Lubię dzisiejszy rozdział, bo jest inny niż te zazwyczaj. Może nie przełamuje całkowicie sztywnej konwencji opka (w porównaniu z Mrokiem narracja tutaj jest niesamowicie poważna :P), ale jest po prostu trochę inny.
No i śmiechłam, kiedy doczytałam, betując, do pewnego momentu, a to znaczy, że jestem straszliwym narcyzem, albo że naprawdę było zabawnie.
Oceńcie sami :P
Miłego :*
=====================
Blade
promienie słońca z trudem przedzierały się przez kotary szczelnie zasłaniające
wielkie okno. W ich blasku tańczyły drobinki kurzu, mieniąc się niczym płatki
dziewiczego śniegu na srogim mrozie. Wewnątrz utrzymanej w odcieniach błękitu
sypialni panował spokój i cisza mącona jedynie cichym odgłosem wciąganego
powietrza.
Kilka
zdecydowanych uderzeń w jasne drewno zaburzyło harmonię, budząc z kojącego snu
jasnowłosego chłopca. Dziecko obróciło się leniwie na drugi bok, zwracając
twarz ku drzwiom i jęknęło ciche „proszę”, dające znak stojącemu na korytarzu
kamerdynerowi, że otrzymał pozwolenie, by wkroczyć do środka. Dostojny brunet
obdarzył swego niedobudzonego jeszcze pana ciepłym uśmiechem i po cicho
podszedł do okna; rozsunął zasłony, wpuszczając do pomieszczenia więcej światła
i podwiązał je tak, jak to robiono w pozostałych pomieszczeniach ogromnej posiadłości
– wszak on i jego pan byli w tym domostwie zaledwie gośćmi, wypadało więc, by
przestrzegali zasad, nawet tych najdrobniejszych.
–
Paniczu, pora wstawać – rzekł niezobowiązująco kamerdyner i podszedł do szafy,
by przygotować szlachcicowi ubrania i jednocześnie dać mu chwilę, by pogodził
się z myślą o rychłym końcu błogiego lenistwa.
Chłopiec posłusznie przetarł oczy i
niechętnie, lecz bez narzekania, usiadł i wbił spojrzenie dwojga wielkich,
błękitnych oczy w tył głowy służącego.
–
Lizzy pojechała, prawda? – zapytał smutno, starając się nie zaczynać poranka
płaczem, by i cała reszta dnia, zgodnie z tym, czego uczyła go świętej pamięci
matka, nie upłynęła w ponurym nastroju.
–
Tak, paniczu. Zostawiła jednak paniczowi wiadomość. Leży na szafce. Proszę
spojrzeć – odparł anioł.
Po chwili zamknął szafę i podszedł
do chłopca, kładąc w nogach łóżka granatowy mundurek, , białe podkolanówki i
buty z lekkim obcasie. Timmy zignorował go, przyglądając się koślawym,
stawianym w pośpiechu literom, które układając się w kolejne słowa, niosły ze
sobą niezwykle radosny przekaz. Kiedy jego wzrok zakończył sakkadowo-fiksacyjną
podróż po tekście, odłożył kartkę i z wielkim, szczerym uśmiechem na ustach
spojrzał na służącego, czekając aż ten zapyta go o powód niezwykłej radości.
–
Co się stało, paniczu? Czyżby wiadomość od lady Elizabeth tak cię ucieszyła? –
zapytał Arthur, zgodnie z oczekiwaniami szlachcica.
–
Lizzy powiedziała, że kiedy wróci wieczorem, to będzie ze mną siedziała tak
długo, aż nie zasnę! Wiesz, co to znaczy, Arthurze? – ekscytował się malec.
–
Słucham, paniczu?
–
To znaczy, że po obiedzie idę spać. I będę spał jak najdłużej, więc masz mnie
nie budzić! Rozumiesz?
–
Oczywiście, paniczu – odparł anioł, kłaniając się lekko. – Teraz, proszę,
pozwól mi zmienić twoje ubranie. Nie może panicz przez cały dzień nosić piżamy,
prawda?
–
Tak, oczywiście! Bo to nie wypada! – przytaknął niezwykle radośnie.
Pozwolił Arthurowi się ubrać,
samodzielnie wiążąc jasną wstążkę wokół szyi oraz buty. Chociaż służący chciał
zrobić to za niego, chłopiec, w ramach ćwiczeń, postanowił poradzić sobie sam.
Przez to przygotowania trwały nieco dłużej, lecz dziecko było zbyt zaaferowane
sukcesem i zbliżającym się, przemiłym wieczorem z siostrą, by dostrzegać coś
niewłaściwego w ociąganiu się z posiłkiem.
Po
śniadaniu kamerdyner przedstawił Timmiemu rozkład jego obowiązków. Nie było ich
wiele, jednak dbająca o edukację chłopca ciotka wyraźnie zaznaczyła przed
wyjazdem, by Arthur każdego zdania dawał blondynowi zestaw zadań z różnych
dziedzin nauki. I tak, tym razem stanęło na francuskiej czytance zwieńczonej
pytaniami z nim związanymi oraz na kilku przykładach z podstawowych zagadnień
matematyki. Młody szlachcic był zdolnym uczniem, nie miewał problemów z nauką,
dlatego kamerdyner z czystym sumieniem zostawił go w bawialni, a sam udał się
do kuchni, by wraz z Thomasem zając się przygotowaniami do obiadu.
Chłopiec
posłusznie zajmował się zadaniami, które zlecił mu Arthur. Okazały się
łatwiejsze niż się spodziewał i po niespełna godzinie rozwiązana praca leżała
złożona na blacie niskiego stołu bawialni. Timmy siedział na drugim końcu
pomieszczenia i sam ze sobą odgrywał scenkę z wystawnej kolacji na królewskim
dworze. Jednak zabawa samemu była dla niego niewystarczająco absorbująca. Nie
teraz, kiedy z taką ogromną ekscytacją czekał na powrót siostry. Starał się ze
wszystkich sił, by zachowywać się spokojnie i niczego przypadkiem nie zniszczyć,
ale rozpierająca go od wewnątrz ogromna dawka energii napędzanej szczęściem nie
pozwalała zwyczajnie siedzieć i bawić się lalkami. Chciał skakać, biegać,
krzyczeć. Był środek lata, a on nawet nie miał z kim zagrać z baseball! I
chociaż bardzo długo wytrzymał samotnie w bawialni, w końcu znudzony postanowił
zabawić się w informatora. Założył na siebie ciemny koc i chodził po całym
budynku na palcach, ze szkłem powiększającym w dłoni i zabawkowym stetoskopem
na uszach kolejno śledząc poczynania napotkanych służących.
Zaczął
od Jeanny, na którą natknął się w pierwszej kolejności. Dziewczyna nawet nie
zwróciła uwagi na skrytego za szafą blondyna zbyt zaabsorbowana czyszczeniem
okien. Nuciła pod nosem jakąś piosenkę, której słowa lądowały skrzętnie zapisane
w kajeciku młodego szlachcica. Nie przypominał sobie, by kiedyś słyszał ten
utwór, dlatego postanowił, że zapyta o to ciotkę i znajdzie nagranie, które
zawiera oryginał, a potem dowie się, czemu Jeanny śpiewała akurat ją, bo na
pewno miała ku temu powód! Może być to jakiś tajny kod dla zewnętrznych
informatorów, a ona była tajną agentką, która tak naprawdę pracowała u
Elizabeth, żeby zdobyć jej pieniądze? A może w ten sposób porozumiewała się ze
swoim kochankiem, umawiając się na wieczorne schadzki pod gołym niebem? Nie
wiedział, ale zdecydowanie zamierzał poznać motyw pokojówki. Nie dopuszczał
nawet opcji, by robiła to ot tak, bez żadnego powodu. Nic nie działo się
przecież bez przyczyny, kiedy czuwał detektyw Timmy!
Kiedy
dalsze obserwowanie pokojówki wydało się chłopcu pozbawione sensu, równie
dyskretnie jak się zjawił, tak zniknął z pomieszczenia, zostawiając niczego
nieświadomą Jeanny sam na sam ze swymi sekretami. Wiedząc, że Arthur wraz z
Thomasem przygotowują obiad, malec przyczaił się w służbowej części
posiadłości, ostrożnie przemierzając kolejne korytarze, by pozostać
niezauważonym. Zaskoczony zorientował się, że naprawdę nikt go nie widział.
Nawet przez moment nikomu nie przyszło do głowy, że kilkulatek stoi tak blisko,
przysłuchując nie w pełni odpowiedniej dla jego młodych uszu rozmowie, którą
toczył Thomas, właściwie sam ze sobą, z racji, że kamerdyner szlachcica jedynie
potakiwał raz na jakiś czas, zdając się nie mieć najbledszego pojęcia o tym, co
wzbudzało w kucharzu tak ogromne emocje, że aż nie mógł się powstrzymać od
prostackich przekleństw.
Za to Timmy wiedział doskonale, że
ostatnia przegrana ulubionej drużyny bruneta była ogromną klęską
zaprzepaszczającą świetnie rozpoczęty sezon, a sędzia meczu najprawdopodobniej
został przekupiony przez trenera przeciwnej drużyny. Oczywiście wszystkie
informacje, włączając w to obraźliwe porównania pod adresem arbitra, znalazły
swe odbicie w notesie. Chłopiec nie znał znaczenia połowy z zapisywanych przez
siebie słów, ale i o to zamierzał w odpowiednim czasie zapytać. Jeśli nie
ciotkę (bo z jakiegoś powodu wydawało mu się to niewłaściwe), to Lizzy – ona na
pewno z chęcią mu to wyjaśni, a może nawet pomoże poznać sekret pokojówki i
razem odkryją jakąś wielką tajemnicę! Ekscytacja Timmiego rosła z każdą chwilą.
W
końcu Thomas ucichł poproszony przez Arthura o wyniesienie śmieci i nazbieranie
ziół w ogródku. To był moment, który dla młodego detektywa wydał się
niesamowicie ważny. To właśnie wtedy, gdy bohaterowie powieści śledzą
złoczyńców, a ci zostają sami, wykrzykują w przestrzeń wszelkie swoje
tajemnice. I na to właśnie czekał młody szlachcic. W drżącej dłoni trzymał
ołówek, lekko dociskając go do kartki, by zacząć notować, kiedy tylko z ust
służącego zacznie wypływać potok słów zdradzający, że to on jest tajemnym
kochankiem pokojówki. Albo gorzej! Że to on jest winien temu, że co noc słońce
przegrywa batalię z księżycem i ginie za horyzontem! Cokolwiek ukrywał Arthur,
prawda za chwilę wyjdzie na jaw – tego właśnie oczekiwał. Jakież ogromne było
jego zdziwienie, kiedy z ust kamerdynera naprawdę zaczęły płynąć słowa. Chłopiec
był tak zaskoczony, że dopiero po chwili zdołał zapisać to, co mówił służący.
–
Gabriel… Gabry… Ga… Ach, zamknij się wreszcie! – wydarł się Arthur, wzbudzając
w skrytym za ścianą dziecku przerażenie.
Timmy wyjrzał ostrożnie, by upewnić
się, że jego kamerdyner wciąż jest sam. Nie bardzo rozumiał, co właściwie się
działo. Przecież nie rozmawiał przez telefon. W pomieszczeniu nie było nikogo
innego. Czyżby Arthur był wariatem?
–
Gdybyś dał mi dojść do słowa, już dawno bym ci powiedział. – Ponownie rozległ
się zirytowany głos bruneta.
Zwinna rączka szlachcica skrzętnie
notowała każde kolejne słowo, drżąc z coraz większym lękiem, ilekroć grafit na
moment odrywał się od kartki. Koślawe litery stawały się coraz mniej czytelne,
mimo to, nie poddawał się. Musiał zebrać wszystkie informacje i koniecznie
powiedzieć o tym ciotce. W jego mniemaniu kamerdyner potrzebował pomocy
lekarza. Nikt z dorosłych nie rozmawia sam ze sobą w taki sposób, to było
dziwne i nienormalne i okropne i nie powinien tego robić, bo przecież tylko
dzieci mają zmyślonych przyjaciół, a Arthur zdecydowanie nie był dzieckiem!
–
Skoro wreszcie raczyłeś się uspokoić… To się stanie jutro. Wszystko dokładnie
zaplanowałem. Tak, tak. Mówiłem, że sobie poradzę, trochę więcej wiary, bracie.
–
O co chodzi… – szepnął niemal bezgłośnie podopieczny anioła.
Z każdym słowem coraz mniej
rozumiał. Im dłużej służący mówił, tym większy mętlik tworzył się w małej,
jasnej główce, która rozpaczliwie próbowała cokolwiek zrozumieć. Głos
kamerdynera brzmiał strasznie chłodno i wyniośle – zupełnie nie przypominał
głosu Arthura. I te słowa, i kim był Gabriel? Timmy nie wiedział, że lokaj miał
przyjaciela o takim imieniu. Nie wiedział nawet, że on w ogóle ma jakichkolwiek
znajomych! Odkąd zjawił się w jego domu, ani razu nie wyszedł z posiadłości w
prywatnych celach. Nigdy nie opuścił jego boku i nawet półsłowem nie wspomniał
o nikim, kogo chłopiec by nie znał. Zdążył przywyknąć, że ciemnowłosy, dostojny
służący nie zna innego świata poza nim i jego rodziną, a teraz nagle okazuje
się, że miał jakiegoś zmyślonego przyjaciela, który jedynie go denerwował.
–
Zgodnie z planem. Jutro, kiedy ziści się ich plan, co do sekundy. Tak, by mógł
być wdzięczny. Ależ oczywiście, że jestem pewien, wszystko już przygotowałem.
Wystarczy kropla. Nie. Nie sądzę. Nie musisz się o to martwić – kontynuował
Arthur.
Timmy notował tak szybko, że w
pewnym momencie ołówek wypadł mu z dłoni i potoczył się do wnętrza kuchni,
prawie pod same nogi anioła. Ten spojrzał na oprawiony drewnem grafit, podszedł
do niego i pochylił się, chwytając go w dłoń. Zza framugi dostrzegł kawałek
ciemnego koca, którym okrywał się jego pan.
–
Wybacz, zostałem zdemaskowany przez mego pana – powiedział po raz ostatni w
przestrzeń i pewnym krokiem ruszył w miejsce kryjówki Timmiego.
Chłopiec próbował uciec, ale anioł
chwycił róg koca, zanim zdążył zniknąć na zakrętem korytarza. Pisk dziecka dał
mu do zrozumienia, że musiał przysłuchiwać się rozmowie. Ołówek, notes w jego
ręce i cała ta dziecinna konspiracja – nie bez powodu Michał był archaniołem,
takie infantylne gierki były dla niego aż nazbyt oczywiste. Wiedział jednak, że
Timmy jest inteligentnym i dociekliwym dzieckiem, jeżeli więc nie rozegra tego
odpowiednio, może pójść i opowiedzieć o wszystkim siostrze, a to mogłoby
skomplikować nieco jego plany. Wystarczy, że Gabriel siedzi jak na szpilkach i
wiecznie się na wszystkich wydziera, bo niezwykle go boli, że tym razem to nie
on zstąpił na ziemię. Jakby to rzeczywiście był jakiś zaszczyt…
–
Przyłapałeś mnie, paniczu – powiedział ciepło Arthur, uśmiechając się do
przestraszonego chłopca.
–
Oczywiście, że tak! Jestem wspaniałym detektywem, a ty musisz iść do lekarza!
Dorośli nie powinni mieć zmyślonych przyjaciół, nawet ja już nie mam, bo ciocia
nie pozwoliła – wyjaśnił dobitnie swój punkt widzenia, machając nogami, by
wyrwać się z uścisku kamerdynera.
–
Proszę wybaczyć, nie sądziłem, że ta gra okaże się dla panicza aż taka prosta.
Nie doceniłem cię – kontynuował anioł, niezwykle spokojnym tonem.
Postawił swego pana z powrotem na
podłogę i klęknął przed nim, nisko pochylając głowę.
–
Co to znaczy? – zdziwił się malec. – Chcesz powiedzieć, że to wszystko
zmyśliłeś?
–
Przepraszam, powinienem się bardziej postarać. Obiecuję, że więcej się panicz
nie zawiedzie.
–
Ale… To nie wyglądało jak gra! Arthurze, nie kłam! – krzyknął zdezorientowany
Timmy.
Wyjaśnienie anioła miało sens, lecz
chłopcu nie chciało się wierzyć, że tak doskonale odegrał swoją rolę. Dotąd
nigdy nie wczuwał się w spotkania herbaciane, Szalonego Kapelusznika,
złoczyńcę, który próbował okraść ich dom, a nawet w wielkiego księcia.
Szlachcic był pewien, że przy wszystkich swoich niezwykłych umiejętnościach,
jego kamerdyner zwyczajnie nie potrafi odgrywać ról, jednak tym razem… To było
coś zupełnie innego – tak niesamowicie realistyczne, jakby działo się naprawdę.
Anioł
widział, że ludzkie dziecko niedowierza jego słowom. Nie martwił się jednak, w
najgorszym wypadku mógł zwyczajnie wyczyścić mu pamięć – tak samo, jak zrobił
po niefortunnej wizycie Timmiego w piwnicy. Jednak wolał się do tego nie
uciekać. Był archaniołem, posiadał ogromną moc i inteligencję, ale kompletnie
nie radził sobie z ludźmi, a w szczególności z ich szczeniętami. Potrafił się
nimi opiekować, postępował według wskazań swojej tymczasowej pracodawczyni, ale
tak naprawdę nie rozumiał motywów targających chłopcem, a jego pokrętny sposób
rozumowania, dziwaczna psychika i niezwykła spostrzegawczość w najmniej
istotnych sytuacjach, zwyczajnie przekraczała jego kompetencje, nie wspominając
nawet, że najzwyczajniej w świecie doprowadzała go do szału. Dlatego też
korzystał z okazji, by lepiej go zrozumieć. Nie mógł przecież pozwolić, żeby
Gabriel wypominał mu przez kolejne tysiąc lat, że wykiwało go jakieś dziecko.
Chełpiłby się swoją wyższością wynikającą jedynie z tego, że bywał w ludzkim
świecie częściej, i puszyłby pióra za każdym razem, gdy którykolwiek z aniołów
chociaż wspomniałby o wyprawie Michała. Tak, zdecydowanie musiał poradzić sobie
z ludzkim szczenięciem w tradycyjny sposób.
–
To dlatego, że ukrywałem swoje umiejętności właśnie na tę chwilę. Schlebia mi,
że jest panicz aż tak zaskoczony – wyjaśnił Arthur.
Podejrzliwy wzrok chłopca z każdą
chwilą, w miarę, jak łączył kolejne fakty, stawał się coraz bardziej ufny. W
końcu Timmy wyciągnął swój notesik i przeczytał kamerdynerowi wszystko, co się
tam znajdowało. Brunet z niesmakiem słuchał, jak kilkuletnie dziecko klnie jak
szewc, ale postanowił na razie się do tego nie odnosić, nie chcąc zaburzyć
korzystnego dla siebie procesu myślowego młodego szlachcica.
–
Czy to znaczy, że wszystkie trzy historie są ze sobą połączone? – zapytał w
konkluzji Timmy głosem zdradzającym ogromną nadzieję.
–
Ależ oczywiście. Jak zwykle mnie panicz przejrzał.
–
Ale dalej nie rozumiem, o co chodziło…
–
Dlatego powinien panicz wrócić do pokoju i się nad tym zastanowić. I proszę
nikomu o tym nie mówić, to nasza tajemnica. Jeśli ktoś paniczowi pomoże, nie
zasłuży panicz na nagrodę – przestrzegł mężczyzna, lekko marszcząc brwi.
–
Nagrodę?! Nagrodę niespodziankę?! – dopytywał pogrążony w euforii blondynek.
–
Tak, ale tylko jeśli sam panicz rozwiąże zagadkę.
Timmy skinął głową na znak, że
rozumie i bez chwili zwłoki pobiegł do pokoju zabaw. Znalazł kartki, ołówek i
kredki i zaczął dokładnie rozrysowywać wszystko, co zaobserwował.
Anioł
był z siebie dumny. Udało mu się przechytrzyć dziecko. Nie miał nawet problemu
z nagrodą – wystarczyło, że przygotuje lodowy deser, czym w pełni zaspokoi
pragnienia małego pana. Rozwiązanie zagadki również nie było przeszkodą. By
trafić w gusta dziecka, wystarczyło przyznać w pewnej chwili, że ma rację.
Teoria, którą wymyśli, nie musi mieć sensu. I tak się nie zorientuje.
Najważniejsze, by nie powiedział o niczym Elizabeth, a póki za wyjawienie
informacji o grze grozi mu utrata nagrody, na pewno tego nie zrobi. Timmy
kochał niespodzianki ponad życie. Chociaż mógł mieć wszystko, czego zapragnął,
w każdej chwili, najbardziej lubił to, czego się nie spodziewał.
Dumny
z siebie Arthur nie cieszył się zwycięstwem nad ludzkim dzieckiem zbyt długo.
Ledwie powrócił do przygotowywania obiadu, kiedy do kuchni wrócił Thomas i
ponownie zaczął narzekać na wynik poprzedniego meczu. Ach, gdyby tylko
zabijanie nie związanych ze sprawą śmiertelników nie kłóciło się z boskimi
zasadami. Archanioł wyobrażał sobie, jak za delikatnym dotknięciem czoła
mężczyzny posyła go w wieczny sen i wreszcie w ciszy skupia się na obowiązkach.
Niestety rzeczywistość, szczególnie ta ziemska, znacznie różniła się od jego
wyobrażeń, czy potrzeb. Kucharz był częścią służby Elizabeth, osobą, którą
darzył sympatią jego pan, a na dodatek w żaden sposób nie dało się go uznać za
istotnego w sprawie, na której się skupiał, dlatego też zwyczajnie był zmuszony
cierpliwie wysłuchiwać kolejnych, przerywanych co chwilę przekleństwami,
lamentów niezadowolonego człowieka. Pocieszał się jedynie tym, że w ciągu
najbliższych kilku godzin uda mu się uwolnić z tego domu, wrócić do posiadłości
panicza Thimotiego i niedługo potem odejść w niewyjaśnionych okolicznościach i
powrócić na niebiańskie łono, zaznając wszelkich wygód wiecznego życia po tej
lepszej ze stron.
Timmy klnie jak szewc XDDD Padłam. Ubolewam, że od jakiegoś czasu znów nie ma Sebiego w roli głównej, ale cóż, trza wytrzymać.
OdpowiedzUsuńTe tajemnice służby. Jenny i jej tajne sygnały. W sumie, trochę zdziwił mnie fakt, że taki maluch już łączy wszystko z tajemnymi kochankami. Arthur, tak, on pasuje do tego z pewnością ^^
No Thomas rzucający kurwami i innymi w związku z meczem... Padłam znów i nie wstaję. Ale Arthur, mój ulubieniec. Było wstać z tej ziemi, bo teraz leżę i gniję. On ma wymyślonego przyjaciela. Słodko. Mały, samotny aniołek. Ale gdy detektyw Timmy jest na posterunku... XDDDDD Dobra, dajcie chwilę, muszę się pozbierać.
Mały wredny skrzydlaty. Co on se wyobraża. Demon nie kłamie, a anioł to szuja. Chyba większość społeczeństwa modli się nie do tej strony. Nienawidzę gnoja, ale chyba kogoś muszę, skoro ułaskawiłam Enepsi.
Kurcze, jednak nie potrzebuję Seby tak często. Ale nie pogardzilabym ;)
Gniję nadal. Pozdrowienia z podłogi ~♥
Jo bo Thomas to prosty człowiek jest i jak każdy prodty człowiek, czasem sobie pozwala. Szczególnie jak się ważą losy czegoś tak ważnego jak mecz! XD
UsuńW ogóle w tym zdaniu o detektywnie Timmim wpadł mi rym hahaha xD
A dzieciak jest inteligetny i widać, że czyta bardzo dojrzałe jak na swój wiek książki, więc i motyw kochanków mu nieobcy.
Za to o Sebusia się nie martw - on nadciąga, tylko ma opóźnienia jak polskie pkp xD
Przestań, bo ja się nie pozbieram z tej podłogi XDDDD
UsuńJa się w tym momencie utożsamiam z Thomasem^^
Dobra, koniec, bo to pisanie dziwne jest (No ale wypada odpowiedzieć xD)
Konbanwa Nami-senpai!!!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za to, że mnie nie było, ale musiałam skupić się na nauce. Rozdział wspaniały i niesamowity coś długo nie było Sebastiana nie sądzisz? Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i bardzo serdecznie pozdrawiam ciebie*kłaniam się bardzo nisko*
Sayonara Nami-senpai!!!
Luna Sakamaki
1. Nie wydaje mi się, by mieli "nagrania piosenek", ale mogę się mylić.
OdpowiedzUsuń2. Timmy. Ile on ma lat, gówniarz, który nie odrósł od podłogi a i u niego kochankowie w głowie. Na miejscu Arthura, dorzuciłabym mu karną czytankę.
3. "potok słów zdradzający, że to on jest tajemnym kochankiem pokojówki. Albo gorzej! Że to on jest winien temu, że co noc słońce przegrywa batalię z księżycem i ginie za horyzontem!" Jezzzzuuuu T_T tak, chcesz mi wmówić, że on wierzy, że Arthur jest kochankiem Jeanny, ale nie wie, że noc zawdzięczamy obrotowemu ruchowi ziemi wokół własnej osi? A jeszcze przed chwilą chwaliłaś go za inteligencję, gdy wspominałaś o zadaniach. Nie zna znaczenia przekleństw, nie wie, czemu noc staje się dniem, ale wie, kim są kochankowie. No podpadłaś mi po całej linii, Nami. Postać wewnętrznie niespójna.
Gabryś *_* Magia imienia, od razu kibicuję mu mode on. Chociażby był szują i ostatnim padalcem. I to noszenie się bardziej od Michała <3
Spodobał mi się sposób na wykiwanie Timmiego, aczkolwiek uważam, że Arthur właśnie zrobił swój błąd, mianowicie taki, że nie zniszczył notatek Timmiego. W rękach wielki osób przebywających w rezydencji, byłyby bardzo ważną poszlaką. I w dodatku teraz to dziecko narysuje to, co zobaczyło, tworząc w ten sposób kopię zapasową bardzo ważnej informacji. Coś czuję, że właśnie o rysunku Arthur zapomni i to go wpędzi w kozi róg.
Te wszystkie niespójności, pomysły Timmiego na to, co i dlaczego się dzieje, były po to, żeby pokazać całe spektrum jego przemyśleć. Bo w tej części narrator opisuje sytuację z perspektywy dziecka. A dziecko ma wybujałą wyobraźnie i wymyśla sobie niestworzone rzeczy, żeby było zabawniej, żeby coś się działo, żeby była magia. Stąd podejrzenie, że oni są razem, które zupełnie przeczy temu kolejnemu, skrajnie bezsensownemu.
UsuńA że nie wie, o przekleństwach - czyta poważniejsze książki, ale ciotka (a wiemy, jaka ona jest :P) bardzo pilnuje jego edukacji, zachowania itp. Nie pozwoliłaby, żeby poznał przekleństwa w takim wieku, bo to nie jest język, którym powinien się kiedykolwiek posługiwać. Czuje, że nie są one dobrymi słowami, bo poznaje po emocjach i sposobie, w jaki wymawia je Thomas, ale nie może być pewien, bo zwyczajnie nie miał z nimi kontaktu - a jak się nie zna jakiejś idei, to ciężko przyporządkować do niej jakieś elementy, a Timmy przeklinania w takiej formie, jaką uskutecznił Thomas, nie zna :P
Kochankowie znowu są popularnym tematem, który przewija się nawet w dziennikach, tylko po to, żeby podnieść zainteresowanie nimi, więc nic dziwnego, że ten motyw nie jest mu obcy, zresztą na tym punkcie jest wyczulony już od dawna. Widać to chociażby wtedy, kiedy dziwi się, że Sebastian wychodzi z Tomoko, skoro to Lizzy coś do niego czuje.
Skoro w XIX wieku mieli nagrania muzyki i jakieś przemowy ponagrywane, to i piosenki mogłyby być. Nawet, jeśli nie ma o tym oficjalnych informacji - no to przecież jak widać same możliwości istniały, a że to fikcja, to jak najbardziej może być :P
Btw, Timmy ma ze 5-6 lat (tak, nie pamiętam <3), mój brat w tyk wieku miał już za sobą jedną dziewczynę :P
No, a co do Arthura... Sam się przyznał, że nie radzi sobie z dziećmi. Nie przewidział wszystkiego, bo widocznie był bardziej zajęty tym, że irytuje go Gabryś. ^^