Zaczyna się sesja zaraz. Więc mam mało czasu. Właściwie wcale nie mam go mało, ale takie mam wrażenie.
W każdym razie.
Jest rozdział, a weny na komentarz nie ma, bo się nie wyspałam :P
W każdym razie.
Jest rozdział, a weny na komentarz nie ma, bo się nie wyspałam :P
================
– Co w takim razie chciałabyś założyć? – zapytał zaciekawiony.
Chciała odpowiedzieć, że najchętniej zostałaby w tym w czym
właśnie siedziała, ale wiedziała, że nie było na to szans. Nie miała gorączki,
a skoro nie była chora, kamerdyner nie miał żadnego powodu, by jej pobłażać.
Bądź co bądź, szlachciance wypadało się chociaż przebrać, nie wspominając o
tym, że zawsze powinna wyglądać nienagannie – jednak to lokaj już w zupełności
sobie odpuścił. Liczył na to, że nastolatka w końcu sama do tego dojrzeje.
– Ten
wielki, czarny sweter – odpowiedziała, wskazując palcem górną półkę szafy.
Sebastian skinął głową i wyciągnął ciepłe, wełniane okrycie.
Nie był pewien skąd pochodziło, ani gdzie je znalazła, ale jedno było pewne –
było ciepłe. Ucieszył się na myśl, że chociaż tym razem nie będzie musiał tak
skrzętnie pilnować, by nie zmarzła.
Pomógł
jej się ubrać i wyszedł z pomieszczenia. Było sporo rzeczy, którymi musiał się
zająć. Przygotowanie należytego posiłku, który wynagrodzi dziewczynie brak
śniadania, ciągłe pilnowanie służby i trzymanie nowego pracownika z dala od
Elizabeth. To ostatnie zdawało się być jego priorytetem. Nie chciał, by
przebywali razem, na pewno nie sami. Widział, że cokolwiek działo się między
nimi, miało niepokojący wpływ na jego młoda panią. Kompletna zmiana, która
zaszła w chłopcu odkąd zabrali go ze sobą z przytułku, dodatkowo go niepokoiła,
jednak nie mając żadnego konkretnego powodu nie chciał niepotrzebnie denerwować
nastolatki. Wciąż miał na uwadze stres, którego doświadczyła niespełna dwie
doby wcześniej. Widok, który ponownie otworzył wrota paraliżującego strachu
mógł nieść ze sobą poważne konsekwencje.
~*~
Dziewczyna siedziała w miękkim
fotelu niedaleko kominka, z zamyśleniem spoglądając przez okno na hulającą śnieżycę.
Szum wiatru i ponura kolorystyka wprawiły ją w dziwny stan zamyślenia i
odprężenia. Przymknęła oczy. Przez gęste rzęsy widziała jedynie jasne plamy,
które z czasem zaczęły przybierać rozpoznawalne kształty. Widziała Sebastiana
ubranego w śnieżnobiałą koszulę. Siedział na łóżku, pochylając się nad nią. W
końcu przyciągnął ją do siebie i mocno objął. Po chwili ich usta złączyły się w
pocałunku. Obserwowała tę scenę nie wiedząc, czym tak naprawdę była. Miała
wrażenie, że to jej wspomnienie, ale coś takiego nie było przecież możliwe.
Gdyby do tego doszło, pamiętałaby. Poczuła zimny dreszcz przebiegający wzdłuż
kręgosłupa.
– Niemożliwe! – krzyknął głos w jej
głowie, kiedy logika podpowiedziała, że jeśli nie było to wspomnienie, to
musiało być pragnienie.
Myśl, która początkowo wywołała w niej zgrozę, z każdą chwilą
zadamawiała się w odmętach świadomości. Przestawała wzbudzać zaskoczenie. Nastolatka
przyznała przed samą sobą, że właściwie była całkiem przyjemna.
–
Panienko. – Głos kamerdynera wyrwał ją z zamyślenia.
Zawstydzona podskoczyła na krześle i momentalnie zalała się
rumieńcem. Przetarła twarz, z nadzieją że wypieki na policzkach demon przypisze
podrażnieniu skóry. Nie mogła przecież powiedzieć mu o czym myślała. Wykpiłby
ją i wprawił w jeszcze większe zakłopotanie. Poza tym… Musiała zrobić wszystko,
by nigdy się w niej nie zakochał. Opowiadanie takich rzeczy może nie
rozbudziłoby w demonie nagłej żądzy, ale na pewno nie oddalałoby
fioletowowłosej od potencjalnego zagrożenia. Dla dobra swojego, a przede
wszystkim dla dobra Sebastiana, nic nigdy nie mogło między nimi zaistnieć.
– Coś
się stało? – zapytała, udając znudzenie.
– Od
godziny bez ruchu wpatrujesz się w przestrzeń, czy wszystko w porządku? –
zapytał, delikatnie się nad nią pochylając.
Ciało dziewczyny zareagowało na jego bliskość nerwowym
spięciem mięśni. Poczuła, że drży. Zakłopotanie i dziwne uczucie w okolicach
brzucha, którego przyczyny nie potrafiła określić, wyprowadzało ją z równowagi.
Dlaczego czuła się przy nim w ten sposób? Dlaczego podświadomość obdarowała ją
taką wizją? Nie chciała się trząść i czerwienić, niczym zalotki na balach,
które nieomal mdlejąc z zachwytu, teatralnie wpadały w jego ramiona. Uważała,
że to straszliwie żenujące.
Obróciła się w fotelu, odsuwając od niego twarz. Zerknęła na kominek i przez chwilę zastanawiała
się, czy zadać pytanie, które raz na zawsze rozwiałoby jej wątpliwości.
– Mam
wrażenie, że o czymś zapomniałam – rzekła jedynie.
–
Zapomniałaś?
– Tak.
Jakby ktoś odebrał mi część wspomnień – kontynuowała.
Przypomniała sobie kilka podobnych sytuacji. Dziwne obrazy
przed oczami, których nie pamiętała, chociaż wydawały się tak bliskie, jakby
dopiero, co sama je przeżywała.
–
Obrazy przywołujące uczucia, jakby pokazywały moją przeszłość. A jednak… Nie
pamiętam ich – dokończyła i spojrzała w szkarłatne tęczówki demona.
Po chwili skarciła się w myśli. Przez moment miała nadzieję,
że lokaj będzie w stanie to wyjaśnić. Ale skąd istota, która z natury miała
nigdy nie czuć, mogłaby zrozumieć chociaż w połowie, o czym mówiła?
– To
nie wszystko – bardziej stwierdził, niż zapytał.
Jego słowa wywołały w Lizz zdziwienie. Skąd wiedział, że
jest coś jeszcze? Czy naprawdę tak łatwo było ją rozszyfrować?
– Nie –
przytaknęła. – Mam złe przeczucie. Nie ma konkretnego powodu, ale zwyczajnie
czuję, że coś się wydarzy – szepnęła, poważniejąc.
Dzielenie się z kamerdynerem przemyśleniami i emocjami
przychodziło jej tego dnia niezwykle łatwo. Mimo, że wciąż nie chciała, i nie
mogła, opowiedzieć mu o ostatniej wizji, opisanie czegoś tak prostego jak
irracjonalne poczucie lęku sprawiło, że poczuła się bezpieczna. Nawet, jeśli
jej obawa była tylko głupim psikusem umysłu, to świadomość, że jej obrońca
będzie miał się na baczności, gotowy, by w każdej chwili ruszyć na ratunek, dawała
ukojenie i uciszała irytujące myśli.
–
Wiesz, właściwie chciałam mieć dzisiaj lekcje. – Ponownie zmieniła temat.
– Jeśli
chcesz…
– Nie –
przerwała mu.
Zamilkł posłusznie i bacznie przyglądając się konsternacji
na twarzy hrabianki, oczekiwał na odpowiedź.
Chciała
spędzić z nim trochę czasu. Nie na nauce, treningach czy podczas śledztwa dla
królowej. Chciała spędzić z nim czas tak, jak spędzają go przyjaciele. Bez
zbędnych pretekstów, bez podtrzymywania konwencji pan-sługa. Nie wiedziała
jednak, jak demon zareaguje na taką propozycję, dlatego w milczeniu myślała nad
odpowiednim sformułowaniem, które nie pozwoli mu się wycofać. Z drugiej strony
pragnęła, by zgodził się z własnej chęci, nie z przymusu.
–
Napiłabym się herbaty – rzuciła lakonicznie, opierając głowę na dłoni.
– W
takim razie za chwilę ją panience przyniosę – odparł życzliwie, po czym
odwrócił się i ruszył w stronę kuchni.
– W
towarzystwie – dodała cicho, słysząc otwierające się drzwi.
Kilka kolejnych sekund zdawało się dłużyć niczym wieczność. Przyspieszone
bicie serca, nierówny oddech, spięcie mięśni i nagłe zażenowanie, które
wywołało wypieki na jej twarzy. Bała się odpowiedzi. Uczucie bliskości i
rozpaczliwej potrzeby obcowania z nim jak z równym sobie było tak silne, że
jego odmowa mogła doszczętnie ją zdruzgotać. Ryzykowała – dobrze znała jego
podejście, spoufalanie się ze służbą było czymś, co nie przystawało prawdziwej
szlachciance. Jednak, czy połowa ich relacji nie łamała tej konwencji? Nie
widział tego, czy próbował sobie wmawiać? A może liczył na to, że ona tego nie
dostrzegała? Chociaż starali się trzymać sztywnych granic obowiązujących
konwenansów, demon i jego właścicielka – oboje tylko odgrywali swoje rolę w
szlacheckim społeczeństwie, a przecież nie mogli robić tego bez końca.
Poza tym, czy nie mówił, że zrobi wszystko?
– Yes,
my lady – rzekł donośnie, jakby chciał mieć pewność, że wyraźnie go usłyszy.
Jakby słyszał walące w jej piersi serce. Słysząc ton głosu mężczyzny
dałaby sobie rękę uciąć, że uśmiechał się półgębkiem ze złośliwą satysfakcją.
Demona zniknął za drzwiami, a szlachcianka odetchnęła z
ulgą. Obróciła się w fotelu i chwyciła dłońmi przydługie rękawy swetra. Ogarnęła
ją radość dająca nagły przypływ energii. Miała ochotę tańczyć, ale
powstrzymywała się wiedząc, jak idiotycznie by to wyglądało, gdyby ją zauważył.
Zamiast tego, wstała i rozejrzała się po wnętrzu pomieszczenia. Był to największy
z salonów, powierzchnią dorównujący ogromnej jadalni. Mimo imponującej
przestrzeni wydawał się niezwykle przytulny. Pamiętała, jak pewnego dnia
poprosiła Sebastiana, by zadbał o wygląd tego wnętrza.
– Sebastian – zaczęła, trzymając się blisko
jego boku, onieśmielona rozglądając się po ogromnym pomieszczeniu, którego
pustka napawała ją negatywnym uczuciem, którego nie umiała nazwać.
Czuła jedynie spowijające serce zimno, kiedy wodziła
oczami po błękitnych siedziskach nieopodal kominka. Pustych siedziskach, które
zazwyczaj zajmowane były przez jej rodziców i ich przyjaciół. Ogromne
pomieszczenie, które rzadko kiedy bywało ciche. Odkąd powróciła do domu w
towarzystwie odzianego w czarny frak demona w ludzkiej skórze, była tutaj tylko
dwa razy. Nie potrafiła poczuć się komfortowo w miejscu, które tak boleśnie
przypominało o tym, co straciła. Sypialnię rodziców postanowiła zostawić
nietkniętą, ale to miejsce… Ono nie mogło zostać całkowicie wyłączone z użytku.
– Słucham, panienko? – odparł
życzliwie, opuszczając głowę, by zerknąć w jej wielkie, błyszczące błękitem
oczy.
Ich kolor do złudzenia
przypominał obicia zdobionych foteli, jakby inspiracją ich barwy były tęczówki
ukochanego dziecka właścicieli.
Dziewczynka zawahała
się. Zacisnęła drobne pięści i napinając mięśnie wyrzuciła z siebie, zamykając
oczy:
– Przez to pomieszczenie jestem
smutna. Zmień to! – Wzięła kilka głębokich oddechów i niepewnie otworzyła oczy.
Ujrzała uśmiechniętą
twarz swojego obrońcy. Jego ciepłe spojrzenie uspokoiło ją. Chwyciła rękaw
marynarki i wtuliła się w rękę demona. Stęknął rozbawiony.
– Yes, my lady – odpowiedział
uroczyście.
– Masz jakieś specjalne
życzenia, co do jego wyglądu? – zapytał po chwili, kiedy dziewczynka poczuła
się pewnie i puściła jego dłoń.
– Chciałabym, żeby fotele ojca zostały, tylko… Były inne – próbowała
wyjaśnić, o co jej chodzi.
Demon zaśmiał się
cicho. Jej nieporadność go bawiła i rozczulała. Delikatne dziecko, które nie
było nawet w stanie nazwać swoich uczuć i zdefiniować oczekiwań, zupełnie
niepozorne. Kto przypuszczałby, że będzie w stanie usidlić demona i
zainteresować go swoją duszą? Dziecko, które mimo tylu traumatycznych przeżyć,
wciąż potrafiło odnaleźć w sobie pierwotną niewinność.
– Jaki kolor lubisz najbardziej?
– zapytał.
– Czerwony i czarny i fioletowy
i ten taki brązowy, taki jasny jak toffi – obrzuciła go listą barw.
– Beżowy? – Czerwonowłosa
dziewczynka przechyliła głowę, patrząc na demona z niezrozumieniem.
– O, taki! – krzyknęła nagle,
wskazując palcem strój kobiety na malowidle wiszącym na ścianie naprzeciwko
nich.
– Rozumiem – powiedział,
uspokajając ją gestem dłoni. – Panienko, proszę iść do biblioteki.
Przygotowałem dla ciebie lekturę na dzisiejszy dzień. Zawiadomię cię, kiedy
skończę – dodał i otworzył przed dzieckiem ciężkie, drewniane drzwi.
Szlachcianka
przeszła kilka metrów i stanęła naprzeciwko kominka, przyglądają się refleksom,
które ogień rzucał na gładki blat dębowego, niskiego stolika. W powietrzu
unosił się przyjemny zapach cynamonu – uwielbiała, kiedy zastępował dorzucanie
ziół do ognia, cynamonowym drewnem. Jego słodki zapach kojarzył się hrabiance
ze spokojnymi, radosnymi chwilami, przepełnionymi miłością – ze świętami z
dzieciństwa, a także – czego nie powiedziałaby demonowi – z momentami, gdy
przychodziła do kuchni, by pomóc mu piec ciasto. Wiedziała, że tego nie lubił.
Była mu wdzięczna, że cierpliwie wytrzymywał jej pytania i pozwalał sobie
„pomagać”, co jedynie wydłużało proces przygotowywania deseru. Nawet nie zdawał
sobie sprawy, jaka była się szczęśliwa, mogąc wbić kilka jajek do miski,
dorzucić mąki, brudząc przy tym wszystko wokół, czy wyjadać palcami resztki
surowego ciasta z miski. „To nie wypada” – jego słowa przewijały się we wszystkich
tych wspomnieniach, jednak jedyne, co ze sobą niosły, to rozbawienie. Zmarszczone
czoło i poważne spojrzenie, na które dziewczyna reagowała głośnym śmiechem, nie
raz rzucając mu w twarz trzymany pod ręką półprodukty ciasta.
– Panienko. Skończyłem odnowę salonu –
poinformował demon, wchodząc do biblioteki.
Dziewczynka odłożyła
książkę na stół i pobiegła w jego stronę. Zaszedł jej drogę, powstrzymując
przed dalszym biegiem.
– Przeczytała panienka książkę?
– Ach! – jęknęła niezadowolona.
– Przeczytałam, ale nie podoba mi się, jest smutna i głupia. – Skrzywiła się. –
Jeśli dwoje ludzi się kocha, to nie ma siły, która może ich powstrzymać. Nikt
nie powinien tego robić! – krzyknęła, komentując poczynania bohaterów Romea i
Julii.
Demon uśmiechnął się
pobłażliwie i odsunął się, pozwalając dziewczynce przejść.
– Nie ma siły, która może ich
powstrzymać… – Elizabeth zakręciło się w głowie.
Wspomnienie słów, które wypowiadała z niewinnym przekonaniem
o ich prawdziwości, na chwilę ścisnął za serce, uniemożliwiając nabranie oddechu.
Zastanawiała się, co tak bardzo zmieniło się od tamtej chwili. Czy to
doświadczenie otworzyło jej oczy na otaczający świat, rozmywając złudne
wyobrażenia? Czy może zwyczajnie straciła wiarę w potęgę szczerych intencji?
– Łał! Jest taki… Idealny! – krzyczała
podekscytowana, biegając po wnętrzu salonu, który ledwo rozpoznawała.
Chłodne odcienie
błękitu zastąpiły ciepłe czerwienie i beże. Brudnoczerwone obiciami mebli z
ciemnego drewna doskonale kontrastowały z jasnym brązem stołu. Ściany, dywany,
malowidła i dekoracje – wszystko idealnie ze sobą współgrało, tworząc z
pomieszczenia swoiste dzieło sztuki dekoratorskiej. Czerwonowłosa dziewczynka
podbiegła do fotela, w którym zawsze siadał jej ojciec.
– To ciągle ten sam fotel? –
zapytała z niedowierzaniem.
– Oczywiście. Tak jak prosiłaś,
zostawiłem wszystkie meble – odpowiedział dumny z olśnienia, jakie wywołał w
dziecku.
– Trudno uwierzyć… Ale, masz
rację – szepnęła, dotykając opuszkami palców skazy na drewnianej ramie oparcia.
– Naprawdę trudno w to
uwierzyć… – szepnęła fioletowowłosa nastolatka, gładząc dłonią tę samą skazę na
drewnie.
Przyjemnie wspomnienia zdawały się otulać ją ciepłymi
ramionami. Uśmiechała się pod nosem, chłonąc każdy, niemal magiczny bodziec,
który do niej docierał.
~*~
Demon
zmierzał do kuchni, bijąc się z uporczywymi myślami. Większość z nich niosła ze
sobą nadzieję. Wiedział, że to tylko kolejne życzenie, że nie ma ku temu
żadnych przesłanek, tak samo jak za każdym razem, ale nie potrafił odebrać
sobie wiary. Chciał, by pamiętała. Jej słowa dodatkowo utrudniały mu
uspokojenie serca.
– Jakby ktoś odebrał ci przeszłość, Elizabeth?
Czyżby to było możliwe? Czy kiedykolwiek sobie przypomnisz? Czy będziesz w
stanie mi wybaczyć? – Zatrzymał się przed drzwiami dzielącymi go od kuchni,
tempo wpatrując się w drewniane pręgi.
Jak mógł marzyć o tym, że wybaczy mu coś takiego? Że
zrozumie, czemu to zrobił? Musiałby wyjawić jej całą prawdę. I tak wiedziała
już zbyt wiele. Wiedziała, że może czuć. Wiedziała, że jeśli się o tym dowie,
jej życie będzie w niebezpieczeństwie. Ale on odebrał jej coś dużo ważniejszego
niż same wspomnienia. Wraz z nimi, pozbawił jej świadomości swoich uczuć. Tego
nie będzie mogła mu wybaczyć. Jak by mogła? Bez względu na to, jak rozsądne były
jego pobudki, wiedział, że dziewczyna nie będzie w stanie tego zaakceptować. Więc
czemu wciąż pragnął, by pamiętała? Czy dalej zależało mu na spojrzeniu pełnym
miłości, czy czekał na karę, która go czeka? Niegodny, by kiedykolwiek
doświadczyć szczęścia, czuł się winny. Mimo cierpienia, które przynosił ze sobą
każdy dzień, wciąż mógł być blisko niej, mógł się nią opiekować – nieustannie
odczuwając szczęście, które dawało mu siłę, by zmagać się z bólem, który był mu
tak obcym. Z bólem duszy.
Wszedł
do środka. Przy stole siedziała wyraźnie znudzona czwórka służących.
– Skoro
macie czas, żeby się nudzić, może zabralibyście się do pracy? – powiedział
groźnie.
Pokojówka wzdrygnęła się, delikatnie chowając się za
ramieniem Thomasa. Tay i Seth siedzieli bez ruchu, czekając na rozwój wydarzeń.
–
Zrobiliśmy, co kazałeś – odparł zadziornie kucharz.
–
Doprawdy? – W głosie Sebastiana nie trudno było dostrzec rosnącą irytację.
Nikt nie odważył się odpowiedzieć, jedynie śniady chłopiec
zachichotał pod nosem, co spotkało się z karcącym spojrzeniem pozostałej
trójki.
– W
takim razie… – kontynuował demon. – Thomas, zajmij się porządkami w spiżarni. Tay, podlej i odkurz rośliny, rozpal w kominkach. Jeanny… Razem z Sethem macie
odkurzyć wszystkie sypialnie na piętrze. Umyjcie także okna. Kiedy skończycie,
będę miał dla was kolejne zadania – rozkazał stanowczo i mijając ich, zabrał
się za przygotowywanie herbaty.
Za plecami usłyszał niezadowolone jęki pracowników, którzy,
niezwykle się ociągając, opuścili pomieszczenie.
– O co ci tak naprawdę chodzi Elizabeth? – zastanawiał się, wybierając zastawę.
Aww, ten rozdział był taaaaki słodki <3 <3
OdpowiedzUsuńKocham takie momenty, kiedy piszesz tylko o Lizz i Sebie. Tylko tak na wstęp:
"Opowiadanie takich rzeczy może nie rozbudziłoby w demonie nagłej rządzy, "
Czy "żądzy" nie pisze się w ten sposób? Bo w słowniku jest właśnie tak :3
Oho, Lizz ma przeczucie czegoś złego, hm? Ciekawie, ciekawie :D
:* buziaki, do jutra, bo myślę, że wtedy coś dodam.
Masz rację, jest żądzy, ale Word mi nie podkreśla tego i przeoczyłam xD Rób będę nieprzytomna (y) A potem słuchaj narzekań ludzi, jak to spali po 10 godzin i są niewyspani -_-
UsuńHeh, strasznie przyjemnie mi się ten rozdział czytało :) Jestem lekko podirytowana postacię Setha, ale to wprowadza taki smaczek x3 (jeśli wiesz, o co mi chodzi)
OdpowiedzUsuńA mała Elisabeth jest dla mnie taka słodka >w< Każda retrospekcja z nią, to u mnie jedno wielkie "awww"
Hmm, znowu zniknęłam. Wybaczysz mi? Dopiero dzisiaj wstałam z łózka, bo strasznie mnie rozłożyło .-. Biorę się za pisanie, bo mam zaległości! Jak jutro nie dodam rozdziału, to masz mi dać kopa w tyłek, ok? ^^
Oczywiście, że Ci wybaczam <3 Ale się martwiłam trochę. Dobrze, że wracasz. Zdrowia! Oddam Ci swoje :P
UsuńCieszę się, że masz to "aww" prxy retrospekcjach, uwielbiam je strasznie i to super, że wychodzą talie flufiaste, jak zakładałam <3
Mam nadzieję, że nie będę musiała Cię kopać, ale na wszelki wypadek rozgrzeję nogę xD
Pozderki :*
XDD Liczę na Ciebie!
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, te wspomnienia z przeszłości Lizz, jak jeszcze była małą dziewczynką ta radość, i jeszcze te rozmyślania Sebastiana...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia