Zrobiłam betę w piątek późnym wieczorem, mając na głowie jeszcze mnóstwo spraw do załatwienia przed dzisiejszą imprezą, dlatego wybaczcie, jeżeli poziom rozdziału nie spełni Waszych oczekiwań.
Jednak mam cichą nadzieję, że nie będzie tak źle.
Miłej lektury. Wracam do Was w niedziele, może w poniedziałek - to zależy jak bardzo będę zmęczona. :P
====================
Po plecach młodego boga śmierci przeszły ciarki. Nie pierwszy
raz w swojej karierze miał do czynienia z demonem. Jednak stojąca przed nim
istota nie była pierwszym, lepszym szatańskim pomiotem, a dobrze mu znanym z
opowiadań przełożonego – Sebastianem Michaelisem, przebiegłym potworem, do
którego William T. Spears żywił szczerą nienawiść, spluwając za każdym razem,
gdy ktoś w jego towarzystwie wymawiał to imię.
–
Interesy. Dusze, śmierć, chyba rozumiesz – zaśmiał się Ronald, próbując
rozładować atmosferę.
–
Prosiłbym, żebyście nie wchodzili mi w drogę. Inaczej będę zmuszony się was
pozbyć – wyjaśnił uprzejmie czarnowłosy.
–
Sebastianku! To przeznaczenie, że znów się spotykamy! – Irytujący shinigami
zwlekł się z podłogi, dobiegł do swojego towarzysza i uśmiechnął się
pożądliwie. – Zimny jak zawsze! Sprawiasz, że cały płonę!
– Ile
razy mam ci powtarzać, żebyś powstrzymał się od takich komentarzy? – Skrzywił
się lokaj, czując przebiegające po plecach ciarki. – Tyle lat, a ty wciąż nie
możesz zapamiętać jednej, prostej rzeczy… – westchnął.
–
Właściwie. Co ty tu robisz? – zapytał Grell, ignorując, po raz kolejny, słowa
swojego ukochanego. – Porzuciłeś już to dziecko? A może ją pożarłeś? –
dopytywał.
– Tak
się składa, że prowadzimy dochodzenie. – Nie zwlekał z wyjaśnieniem.
Miał nadzieję, że zaspokajając ciekawość żniwiarza, uda mu
się go pozbyć. Sutcliff był ostatnią istotą, którą miał ochotę w tej chwili
widzieć. Gdyby mógł, zabiłby go. Niestety, strych sierocińca nie był najlepszym
miejscem, by zakończyć jego żywot. Byłoby zbyt głośno, zwróciłby na siebie
uwagę i zrujnował kamuflaż.
– My
również. I chyba znaleźliśmy podejrzanego – wciął się blondyn, zawadiacko
poprawiając okulary.
Demon zmierzył go wzrokiem.
–
Podejrzanego?
–
Śledzimy sprawę kradzieży dusz. Sebuś, ukradłeś nasze dusze? Wiesz, możesz mi
powiedzieć. Jakoś to załatwimy, nie pozwolę cię skrzywdzić! – jęczał
czerwonowłosy.
Podbiegł do demona z rozpostartymi rękami, chcąc go objąć,
ale ten obrócił się i kopnięciem sprowadził shinigami do parteru. Przycisnął
butem jego głowę do podłogi i ponownie spojrzał na Ronalda.
– Jak
wiesz, jestem związany kontraktem. Nie interesują mnie zwykłe dusze. Nie
zamierzam wchodzić wam w drogę i prosiłbym o to samo. W przeciwnym wypadku… –
przerwał, uśmiechając się groźnie. Przycisnął twarz Sutcliffa jeszcze mocniej –
będę musiał was zabić – dokończył, posyłając blondynowi beztroski uśmiech,
lekko przymykając oczy.
– Mmmbś
zjś z mmmj głww? – wybełkotał czerwonowłosy.
Kiedy Sebastian upewnił się, że chłopak zrozumiał, uwolnił
głowę żniwiarza. Ten podniósł się, otrzepał i spojrzał na kamerdynera z
obrażoną miną, która nie zrobiła na nim żadnego wrażenia.
– Za
trzy dni dojdzie tu do morderstwa. Wrócimy, więc szykuj się, Sebastianku!
Następnym razem na pewno uda mi się skraść ci buziaka! Baj baj! – krzyknął i
zniknął, wyskakując przez wybite okno. Ronald skinął głową i ruszył za nim
–
Doprawdy, cóż za utrapienie… – westchnął demon, spoglądając na odłamki szkła pokrywające
sporą część podłogi. Wziął do ręki świecę i opuścił strych.
– Lepiej, żeby mnie tu nie
znaleźli…
~*~
– Eddy,
wstawaj! Za chwilę śniadanie! – Blondyn potrząsał ramionami śpiącej dziewczyny.
Od kilku minut bezskutecznie próbowali ją obudzić. Na dworze
było jeszcze ciemno, mrok w pomieszczeniu rozpraszały ustawione na stole
świece. Wszyscy oprócz hrabianki byli już na nogach. Zmarnowani, z
podkrążonymi, poczerwieniałymi oczami, snuli się jak cienie po wnętrzu
pomieszczenia, nie do końca obejmując rozumem, do czego prowadziły mechaniczne
czynności wykonywane samoczynnie przez ich ciała.
–
Kurwa, Ben, mógłbyś się zamknąć? Łeb mi zaraz pęknie – warknął Benny, rzucając
w przyjaciela poduszką, która zdawała się uderzyć w jego głowę z donośnym
hukiem. Blondyn zachwiał się i syknął z bólu.
–
Stary, gorzej ci? Próbuję dobudzić nowego! – krzyknął na bruneta.
Po chwili wszyscy trzej pożałowali jego decyzji, chwytając
się za pękające z bólu czaszki.
–
Sebastian, zostaw mnie. Jest za wcześnie… – Hrabianka zakryła twarz pierzyną i
odwróciła się w stronę ściany.
Zdenerwowany blondyn szarpnął okrywający ją materiał,
zrzucając go na ziemię.
– O
czym ty gadasz, Eddy? – powiedział wprost do jej ucha.
Leniwe rozwarła powieki. Niesamowity ból głowy przyprawiał
ją o mdłości. Przez ramię dostrzegła kolegę, uświadamiając sobie, gdzie jest. Ogarnęła
ją rozpacz, kiedy zdała sobie sprawę, że nie może przeleżeć całego dnia
dochodząc do siebie. Nie rozumiała, skąd wzięło się obezwładniające przepływ
myśli rozpieranie w czaszce. Oddech pochylającego się nad nią chłopaka
przypominał głośny szum zakłóceń telefonicznych. Westchnęła głęboko i
niechętnie obróciła na drugi bok, by rozejrzeć się po wnętrzu sypialni. Blask
świecy oślepił ją, powodując kolejną falę bólu.
– Boli
mnie głowa – jęknęła płaczliwie.
– Masz
kaca – wyjaśnił rezolutnie Seth.
Powoli
zaczynały do niej wracać wspomnienia minionej nocy – długa, niezwykle ciekawa
rozmowa ze złotookim. Zmusiła się, by ponownie otworzyć oczy i z trudem
przyjrzała się współlokatorom. Wszyscy wyglądali tak samo tragicznie, jak ona
się czuła.
– On tylko udaje. Mówił, że alkohol na niego
nie działa – pomyślała, sycząc z bólu.
Nawet myśli zadawały cierpienie. Czuła, że nie da rady zwlec
się z łóżka i przetrwać tego dnia. Marzyła jedynie o szklance wody i przyjemnym
głosie kamerdynera, który uprzejmie wyszepcze, że się nią zajmie, pomoże, że
nie musi nic robić, a on zadba, by poczuła się lepiej. Jednak to było
niemożliwe. Musiała zmusić wyzute z sił ciało, by wzięło się w garść i jakimś
cudem wytrzymało cały dzień, nie wzbudzając podejrzeń w nauczycielach. Gdyby
tylko mogła dostać szklankę wody. W jej oku zakręciła się łza.
Seth
zszedł ze swojego posłania i jakby czytał w myślach szlachcianki, podszedł do
niej, trzymając w dłoni metalowy kubek wypełniony chłodną cieczą. Z nieopisaną
wdzięcznością na twarzy wyciągnęła dłonie spod pierzyny i chwyciła naczynie, z
trudem szepcząc słowa podziękowania. Poczuła przebiegające po plecach ciarki,
gdy tylko dotknęła chłodnego metalu. Jeśli wszystko miało wzbudzać w niej tak
silne, bolesne reakcje, wolałaby umrzeć.
– Jezu,
wyglądasz tragicznie – zaśmiał się czarnowłosy, drapiąc się po głowie.
Miała wrażenie, że wibrujący, tępy ból z tyłu czaszki
spowodowany był odgłosem paznokcia, których chłopak skrobał skórę głowy. Cieszyła
się jedynie, że dotrzymywał obietnicy, przynajmniej na razie, i nie wyjawił
reszcie jej prawdziwej tożsamości.
–
Niedobrze mi… – mruknęła, spuszczając wzrok.
– Nigdy
wcześniej nie miałeś kaca? – zdziwił się blondyn, który mimo okropnego wyglądu
i towarzyszącego przy każdym ruchu bólu, trzymał się niezwykle dobrze.
Elizabeth z trudem zmusiła się, by na niego spojrzeć.
– Nie.
Pierwszy raz się tak czuję. Chyba wolałbym nie żyć… – jęknęła, stawiając kubek
na podłodze.
Koledzy zaśmiali się cicho, starając się nie wytwarzać
zbędnych, boleśnie donośnych dźwięków.
– Nie
wiem, co w tym zabawnego – burknęła obrażona. – Boli mnie głowa, światło świecy
wypala mi oczy, mdli mnie i nie mam siły. To wcale nie jest śmieszne.
–
Czułbyś się lepiej, gdybyś nie palił – zauważył Benny.
Popatrzyła na niego morderczym wzrokiem. Zebrała wszystkie
siły i jednym energicznym ruchem usiadła, obracając nogi tak, by dotknęły
drewnianej podłogi. Zadrżała, czując jej mrożący chłód.
– Teraz
mi to mówisz? – denerwowała się.
Przyćmiony umysł
powoli zaczynał pracować. Spojrzała na swoje dłonie z ulgą stwierdzając, że
wciąż ma na sobie wczorajsze ubranie. Nie zamierzała się przebierać. Musiałaby
wymyślić coś, by nie rozbierać się przed kolegami, jednak nie miała siły zmusić
się do rozpoczęcia tak skomplikowanych procesów myślowych. Żałowała, że nie
było przy niej lokaja. Pewnie pomógłby jej założyć ulubioną nocną koszulę,
zrobił chłodny okład i sprawił, że poczułaby się dobrze.
– Sebastian! – krzyknęła w myślach, widząc
przed oczami scenę sprzed kilku godzin.
Zbliżała się do niego. Czekał na nią w umówionym miejscu.
Pamiętała, że się potknęła, wpadła w jego ramiona zamykając oczy. Kiedy
próbowała sobie przypomnieć, co było dalej, ból głowy nasilał się, a
przywoływane obrazy zdawały się specjalnie uciekać, jakby czerpały z tego
okrutną przyjemność.
–
Musimy iść na śniadanie. – Głos Setha przerwał jej zmagania z wyjątkowo
przekorną pamięcią.
Wizja posiłku przerażała
hrabiankę z dwóch powodów. Sama myśl o włożeniu czegokolwiek do ust momentalnie
wywoływała niezmierne realne mdłości. Na dodatek, bała się spotkać demona. Nie
wiedziała, co się wydarzyło. Domyślała się, że zauważył, w jakim była stanie. Znając
go – nie mógł być zadowolony. Pewnie nieźle ją zganił. Może teraz jej tego
oszczędzi? Marzenia ściętej głowy. Pewnie denerwował ją morałami wtedy i teraz
nie omieszka tego powtórzyć. Cholerny
demon!
–
Musimy? – zapytała, z nadzieją spoglądając na brązowe policzki kolegi, szukając
w jego twarzy czegoś, co by ją pocieszyło.
Zrezygnowana mina czarnowłosego nie była tym, czego
oczekiwała.
– Jeśli
się nie pojawimy, zarządca uraczy nas jedną ze swoich gadek o gardzeniu
ofiarowaną dobrocią i zmusi nas do pomocy pokojówkom po zajęciach – wyjaśnił,
krzywiąc się na myśl o pastowaniu podłogi, przy którym spędził tydzień temu
calutki czas wolny.
–
Zabijcie mnie! – jęknęła błagalnie Elizabeth.
Wcisnęła buty i wepchnęła sznurówki do ich środka nie czując
się na siłach, by je wiązać.
~*~
–
Michaelis dziwnie się na ciebie patrzył. – Benny szepnął do ucha szlachcianki
delikatnie trącając ją w bark.
– Nie
widziałem – skłamała, wzdrygając się.
Przez cały posiłek nie mogła się skupić, czując na sobie
palący wzrok demona. Kilka razy zerknęła na niego ukradkiem. Dostrzegła
niezadowolenie, jednak nie było to typowe spojrzenie pełne dezaprobaty, do
którego zdążyła przywyknąć. Jego oczy wyrażały zawód, złość i smutek, a przynajmniej
tak jej się zdawało. Nie była w stanie stwierdzić jednoznacznie – siedział
kilka stołów dalej, na dodatek kakofonia głosów i stukotów sztućców rozsadzała
jej obolałą czaszkę. Między falami mdłości i gorącymi, wzbudzającymi dyskomfort
spojrzeniami, wcisnęła w siebie kromkę suchego chleba, zapijając czymś, co
imitowało herbatę. Tęsknota za szlachetnym naparem wysokiej jakości wzmogła się
wraz z nieustającym pragnieniem – efektem kaca, jak wyjaśnili koledzy.
Zatrzymała
się przed drzwiami do sali, dziękując w duchu, że pierwsze zajęcia prowadzi
mężczyzna o przyjemnym, usypiającym głosie. Chociaż to jedno działało na jej
korzyść. Miała trochę czasu, by spróbować dojść do siebie, zredagować wiadomość
dla kamerdynera i spróbować przypomnieć sobie, co tak naprawdę się wydarzyło. Wkroczyła
do środka, cuchnącego środkami czyszczącymi, pomieszczenia wypełnionego młodymi
sierotami, które zdawały się wykorzystywać całą swoją energię na wydawanie
nieznośnych dźwięków, które docierając do uszu szlachcianki, uderzały swoją
intensywnością zadając fizyczny ból. Dowlekła się do ławki na samym końcu klasy
i wykończona opadła na krzesło. Oparła łokcie na stole i wsparła ciążącą na
karku głowę na dłoniach, zupełnie zapominając o świeżych ranach. Pieczenie nie
zrobiło na niej wrażenia. Nic nie było w stanie nawet na chwilę wyrwać jej z
doznawania zgubnych skutków nadużycia alkoholu każdą komórką drobnego ciała.
Profesor
wszedł do wnętrza pomieszczenia trzaskając drzwiami i uderzając obcasami butów
o drewniane panele, zajął miejsce za biurkiem. Kojący ton jego głosu wypełnił
salę, uciszając wszelkie inne odgłosy. Hrabianka przymknęła oczy, zanurzając
się w przyjemnym uczuciu spokoju, ogarniającym całe jej ciało. Serce, które
dotąd uderzało nierówno, jakby próbowało opuścić zatruty etanolem organizm,
uspokoiło się. Miarowo pompowało kolejne dawki krwi, która rozchodziła się po dziewczęcym
organizmie, niosąc ze sobą odrobinę ulgi.
Nauczyciel opowiadał o dawnych czasach. O starożytnym
Egipcie, faraonach, piramidach i niekończących się pustyniach, usłanych
pułapkami. Nastolatka zastanawiała się, czy Sebastian tam wtedy był. Nigdy go
nie zapytała, jak długo żyje. Nie próbowała poznać przeszłości, chociaż miała
przy sobie istotę, która jako jedyna mogła opowiedzieć jej historię ludzkości
od początku. Prawdziwie, bez kulturowych i politycznych przekłamać.
– Ciekawe jak wyglądał będąc niewolnikiem
faraona? – Uśmiechnęła się pod nosem.
Wyobrażała sobie jego półnagie, spocone ciało błyszczące w
gorących promieniach słońca. Tego samego, które przez te wszystkie lata
ogrzewało całą Ziemię. Jedyne, które wraz z księżycem było jego towarzyszem
niekończącej się wędrówki. Czy bywał samotny? Smutny? Czy brakowało mu kogoś, z
kim mógłby dzielić wieczność? Pragnęła poznać odpowiedzi na te pytania. Postanowiła
mu je zadać. Kiedy tylko… i jeśli, przetrwa nadchodzącą rozmowę.
Lekcja
skończyła się zdecydowanie za szybko. Chciała, by trwała wiecznie, a
przynajmniej tak długo, aż nie poczuje się wystarczająco dobrze, by wstać o
własnych siłach nie bojąc się nieubłagalnego bezwładu, ogarniającego jej ciało
przy każdym, najmniejszym wysiłku.
Wciąż nie napisała wiadomości, a za chwilę miała go
zobaczyć. Przyglądać się chłodnemu spojrzeniu, które dystansem raniło jej
roztrzęsione serce. Chciała, by ten druzgocący wyraz twarzy zniknął z jego
oblicza raz na zawsze. By już nigdy nie widziała niczego więcej, niż jego
szczęścia. Poczuła ściskanie w gardle, z trudem wciągnęła powietrze. Szczypiący
dreszcz zmusił mięśnie jej twarzy do szybkiego skurczu. Kanaliki łzowe
pulsowały boleśnie, wydobywając z siebie słone krople, które spływały po jej
policzkach na spoczywającą na pulpicie kartkę. Łzy wsiąkały w papier zostawiając
po sobie jedynie niewyraźne odciski. Czy była dla niego tak samo niewyraźnym
odciskiem, który zniknie bezpowrotnie w ciągu kilku minut? Czy była tak
nieistotna? Nawet nie przyszedł sprawdzić jak się czuje. Jakby w ogóle go to
nie obchodziło. Patrzył tylko, wyrażając mieszaninę uczuć, których nie umiała rozszyfrować.
Tylko ten cholerny wzrok! Nic więcej.
– Eddy…
– Usłyszała szept czarnowłosego.
Podniosła głowę i popatrzyła na niego. Na jej twarzy
malowało się zaskoczenie.
– Czemu
płaczesz? – zapytał, pochylając się nad nią.
– Nie
wiem. Zrobiło mi się tak strasznie źle… – szepnęła zbolałym głosem.
Chłopak objął ją ramieniem. Przyjemne ciepło jego ciała,
jakby znajome, chociaż wciąż nie wiedziała skąd, przechodziło na nią,
uspokajając mimowolną, emocjonalną reakcję organizmu.
– To z
powodu kaca. Nie możesz płakać. Zorientują się, że nie jesteś chłopakiem –
szepnął, delikatnie ściskając jej ramie w geście wsparcia.
Skinęła głową, szepcząc ciche „dziękuję”. Miał rację,
chłopcy w tym wieku nie zaczynają płakać bez wyraźnego powodu. Miała wrażenie,
że w tym wieku w ogóle nie płaczą, jakby we łzach było coś uwłaczającego.
Drzwi
zamknęły się z cichym skrzypnięciem. Spokojne kroki, które rozpoznawała
intuicyjnie nawet teraz, zwiastowały nieuniknione spotkanie. Uniosła głowę, gdy
wypowiedział jej imię. Ich wzrok skrzyżował się, mogłaby przysiąc, że
sprawiając fizyczny ból. Jakby zderzyli się pięściami w walce. Zadrżała i
szybko opuściła głowę, kurczowo ściskając trzymany w ręku ołówek. Nie mogła już
dłużej zastanawiać się, co napisać. Jakie to miało znaczenie? Wzruszyła ramionami
i kilkoma ruchami postawiła rząd koślawych liter. „Po obiedzie w bibliotece.
Musimy porozmawiać.” Popatrzyła na litery klnąc w myślach na rany, których
delikatne szczypanie coraz bardziej zaczynało jej doskwierać. Goi się, musi denerwować. Inaczej byłoby
niewystarczająco ludzkie. Popatrzyła nienawistnie na poszarzałe bandaże.
Mocne uderzenie
serca, pozbawiło hrabiankę oddechu, kiedy demon rozpoczął swój monolog. Znów
literatura, znów Szekspir. Niektóre zdania mogłaby cytować z pamięci. Dziwiło
ją, że wciąż nie miał tego dosyć. Demon przeszedł obok ławki fioletowowłosej,
ignorując subtelny gest jej dłoni. Denerwowała się. Rozumiała, że mógł być zły,
ale był jej służącym, do jasnej cholery, nie miał prawa traktować jej w ten
sposób. Jeśli nie chciał po dobroci, zamierzała go zmusić.
Podniosła rękę, bardziej niepewnie niż tego pragnęła, i
czekała. Czekała aż zauważy i będzie zmuszony nawiązać z nią dialog na oczach
wszystkich zaniepokojonych chłopców, bacznie przyglądających się nauczycielowi,
ze strachem w sercach czekając na rozwój wydarzeń.
–
Słucham Eddy, czegoś nie zrozumiałeś? – zapytał w końcu.
Presja otoczenia działała na jej korzyść. Zgniotła karteczkę
w dłoni.
–
Chciałbym zadać panu pytanie odnośnie sztuki – odpowiedziała z pewnością,
ignorując mdłości.
– Podejdź
– zabrzmiał chłodno, nawet na nią nie patrząc.
Zerwała się z miejsca i ruszyła w jego stronę. Z każdym
krokiem coraz bardziej kręciło jej się w głowie. Obraz mijanych sierot zdawał
się rozmywać w niewyraźną smugę, jakby pędziła niewyobrażalnym tempem, jakby
spoczywała w objęciach Sebstiana, gdy przedzierał się przez korony drzew,
gnając w pogoni za wrogiem. Stanęła tuż obok niego i nachyliła się nad książką,
którą trzymał w dłoni. Palcem prawej ręki wskazała linijkę tekstu, zadając
oczywiste pytanie. Wiedziała, że zrozumiał. Nim odsunęła dłoń, wypuściła z
uścisku papierową kulkę, która potoczyła się po gładkiej karcie kodeksu,
zatrzymując się przy samej jej krawędzi. Hrabianka zobaczyła błysk uznania w
oczach kamerdynera. Była z siebie dumna. Zaskoczyła go, wytrwała i nawet miała
wystarczająco siły i samozaparcia, by wrócić na miejsce, nie upadając po
drodze, nie poddając się nieprzyjemnej poalkoholowej dolegliwości.
~*~
– Eddy,
dokąd idziesz? Mieliśmy zagrać w karty. Musze się odgryźć za wczoraj – zdziwił
się Ben, widząc kolegę odłączającego się od nich tuż za drzwiami stołówki.
Elizabeth posłała Sethowi znaczące spojrzenie. Miała
nadzieję, że jej pomoże, pomyśli, że to ma związek ze sprawą morderstw i zajmie
czymś blondyna. Nie pomyliła się.
– Ben
chodź, przecież zaraz wróci. Nie jesteś jego matką – skarcił kolegę, ciągnąc go
za ramię. – I przestań się wydzierać. Już cię przestał łeb boleć, że pleciesz
bez sensu?
–
Uważaj na słowa, dobra? – Chłopak naburmuszył się, czując jak jego autorytet w
grupie diametralnie spada i energicznie wypruł do przodu.
–
Dziękuję – wyszeptała niemal bezgłośnie Lizz i bez chwili zwłoki poszła do
biblioteki.
Rozchwiane serce zabiło mocniej, przyduszając ją na chwilę,
kiedy otworzyła drzwi do opustoszałego pomieszczenia. Siedział tam. Tak, jak
powinien czekać na nią wczoraj. Opierał się na biurku, leniwie przerzucając
karty podręcznika do medycyny.
–
Sebastian… – stwierdziła idiotycznie, przykuwając jego uwagę.
Spojrzał na nią kątem oka, zachowaniem zupełnie nie
przypominając lokaja, jakiego znała przez ostatnie lata. Wyglądał bardziej jak
zawiedziony ojciec, gotowy wygłosić tyradę wyrzutów. Na razie milczał, chociaż
czuła, że to się zmieni, gdy tylko wykrztusi z siebie kolejne słowa.
Zacisnęła pięści, sycząc z bólu.
–
Musimy porozmawiać o tym, co się wczoraj stało – powiedziała ciężko.
Oddychając nerwowo, czekała na jego odpowiedź. Patrzyła jak
bierze głęboki oddech, spokojnie wypuszcza powietrze z płuc, poprawia okulary
zdobiące jego twarz odkąd przywdział strój nauczyciela. Zamknął książkę i z
niezwykłą delikatnością odłożył ją na blat, po czym wstał i zrobił krok w jej
stronę.
– Co
stało się wczoraj? – zapytał jedwabistym tonem, uśmiechając się z kpiną.
CO?! Cccccooo?! Jak on może to robić? *kaszle dwuznacznie* (ta, wcale nie robi podobnie do Margareth, niee) xD
OdpowiedzUsuńZnalazłam jedną literowke, ale nie byla istotna dla całości =3 chcę dalej!! xD i Grell z twarzą w podłodze. Jak sobie to wyobrażam, to mam niekontrolowany atak smiechu...
Ale, że co jak Margareth? xD
UsuńZobaczysz jak przeczytasz u mnie ;P
UsuńO taaak. Uwielbiam takie zawroty akcji.
OdpowiedzUsuńCiut podejrzewałam, że Lizz nie bedzie nic pamiętać, ale, że Seba bedzie udawać, że nic się nie stało to takie nie w jego stylu... Nie w stylu lokaja, bo demona jak najbardziej <3
Napaaaalenie czekam na nexcik :*
Jakoś się uwinęłam, trochę krótki i na pewno jest dużo błędów ale o to rozdział 2 :)
OdpowiedzUsuńhttp://kuroshitsujimojahistoria.blogspot.com/2015/04/rozdzia-2.html
Wybacz, że dopiero dzisiaj, ale fon mi się buntuje .-.
OdpowiedzUsuńOgólnie: O My GoSHHHH. Sebastian taki obojętny. Tak bardzo kłamczuszek. Tak bardzo chcę go więcej T-T
Rozdział był genialny, ale jako osoba, która jest niepełnoletnie i nigdy nie przeżyła kaca, jakoś nie mogę wyobrazić sobie tego uczucia xDD
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział!
Ściskam, dużo weny, spania i jeszcze raz sto lat! X3
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, no przynajmniej chociaż Sebastian teraz wie kiedy będzie kolejny zgon... ma teraz wsparcie w Sethcie... mam nadzieję, że nic nie stanie sie tym chłopakom...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, chociaż teraz to Sebastian wie kiedy będzie kolejny zgon... no i ma teraz wsparcie w Sethcie... mam nadzieję, że nic nie stanie sie tym chłopakom jednak...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga