Kolejny rozdział jest, licencjatu dalej nie ma. No bo tego, no bo nie można pisać, jak się nie ma weny.
Zresztą część z Was wie, o czym mówię.
Nie będę przeciągać: endżojcie kolejną część.
Śpiąca jestem. :P
==================
Hrabianka
przebudziła się. Za oknem wciąż było ciemno. Sypialnię demona rozjaśniała
stojąca na biurku naftowa lampa. Mężczyzna siedział przy stole skupiony na
lekturze. Miał na sobie jedynie koszulę, śnieżnobiałą i wyprasowaną, jakby
dopiero wyciągnął ją z szafy. Opierał głowę na ręce i z zainteresowaniem wodził
wzrokiem po kartach leżącego przed nim kodeksu. Elizabeth przyglądała się w
ciszy, nie chcąc stracić z oczu tego niezwykłego widoku. Tak wyglądał, kiedy
nikt go nie obserwował. Odprężony, poświęcał wolny czas na studiowanie ludzkiego
gatunku. Przypominał jej młodego, rządnego wiedzy studenta, niedoświadczonego,
pragnącego wiedzy absolutnej. Widziała, że czytanie sprawia demonowi
niesamowitą przyjemność. Jego czystość i świeżość, ulotny widok, którego niedane
jej było doświadczać na co dzień. Całkowicie rozluźniony, nie martwił się, nie
czuwał. Był zupełnie wolny od wszelkich ograniczeń. Wolny od obowiązków, od
ciągłej gry pozorów. Nie ciążyła mu konieczność bycia dla niej wzorem, ani
wychowawcą. Nie musiał uważać na każdy gest. Przed jej oczyma ukazywał się Prawdziwy
Sebastian. Czysta postać świecąca jasnym blaskiem budzącym w dziewczynie
nieopisane uczucie ukojenia. Uśmiechnęła się dokładnie zapamiętując każdy
szczegół niezwykłego widoku.
–
Sebastian, która godzina? – zapytała niewyraźnie.
Czar prysł, w jednej chwili. Prędkość i łatwość, z jaką przychodziło
mu zakładanie maski smuciły ją. Żałowała, że nie mógł częściej być sobą. Jak
bardzo musiało mu to ciążyć? Ciągłe ograniczenia, ukrywanie prawdziwej natury.
– Wpół
do piątej, panienko. Śpij, proszę – odparł, posyłając jej uprzejmy uśmiech.
Ten sam, zwyczajny, którym była już znudzona. Zrozumiała to,
widząc zupełnie nowy wyraz na jego twarzy. Błogą radość, płynącą nie z
morderczego zaspokajania demonicznych pragnień, a z rozwijania swoich pasji.
– Nie
musisz tego robić. Przepraszam – powiedziała smutno.
– Co
takiego? – zdziwił się.
Nie rozumiał, o czym mówiła. Nie zorientował się, że
widziałam jego prawdziwą twarz.
– To,
jak czytałeś książkę. Nie musisz przede mną udawać. Chcę widzieć, jaki jesteś
naprawdę – wyjaśniła, siadając na łóżku.
Nie powstrzymała wyczuwalnej w głosie nuty urazy, chociaż
nie chciała tak brzmieć. Była zazdrosna. O powietrze, które jako jedyne mogło
obserwować jego naturalne zachowanie.
– Nie
rozumiem, o co ci chodzi. Niczego nie udaję, panienko. Proszę się położyć. Musisz
wypocząć – zabrzmiał ojcowskim tonem.
Zaparła się.
– Nie
chcę spać. Nie pójdę. Dopóki nie zobaczę jak jesteś sobą, tym prawdziwym sprzed
chwili, nigdy więcej nie zasnę! – krzyknęła obrażona, krzyżując ręce na piersi.
Demon zaśmiał się tajemniczo. Wstał od stołu i usiadł na
materacu, tuż obok nastolatki. Popatrzył w jej oczy, pozwalając, by jego
tęczówki zabłysły piekielnym ogniem.
– Nie o
to mi chodziło – burknęła, krzywiąc się na widok pióra, które opadło na pościel
pomiędzy nimi.
Chwyciła je, pogładziła opuszkami palców i położyła tuż koło
jego nagiej dłoni, na której się podpierał. Zacisnęła zęby i przesunęła rękę,
by dotknąć jego palców. Poczuła ciepło ciała kamerdynera. Nawet nie drgnął,
jakby spodziewał się, że to zrobi.
– Czemu
tak bardzo tego chcesz? – zapytał, wzbudzającym niepokój, aksamitnym głosem.
Bacznie przyglądał się każdemu milimetrowi jej twarzy,
dostrzegając najdrobniejsze mikroekspresje. Chłonął każdą informację wyczytywaną
z delikatnych drgnięć cieniutkich mięśni szlachcianki. Zaintrygowany, nie
zdający sobie sprawy, że właśnie tego chciała. Znów dostrzegała tę czystą,
prostą ciekawość pozbawioną maski.
– Bo
wtedy wyglądasz na szczęśliwego – odpowiedziała, zbijając go z tropu.
– Czemu
szczęście kogoś takiego jak ja miałoby mieć dla ciebie znaczenie? – ciągnął fascynującą
grę.
–
Mówiłam ci już nie raz. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Chcę, żebyś
był szczęśliwy – wyjaśniła z niezwykłą, ściskającą za chłodne, demoniczne serce
łatwością.
– Szczęśliwy?
– Tak.
Chcę, żebyś mógł robić to, czego pragniesz. I chcę widzieć ten wyraz na twojej
twarzy. Ten prawdziwym, kiedy nikt na ciebie nie patrzy.
– Czego
pragnę? Nie bądź śmieszna, dobrze wiesz, czego chcę. Z całego tego plugawego
świata pragnę jedynie ciebie. – Jego łagodny, nęcący głos, wprawił jej ciało w
lekkie drżenie.
Pragnął jej. Jej duszy. Czegóż innego mógłby od niej chcieć?
Dlaczego musiał to mówić w taki sposób? Dlaczego tak bardzo lubił wprawiać ją w
zakłopotanie?
– Ja
już należę do ciebie – odpowiedziała nieprzytomnie, zabierając rękę z jego
dłoni. – Kiedy tylko ich zabiję, dostaniesz to. Obiecałam i dotrzymam słowa.
Nie musisz ciągle o tym mówić.
– Do
mnie należy jedynie twoja dusza… – odparł z lekkim zrezygnowaniem, po czym
uśmiechnął się do niej tak, jak jeszcze nigdy się nie uśmiechał.
– Nie
rozumiem – mruknęła, całkowicie wytrącona z toku myślowego.
–
Proszę, połóż się. Musisz wypocząć – rzekł tonem dającym do zrozumienia, że
zakończył dyskusję.
Pomógł jej się położyć i przykryć kołdrą, po czym wrócił do
biurka ignorując kolejne słowa.
–
Sebastian, wytłumacz mi! Mówię do ciebie! – jęczała oburzona. – Za dużo sobie
pozwalasz, nie masz prawa mnie tak traktować! – warknęła obrażona i odwróciła
się tyłem do niego, przykrywając się po sam czubek głowy.
– W
takim razie ukarzesz mnie jutro. Dobranoc – zaśmiał się pod nosem.
–
Idiota. – Usłyszał niewyraźne burknięcie spod pierzyny.
Nie wymagało komentarza, dobrze wiedział, że w ciągu najbliższych
minut dziewczyna zaśnie.
– Nie
rozumiem – szepnął rozbawiony, przedrzeźniając ją.
Pokręcił głową i ponownie zagłębił się w lekturze, swobodnie
podpierając twarz na dłoni.
~*~
Nieprzyjemny
stukot wybudził dziewczynę z błogiego snu. Niezadowolona, leniwie otworzyła
oczy i rozejrzała się po wnętrzu pomieszczenia. Dopiero po chwili, kiedy wśród
sterty leżących na podłodze książek dostrzegła swojego lokaja, zorientowała
się, gdzie jest. Przetarła twarz dłonią i odchrząknęła.
Mężczyzna odwrócił
głowę w jej stronę, był wyraźnie zmieszany.
–
Zmieniasz wystrój? – Uśmiechnęła się złośliwie.
Chwyciła kraniec kołdry i usiadła, podciągając kolana pod
brodę. Dokładnie okryła się pierzyną, nie odwracając wzroku od nerwowo
szamotającego się po niewielkiej klitce, demonicznego nauczyciela.
–
Szukałem czegoś – odparł niechętnie.
Zaciekawiona przeszła na czworakach na skraj łóżka i
rozejrzała się po pobojowisku. Sebastian przeczesywał po raz kolejny wszystkie
szuflady, dokładnie zerkając w każdy ich róg, jakby miał nadzieję, że jakimś
cudem wcześniej nie zauważył zguby.
– Czego
szukasz? – zapytała, po chwili napawania się przyjemną satysfakcją – idealny
kamerdyner coś zgubił!
–
Powiedziałem, że szukałem… – powiedział szorstko i zaczął wkładać przedmioty z
powrotem do szuflad.
– Ale
wygląda, jakbyś wcale nie przestał, wiesz?
–
Martwi cię to, panienko? – zapytał tonem, który wzbudził w niej lekki niepokój.
Prychnęła ostentacyjnie i usiadła ze skrzyżowanymi nogami,
chwytając dłońmi kostki.
– Napawam
się twoim błędem po prostu – burknęła.
Źrenice czarnowłosego drgnęły ze zdziwienia.
– W
wyniku mojego błędu będzie się panienka musiała zadowolić tutejszą, tanią
herbatą – wyjaśnił, burząc resztki jej triumfalnego nastroju.
–
Zgubiłeś herbatę? – jęknęła po krótkiej chwili, swoistej minuty ciszy na cześć
kubków smakowych.
– Na to
wgląda.
Elizabeth przygryzła dolną wargę, próbując powstrzymać
śmiech. Demon zdawał się bardziej zdziwiony niż zawstydzony zaistniałą
sytuacją. Jakby nie przeszło mu przez myśl, że ktoś mógł ją zwyczajnie ukraść.
–
Sebastian, zdajesz sobie sprawę, jak idiotycznie to brzmi? – wydukała, tłumiąc
śmiech. – Bez względu na jakość, mógłbyś już jakąś zaparzyć. Która godzina?
Miała
rację. Co mógł zrobić? Przecież nie poświęci całego dnia na szukanie
zagubionych, suchych liści. Chociaż strata wysokojakościowego suszu godziła w
jego dumę, posłusznie przygotował swojej pani herbatopodobny, ścierkowaty w
smaku napój. Nie miał złudzeń, to była ta sama, żałośnie ignorancka marka,
którą raczyło się pospólstwo.
–
Zajęcia zaczynają się za półtorej godziny. Panienko, jutro wszystko się
rozstrzygnie, zregeneruj siły – poprosił, czesząc jej włosy.
W dłoni trzymała kubek z grubego, białego szkła, wypełniony
ciemnym napojem. Dawno nie piła tak obrzydliwej herbaty.
– Znowu
próbujesz mnie zmusić do jedzenia? – zapytała, irytując się.
– Ależ
do niczego cię nie zmuszam. Uważam tylko, że powinnaś być jutro w pełni sił, na
wszelki wypadek, gdybyś musiała się bronić – odparł.
Niechętnie przyznała mu rację. Nie wiedziała tylko, czym
miałaby zapełnić żołądek. Zawsze była wybredna, a posiłki serwowane w stołówce
były zwyczajnie paskudne. Nie liczyła na wykwintne dania, którymi raczył ją
demon, ale nie pogardziłaby chociaż lekką sałatką, czymś pozbawionym tłuszczu i
mnóstwa chemii.
–
Włoska sałatka, przygotowana z warzyw z panienki szklarni – zaprezentował
danie, które magicznie pojawiło się w jego rękach.
Jakby czytał jej w myślach. Popatrzyła podejrzliwie na
półmisek wypełniony apetyczną mieszanką świeżych pomidorów, sałaty i białego
sera.
–
Wydawało mi się, że lata temu zabroniłam ci to robić – burknęła karcąco.
Czarnowłosy zaśmiał się bezczelnie, delikatnie pochylając
głowę.
–
Najmocniej przepraszam – rzekł, widząc jej przeszywające spojrzenie. – Sałatkę
przygotowałem sam, tak jak mi rozkazałaś – wyjaśnił, podsuwając hrabiance naczynie.
–
Dlatego znikąd pojawiła się w twoich rękach? Naprawdę myślisz, że ci uwierzę?
– Nie
ufasz mi? – zapytał, udając smutnego.
Przewróciła oczami okazując wyraźnie, co myśli na ten temat. A właściwie,
co miał myśleć, że o tym sądzi. Z niewiadomego powodu jego pytanie wzbudziło w
niej melancholijne uczucie.
Pokornie chwyciła półmisek i skupiła się na jedzeniu. W
całkowitym milczeniu, podczas gdy Sebastian sprawdzał zadania z łaciny,
próbowała dojść źródła nieoczekiwanej emocji. Bezskutecznie. Nie miała powodu,
by się tak czuć. Czemu miałaby mu nie ufać? I jeśli nie jemu, czy na całym
świecie był ktoś jeszcze, komu mogła bezgranicznie wierzyć?
Zjadła
śniadanie i wciąż tkwiąc w jego łóżku czytała tytuły wypisane na grzbietach
książek niechlujnie ustawionych na regale naprzeciwko łóżka.
–
Panienko, powinnaś wracać do swojej sypialni. – Demon podniósł wzrok znad
kartki, spoglądając na Elizabeth przez szkła delikatnych okularów.
– Ufam
ci… – powiedziała cicho, odwracając głowę w jego stronę.
Na jej twarzy rządziła powaga bez jakiegokolwiek cienia
beztroskiej dziecinności.
–
Panienko, czy wszystko w porządku? – Lokaj wstał, zupełnie porzucając dziecięce
klasówki i zbliżył się do niej.
Klęknął przed łóżkiem i dokładnie przyjrzał się dziewczęcej
twarzy. Ściągnął rękawiczkę i przyłożył nagą dłoń do jej czoła. Nie miała
gorączki, nie była bledsza niż zwykle. Uspokoił się. Przymknął oczy i łagodnie
się uśmiechnął.
– To
dla mnie zaszczyt – rzekł dźwięcznym, słodkim głosem kładąc rękę na sercu.
Elizabeth uporczywie świdrowała wzrokiem jego czarne
paznokcie. Nie widziała ich zbyt często, z wiadomych powodów było lepiej, by
nie narażał się na zbędne pytania. Nawet w posiadłości niewiele było momentów,
gdy nie miał ich na sobie. W jakiś sposób stanowiły nierozerwalną całość z jego
wykreowaną powierzchownością.
Bez
słowa przysunęła się do niego i nieśmiało wyciągnęła rękę, muskając opuszkami
palców kostki jego dłoni. Zupełny brak reakcji demona zdenerwował ją, ale
wzbudził również ciekawość. Co zrobi, gdy go chwyci? Jak się zachowa, jeśli
wtuli się w niego i powie, że jej go brakuje? Zapewne ją wyśmieje. Nie chciała
dać mu tej satysfakcji, już i tak za dobrze się bawił. Powoli zaczęła cofać
rękę, kiedy poczuła zdecydowany uścisk wokół nadgarstka. Powstrzymał ją. Była
zaskoczona. Patrzyła na niego z lekko rozchylonymi ustami, zbyt oniemiała, by
zadać jakiekolwiek pytanie.
– Spadł
ci podczas snu – wyjaśnił, wkładając w dłoń dziewczyny delikatny, srebrny
łańcuszek z ametystem.
–
Dzie-dziękuję… – zająknęła się.
Wzbierała w niej złość. Znów bawił się jej uczuciami,
wprowadzał zamęt, by nagle uciąć wszystko, zanim zdążyło się zacząć. Nie
zamierzała pozostać dłużna. Chciała wprawić go w to samo poczucie zagubienia,
pragnęła ujrzeć zaskoczenie na jego twarzy. Zacisnęła dłoń na kamieniu i
energicznie wtuliła się w klatkę piersiową kamerdynera.
Łagodny, różany zapach drażnił jej nozdrza. Zrozumiała, że
popełniła błąd. Zamiast wprawić go w zakłopotanie, pogrążała samą siebie w
zażenowaniu, którego niechybnie doświadczy, gdy tylko się od niego odsunie. Nie
miała już nic do stracenia.
–
Brakuje mi cię… – jęknęła cienkim, dziecięcym głosikiem, którzy przypomniał mu o
początkach ich znajomości.
Był rad, że nie mogła widzieć teraz jego twarzy. Delikatnie
zarumienionej, z błogim uśmiechem, tym samym, o który dziewczyna była zazdrosna
parę godzi temu. Była jak maleńki, ledwo ciepły płomień świecy, niepozorny, ale
zdolny wzniecić największy pożar. Rozpaliła ogień w jego strudzonym sercu. Objął
nastolatkę, przyciągając do siebie jakby chciał na zawsze się z nią połączyć.
Nie
spodziewała się tego. Miał się zdziwić, odsunąć od niej, ewentualnie udawać
zaskoczonego, by po chwili skomentować jej dziecinne zachowanie jedną ze stale
powtarzanych reprymend. W sytuacji zagrożenia życia, jakiejś tragedii – może
wtedy zrozumiałaby jego przyzwolenie. Jednak nie cierpiała, nie umierała, jej
życie nie straciło sensu po raz kolejny. Czemu więc? Dlaczego odwzajemnił jej
gest, wbijając broń prosto w swoje serce, kiedy wiedział, że nie miała szansy
wygrać.
–
Proszę mi wybaczyć. Zaniedbałem swoje obowiązki – szepnął z żalem wprost do je
ucha.
Usłyszała świst głęboko wciąganego powietrza. Kilka
głębokich wdechów, jakby napawał się jej zapachem. Czuła się bezpiecznie i
spokojnie. Potrzebowała jego bliskości. Tej, której brakowało jej od dawna, a o
którą w strachu przed odrzuceniem bała się prosić. W milczeniu odsunęła się od
niego delikatnie napierając dłońmi na jego tors. Nie powstrzymywał jej.
Pozwolił wyswobodzić się z objęć nawet nie zawieszając na niej ciężkiego
spojrzenia. Podniósł się i bez słowa wrócił do biurka, by dokończyć pracę. Hrabianka
wstała z łóżka i ruszyła w kierunku drzwi.
– Pójdę
już – rzuciła z największą lekkością, na jaką było ją stać, chwytając klamkę.
–
Dobrze, do zobaczenia na zajęciach, panienko – odpowiedział ciepło, nie
odwracając wzroku od kolejnej, pełnej rażących błędów kartki z tłumaczeniem
wiersza.
~*~
– Byłaś
u Michaelisa? – Elizabeth powitał oceniający głos, gdy dotknęła klamki do drzwi
sypialni sierot, z którymi mieszkała.
Po jej plecach przeszedł dreszcz. Chłopak był wyraźnie
niezadowolony. Niepewnie odwróciła się w jego stronę. Stał ze spuszczonymi
ramionami niedbale drapiąc się po głowie. Jego oczy emanowały chłodem, były
podkrążone i lekko spuchnięte, mimo to, płonąca w nich złość była niezwykle
żywa.
–
Zgadza się – odparła urażona.
Kim był, żeby oceniać jej postępowanie? Mogła robić, co jej
się podobało. Dlaczego właściwie się tym przejmował?
– Całą
noc? – drążył tym samym, mrożącym tonem.
– Nawet
jeśli, co cię to obchodzi? – denerwowała się.
Przestąpiła z nogi na nogę, drapiąc stopą swędzącą łydkę. Chłopach
westchnął. Wraz z wydychanym powietrzem, srogi wyraz opuścił jego twarz
ustępując miejsca opiekuńczemu wyrazowi zrozumienia.
–
Rozumiem cię… Tak mi się przynajmniej wydaje. Ale jesteś nieuważna. Jak zamierzałaś
się wytłumaczyć? – Przechylił głowę i skrzyżował ręce na piersi.
–
Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam – burknęła.
Pokręciła głową i wydęła usta, niezadowolona z ciągłego
komentowania jej zachowania. Najpierw Sebastian każe jej wracać, potem Seth.
Gdyby ich nie znała, pomyślałaby, że się zmówili. A przecież ona nie była
głupia, może nie zachowała wystarczającej ostrożności, ale przecież nie
wpadłaby w sytuację bez wyjścia. Wszyscy wokół niej przesadzali.
– To,
że cię kryję nie oznacza, że wszyscy nagle oślepli. Ciekawe, jak radziłaś sobie
wcześniej – zaśmiał się złośliwie, niesamowicie przypominając fioletowowłosej
kamerdynera. Nim otworzyła usta by odeprzeć jego atak, wyszedł z propozycją:
– Chcesz zapalić?
Poklepał się po kieszeni, w której Lizz dostrzegła prostopadłościenny
zarys tekturowej paczki. Przez chwilę się wahała, wyobrażając sobie reakcję lokaja,
kiedy wyczuje od niej tytoniowy dym, ale przystała na propozycję śniadego
kolegi. Było w paleniu coś, co pozwalało jej się rozluźnić w nieznany dotąd
sposób. Z każdym zaciągnięciem czuła przepływający przez ciało bezwład, lekkie
zawroty głowy. Żadne z nich nie było na tyle silne, by straciła równowagę, za
to przez ułamki sekund, czuła się wolna od ciała. Dlaczego więc tego nie powtórzyć?
Kiedy zamkną te sprawę nie będzie miała okazji zapalić, chęci pewnie też nie.
Mimo całej przyjemności, towarzyszący jej zapach do najmilszych nie należał.
Chłopak
zaprowadził hrabiankę na koniec korytarza do jednego z wolnostojących pokoi.
Wewnątrz, oprócz okna nie było niczego. Żadnych bibelotów ani mebli, jedynie
wirujące w powietrzu drobinki kurzu błyszczące w promieniach słońca z trudem
przedzierających się przez szpary w drewnianej rolecie. Złotooki odpalił
papierosa i wręczył go koleżance, najwyraźniej uważając swój gest za objaw
kultury.
–
Savoir vivre palenia papierosów – zaśmiała się wciągając powietrze przez filtr.
Gyaaaah! *^^*
OdpowiedzUsuńZa słodkie... Cudne, słodkie xD Matko, aż mam wypieki na twarzy! :33 Ja chce więcej!! Jak ja w przyszłą środę przeżyję bez tego???
Ale przy "zgubiłeś herbatę? Na to wygląda" prawie spadłam pod stół xD
Miałam nadzieję, że zgubienie herbaty się Wam spodoba. :3
Usuń*Zszokowana wciąga powietrze* Piekielnie dobry lokaj coś zgubił? No tego się nie spodziewałam. Jeszcze chwila i po powrocie do posiadłości, zamiast o 15.00 poda obiad o 15.05.
OdpowiedzUsuń"- Zgubiłeś herbatę?
- Na to wygląda."
Prawie pękłam ze śmiechu xD
Lizzy i Seth cóż, mam wrażenie, że okażą się rozdzielonym w dzieciństwie rodzeństwem, ale i tak ich szipuję. Zastanawia mnie, co by Sebastian zrobił gdyby zostali parą.
Rozdział jak zwykle świetny, tylko tak naprawdę to już od końca poprzedniego tomu mam wrażenie, że Sebastian staje się trochę nazbyt ludzki? Nie wiem jak to określić. Motyw z tym, że zakochał się w Elizabeth jakoś mi nie pasuje do obrazu tego demona z mangi/anime, któremu zależy tylko na duszy, ale to Twój blog, ja nie mam nic do gadania i mam nadzieję, że Cię nie uraziłam, bo piszesz naprawdę coraz lepiej. Zobaczymy co dalej. Zazwyczaj nie komentuję, bo się boję, że się zbłaźnię, ale wiedz, że masz więcej niż trzech czytelników ;)
Wybacz, odpowiedź mi się nie dodała xD
UsuńBardzo się ciesze, że wyszłaś z cienia, to wiele dla mnie znaczy, wiedzieć, że jest Was więcej. I nie martw się, nie uraziłaś mnie. szanuję każdą opinię czytelników, bez względu na to, czy jest pochlebna, czy też nie, każda coś wnosi i daje wiedzę, jak powinnam pisać dalej.
Cieszę się niezmiernie, że podoba Ci się blog, a jeśli chodzi o relację SebaxLizz przewiduję parę plottwistów, dlatego nie martw się. Myślę, że jeszcze nie raz Cię zaskoczę, taką mam przynajmniej nadzieję :)
Rozdział genialny. Tylko tyle mogę powiedzieć. Po prostu Aaa! Aż zapomniałam o całym świecie xD
OdpowiedzUsuńPodobała mi się strasznie ta scena, gdzie połączyłaś dzicinną i "dorosłą" Elisabeth. Ugh *^*
Tylko tak dalej! :D
Zapraszam wieczorem na kolejny rozdział, bo na razie nie ma tam zbyt wiele xDD
http://kuroshitsuji4ever.blogspot.com/2015/04/xix.html
Już biegnę czytać, wczoraj byłam padnięta xD
UsuńJej, tak się cieszę, że podoba Wam się moja ulubiona scena, no nie mogę z tego ^^
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o nie chłopaki zostali wytypowani, Sebciu musisz ich przypilnować, a właśnie jakoś nie mogła by im pomóc jak już zagadka będzie rozwiazana i winny złapany...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia