Okay, z poprzednim rozdziałem wyszedł trochę fail, bo pomyliły mi się dni i byłam pewna, że jest środa, a był wtorek xDDDD. To już drugi raz odkąd zaczęłam bloga ahahahahaha. Myślę, że Wam to jednak nie przeszkadzało jakoś bardzo, prawda? :P
Lepiej wcześniej niż później^^.
W poniedziałek znowu zaczynają się zajęcia, a ja prawie w ogóle nie zrobiłam zapasu, bo się skupiłam na pracy, kolorowaniu i nawet przetłumaczyłam mangę. No cóż...
W ogóle trzymajcie za mnie kciuki w poniedziałek, bo jest rejestracja na oguny. Jeśli nie uda mi się zarejestrować na wszystkie 4, na które chce (a w zasadzie muszę), to bardzo prawdopodobne, że nie będę miała szansy zdać roku TT_TT. Nadmienię tylko tym, którzy nie wiedzą, że walka z USOSem to najgorsze zło na świecie, a zarejestrowanie się na tyle rzeczy na raz graniczy z cudem. Toteż tya... -_-. Przyda mi się wsparcie!
Miłego! :*
==========================
Kiedy wszyscy
się rozeszli, Tomoko skorzystała z okazji i prędko pobiegła do sypialni, by
wyciągnąć z sekretarzyka prezent, który przygotowała dla Taia. Nie chciała, by
otwierał go przy wszystkich. Wprawdzie nie był niczym szczególnym – nie wyrażał
jej uczuć, nie był zawstydzający czy nie odpowiedni, by dawać go w obecności
hrabiny, ale dziewczyna zwyczajnie chciała zrobić to dyskretnie. Nie wiedziała,
jak brunet zareaguje. Ostatnio ich stosunki ochłodziły się do tego stopnia, że
zwyczajnie bała się, iż ją wyśmieje i nie przyjmie podarku. Upokorzenie wolała
znosić w samotności, dlatego właśnie wyciągnęła niewielki pakunek owinięty czerwonym
papierem ze złotymi gwiazdkami i
chowając go do niewielkiego, materiałowego woreczka, który służył jej za
torebkę, opuściła pokój i udała się w poszukiwania Taia.
Odnalazła
chłopaka w kuchni, gdzie wraz z Thomasem przygotowywał jakieś danie. Nieśmiało
weszła do wnętrza pomieszczenia i usiadła na krześle przy stole. Nie chciała
przerywać im pracy. Na pytanie kucharza, czy czegoś potrzebuje, odparła, by nie
zaprzątali sobie nią głowy. Dopiero kiedy mężczyzna opuścił kuchnię, by donieść
ze spiżarni worek mąki, Tomoko odważyła się odezwać do służącego.
— Tai, możemy
porozmawiać?
— Teraz jestem
zajęty — odparł chłodno, lecz po chwili zreflektował się, dodając: — Jeśli
Sebastian zorientuje się, że tego nie skończyliśmy, będzie zdenerwowany. Nie
wiem, czy chcę poznać na swojej skórze złość demona.
— Rozumiem…
— To coś
ważnego?
— Właściwie
tak. Mógłbyś spotkać się ze mną w salonie na piętrze, kiedy już skończysz?
Chciałabym to załatwić zanim zacznie się kolacja — poprosiła, spuszczając
wzrok.
Chłopak zgodził
się na warunki Japonki i oznajmił, że prawdopodobnie w ciągu pół godziny
skończy. Dziewczyna przytaknęła i zostawiła go wraz ze współpracownikiem, a
sama – coraz bardziej zdenerwowana – poszła w miejsce spotkania i nerwowo
wiercąc się w fotelu, próbowała czytać książkę, którą ktoś zostawił na komodzie
koło okna. Nie była to zbyt ambitna pozycja, raczej coś, czym zabijało się czas
w oczekiwaniu na coś ważniejszego, choć i w tej roli nie sprawdzała się zbyt
dobrze. Tomoko żałowała, że nie wzięła ze sobą ulubionych książek z domu, ale w
sytuacji, w jakiej przyszło jej wyjeżdżać, nie mogła sobie zbytnio na to
pozwolić. Elizabeth posiadała wprawdzie dosyć pokaźny – jak na swoje miejsce
zamieszkania – zbiór japońskiej literatury, jednak brakowało w nim ulubionych historii
i autorów księżniczki.
Zniecierpliwiona
brunetka odłożyła kodeks na miejsce, a potem zaczęła krążyć po pokoju, chodząc
śladami finezyjnego wzoru na dywanie. Z jakiegoś powodu działało to na nią
bardziej uspokajająco niż czytanie, choć mogłoby się to wydawać zupełnie
pozbawione sensu. W końcu Tomoko udało się tak bardzo skupić na chodzeniu
śladami złotej wstęgi, że nawet nie zauważyła, gdy upłynął czas i do wnętrza
salonu wszedł Tai.
Księżniczka
poderwała nagle wzrok i skupiła się na twarzy chłopaka. Wydawał się…
niezadowolony. Nie była pewna, co czuł – nie znała się na tym tak dobrze, jak
Lizz; ale bez wątpienia mogła stwierdzić, że nie był szczęśliwy z tego
spotkania. Było jednak zbyt późno, by się wycofywać, dlatego dziewczyna wzięła
głęboki oddech i pewnie podeszła do Taia.
— Mam dla
ciebie prezent gwiazdkowy. Nie wiem, czy w ogóle zechcesz go przyjąć, dlatego
wolałam dać ci go w samotności — wyjaśniła odważnie niczym przyjaciółka i
wręczyła chłopakowi niewielkie zawiniątko.
Tai patrzył
przez chwilę zaskoczony to na Japonkę, to na zawiniątko, nie wiedząc, jak ma
zareagować. Nie sądził, że różnica zdań w kwestii Michaelisa sprawi, że aż tak
się od siebie odsuną. Sądził, że chwila oddechu pozwoli im spojrzeć na sprawę z
dystansu, odnajdując wspólnie rozwiązanie. Jednak tak się nie stało. Widząc
wyraz twarzy Tomoko, zrozumiał, że wcale nie chciał, by do tego doszło.
— Ja… Nic dla
ciebie nie mam, przepraszam. I oczywiście, że przyjmę twój prezent —
odpowiedział skruszony, nieznacznie zbliżając się do księżniczki. — Nie
chciałem, żeby tak to się skończyło.
— Ja też nie.
Ale nie zmienię zdania, ty najwyraźniej też nie. Co innego możemy zrobić?
— Sam nie wiem.
Chciałbym… spróbować coś zmienić. Brakuje mi ciebie — przyznał chłopak.
Nie mógł się
dłużej powstrzymywać, podszedł do Japonki i przytulił ją mocno, czując, jak
przez jego ciało przechodzi fala gorąca. Brakowało mu dotyku dziewczyn, jej
bliskości i orientalnego zapachu. Zależało mu na niej, nie chciał, by jakiś
demon psuł to, co między nimi było. Świadomość, że z winy Michaelisa oboje byli
smutni, doprowadzała go do szału.
— Chcesz mu
wierzyć, to mu wierz. Ja nie będę, nie potrafię. Ale będę szanował twoją
decyzję, bo za bardzo mi zależy, żeby przekreślać to z powodu tego… kamerdynera
– wyznał, przyciskając dziewczynę mocniej.
Tomoko
milczała. Nie chciała po raz kolejny przeprowadzać z chłopakiem rozmowy, której
wynikiem będzie jedynie kłótnia. Dostrzegła jego starania i uznała, że sama
również powinna się postarać i pozwolić Taiowi na posiadani własnego zdania.
Poprzednim razem nie wyszło, ale czy wtedy naprawdę uszanowali swoje decyzje?
Może potrzebowali czasu, by zrozumieć, co było najważniejsze?
~*~
Do Wigilii
wszyscy zajmowali się sobą. Na kwadrans przed szóstą Sebastian zaczął
powiadamiać wszystkich gości, że zbliża się pora posiłku. Nie zajęło mu to zbyt
dużo czasu, większość domowników krążyła nieopodal jadalni, nie mogąc się
doczekać kolacji. Głodni, podekscytowani i nieco zdenerwowani zasiedli przy
stole, a kiedy Michalis wyprowadził z kuchni srebrny wózek zastawiony pierwszym
daniem, wewnątrz pomieszczenia rozbrzmiała muzyka. Demon specjalnie poświęcił
całą noc, by odnaleźć w Londynie nagrania z najcudowniejszymi świątecznymi
utworami wykonywanymi przez największych artystów jakich znał świat.
Podniosła
atmosfera nie znikała. Na stole pojawiały się kolejne dania, a brzdęk sztućców
przerywały pełne ciepła rozmowy. Hrabianka czuła, jak całe jej policzki płoną,
była niezwykle szczęśliwa. Ciotka zachowywała się tak, jak zawsze chciała, by
traktowała ją i kuzyna; miała u boku ukochaną przyjaciółkę i służących, którzy
byli dla niej jak rodzina. Wieczór upływał spokojnie, niemal magicznie i tylko
widok stojącego z boku Sebastiana co jakiś czas napełniał serce Elizabeth
smutkiem.
— Sebastian,
pora na deser — oświadczyła, widząc, że wszyscy zjedli już swoje dania.
Spojrzała
porozumiewawczo na demona, dając mu tym samym znać, by dodał środek nasenny do
deseru hrabiny, a potem, jakby nigdy nic, powróciła do rozmowy. Frederic
podniósł się z krzesła i zaoferował, że zagra coś na pianinie, ale Michaelis
powstrzymał go, podchodząc do stołu.
— Proszę
wybaczyć śmiałość, panienko, ale chciałbym zasugerować, by najpierw, póki
wszyscy są jeszcze w pełni sił, zgodziła się panienka, bym oprowadził gości po
ogrodzie. Byłoby wielką stratą, gdyby wszyscy zebrani goście nie mieli szansy
podziwiać dzieła panienki rąk — powiedział dumnie, kłaniając się przed
ukochaną.
Elizabeth
zmieszała się i zająknęła nieelegancko. Jej policzki zalały się silniejszym
rumieńcem. Nie wiedziała, co odpowiedzieć, nie miała pojęcia, czemu kamerdyner
postąpił niezgodnie z ich wcześniejszymi ustaleniami, jednak Rennell wydawała
się szczerze zaciekawiona, dlatego nastolatka niepewnie przystała na
propozycję.
— Serdecznie
dziękuję. Wobec tego proszę, by udali się państwo wraz ze mną do głównego holu,
skąd oprowadzę państwa po ogrodzie śnieżnych niezwykłości.
Demonowi
niezwykle łatwo przychodziło odgrywanie swojej roli. Jego pani nie miała o tym
pojęcia, ale wymyślił plan, który mógł pomóc im obojgu. Postawiona pod ścianą,
Elizabeth nie miała innego wyjścia, jak tylko mu zaufać i cieszył się, że
zrobiła to, prawie wcale się nie wahając. Rozumiał jej obawy, ale świadomość,
że była w stanie oddać swój los w jego ręce, miło łechtała jego ego. Ostatnimi
czasy odnajdywał coraz więcej zwyczajnych rzeczy, które napawały go ogromną
satysfakcją. Przyzwyczaił się do tego uczucia i chciał, by towarzyszyło mu jak
najczęściej. Miał nadzieję, że kiedy wszyscy domownicy zobaczą, co dla niej
przygotował, poczuje to po raz kolejny, a kiedy hrabina zrozumie sugestię,
którą podszyte były jego intencje, również Elizabeth spojrzy na demona nie
tylko z zachwytem, ale i uznaniem oraz niesamowitą dumą, której zazwyczaj mu
skąpiła. Szlachcianka potrafiła docenić ukochanego, zachwycać się jego
umiejętnościami, gratulować mu zdolności i przyznawać, że był od niej lepszy,
jednak duma była czymś, na co naprawdę musiał sobie zapracować, mimo tego, jak
wiele dla niej robił.
— Proszę tędy —
rzekł Michaelis, prowadząc grupkę ludzi pomiędzy kolejnymi rzędami kolorowych
postaci ze śniegu.
— Elizabeth! To
wspaniałe, one są kolorowe! Jak to zrobiłaś? — pytała podekscytowana hrabina.
— Użyliśmy
barwników i odpowiednich farb, dzięki temu kolor się trzyma. To pomysł
Sebastiana — wyjaśniła.
— Ach, tak! Twój
kamerdyner to prawdziwy skarb. Chciałabym, żeby należał do mnie — zachichotała
kobieta, chwytając podopiecznego za rękę.
— Ciociu, ja
też pomagałem! Widzisz tego dużego z brodą? Zrobiłem go sam! Sebastian tylko
pomógł mi postawić kulę na górze, bo była taaakaaa ciężka! — opowiadał uradowany
chłopiec.
Uśmiech nie
znikał z jego twarzy nawet na chwilę, odkąd przytulił się do Scarlet, gdy tylko
zjawiła się w posiadłości. Zawsze marzył o tym, że spędzi święta w taki miły
sposób i wreszcie mu się udało. Bez ciągłych uwag, przytyków i strofowania.
Święta były tym razem prawdziwym wyrazem radości i rodzinnego ciepła, którego w
sercu dziecka brakowało od śmierci rodziców. Dopiero takie chwile potrafiły
choć na chwilę w pełni uciszyć smutek tlący się w jego młodym sercu.
— Na koniec
naszej niezwykłej wycieczki, wielkie iglo, w którego wnętrzu mogą państwo
podziwiać bałwany ze wszystkich zakątków świata! — oświadczył uroczyście
Michaelis.
Włączył
światełka, które sprawiły, że wielka kopuła pokrywająca plac na środku ogrodu
rozbłysła dziesiątkami kolorów. Wewnątrz śnieżnego pomieszczenia demon
wybudował bałwany, których insygnia i kolorystyka nawiązywała tematycznie do
wielu niezwykłych miejsc na świecie. Francja, Japonia, Egipt, Chiny, Hiszpania,
Niemcy, Ameryka, Włochy i wiele innych, które dzięki zdolnościom kamerdynera
dało się bezproblemowo odróżnić, zachwycały oczy wszystkich, bowiem dotąd nikt
oprócz demona nie widział, co kryło się wewnątrz iglo.
Okrzyki
zachwytu i pochwały pod adresem budowniczego bałwanów nie miały końca, ale nie
to było punktem kulminacyjnym podróży po ogrodzie – choć wszyscy właśnie tak
myśleli. Sebastian stanął przy wyjściu z iglo i czekał, aż zebrani napatrzą się
na jego dzieło i opuszczą wnętrze śnieżnego muzeum. Niska temperatura powoli dawala
się we znaki. Ludzie zaczynali lekko drżeć i sugerować, że chcą wracać.
— Wracajmy,
Sebastianie — zarządziła Elizabeth, przytulając zmarzniętego chłopca.
— Panienko.
Chciałbym, żeby udali się państwo ze mną w jeszcze jedno, bardzo ważne miejsce.
— Ale
obejrzeliśmy już wszystko…
— Elizabeth,
pozwól swojemu służącemu wykonywać obowiązki — wtrąciła się hrabina. — Widać,
że się napracował, pozwólmy mu błyszczeć!
Hrabianka
skinęła głową i przygryzając język, by nie powiedzieć czegoś niemiłego. Nie tak
umawiała się z demonem. Miał sprawić, że kobieta nie będzie chciała się do niego
zbliżyć, podczas gdy wszystko co robił, przynosiło zupełnie odwrotny skutek.
Cały magiczny nastrój zaczął się ulatniać, a szlachcianka coraz bardziej się
denerwowała, mimo próśb księżniczki, by starała się zachować spokój. Tomoko jak
zwykle wierzyła w Michaelisa i jego dobre intencje, nie miała złudzeń, choć
Lizz wciąż nie potrafiła zrozumieć, skąd brało się w niej to ogromne zaufanie.
— Panienko.
Zdaję sobie sprawę, że ostatnie miesiące były dla ciebie niezwykle trudne,
dlatego przygotowałem to specjalnie z myślą o tobie. Wiem, jak uwielbiasz zimę
i śnieg i pragnąłem, by te święta na zawsze pozostały w twojej pamięci. To mój
prezent dla panienki, mam nadzieję, że będzie ci się podobał — wyjaśnił
kamerdyner, a potem rozbił śnieżny blok pomiędzy drzewami, który skrywał
prawdziwą niespodziankę.
Gdy śnieg
rozpadł się na kawałki, oczom wszystkich ukazały się dwa bałwany: pierwszy
ubrany w czerwoną śnieżną suknię, o długich włosach koloru kwitnącego wrzosu; w
jednej z rąk trzymał czarną różę, drugą zaś podawał towarzyszowi: ubranemu w
czarny frak i czerwoną kamizelkę, którego głowę dumnie zdobił srebrny rondel. W
otoczeniu śnieżnej balustrady z motywem różanych pnączy z cierniami dwa bałwany
ustawione na specjalnej platformie kołysały się spokojnie w rytm walca, a na
ich głowy spadały delikatne płatki czerwonych, czarnych i białych róż.
Ozdobiona lampkami konstrukcja odbijała świetlne refleksy, a kołyszące się na
wietrze drzewa sprawiały, że blask lampek poruszały się delikatnie, tworząc
dodatkowy, niezwykle poruszający efekt.
— Sebastian,
to… — zaczęła Elizabeth, lecz głos z zachwytu utkwił jej w gardle.
Wszyscy
patrzyli na parę bałwanów z zapartym tchem, nie mogąc wyjść z podziwu nad
pomysłowością i doskonałym wykonaniem pracy kamerdynera. Wszyscy oprócz hrabiny
wiedzieli również, czemu Michaelisowi tak bardzo na tym zależało i dlaczego
włożył w pracę całe swoje serce.
Rennell
wpatrywała się w śnieżne postaci, dłonie przyciskając do klatki piersiowej, z
trudem powstrzymując łzy wzruszenia. Nie musiała o nic pytać, przekaz pracy
służącego był tak jasny, że przez moment poczuła ogromny żal wyżerający dziurę
w jej duszy. Miała ochotę skrytykować kamerdynera za jego bezczelność i łamanie
zasad, ale widząc, jak Elizabeth patrzyła na bałwany i w jaki sposób
niepoprawny służący patrzył na nią, zwyczajnie nie umiała tego zrobić.
Zrozumiała, że mężczyzna musiał żywić do młodej Roseblack prawdziwie gorejące
uczucie. Odpuściła więc – zgodnie zresztą z tym, na co liczył Michaelis.
— Sebastian… —
jęknęła ponownie Elizabeth.
Była tak
oczarowana prezentem, że nie dbała już o to, co powie ciotka. Chwyciła
ukochanego za rękę i wtuliła się w jego pierś, ukrywając twarz w połach jego
płaszcza, by wszyscy goście nie zobaczyli jej łez. Nie sądziła, że mógłby
zrobić dla niej coś takiego. Każdy element instalacji emanował takim
dopracowaniem, idealnością i zrozumieniem jej potrzeb i pragnień, że zwyczajnie
nie potrafiła tego skomentować. Nikt nigdy nie dał jej czegoś takiego. Nikt,
oprócz Sebastiana, nie był nawet blisko wprawienia ją w tak oszałamiające
uczucie, że zwyczajnie nie potrafiła go wyrazić. Mogła jedynie wtulać się w
ukochanego, czując, jak podnosi temperaturę ciała, by przy okazji nieco ją
ogrzać.
— Kocham cię,
demonie — szepnęła niemal niesłyszalnie, tak, by tylko Michaelis był w stanie
ją usłyszeć.
— Ja ciebie
też, kochanie. Wracajmy do środka — odparł równie cicho.
Dziewczyna z
trudem oderwała się od niego i przetarła wilgotne oczy. Timmy podbiegł do niej,
przytulił się i powiedział, że uważa ją za najpiękniejszego bałwana na świecie,
co wywołało we wszystkich zebranych salwę pełnego wyrozumiałości śmiechu.
— Naprawdę czas
wracać, trzeba rozpakować prezenty — powiedziała szlachcianka, po czym pod rękę
z przyjaciółką i za rękę z kuzynek wróciła w towarzystwie rodziny do środka, by
przy akompaniamencie gry Frederica wymienić się prezentami i zjeść deser.
~*~
Po powrocie do
posiadłości Sebastian zaserwował wszystkim herbatę, by mogli ogrzać się po
czasie spędzonym w mrozie. Wraz z napojem podał również niezwykle kunsztowne
ciasta, pierniczki i makowce, a ukoronowaniem deserowego menu stał się wielopoziomowy
tort czekoladowo-wiśniowy, zewsząd ozdobiony malutkim wisienkowymi skrzatami,
które zachwyciły wszystkich zebranych. Michaelis wiedział, jak bardzo jego pani
uwielbiała połączenie smaku szlachetnej czekolady z tajemniczą nutą wiśni,
dlatego na każdą okazję starał się przygotowywać taki właśnie deser, by
szlachcianka mogła wraz z pozostałymi gośćmi cieszyć się posiłkiem. Nie zabrakło
również ciasteczek, o które Elizabeth ostatnio poprosiła go z własnej woli.
Chciał, by te święta – ich ostatnie – były idealne.
Nie tylko jemu
zależało na atmosferze. Tai, który przez cały wieczór był raczej markotny,
ożywił się, gdy tylko wniesiono słodycze i nagle, jakby za dotknięciem
magicznej różdżki, zaczął zachowywać się względem Tomoko tak, jakby ostatnie
tygodnie wcale się nie wydarzyły. W rzeczywistości wyciągnął z nich wnioski, a
gest księżniczki dał mu wiele do myślenia i ostatecznie doszedł do wniosku, że
w imię uczucia warto zaryzykować. Nie znaczyło to, że wobec kamerdynera również
zamierzał zachowywać się tak, jak przed poznaniem prawdy na temat jego
tożsamości. Michaelis i Tomoko byli dwiema różnymi sprawami, których służący nie
zamierzał więcej łączyć w imię własnego szczęścia.
Jakie o piękne słodkie i wzruszające
OdpowiedzUsuńStaram się ♡.
UsuńPrzepraszam, że dopiero teraz... małe spięcie. Ale jestem, już jestem.
OdpowiedzUsuńRennell.. patrzcie państwo. Ona ma emocje ? ;) Nie no a tak na poważnie, zachowała się bardzo porządnie. Zrozumiała i zaakceptowała.
Tai wreszcie poszedł po rozum do głowy.. może się zacznie układać. Ale szkoda, że nie jej nie pocałował. Swoją drogą pocałunek Lizz z Sebastianem przy bałwanach byłby dużą przesadą ? Ale i tak wyszło słodko. Szkoda, że to ich ostatnie święta.. tyle jest jeszcze do przeżycia. Timmy dopiero co zaczyna poznawać prawdziwy smak świąt a i ciocia przestała być wiedźmą z dna piekieł.
Dziękuję.. i do zoba w środę ^^
Byłby przesadą. Ciltka jest, jaka jest. No i pokazała się od lepszej strony, ale jakby Seba zaczął iść w Ślimaka z Lizz na jej oczach, to już nie byłoby na miejscu... Ldatwgo też nope, taka scena zdecydowanie odpada. I tak macie ostatnio z ich stroby sporo fanserwisu xD.
UsuńDo zobaczenia! Tym razem w środę xDDDD.
Piękny i wzruszający rozdział ♥
OdpowiedzUsuńCieszę się, że relacje Tomoko i Taia powoli wracają do normy.Szkoda byłoby porzucić tak wspaniałą dziewczynę jak Tomoko tylko ze względu na demona. Dobrze, że ciotka zrozumiała fakt,że kamerdyner darzy Elizabeth wielkim uczuciem i miejmy nadzieję, że tak pozostanie ^^Prezent od Sebastiana dla Lizz zrobił ogromne wrażenie na wszystkich.Był nie tylko niezwykły i przepiękny, ale też zaskakujący, więc musiał się przy nim naprawdę napracować, wkładając w jego wykonanie całe swoje serce. A scena przy bałwanach taka słodka jak Lizz przytulała się do Sebusia jejuu <3
Dziękuję za rozdział i do środy ! :*
Ej, co Wy macie z tym dziękowaniem...? Aż mi głupio xDDDD. Znaczy to miłe i w ogóle, ale nooo, ja nie umiem w miłe rzeczy xD.
UsuńAnyway, tal, ciotka pokazała klasę, Sebuń pokazał klasę, nawet Tai pokazał klasę. CO TE ŚWIĘTA ROBIĄ Z POSTACIAMI Z OPKA?! XDDDD
A gdzieś tam w głębi ta świadomość, że niedługo nadejdzie ŚMIERĆ. Jaram się swoim własnym sadyzmem xD.
Dzięki za komcia i do środy! :* ♡
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTak słodko, że zaraz dostane cukrzycy *-* (nawet nie chcę myśleć, że to ich ostaymie święta :( ).Ten prezent od Sebcia -kocham. Coś tak sądziłam, że będzie to przedstawiać ich dwoje ale cały czas się zastanawiałam jak ich pokaże. Cieszę się, że nie zapomniał o rondlu :D
OdpowiedzUsuńTai wkońcu trochę zmądrzał i zrozumiał, że nie może przekreślać tego co było między nim a Tomoko przez jakiegoś demona.
Na koniec życzę ci jeszcze powodzenia aby wszystko poszło po twojej myśli ^^
Do nastepnego
Pa:*
Właściwie w nocy skończyłam tom czwarty i zaczęłam piąty, a teraz jesten chora, więc nie skończę żadnego TT_TT. No ale co poradzić.
UsuńCieszę się, że Ci się podobało i mam nadzieję, że dalej też będzie. Mam gorączkę, nie stać mnie na ambitniejszą odpowiedź, wybacz TT_TT.