sobota, 2 stycznia 2016

Tom 3, XLIV

Wstępu dziś nie będzie.

===================

Elizabeth znalazła małego Timmiego w pokoju na piętrze. Chłopiec siedział na kanapie, trzymając się za głowę i rozglądając się nieprzytomnie, jakby nie miał pojęcia, skąd się tu wziął. Dziewczyna podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu.
                – Szukałam cię całe piętnaście minut, nieźle ci poszło. Ale dlaczego siedzisz tak na widoku? – zapytała ciepło i potargała jasne włosy kuzyna.
Blondyn spojrzał na nią lekko zamglonymi, błękitnymi oczami, przez chwilę jeszcze próbując przypomnieć sobie, jak się tu znalazł. Nie miał pojęcia. Pamiętał tylko, że zszedł do piwnicy i… Dalej nie było już nic, otworzył oczy, siedząc na kanapie i zaczął zastanawiać się, jak to możliwe.

                – Nie wiem – mruknął niewyraźnie. – Zszedłem do piwnicy, tymi drzwiami, których pilnuje pan Grell, a potem byłem tutaj – wyjaśnił bez przekonania i przytulił się do siostry.
Zaalarmowana nastolatka ściągnęła brwi, na jej czole pojawiła się niewielka zmarszczka. Wzrok błądził po wnętrzu pokoju, próbując znaleźć intruza. Po chwili odetchnęła z ulgą, uznając, że Sebastiana nie było w pobliżu. Pochwaliła chłopca za kryjówkę, której tak naprawdę nie było, podziękowała mu za zabawę i starając się nie wzbudzić podejrzeń, szybkim krokiem ruszyła w stronę piwnicy.
                Z oddali dostrzegł ją przysypiający na krześle Grell. Zauważając, że była wzburzona, natychmiast się wyprostował i przywdział maskę pilnego stróża, lecz szlachcianka nie dała się nabrać.
                – Sutcliff! – krzyknęła z połowy korytarza, a po kręgosłupie boga śmierci przebiegł nieprzyjemny dreszcz.
                – Ronald! – okrzyknął, poszukując wsparcia.
Nim fioletowowłosa doszła do drzwi, przez okno na wąskiej ścianie wieńczącej korytarz wpadł jasnowłosy bóg śmierci, z zawadiackim uśmiechem na ustach kiwając do niej głową. Zdenerwowana jego ignoranckim stosunkiem uderzyła dłonią w ścianę. Huk ciosu odbił się od podłóg, docierając do uszu dwójki żniwiarzy. Była zła, wręcz wściekła, jednak żaden z nich nie miał pojęcia dlaczego. Może, gdyby odpowiednio wypełniali swoje obowiązki, sytuacja wyglądałaby inaczej?
                – Po co jeszcze tu jesteś, skoro nie potrafisz wykonać najprostszego polecenia?! – krzyczała nastolatka.
Minęła uśmiechającego się blondyna, z niezręczności drapiącego się po głowie i stanęła wprost naprzeciwko Grella, mierząc go wściekłym spojrzeniem.
                – Sebastian jest królem piekła, dusze są bezpieczne, złodziej nie żyje. Nie jesteś tu więcej potrzebny!
                – Ten demon został królem?! – krzyknął zaskoczony Ronald.
Sutcliff skrzywił się i spoważniał. Wiedział, że to jedna z tych rozmów, którą powinni przeprowadzić sami, bez żadnych świadków. Odprawił Ronalda gestem ręki, a kiedy ten, narzekając pod nosem, wyskoczył z budynku tym samym oknem, którym do niego wszedł, złożył dłonie w piramidkę i rzucił hrabiance przeciągłe spojrzenie.
                – To prawda, nie mam obowiązku dłużej tutaj być – zaczął pewny siebie, ignorując złość dziewczyny. – Moje zadanie dobiegło końca, Knoxa również. Dlatego nie masz już nad nami władzy, mogę robić, co mi się podoba.
                – Więc trzeba było powiedzieć, że nie zamierzasz go pilnować, znalazłabym kogoś innego!
                – Nie rozumiem, o co ci chodzi – odparł, zgodnie z prawdą zresztą, czerwonowłosy.
Widząc szczere zdziwienie na twarzy żniwiarza, Elizabeth nieco się uspokoiła – przynajmniej intencjonalnie nie pozwolił chłopcu zejść na dół. Jednak zaśnięcie na warcie nijak nie usprawiedliwiało jego niedopatrzenia.
                – Przed chwilą rozmawiałam z Timmim.
                – Tym irytującym gówniarzem? – wciął się Grell.
                – Z moim kuzynem – poprawiła nastolatka. – Powiedział, że zszedł do tej piwnicy, ale nie pamięta, co wydarzyło się później. Wiesz, co to oznacza?
                – Że mocno uderzył się w głowę, albo ma wybitnie słabą pamięć – ironizował żniwiarz, zupełnie ignorując powagę sytuacji.
                – Nie, idioto, to oznacza, że Sebastian znalazł sposób, by złamać pieczęć lub, co gorsza, ktoś inny przyszedł po Timmiego i wyczyścił mu pamięć, a to z kolei…
                – Znaczy, że gołąb zdobył swoje upragnione pięć minut – dokończył Sutcliff, nerwowo wiercąc się na krześle.
Sprawa nie wyglądała dobrze. Jeśli mieli rację, mogło być naprawdę źle. Źle dla Elizabeth i Sebastiana, bo Grellowi, z punktu widzenia boga śmierci, było wszystko jedno. Jego praca dobiegła końca, trwał przy dziewczynie jedynie z nieznośnego przywiązania, którego nie potrafił w sobie zdusić.
                – Więc idź tam i dowiedz się, o czym rozmawiali – zachęcił.
Dziewczyna zadrżała. Po ostatniej rozmowie z demonem wciąż nie czuła się gotowa, by po raz kolejny spojrzeć mu w oczy. Obawiała się kolejnych wizji, przed którymi mógłby ją postawić, kolejnych wiadomości, które złagodziłyby rozdzierający serce ból. Każde spotkanie z byłym kamerdynerem dawało jej złudną, zupełnie irracjonalną nadzieję, że w jakiś magiczny sposób wszystko wróci do normy. Nawet gdyby wyczyścił jej pamięć i tak wiedziałaby, że coś jest nie tak. Przecież sama próbowała wymazać ze swych wspomnień wizję przeszłości, kiedy zapatrzona w demona jak w obrazek, w całości mu się oddała. Skoro jej pragnienie pamiętania o wszystkim złamało jedno zaklęcie, była pewna, że nie ma siły, która zdolna byłaby wymazać z niej ostatnie pół roku cierpienia.
                – Dziewczyno? – powtórzył zniecierpliwiony Sutcliff.
Elizabeth pchnęła go na oparcie krzesła i zacisnęła dłoń na szczupłej szyi boga śmierci.
                – Jeśli chcesz tu zostać, masz zacząć brać tę robotę na poważnie, rozumiesz? – wycedziła przez zęby, a kiedy czerwonowłosy delikatnie pokiwał głową, gryząc się w język, by nie wyrzucić jej, jaka była niewdzięczna, odsunęła się od niego i bez słowa przeszła przez drzwi.
Schodząc po schodach uspokajała rozszalałe serce. Strach o kuzyna tak nią zawładnął, że nawet nie zorientowała się, z jaką łatwością dotknęła żniwiarza. Po raz kolejny nie doznała paskudnego uczucia, jakie towarzyszyło jej zawsze, gdy tylko wchodziła w fizyczny kontakt z kimś innym niż Sebastian i Timmy. I znów nie miała pojęcia, skąd się to brało, jak temu zaradzić, co to oznacza. Sama obecność Sutcliffa była dla niej niejasna, a w połączeniu z brakiem dyskomfortu, jedynie wzmagała poczucie niepewności, które kumulowało się w niej od dnia przybycia Arthura aż do chwili obecnej.
                Kiedy podeszła do klatki, była niemal przekonana, że demon coś przed dnia schował. Bez słowa szarpnęła kraty, następnie przyglądając się z zewnątrz pieczęci. Czuła na sobie jego palący wzrok, lecz nie zamierzała dawać mu satysfakcji, nie zawahała się, nie okazała jak niezręcznie się czuje.
                –Dotknęłaś go – powiedział spokojnie, z wyczuwalną nutą rezygnacji.
                – Zazdrościsz? – warknęła hrabianka, sięgając po klucz do zamka.
Demon przez chwilę milczał, dokładnie ważąc swe słowa i przyglądając się zaciekawiony poczynaniom swojej pani.
                – Nie rozumiesz, dlaczego nic nie poczułaś – kontynuował ostrożnie, jakby obawiał się, że jednym niewłaściwym słowem spłoszy ją i sprawi, że odejdzie.
Chciał, by przy nim była. By chociaż przez chwilę poobcowała z byłym służącym, jak za dawnych czasów dała się pochłonąć pełnej podtekstów rozmowie. Starał się odnaleźć w jej zachowaniu chociaż odrobinę dawnego zaufania, łudząc się, że kilka godzin przemyśleń pozwoliło jej spojrzeć na sytuację z jej perspektywy.
Dziewczyna jednak prychnęła jedynie pod nosem i otworzyła skrzypiące drzwi. Nie obawiała się. Nie mógł uciec, pieczęć uniemożliwiała mu opuszczenie swoich granic. Klatka była jedynie prowizorycznym zabezpieczeniem, zagraniem mającym na celu pozbycie się psychicznego dyskomfortu. Bo choć zdawała sobie sprawę, że jego więzieniem był okalający podłogę znak, to dopiero kraty pozwalały oszukać umysł, dając poczucie więzienia go.
                – Wstań – rozkazała chłodnym, odartym z czułości głosem, którego ton dotkliwie ranił uszy króla piekieł.
Z trudem podniósł się z kamienia, wspierając ciało na kratach. Rana na jego piersi zdążyła przesiąknąć przez odświeżony frak. Nie oczyścił jej, by nie nabrała podejrzeń. Na razie nie powinna wiedzieć, że jego bezbronność straciła na sile kilka minut temu, kiedy nieuważny anioł dopuścił do kradzieży kosmyka swych włosów – jego bram do wolności. Stał, dysząc ciężko, walcząc ze sobą w duchu, by nie uleczyć zaogniającej się rany, dając sobie odrobinę ulgi. Nastolatka z obrzydzeniem pchnęła go na bok, dokładnie przyglądając się zakrwawionym śladom, w których spoczywał.
                – Był tu mój kuzyn – oświadczyła, rozwiewając pozorną tajemnicę.
                – To prawda.
                – Co mu zrobiłeś, demonie? – zapytała ciężko, zaciskając pięści.
Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien powiedzieć prawdę. Czy to by cokolwiek zmieniło? Poza podejrzeniami i lawiną pytań, na które nie mógłby odpowiedzieć, szczerość nie przyniosłaby ze sobą niczego więcej. Nie chciał jej okłamywać, miał już dość obłudności, która oblepiała go od miesięcy. Chciał zmyć ją z siebie, powrócić do dawnego życia, wreszcie odetchnąć z ulgą pełną piersią.
Nim zdążył odpowiedzieć, nerwowe ruchy nastolatki sprawiły, że zachwiał się, z trudem utrzymując równowagę. Spojrzał na nią zaskoczony, szukając wyjaśnienia.
                – Co to jest? – zapytała spokojnie, lecz jej słowa zdawały się rozszarpywać jego duszę na strzępy.
W dłoni trzymała kosmyk włosów Michała. Sebastian zaklął w duchu. Jak to się mogło stać? Jak mógł być tak nieuważny? Stracił jedyną rzecz, która dawała mu odrobinę przewagi. Cała nadzieja na wyleczenie się z opłakanego stanu prysła niczym mydlana bańka w kontakcie z palcem zachłannego dziecka. Jak on jej to teraz wyjaśni? Przecież nie mógł powiedzieć wszystkiego. Im więcej czasu spędzał w towarzystwie dziewczyny, tym bardziej musiał ją okłamywać. Nie do tego dążył. Chciał oczyścić się z zarzutów, wyjawić jej wszystko, komukolwiek wyjawić wszystko. Bolesna myśl o całkowitym osamotnieniu ubodła go tak dotkliwie, że osunął się na podłogę.
Hrabianka podetknęła znalezisko pod jego nos, żądając wyjaśnień.
                – Gadaj, albo cię zabiję.
Śmierć. Przyjemna wizja końca rozpaczliwego maratonu kłamstw otuliła demona lepkimi, czarnymi mackami, dając złudne ukojenie. A gdyby tak pozwolił jej to zrobić? Tak niewiele było trzeba, by raz na zawsze zakończyć jego żywot. By całe milenia bezcelowej tułaczki wreszcie dobiegły końca, na dodatek z ręki tej, która odmieniła jego los, chociaż na chwilę nadając parszywemu życiu jakiś sens. Zwalczył w sobie jednak nieodpartą chęć pożegnania się z życiem i mocno zacisnął dłoń na jednej z krat.
                – Nie spodoba ci się to, co za chwilę usłyszysz, panienko.
Elizabeth nerwowo prychnęła pod nosem. Skąd demon mógł wiedzieć, co o tym pomyśli? Jak mógł w ogóle zakładać, że coś mogło jej się nie spodobać? Tak, jakby zakładał, że przyszła tu z uśmiechem na ustach, by sprawdzić jak się czuje, bo tak bardzo się za nim stęskniła…
                – Nie pytam cię o opinię, tylko o fakty.
                – Panicz Timmy zszedł na dół, by się schować. Nim jednak mnie ujrzał, zjawił się Arthur. Przeprowadziliśmy krótką rozmowę, a to jest pamiątka, jaką sobie po niej zostawiłem – wyjaśnił dosyć ogólnie, licząc na to, że dziewczyna po raz kolejny nie zada odpowiednich pytań.
                – Po co ci to?
A jednak. Złudzenia mógł wepchnąć sobie w kieszeń, tak samo jak nadzieje na poprawienie swojego stanu. Dobrze, że chociaż odświeżył ubranie, przez to jakiś czas zdoła jeszcze wytrzymać w celi, zanim irytacja weźmie górę nad jego spokojną stroną osobowości.
                – Czy mogę? – zapytał uprzejmie, wyciągając dłoń, po raz kolejny dając sobie nadzieję.
                – Nie możesz. Mów.
                – Przecinając enochiańską pieczęć anielskim włosem, jestem w stanie dezaktywować jej działanie – wydusił z siebie skruszony, spuszczając wzrok.
                – Więc jednak. Jesteś niczym więcej, jak tylko obłudną kupą gówna – wycedziła przez zęby, z trudem powstrzymując łzy wściekłości.
Jak mógł pragnąć, by mu zaufała, skoro na każdym kroku jedyne, co robił, to znajdował kolejne sposoby, by ją zranić? Jak mógł zawieść zaufanie, którego nawet nie posiadał? Chyba tylko demon był w stanie upaść tak nisko. Patrząc na niego w tak opłakanym stanie, nie umiała dostrzec więcej niż tylko cienia dawnej świetności swego kamerdynera, zdradzone zaufanie, potworne lico, które tak skrzętnie przed nią skrywał, nie zdając sobie sprawy, że prawdziwy potwór ukrywał się nie pod powierzchownością ludzkiego służącego, a w spojrzeniu zmęczonych oczu demona. Przyjrzała mu się dokładnie, próbując zrozumieć, dlaczego, mając szanse ucieczki, nie skorzystał z niej. Jaką tym razem prowadził grę? I wtedy dostrzegła tę niewielką zmianę,  wyrzucając sobie, że omamionej  emocjami zajęło jej to aż tyle czasu. Wprawdzie jego koszula przesiąknięta była krwią, lecz brakowało w niej dziury świadczącej o ranie, która owe krwawienie powodowała.
                – Mogłeś uciec, a jedyne co zrobiłeś, to zmieniłeś ubranie? Jesteś przeraźliwie próżny – prychnęła kpiąco, chowając kosmyk anielskich włosów w cholewę buta.
Upewniwszy się, że nie pominęła żadnego z włosów, przykucnęła przed cierpiącym mężczyzną, kładąc dłonie na kolanach. Znów dopadło ją irytujące, melancholijne uczucie, któremu zawtórowało niemal namacalne wspomnienie. Ona, jako dziesięcioletnia dziewczyna, podrapana i ubłocona, kucająca przed nim w ten sam sposób, kiedy siedząc na trawie, taplał się z nią w błocie, patykiem kreśląc zadania z mieszanin na przykładzie solanki. Zawodził ją niemal na każdym kroku, na nowo rozdrapując rany, a jednak jej cząstka, naiwna dziewczynka, wciąż nie potrafiła wypuścić z rąk wątłej nici nadziei, jaką wobec niego żywiła. Stawała się niezwykle rozchwiana emocjonalne. W jednej chwili nienawidziła go całym sercem, by po niespełna pięciu minutach zacząć go żałować. Nie cierpiała tego, jak bardzo nie panuje nad emocjami, jak nie może przekonać własnego serca, by podporządkował się umysłowi, który przecież miał rację.
                – Strasznie krwawi – mruknęła pod nosem, odwracając od niego wzrok.

11 komentarzy:

  1. Teraz ja uderzam z hukiem w ścianę, aż echo się niesie po całej posiadłości. PODŁÓG!, nie tego potworka ortograficznego, który radośnie figuruje wśród tekstu.
    Strasznie krwawi brzmi strasznie sugerująco, nie sądzisz? Jeżeli nie odmieni się jej nastawienie, położy kosmyk Michała i rozkaże mu w jej obecności trochę się zaleczyć, a potem zabierze włos i wróci na górę, ignorując pytające spojrzenie Sutcliffa i wyrzucając sobie swoją głupotę. Chociaż pewnie teraz będzie się oszukiwać, że będzie chronić Timniego, więc na wroga numer będę wysunie się Michał.
    I propsy za "wstępu dziś nie będzie" xd. Dawno się tak nie uśmiałam xd Naprawdę. I delikatna sugestia, zwolnij Ronalda, nie wiadomo, co on w sumie robi o ile robi. I co robi Tomoko? Jakoś strasznie okrajasz akcję przestrzennie. Niech idzie pomyśleć do kuchni! Xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo nie miałam nastroju na wałkowanie "och, miłość tag bardzo, ja i Tay loff for evah" więc nie pisałam. Poza tym, powoli trzeba pchnąć akcję do przodu, bo tu się jeszcze trochę musi wydarzyć, a ten tom ma już 240 stron, więc no... Coby w zbytnią grafomanię nie popaść (chociaż i tak mam wrażenie, że popadłam Oo) trzeba trochę spiąć dupę.
      Z tą podłoga, to... Zabij mnie, ale wiesz, że ja i ortografia to dwa różne światy, a co gorsza... Word mi nie podkreślił tego >< Nawet miałam taki moment "podług - jak to źle wygląda, ale co ja wiem o ortografii", bo nie pomyślałam zupełnie o drugim znaczeniu TT_TT
      A Ronald w zasadzie... Z tego, co wiem, to głównie udaje, że tam jest, ale jak sama widzisz, jego obecność jest potrzebna Sutcliffowi w sytuacjach podbramkowych xD

      Usuń
  2. Tak więc,droga Nami jestem nowa twój blog o kuroshitsuji jest przepiękny i przecudowny. Wszystkie tomy razem z rozdziałami bez wyjątków są piękne, cudowne i niesamowite.
    Hmm...ten blog jest tak cudowny, aż brak mi słów.Dawno nie czytałam bloga o kuroshitsuji .
    Ja ne! Nami-sempai!
    Pisała Luna Sakamaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Um... Dzięki, tak sądzę. Cieszę się, że Ci się podobało i mam nadzieję, że będziesz w dalszym ciągu śledzić losy bohaterów. Przed nami jeszcze co najmniej dwa tomy. Zapraszam.

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Kuroi.
      Nie wiem, o co chodzi, ale właśnie weszłam na Twojego bloga i... Okazało się, że go nie ma. O co chodzi? Liczyłam na to, że będę miała okazję zapoznać się z nową, fandomową historią, bo w końcu nic nie cieszy tak, jak młodzież zabierająca się za pisanie, na dodatek w kuroszowym fandomie.
      Zrób z tym coś, proszę, naprawdę jestem ciekawa TT_TT

      Usuń
    2. Spróbuj jeszcze raz ale ostrzegam jest inny od tego bloga.

      Usuń
  4. Witaj. Czytam juz jakis czas i chcialam nawet skomentowac.. Niestety jestem kiepska w pisaniu.. Pieknie piszesz!! Historia wciąga i jest rewelacyjna!!! Pozdrawiam cieplutko i duuzo weny życzę. Twoja fanka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Miło mi, że odważyłaś się zostawić komentarz :). Mam nadzieję, że reszta historii również Ci się spodoba.

      Usuń
  5. Swietny rozdział 👌🏻 Kurczę! No po prostu uwielbiam sceny z Sebastianem i Lizzy. A Grell mnie rozwala Haha Kocham tego typa ❤️😂 Fajnie, ze jest go w miarę dużo w Twoim opowiadaniu😍

    OdpowiedzUsuń

.