Nawet nie będę mówić, co u mnie, bo rzygać mi się chce na samą myśl o tym, więc po prostu pożyczę Wam miłej lektury:
Życzę Wam miłej lektury!
==============
Życzę Wam miłej lektury!
==============
Pierwsze promienie słońca, zwiastujące nastanie kolejnego
dnia ,wdarły się przez zasłaniające okna, kremowe firany wprost do sypialni na
parterze, subtelnym blaskiem budząc pogrążoną w kranie snów blondynkę.
Dziewczyna jęknęła pod nosem i otworzyła oczy. Obróciwszy się na drugi bok,
powiodła wzrokiem po komodzie z ciemnego drewna i utkwiła nieprzytomne
spojrzenie w tarczy niewielkiego zegarka stojącego na blacie. Minęło kilka
sekund nim jej zaspany umysł przetworzył to, co ujrzała. Kiedy tylko
zorientowała się, jak bardzo jest spóźniona, nerwowo poderwała się z łóżka,
założyła ubranie i niedbale związując granatową wstążką lśniące, jasne włosy,
wybiegła na korytarz i rozpaczliwie pognała do kuchni.
Wewnątrz pomieszczenie zastała krzątającego się kucharza
oraz młodego kamerdynera, który siedząc niedbale przy stoliku, stukał spodem
noża o kant oparcia krzesła. Wzrok obojga mężczyzn utkwił na jej zarumienionej
twarzy. Doprowadziła oddech do równowagi i wykończona biegiem, opadła na
krzesło obok Taia.
–
Wybaczcie, zaspałam! – przyznała podniesionym głosem.
– Nie
przejmuj się. Dziś i tak nie ma wiele roboty – mruknął lokaj.
Od razu było widać, że coś go martwi. Pokojówka rozejrzała
się po wnętrzu pomieszczenia. Miał rację, wszystko było gotowe. Lekkie
śniadanie dla panienki Elizabeth, mięso w zaprawie na obiad, a nawet skromny
deser – wszystko już przygotowali, a spóźniła się zalewie godzinę. Przez chwilę
poczuła się tak, jakby poprzedni kamerdyner wciąż był na miejscu. Tak, jakby
nigdy nie odszedł.
– W
takim razie, zajmę się sprzątaniem – zaoferowała, podnosząc się z krzesła.
– Nie
trzeba. – Zatrzymał ją Tai, delikatnie unosząc dłoń dzierżącą sztuciec.
Dziewczyna niepewnie przewróciła oczami i spojrzała pytająco
na Thomasa.
–
Powiedział, że nie trzeba, Jeanny – upomniał ją mężczyzna, wymownie wskazując
wzrokiem markotnego bruneta.
Dopiero wtedy dziewczyna zorientowała się, w jakim był
stanie. Ciągnące się do połowy policzków, sine cienie pod oczami, niedbale
zaczesane włosy i wymięty kołnierzyk koszuli wskazywały na to, że przez całą
noc nie zmrużył oka. Najwyraźniej coś nie dawało mu spokoju, a bezsenność
wykorzystywał w niezwykle produktywny sposób.
Jenny czuła, że musi coś z tym zrobić. Nie mogła pozwolić,
by kolejna, ważna dla niej osoba, członek rodziny, podupadł na duchu. Zbyt
wiele cierpienia przewinęło się przez gmach posiadłości Roseblack w ciągu
ostatniego roku.
Przysunęła się do chłopaka i delikatnie dotknęła dłonią jego
ramienia.
– Lizz
powoli wraca do siebie. Niedługo na pewno wypuści Tomoko, nie martw się –
pocieszyła go.
Trafiła w czuły punkt. Chłopak zadrżał na sam dźwięk imienia
japońskiej księżniczki. Nie potrafił przestać o niej myśleć. O niej i o
niesprawiedliwości, która ją dotknęła. Przecież nie była niczemu winna.
Przecież nie zrobiła nikomu krzywdy. Przecież nie mogła odpowiadać, za czyny
ojca. Przecież… Była przyjaciółką Elizabeth. Jak młoda szlachcianka mogła
potraktować w ten sposób kogoś, kto był jej tak bliski?
– Pójdę
zanieść jej śniadanie – odparł brunet.
Wstał, chwycił stojącą na blacie, srebrną tace i nie
nawiązując kontaktu wzrokowego, wyszedł z kuchni, kierując się wprost do
piwnicy, która przez ostatnie pół roku była domem Tomoko.
– Naprawdę
myślisz, że ją wypuści? – zagadnął po chwili Thomas, upewniając się, że Tai
odszedł na tyle daleko, by nie miał prawa słyszeć ich rozmowy.
– Tak
myślę – przytaknęła z pewnością. – Przecież panienka nie robi tego z
nienawiści. Ona po prostu się zagubiła – tłumaczyła łagodnie, jakby naprawdę
rozumiała uczucia swojej pani.
Thomas prychnął mimowolnie i spłoszony spuścił wzrok. Było
mu wstyd tej reakcji. Nie żywił urazy do Elizabeth i życzył jej wszystkiego, co
najlepsze, ale nie rozumiał jej decyzji. Sam załątwiłby sprawę inaczej. W rozwiązaniu
wybranym przez hrabiankę dostrzegał sporą dozę dziecinnego nieobeznania.
– Straciła
ukochanego. Nie jesteś w stanie tego zrozumieć – dodała twardo Jeanny,
niezadowolona z reakcji współpracownika.
– Kogo,
Sebastiana? – zdziwił się kucharz. – Co ty pleciesz?
–
Czasami jesteś kompletnym idiotą – zaśmiała się blondynka. – Oczywiście, że
pana Sebastiana. Ona kochała go od zawsze. Kiedy zobaczyłam ich razem,
pierwszego dnia pracy, od początku wiedziałam. – Zaczęła wspominać. – Pan
Sebastian znalazł mnie na jednej z uliczek przy dokach. Widział, jak pozbyłam
się napastników. Przygarnął mnie, mówiąc, że ma dla mnie pracę. Zabrał do domu,
nakarmił, ubrał, a potem zaprowadził do pokoju panienki Elizabeth. Miała wtedy
niespełna jedenaście lat. Na mój widok odruchowo chwyciła mankiet jego koszuli.
Już wtedy wiedziałam, że tylko jemu potrafi zaufać.
– Nigdy
wcześniej o tym nie opowiadałaś… – zauważył Thomas.
Odszedł od lady i usiadł na krześle, które niedawno zajmował
młody kamerdyner. Jeanny uśmiechnęła się do niego, opierając łokcie na stole.
Splotła dłonie, tworząc z nich niewielki koszyczek, w który wpasowała brodę.
– Nie
było okazji. Poza tym, to nie jest radosna historia.
– Żadna
z nich nie była – prychnął mężczyzna, odpalając papierosa.
Pokojówka wyciągnęła skręta z jego dłoni i zgasiła go o
podeszwę buta.
– Nie
pal wewnątrz – pouczyła go.
Mężczyzna przewrócił oczami z niezadowoleniem i gestem dłoni
dał młodej służącej znać, by kontynuowała swoją opowieść.
– Kiedy
podeszłam do czerwonowłosej, potarganej dziewczynki ubranej w podarte spodenki
i zabłoconą koszulkę, na którą narzuconą miała zdecydowanie za dużą koszule, od
razu wiedziałam. Widziałam w jej oczach, jak bardzo mu ufała i kochała go. Nocne
strojepanienki Elizabeth to nic innego jak koszule pana Sebastiana, naprawdę
nigdy się nie zorientowałeś? – zapytała zaintrygowana pokojówka.
Thomas podrapał się po głowie.
– Gdy
teraz o tym mówisz… To rzeczywiście miałoby sens.
– Nie
wiedziałam, jak się zachować. Miałam wtedy niespełna piętnaście lat.
Pomyślałam, że powinnam podać jej rękę. Wtedy dziewczynka zaczęła krzyczeć i
się trząść. Schowała się za pana Sebastiana i wrzasnęła, że to był zły pomysł i
że nie chce, by w posiadłości był ktokolwiek oprócz niego. Wtedy pan Sebastian
klęknął przed nią i oparł dłonie na jej ramionach. Nigdy tego nie zapomnę.
Patrzył na nią, dotykał jej, a ona momentalnie się uspokoiła. Potem
wytłumaczył, że potrzebuje pomocy, bo nie jest w stanie sam wszystkiego
doglądać. Potem razem z panienką Elizabeth zaprowadzili mnie do sypialni.
Przerwała opowieść ,wstając od stołu. Podeszła do zlewu i
nalała wodę do szklanki, po czym wróciła na swoje miejsce i z melancholijnym
uśmiechem na ustach, kontynuowała.
– Nim się zjawiłeś, pan Sebastian właściwie
bardziej się mną opiekował, niż był mi szefem. Nauczył mnie, jak powinnam
sprzątać. Pokazał, jak ugotować kilka prostych potraw, jak zawiązać
samodzielnie fartuszek. Zawsze czułam między nami dystans, ale był niezwykle
miły i cierpliwy. Zarówno dla mnie, jak dla panienki Elizabeth, a dobrze wiesz,
jak męcząca potrafiła czasami być – zaśmiała się, wspominając.
– Jak
wtedy, gdy niemal spaliła całą kuchnię i siebie żywcem, bawiąc się jednym z
miotaczy ognia? – wtórował Thomas.
– Mina
pana Sebastiana do tej pory nawiedza mnie w snach.
– Czy
wyście powariowali! Panienko, proszę puścić ten miotacz ognia. A wy, macie tu
posprzątać, policzę się z wami później! – przedrzeźniał kucharz.
W jego oku zakręciła się łza. Stare, dobre czasy, kiedy nikt
nie spodziewał się, że wszystko skomplikuje się do tego stopnia.
– Dbał
o mnie i o panienkę. Jej dobry zawsze było dla niego najważniejsze. Nawet,
kiedy się denerwował. To wszystko miało jej pomóc. W końcu sama to dostrzegła,
a niedługo potem… Niedługo potem, pan Sebastian nas opuścił. Patrząc przez tyle
lat, jak panienka Elizabeth się do niego przywiązuje, nie dziwię jej się. Mi
też brakuje pana Sebastiana.
Jeanny posmutniała. Opuściła
głowę i przygryzła dolną wargę, próbując powstrzymać zbierające się w kącikach
oczu łzy. Nie mogła sobie pozwolić na słabość. Pod nieobecność Sebastiana
spoczywał na niej obowiązek opieki nad szlachcianką. W końcu, jako jedyna była
w stanie zrozumieć uczucia nastolatki i chociaż jej kompetencje w zawodzie
pokojówki dalekie były od ideału, emocjonalnie tylko ona jedna potrafiła
wesprzeć Elizabeth.
Nim dwójka służących zdążyła pogrążyć się w grobowych
myślach, do kuchni wbiegł zdyszany kamerdyner.
–
Przyjechał panicz Timmy! – wydyszał, z trudem łapiąc oddech.
– Razem
z opiekunką?! – przeraził się Thomas.
– Nie.
Przyjechał tylko ze służącym – odparł nieco spokojniej.
Pokojówka poderwała się z krzesła.
– W
takim razie pójdę obudzić panienkę, wy zajmijcie się resztą! – zarządziła z
zacięciem na twarzy, zupełnie zapominając, że rola kierownicza spoczywała w
rękach jej młodszego kolegi.
Jednak chłopak całkowicie poparł plan blondynki pełnym werwy
skinieniem głowy i ruszył tuż za nią, by przyjąć gości, grając na zwłokę. W tym
był całkiem niezły – przekręty, obłudy i manipulacje były jego rodzicami,
jeszcze zanim ci prawdziwi wyrzucili go z domu, zrzekając się obowiązku utrzymywania
go.
Miał zaledwie osiem lat, kiedy wylądował na bruku. Bez
miejsca do spania, bez żadnych umiejętności i możliwości pracy chłopiec błąkał
się ulicami nieprzyjaznego miasta. Z czasem, mając w pamięci zachowanie
rodziców oraz zyskując doświadczenie, żyjąc na ulicy, nauczył się doskonale
dostosowywać do sytuacji. Potrafił poznać się na człowieku po jednym
spojrzeniu, idealnie ocenić, czy będzie w stanie go wykorzystać. Również samo
osiągnięcie celu nie stanowiło dla niego wyzwania. Wiedział, kiedy musiał grać
zagubione dziecko, kiedy biedaka, kiedy kalekę. Miał wszystko idealnie
dopracowane, dopóki pewnego dnia nie natrafił na kogoś sprytniejszego od
siebie. Mężczyzna postanowił ukarać jego kłamstwa, zmuszając chłopca do
cyrkowych występów. Tam, nie mając innego wyjścia aniżeli dostosowanie się i
bycie najlepszym, mały Tai nauczył się wielu przydatnych sztuczek, stał się
zręczny, giętki i wysportowany. Okazało się, że posiada nieprzeciętnie
wyczulony instynkt, dzięki któremu potrafił odpowiednio wcześnie zareagować na
dowolny bodziec, dając radę unikać wszelkiego rodzaju pułapek. Stopniowo, z
małego cyrkowca stał się dziecięcym geniuszem złodziejstwa. To właśnie wtedy,
podczas największego skoku życia, napadu na główny londyński bank, spotkał
Sebastiana. Mężczyzna oparł się wszelkim jego sztuczkom, obezwładnił go i kiedy
chłopiec myślał, że jego życie dobiegnie końca, służący zaproponował mu pracę. Nie
mając wyjścia, Tai zgodził się bez namysłu. Liczył na to, że uda mu się uciec,
lecz kiedy tylko poznał młodszą od siebie o dwa lata, uśmiechniętą,
czerwonowłosą szlachciankę, która szczerze przyznała, że chce, by został
członkiem jej rodziny, postanowił przy niej zostać. Była pierwsza osobą, która
szczerze okazała mu dobroć, nie chcąc niczego w zamian. Nie zmuszała go do
niczego, czego nie chciał. Zapewniła mu dach nad głową, posiłek i pracę, a co
najważniejsze – stabilność. To dzięki niej poczuł, co znaczy mieć rodzinę. Co
znaczy martwić się o siebie nawzajem, co znaczy kochać. Nie ufał kamerdynerowi.
Od początku wydawał mu się dziwny, nie potrafił odczytać żadnych jego intencji,
ale widząc jak bardzo jego młodziutka pani wierzy w dostojnego lokaja, sam
również nauczył się darzyć go zaufaniem.
–
Paniczu Thimothy, witamy w posiadłości Roseblack. Pozwoli panicz, że wezmę
bagaże – powiedział Tai, kłaniając się nisko przed jasnowłosym sześciolatkiem w
granatowym mundurku elitarnej, londyńskiej placówki edukacyjnej.
– Nie
trzeba Tai, Arthur się tym zajmie – odparł radośnie chłopiec, zadzierając
głowę, by spojrzeć w oczy swojego służącego.
Kamerdyner chłopca był wysokim, eleganckim mężczyzną o
włosach mieniących się odcieniami brązu i ciemnoniebieskich oczach. Służący
uśmiechnął się ciepło do Taia i delikatnie się kłaniając, podążył za swoim
panem, trzymając w ręku niewielką walizkę.
– Gdzie
jest Lizzy? – zapytał blondyn, ciekawsko rozglądając się po wnętrzu holu,
wypatrując kuzynki.
–
Panienka Elizabeth jeszcze nie wstała – odarł skrępowany brunet, wskazując
chłopcu i jego kamerdynerowi drogę do sypialni.
Timmy wybiegł przed Taia i zatrzymując się kilka metrów
przed nim, odwrócił się i szeroko uśmiechnął.
–
Mówiłem ci, że będziemy za wcześnie! – krzyknął rozbawiony, wskazując palcem
Arthura.
–
Proszę wybaczyć, nie sądziłem, że pani tego domu jest jedną z tych osób –odparł
uprzejmie towarzysz chłopca.
–
Jakich osób? – dopytywał młody szlachcic.
–
Proszę wybaczyć bezpośredniość… Leniwych – rzekł ciemnowłosy mężczyzna.
Tai przysłuchiwał się wymianie zdań pomiędzy gośćmi
zafascynowany niezwykłą przemianą, jaka nastąpiła w kuzynie jego pani. Kiedy
widział blondyna po raz ostatni, w towarzystwie ciotki, zdawał się w dalszym
ciągu przytłoczony utratą rodziców. Dziecięcy uśmiech zdobiący obecnie jego
twarz wówczas był niemożliwy do zauważenia. Teraz jednak, niespełna
sześcioletni chłopiec biegał radośnie korytarzem, niczym nie różniąc się od
dziecka, które młody kamerdyner poznał kilka lat temu. Był niezwykle ciekaw, co
tak bardzo zmieniło zachowanie gościa, ale nie odważył się zapytać.
Przyznaję, że zaskoczyłaś mnie tym skierowaniem historii na wspomnienia Jeane i Tai'a. Nie wiem, do czego dążysz, ale to może być ciekawe. Kobieca mądrość pokojówki <3 Ma u mnie dużego plusa za głębokie zrozumienie faktu, że można zakochać się w swoim własnym kamerdynerze i z lubością spać w jego koszulach ^^ W każdym bądź razie Timmy raczej będzie takim antidotum dla Lizz, tak sądzę. Do tej pory nie miał jakiejś zniewalającej roli.
OdpowiedzUsuńTomoko? Zapomniałam, że ona istnieje :D Biedaczka, straciłam rachubę czasu, ile ona już tam siedzi. Widać, jak jej ojcu na niej zależy.
No i... nie było... sama wiesz, kogo. Normalnie tęsknię (chociaż wiem, że to absurdalne). Uwierzysz, jeżeli powiem, że spodziewałam się w tym odcinku jakichś konkretnych działań ze strony Enepsi?
Trzymaj się jakoś :* Wierzę, że sobie poradzisz.
Oczywiście, że Ci uwierzę, bo ostatnie rozdziały opowiadania są specjalnie tak budowane, byście się mieli tego spodziewać, a potem się zawodzić. Hue Hue Hue, zua autorka xD Taki sadystyczny przełącznik mi zaskoczył w głowie, kiedy pisałam ten tom :P W sumie nadal go piszę, w poniedziałek mam zamiar WRESZCIE napisać to, na co czekam od dawna i z czym zwlekam już ze 2 miesiące. Masakra :P
UsuńW każdy razie, dzięki za komentarz (jak zwykle cudny :*) i za ciepłe słowa. Do zobaczenia wieczorem w komentarzach u Ciebie :*
Ej nooo, ja chcę jeszcze :<
OdpowiedzUsuńWciągnęły mnie opisy przeszłości służby, w końcu coś więcej o nich wiemy :D A wizja rozwścieczonego Sebastiana i Lizzy palącej wszystko miotaczem ognia była boska xD
Nie mogę się doczekać kolejnej notki! :D
U mnie rozdział będzie jutro. Jak nie, to możecie mnie zabić ;')
Jutro będzie rozdział?! :O
UsuńJezu, nie mogę się doczekać.
Ma być długi i tajemniczy i taki wycofany emocjonalnie, jak zwykle i w ogóle. Nieważne, wiem, że i tak będzie cudowny, ale jaram się, bo tęskniłam za Twoim Sebą i jego zimną panią <3
Będzie w koj długi. Chciałam go na początku podzielić na 2, ale za długo nic nie było i chciałam jakoś się podlizać :'D
UsuńBędzie kwintesencją tego opowiadania. Ale boję się, że mnie zabijecie za mindfuqa, któregho Wam zrobię na sam koniec. Oooo tak XD
Zgłaszam swoją obecność!
OdpowiedzUsuńNaaami-saan?! Co się dzieje? W każdym bądź razie, życzę poprawy humoru, czy czegoś, bo nwm o co chodzi. *^*
Nareszcie dowiedziałam się, co działo się z moją ukochaną bandą ;) Zastanawiałam się od dłuższego czasu, czy mają podobną przeszłość do "Cielowych odpowiedników", choć domyślałam się, że nie pójdziesz na łatwiznę. Moje, tak samo niezdarne, rodzeństwo.
Nigdy nie spodziewałam się faktu, że Tai może być złodziejem. Zwłaszcza, że on zawsze wydawał sie najbardziej odpowiedzialną i godną zaufania osobą w tej trzyosobowej ekipie. Jestem zaskoczona.
Ja za to powiem, że za Enepsis wcale nie tęsknię. Za Sebą w jej towarzystwie tym bardziej. Kurcze, co ona zrobiła z moim lokajem??? :'< Byłam pewna, że jednak dziś się pojawi. Kurcze, mam ochotę na kolejny rozdział z piekła. (Już nawet tę siwą panią zniosę!)
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, te wspomnienia Jeanny i Taia mam wrażenie że mają jakieś większe znaczenie, tak się zastanawiam czy przypadkiem Artur nie jest też demonem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia