Tak się zastanawiam... Czytacie w ogóle te wstępy, które piszę, czy je ignorujecie? :P
Anyway, dziś notka jest dosyć krótka. Wybaczcie, ale chciałam przerwać w tym konkretnym miejscu. W ramach rekompensaty mam dla Was krótkiego oneshota, którego napisała dwa dni temu. Jest po angielsku, więc od razu uprzedzam, że jest kiepski xD
Nie no, może nie jest tak źle, nie wiem. Ocenę zostawiam w Waszych rękach.
Wymyśliłm sobie, że do mojego głównego marzenia dodam jeszcze jedno, mniejsze, ale równie ważne. Chcę kiedyś napisać opowiadanie po japońsku. Krótkie, nie musi być dobre ani porywające, ale chcę, żeby było napisane poprawne.
Tyle dzisiaj, na koniec wrzucam arta (wreszcie go skończyłam:P).
Miłej lektury :)
=============================
Stanął w nich Sebastian i zmierzył całą czwórkę wrogim
spojrzeniem. Wydawał się zdenerwowany. Elizabeth przewróciła oczami i
dyskretnie machnęła na niego ręką.
– Co wy
tu wyprawiacie? – zapytał groźnie.
– Kim
pan jest? – warknął bezczelnie Ben, zbliżając się do mężczyzny.
–
Jestem nowym nauczycielem literatury i łaciny – wyjaśnił. – A teraz wytłumacz
mi, co tu się dzieje – rozkazał chłopcu, z miną tak przerażającą, że cała
pewność siebie blondyna uleciała w jednej chwili.
Chłopak cofnął się i odparł nieco pokorniej:
Chłopak cofnął się i odparł nieco pokorniej:
–
Rozmawialiśmy. Mamy nowego kolegę.
– Macie
zachowywać się jak należy. Za pół godziny widzimy się na zajęciach – warknął i
wyszedł trzaskając drzwiami.
Chłopcy popatrzyli na siebie i parsknęli śmiechem.
– Co za
gbur. Pozbędziemy się go szybciej, niż poprzedniego.
– Macie
zachowywać się jak należy – przedrzeźniał Benny.
– Za
pół godziny na zajęciach! – wtórował Ben.
– Jak
poprzedniego? – zaciekawiła się Elizabeth.
–
Poprzedni nauczyciel literatury był strasznym bucem. Uprzykrzaliśmy mu życie
tak długo, aż się załamał i odszedł – wytłumaczył Seth, z niepokojącym błyskiem
w oku.
Właściwie, nie dziwiła im się. Gdyby nie znała lokaja i nie
wiedziała, co wywołało w nim takie poruszenie, pewnie sama uważałaby, że
zachowuje się nienormalnie. Jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że wyczuł
krew i wpadł do pokoju bojąc się, iż któryś z chłopców robi jej krzywdę. Zastanawiała
się tylko, dlaczego zareagował tak impulsywnie, przecież łącząca ich więź
dawała mu nie tylko umiejętność odnalezienia jej nawet na końcu świata,
pozwalała także poczuć część przepływających przez nią emocji. Gdyby była w
niebezpieczeństwie, wyczułby to bez problemu. Gdyby ją zranili, zadali
cierpienie, uderzyłoby ono również w jego ciało. Nie było więc potrzeby, by
zachował się z takim, teatralnym wręcz, przejęciem.
– Czyżbyś miękł, demonie? – prychnęła,
rozbawiona własną myślą.
Nie zamierzała zawracać sobie głowy zbędnymi niuansami,
miała teraz ważniejsze sprawy.
Ostatnie
pół godziny poprzedzające rozpoczęcie lekcji hrabianka spędziła wraz z trójką
sierot. Nieoczekiwanie, czuła się w ich towarzystwie dużo lepiej, niż się
spodziewała. Początkowe skrępowanie i niepewność malały z każdą chwilą. Na jej
twarzy pojawił się w końcu uśmiech, kiedy jeden z nich opowiadał, jak
przyłapali pokojówkę na „rżnięciu się” z jednym z nauczycieli.
Chociaż ich język był ubogi, a
wiedza bardzo skromna, zdawali się sympatycznymi, ciekawymi ludźmi. Nie
usiłowali nachalnie jej dotykać dotykać, o co najbardziej się martwiła.
Właściwie, przez większość czasu zachowywali dystans, który nie wzbudzał w
dziewczynie żadnego dyskomfortu. Przez chwilę poczuła się jak zwyczajna
nastolatka. To nic, że udawała chłopaka, te chwile dały Elizabeth szansę bycia
najprawdziwszym, zwykłym dzieckiem. Chociaż powoli stawała się kobietą,
dziecinna beztroska, której doświadczyła, była najbliższym normalności
odczuciem, o jakie otarła się na przestrzeni ostatnich lat. Bez śmierci, bez
intryg, demonów i krwi. Ta chwila, ten szczery śmiech normalnego dziecka –
poczuła przepełniająca serce melancholię, jednak nie żałowała podjętych przez
siebie decyzji. Gdyby nie one, nie miałaby okazji doświadczyć tego niezwykłego,
zapierającego dech w piersi uczucia.
Irytujący dźwięk dzwonów i
zachrypnięty głos jasnowłosej kobiety zwiastował rozpoczęcie zajęć. Chłopcy
zerwali się z miejsc i ruszyli do drzwi. Elizabeth dotrzymywała im kroku. Pod
drzwiami na parterze zebrała się spora grupa młodych, ubranych w jednakowe,
szare koszule, młodych chłopców. Wyglądali zwyczajnie, nie zdawali się zdolni
do zabójstwa, jednak nie mogła tego wykluczyć jedynie na podstawie ich
powierzchowności. Dochodzenie wymagało czasu, skrupulatnej obserwacji,
dokładnej analizy i niezbitych dowodów. Pierwsza spontaniczna refleksja nie do
końca była tego definicją.
Siwy mężczyzna, którego hrabianka
spotkała wcześniej polecił im, by weszli do środka i zachowali spokój. Wraz ze
współlokatorami, dziewczyna przekroczyła próg pomieszczenia i zajęła miejsce
koło Setha w ostatnim rzędzie ławek. Nim zarządca zdążył wrócić, do jej stolika
podszedł wysoki, dobrze zbudowany brunet. Popatrzył na nią z ogromną wrogością
i uderzył dłońmi w blat.
– To moje miejsce – zagrzmiał.
Jego protekcjonalny ton zdenerwował młodą szlachciankę.
Powoli podniosła się, by stanąć z nim oko w oko i przysunęła twarz w jego
stronę. Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów.
– I co
zamierzasz z tym faktem zrobić? – zapytała chłodno.
Nie takiej reakcji spodziewał się młody tyran. Lizzy od razu
zorientowała się, jakim był typem człowieka. Wyniosły, przekonanym o swojej
wyższości nad innymi, jedynie z powodu siły fizycznej. Nie cierpiała takich
ludzi. Byli równie irytujący i żałośni, jak ważniacy ze szlacheckiej śmietanki.
Bezrefleksyjna
góra mięsa wydała z siebie tępe jęknięcie.
–
Dominic, co ty robisz? Wracaj na miejsce! – Karcący głos siwego mężczyzny uniemożliwił
rozwój sytuacji, którego dziewczyna była tak naprawdę ciekawa.
Nie wiedziała, czemu, ale miała niezwykłą ochotę wdać się w
bójkę, niestety zarządca pokrzyżował jej plany. Osiłek próbował wytłumaczyć mu,
że jego stałe miejsce zostało przejęte, ale spojrzenie mężczyzny skutecznie go
uciszyło. Przeszedł na przód pomieszczenia prowadzony złośliwymi chichotami
reszty uczniów i usiadł w jednej z ławek.
– Skoro
wszyscy wreszcie siedzicie, chcę wam kogoś przedstawić – zaczął zarządca.
Wskazał dłonią młodego, czarnowłosego mężczyznę. – To jest profesor Michaelis,
wasz nowy nauczyciel literatury. Będzie was uczył również łaciny, odkąd pan Matterson… Mniejsza z tym. Macie się
zachowywać i nie przynieść wstydu! – warknął na koniec.
Po Sali rozeszła się fala szeptów. Chłopcy byli niezwykle
poruszeni pojawieniem się nowego osobnika. Brunet stanął na środku katedry, tuż
za biurkiem, i uśmiechnął się serdecznie.
–
Dziękuję, panie Croft. Nazywam się Sebastian Michaelis – przedstawił się
uprzejmie.
– Dobrze,
zostawiam pana z nimi – rzekł zarządca, poklepując demona po ramieniu. –
Powodzenia – dodał szeptem i opuścił pomieszczenie.
Zgraja
młodych sierot nie wydawała się lokajowi trudna w obyciu, w końcu w ciągu
swojego długiego życia nie z takimi monstrami miał do czynienia. Czym gorsze od
demonów mogły być ludzkie dzieci? Przy odpowiednich metodach, odrobinie bólu i
zastraszania, był w stanie zrobić z nich idealnych uczniów.
– Na
początek sprawdzę obecność – postanowił i wziął do ręki leżącą na pulpicie
kartkę.
Były na niej jedynie imiona chłopców, przy niektórych ktoś
dopisał cyferki. Mężczyzna odczytywał je kolejno, jednocześnie zapamiętując
przynależące do nich twarze. Ta informacja mogła okazać się niezwykle przydatna
w przyszłości. W połączeniu z tym, czego dowiedział dosłownie kilkanaście minut
temu i z wiedzą, którą miał nadzieję zebrać do końca dnia, mogło być to solidną
podstawą do określenia pierwszych podejrzanych.
Prowadzony
przez demona wykład niewiele interesował proste sieroty. Część z nich
przysypiała, inni zajmowali się bazgraniem na kartkach i rozmowami. Lokaj
prezentował wstęp do głębszych refleksji na temat dzieł Szekspira, dlatego
pozwolił, by byli rozkojarzeni. Teraz jednak, zamierzał przejść do omówienia
konkretnego utworu. Jedynym, co wciąż go powstrzymywało od doprowadzenia
niesfornych uczniów do porządku była jego pani. Widział, że wciągnęła ją
rozmowa z trójką z ostatniego rzędu, dla dobra śledztwa dał jej kilka minut.
Jednak wbrew temu, czego się spodziewał, dziewczyna wcale
nie przepytywała ich pod kątem niedawnych morderstw. Postanowiła zrobić to
później, gdy już zdobędzie zaufanie. Początkowo miała zbliżyć się do nich tylko
po to, by chętnie podzielili się z nią informacjami, ale z każdą kolejną
chwilą, jaką z nimi spędzała czuła, że naprawdę się do nich przekonuje. Co
więcej, nie chciała tego przerwać. Uświadomiła sobie, bardzo dotkliwie, jak
przez cały ten czas brakowało jej zwykłych rozmów na proste tematy z kimś do
bólu zwyczajnym. Nie wyszukane konwersacje z nadętymi szlachcicami, nie pełne
podtekstów i dwuznaczności dialogi z demonem, nie proste wymiany zdań ze
służącymi i kuzynem, a konwersacje, jakie prowadzili jej rówieśnicy. Dziecinne,
idiotyczne, pełne przekleństw i luk edukacyjnych, jednak autentyczne i
naturalne. Jakby umiejętność dogadywania się z rówieśnikami zawsze czekała
uśpiona we wnętrzu dziewczyny. Teraz ukazała jej się, wprawiając ją w
niesamowicie przyjemny nastrój.
Dawno
nie czuła się taka radosna, beztroska i… Wolna. Nawet mimo tego, że siedziała
na lekcji, słuchając po raz enty, jak jej demoniczny kamerdyner zachwyca się
angielskim artystą. Mimo, że ukrywała swoją płeć, ciągle zmuszona uważać na
swój sposób mówienia. Mimo wszystko, czuła się wolna. Brak konwenansów,
całkowita dowolność w sposobie wyrażania swoich myśli. Nie do pomyślenia byłoby
dla szlachcianki, żeby opowiadała w towarzystwie o „rżnięciu się pokojówki z
tym frajerem”, jednak tutaj nie miały znaczenia słowa, a przekaz, który ze sobą
niosły.
– Ten
koleś ma jakieś problemy ze sobą, nie? – zapytała złotookiego, który w
milczeniu kreślił coś w zeszycie.
–
Dominic? Nie przejmuj się nim. Nie jest taki groźny, na jakiego wygląda –
odparł z uśmiechem. – Kiedy się tu przeniosłem, potraktował mnie tak samo. To
chyba jego sposób pokazywania, kto tutaj rządzi – dodał, śmiejąc się pod nosem.
–
Dlatego mam nadzieję, że zginie następny! – wtrącił się Ben.
– Nie
mów tak! Chociaż właściwie, to masz rację… – Benny próbował odegrać rolę głosu
rozsądku, ale jego natura i wyraźna niechęć w stosunku do osiłka wzięła górę.
–
Następny? – zdziwiła się hrabianka.
– Nie
słyszałeś, że ostatnio zabito tu trzech chłopaków?
–
Słyszałem. Ale czemu mówisz o następnym? – ciągnęła.
–
Uspokójcie się! – zagrzmiał Sebastian, upuszczając na biurko grubą księgę. Głośny
huk sprawił, że wszyscy zamilkli i spojrzeli na niego z niepokojem. – Nie wiem,
w jaki sposób was wychowywano, ale na moich zajęciach nie ma miejsca na wasze
prostackie zachowania – kontynuował, z zmarszczonym czołem rozglądając się po
wnętrzu pomieszczenia.
Elizabeth prawie parsknęła śmiechem widząc, jej zdaniem
komiczny, wyraz twarzy służącego. Udał, że jej nie widzi. Poprawił okulary,
wziął głęboki oddech i ponownie się odezwał.
– Od
tej chwili każde słowo, każdy skurcz waszych mięśni, który nie będzie związany
z przeżywaniem dzieł Szekspira, pilnym notowaniem i odpowiadaniem na pytania,
zostanie surowo ukarany.
– Niby
jak? – Usłyszał głos z wnętrza klasy.
–
Lepiej dla was będzie, jeżeli się tego nie dowiecie – odparł niepokojąco.
Chłopcy popatrzyli po sobie niepewnie, było widać, że słowa
demona, choć tak naprawdę proste i powtarzane im do bólu każdego dnia, tym
razem wzbudziły pożądaną reakcję. Obawiali się kary, którą mógł im zgotować
niepozorny nauczyciel, skrywający swą prawdziwą naturę pod maską uprzejmego
inteligenta. Wrażenie, które pragnął wywrzeć wypadło lepiej, niż się
spodziewał. Triumfował.
Powstrzymał
uśmiech satysfakcji i powrócił do prowadzenia wykładu. W międzyczasie, zszedł z
pulpitu i zaczął przechadzać się po klasie, przez co uczniowie czuli się
jeszcze bardziej niepewnie. Żaden z nich nawet nie śmiał podrapać się po nosie.
Idealnie zastraszeni. Tak niewiele
trzeba. Zapomniał już, jak łatwo można podporządkować sobie zwykłe dzieci. Jego
pani, jedyne dziecko, z którym miał kontakt, nie była tak prosta. Istota, która
usidliła demona, poznała prawdziwe cierpienie i upokorzenie. Na nią nie
wystarczyło krzyknąć złowrogim tonem, coś takiego nie wywierało na niej
wrażenia, wywoływało wręcz odwrotny skutek. Nawet teraz, gdy wszyscy siedzieli
jak na szpilkach, ona bezczelnie okazywała, że się go nie boi. Ignorowała swoją
przykrywkę jedynie po to, by mu dogryźć, chociaż cały czas miała w zanadrzu
wyjaśnienie – w najgorszym wypadku przyznałaby się reszcie, że była pod
protekcją nauczyciela także w poprzednim miejscu, w którym przyszło mu uczyć. Zhang
zadbał o to, by dokumenty Sebastiana były pełne wiarygodnych informacji na
temat jego doświadczenia zawodowego. Elizabeth nie chciała nawet myśleć, co
chińczyk zrobił tym biednym ludziom od papierkowej roboty, nieświadomość w tej
sytuacji wydawała się jak najbardziej wskazana.
Demon
posłał jej znaczące spojrzenie, jednak zignorowała go, wyraźnie niezadowolona.
Nie zdawał sobie jeszcze sprawy, że przed chwilą zrujnował jej szansę na
zebranie wartościowych informacji. Czekała na okazję, by móc mu to wygarnąć. Podszedł
do jej ławki i niepostrzeżenie zostawił na rogu pulpitu malutką kartę, którą dziewczyna
pospiesznie wcisnęła w kieszeń. Mogła przeczytać jej zawartość od razu, ale
postanowiła tego nie zrobić, wyrażając w ten sposób swoją złość.
W
milczeniu patrzyła na płynne ruchy swojego służącego, lawirującego między
ławkami, wpatrzonego w tekst Romea i Julii. Miła odmiana po Hamlecie, którym
torturował ją ostatnio. Pasja, z jaką recytował kolejne wersy, w niczym nie
przypominała wykładów prywatnego nauczyciela fioletowowłosej – miał szczęście,
że postanowiła go nie zwalniać. Sebastian potrafił hipnotyzować głosem, wciągać
słuchacza w świat, który przedstawiał w z taką dokładnością, że chwilami, gdy
szlachcianka przymykała oczy, była przekonana, że znajduje się w opisywanym
przez niego miejscu. Niesamowicie przyjemne uczucie, które im zaserwował, odrobinę
udobruchało nastolatkę.
– Dlaczego nigdy nie czyta mi w ten sposób,
gdy nie mogę zasnąć? – zapytała w myśli, czując lekkie ukłucie w sercu. –Jakby się nie starał, jakby to nie było
wystarczająco ważne.
Nie rozumiała, co właściwie próbuje jej przekazać skołowany
umysł. Czyżby była zazdrosna? O co? Sebastian należał tylko do niej, nie miało
znaczenia, w jaki sposób recytuje tekst. Irracjonalne uczucie bezpodstawnej
zazdrośni zepsuło szlachciance nastrój. Każde kolejne spojrzenie na jego
szczupłe, pokryte subtelną muskulaturą ciało okryte czarną tuniką, która tylko
chwilami podkreślała kształt jego sylwetki, powodowało kolejne ukłucia. Czuła
się naprawdę dziwnie wiedząc, że oni wszyscy patrzyli wprost na niego, spijając
słowa z jego delikatnych ust.
– Co
się z tobą dzieje?! – krzyknęła, nerwowo podnosząc się z krzesła.
Demon podniósł wzrok znad książki i osłupiały przyglądał się
zdenerwowanej twarzy wychowanki. Wzrok pozostałych uczniów również skupił się
na fioletowowłosej.
Sebastian westchnął ciężko. Po co to zrobiła? Czy w ten
sposób zamierzała się na nim mścić? Czy może zwyczajnie, torturowanie go,
sprawiało jej przyjemność? Sprawiało – to było oczywiste, ale czy musiała robić
to w tak bezmyślny sposób? Jeszcze przed chwilą, kiedy czytając kolejne wersy
szekspirowskiego dzieła, spoglądał na nią ukradkiem, obserwując błogi uśmiech
na jej twarzy. Nie przyznawał się do tego, nawet przed samym sobą, próbując
trzymać emocje na wodzy, ale radość dziewczyny, udzielała się i jemu. Jednak
musiał się powstrzymać, chociaż w trakcie dochodzenia. Błąd, do którego mogły
go doprowadzić niechciane emocje, mógłby mieć opłakane skutki. Wiedział o tym,
dlatego walczył z wewnętrznymi ciągotami, pozwalając sobie jedynie na napawanie
się widokiem jej uśmiechu. Czy to naprawdę było zbyt dużo? Czy chwila słabości
wymagała tak okrutnej kary?
– Eddy…
– zaczął twardo. – Podejdź. – Nieznoszący sprzeciwu głos wzbudził przerażenie w
zebranych w pomieszczeniu chłopcach.
Elizabeth spojrzała na demona. Najpierw
nieprzytomnie, po chwili jednak ze zwyczajną kpiną. Chociaż bardzo chciał, nie
mógł zignorować zachowania hrabianki. Może gdyby przewidziana przez niego kara
była inna, czerpałby z tego samą przyjemność – publiczne upokorzenie swojej
pani niewątpliwie poprawiłoby mu humor, ale to, co zamierzał zrobić, w stosunku
do niej wcale go nie bawiło.
Leniwie podniosła się z krzesła i
bezczelnie powolnym krokiem zmierzała w stronę biurka. Nie wiedziała, co
takiego zamierzał zrobić, ale była przekonana, że cokolwiek by to nie było, na
pewno nie zrobi jej krzywdy. „Zgarnięcie bury od belfra” mogło być wręcz
przydatne, uwiarygodniając jej przykrywkę jednej z sierot. Dlatego pewna siebie
wkroczyła na podwyższenie i stanęła przed tablicą we wskazanym przez
nauczyciela miejscu.
– Wyciągnij ręce – rozkazał
chłodno, unikając jej spojrzenia.
Bez słowa wykonała jego polecenie, obserwując jak wyciąga z
szuflady biurka cienki wskaźnik. Rozsunął go i zamachnął się.
–
Wydawało mi się… – Energicznie uderzył w dłonie dziewczyny. Syknęła z bólu,
uśmiechając się bezczelnie, próbując zamaskować tłumiony zdziwieniem ból. – Że
wyraziłem się jasno. –Kolejne uderzenie. Głuchy dźwięk rozniósł się złowrogim
echem po pełnej przerażonych spojrzeń klasie. – Żadnych. – Kolejny zamach. –
Rozmów. – Uderzył po raz kolejny. W jego oczach Elizabeth dostrzegała dziwną
mieszankę goryczy, bólu i obłąkania. – Zapamiętaj sobie. – Zakrwawiony
przedmiot ostatni raz zetknął się z jej skórą.
W sali dało się słyszeć szepty
zaniepokojonych dzieci, które z przerażeniem przyglądały się kroplom krwi
spływającym po dłoniach szlachcianki na podłogę. Do tego nie byli przyzwyczajeni.
Metody wychowawcze, których używali wobec nich pozostali nauczyciele dalekie
były od tego typu rękoczynów. Owszem, zdarzała się przemoc, ale nigdy w żadnej
klasie z rąk wykładowców nie została przelana krew żadnego ucznia. Chłopcy
współczuli nowemu koledze, ale żaden nie odważył się nawet drgnąć.
Nie wyszedł tak, jak chciałam ale nic na to nie poradzę :P
Uchcuchuuu... Kocham Hamleta! Jak można nielubic tego dzieła? xD No, mniejsza, bo na równi z duńskim królewiczem jest jeszcze Wieczor Trzech Króli.
OdpowiedzUsuńRozdział cudnyy, jak zawsze. Dwa błędy, raz powtorzone słowo ( chyba to było "dotykać dotykać") i brak "w", ale juz nie wiem. Gdzieś mi to uciekło. Jeszcze taka uwaga. Czy wciskając Sebcia w "długą tunikę" ( bo w mandze też takowa wystąpiła), nie kojarzy Ci się to ze strojem pastora? Bo w Weston Colledge on był pastorem :3
Nio, co tu więcej mówić? Żal mi było Lizz, jak jej się oberwało ;(
W sumie to mi się skojarzyło w takim strojem jak się zakłada na graduację na uczelniach <3 Więc postanowiłam, że Seba będzie w tym biegał, bo mogę xD
UsuńA Seba pastor z Weston Colledge to kolejny powód, żeby jeszcze bardziej go kochać. Demon-ksiądz, hahahaha xD
Sądziłam, że Seba ją opieprzy czy coś, a nie zdzieli po łapach ;O
OdpowiedzUsuńTeraz powinien jej wycałować rączki. hihi.
To takie urocze, że Lizzy dogaduje się z resztą. Być może wyjdzie jej to jeszcze na dobre.
Chce już rozwinięcie akcji z zabójstwem <3
Pozdrawiam cieplutko ;)
OMG *^*
OdpowiedzUsuńKurde, jak ja teraz wczułam się w rolę Elisabeth! Śmiałabym mu się w twarz, gdyym nią była, a on mnie tak bił xD (wiem, jestem chora :P)
A tak na serio, to świetnie opisane emocje i odczucia. Brakuje mi tego w moich opowiadaniach, gdzie bardziej liczą się fakty niż emocje :<
Nie mogę się doczekać jak Seba i Lizzy będą mogli porozmawiac bez przykrywki, uuuh, te docinki, boleści, emocje *-* Żądam więcej!
Tymczasem zabiorę się za one-shota i zabieram się za pisanie kolejnego rozdziału xD Potrzebuję motywacji T-T
Ech, Życzę duuużo weny oraz energii! :3
Twoje opowiadanie jest idealnie chłodne! Może Ty tego nie dostrzegasz, ale ja tam widzę sporo emocji, tylko tak głęboko ukrytych, że trzeba się ich doszukiwać. Chociaż lubię z reguły ładne i rozbudowane opisy uczuć, to ten Twój tajemniczy minimalizm idealnie do mnie trafia, więc mi nie mów, że coś jest nie tak, bo ja tu siedzę i czekam tylko na kolejną część :P
UsuńDziękuję za życzenia Również życzę Ci weny, a także zdrowia i wszystkiego najlepszego! (chociaż na to ostatnie przyjdzie czas jutro :P)
Cóż, piszę co czuję, może dlatego x3
UsuńI cieszę się, że podoba Ci się mój styl ^^ Naprawdę mnie to motywuje.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, uuu grubo, ale właśnie tym sposobem pokazał że dotrzymuje słowa... ciekawe czy pozostali dowiedzą są że jest jego protegowanym...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, grubo, ale właśnie pokazał że dotrzymuje słowa... ciekawe czy pozostali dowiedzą są że jest jego protegowanym...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga