Nie mam dziś niczego ciekawego do przekazania. Arta także nie będzie, bo zepsuły mi się stalówki, a te, które zdołałam kupić są, mówiąc delikatnie, do dupy. Nie nadają się do rysowania. Szczególnie, że jestem leworęczna, co samo w sobie utrudnia pracę z tymi małymi, metalowymi, potworkami. Ale lubię je i będę kontynuować gdy tylko dotrze przesyłka z tymi, które zamówiłam w internecie.
Tak więc: miłej lektury.
Liczę na jakieś komentarze, które dodałyby motywacji :)
=================
Nigdzie nie mogła go znaleźć, a to oznaczało jedno – był w
swojej sypialni. W miejscu, które było dla niej niedostępne. Z jakiegoś powodu
nie chciała tam wchodzić częściej, niż było to konieczne.
– Jeanny! – zawołała Elizabeth, kiedy ujrzała wychodzącą ze
swojej sypialni pokojówkę.
– Słucham, panienko?
– Sebastian jest u siebie? –
zapytała konspiracyjnym szeptem.
Blondynka potakująco kiwnęła głową.
– Idź coś stłuc w jadalni, żeby
tam przyszedł, a potem znikaj najszybciej jak się da. Możesz to zrobić? – Hrabianka
spojrzała na dziewczynę pełnym powagi wzrokiem.
– Dobrze, już idę… –
odpowiedziała niepewnie.
Wiedziała, że jej pani nie kazałaby czegoś niszczyć, gdyby
nie miała ku temu dobrego powodu. Mimo tego, wizja reprymendy kamerdynera
napawała ją przerażeniem. Czasami wyglądał na tak zdenerwowanego, że bała się o
swoje życie.
Wraz z ciemnowłosą pobiegły do wielkiego pomieszczenia.
Hrabianka schowała się za jednymi z drzwi, podczas gdy Jeanny posłusznie podeszła
do regału. Stanęła na palcach, wzięła do rąk stos talerzy i z impetem trzasnęła
nimi o ziemię. Dosłownie po kilkunastu sekundach do środka wszedł ciemnowłosy
kamerdyner. Ubrany w swój elegancki frak, z obrzydzeniem spojrzał na podwładną,
która trzęsąc się ze strachu, próbowała wydusić z siebie słowa wyjaśnienia.
– Co tu się stało? – zapytał
groźnie.
– Chciałam wytrzeć talerze z
kurzu i… i… – Głos zamarł jej w gardle.
Mężczyzna dotknął palcami podstawy nosa i zrezygnowany,
westchnął przeciągle.
– Doprawdy… Ile razy mam ci
powtarzać, żebyś wyjmowała naczynia pojedynczo? – warknął.
– Przepraszam, panie Sebastianie!
– krzyknęła drżącym głosem.
– Nieważne. Wracaj do pracy,
zajmę się tym – odparł, machając ręką, dając jej do zrozumienia, by opuściła
pokój.
Wszystko szło zgodnie z planem hrabianki. Kiedy tylko
pokojówka wybiegła z jadalni, ciemnowłosa wkroczyła do środka, udając
zaalarmowaną.
– Sebastian, co tu się stało? –
jęknęła udając zainteresowaną.
– To samo, co zwykle, panienko. –
odpowiedział uprzejmie, nie odwracając wzroku od potłuczonej, porcelanowej
zastawy.
– W każdym razie… Dobrze, że tu
jesteś. Chciałam ci coś pokazać. – Od razu przeszła do rzeczy.
Demon odwrócił się i podejrzliwie zmierzył ją wzrokiem.
Nastolatka energicznie wyciągnęła przed siebie rękodzieło, nad którym pracowała
przez ostatnie godziny i uśmiechnęła się szeroko, przymykając oczy. Zaskoczony
lokaj pochylił się lekko, by dokładnie przyjrzeć się trzymanemu przez nią
przedmiotowi. Drewniana, ręcznie zdobiona ramka, w której wnętrzu znajdowało się
ich wspólne zdjęcie. Ona, siedząca na zdobionym krześle, w pięknej sukni,
delikatnie umalowana. On stał tuż obok, jak zwykle wyprostowany i elegancki. Obraz,
który poprzedniego dnia uwiecznił reporter.
– Czy to z tego tak bardzo
cieszyłaś się rano? – zapytał obojętnie, ukrywając przyspieszone bicie serca i
przyjemne ciepło, które przeszyło jego ciało. Ignorował wszystko.
– Tak – odparła stanowczo. – To
dla ciebie. – Wysunęła ręce, by podać mu ramkę.
Zaskoczenie, które poczuł było niemożliwe do ukrycia. Elizabeth
nie takiej reakcji się spodziewała, nie była na nią przygotowana. Demon chwycił
prezent przypadkowo muskając palcem wątłą dłoń swojej pani. Zadrżał. Żałował,
że ma na sobie rękawiczki, pragnął dotknąć delikatnej skóry, poczuć jej
gładkość.
– Twój pokój wygląda nijako.
Chciałam, żebyś miał tam coś… swojego – wyjaśniła, obserwując jego nietypowe
zachowanie.
Przez chwilę przyglądał się dwójce postaci na fotografii. Z
jakiegoś powodu wydawały mu się obce.
– Obraz odbity na fotografii jest niczym więcej, jak iluzją… Nawet,
jeśli to tylko iluzja, to miłowanie takich rzeczy jest jedynie pustym snem. –
Uporczywa myśl odbiła się echem w jego umyśle.
– To bardzo do ciebie podobne, panienko.
Jestem zaszczycony, że pomyślałaś o kimś takim, jak ja – odpowiedział, ponownie
przybierając maskę idealnego lokaja. – Jednakże…
– Nie bądź niegrzeczny –
burknęła, czerwieniąc się. – Po prostu to przyjmij.
Na jej twarzy pojawił się delikatny rumieniec. Zawstydziła
się. Spodziewała się zupełnie innego zachowania, reakcja lokaja całkowicie
zbijała ją z tropu. Dlaczego była skrępowana? Nie potrafiła zrozumieć
targających nią emocji.
Wyraz twarzy nastolatki wydał się Sebastianowi nieprzeciętnie
uroczy. Czerwień policzków kontrastowała z bladą skórą. Na chwile przymknął
oczy, a na jego twarzy pojawił się łagodny uśmiech.
– Bardzo dziękuję, panienko. To
ogromny zaszczyt. – Skinął głową.
– Tak lepiej. Zanieśmy zdjęcie do
twojego pokoju – powiedziała stanowczo, nie pozostawiając mu wyboru.
Kamerdyner podążał w ciszy za swoją panią próbując
zrozumieć, dlaczego to zrobiła. Czy była to kolejna gra mająca na celu
wyprowadzenie go z równowagi, czy może było w tym coś więcej? Bez względu na
prawdziwy powód wręczenia prezentu musiał zachować kamienną twarz. Nie mógł
pozwolić, by po raz kolejny dostrzegła w nim kłębiące się emocje. Jeśli ona nie
dostrzeże, ile dla niego znaczy, może i on sam o tym zapomni? Powróci do czasu,
kiedy wykonywanie poleceń, służenie i opiekowanie się nią było proste
intuicyjne. Kiedy spełniało wszelkie jego potrzeby. Kiedy nie powodowało
wewnętrznych rozterek, ani myśli, których nie potrafił okiełznać. Jeśli uda mu
się odepchnąć od siebie to wszystko, znów będzie idealny i niezawodny. Nie
narazi jej życia na prawdziwe niebezpieczeństwo. Bo z dostarczania szlachciance
sytuacji podnoszących poziom adrenaliny, wzbudzających chwilową niepewność, nie
zamierzał zrezygnować. W końcu była to jedna z nielicznych jego rozrywek, jakże
by mógł zatracić się do tego stopnia?
Dziewczyna
otworzyła drzwi do sypialni i puściła go przodem. Był służącym, ale zasługiwał
na odrobinę szacunku od czasu do czasu. Poza tym, naprawdę rzadko bywała w tym
pokoju, wciąż nie mogła się przełamać. Pokoje reszty służby również były jej
zupełnie obce. Nie miała ani powodu, ani żadnego interesu we wchodzeniu do
nich. Wystarczało, że pociągnęła gruby, złoty sznur znajdujący się dosłownie w
każdym pomieszczeniu ogromnej posiadłości, by móc porozmawiać z którymkolwiek z
nich.
Powoli wkroczyła za nim. Jej umysł nagle zbombardowały
wspomnienia jednego z nieprzyjemnych snów. Spojrzała na łóżko. To samo, na
którym leżał jej związany, kilkuletni kuzyn z przerażeniem błagający o litość.
Zadrżała przypominając sobie zwierzęcy wzrok lokaja, który z sadystyczną
chciwością podziwiał jego strach.
– Panienko? – Sebastian dostrzegł
wahanie dziewczyny.
– Postaw je może tu? –
Potrząsnęła głową przywracając myśli do porządku i wskazała palcem nocną
szafkę.
Po chwili zastanowienia, jęknęła przeciągle i podrapała się
po głowie.
– Nie, to bez sensu. Przecież i
tak nie korzystasz z tego łóżka – tłumaczyła sama sobie. – Co najczęściej
robisz, kiedy tu jesteś? – zwróciła się do niego z zainteresowaniem.
– Zazwyczaj pracuję przy stole –
odparł jedwabistym, wyzutym z emocji głosem.
Jej obecność w sypialni sprawiała, że czuł się niezręcznie.
Chociaż, oprócz podarowanej mu książki, którą przecież dostał od niej, nie było
w tej izbie ani jednego przedmiotu, który można byłoby uznać za osobisty, czuł
się skrępowany. Kolejne abstrakcyjne, niezwykle irytujące uczucie. Niedorzeczne.
Dziewczyna podeszła do sekretarzyka i uważnie przyjrzała się
blatowi. Co prawda, nosił nieliczne ślady użytkowania, ale wciąż wyglądał jak
nowy.
– Jesteś pewny? Nie wygląda,
żebyś zbytnio z niego korzystał – zapytała podejrzliwie patrząc na demona przez
ramię.
– Ten mebel należy do panienki,
dlatego dbam o niego tak, by był w możliwie najlepszym stanie – odparł niewzruszony.
Dziewczyna pokręciła nosem na kolejną z jego ugrzecznionych,
niewiele mówiących odpowiedzi.
– Czyli mówisz, że tu spędzasz
najwięcej czasu? – ciągnęła, żywiąc nadzieję, że w końcu odpowie w jakiś
bardziej spersonalizowany sposób. Ping, demonie,
ping!
– Tak. Na pewno bardzo dobrze
zdaje sobie panienka sprawę ile pracy, również przy zapisywanie najróżniejszych
rzeczy, przysparza reszta służby – nieugięcie odbijał piłeczkę, wzbudzając w
szlachciance coraz większą irytację.
Liczyła na coś więcej, na jakąś anegdotę, skrępowanie, złość
– cokolwiek. Czyżby się myliła? Czyżby cały czas tylko wydawało jej się, że coś
czuje? Widziała to, co chciała zobaczyć?
– Niemożliwe – pomyślała uparcie, nie tracąc nadziei.
Zdawało jej się, że we własnej sypialni będzie czuł się na
tyle swobodnie, że chociaż w małym stopniu zrzuci z siebie maskę przesadnie przyzwoitego
lokaja i pokaże, jaki jest, kiedy nikt go nie obserwuje. Widocznie się myliła,
ale to nie był powód, żeby poddawać w wątpliwość niepodważalne dowody. Na pewno,
na pewno ma uczucia! Przecież już nie raz się o tym przekonała. Urodzinowy
prezent i masa innych rzeczy, które dla niej zrobił, drżenie krwistych tęczówek
– musiała mieć rację.
Demon podszedł do stolika i postawił zdjęcie po jego lewej
stronie, by móc spoglądać na nie podczas pracy. A raczej, by właśnie tak
pomyślała – przekonywał sam siebie. Widział, jak dziewczyna z dumą obserwowała ruchy
jego dłoni. Gdy tylko ramka dotknęła blatu, szarpnęła go za rękaw i odciągnęła
w tył, by wraz z nim zachwycać się drewnianym dziełem jej rąk, doskonale
wkomponowującym się w surowy wystrój pracowniczej sypialni.
– Jak ci się podoba? Prawda, że
wygląda wspaniale? W tym pokoju nic nie ma, powinieneś czasem coś sobie kupić –
skomentowała podekscytowana.
– Wygląda naprawdę dobrze – przyznał
z uprzejmym uśmiechem.
– Sebastian? – zapytała
spokojnie, po chwili milczenia.
Ton jej głosu wskazywał, że nad czymś się zastanawiała.
– Słucham?
– Masz tu jakąś prywatną rzecz,
prawda? – Popatrzyła na niego przenikliwie.
Zastanawiał się, co powinien odpowiedzieć. Nie potrzebował
niczego takiego, nie był sentymentalny. Materialne dobra tego świata w ogóle go
nie interesowały. Jedyną rzeczą, którą można było uznać za „prywatną” była
sprezentowana mu książka, którą znalazł zaledwie parę godzin temu. Nie
wiedział, jak powinien odnieść się do pytania fioletowowłosej. Zastanawiał się,
czy nie jest to kolejny element gry – zabójczo przebiegłej, nawet jak na nią
samą. Czyżby chciała sprawdzić, czy odnalazł tom poezji w szufladzie? A może
raczej chciała wiedzieć, co dla niego znaczył? Czy traktuje go, jako coś
osobistego, czy jest jedynie kolejnym, zupełnie zbędnym elementem wystroju
mającym na celu zwiększenie wiarygodności w jego ludzkość? Bez względu na to,
jaki wykona ruch – przegra. Jeśli przyzna się do jej posiadanie, tym samym
uznając książkę za coś, co jest mu bliskie, pokaże Elizabeth, że nie jest tak
obojętny, na jakiego się kreował. Jeśli jednak zignoruje zalegający w
szufladzie tomik, dziewczyna poczuje się urażona. Nie okazując należytej
wdzięczności, okaże brak szacunku, co dla lokaja było niedopuszczalne. Paradoks.
Szach-mat.
– Jest pewna rzecz – zaczął,
zamyślony. – Wierzę, że to panienka zostawiła ją dla mnie. – Podszedł do
nocnego stolika i wyciągnął wspomniany przedmiot.
Zdecydował, próbując mimo wszystko zachować największy
możliwy dystans. Zaciekawiona nastolatka patrzyła na jego ręce. Powoli podeszła
do niego i popatrzyła na okładkę. Wyglądała na zaskoczoną.
– Haha, rzeczywiście – zaśmiała
się niezręcznie. – Zupełnie o tym zapomniałam.
Ulżyło mu. Tym razem ją przecenił. Szlachcianka nawet przez
moment nie spojrzała na niego badawczym wzrokiem, którego się spodziewał. To
nie był mat, jedynie beztroskie pytanie dziecka, niezdającego sobie sprawy z
wewnętrznych rozterek demona. Bez względu na dalszy rozwój tej, niezaprzeczalnie
fascynującej, rozmowy wiedział już, jak się zachować, by nie zburzyć
kunsztownie kreowanego wizerunku.
– Nie myślałam, że będzie mieć
dla ciebie jakąś wartość. To było tak dawno temu. Już nawet nie pamiętam, co
mną wtedy kierowało – tłumaczyła się, wciąż czując lekką krępację zaistniałą
sytuacją.
Myśl, że coś tak niedbale porzuconego przez nią w odmętach
pamięci miałoby mieć dla niego znaczenie powodowała, że było jej głupio. Nieznacznie
odwróciła od niego twarz ukrywając zaczerwienione policzki wśród kosmyków
ciemnych włosów odbijających światło świecy delikatnymi, fiołkowymi refleksami.
– Jaki byłby ze mnie kamerdyner,
gdybym nie potrafił z należytym szacunkiem docenić daru od swojej pani? –
odparł zadowolony z siebie.
Niepocieszona szlachcianka pokręciła nosem.
– Chyba nigdy go nie zrozumiem… – pomyślała, niechętnie przyznając
przed samą sobą.
~*~
Kiedy
Sebastian przebierał swoją panią w nocną koszulę, niezwykle skutecznie
ignorując każdą, nawet najdrobniejszą myśl, która mogłaby wzbudzić jakiekolwiek
uczucia, Elizabeth patrzyła na niego wzrokiem pozbawionym wyrazu. Gdy skończył
dopinać guziki, zdjął z dłoni rękawiczkę i bez ostrzeżenia przyłożył rękę do czoła
dziewczyny.
– Nie ma panienka gorączki –
oznajmił cicho.
Skrzywiła się.
– Oczywiście, że nie mam –
mruknęła i wśliznęła się pod kołdrę.
Obróciła się tyłem do niego, głową w kierunku okna, i zamknęła
oczy dając lokajowi jasno do zrozumienia, żeby sobie poszedł.
W jego odczuciu zachowywała się nadzwyczaj niezwykle. Nie
siliła się na żaden złośliwy komentarz, nie zagadywała go wypytując o najdziwniejsze rzeczy – jak to miała w
zwyczaju – żywiąc nadzieję, że kiedyś pojmie jego przedziwną naturę. Wiedział,
że jest nim zafascynowana. Ogromna, ludzka, co więcej, dziecięca ciekawość
przemawiała przez tę drobną istotę. Może nawet odrobina strachu? Któż nie
chciałby dokładnie poznać swojego zabójcy? Na co dzień żyli pozorami zwyczajnej
relacji służącego i jego pani. Usługiwał jej, pomagał, a ona pozwalała mu na
to, od czasu do czasu okazując wdzięczność lub niezadowolenie. Zwyczajnie,
wręcz nudno. Prawdziwa akcja rozgrywała się za subtelną zasłoną obłudy.
Wygłodniały demon marzący o pożarciu duszy dziewczyny, która każdą swoją
decyzję podporządkowywała jedynemu, życiowemu celowi – zemście. Byłoby dziwne,
niezdrowe wręcz, gdyby nie chciała go poznać, dokładnie zrozumieć. Sebastian pozwalał
jej na to. Gdyby chciał, już dawno odnalazłby ludzi odpowiedzialnych za jej
cierpienie, jednak nie zrobi tego bez wyraźnego polecenia. A ona nie wyda rozkazu,
ponieważ sama chce ich odnaleźć, sama wymierzyć sprawiedliwość. Od początku do
ostatecznego, nieodwracalnego końca. Przejęcie tytułu hrabianki, praca dla
królowej, wywiady, aktywność towarzyska – wszystko po to, by po nią wrócili.
Wiedziała, że prędzej, czy później wykonają jakiś ruch. Jeśli nawet nie
postanowią wyeliminować swojego „nieudanego eksperymentu”, na pewno będą
prowadzić kolejne. W końcu podwinie im się noga, a wtedy dorwie ich i bez cienia
wahania zgotuje im los, na który zasługiwali. Dlatego wynajęła informatora,
który śledził poczynania podziemia i na bieżąco dostarczał wieści.
Nie miało znaczenia, ile przyjdzie
demonowi czekać na posiłek. Spychając na drugi plan kłopotliwe niedogodności w
postaci uczuć, których się nie spodziewał, towarzyszenie jej było przyjemnym i
ciekawym doświadczeniem. Tak jak ona próbowała zrozumieć jego, tak
zafascynowany był ludzkim robactwem. Motywami, które nim kierowało, sposobem
myślenia. Człowiek był tak inny od demona, dostarczał rozrywki ilekroć przekonany
o swej sile i słuszności czynów, ślepo brnął wprost na spotkanie ze śmiercią. I
ten moment, gdy Sebastian odbierał życie kolejnemu, nic nieznaczącemu pionkowi.
Sadystyczna przyjemność, ciarki przebiegające wzdłuż jego kręgosłupa. Jak miałaby TO zrozumieć?
– Dobranoc, panienko – powiedział
cicho, opuszczając jej pokój.
~*~
Lokaj
wszedł do swojej sypialni, by jak zwykle zająć się sporządzeniem listy zakupów.
Już dawno przestał się dziwić, jak wiele rzeczy można zniszczyć w ciągu dnia.
Co wieczór zasiadał przy tym samym stole dopisując kolejne pozycje do
niekończącej się wyliczanki. Zastanawiał się, czy zdąży pożreć duszę Elizabeth
nim dziewczyna zbankrutuje przez ciągłe dokupowanie porcelanowej zastawy. Dopisał
kilka przedmiotów i odsunął od siebie arkusz papieru, by przejść do kolejnego
zadania – rozpisania zajęć dla służby. Chociaż trójka nieokrzesanych, młodych ludzi
nie miała w zwyczaju na nią zerkać, czekając aż lokaj pofatyguje się osobiście
i wyda m kolejne polecenia, zawsze skrzętnie zapisywał każdą, nawet
najdrobniejszą, pracę, która musiała zostać wykonana kolejnego dnia. Lubił
porządek i dokładność. Jeśli się za coś zabierał, zawsze robił to dobrze,
doskonale wręcz. Odbębnianie roboty na pół gwizdka było jego zdaniem skrajnie
niestosowne. Powoli zaczął kreślić słowa na kartce. Jego kaligrafia była równie godna podziwu, co
wszystko, za co się chwytał. Zapisując kolejną godzinę, piętnastą – kiedy miał
zaserwować swojej pani obiad, podczas gdy reszcie zamierzał zlecić prace w
spiżarni – jego ręka zastygła w bezruchu. Spojrzał na stojące tuż obok kartki
zdjęcie. Z jakiegoś dziwnego powodu rozpraszało go odkąd tylko zasiadł przy
sekretarzyku. Czarne motywy kwiatowe, które hrabianka własnoręcznie narysowała
na drewnianej ramce zdradzały towarzyszące ich tworzeniu emocje. Znów, jak w przypadku
niedawno odnalezionej zakładki, oczyma wyobraźni mógł dojrzeć jej trzęsącą się
dłoń, lekko spuchniętą od ciągłego przygryzania wargę i niezadowolone kręcenie
nosem połączone z kurczącymi się mięśniami na czole, ilekroć jej dłoń drżała,
nieprzystosowana do długotrwałego wysiłku i dokładności. Wydało mu się urocze,
jak bardzo potrafiła zawziąć się w sobie, ile czasu poświęcić, ilekroć postanowiła,
że chce coś zrobić. Tak samo było z nieszczęsnymi bałwanami. Gdyby gorączka nie
wyssała z niej całych sił, zerwałaby się z ławki, na której ją posadził, odepchnęłaby
go i z uporem maniaka próbowałaby sama dokończyć śnieżne dzieło. W zasadzie,
nie by nawet pewien, czy pamiętała, że to właśnie on uformował ostatnie kule
tamtego dnia. Możliwe, że nie miała o tym pojęcia i żyła w radosnym przekonaniu,
że dokonała tego sama. Bez względu na to, jaka była prawda, nie zamierzał tego
roztrząsać. Nie miałoby to najmniejszego związku z grą złośliwości, którą
ostatnimi czasy oboje zaniedbywali, byłoby jedynie bezsensownym pastwieniem się
nad bezbronnym dzieckiem – w czym nie dostrzegał żadnej przyjemności.
Ponownie spojrzał na kartkę i powiódł wzrokiem po kilku
ostatnich linijkach.
– Do rzeczy… – szepnął pod nosem
zamaczając pióro w kałamarzu.
Kolejne zgrabne litery zdobione w charakterystyczny,
niepowtarzalny sposób pojawiały się kolejno na wysokiej jakości papierze
układając się w rozkazy, których wydźwięk słyszał w głowie. Tak naprawdę można
by pomyśleć, iż nie pisał listy obowiązków, a monolog, przygotowując się do
jego wygłoszenia. Każdego wieczoru zasiadał do biurka, by spisać scenariusz
kolejnego dnia, bo czym więcej była kartka papieru, której nikt nigdy nie
poświęcał uwagi?
Jezus, Nami! Nie męcz ich tak!
OdpowiedzUsuńKurde, wiem, fabuła, ale... Tak mi smutno jak patrzę na rozterki Seby. Ale cóż :)
Było cudne, brak tylko arta pasującego do opka :D
To jest po prostu *.* świetne, zazdroszczę Ci. Umiesz tak świetnie pisać. A ja ostatnio ograniczam się do opisywania zwykłych czynności. Trzymaj tak dalej!
Ciepłe uściski, weny :)
Ej no, już myślałam, że się tam jakaś akcja rozwinie jak byli sam na sam w pokoju :C a tu dupa :C
OdpowiedzUsuńOgólnie, cud, miód, malina. Nic dodać, nic ująć. Teraz byle do środy !
Buziaki :*
Boska Marmolado, tego co ja czuję czytając te rozdziały nie da się opisać słowami znanymi ludzkości! A jakby zrobiono na tego podstawie anime (które się tworzy w mej mózgownicy podczas czytania) to bym chyba oszalała z radości! Nami! Jesteś Boska! :D
OdpowiedzUsuńHehe, dziękuję^^. Staram się, żeby opowiadanie było ciekawe i cieszę się, że trafiło w Twoje gusta. Też sobie kiedyś wyobrażałam anime o tym, to by było piękne, no ale niestety nierealne :P.
UsuńMam nadzieję, że reszta opowiadania również Ci się spodoba. Dużo przed Tobą, przede mną zresztą też. A kiedyś może będziesz miał okazję przeczytać przerobioną wersję w formie książkowej.
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńhaha prezent Elizabeth wywołał spustoszenie u Sebastiana, nic ci się nieprzewidziało po prostu tylko starannie wszystko ukrył... ;)
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, prezent Elizabeth dla Sebastiana wywołał u niego spustoszenie, nic się nie przewidziało tylko starannie wszystko ukrył... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ocho prezent Elizabeth dla Sebastiana wywołał u niego spustoszenie po prostu, nic się jej nie przewidziało tylko starannie wszystko ukrył... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza