpracować.
– Od wewnątrz?
– Mam plan, musimy tylko
odwiedzić jedno, bardzo paskudne, miejsce – odpowiedziała, krzywiąc się na samą
myśl.
:>
OdpowiedzUsuńOjej, 10 sekund po dodaniu! Nie do końca rozumiem to wspomnienie... Nie pamiętam też czy ta scena już była wcześniej, czy jest tu po raz pierwszy.
Znalazlam gdzieś literówkę, ale dzisiaj nic mi się nie chce. Ale tak to się kończy jak się wstaje o ósmej rano...
Czekam na next i życzę weny. A tymczasem sama idę pisać.
Jeśli mówisz o tym, które ją naszło i powiedziała Sebie, to to już było, bo to przypomina jej się alcja w parku z 1 tomu :P Oj, wiem jak to jest, jak się nie można wyspać :P
UsuńŻyczę weny, bo to juz najwyższa pora na nową notkę^^
A, czekaj coś mi świta. Chodzi o tą akcje, gdzie Seba się "odmienił", czyli zaraz przed swoim zniknieciem i pojawieniem sie Grella? :3
UsuńNie to, że się nie wyspalam, tylko za późno wstałam :)
Zaczyna się rozkręcać :D Ciekaw jestem jak to się wszystko ostatecznie potoczy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ! :)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ciekawe jak Elizabeth chce zbadać tą sprawę od środka... i te wspomnienia...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ciekawe jak Elizabeth chce zbadać tą sprawę od środka... i te wspomnienia...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga