Wesołych świąt!
Nie jestem zbyt dobra w składaniu życzeń, a przez ostatni spadek aktywności fp i komciów mam nienajlepszy nastrój, dlatego ograniczę się do tych najprostszych życzeń.
Życzę Wam tego, o czym pragniecie, bo to chyba najlepsze, czego można życzyć. Wybierzcie sobie, co to ma być :P.
Tymczasem lecę, bo trzeba kończyć przygotowania, ale zostawiam Wam rozdział, żebyście mogli mi zrobić prezent komciami :*.
No i zrobiłam Wam specjalnego świątecznego arta – taki mały prezent :)/
Miłego! :*
=============================
Zbliżały się
święta. Był dwudziesty grudnia, kiedy Timmy ponownie zawitał do posiadłości
Roseblack, by wspólnie z kuzynką przygotować armię bałwanów. Niespełna trzy
tygodnie rozłąki dało im się w kość bardziej, niż mogli się spodziewać, ale
dzięki temu krótkiemu okresowi czasu, Elizabeth zdążyła już przywyknąć nieco do
tego, co łączyło ją z demonem.
Ich wspólne
nocy stały się normą. Każdego wieczoru Michaelis zakradał się do pokoju swojej
pani i służył jej jako poduszka i ochrona przed koszmarami, których liczba
drastycznie wzrosła, odkąd hrabianka poznała prawdę o Stwórcy. Cierpiały na tym
kamerdynerskie obowiązki demona, dlatego po kilku dniach od powrotu z Londynu uzgodnił
z Elizabeth, że kiedy będzie już spać, on zajmować się będzie pracą, a nad
ranem będzie wracał, by być pierwszym, co nastolatka zobaczy po przebudzeniu.
Początkowo
niechętnie, jednak w końcu dziewczyna przystała na prośbę kamerdynera. System
sprawdzał się niewiarygodnie dobrze. Nawet nie była w stanie powiedzieć, czy
był z nią przez cały czas czy jednak nie. Nawet gdy czasem budziła się w środku
nocy, Sebastian leżał tuż przy niej, by otrzeć pot z czoła i zapewnić, że nie
ma się czego bać.
Poza tym, co
działo się wewnątrz posiadłości, o czym wiedział zarówno demon, jak i jego
pani, w umyśle Lizz rozgrywało się coś, czego sama wciąż nie była świadoma.
Przez minione tygodnie widziała się z Idą trzy razy. Za każdym z nich próbowała
namówić swoją drugą świadomość, by pozwoliła jej ocknąć się z wiedzą niezbędną
do zapobiegnięcia wojnie, jednak doppelganger pozostawał nieustępliwy do samego
końca.
Zawsze, gdy się
spotykały, Roseblack nie mogła się nadziwić, jak dodatkowe informacje
momentalnie rozjaśniały jej umysł, pomagając złożyć porozrzucane elementy
porzuconej układanki w całość. Gdyby na jawie wiedziała tyle, ile podczas
spotkań z Idą, nie odpuściłaby i doprowadziła sprawę do końca.
Przez cały czas
szukała sposobu, by przemycić chociaż szczątkowe informacje na zewnątrz.
Próbowała wierszyków, skojarzeń, nawet siniaków, plecionek z włosów i zwykłych
zadrapań, ale za każdym razem budziła się w idealnym stanie, a na pytania o to,
czy w nocy była spokojna, Sebastian zawsze odpowiadał, że spała jak anioł i
śmiał się, kiedy zirytowana mrużyła oczy. Była więc w kropce i w żaden sposób
nie potrafiła wybrnąć z sytuacji.
Najgorsze było
jednak uczucie oczekiwania. Z każdym kolejnym dniem czuła, jakby miał być
ostatnim, Michaelis odnosił zresztą takie samo wrażenie. Oboje o tym nie
mówili, skupiając się na przyjemnościach, by przeżyć te ostatnie dni tak, jak
zawsze o tym marzyli. Wyprawa do Londynu na spacer, wizyta w muzeum, a nawet
wycieczka po lesie, na którą hrabianka upierała się tak długo, aż demon nie
uległ – spędzili te tygodnie w możliwie najlepszy sposób.
W piekle nie
było już tak kolorowo, jak w świecie ludzi. Enepsignos dołączyła do dowódców
wojsk, szkoląc kolejnych rekrutów, opracowując strategie i niechętnie
komunikując się z gołębiami w celu wdrożenia taktyki opracowanej przez Kruka.
Nie miała nikogo, kto mógłby ją wesprzeć. Jedynie Loki dawał jej minimum
oparcia, które z dumy odrzucała, póki dowódca piekielnych legionów nie
zrezygnował ze starań, uznając, że nie mał szans.
Zawsze pragnął
powiedzieć królowej, że darzył ją wyjątkowym zainteresowaniem. Wprawdzie nigdy
nie mógł zaoferować jej tego, co Kruk: królewskiego tytułu, nieograniczonego
bogactwa, prawdziwej miłości, ale była dla niego ważna w ten demoniczny sposób,
który w mniemaniu Lokiego nijak nie umniejszał mu w porównaniu z królem. Widząc
jednak, że Enepsi nie potrzebuje, a nawet nie życzy sobie, jego względów, wolał
się wstrzymać. I tak nie mógłby z nią uciec, to byłoby jawne wystąpienie
przeciwko władcy, a skoro Kruk nie spisał dotąd praw normujących te kwestie, w
piekle dalej obowiązywały zasady Beliala, a tych nie trzeba było nikomu
przypominać. Karą za wszelkie wykroczenia przeciwko królowi była bezpowrotna
śmierć. Gra nie była więc warta zachodu. Musiał się z tym zwyczajnie pogodzić.
Anielskie
zastępy trenowały swych wojowników, nieprzerwanie rozbudzając w nich Łaskę,
która miała okazać się tajną bronią w walce z przeciwnikiem. Trudno było zyskać
absolutną pewność, że dany żołnierz w pełni opanował tę niezwykłą sztukę,
dlatego opracowano test, który miał wprowadzać anioła w odpowiedni stan, w
którym stworzone przez podwładnych Rafaela testy były w stanie wykazać z
dokładnością do dziesięciu procent prawdopodobieństwo, że osobnik będzie w
stanie skorzystać ze zdolności. Ci, których współczynnik wynosił powyżej
siedemdziesięciu procent, kwalifikowali się do specjalnego oddziału i szkoleni
byli inaczej.
Oczywistym
było, że stali się kluczowi dla sprawy. Anioły, które nie miały szczęścia
opanować Łaski, traktowane były jak mięso armatnie, które miało jedynie zmęczyć
przeciwnika. Nikt oczywiście nie powiedział tego głośno, ale za to wszyscy
wiedzieli, że właśnie tak to wyglądało.
Jedynymi,
którzy podchodzili do sprawy niezwykle wstrzemięźliwie, byli bogowie śmierci.
Szkoleni zaledwie nieco inaczej niż w normalnym procesie nauki, poinstruowani
zostali, jaki jest ich główny cel, i jego mieli się trzymać. Szantaż Rafaela
osiągnął zamierzony skutek, nie musiał zjawiać się po raz kolejny, by William
zrobił dokładnie to, czego od niego wymagał. Z woli archanioła zarządca bogów
śmierci był zmuszony wybrać spośród armii żniwiarzy grupę dowódców, których
zadaniem było pokierowanie innymi jednostkami tak, by bez świadomości tego, co
robią, wspomogły anioły. Zadanie nie było zbyt proste, lecz Williamowi udało
się znaleźć odpowiednich shinigami.
Grell Sutcliff do
nich nie należał. Wiedział dokładnie, jak wyglądała sytuacja, ale wypowiedział
Spearsowi posłuszeństwo. Nie zamierzał pomagać gołębiom. Powiedział to otwarcie
na jednym ze spotkań, za co w ramach kary za niesubordynację otrzymał kolejne
sto lat pracy w dywizji zbieraczy. Nie narzekał. Od dawna planował przedłużyć
swój pobyt. Najpierw kara za pozostawienie księgi w ludzkim świecie, teraz
kolejna. W końcu udało mu się uzbierać nawet odrobinę więcej, niż pragnął
zabawić w świecie przed odejściem na zasłużoną emeryturę.
~*~
Nastał długo
wyczekiwany dzień. Dzień, kiedy teren posiadłości Roseblack stawał się bajową
krainą pełną śnieżnych wojowników walczących w imię spokojnych świąt. Od samego
rana wszystkim towarzyszył podniosły nastrój. Tego roku hrabianka
zapowiedziała, że wybudują najpiękniejsze bałwany, jakie widział ten świat i
nie była to jedynie metafora. Mówiła zupełnie poważnie.
Przygotowania
do jednego z najważniejszych wydarzeń w roku rozpoczęła już na tydzień
wcześniej, do późnej nocy szkicując na kartce pomysły na zaaranżowanie ogromnej
przestrzeni otaczającej posiadłość. Na osobnej kartce zaś zapisywała
najważniejsze informacje.
„Pamiętać, by
zamykać bramę.”
„Każdy musi
przygotować co najmniej trzydzieści bałwanów.”
„Zapewnić
Sebastianowi swobodę – sparować go z Tomoko albo Taitem. Nie, z Taiem nie, z
Tomoko.”
„Kupić rondle,
węgiel, bronie, szaliki, czapki, farby i inne:…………..”
„Nie przeziębić
się.”
„Nie poddawać
się.”
„Kocham
Sebastiana, ale to nie znaczy, że ma rację.”
Im dłużej
pisała, tym lista coraz bardziej stawała się zbiorem luźnych skojarzeń, a kiedy
demon ją zobaczył, nie potrafił powstrzymać się od śmiechu. Oczywiście wytknął
dziewczynie swoją nieomylność, ale ostatecznie tylko się droczyli.
Z samego rana,
tuż po wspólnym śniadaniu, które odbyło się o ósmej rano – godzinie, o której
hrabianka nigdy nie wstawała z własnej woli – wszyscy przygotowali się i
posłusznie wyszli na miejsce zbiórki, którym tradycyjnie już był podjazd przed
głównym wejściem. Elizabeth wyszła jako ostatnia, chcąc stworzyć odpowiednio
napiętą atmosferę, by wszyscy wiedzieli, jak ważne mieli przed sobą zadanie.
Zeszła po kilku
schodkach z plikiem kartek w ręce stanęła naprzeciwko zebranych.
— Witam was po
raz kolejny w tym miejscu, w tym samym celu choć o nieco innym czasie niż
zwykle. Zebraliśmy się tu, jak zapewne wiecie, by ponownie podtrzymać tradycję
rodzinną i sprawić, by cały teren posiadłości ozdobiły najcudowniejsze bałwany
w historii. By to osiągnąć, będziemy musieli starać się ze wszystkich sił. Jest
nas więcej niż ostatnio, więc powinniśmy dać radę. Dziękuję Timmy’iemu, Kate i
Fredericowi, że w tym roku zasilili nasze szeregi. Dobrze, a teraz Sebastian
rozda wam projekt. Zaczniemy od prostych bałwanów — powiedziała i wyciągnęła
kartki w stronę demona.
Michaelis
odebrał je od nastolatki i przeszedł wzdłuż szeregu domowników, wręczając
każdemu z nich kopię planu całej rozbudowanej aranżacji. Dopiero, gdy trzymali
kartki w rękach, dziewczyna kontynuowała.
— Jak możecie
zobaczyć na planie, każdemu z was przyporządkowana została jedna litera
alfabetu, zaś kolorom odpowiadają rodzaje bałwanów. Wszystko jest na legendzie
u dołu strony. Zaczynamy od niebieskich, czyli tych najłatwiejszych. Zwyczajne
trzy kule, badyle, rondle na głowach. To pierwsza linia. Mają być niepozorne,
więc nie musicie się zbytnio starać. W tym roku chodzi o to, by w miarę
wchodzenia w głąb, odkrywać coraz większe piękno. Oczywiście punkt kulminacyjny
znajdzie się w ogrodzie. Tak, jak w zeszłym roku. Nad nim jednak będzie
pracował Sebastian, wieczorem. Do tego czasu musimy zrobić wszystko inne —
wyjaśniła, przerywając na chwilę, by nabrać więcej powietrza. — Wszystko jasne?
— Lizzy, a ja
będę lepić z tobą? Bo tak tu nakreśliłaś, że sam nie wiem… — zapytał Timmy,
przyglądając się kartce ze wszystkich stron.
Zresztą nie on
jeden. Wszyscy, oprócz Sebastiana oczywiście, patrzyli na rozpiskę hrabianki,
nie mając pewności, co właściwie przedstawiała. Liczba zaznaczonych na planie
bałwanów była przeogromna, a drobne literki i mało wyraziste kolory okazały się
mniej jednoznaczne, niż wydawało się dziewczynie.
Lizz zerknęła
na kamerdynera i skrzywiła się, widząc jego pełen satysfakcji uśmiech. Wiedział
o tym, przewidział już wcześniej, co chwilę powtarzając, że nikt nie zrozumie.
Ale jej wszystko wydawało się takie przejrzyste, że zwyczajnie mu nie
uwierzyła. A jednak okazało się, że jak zwykle się nie mylił.
— Sebastian
wytłumaczy wam to jeszcze raz. Timmy, na razie idziesz ze mną, budujemy tutaj z
przodu, obok nas Kate i Tai — westchnęła nieco osowiała szlachcianka i powoli
ruszyła na miejsce.
Chodzenie o
kulach po śnieżnych zaspach nie należało do najłatwiejszych, ale nie zamierzała
się poddać już na starcie. Zawsze istniały jakieś komplikacje – powinna
wiedzieć o tym najlepiej. To nie był jednak powód, by złamała jedno z
postanowień zapisanych na kartce kilka dni temu. Chciała dać z siebie wszystko,
sprawić, by Michaelis przestał już patrzeć na nią jak na kogoś, kto ciągle
potrzebował pomocy. Starała się uniezależnić najbardziej, jak to było możliwe,
ale nie wszystko dało się tak prostu przywrócić do normy, a że była z natury
niecierpliwa, zwyczajnie doprowadzało ją to do szału.
Kwadrans
później wszyscy byli już zajęci budowaniem. Timmy śmiał się i uśmiechał przez
cały czas, ze wszystkich sił pomagając siostrze i jako jedyny nie dając jej
odczuć, że była niepełnosprawna. Tai bez przekonania lepił kolejnych żołnierzy,
rozmawiając niezobowiązująco z Kate, która wpadła w słowotok na temat tego, jak
bardzo lubiła zimę i jak cieszyła się, że lady Roseblack dała jej szansę
uczestniczenia w tak wyjątkowym wydarzeniu.
Tomoko nie
chciała pracować z Taiem. Ich relacja oziębiała się z każdym dniem, od kiedy
chłopak poznał prawdziwą tożsamość Sebastiana. Pod tym względem nie potrafili
dojść do porozumienia. Wielokrotnie starali się zwyczajnie omijać ten temat,
ale zbyt wyrazista różnica zdań zwyczajnie im to uniemożliwiała. Wciąż im na
sobie zależało, ale nie potrafili być razem. Wszystkie konwersacje w końcu
nawiązywały do wzajemnego niezrozumienia, psując budowaną od lat znajomość.
Zgodnie uznali, że nie było warto. Woleli odczekać, aż uda im się wymyślić
jakieś rozwiązanie, a do tego czasu zwyczajnie się unikali.
Księżniczka nie
była z tego powodu szczęśliwa. W objęciach przyjaciółki przepłakała kilka
wieczorów, gdy wreszcie, po ciężkich dniach pracy, mogła sobie pozwolić na
odrobinę prywatności. Jednak z czasem wszystko stawało się łatwiejsze i
nauczyła się funkcjonować na nowych zasadach. Dlatego wraz z Jeanny lepiła
kolejnych śnieżnych rycerzy, a z jej ust nie znikał uśmiech.
Sebastianowi
przypadł do pomocy Thomas i Frederick. Ze względu na stan zdrowia stangreta
szybko jednak trio zmieniło się w duet, a starszy mężczyzna zobowiązał się
zadbać o odpowiednie wyżywienie. Pracował więc w kuchni, parząc herbatę i
przygotowując kanapki, by wszyscy mogli na bieżąco uzupełniać deficyt
energetyczny.
Po kilku
godzinach, kiedy słońce powoli znikało za koronami zaśnieżonych drzew,
większość śnieżnych postaci była gotowa. Zmęczeni, lecz szalenie
usatysfakcjonowani, domownicy wrócili do wnętrza posiadłości kuchennymi
drzwiami i wspólnie zasiedli przy stole.
Sebastian
namawiał, by przenieśli się do jadalni, jednak przytulna, ciepła atmosfera kuchni
zdecydowanie bardziej im pasowała. Trzeba było przynieść więcej krzeseł. Tai i
Thomas siedzieli na skrzynkach, a kamerdyner krzątał się po pomieszczeniu, co
chwilę donosząc jedzenie, ale nikomu nie przeszkadzały drobne niewygody. Byli
zadowoleni, zmęczeni i dumni ze swojej pracy. Po raz pierwszy od dawna
siedzieli w tak licznym gronie i jedynym, co krążyło im po głowach, było
świętowaniu sukcesu. Magiczna atmosfera przypominała niemal tę świąteczną, za
którą tęsknili dorośli, pamiętając ją z czasów dzieciństwa, i która zawsze
napawała serca dzieci przeogromną radością w najczystszej postaci.
— Lizz, to jest
niesamowite! Ich jest tak dużo, to wygląda cudownie! — chwalił Tai, przez
moment zapominając o wszystkim, czego się dowiedział i co skutecznie rujnowało
jego nastrój.
— Poczekaj, aż
ozdobimy je lampkami! I kolorami! Ale to już jutro! — odparła podekscytowana.
— Lizzy, ja ci
pomogę! Koniecznie chcę udekorować te z ogrodu! — zaoferowała Tomoko.
— A ja bym
chciała zająć się tymi na samym froncie. Przyda im się nieco barw wojennych! —
dodała Kate.
— Jasne!
Zapiszmy to!
Lizz machnęła
na Sebastiana, a ten podał jej kartkę i pióro. Zapisała imiona domowników, a
obok nich zadania, których dobrowolnie się podjęli. Nie wszyscy chcieli wziąć
udział w kolorowaniu. Thomas wolał zająć się przygotowaniem obiadu, nie czując
się swobodnie w niczym, co miało związek z dekorowaniem, za to Frederic z góry
powiedział, że doskwierający ból kręgosłupa zwyczajnie mu na to nie pozwoli.
Nikt nie miał pretensji, początkowo Lizz zamierzała wykańczać bałwany samodzielnie,
więc nawet najmniejsza pomoc była na wagę złota.
Tego dnia
zostało już tylko jedno zadanie do wykonania. Elizabeth nie mogła się doczekać,
by zakraść się za Michaelisem, by podglądać go przy pracy. Zawsze uwielbiała
oglądać, jak używał swoich demonicznych zdolności. Niesamowicie szybkie ruchy,
idealna precyzja i przechodząca wszelkie pojęcie siła w połączeniu z tak
doskonałą powierzchownością sprawiały, że wydawał jej się niczym spełnienie
marzeń w najczystszej postaci. Chętnie korzystała z każdej chwili, by choć
przez kilka sekund na to popatrzeć.
Dlatego też nie
zamierzała wzbudzać podejrzeń, nie planowała również zbytnio naciskać, że mu
pomoże. Pragnęła uchwycić demona w sytuacji, gdy sądził, że nikt go nie
obserwuje. Pamiętała te kilka chwil, kiedy udało jej się go takiego zobaczyć.
Przedziwny ucisk w piersi, jakby jej serce nagle zadrżało wbrew swemu
naturalnemu rytmowi, na którego wspomnienie dalej dawała radę uszczknąć choć
odrobinę niesamowitego uczucia, od czasu do czasu wracał do niej w snach,
nawołując, by zdołała odświeżyć ten widok.
Z humorem...skori za brak weny ale wczoraj miałam problemy zdrowotne ale już jest lepiej..w każdym bądź razie jak zwykłe ciekawie teraz z humorem i wg...i wesołych świąt kochana
OdpowiedzUsuńDzięki! Wesołych świąt i zdrowia!^^
UsuńRozdzialik uroczy, taki naturalnie świąteczny. Lizz słodka w tym mikołajowym wdzianku :D Dobra zaczynamy ;)
OdpowiedzUsuńGrell bardzo dobrze, że się im postawił. Wybaczył już Sebastianowi czy może nie chce, by Elizabeth zginęła, pieron wie :D Ale nadal się zastanawiam czym Rafael ich zaszantażował.
Idąc dalej; miłość. Fajnie, że Lizz i Sebuś się dostroili. A z drugiej strony szkoda, że Tai i Tomoko przechodzą kryzys. Człowieku masz u boku jedną z lepszych kobiet jakie ten świat widział i marnujesz taką szansę!!! No dobrze, Sebastian jest demonem... mówi się trudno. Ale nie znaczy to, że musisz od razu rozwalać swój związek.
Loki się zakochał x2!!! I to w królowej <3 Zakazany owoc smakuje najlepiej ^^ jak to mówią.
Oby Lizzy udało się złapać Sebastiana. On tak rzadko bywa sobą, że te momenty kiedy może zobaczyć jego druga stronę są cudem. Dlaczego oni muszą zginąć, no dlaczego!!!
I dochodzimy do Idy. Dlaczego ona nie chce by Lizz zachowała wspomnienia i rozwiązała sprawę, ocaliła siebie i Sebastiana oraz tysiące niewinnych dusz. Wredota jedna. Podejrzewam, że kiedy Lizz zginie, to Ida tak samo, więc dla swojego dobra powinna oddać jej wspomnienia.
Wesołych świąt i szczęśliwego Nowego Roku ^^ Dziękuję za rozdział. Do zobaczenia :3
Wesołych!
UsuńZacznę od końca, bo mi tak wygodniej xD.
Ida ma w tym jakiś swój plan, chce, by sorawy potoczyły się w taki konkretny sposób nie bez powodu. A jaki ma powód? To już jej tajemnica :P.
W ogóle zabawne jest to, że my widzimy, że Sebuś się zmienił, on to widzi, ale Lizz wydaje suę zadowolona z tego stanu rzeczy, jaki jest i wcale jej to nie przeszkadza. Co ta miłość robi z ludźmi, nie? :P
Loki kochał Enepsi (jeśli to można nazwać miłością xD) jeszcze zanim została królową, ale, jak widać, jego starania spotykają się z damymi negatywnymi reakcjami xDDDD. PESZUNIO.
Tai i Tomoko po prostu nie potrafią być razem. Sprawa z Sebastianem za bardzo ich próżniła i nie potrafią tego ignorować. W końcu to dosyć istotna rzecz, a oni się w niej nie zgadzają i zwyczajnie nie potrafią tego rozwiązać. Może z czasem będzie lepiej. Zobaczymy.
No a Grell... To Grell. Irytujący i głośny, ale w gruncie rzeczy dobry :P.
Chyba tyle. Padam z nóg xD. Do zobaczenia w środę! :*
Jaki wspaniały rozdział, ta świąteczna atmosfera i w ogóle ta cała magia świąt cudo ♥ Nie mogę się doczekać momentu, gdy Lizz pójdzie patrzeć na Sebastiana jak będzie lepić bałwany i efektu końcowego tej pracy,już mogę wyobrazić sobie jakie z tego będzie piękne, zimowe dzieło ^^ Wszystko fajnie tylko szkoda, że relacja Taia i Tomoko tak osłabła, a to dlatego, że Sebastian jest demonem, no wszystkich powinno się szanować, niech Tai kiedyś w końcu zaakceptuje ten fakt, nie powinien porzucać swojego związku z Tomoko tylko ze względu na prawdziwą tożsamość Sebastiana.
OdpowiedzUsuńJejuu jaka urocza Lizzy na tym arcie, powiem,że to jedna z Twoich najlepszych prac, widać,że dużo czasu Ci to zajęło i bardzo starałaś się, więc jak najbardziej doceniam to ^^
Więc życzę Ci Wesołych Świąt, wielu sukcesów w Nowym Roku i oczywiście do zobaczenia w następnym rozdziale ! ;*
Wesołych Świąt! :*
UsuńEj, wcale nieprawda, bo tę Lizz robiłam raptem cztery godziny xD. To strasznie miało tak ogólnie rzecz biorąc. Wyrabiam się :P.
W ogóle cieszę się, że czułaś magię świąt. Ja ją czuję już tylko podczas pisania opka, a i wtedy nie tak, jak kiedyś. Ale mniejsza z tym. Za dużo czasu spędziłam dziś z ludźmi i mnie to tak zmęczyło, że generalnie muszę sobie popłakać. Introwertyzm soł macz xD.
Dzięki za komcia i do zobaczenia ♡.
Super rozdział, kocham takie świąteczne klimaty. Niedawno odkryłam twojego bloga, przecztałam wszystko w niecałe 5 dni, bardzo podoba mi się twoje opowiadanie :) Nie jestem dobra w komentowaniu, ale postaram się zawsze coś napisać.
OdpowiedzUsuńWesołych świąt i szczęśliwego Nowego Roku ! :D
~ Aurelia
Awwww, dziękuję. To bardzo miłe ♡.
UsuńZawsze mnie zadziwia, jak Wy potraficie tak szybko czytać. Całe opko to... ponad 1300 stron A4 w wordzie, calibri 11, interlinia 1.15 TT_TT. Ja bym to czytała miesiąc xD.
Ale miło mi, że Ci siè spodobało i mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej ♡.
Wesołych Świąt :*.