Na początek Wam się pochwalę i wytłumaczę:
Notka jest dziś tak późno, bo OBRONIŁAM LICENCJAT i byłam na zakupach i jestem niewyspana, zmęczona i w ogóle stres ze mnie schodzi i kręgosłup boli od targana tobołków z zakupami.
No, a poza tym - dostanę od matki notebooka, więc będę mogła pisać na leżąco, co oznacza więcej pisania. Niestety, mam chory kręgosłup i długie siedzenie sprawia mi ból, a ten z kolei strasznie rozprasza.
Notka jest dziś tak późno, bo OBRONIŁAM LICENCJAT i byłam na zakupach i jestem niewyspana, zmęczona i w ogóle stres ze mnie schodzi i kręgosłup boli od targana tobołków z zakupami.
No, a poza tym - dostanę od matki notebooka, więc będę mogła pisać na leżąco, co oznacza więcej pisania. Niestety, mam chory kręgosłup i długie siedzenie sprawia mi ból, a ten z kolei strasznie rozprasza.
Nieważne.
Obroniłam się. Jutro zanoszę papiery na magisterkę, a w piątek idę na PIERWSZĄ LEKCJĘ JAPOŃSKIEGO. Tyle szczęścia <3
A poza tym, z góry przepraszam za totalnie nędzne zakończenie rodem z kiepskich telenoweli. Ale tak jakoś wyszło, no.
Endżojcie i odwiedzajcie moje Jutubolizy (wystarczy wpisać na YT: jutuboliza)
========================
========================
– O czym ty znowu gadasz? – zapytała niezadowolona.
– Nie
wiedziałaś? Sebastian nigdy ci o tym nie wspominał? – prychnął zaskoczony
Grell.
–
Błagam, do rzeczy…
– Ludzie,
którzy dopuścili się samobójstwa, za karę za swą zbrodnię zostają bogami
śmierci. Mają stać na straży i przeprowadzać dusze nieszczęśników na tamten
świat, oglądając koniec życia tak długo, aż ich zadośćuczynienie nie dobiegnie
końca. Dopiero wtedy możemy odejść w spokoju… – wyjaśnił, poważniejąc.
Zdenerwowanie nastolatki ustąpiło miejsca współczuciu. Nigdy
dotąd, nawet przez chwilę, nie zastanawiała się, skąd brali się podobni Sutcliffowi
osobnicy. Zwyczajnie założyła, że tak, jak istnieją demony, tak istnieje i rasa
shinigami, stworzona po to, by odbierać dusze. Patrząc na ekscytację
irytującego żniwiarza, nigdy nie przeszło jej przez myśl, że mogła to być kara.
Grell zdawał się tak zadowolony ze swej pracy, jakby urodził się tylko po to,
by ją wykonywać. Przedziwna broń była przedłużeniem odzianej w rękaw
szkarłatnego płaszcza, smukłej ręki boga śmierci, którą bez wahania kończył
egzystencję milionów śmiertelników.
– To
znaczy, że ty… – zaczęła, przysiadając na skraju materaca.
Z nieznanego sobie powodu poczuła się niesamowicie
zażenowana.
– To
znaczy, że się zabiłem – dokończył za nią, wciąż pozostając poważnym.
Pierwszy raz hrabianka widziała go w takim stanie. Nie
wygłupiał się, nie tańczył, nie śpiewał, z jego ust nie wydobywał się zbereźny
bełkot, który gorszył nawet tak podłe stworzenie, jakim był jej były
kamerdyner. W limonkowych oczach mężczyzny dostrzegła smutek i melancholię.
–
Przepraszam… Nigdy nawet nie pomyślałam…
– Że
też mogę mieć przeszłość, która nie jest związana jedynie z zabijaniem? –
Wydawało się, że w głosie czerwonowłosego słychać było prawdziwy żal, zupełnie
inny od tego teatralnego tonu, którym raczył wszystkich wokół. – Może nie
miałaś najszczęśliwszego życia, dziewczyno, ale to nie oznacza, że jako jedyna
miałaś ciężko.
–
Wiedziałeś, że to się stanie? – zapytała nagle, czując wzbierającą złość.
–
Oczywiście, że nie wiedziałem. Poza tym, naprawdę myślisz, że zastanawiałem się
nad czymś takim? – obruszył się Grell.
– Jak
mogłeś zrobić coś takiego?! Jak mogłeś zostawić ludzi, którzy cię kochali i
samolubnie uciec od problemów? – krzyczała, nie rozumiejąc, czemu tak bardzo
zdenerwowała ją zaskakująca wiadomość.
Bóg śmierci wstał z łóżka i skierował się w stronę drzwi.
Nie zamierzał współczuć nastolatce, ani tym bardziej poprawiać jej humoru. To
nie było w jego stylu. Nie znał się na tym i szczerze mówiąc, nie zależało mu
na samopoczuciu Elizabeth tak długo, jak nie miało ono wpływu na rozwój
interesującej go sprawy.
–
Spotkamy się na obiedzie, dziewczyno – rzucił, znikając za drzwiami.
Nastolatka siedziała, wpatrując się we wzór na miękkim
dywanie. Słyszała swój ciężki oddech akompaniujący przyspieszonemu biciu serca.
Jak ktoś taki jak Sutcliff mógł popełnić samobójstwo? Czy to możliwe, by rola
shinigami aż tak zmieniała charakter? Dlaczego to zrobił? Jakie tragiczne,
życiowe wydarzenie pchnęło go do takiego czynu? W głowie hrabianki rodziło się
mnóstwo pytań, na które pragnęła poznać odpowiedzi. Czy było możliwe, by
kobieta została żniwiarką? Nie miała zbytnio do czynienia z istotami pokroju
Grella, ale ani razu, w żadnej rozmowie nie słyszała, by mówił o kobiecie. A
jeśli shinigami mogli zostać jedynie mężczyźni, to co działo się z
samobójczyniami?
Musiała przestać się nad tym zastanawiać, w tej chwili i tak
nie miała szansy poznać się prawdy. Postanowiła, że przekona czerwonowłosego,
by odpowiedział na wszelkie jej pytania, kiedy w ostatniej księdze znajdzie
rozwiązanie zagadki i będzie mogła użyć go, jako karty przetargowej.
Opuściła
pokój i zaczęła przechadzać się korytarzami posiadłości, czekając na znak od
służby, że obiad jest już gotowy. Chciała pójść do sypialni Timmiego, jednak
wizja spotkania anioła, na którego widok odzywał się w niej wewnętrzny instynkt
mordercy, skutecznie ją zniechęcał. Kroczyła więc powoli długimi korytarzami,
których ściany ozdobione były najróżniejszymi obrazami, które jej rodzina
kolekcjonowała od pokoleń. Pamiętała, że babcia niezwykle ceniła sobie jednego
z niszowych malarzy porterów. Któregoś dnia powiedziała nawet, że z okazji
szesnastych rodzin zleci młodemu mężczyźnie, by uwiecznił ją na płótnie.
Lizz uśmiechnęła się pod nosem na wspomnienie pomarszczonej,
przyjaznej twarzy babci. Cieszyła się, że kobieta odeszła nim na ich dom
napadli bandyci, którzy zrujnowali dobre imię rodu i zbezcześcili niewinność
jej ukochanej wnuczki. Miała nadzieję, że w miejscu, w którym znajdowała się
babcia Roseblack, nie mogła obserwować jej poczynań. Gdyby dowiedziała się, że
zwarła pakt z demonem, że zakochała się w nim… Jeżeli możliwa byłaby śmierć po
śmierci, właśnie to stałoby się z Corettą Roseblack.
–
Panienko Elizabeth! – Dziewczyna usłyszała głos pokojówki.
– Tu
jestem, Jeanny! – krzyknęła.
Po chwili ujrzała zdyszaną blondynkę, która z uśmiechem na
twarzy poinformowała ją, że posiłek jest już gotowy.
–
Powiadom Timmiego, pójdę już na dół – poprosiła i poszła do jadalni, chcąc jak
najdłużej unikać towarzystwa Arthura.
~*~
– Jest
strasznie ciemno – jęknęła dziewczynka, obejmując dłońmi kościste łokcie.
– Masz
rację, panienko. Czy to problem? – zapytał towarzyszący jej, dostojny, młody
mężczyzna odziany w czarny frak.
Uśmiechnął się, widząc zmieszanie na twarzy dziecka.
– Nie
musisz się wstydzić – zachęcał ją, szczerze zaintrygowany myślami kłębiącymi
się w jej młodym umyśle.
– No
bo… – zająknęła się. – Zawsze, kiedy w dzień było tak ciemno, zaczynał padać
deszcz i była burza – wyjaśniła, spuszczając głowę.
Mężczyzna nie zrozumiał. Nie dostrzegł w wielkich, błyszczących
oczach dziecka pierwotnego, irracjonalnego strachu przed nieznanymi zjawiskami
natury.
– W
rzeczy samej, ma panienka rację. Prawdopodobnie w ciągu godziny powinny przyjść
burza – potaknął, spoglądając z delikatnym uśmiechem przez okno.
Zawiesił wzrok na wzrastających nad koronami drzew,
granatowych chmurach.
– Idę
do pokoju. – Usłyszał wyraźnie zdenerwowany głos swojej małej pani.
–
Chcesz, żebym ci towarzyszył, pani? – zapytał, odwracając się tyłem do okna.
Zdziwił się, napotkawszy wściekłe spojrzenie rudej
dziewczynki.
– Nie.
Idź sobie! – warknęła i zaciskając piąstki, szybkim krokiem poszła do swojej
sypialni, zostawiając zdezorientowanego demona w salonie.
–
Dzieci… – westchnął i na wszelki wypadek udał się za czerwonowłosą.
Stanął przed drzwiami jej pokoju i wsłuchiwał się w odgłosy
zza drzwi. Dziecięce wersje przekleństw i zirytowane mamrotanie pod nosem
niezwykle go bawiły. Odkąd jego los splótł się z krótką linią życia tej delikatnej
istotki, na jego twarzy często gościł radosny uśmiech. Spokojne, sielankowe
życie i użeranie się z dziecięcymi kaprysami przypominało mu o przeszłości,
kojąc niespokojnego ducha. Dziewczynka nawet nie zdawała sobie sprawy, jak
bardzo potrzebował czegoś takiego. On sam zdawał się tego nie dostrzegać, nie świadomie.
Już jakiś czas temu odsunął od siebie wszelkie wspomnienie zalążków emocji,
jakie towarzyszyły mu ostatnio, kiedy na jego dłoni widniała pięcioramienna
gwiazda. Nie chciał dopuścić ich istnienia.
– Aaaa!
– Usłyszał przerażony, tłumiony krzyk dobiegający z wnętrza pokoju
czerwonowłosej.
Westchnął i delikatnie zastukał w drzwi. W odpowiedzi
usłyszał jedynie kolejny pisk, wtórujący grzmotowi. Wszedł do środka i rozejrzał
się dokładnie. Jego pani siedziała skulona pod biurkiem, przykrywając się kocem.
Chwiała się w przód i w tył, kurczowo zaciskając dłonie na uszach.
Demon podszedł do niej, kucnął i podniósł koc tak, by widzieć twarz dziecka.
– Wynoś
się stąd i opuść to! – wrzasnęła przez łzy.
Mężczyzna posłusznie wykonał polecenie. Zamierzał wstać, lecz
wtem poczuł lekkie szarpnięcie.
– Nie
odchodź. Boję się – jęknęła cichutko Lizzy, drżącym z przerażenia i zażenowania,
cienkim głosem.
Sebastian uśmiechnął się pod nosem i wszedł pod biurko,
usadawiając się obok dziecka. Ponownie podniósł koc do góry, jednak tym razem
przykrył nim swoją głowę. Błękitne oczy dziecka skupiły się na uśmiechu jego
bladych ust. Dziewczynka zaczerwieniła się i nadęła policzki, jednak słysząc
kolejny grzmot, wzdrygnęła się i wtuliła w pierś mężczyzny.
–
Robisz tak za każdym razem? – zapytał, kiedy ustał hałas zza okna.
– Tak…
– odpowiedziała niechętnie. – Odkąd mama i taka nie żyją muszę sobie radzić
sama. – W słabym głosie przerażonego dziecka kamerdyner usłyszał niezwykłą
dojrzałość.
Bała się, ale w pełni świadoma tego, że dawne czasy już
nigdy nie wrócą, uczyła się na nowo odnajdywać w każdej sytuacji, nawet w
takiej, w której dziecko nie powinno być samo. W chwilach strachu, który ukoić
potrafiły jedynie ramiona ukochanych rodziców.
Lokaj objął czerwonowłosą ramieniem.
–
Następnym razem mnie zawołaj. Dotrzymam ci towarzystwa – powiedział,
uśmiechając się łagodnie.
–
Dziękuję – burknęła zawstydzona Lizzy, odwracając głowę.
Jednak kolejny grzmot po raz kolejny zrujnował jej plan
pokazania swojej niezależności. Znów wpadła w ramiona piekielnej istoty rządnej
krwi i cierpienia, która stała się najbliższą imitacją rodziny, jaka była jej
pisana.
~*~
Stół,
bogato nakryty wykwintnymi daniami, otoczonymi pięknymi, ręcznie robionymi
dekoracjami, zdawał się szlachciance kpiącą próbą uśpienia jej czujności.
Wiedziała, czyja to była robota. Chociaż Jeanny, Thomas i Tai niezwykle się
starali, odkąd w rezydencji zabrakło Sebastiana, żadne z nich nie byłoby w
stanie udekorować stołu z takim smakiem. Idealna kompozycja kwiatowa
podkreślająca wyraziste barwy soczystych owoców i mięs wymagała niemałych
umiejętności, które nabyć można było jedynie przez lata pilnej nauki i służby w
najlepszych domach, chyba, że należało się do istot ponad naturalnych, których
wiek, liczony w setkach, jeśli nie tysiącach lat, pozwalał przypuszczać, że nie
obce były im wszelakie ludzkie zwyczaje, nawet najodleglejszej historii.
Dziewczyna ciężko opadła na krzesło i opierając łokcie na
pokrytym białym obrusem z kwiatowymi motywami stole, ukryła twarz w dłoniach. Starała
się zachować spokój tak długo, jak było to możliwe. Póki zakłamanego
kamerdynera nie było w pomieszczeniu, mogła co prawda okazać sama przed sobą
niezadowolenie, jednak nie mogła pozwolić sobie na całkowite zrzucenie maski.
Gdyby Timmy dowiedział się, co tak naprawdę dzieje się za jego plecami, na
pewno by się załamał.
Na samą myśl o ponownym rozdarciu serca kilkuletniego
chłopca, nastolatka poczuła kolejną falę irytacji, którą stłumiła przyciskając
palce do skroni.
–
Dlaczego wszystko musiało się tak potoczyć… – jęknęła, użalając się zarówno nad
losem sowim, jak i ostatniego członka jej najbliższej rodziny.
–
Pewnie dlatego, że kilka lat temu pisana była ci śmierć. Zmieniłaś swój los, a
to zawsze ma swoje konsekwencje – odpowiedział znajomy, denerwujący głos czerwonowłosego
boga śmierci, który, pchnąwszy skrzydło drzwi, nonszalancko wszedł do jadali i
zajął miejsce tuż po prawej stronie Lizz.
Hrabianka spojrzała na niego przez palce, owładnięta
rezygnacją, nie mając nawet siły, by unieść głowę.
–
Dzięki, gdyby nie ty, pewnie zastanawiałabym się nad tym do końca życia –
burknęła złośliwie.
Grell przewrócił oczami.
– Skłonności
autodestrukcyjne są dla twojej rodziny, jak przenoszona w genach choroba. Z
pokolenia na pokolenie, wciąż to robicie… Dalej nie rozumiem, czemu wolisz
sprowadzić tu tego demona – kontynuował żniwiarz, doprowadzając szlachciankę do
granic wytrzymałości psychicznej.
–
Mówiłam ci już, nie zamierzam się powtarzać… I co rozumiesz przez z pokolenia
na pokolenie? – zapytała, zaciskając zęby.
– Tego
też ci nie powiedział? Jest gorszy, niż myślałem! – Mężczyzna zaśmiał się
teatralnie, po czym zmarszczył brwi i przysunął się do dziewczyny. – Jak myślisz,
skąd dowiedział się o tobie demon? Twój ojciec układał się z Phantomhivem. A twoja
babka… – syczał, jednak niedane było mu skończyć.
Elizabeth zamachnęła się i uderzyła shinigami w twarz, zostawiając na jego policzku mocne zaczerwienienie.
– Co
chcesz przez to powiedzieć? Kim jest Phantomhive? I co to ma ze mną wspólnego?!
– uniosła się, nerwowo wstając z krzesła.
Shinigami dotknął dłonią policzka i zaczął jęczeć pod nosem,
użalając się nad swoim wyglądem, nie sprawiał wrażenia skorego do odpowiedzi.
Rozwścieczona zniewagą, Elizabeth wyciągnęła trzymany w cholewie buta, wąski
sztylet i doskakując do mężczyzny, przyparła ostrze do jego gardła.
Nieco zaskoczony, Grell spojrzał na zacięty wyraz twarzy
nastolatki i roześmiał się.
–
Myślałaś, że wiesz o nim wszystko? Myślałaś, że był z tobą szczery, a teraz,
kiedy dowiadujesz się, że wszystko, dosłownie wszystko było kłamstwem, próbujesz
zabić boga? – zapytał kpiąco.
Nie miał żadnych skrupułów, ani odrobiny współczucia, nie
zasługiwała na to. Swoim uderzeniem sprawiła, że jego idealna cera lśniła
irytującym odcieniem czerwieni, na dodatek niszcząc mu makijaż.
–
Sutcliff, gadaj, kim jest Phantomhive! – powtórzyła przez zaciśnięte zęby,
starając się nie okazać, jak słowa mężczyzny dotkliwie ugodziły jej serce.
– No
dobra, już dobra. Tylko zabierz tę wykałaczkę – powiedział i pokazując
dziewczynie, jak nieistotne były jej groźby, bez najmniejszego wysiłku
wyswobodził się i wyrywając sztylet z jej dłoni, przyparł nastolatkę do ściany
przy kominku.
Wyszczerzył się, okazując garnitur rekinich zębów i oblizał
je powoli, po czym przysunął usta do ucha dziewczyny i wyszeptał:
Opłaciło się czekać ^^
OdpowiedzUsuńCielllllllllllllllll <3
Biedny Grell! Az mnie za serce chwyciłaś tą historią ( bo sobie uświadomiłam, że postać, którą się posługuję, też musiała je popełnić wiec czuję się tak, jakbym sama je popełniła).
Więcej nic mi nie wpadło w oko, muszę przyznać. To, że poprzednicy Lizzy też mieli konszachty, nie zdziwiło mnie specjalnie. Inaczej skąd matka Lizzy wiedziałaby o Esmerze? No nie wmówisz mi, że były koleżankami z klasy.
Gratulacje licencjatu! Japoński, piękna rzecz, sama nigdy chyba nie będę miała okazji się go uczyć.
Na początku powiadomię, że ja, ta od głupich domysłów założyłam sobie konto, a Ty Nami jesteś sadystą i torturujesz mnie kończąc w najlepszym momencie.
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie tym, że Grell się zabił.Co do Williama to się nie dziwię. On zawsze był podejrzany, ale GRELL? W sumie świetnie pasuje cytat Williama, że "Tylko shinigami'm, którzy znają znaczenie życia będą przyznawane okulary shinigami." To jest chyba z mangi, ale tak mi się skojarzyło.
Strasznie lubię momenty z dzieciństwa Lizz, takie wspomnienia z początków jej przygody z Sebastianem. Jakoś tak od początku te momenty były moimi ulubionymi.
Co do związku z Phantomhivem to JEJ! Wreszcie coś, co zgadłam! Już od dłuższego czasu (prawie rok) miałam wrażenie, że coś z nim będzie, a tu wreszcie potwierdzenie!
Na koniec gratuluję obrony licencjatu i życzę powodzenia w nauce japońskiego.
Pozdrawiam. :)
Hahaha, miło wreszcie znać Twoją tożsamość - chociaż trochę. I zdziwię Cię, bo ja o tym, że będzie jakieś nawiązanie do Ciela postanowiłam może kwartał temu xD Domyśliłaś się przede mną!
UsuńA motyw shnigami stających się shinigami z powodu samobójstwa jest mangowym kanonem :P
No i co tam jeszcze... Też się jaram scenami z początków ich kontraktu, złapałam fazę jak doczytałam mangę do chaptera, w którym Toboso-sensei nam pokazała początki Ciela i Sebastiana. I to również moje ulubione Tak samo, jak sceny z Sebą w piekle. I w ogóle, puakam TT_TT Ktoś mnie czyta ROK. Nawet nie wiesz, jak się jaram czymś takim. Mam wiernych fanów! Serio, kiedy zaczynałam, nigdy bym nie pomyślała, że będę mieć jakichkolwiek fanów.
Dziękuję za gratulacje i przepraszam za chaotyczną odpowiedź - stres i zmęczenie ze mnie wyłazi i peplam bez sensu trzy po trzy xD
Jej! Wyprzedziłam Nami co do jej własnego opowiadania! Mogę umierać xD
UsuńJa też bardzo lubię chapter z początków Ciela i Sebastiana, czytałam go ze dwa razy. Uwielbiam też jak jest wspominane o tym jak wyglądała śmierć rodziców, tortury itd. do zawarcia kontraktu z demonem. Pamiętasz może w którym chapterze było wspomniane o shinigami? Nie wiem czy coś przegapiłam, czy to było w jakimś późniejszym tomie, którego jeszcze w Polsce nie ma. Masz fanów, oj masz. Ja czytam Twoje opowiadanie od bodajże XI rozdziału I tomu, więc ten rok niedługo wpadnie. Czekam też na kolejne rozdziały "W stronę mroku" ;P Seba nieogarnięty w XXI w. wygrywa wszystko xD
To znajduje się w chapterze 105, jestem w trakcie tłumaczenia go (a idzie mi jak krew z nosa, bo mi się nie chce xD).
UsuńW stronę mroku publikować będę dalej już niedługo. W końcu zaczynam zajęcia, nie mam stresu i problemów, więc mogę się w całości oddać pisaniu. Jeszcze dostanę tego notebooka, więc będę mogła pisać dosłownie w każdej chwili :P
Mam nadzieję, że ta długa przerwa zbytnio Was nie zniechęci, ale po prostu no nie umiem się skupić na pisaniu, gdy myślę w tym samym czasie o 100 różnych problemach -_-
Koniec narzekania xD
Seba w XXI wieku jest moją kopalnią idiotycznych dowcipów i dziwacznych sytuacji. Mam notatki z pomysłami na wiele z nich, a co lepsze, większość przychodzi sama w trakcie gdy piszę. W zasadzie, z Mrokiem jest tak, że siadając do pisania mam tylko główny zarys fabuły, który mam od początku i pomysł na końcówkę akapitu. Dalej jest pusto, ale jak zaczynam stukać na klawiaturze, to pomysły sypią się same. Postaci wręcz do mnie mówią, albo grają na moich oczach, a ja to tylko spisuję xD Więc będzie dobrze :)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńHeej. Mam nadzieję, że nie tęskniliście za bardzo. Wracam do świata żywych!
OdpowiedzUsuńGrelly?! On? Nie wierzę! Grell jest OSTATNIĄ osobą, którą kiedykolwiek posądziłabym o samobójstwo. Nie zaakceptuję tego. Nie mogę.
Mała Lizz! Jakie to słodkie <3 Musiałam się powstrzymywać resztkami sił by nie pisnąć na fizyce (baba by mnie zabiła :d) Sebi wracaj mi!
Po poprzednim wpisie myślałam, że Grellowi chodziło, że przez zabicie Shinigami można stać się jednym z nich. To już bardziej pasowałoby do tego nieogarniętego rudzielca. Samobójstwo i Grell? - Nie, nie, Nie!
A! Gratulacje z obrony :)
UsuńTeż bym się chciała nauczyć japońskiego. Niestety, wszytkie języki u mnie leżą ;-;
Dziękuję :) Zaniosłam dziś papiery, więc Wasza ulubiona (haha, nie xD) autorka, znów jest studentką.
UsuńJeśli chodzi o japoński... Myślałam sobie, że skoro kopie mnie w dupę taki zaszczyt, jak możliwość uczenia się go, to żeby bardziej się przyłożyć i zrobić coś dobrego dla świata, będę postować swoje notatki. Jakieś info z tego, jak wyglądały zajęcia, co mówiła prowadząca i jak zaleca nam się uczyć, może na tym skorzystacie. Jeszcze to przemyślę, ale jak dobrze pójdzie - będę się uczyć na Waszych oczach (a może raczej uszach, bo myślałam nad publikowaniem audycji na YT) japońskiego xD
Nami-saaaaan! <3
UsuńŚwietny pomysł z tymi shinigami. Serio, genialny <3
OdpowiedzUsuńJestem głodna akcji Lizz x Seba, ale wiem, że muszę być cierpliwa. To takie trudne *^*
Nie mogę się doczekać nexta i momentu w którym pozbędziesz się tejznienawidzonejprzezemnie osoby :D
Ściskam <3
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, o czym tutaj Grell mówi czy chce zdenerwować Lizz... a to wspomnienie z dzieciństwa...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia