Dzisiejszy rozdział jest niebetowany, ponieważ zabrakło mi czasu na wszystko w piątek. Mam nadzieję, że nie będzie tak źle z błędami, betę postaram się wcielić w życie jeszcze dziś wieczorem, pod warunkiem, że starczy mi życia po pracy.
No a poza tym... Dziś jest święto nieśmiałych i ukrytej miłości!!!
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO WSZYSTKIM NIEŚMIAŁYM I POTAJEMNIE KOCHAJĄCYM! :*
Idę sobie kupić coś słodkiego z okazji święta xDDDD.
Tak, skąpa przedmowa, bo naprawdę mi nie starczyło życia, wybaczcie TT_TT.
EDIT: Rozdział zbetowany. A komci brak. Smutno TT_TT.
=============================
— Sebastian… —
mruknęła hrabianka.
Siedziała na
parapecie okna, otulona ciepłym kocem, w dłoniach trzymając kubek cynamonowego
kakao. Zerkała przez szybę na zaśnieżone korony drzew utulone do snu
delikatnymi podmuchami wiatru. Z nieba sypały się miliony płatków śniegu. Każdy
z nich był inny; miał swój niepowtarzalny kształt, coś, co odróżniało go od
pozostałych, zapewniając, że na zawsze zostanie zapamiętany przez wszechświat –
były jak cenne sekundy życia. Każda z nich była tą jedyną, która nigdy się nie
powtórzy. Każda niosła ze sobą miliony uśmiechów, łez, krzyków, śmierci i
narodzin. Dziewczynie wydawało się niezwykle, jak wiele może się wydarzyć w
ciągu tak krótkiego czasu.
Patrzyła przez
okno, lecz co jakiś czas skupiała się na odbiciu wnętrza pokoju. Na swojej
lekko zaczerwienionej twarzy i potarganych włosach, które nie przetrwały
intensywnej próby czasu. Na tańczący ponad świecą płomień, który padał łagodnym
cieniem na twarz jej ukochanego, który siedząc przy stoliku czytał na głos
kolejny z wierszy jej ulubionego autora.
Czuła
przejmujący chłód, trzęsła się, lecz wiedziała, że nie będzie w stanie jej
ogrzać żadne źródło ciepła, oprócz ciała siedzącego nieopodal demona. Tylko on
potrafił dać jej szczęście, tylko jego ramiona koiły ból, słowa uspokajały
zszargane nerwy, a dotyk uspokajał rozedrgane serce. Tylko on – demon – ze
wszystkich na całym świecie mógł jej pomóc. A teraz, gdy wigilijny wieczór
dobiegał końca, wiedziała, że zmarnowała życie.
To była ich
ostatnia wspólna Wigilia, czuła to tak dotkliwie, że z trudem powstrzymywała
łzy przy każdym oddechu. Wciąż nie potrafiła wyjaśnić, skąd brało się w niej to
niezachwiane przeświadczenie, ale była skłonna dać uciąć sobie za nie rękę.
— Elizabeth?
Wszystko w porządku? — zapytał Michaelis, nie doczekawszy się odpowiedzi.
Odłożył książkę
na blat, uprzednio zaznaczając stronę cienką, materiałową wstążką, a potem
podszedł do dziewczyny i objął ją delikatnie.
— Martwisz się.
Powiesz mi, co się stało? — poprosił, głaszcząc dziewczynę po głowie.
Oparła się na
jego ramieniu, pozwalając, by jego smukłe dłonie po raz kolejny ją zaczarowały,
sprawiając, że wszystkie złe myśli ucichną. Tym razem jednak były silniejsze,
zwykły dotyk nie wystarczał. Poczuła, że do jej oczy wzbierają łzy. Przygryzła
dolną wargę i spojrzała na ukochanego, oddychając nierówno.
— Ja nie chcę
umierać… — jęknęła, a słone krople jak na sygnał zaczęły zalewać jej policzki.
— Wreszcie jestem szczęśliwa. Jesteśmy razem, spędzamy razem święta. Kocham
cię, a ty kochasz mnie. Pracowałam na to, odkąd tylko cię poznałam i…
Dlaczego?! Powiedz mi, dlaczego zawsze musi tak być? Czemu nigdy nie możemy być
szczęśliwi? Czemu za każdym razem, gdy zaczynam wierzyć, że los się do mnie
uśmiechnął, wszystko się pieprzy?! Czemu podpisałeś ten dokument? Trzeba było
dać mi umrzeć. Wtedy chociaż ty żyłbyś dalej… — mówiła przez łzy, nie
przejmując się nawet tym, jak bardzo mogła go zranić.
Powinien wiedzieć,
że zwyczajnie była zmęczona i natłok emocji odnalazł ujście w złości i
niepokoju. Musiał być silny, dla niej – w końcu obiecał, że zrobi wszystko, by
była szczęśliwa. Skoro nie mógł przeżyć, powinien chociaż znieść z godnością
jej słowa.
— Elizabeth, ja…
Przepraszam — westchnął smutno demon. — Gdybym tylko dopuścił to do siebie
wcześniej. Nie chciałem wierzyć, bałem się tego. Miłość mnie zniszczyła, stałem
się słaby i zawodny, ale nie żałuję. Gdybym tylko mógł… — uciął, zdając sobie
sprawę, w jak bardzo ludzką bzdurę chciał uciec.
„Gdybym tylko
mógł cofnąć czas” – słowa, które zawsze bawiły go do łez, ilekroć wypowiadali
je zdesperowani ludzie. Czy naprawdę był aż tak zimny i wyrachowany, czy po
prostu nie chciał ich zrozumieć? Nie potrafił odpowiedzieć sobie na to pytanie,
za to czuł – czuł aż do szpiku kości, jak bardzo zawiódł. Żal przeszywał go na
wylot, a łzy ukochanej bolały niczym zardzewiałe gwoździe powoli wbijane młotem
sadystycznego kata.
— Nie. To ja
przepraszam. To przez te święta. Było mi tak dobrze i przez chwilę… zapomniałam
o śmierci. Chcę umrzeć, w twoich ramionach, dla ciebie, ale nie chcę, żebyś i
ty umierał. Jeśli ci rozkażę — powiedziała, nagle zmieniając ton głosu.
Odsunęła się od
demona, schwyciła go za dłonie i ścisnęła mocno, pełnym nadziei wzrokiem
patrząc prosto w krwistoczerwone tęczówki ukochanego.
— Jeśli ci rozkażę, przeżyjesz? Musisz… prawda? Mój rozkaz jest absolutny, więc zrobisz
to. Zrobisz! Sebastian! Rozkazuję ci! Żyj! — krzyczała, drżąc z rozpaczy.
— Elizabeth, to
niemożliwe…
— Zamknij się!
Rozkazuję ci, masz przeżyć! Słyszysz?! To jest rozkaz! Rozkaz! Sebastianie!
Rozkaz! — powtarzała jak opętana, póki nie dotarło do niej, jak głupią była
wiara, że uda jej się wymóc na demonie coś niemożliwego zaledwie słowami.
Michaelis
milczał. Nie chciał ponownie rujnować jej nadziei. Czuł, że jeśli jeszcze raz
odmówi, sam również się załamie i zacznie płakać wraz z nią, a wtedy już nic
nie powstrzyma ich przed wylaniem całego morza gorzkich łez.
— Jestem
żałosnym człowieczkiem… — mruknęła zrezygnowana dziewczyna.
Wypuściła
dłonie ukochanego z uścisku i ponownie wbiła wzrok w szybę. Tym razem nawet nie
próbowała patrzeć w odbicie. Nie była w stanie, zwyczajnie nie potrafiła
spojrzeć w smutne oblicze najdroższej sercu osoby, wiedząc, że była
przyczyną jej cierpienia. Nie chciała tego, ale co innego miała zrobić? Jak
powinna się zachować? Całe życie tłumiła w sobie emocje, czasem zwyczajnie nie
dawała już rady. Demon nauczył ją czuć, dzielić się tym, co działo się w jej
sercu. Dlaczego więc odwdzięczała mu się w taki sposób? Powinna wyciągać z
życia wszystko, co dobre, by umierając, oboje widzieli tylko te piękne chwile.
Nie łudziła się, że będzie głównym tematem życia demona; ono trwało tak długo,
że nie była w stanie objąć tego rozumiem, te kilka lat, które wspólnie
spędzili, były przy tym zaledwie kroplą w morzu, ale dla niej… Dla niej ten
czas był wszystkim, co pragnęła pamiętać. Potrafiłaby nawet oddać wspomnienia z
dzieciństwa – szczęśliwą rodzinę, przyjaciół, sielskie życie, byle tylko móc
spędzić z ukochanym więcej czasu.
— Nie będziesz
płakać — powiedział stanowczo Sebastian.
Wziął hrabiankę
na ręce i nim zdążyła zaprotestować, otworzył okno i wyskoczył przez nie wprost
do ogrodu. Pognał pomiędzy śnieżnymi figurami, przeskoczył ogrodzenie, a potem
biegł przed siebie, pomiędzy drzewami, byle dalej od murów posiadłości.
— Sebastian,
puść mnie! Co ty wyprawiasz?! — krzyczała Lizz, lecz demon był głuchy na jej
słowa.
Nie zamierzał
odpuścić. Biegł, póki nie dotarł w miejsce, które pragnął jej pokazać.
Zatrzymał się dopiero na skraju lasu, na polance tuż przy krańcu stromego
wzniesienia. Najwyższy punkt w okolicy zapewniał magiczny widok na idealnie
okrągły księżyc, który z całą swą pomocą przedzierał się przez zasnute chmurami
niebo, oświetlając bladymi refleksami tańczące w powietrzu płatki śniegu. Na
polance było tak jasno, że dziewczyna bez trudu dostrzegała pojedyncze liście
iglastych drzew porozrzucane po niewielkim terenie.
Michaelis
delikatnie postawił ją na ziemi i szczelnie okrył kocem, po czym ściągnął z
siebie frak i dodatkowo zabezpieczył nim ciało ukochanej. Lizz nie czuła jednak
chłodu, ściągnęła z siebie okrycie i oddała je demonowi. Wyciągnęła nogi z
kapci, chwyciła chłodną dłoń demona i powoli zrobiła boso kilka kroków,
kierując się w stronę skraju wzniesienia.
— Chciałem,
żebyś to zobaczyła — wyjaśnił kamerdyner, obejmując ukochaną ud tyłu. —
Przychodziłem tu czasem, kiedy potrzebowałem odpocząć od posiadłości. Ten widok
zawsze działał na mnie uspokajająco. Pomyślałem, że ci pomoże.
— Miałeś
r-rację, jest piękny — odpowiedziała cicho, szczękając zębami.
Nie czuła
zimna, ale wiedziała, że jej organizm domaga się ogrzania. Dziwiło ją jednak,
że Sebastian wcale nie nalegał, by się okryła, czy chociażby założyła buty.
Tak, jakby ten jeden raz pozwolił jej na wszystko, byle tylko poczuła się
lepiej.
— Kładź się —
powiedziała poważnie, na chwilę odrywając wzrok od księżyca.
— Słucham?
— Kładź się i
rób to, co ja — powtórzyła i położyła się w miękkim puchu, gdy tylko odrzuciła
na bok koc.
Odczekała, aż
demon zrobił to samo, a potem zaczęła machać rękami i nogami, pokazując
brunetowi, jak powinien to robić. Doskonale znał tę dziecięcą zabawę. Nie
wiedział, czemu miała służyć, ale postanowił nie zadawać zbędnych pytań. Jeszcze kilka minut – myślał. Jeszcze przez chwilę możesz robić, na co
tylko masz ochotę, ale potem zabiorę cię do domu, weźmiesz gorącą kąpiel i
pozwolisz mi o siebie zadbać.
— Wystarczy!
Siadamy! — oświadczyła i energicznie się uniosła, by po chwili niecierpliwie
przyglądać się śnieżnemu odciskowi ciała ukochanego.
Jego
przyprószone śniegiem włosy urzekły ją swoim blaskiem. Uśmiechnęła się szeroko
i przysunęła do niego, by przytulić się i pocałować go.
— Jesteś moim
aniołem stróżem. Ale takim dobrym. Takim, o którym marzą wszystkie dzieci.
Takim, do którego się modlą, nie takim złym, jakie one są naprawdę — wyjaśniła,
mocno przytulając się do demona.
— Rozumiem. Ty
zaś jesteś moją gwiazdą polarną. Zawsze wskazujesz mi drogę. Choć nigdy nie
wiem, czy jest właściwa, ale to już zupełnie inna sprawa — zaśmiał się, a
dziewczyna wraz z nim, póki jej chichotu nie przerwało kichnięcie. — Kochanie,
pora wracać. Pozwoliłem ci na zbyt wiele, mam nadzieję, że się nie
rozchorujesz.
— To nie… Nie,
obiecuję! — powiedziała entuzjastycznie, przełykając gorzkie „to nie ma
znaczenia”, by ponownie nie zrujnować ich ciężko odbudowywanych nastrojów.
Michaelis
zabrał ukochaną do domu. Przygotował jej ciepłą herbatę, zrobił gorącą kąpiel,
a potem zafundował jej lekki posiłek, który miał wzmocnić odporność organizmu.
Potem położyli się do łóżka. Nie minęło nawet pół godziny, jak Elizabeth usnęła
w ramionach Sebastiana z uśmiechem na ustach i ulgą w sercu.
~*~
Drogi chłopcze,
Nie pisałem do Ciebie już od dawna, miałem
mnóstwo spraw na głowie. Moje przygotowania wreszcie dobiegają końca.
Uwierzyłbyś, że to stanie się jeszcze w dziewiętnastym wieku? Nie spodziewałem
się tego. Czekałem tyle lat, że chwilami odnosiłem wrażenie, że to nigdy nie
dobiegnie końca. Jednak się myliłem. Nadszedł czas, by spełniło się moje
marzenie.
Pewnie jesteś ciekaw, co tak naprawdę chcę
osiągnąć. Jestem pewien, że gdybym powiedział Ci o tym prosto w twarz,
wyzwałbyś mnie od idiotów i prychnął nonszalancko pod nosem. Uwielbiałem to w
Tobie. Niezwykle przypominałeś wtedy swego ojca, gdy wykpiwał moje pomysły.
Zawsze wracały do mnie wspomnienia. To właśnie dla niego to wszystko. Tak, nie
wydaje Ci się. Wszystko, co robiłem przez ostatnie dziesięciolecia, wiązało się
z Twoim ojcem.
Kiedyś to były nasze wspólne plany. Pragnęliśmy
zmienić świat, ale kiedy przedstawiłem Vincenthowi swój plan, nie chciał mi
wierzyć. Nazwał mnie szaleńcem, choć wiedział, kim byłem i do czego byłem
zdolny. Bawiło mnie to. Prowadziłem badania na długo zanim przyszedł na świat.
Obserwowałem, jak dorastał Twój ojciec, drogi chłopcze, obserwowałem, jak jego
matka, a Twoja babka – Claudia - stawała się kobietą. Widziałem nawet, jak jej
babka płakała, gdy się urodziła…
Od zawsze widziałem w Waszej rodzinie coś
niezwykłego. Czułem, że jesteście stworzeni do wielkich rzeczy. Musiałem tylko
poczekać, a że zawsze należałem do cierpliwych, stałem pokornie na uboczu
obserwując rozwój Twego rodu. Znałem każdego z Twoich krewnych, nawet tych z
nieprawego łoża, o których wszyscy starali się zapomnieć. I w końcu pojawił się
on – Twój ojciec.
Był idealny. Nie tylko jego wygląd, ale też
i charakter, przedstawiały wszystko, czego pragnąłem, o czym marzyłem i co było
mi niezbędne. Wkroczyłem więc w jego życie. Pomogłem mu odnieść sukces,
pomagałem mu i powoli stawałem się jego zaufanym przyjacielem. Radził się mnie
w sprawach, o które nawet byś go nie podejrzewał. Byłem przekonany, że zechce
do mnie dołączyć, jednak się pomyliłem.
Tamtego dnia, gdy mi odmówił, widziałem Cię,
drogi chłopcze. Ciekawsko wyglądałeś zza drzwi, przez niewielką szparę próbując
dostrzec ojca, ciekaw, co aż tak go wzburzyło. Wygnał mnie z domu. Odszedłem
więc, a mijając Cię, położyłem dłoń na Twojej głowie i obiecałem, że kiedyś
przyczynisz się do rzeczy nieprawdopodobnych. Miałem rację, ale Ty byłeś zbyt
młody i dziecinny, by to pamiętać i odpowiednio zinterpretować.
Organizacja, którą prowadziłem, przechodziła
ciężki okres. Swego czasu miewałem wspólników, którzy finansowali moje
działania. Jeden z nich dowiedział się, czym tak naprawdę się zajmowałem, lecz
zanim ta wiadomość do mnie dotarła, było zbyt późno. On zebrał grupę zdrajców,
którzy napadli na Twój dom. Nawet nie wiesz, jak żałowałem, że nie było mnie na
miejscu, by w porę to powstrzymać. Nie zdołałem.
Byłem świadkiem śmierci Twojego ojca.
Zabrałem ciało, a na jego miejsce podłożyłem kogoś o podobnej budowie. Nikt się
nie zorientował, zwłoki Twoich rodziców były w zbyt złym stanie, by można było
rozpoznać w nich prawdziwych Phantomhive’ów. Twego ojca zabrałem do siebie.
Zadbałem o to, by jego ciało zachowało się w idealnym stanie.
Lata nauki się opłaciły. Udało mi się
opracować formułę, która zapobiegała rozkładowi ciała. Twój kochany ojciec, mój
najdroższy przyjaciel, zamknięty jest tuż obok mnie, czekając na dzień, gdy go
obudzę. I ten dzień właśnie nadchodzi. To już ostatnie godziny tego świata, tej
Rzeczywistości – jak zwykły zwać ją istoty mojego pokroju.
Odnajdę Podwalinę Rzeczywistości, zdobędę
jej moc i zostanę nowym Bogiem. Sprawię, że Twój ojciec odrodzi się w swoim
ciele. A ta mała dziewczyna… Ta, której oddałeś swojego psa, pomoże mi w tym.
Drzemie w niej ogromna moc. Mój nieudany eksperyment w połączeniu z jej
nietypowym zestawem cech zaowocował czymś wspanialszym, niż oczekiwałem.
Istota, która okupuje jej umysł, jest moim najdoskonalszym dziełem. I jak każde
dziecko, odwraca się przeciwko rodzicowi, by zyskać samodzielność.
Elizabeth Roseblack, dziecko, któremu
systematycznie odbierałeś ojca i które świadomie skazałeś na cierpienie, okaże
się moją ostateczną bronią. Kiedy tylko jej druga natura zaatakuje, zwrócę jej
siły przeciwko Strażnikowi. Sprawię, że osłabi barierę chroniącą Podwalinę i
spełni się moje marzenie.
Nie uważasz, że to wspaniałe? Nawet nie
wiesz, od jak dawna chciałem Ci o tym powiedzieć! Mówiłeś, że wiesz, co
planuję, że dzięki tamtemu incydentowi zdołałeś ujrzeć przyszłość. . Czy wciąż
jesteś tego taki pewny? Nie miałem okazji, by odpowiednio Ci to wyjaśnić,
powiem to więc teraz: przyszłość jest zmienna. Każda sekunda, każda decyzja,
wszystko, co robimy, kreuje ją nieustannie. Ty zobaczyłeś tylko jeden ze
scenariuszy. I chociaż zawsze byłeś doskonałym taktykiem, ta partia szachów
przerosła nawet Ciebie. Nie mogłeś przewidzieć, że to się wydarzy. Kalectwo
młodej Roseblack było ostatnim gwoździem do Twojej trumny. Kiedy Twój plan
legnie w gruzach, wraz z Twoim ojcem zbudujemy nowy świat. A jeśli będzie
naciskał, może kiedyś i Ciebie przywrócę do życia?
Chciałbym zobaczyć Twoją minę, gdy przekażę
Ci wszystkie listy, które napisałem przez te lata. Prześledziłbyś moje
poczynania, dostrzegł swój błąd, wytknął mi wszystkie niewykorzystane okazje,
ale ostatecznie i tak nie mógłbyś zrobić nic. Wygrałem. Pokonałem Ciebie,
Michaelisa i Roseblack. Postawię pomnik na Waszą cześć, każę ludziom modlić się
do Was ku przestrodze, co Ty na to?
Och, wybacz, chłopcze, chciałbym porozmawiać
z Tobą jeszcze chwilę dłużej, ale muszę już iść. Armia moich idealnych
wojowników czeka na rozkazy. Jeszcze dziś, zanim niebo rozświetli jasny blask,
nastanie nowa era. To idealny moment, taka równa data… Cóż. Do zobaczenia w
nowym świecie, drogi hrabio.
'Masz żyć"Gdyby to było możliwe i tak czuje że nie będzie szczęśliwego zakończenia...Rewelacja i ten list Undertakera czyli on za tym stoi to jest epickie czekam na więcej
OdpowiedzUsuńDo zakończenia jeszcze trochę czssu, okaże się, jak to się skończy :P. Cieszę się, że Ci się podobało. Do zobaczenia w następnym!^^
UsuńNo to mamy 90 rozdział! I jest super jak zawsze :D Jeszcze nigdy nie czytałam opowiadania, które ma tyle rozdziałów, ale robi się coraz ciekawsze i jeszcze ten tajemniczy list Undertakera do Ciela . Czyli Vincent wiedział o jego planach, ale mu się nie spodobały. " Sprawię, że Twój ojciec odrodzi si w swoim ciele" czy Undertaker ma zamiar go wskrzesić ?Elizabeth ma pełnić ważną rolę podczas wojny, Sebastian ma wkrótce umrzeć.A rozkaz "masz żyć" jest wręcz niemożliwy do spełnienia, podpisał ten dokument i nic nie da się zrobić, ale zobaczymy jak losy potoczą się dalej.
OdpowiedzUsuńDo zobaczenia w środę !
No bo tu się dzieje coraz grubiej, w końcu kulminacyjny moment nadchodzi. Jeszcze kilka rozdziałów i będzie koniec tomu, także robi się gęsto, a potem... Będzie koniec tomu xD. I zobaczymy, co wyjdzie, co nie, itepe itede. Mam nadzieję, że nie będziecie zbyt rozczarowani xD. No ale to się okaże :D.
UsuńDo zobaczenia! :*
Undertaker! Ty chory imbecylu! XD Taki romantyczny klimat i nagle nastąpiło przejście na ten list. 😂 I teraz nie wiem, czy sie smiac czy płakać xDD
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuń