Wyświetlenia dalej kuleją, z komciami jest trochę lepiej. Nie wiem jeszcze, co zrobię z tą przyszłą sobotą – to w sumie zależy od Waszego odzewu i tego, jak bardzo będzie Wam zależało, no i od tego, jak będę stała w piątek z czasem. Na razie zapowiada się, że mogę go nie mieć, ale jednak liczę na to, że będę go miała, bo nie chce mi się robić tego, co mam teoretycznie zrobić xDDDD.
No, ale wyjaśni się wszystko w przyszłym tygodniu. Tymczasem oddaję Wam kolejny rozdział, bez zbędnego gadania, bo w sumie nie mam weny. Tylko wspomnę, że udało mi się ODROBINĘ nadgonić z zapasem. BRAWO JA.
Miłego! :*
===============================
Kolejne
westchnienie demona również nawet odrobinę nie zmieniło jej zachowania.
Roześmiana podbiega do stołu i wyciągnęła rękę po ciasto. Ledwie je chwyciła,
kiedy Michaelis uderzył ją nauczycielskim wskaźnikiem, sprawiając, że z
zaskoczenia puściła talerzyk, którego zawartość wpadła do herbaty.
— Widzisz, co
zrobiłaś, panienko? Teraz będę musiał przygotować nowy deser. Tym razem nie
dostaniesz ciasta, nie zasłużyłaś — rzekł surowo.
Zabrał srebrną tacę
i ruszył do drzwi, irytując się jeszcze bardziej, gdy zdał sobie sprawę, że
dziecko znów skakało do drzwi po jego śladach. Nie rozumiał, jak mogła być taka
beztroska. Dualizm jej osobowości zachwycał go i doprowadzał do szaleństwa
jednocześnie. Nie potrafił wypracować odpowiedniego podejścia do tej niezłomnej
dziewczynki. Najgorsze słowa nie miały mocy, by przemówić jej do rozsądku. Tak
bardzo wierzyła w swoje racje, że nawet gdyby ujrzała prawdę na własne oczy,
uznałaby zapewne, że to iluzja.
— Elizabeth,
natychmiast wracaj na kanapę — warknął
Sebastian, odwracając się przez ramię.
Jego oczy
błysnęły niebezpiecznie szkarłatem, a cień zaczął nienaturalnie drżeć. Kiedy
jego krańce pochłonęły stopy dziecka, zaczęło się mimowolnie odsuwać, jednak
wcale nie wydawało się przestraszone. Lizz zachowywała się tak, jakby dawała
demonowi to, czego chciał, wiedząc, że przesadziła i powinna chwilowo odpuścić.
Bez słowa
zrobiła, o co prosił. Kiedy wrócił, wciąż trwała w tym samym miejscu, ze skupieniem
na twarzy, wpatrując się w tańczące na suchym drewnie płomyki wewnątrz kominka.
Sebastian postawił tacę i zdjął z niej filiżankę z herbatą, podając dziewczynie
wraz z cukiernicą.
— Nie ma ciasta
— stwierdziła, rozejrzawszy się po stole.
— Przecież
mówiłem, że go nie dostaniesz. Nie zasłużyłaś.
— Dlatego
trzymasz je za plecami? — zapytała zbita z tropu.
Przekręciła
głowę na bok – tak, jak robią młode psy, gdy przyglądają się czemuś, czego nie
mogą zrozumieć. Po chwili usiadła normalnie i sięgnęła po filiżankę, dmuchając
w nią kilkukrotnie.
— Nie musisz
mnie kochać, Sebastianie, ale ja będę cię kochać zawsze i kiedyś sprawię, że ty
też mnie pokochasz. Nieważne, ile razy będę musiała to powiedzieć. Uratowałeś
mi życie i za to cię kocham i wiem, że ty mnie też będziesz kochać — wyjaśniła
niezwykle dojrzale, a potem, jakby nigdy nic, zabrała się za picie herbaty.
Demon patrzył
na nią zszokowany, nie wiedząc, co powinien powiedzieć. Nie rozumiał, skąd
brało się w niej to głębokie przeświadczenie. Ze swojej strony nie robił nic,
co w jakikolwiek sposób mogłoby być dla niej przesłanką, że zamierzał
kiedykolwiek zacząć czuć. A już na pewno nie planował kochać. W końcu dla
demonów miłość była jedną z największych słabości, wiązały się z nią liczne
konsekwencje. Gdyby jego ojciec dowiedział się, że coś poczuł, na dodatek
względem człowieka, strach pomyśleć, co właściwie by zrobił.
— Nigdy nie
będę cię kochać, ludzkie dziecko — rzekł stanowczo demon, stawiając schowany za
plecami kawałek ciasta na blat. — Ale nie mógłbym odebrać ci deseru, inaczej
umarłabyś z głodu — dodał i stanął kilka kroków za kanapą, na której siedziała
Elizabeth.
— Dziękuję,
Sebastianie, kocham cię! — krzyknęła radośnie dziewczynka.
~*~
Sebastian
usiadł nerwowo na łóżku, orientując się, że oddycha ponadprzeciętnie szybko. W
pierwszej chwili nie wiedział, co się działo, dopiero rozejrzawszy się po
wnętrzu bogatego, arystokratycznego wnętrza, przypomniało mu się całe jego
życia z ostatnich kilku lat. Chwilę potem wrócił do niego sen, uprzytomniając
niedobudzonemu demonowi, że zasnął.
— Jak to
możliwe… — mruknął sam do siebie, przeczesując włosy dłonią.
— Dzień dobry,
Sebastianie, kocham cię. — Usłyszał ten sam radosny głos, który jeszcze przed
momentem torturował go we śnie.
Miał wrażenie,
że dalej się nie obudził, jednak wszystko wokół było stuprocentowo realne,
pozbawione wszelkich odstępstw od normy, zachowujące logiczny ciąg. Na pewno
nie spał!
— Elizabeth? —
zapytał, zerkając na hrabiankę.
Leżała tyłem do
niego, lecz nie musiał jej widzieć, by po sposobie oddychania nastolatki
poznać, że się z niego śmiała. Przytulił się do niej i oparł podbródek na jej
ramieniu, delikatnie całując blady policzek ukochanej.
— Śmiejesz się
ze mnie?
— Zasnąłeś,
demonie — stwierdziła lekko łamiącym się głosem, który zdradzał, że w dalszym
ciągu stosunkowo nowa sytuacja, w jakiej się znaleźli, nie była dla niej w
pełni komfortowa.
— Masz rację,
przepraszam. Nie powinienem. Gdyby coś ci się stało…
— Kiedy śpisz,
wyglądasz tak spokojnie i bezbronnie. Prawie jak zwykły człowiek. Tylko w
pewnej chwili po sypialni zaczęły latać pióra. Nie wiedziałam, że tak kiepsko
kontrolujecie się podczas odpoczynku — poinformowała, wyciągając w stronę
Sebastiana jedno z czarnych piór, których kilka leżało wokół niej na łóżku.
Służący wziął
je do ręki, pogładził delikatnie palcami, a potem sprawił, że wraz z
pozostałymi rozpłynęło się w powietrzu. Czuł się głupio. Nie powinien był przy
niej zasnąć, w ogóle nie powinien zasypiać, póki ich kontrakt będzie trwał
dalej, ale zeszłej nocy było mu tak dobrze, wygodnie i nudno, że nawet nie
zauważył, kiedy odpłynął. Dobrze, że był chociaż w tym samym miejscu, co ona,
dzięki temu, gdyby coś się działo, zauważyłby od razu.
— Mimo wszystko
nie powinienem. Pójdę przygotować śniadanie. Potem ulepisz bałwana z kuzynem i
ruszymy do Londynu. Tylko obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać — powiedział
zaspany, ubierając się w pośpiechu.
Lizz
przyglądała mu się z uśmiechem na ustach, nie mając ochoty wychodzić z łóżka.
Właściwie chciała zatrzymać i jego, jeszcze przez chwilę pobyć sam na sam z
ukochanym, nie martwiąc się tym, co wypadało, a czego nie powinna robić. Wizyta
w mieście pod tym względem miała być dla niej ogromnym testem. Nie była pewna,
czy odpowiednio się do niego przygotowała, ale królowa potrzebowała jej pomocy
i nie mogła dłużej zwlekać. Sprawa była trudna, w innym wypadku cały oddział
demonów już dawno temu zdołałby ją rozwiązać. Skoro jednak im się nie udało,
dziewczyna była zmuszona spróbować własnych sił.
— Sebastian, a
czy zanim wyjdziesz… Pocałujesz mnie? — poprosiła niepewnie, czerwieniąc się
jak burak, gdy tylko demon podniósł na nią wzrok.
Nie
odpowiedział. Podszedł do niej, pochylił się i delikatnie musnął jej usta,
czekając, aż zacznie zachłannie przygryzać jego dolną wargę, pragnąc pieszczot.
Nie pomylił się, zrobiła dokładnie to, czego od niej oczekiwał, a nawet
pociągnęła go z powrotem na łóżko i objęła najmocniej, jak potrafiła.
— Idź już —
mruknęła niechętnie, na chwilę odrywając się od demona. — Jak teraz nie
pójdziesz, to wszystko nam się przeciągnie. Nie śmiej się jak głupi, tylko
wracaj do obowiązków. To jest rozkaz, demonie! — dodała, irytując się coraz
bardziej, kiedy Michaelis tylko jej się przyglądał.
Popchnięty
zarówno słowem jak i ręką nastolatki, zszedł z łóżka, pokłonił się i wymknął
się z jej sypialni, niepostrzeżenie dostając się do kuchni, by zająć się
wszystkim, co zazwyczaj robił w nocy, umilając sobie długie godziny oczekiwania
na kolejny poranek.
Po skromnym
śniadaniu Elizabeth wraz z kuzynem w obecności Sebastiana kończyła śnieżną
budowlę. Kamerdyner pomagał w ustawianiu kul, a kiedy Timmy przyjrzał się jego
śnieżnej podobiźnie, przypomniał sobie o garnku.
— Sebastian,
gdzie twój rondel? — zapytał, patrząc urażony na służącego.
Mężczyzna
przeprosił, pokłoni się i niechętnie poszedł do kuchni po garnek, przy okazji
znajdując dwa urocze, plecione koszyki, z których jeden zamierzał uczynić
nakryciem głowy jego pani. Szukając go w kuchni, napotkał Kate.
Zdenerwowana
służąca krążyła po pomieszczeniu od drzwi do drzwi, wyraźnie się czymś martwiąc.
Sebastian przyglądał jej się przez chwilę, a potem zaszedł dziewczynie drogę.
Przejęta, nawet nie zauważyła, że był w środku, i jakby nigdy nic, wpadła na
niego, odbiwszy się od piersi mężczyzny, wpadając na blat. Straciła równowagę i
wylądowała na krześle, przerażona nie wiedząc, co się właściwie stało.
— Sebastian!
Pan Sebastian! Przepraszam! — krzyknęła po chwili. — Nie mogę znaleźć panicza.
Mówił, że idzie się bawić z panienką Elizabeth, ale nigdzie nie mogę ich
znaleźć! Panie Sebastianie, to straszne!
— Panicz Timmy
jest w ogrodzie z panienką Elizabeth, lepią bałwana — wyjaśnił rozbawiony
lokaj. — Jeśli panienka chce, może do nas dołączyć.
— Oczywiście!
Muszę trwać u boku mojego pana, żeby nic mu się nie stało! — odparła,
momentalnie zrywając się z siedzenia. — Za chwilę wrócę! — dodała i wybiegła z
kuchni.
Po chwili
wróciła, pospiesznie dopinając guziki płaszcza. Bawiła Michaelisa swoimi
nieporadnymi, nerwowymi reakcjami. Mimo że nie był już pod wpływem uroku
sztyletu, w dalszym ciągu widział w dziewczynie coś intrygującego. Pod pewnym
względem przypominała mu Elizabeth. Sądził, że gdyby jej życie potoczyło się
inaczej, możliwe, że byłaby do niej podoba. Ponadto, służąca miała naprawdę
dobre serce. W jej czynach nie było ani krzty złośliwości, lenistwa czy ułudy,
charakteryzowała ją jedynie nieroztropność, z którą kamerdyner miał do
czynienia na co dzień już od tylu lat, że przestawała robić na nim wrażenie.
Kate wzięła od
Sebastiana jeden z koszyków, upierając się, że pomoże mu w podzięce za
informacje i wybiegła z kuchni, zatrzymując się dopiero na miejscu. Widząc ją,
Lizz westchnęła ciężko. Chociaż wiedziała, że nie była niczemu winna, niesmak
po wydarzeniach z balu pozostał. Dlatego, gdy tylko dołączył do nich Sebastian,
otwarcie podeszła do niego i przytuliła się.
— Zimno mi —
oświadczyła, widząc pytający wzrok służącego.
Odpowiedział
jej tłumiony śmiech. Nie przemyślała tego. O ile dla Kate i Timmy’iego jej
powód był zupełnie oczywisty, dla Sebastiana nie mniej jasnym było, że w ten
sposób zazdrośnie pokazywała guwernantce, do kogo należał. Z ust swojej pani
słyszał, że marzła, zaledwie kilka razy, kiedy w gorączce kręciła się po domu
na bosaka. Nie zwykła narzekać na temperaturę, a jeśli już coś jej się
wymsknęło, częściej dotyczyło nieprzyjemnego upału i duchoty niż chłodu.
— Panienko, czy
panienka i pan Sebastian…
— Tak, Kate!
Sebastian i Lizzy są parą, czy to nie cudowne?! Musimy powiedzieć o tym
reszcie! Na pewno też się ucieszą! — wtrącił chłopiec.
Podbiegł do
kamerdynera i wyrwał z jego rąk koszyk, zupełnie nie orientując się, że ani
Sebastian, ani Elizabeth nie byli zachwyceni jego pomysłem. Michelisowi
wprawdzie było obojętne, czy służba dowie się o jego związku z hrabianką, ale
dziewczyna wyraźnie nie czuła się jeszcze gotowa.
— Lizzy, a ty
zakładasz koszyk! — krzyknął ponownie blondyn, wskazując dłonią trzymaną przez
Kate plecionkę.
Służąca podała
ją szlachciance, a ta niechętnie założyła ją na głowę. Była wdzięczna, że demon
pomyślał przynajmniej o tym, by jej nakrycie głowy nie było zbyt ciężkie.
Budowanie
bałwana upływało w niezwykle miłej atmosferze. Elizabeth szybko zapomniała o urazie,
którą żywiła wobec Kate; pozwoliła jej nawet brać czynny udział w zabawnie.
Liczył się śmiech, dobre nastroje i efekt końcowy. Hrabianka nie wiedziała, ile
czasu spędzi w Londynie. Miała nadzieję, że nie będzie musiała zostawać tam na
noc, dlatego jeszcze poprzedniego wieczoru kategorycznie zabroniła demonowi pakować
walizkę – ostatnim razem gdy to zrobił, sprowadził na dziewczynę konieczność
nocowania w miejskiej rezydencji. Obawiając się jednak, że sprawy mogą nie
pójść po jej myśli, chciała spędzić trochę czasu z kuzynem, nim ponownie
wyjedzie. Następny raz mieli spotkać się dopiero za miesiąc podczas Wigilii.
~*~
Plany
Undertakera przebiegały zgodnie z założeniem. Całymi dniami ustalał szczegóły
kolejnych operacji treningowych, samodzielnie oceniał wyniki, wyciągał wnioski
i zaznaczał, co powinno zostać poprawione. Od rozpoczęcia masowej produkcji
żołnierzy dzieliły go zaledwie jedne, pozytywnie przeprowadzone manewry. Nie
ukrywał, jak bardzo był podekscytowany. Nie potrafił spokojnie wysiedzieć w
miejscu, całymi godzinami krążył po laboratorium, doglądając pracy podwładnych,
czym niesamowicie ich stresował, ale żaden z naukowców nie śmiał się odezwać. Jedynie
Arnold napomknął ze dwa razy, że może byłoby lepiej, gdyby zajął się
planowaniem ataku, ale grabarz spiorunował go wzrokiem i ani słowem nie odniósł
się do sugestii podwładnego.
Na samym dole
kompleksu, w ciemnych, wilgotnych piwnicach zupełnie odciętych od naturalnego
światła i świeżego powietrza, w niewielkich klatkach żyły setki dzieci.
Zbieranie przez tajną organizację niczym trofea, od miesięcy, a nawet lat, nie
opuściły murów swego więzienia. Nie wiedziały, gdzie właściwie były; powoli
zapominały, jak być ludźmi. Nie trzeba było nawet ich zmieniać, by wpajane
przez lata zasady zachowania wśród ludzi uleciały z przerażonych umysłów
dzieci.
Siedziały na
podłodze, warcząc, płacząc albo zwyczajnie wpatrując się w nieprzeniknioną
ciemność. Wolę walki straciły już dawno temu. Czekały tylko na śmierć. Pragnęły
jej. Codziennie modliły się, by zasnąć i już nigdy nie otworzyć oczu. To, co je
czekało – ta zmiana, która robiła z nich potwory – wydawała się dużo
straszniejsza niż śmierć. Więźniowie podświadomie czuli, że jedyną ucieczką
było zakończenie życia. Nikt nie powiedział nim, co właściwie się działo, nie
musieli tego wiedzieć. Przeraźliwe krzyki, nieludzkie odgłosy i pleśniejące
zwłoki, którymi ich karmiono, były wystarczającymi przesłankami.
Byli i tacy,
którym nie zależało. Ich psychika została uszkodzona do tego stopnia, że
zatracili kontakt z rzeczywistością. Ci byli najspokojniejsi. Posłusznie
wykonywali polecenia, nie stawiali oporu. Nie czuli, właściwie nawet nie żyli.
Po prostu egzystowali, nie mając już nawet świadomości własnego istnienia.
W grupie było
też kilka walecznych jednostek. Nieliczne trzymały się na uboczu, nie chcąc
pokazywać swej odmienności w obawie o przyszłość. Po cichu próbowały opracować
plan wydostania się z więzienia, lecz kolejne dni nie przynosiły żadnych
informacji. Niczego, co mogłoby im pomóc. Większość zrezygnowała, lecz jeden:
cherlawy blondynek, na oko dwunasto-trzynastolatek, nie dał za wygraną. Każdej
doby skrobał paznokciem w kamieniu, w rysach zapisując szczątkowe informacje.
Odmierzał czas między kolejnymi posiłkami. Liczył zmiany warty, kroki
pilnujących ich oprawców. Liczby stały się jego obsesją. Upatrywał w nich
ratunku, dlatego w milczeniu kreślił kolejne równania, dziękując w duchu, że
rodzice zapewnili mu wczesną edukację.
W końcu miał
dość odliczania, musiał działać. Czuł, że jego koniec jest już bliski, nie
zamierzał ginąć w tym miejscu, miał plany. Chciał zostać podróżnikiem,
lekarzem, żołnierzem… Pragnął zwiedzić świat, pomagać ludziom, jego życie nie
mogło skończyć się w tym miejscu.
Zaraz po
posiłku, drzwi do lochu zamknęły się z pojedynczym trzaskiem. Tego dnia wejścia
pilnował leniwy strażnik, który zapominał przekręcić zapadkę. Nie zabierał
nawet metalowych misek, w których przynoszono zgniłe mięso. Chłopiec chwycił ochłap
i wyrzucił go z klatki pod drzwi. Odczekał kilka sekund, a potem rzucił miską w
klatkę obok. Przerażone dzieci zaczęły krzyczeć, szarpać się i zawodzić,
wzbudzając alarm w pilnujących ich mężczyznach.
Coraz lepeij
OdpowiedzUsuńDzięki ponownie :P.
UsuńFIU FIU>< Wybacz, że tak dawno nie pisałam, ale jakoś nie miałam weny a nie lubię pisać na siłę. Zacznę od końca. Undi, jesteś wstrętny... robisz z tymi dzieciakami to samo co chciano zrobić Lizzy... podły, podły, podły.
OdpowiedzUsuńTimmy, jesteś uroczy... a Kate no brak mi słów. Ta jej nieporadność za każdym razem wywołuje u mnie uśmiech. No to przed Lizz i Sebą trudne zadanie... czy hrabiance uda się utrzymać ich sekret w tajemnicy ? Miło, że Elizabeth zaczyna się dogadywać z Kate chociaż to tulenie i " zimno mi " było zaskakująco.. proste. Nie wstydzi się pokazywać, że ten demon należy do niej i koniec kropka. Lizz w koszyku, Sebuś z rondlem... naprawdę chciałabym to zobaczyć.
A na zakończenie drobne pytanko, które mogło mi umknąć podczas czytania poprzednich tomów.. jak to się stało, że Lizz ma fioletowe włosy ? Wiem, że ma to wspólnego coś z wisiorkiem, ale konkretniej ?
To by było na tyle ^^ życzę weny.. i faktycznie trochę słabo, że wyświetlenia spadają bo opowieść jest cudowna... a teraz choć niektórzy tego nie widzą jest ten przełomowy moment... być albo nie być!!!
No dziś wyświetlenia wróciły do normy - czyli jest ich tyle, ile zazwyczaj było pierwszego dnia, za to tym razem komcie poleciał na łeb i aż mi smutno, bo właśnie poszłam do wanny (zawsze odpisuję na komentarze wieczorem w wannie :P), a tu nawet nie ma zbyt wiele do czytania i odpisywania :(. No ale cóż, święta idą, może to dlatego. Trzeba przeczekać, mam nadzieję, że niedługo wszystko wróci do normy.
UsuńKate jest właśnie taka. Dobra, trochę nerwowa i gwałtowna, ale urocza i dobra. No i taka jest też tutaj :P. No a Lizz... Ona jest zazdrosna i wyraźnie nie potrafi sobie z tym odpowiednio radzić, więc się chwyta wszystkiego po kolei. Jej zachowanie jest tak komocznie nielogoczne - w poprzednim rozdziale jeszcze z Sebastianem wymyślali wymówki, gdy się zjawiła w nocy w bibliotece i ich widziała, a tu Elizabeth już ma to gdzieś, byle tylko dać Kate do zrozumienia, że Sebastian jest poza zasięgiem xD. To takie życiowe xD.
Dzięki za komcia, bo mnie podnosi na duchu w tym okresie posuchy :*. I do zobaczenia!^^
Rozdział cudowny jak zawsze ;* Timmy taki uroczy, uwielbiam go ^^ I to jego "Tak, Kate Sebastian i Lizzy są parą, czy to nie cudownie ?" wywołało to u mnie uśmiech na twarzy, jaki optymista z tego Timmiego :D Musi on cieszyć się ze szczęścia swojej kuzynki, w końcu Lizz i Sebastian po tylu dniach zmagań,ale tak naprawdę oprócz Timmiego i Tomoko nikt nie zna ich sekretu, ale prędzej,czy później Timmy i tak komuś wygada o nich XD Najpierw Sebuś w rondlu, a potem Lizz z koszykiem na głowie ! Serio chciałabym to zobaczyć XD Co ciekawe...nawet polubiłam Kate ! Wcześniej jej nie znosiłam,ale teraz wydaje się być sympatyczna. Czekam tylko na ten moment, gdy plany naszego Grabarza wyjdą na jaw,co on robi z tymi biednymi dziećmi... Ale doskonale ukazałaś tą mroczną stronę Undertakera,który z jednej strony jest zabawnym grabarzem,lubiącym śmiać się do łez, ale z drugiej strony potrafi być naprawdę okrutny. A wątek świetnie rozwinęłaś, bardzo mi się podoba. To chyba tyle ode mnie ^^
OdpowiedzUsuńDo zobaczenia w następnym rozdziale ;*
Bo ja mam generalnie problem z Undertakerem, tym kanonicznym. Nie czaję jego poczucia humoru, bo ono jest dla mnie takie... Niemalże nieszczere. Ja wiem, że jego to bawi, ale mam wrażenie, że to jest bardzo teatralne kreowanie się na takiego zabawnego, żeby właśnie jego niecne plany nie wyszły na jaw. Dlatego w opowiadaniu opisałam swoją wizję jego osoby, w dużej mierze rezygnując z zabawnego grabarza (w końcu akcja dzieje się parę lat po wydarzenia z Kuroszka - nie musiał już udawać, bo że jest szemrany to wyszło już w Campania Arc). NO i generalnie dużo bardziej lubię swoją kreację właśnie za to okrucieństwo i jednocześnie szacunek do zwłok i pochówku. No xD.
UsuńA Kate jest i od początku była sympatyczna i wszyscy tak na nią najechali, a tu proszę, nagła zmiana. Jak ja Was znam :P.
No a że Timmy wygada to jest tak oczywiste, że w zasadzie już można przyjmować, że wszyscy wiedzą xDDDD.
Dzięki za komentarz i do zobaczenia w środę :*. Od razu mi lepiej, jak dochodzą nowe komcie <3.
Dzisiaj krótko. Nie zauwarzyłam niepożadanych literówek. No i ten blondynek jeszcze jednak ma świadomość... Ciekawie , ciekawie się zappwiada. Ciekawe czy uda mu się skitrać z tej wylęgarni nieszczęścia. Nnooo i cóż pozdro dla Timmi'ego! Lizz możesz być pewna , że za niedługo pół Londynu się o tym dowie! No i wreście! Nami czy to aby napewno bezpieczne by Sebastian tak często oddawał się lenistwu? I daj coś wreście z pesperktywy piekła..... Muszę w końcu trochem napsioczyć na Enepsignos! Za dużo tego do rego!
OdpowiedzUsuń( Komentarz chaotyczny no ale bezsenność nie sługa trzeba się położyć spać chociaż na te 2 godziny.....)
Wszystko w swoim czasie :P. A Eni nie jest taka zła, niw uprzedzaj się do niej :P. Sebastian trochę odpoczywa, w końcu niewiele ma już do stracenia, zresztą on śpi bardzo czujnie, więc nie ma strachu. Za to to dla niego nowe i ciekawe, więc warto było to opisać :P.
UsuńMery su: Armi demonów się nie uda? Mnie się uda! Ponieważ jestem wszechmocnym, kruchym człowiekiem z demonem na smyczy, a btw, niedawno przestałam być kaleką. Nie zapominajcie, że jestem wiedźmą! A tak w ogóle to znam się na mikroekspresji i bez trudu odczytuję ludzkie emocje, ale swoim nie rozumiem ani w ząb. Brawo ja!
OdpowiedzUsuńCherlawy blondynek... Hm.hm.hm. Mógłby uciec do Lizz.
Bo ona ma Sebastiana i wierzy, że razem dadzą radę, bo są bardziej ogarnięci niż jakaś tam armia xD. Swoją drogą, to jeszcze nie marysuizm myśleć o sobie w taki sposób :P. Marysuizm będzie, gdy ona magicznie rozwiąże sprawę i zapobiegnie wojnie, bo jest główną bohaterką więc tak właśnie będzie xD. Czepiasz się :*.
Usuń