Jakoś strasznie mało wyświetleń poprzedniej notki. Tak słabo jeszcze nie było.
Trochę mnie to martwi/dołuje.
No, ale nic, jedziemy dalej, może będzie lepiej.
Na końcu art.
PS Zdałam egzamin językowy :3
==========================
Płatki
śniegu tańczyły na delikatnym wietrze nieustannie od kilku godzin. Świeżo
oczyszczone drzewa ponownie zaczęły przybierać białą barwę. Dziewczyna zorientowała
się, że właściwie takie bardziej jej się podobały. Postanowiła powiedzieć o tym
Sebastianowi przy najbliższej, nadarzającej się okazji, zanim znów każe Taiowi
i reszcie zająć się strzepywaniem z nich puchowego płaszcza.
Lekcja, którą prowadził starszy
mężczyzna, jak zwykle ją usypiała. Lubiła literaturę, jednak nawet najciekawsza
rzecz prezentowana w tak mizerny sposób mogłaby zanudzić człowieka na śmierć.
„Kazać Sebastianowi znaleźć jakiegoś ciekawszego nauczyciela.” – zanotowała na marginesie kartki, na której
starała się robić notatki. Jej myśli wciąż krążyły wokół kamienia. Gdzie mógł
się podziać? Nie mogła dać sobie spokoju. Wiedziała, że była w stanie w
nieskończoność unikać sytuacji, dających demonowi możliwość zorientowania się,
że go nie miała. Zbyt dziwne zachowanie wzbudzi jego zainteresowania, a wtedy w
mig się dowie.
– Lepiej będzie, jeśli powiem mu o tym sama – pomyślała, a raczej
tak jej się wydawało.
– O czym? – Zainteresowany ton
głosu nauczyciela zwrócił jej uwagę. Podniosła głowę znad kartki i popatrzyła
na niego zdezorientowana.
– Słucham?
– Mówiła panienka, że będzie
lepiej, jeśli powie mu panienka sama – powtórzył jej słowa.
Zalała się rumieńcem, nie chciała okazać mężczyźnie braku
szacunku. Ten jednak nie wydawał się zdenerwowany. Zdawało jej się, że naprawdę
chce poznać odpowiedź.
– Zgubiłam coś bardzo ważnego. To
był prezent od niego. Nie wiem, jak to się stało. Nie wiem, jak mu o tym
powiedzieć. Nie chcę sprawiać mu przykrości – wyjaśniła, otwierając się przed
starszym mężczyzną.
Odłożył trzymaną w ręce książkę i podszedł do niej,
życzliwie się uśmiechając.
– Lepiej będzie, jeśli powie mu
to panienka nim sam się zorientuję. Widzę, że naprawdę to panienkę martwi, on
na pewno to zrozumie. Ludzie popełniają czasem błędy, to nieodzowna część
naszego życia. Najważniejsze jest to, by umieć się do nich przyznać. – Słowa
płynące z jego ust niespodziewanie dodały jej otuchy.
Popatrzyła na niego zaskoczona. Nigdy nie pomyślałaby, że
ktoś, kto nie potrafi zainteresować słuchacza nawet dziełami Szekspira będzie w
stanie udzielić jej rady, która rzeczywiście jej pomoże.
– Ale zranię go, gdy mu o tym
powiem. Obiecałam, że będę zawsze nosić go przy sobie – ciągnęła dalej,
zachęcona jego odpowiedzią.
– I dotrzymywałaś tej obietnicy,
prawda? Dopóki mogłaś. Nie zostawiłaś go z premedytacją na nocnym stoliku,
panienko.
– Ale nie mam go na szyi.
Zawiodłam go. Nie chcę, by czuł, że nie może mi ufać nawet z czymś tak błahym… – szepnęła smutno zaciskając dłoń na piórze.
Mężczyzna, zmarszczył siwe brwi i uśmiechnął się do niej
czule. Poczuła, że naprawdę zrozumiał. Ten starszy, nudnawy człowiek, wydał jej
się niezmiernie bliski. Po raz pierwszy od bardzo dawna ktoś obcy wzbudził w
niej tak pozytywną emocje.
– Ten chłopiec ma wielkie
szczęście. Darzysz go szczególnie mocnym uczuciem. Mam nadzieję, że zdaje sobie
z tego sprawę i dba o panienkę tak samo, jak panienka o niego – zaśmiał się
łagodnie.
Ciemnowłosa popatrzyła na niego ze zdumieniem.
– Szczególnym uczuciem? – powtórzyła
niepewnie.
– Rozumiem, że bardzo się tym
panienka przejmuje, ale powinniśmy wracać do naszej lekcji. – Odwrócił się i
podszedł do stołu, by podnieść książkę. – Niewiele pozostało na tym świecie
ludzi, którzy myślą w ten sposób – dodał po chwili, po czym powrócił do
odczytywania tekstu.
Była niezadowolona, nie uzyskując odpowiedzi. O jakie
uczucie mu chodziło? Przecież ona zwyczajnie nie chciała złamać obietnicy. Nie
potrafiła zrozumieć, dlaczego wydawało mu się to takie niezwykłe. Mimo
wszystko, dostrzegła w nauczycielu coś nowego. Czuła, że coś ich łączy.
Popatrzyła na notatkę na marginesie i kilkoma szybkimi ruchami zamazała ją. Obiecała
sobie, że od teraz będzie próbowała skupić się na jego zajęciach – w ramach
podziękowania za radę, a właściwie, za samą rozmowę.
Gdy
lekcja dobiegła końca, Sebastian odprowadził mężczyznę do drzwi, podczas gdy
Elizabeth wróciła do swojej sypialni, by jeszcze raz dokładnie ją przeszukać. Niestety
i tym razem niczego nie znalazła. Nie było wyjścia – będzie musiała przyznać
się do błędu. Tak, jak powiedział profesor: będzie lepiej, jeżeli sama mu o tym
powie.
– Czemu w ogóle się przejmuję? – zapytała się. – Przecież dla niego to prawdopodobnie nic nie
znaczy.
Myśl, która wcześniej do niej nie docierała, rzuciła nowe
światło na całą sytuację. Po co miała zadręczać się czymś, co dla demona było
jedynie błahostką? Przecież nie wiązał żadnych uczuć z tym przedmiotem, ani tym
bardziej z nią.
– Przecież demony nie mają uczuć!
– krzyknęła sama do siebie i zaśmiała się pod nosem.
Usłyszała pukanie do drzwi i zamilkła. Mimo wszystko nie
była jeszcze gotowa, by wyznać prawdę.
Kiedy
zbliżał się do jej pokoju, zamierzał dumnie oświadczyć, że nie musi przejmować
się naszyjnikiem. Korzystając z wolnej chwili, przygotował dla niej identyczną
replikę. Zamierzał wyjaśnić, że znalazł kamień w jednym z pokoi, że zapięcie
się zepsuło. Wypominałby jej nieuwagę przez kilka dni, a potem oboje
zapomnieliby o całym zajściu.
Zbliżał się do pomieszczenia gotowy zapukać, gdy usłyszał
krzyk za drzwi. Przepełniony pewnością głos wypowiadający słowa, które wywołały
bolesne ukłucie w okolicach klatki piersiowej demona. Zatrzymał się i spojrzał
na mieniący się fioletem, zaokrąglony kamień i ze złością wcisnął go w kieszeń.
Zaczynał żałować, że pozwolił na to wszystko. Mógł odejść, zniknąć, ale nie
zrobił tego. Czemu? Przecież dobrze wiedział jak to się skończy, nie był przecież
głupi. Dlaczego w ogóle pozwolił sobie coś poczuć? To była główna przyczyna
problemu. Gdyby nie był tak słaby, czy może raczej tak nierozważny, żadna z
tych rzeczy niemiałaby teraz znaczenia.
Przeklął w myślach i zapukał, po czym wszedł do środka, choć
nie bardzo wiedział, po co. Ujrzał siedzącą na podłodze, chudą dziewczynę.
Spojrzała na niego rozpromieniona swoim nagłym odkryciem, przez opadające na
twarz, ciemne włosy. Wydała mu się nieprzeciętnie piękna.
– Co robisz, panienko? – wyrwało
mu się, za co natychmiast skarcił się w myślach.
– Siedzę na ziemi – odpowiedziała
złośliwie. – A co ty robisz?
– Korzystając z chwili wolnego,
przyszedłem pomóc wybrać ci kreację na dzisiejszy wywiad – odparł, wymyśliwszy na
poczekaniu odpowiedź.
Niezadowolona pokręciła głową. Uświadomiła sobie, że to
kolejna sytuacja, która będzie od niej wymagać ukrywania się i nienaturalnego
zachowania. Sama myśl napawała ją zniechęceniem. Przez chwilę patrzyła na niego
nieobecnym wzrokiem, prowadząc wewnętrzną dysputę z samą sobą. Po chwili
podjęła stanowczą decyzję. Skoro tylko ona z nich dwojga czuła, to wszystko
zależało od niej. Podniosła się i z zacięciem na twarzy i zbliżyła się, niemal
wpadając w jego ramiona. Chwyciła dłonią chustkę i energicznym ruchem ściągnęła
ją z szyi.
– Zgubiłam go – powiedziała
podniesionym, zdenerwowanym głosem.
Nie tak to sobie wyobrażała. Natychmiast wbiła wzrok w
ziemię, czekając na jego reakcję.
Przez chwilę milczał, zastanawiając się, co zrobić. Każda
kolejna sekunda niepewności wprawiała dziewczynę w coraz większe zakłopotanie. No niech coś wreszcie powie! Miała
wrażenie, że oczekiwanie trwało całą wieczność.
– Zdążyłem zauważyć –
odpowiedział z lekkością, która, mimo iż była jedną z najbardziej
prawdopodobnych reakcji, wciąż budziła w szlachciance zdziwienie.
Poczuł, że triumfuje nad denerwującym głosem, który szeptał
idiotyczne słowa wewnątrz głowy. Gdyby głos ten był niezależną istotą,
popatrzyłby na niego z morderczym uśmiechem i chełpiąc się, zakończył jego
istnienie.
– Przepraszam, nie chciałam cię
zawieść, ja…
– Nie przejmuj się – przerwał jej
łagodnie i sięgnął do kieszeni.
Podniosła głowę i spojrzała w jego oczy. Dostrzegła w nich
radość, której nie potrafiła uargumentować. Cieszył się z jej błędu? Słabości?
– O co ci chodzi? Czemu się
śmiejesz? – zapytała, lekko się czerwieniąc.
Gdyby mógł, powiedziałby jej prawdę. Tę prawdę. Nie
dodatkowy powód, wynikający z jego złośliwej, demonicznej natury.
– Znalazłem go w jednym z pokoi
poprzedniej nocy. Zapięcie się zepsuło, więc wziąłem go, by je naprawić. Proszę
– wyjaśnił, podając jej naszyjnik.
Powiodła wzrokiem po medalionie i naburmuszyła się.
– Kiedy zamierzałeś mi o tym
powiedzieć? – warknęła.
Czuła się idiotycznie myśląc o tym, że wiedział od samego
początku. Nic nie było w stanie się przed nim ukryć. Tak bardzo denerwował
swoją idealnością.
– Gdy przyznasz się, że byłaś
nieuważna i go zgubiłaś, panienko – odpowiedział z lekkim, złośliwym uśmiechem
i skinął głową.
Nastolatka prychnęła i dokładnie przyjrzała się zgubie.
Cieszyła się, że znów trzyma kamień w dłoni, brakowało jej tej fioletowej
błyskotki, która teraz zdawał się być pewnego rodzaju ironią. Jakby
przepowiedziała przyszłość jej fryzurze – rozbawiła ją ta myśl. Stanęła tyłem
do demona i poprosiła, by zapiął łańcuszek. Teraz, gdy ametyst znajdował się
tam, gdzie powinien, mogła zapomnieć o całym bezsensownym zadręczaniu się z
jego powodu. W pełni mogła skupić uwagę na wywiadzie, a co ważniejsze, na
lepieniu bałwanów. Oczyma wyobraźni widziała armię śnieżnych żołnierzy
rozstawionych wokół murów posiadłości. Ta wizja wywoływała podekscytowanie na
jej bladej twarzy.
~*~
– Zaraz się uduszę! To na pewno
konieczne? – narzekała, z trudem wciągając powietrze.
Miała wrażenie, że za chwile jej żebra popękają i poprzebijają
płuca. Wizja tak brutalnej śmierci wcale jej się nie podobała. Zawsze widziała
siebie zasypiającą w łóżku, albo umierającą od szybkiego strzału w głowę…
Wyobrażała sobie wiele rzeczy zdecydowanie przyjemniejszych niż śmierć poprzez
zgniecenie wnętrzności.
– W takim razie umrzesz
wyglądając naprawdę olśniewająco – odpowiedział rozbawiony jej zachowaniem.
Spojrzała na niego rozwścieczona, zaciskając drobne pięści.
– Nie żartuj sobie ze mnie!
Wszystko ściśnięte gorsetem wyglądałoby dobrze w tej kiecce. Ona mogłaby pójść
na ten wywiad za mnie! – denerwowała się.
Patrząc w lustro dostrzegała młodą, długowłosą, zapierającą
dech w piersiach kobietę, właścicielkę firmy, głowę rodziny. Prawdziwą wysoko
postawioną szlachciankę. Z jednej strony podobało jej się to, co widziała,
jednak z drugiej bawiło ją, jak łatwo stworzyć pozory. Wystarczyła odpowiednia
sukienka, odrobina makijażu i mogła zostać kimkolwiek.
Kątem oka zerknęła na stojącego za nią lokaja. Z nim było
podobnie. W skórze przystojnego, młodego mężczyzny czaiła się prawdziwa bestia
z piekła rodem. Obrzydliwa, przerażająca – tak ją określał. Przypomniała sobie
chwilę, gdy po raz pierwszy i ostatni zobaczyła jego prawdziwą postać w pełni.
Ten jeden jedyny raz, gdy czarne pióra, zazwyczaj jedynie wirujące w powietrzu,
tworzyły ogromne, rozłożyste skrzydła na jego plecach. Kiedy długie pazury,
spiczaste buty i czerwone oczy nie były jedynie elementami budzącymi grozę, a
całością, która wzbudzała zapierające dech przerażenie, potrafiąc zmrozić krew
w żyłach przeciwnika. Ten łagodny wyraz twarzy, który prezentował na co dzień
był jego największym życiowym kłamstwem. Ludzka powłoka, którą się posługiwał
służyła mu już od dłuższego czasu, stała się jego prawdziwą twarzą – tak
przynajmniej twierdził. Nieraz powtarzał dziewczynie, że naprawdę wygląda
obrzydliwie i nie będzie godny jej służyć, jeśli jeszcze raz ujrzy go w tym
stanie – te same słowa, ilekroć by nie prosiła. W końcu przestała, jednak wciąż
zdarzało jej się napomknąć, że lubi widzieć wzbijające się w powietrze,
kruczoczarne pierze.
– Panienko, już pora – upomniał
ją.
Kiwnęła głową i ruszyła w stronę drzwi.
Młody
mężczyzna w jasnym garniturze stał skrępowany pośrodku przestronnego
pomieszczenia, oczekując nadejścia właścicielki firmy, która odnosiła niebywały
sukces na rynku. O ubraniach zarządzanej przez nastolatkę marki głośno było już
na całym świecie. Chociaż sklepy znajdowały się jak dotąd tylko w trzech
krajach Europy zainteresowanie strojami było tak wielkie, iż nawet Chińczycy
sprowadzali dla siebie, chociaż drobną część każdej kolekcji. Spotkanie z twórczynią
tego niesamowitego interesu miało być przełomem w karierze młodego reportera.
W dłoniach trzymał notes nerwowo ściskając jego brzegi.
Kiedy Sebastian zaanonsował swoją panią, dziennikarz podskoczył ze
zdenerwowania. Widząc bijący od dziewczyny młodzieńczy blask, poczuł się
jeszcze bardziej onieśmielony. Wiedział, że była młoda, nie spodziewał się
jednak, iż będzie do tego taka piękna.
Hrabianka
powitała go uroczym uśmiechem. Kiedy podeszła bliżej chciał ucałować jej dłoń,
jednak szybka reakcja Sebastiana uniemożliwiła mu nawiązanie fizycznego
kontaktu. Była mu za to wdzięczna. Nie chciała nawet myśleć o spoconej dłoni
nieznajomego, dotykającej jej skórę. Właściwie, nawet gdyby jego ręce były
suche i gładkie wciąż czułaby zimny prąd przebiegający wzdłuż kręgosłupa na
samą myśl o kontakcie fizycznym. W dalszym ciągu się z tego nie wyleczyła.
Przestawała liczyć na to, że kiedykolwiek jej się uda.
Kamerdyner zaprowadził ich do jednego z salonów. Nie był
zbyt duży, za to znajdujące się w nim meble oraz dekoracje, doskonale oddawały wszystkie
najlepsze cechy jego pani, które pragnęłaby podkreślić, gdyby tylko była świadoma,
że reporter przyglądać się będzie wszystkiemu. Mimo swojej wrodzonej
inteligencji brakowało jej jeszcze sporej ilości wiedzy na różne tematy. Jako
piekielnie dobry kamerdyner, Sebastian musiał dopilnować, by te braki nie
wpłynęły negatywnie na postrzeganie jego pani wśród społeczeństwa.
Dziennikarz
zadawał hrabiance wiele pytań. Duża część z nich w ogóle nie dotyczyła firmy.
Zasadniczo ją to cieszyło. Zawsze, gdy padało pytanie dotyczące prowadzenia
interesu okazywało się, że nie do końca potrafiła na nie odpowiedzieć i
Sebastian musiał ratować sytuację. Nie chciała, w oczach żadnego z nich, wyjść
na niekompetentną, ale niewiele mogła poradzić na to, że nie znała całej
terminologii. Wiedziała, co zrobić, by zyskać zadowalające ją wyniki sprzedaży
– to było najważniejsze. Nazywanie tego w górnolotny sposób wydawało się
zbędnym trudem, służącym jedynie połechtaniu swojego ego. Mimo wszystko, po
jakimś czasie wywiad zaczął robić się męczący. Lizz chciała odprawić mężczyznę
i wreszcie zabrać się za lepienie bałwanów. Pragnęła też zrzucić z siebie
gorset i w końcu móc odetchnąć pełną piersią.
– Bardzo dziękuję, jeszcze tylko
zdjęcie i będę miał wszystko. – Uśmiechnął się dziennikarz i wyciągnął z torby
aparat. – Jeśli mógłbym prosić, by pani kamerdyner również…
– Mam robić sobie zdjęcie ze
służbą? – zapytała, udając urażoną.
Tak naprawdę nie
miała nic przeciwko temu, by Sebastian towarzyszył jej na zdjęciu, to na pewno by go zdenerwowało. Czyżby kolejni ping?
Reporter wzdrygnął się niepewnie.
– Po prostu pomyślałem… No bo, ma
panienka naprawdę niesamowitego lokaja i… – zaczął się jąkać.
Ciemnowłosa zaśmiała się i machnęła ręką.
– Żartowałam. Oczywiście, zróbmy
to zdjęcie – odpowiedziała, uspokajając go.
Popatrzył zmieszany najpierw na hrabiankę, potem na wyraźnie
niezadowolonego służącego. Postanowił nic więcej nie mówić zanim znowu zmieni
zdanie. Poprosił, by Sebastian stanął obok fotela, na którym siedziała i zrobił
zdjęcie.
– Dostanę jedną kopię? – zapytała
po chwili.
– Oczywiście, wyślę ją jutro z
samego rana – odparł uśmiechnięty.
Zapakował swoją torbę, pożegnał się i w eskorcie kamerdynera
opuścił posiadłość.
W tym czasie Elizabeth pobiegła do swojej sypialni i
zrzuciła z siebie suknię. Nerwowo zaczęła wyginać ręce w tył, by dosięgnąć
wiązania gorsetu, jednak nie dała rady. Wzięła najgłębszy oddech, na jaki
krępujący płuca materiał pozwolił i wydarła się:
– Sebastian! Chodź tu
natychmiast!
Jej krzyk usłyszeli wszyscy służący. Młoda blondynka
popatrzyła na kucharza z przerażeniem w oczach. Ten uspokoił ją, nie
przerywając rozpalania w piecu.
– Jeanny, spokojnie. Na pewno
chodzi o gorset.
Pokojówka popatrzyła na niego podejrzanie i zbliżyła się do
jego ramienia.
– Skąd możesz to wiedzieć Thomas,
czyżbyś podglądał? – zapytała podejrzliwie.
– Nie żartuj! – oburzył się. –
Trudno było nie usłyszeć płaczliwych krzyków, kiedy Sebastian „miażdżył” jej
wnętrzności.
– Może i masz rację…
– Słyszeliście? Panienka
skończyła wywiad – zaśmiał się szczupły brunet, wchodząc do kuchni tylnym
wejściem.
Cały był pokryty płatkami śniegu. Otrzepał się i zostawiając
mokre plamy na świeżo umytej podłodze, usiadł przy stole. Zawiesił kurtkę na
oparciu krzesła i sięgnął do słoika po jedno z ciasteczek, które lokaj upiekł
dla nich z samego rana.
– Wypieki Pana Sebastiana są
takie pyszne! – zachwycał się, przeżuwając z otwartymi ustami.
Dziewczyna podeszła do niego i uderzyła dłonią w jego
rozczochrane włosy.
– Dopiero co tu posprzątałam! –
denerwowała się. – Zobacz, cała podłoga jest znowu brudna.
– Aa, Jeanny, przepraszam! Nie
pomyślałem! – speszył się, podskakując na krześle.
– Teraz sam to zmyj, a ja zjem
ciasteczko – warknęła, wyciągając z jego dłoni nadgryziony smakołyk.
– Miałeś racje, naprawdę pyszne!
– Możecie przestać się drzeć?
Próbuję tu rozgrzać piec! – Thomas podniósł głos.
Pozostała dwójka momentalnie ucichła i popatrzyła w jego
stronę. Stał pochylony nad otwartymi drzwiczkami zasmolonego pieca, trzymając w
ręku miotacz ognia. Odchylił się do tyłu i odpalił go. Głośny wybuch zatrząsnął
murami rezydencji. Całe pomieszczenie momentalnie wypełniło się dymem. Pośród
krzyków i kaszlu rozległ się wściekły głos. Sebastian stanął w drzwiach
pomieszczenia, oczekując natychmiastowych wyjaśnień. Przerażona trójka
służących skuliła się na podłodze za krzesłem.
– Próbowałem przyspieszyć
rozgrzewanie pieca – nieśmiało wyjaśnił Thomas, drapiąc się w łokieć.
Demon popatrzył na niego morderczo czując, że zaraz nie
wytrzyma i rozszarpie na strzępy bezmyślnego kucharza.
– I skąd przyszło ci do głowy,
żeby robić to miotaczem ognia?!
– Miałem takiego znajomego kiedyś
i on ee… Mówił, że miotacz ognia i dynamit są niezbędne na polu bitwy! –
odpowiedział.
Kamerdyner chwycił się za głowę i na chwilę zamknął oczy, by
się uspokoić. Przypomniał sobie nie jedną, a kilka sytuacji ze służby w
poprzedniej rezydencji. Zastanawiał się, czy ci dwaj kucharze nie byli
spokrewnieni. Taka oszałamiająca głupota musiała być dziedziczna. Gdyby była
zaraźliwa, świat czekałaby zguba.
– Nie ważne. Posprzątajcie tu,
byle szybko – rozkazał stanowczo. – Niedługo będziemy lepić bałwana, do tego
czasu ma tu błyszczeć – dodał, lecz jego słowa straciły na powadze.
Brew lokaja drgnęła nerwowo, gdy na twarzy całej trójki
pojawiło się rozbawienie. Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Musiał w końcu
uratować swoją panią przed okrutną śmiercią, jaką szykował dla niej gorset.
– Przeurocze – pomyślał patrząc na jej zmagania.
Wiła się krążąc po całej sypialni, jakby miało jej to w
jakikolwiek sposób pomóc. Na jego widok uśmiechnęła się z ulgą i bez chwili
zwłoki zbliżyła się. Obracając się plecami nakazała mu, by pomógł jej zrzucić znienawidzone
ubranie. Chwycił palcami aksamitną wstążkę i delikatnie pociągnął ją do siebie.
Gdy tylko zdjął materiał z ciała Elizabeth, ta zaczęła teatralnie nabierać w
płuca ogromną ilość powietrza, jakby przez ostatnią godzinę naprawdę nie mogła
oddychać. Przyglądał się nawet nie próbując ukryć rozbawienia.
Dziewczyna zarzuciła na ramiona luźną, białą koszulę, na
nogi wciągnęła grube rajstopy, po czym ponownie podeszła do kamerdynera, by
zapiął guziki. Znów w jej zachowaniu dostrzegł małą dziewczynkę. Trzymając
dłonie zaledwie kilka milimetrów od jej ciała poczuł przyspieszone bicie serca
uporczywie przypominające niedawne wydarzenia.
– Doprawdy irytujące…
– Idź po resztę, idziemy lepić! –
rozkazała, chwytając okrycie z wieszaka.
Wychodziła z pokoju, kiedy demon chwycił ją za ramię
zatrzymując wpół kroku. Zachwiała się, nieomal na niego wpadając.
– Sebastian! – upomniała go
podniesionym głosem.
Twarde spojrzenie szlachcianki zatrzymało się na jego
obojętnym wyrazie twarzy mężczyzny.
– Panienko, ile razy musze ci
powtarzać, żebyś ubierała się odpowiednio do pogody?
– Tyle, ile będzie trzeba, to w
końcu twoja praca, nie? – bąknęła niczym obrażone dziecko.
Niechętnie obróciła się w jego stronę i pozwoliła, by ubrał
ją w ciepły płaszcz, owinął szyję szalikiem i założył czapkę. Poprawiła
wpadający w oczy kosmyk włosów i wyszła, gdy wreszcie skończył. Podekscytowana
zbiegła na dół, do głównego holu. Rozejrzała się po przestronnym pomieszczeniu
udekorowanym śnieżnobiałymi kwiatami. Wcześniej nawet nie zwróciła na nie
uwagi. Lokaj zadbał o to, by zimę można było odczuć także wewnątrz rezydencji.
Podobał jej się ten widok, tworzył niesamowity klimat, który napawał ją dodatkowym
optymizmem. Stanęła ze skrzyżowanymi rękami i marszcząc czoło zaczęła
przyglądać się drzwiom, za którymi znajdował się korytarz do pokoi służby. Po
chwili usłyszała głosy całej trójki. Wkroczyli do holu, opatuleni po same uszy
ciepłymi kożuchami. Sebastian dołączył do nich schodząc ze schodów. Miał na
sobie długi czarny płaszcz z dwurzędowymi, srebrnymi guzikami oraz czarne
rękawiczki.
Kiedy wszyscy się zebrali, hrabianka zarządziła wymarsz. Ustawiła
wszystkich w rzędzie pod murem budynku i, instruując ich jak generał podczas
wojny, przedstawiła dokładny plan i rozmieszczenie bałwanów. Zawsze podchodziła
do tego niezwykle poważnie, tym jednak razem przeszła samą siebie.
Pierwszy komentarz! Yass...
OdpowiedzUsuńGratuluję zdania!! :))
Btw, nie znalazłam żadnych błędów, ogółem było cudne ( i tak zachwycam się każdym Twym rozdziałem ale co tam)
Czekam na następne :D Co tu więcej pisać?
Hehe, świetne! xD
OdpowiedzUsuńTak bardzo trafnie oddałaś odczucia zgniatania wnętrzności przez gorset xD I te bałwany! Czytałam ten rozdział z uśmiechem na ustach. Szkoda tylko, że nie wystąpiły żadne pytania, byłam ciekawa, o co konkretnie będą się pytać. Ale nadal, super! Czekam na kolejną część! ^^
U mnie kolejny rozdział pojawi się najpewniej jutro, więc zapraszam! ^^
http://kuroshitsuji4ever.blogspot.com/
Super <3 Właśnie się zastanawiałam, bo nie mogę się już doczekać :3
UsuńJezu, czasami tak ciężko jest czekać na kolejny rozdział, mam ochotę przeczytać całą historię już, teraz, zaraz. Tylko mi nie próbuj porzucić bloga, przypadkiem, zanim skończysz. Nie przeżyje tego :P
Ok, ok ^^
UsuńTAK KURWA XDDDDD Sorki za przekleństwa, ale tak się kurde cieszę, że wszystko jest po normalnemu :') Mam nadzieję, że się utrzyma XD I podoba mi się wizja fioletowo włosej Lizzy. Jakoś czerwony nie za bardzo do niej pasował;-;
OdpowiedzUsuńW każdym razie.
Świetny rozdział, zresztą jak zwykle. Ale mam wrażenie, że zmieniłaś odrobinę styl pisania? Jakoś teraz bardziej mogę się wczuć w to wszystko. Podoba mi się to, że Sebciu tak cierpi hohoho ( naprawdę obrzydza mnie widok zakochanego Sebastiana XD ). Czekam z niecierpliwością na list od Królowej oraz jakieś krwawe wątki 😍
Życzę weny :D
Ciężko mi powiedzieć, czy "zmieniłam styl". Mam wrażenie, że raczej się rozwinął, w końcu do tego dążę xD Mam nadzieję, że dalej tez się utrzymuje. Chociaż jestem teraz pod koniec drugiego tomu i muszę przyznać, że mam niemały problem, żeby to pociągnąć. W głowię wciąż mam zbyt mętną wizję, by spokojnie przelać ją na papier.
UsuńZa to jeśli chodzi o trzeci tom, to pierwsze około stu stron mam już obmyślone i tam trup się będzie ścielić gęsto, a krew lać potokami - taki jest plan :P
I nie przepraszaj, przekleństwa są dla ludzi.
(Szczerze przyznam, że też wolę Lizz we fiolecie. To mój ulubiony kolor, haha xD)
Art Twojego autorstwa? :) Rozdział jak zawsze świetny. Pozdrowionka!
OdpowiedzUsuńScena opieprzania Thomasa była dobra! Mogę brać z Ciebie przykład :3
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, te słowa bardzo zabolały Sebastiana daży uczuciem, ale nie okazuje tego tak aby było widoczne...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ale te słowa bardzo zabolały Sebastiana... on daży uczuciem, ale nie okazuje tego tak wylewnie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, te słowa bardzo zabolały Sebastiana (czyli uczucia ma)... daży uczuciem, ale nie okazuje tego tak wylewnie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza