Nie wiem, jak się ma dzisiejsza beta, bo robiłam ją taka padnięta, że ledwo widziałam na oczy. Tak to jest, jak się ma zaliczenia i pracę i żadna z tych rzeczy nie chce dać mi odpocząć xD. No ale mam nadzieję, że nie będzie tak źle. Ostatnio wydaje mi się, że robię jakoś mniej błędów i mam mniej do poprawiania (zaznaczam: wydaje mi się tylko xDDDD). Więc zdam się na swoją wrodzoną zajebistość i uznam, że zbetowałam wystarczająco xD.
A do końca tomu już bardzo malutko :D.
Cieszycie się?^^
Miłego! :*
PS Tag, jest Polsat, ale nie miałam już siły betować dalej, a i tak ostatnią stronę w zasadzie olałam TT_TT. BO W ŚRODĘ EGZAMIN Z JAPOŃSKIEGO!
===============================
— Król i jego
kontrahentka — szepnął ktoś w tłumie, gdy na wzniesieniu ponad zjednoczonymi
wojskami piekła i nieba pojawił się Kruk, trzymając w ramionach wątłe,
fioletowowłose dziecko, które w milczeniu rozglądało się ciekawsko, jakby nie
rozumiało, że za chwilę zobaczy jeden z najstraszniejszych przelewów krwi, jaki
znała całą historia wszechrzeczy.
Michaelis niósł
swoją panią na sam szczyt, gdzie w towarzystwie Anasiego i Lokiego stała jego
żona. Kiedy Enepsignos usłyszała wiadomość, wzdrygnęła się zdenerwowana, ale
dalej zachowywała zimną krew, udając, że obecność ukochanego wraz z jego
wybranką nie robi na niej żadnego wrażenia. Stała odwrócona przodem do
zbierających się w formacjach wojsk, które u podnóża góry po raz ostatni
ćwiczyły ustawienia na wszelkie ewentualności w walce.
— Enepsignos —
rzekł spokojnie Kruk, pomagając szlachciance stanąć na nogi.
Podał
dziewczynie kule, a potem zbliżył się do żony, po drodze uśmiechając się do
dowódcy piekielnych zastępów.
— Panie —
odparła błękitna demonica, lekki pochylając głowę przed królem.
— To Elizabeth
Roseblack, moja kontrahentka. Chciałbym, żeby broniło jej czterech najlepszych
żołnierzy — powiedział Sebastian, nie marnując czasu na zbędne uprzejmości.
Przedstawił
nastolatkę, która niepewnie zbliżyła się do demonów i przywitała się niemo
skinieniem głowy. Czuła, że nie powinna się wtrącać. Widziała pałające
oburzeniem oblicze demonicy, którą spotkała już dwa razy w życiu. Prośba
Michaelisa nie została odebrana przez nią tak, jak liczył na to król. Kobieta
chwyciła demona za ramię, wbijając szpony w jego ramię, i zaciągnęła go na bok.
Krzyki i
przykre słowa ich zażartej konwersacji zagłuszał Anasi, który w swej ciekawości
podszedł do hrabianki i przyglądał jej się uważnie, niczym legendarnemu
artefaktowi zdobiącemu główną gablotę muzeum. Niezwykła atrakcja w postaci
człowieka, który skradł serce demona, nie wydawała się tak niezwykła, jak
spodziewał się informator: niepełnosprawna, cherlawa i blada. Nie rozumiał, co
władca piekieł w niej widział.
— Jesteś
człowiekiem, prawda, dziewczynko? — zapytał tonem, którym ludzie zwykli zwracać
się do małych dzieci.
— A na co ci
wyglądam? — mruknęła urażona, lekko odwracając głowę.
Napotkała wzrok
Lokiego. Piękny, złotowłosy demon w ciężkiej, płytowej zbroi z czarnego jak noc
kamienia również patrzył na nią jak na coś niezwykłego. Żaden z demonów nie
widział w niej istoty myślącej, była czymś na wzór orientalnej ciekawostki z
odległego końca świata.
— Jak na takie
chucherko, masz bardzo cięty język — stwierdził rozbawiony Loki.
— Przepraszam,
posiłku króla, czy mogę zobaczyć pieczęć twojego kontraktu? — zapytał Anasi.
Hrabianka
zerknęła na niego, jak na idiotę, ale w spojrzeniu demona nie było ani odrobiny
złośliwości czy kpiny. Zachowywał się tak, jakby forma, której użył, gdy się do
niej zwracał, była zupełnie naturalna. Zdziwienie, które wstąpiło na jego
oblicze, gdy odczytał emocje z postawy Elizabeth, jedynie potwierdzało jej
domysły.
— Tak,
popychadło mojego demona, możesz — odparła więc Lizz, uznając, że dziwaczny,
nieco obrzydliwy demon nie powinien mieć jej za złe.
Nie pomyliła
się. Anasi podziękował, przedstawił się – przepraszając, że robi to dopiero
teraz – a potem wyciągnął dłoń, by odgarnąć włosy nastolatki, ale ta odsunęła się
nerwowo. Nie rozumiała, skąd demon wiedział, gdzie znajdowało się jej znamię.
Zrzuciła to na karb jakiejś międzydemonicznej intuicji, ale nieco ją to
niepokoiło.
— A ty kim
jesteś? O Anasim nigdy nie słyszałam w moich książkach — przyznała, zwracając
wzrok na blondyna, by odwrócić swoją uwagę od ostrego szponu, który
nieprzyjemnie drażnił jej skórę.
Nie chciała, by
demon, po którego szacie chodziły pająki, nawet się do niej zbliżał, nie mówiąc
o dotykaniu, i chociaż kontakt fizyczny z istotami jego pokroju nie wprawiał ją
w tak silne, negatywne odczucie (a może to dlatego, że wreszcie zaczynała się
przełamywać?), to sama świadomość, kto był tak blisko niej, zwyczajnie ją
obrzydzała.
— Loki, główny
dowódca piekielnych wojsk, prawa ręka…
— Bóg kłamstwa?
— przerwała żołnierzowi nastolatka, uznając dalszą część jego wypowiedzi za
nieistotną.
— Tak, ludzkie
dziecko, z tego jestem znany w waszym świecie.
— To
przynajmniej poznałam jedną legendę — westchnęła.
— Dziękuję,
posiłku króla, to wszystko — wtrącił się Anasi.
Wyciągnął z
kieszeni niewielką księgę i zaczął zapisywać w niej coś, co chwilę maczając
ostry szpon w niewielkiej fiolce atramentu, którą wyciągnął z kieszeni szaty
wraz z kodeksem. Dziewczyna patrzyła zaciekawiona, póki Loki nie wyjaśnił, kim
był piekielny skryba i dlaczego tak dokładnie wszystko zapisywał. Hrabianka nie
chciała dać tego po sobie poznać, ale kontakt z demonami był dla niej tak
ekscytujący, że przez moment zupełnie zapomniała, że w ciągu kilku najbliższych
godzin zwyczajnie umrze. A przecież nawet nie miała szansy się z nikim
pożegnać. Nie wymyśliła, komu oddać majątek, co ma się stać ze służącymi, jaką
bajeczkę przekazać prasie…
— Sebastian? —
jęknęła, przypominając sobie o niezamkniętych sprawach.
Demon
natychmiast zjawił się tuż obok niej, porzucając w połowie zaciętą wymianę zdań
z małżonką.
— Co się stało,
kochanie? Przestraszyłaś się Anasiego? — zapytał, przytulając ją do siebie.
— Nie, to tylko
demon, a ja dziś najprawdopodobniej umrę. Nie mam czego się bać — burknęła,
krzywiąc się wymownie. — Nie pożegnałam się, nie ustaliłam, co zrobić z
posiadłością, co ze służącymi. Wyślij kogoś, żeby przekazał wiadomość.
— Nie trzeba,
wszystkim się zająłem. Przepraszam, że w taki sposób. Zostawiłem listy,
księżniczce napisałem prawdę, dla reszty znalazłem wymówkę. Twój majątek
przejdzie w ręce Timmy’iego, ale w swej ostatniej woli prosiłaś, by księżniczka
i twoi służący mogli pozostać w rezydencji — wyjaśnił Michaelis.
— To dobrze.
Dobrze… Tak chyba może być.
— Kruku, nie
skończyliśmy rozmawiać — zagrzmiała Enepsi, stając naprzeciw przytulającej się
pary.
Widok
obściskującej demona śmiertelniczki napawał królową obrzydzeniem. Odsunęła
materiał ukrywający znak jej połączenia z Michaelisem i wskazała go hrabiance.
— Ciebie,
ludzkie ścierwo, łączy tylko kontrakt. Ja zdobyłam go na zawsze, a przez ciebie
muszę stracić. Cokolwiek się dzisiaj wydarzy, umrzesz z poczuciem winy. Z
twojego powodu nasz umiłowany pan odejdzie z tego świata bezpowrotnie —
warknęła z obrzydzeniem. — Chroń sobie tę płaską paskudę, czym chcesz, ale
jeśli będzie ginąć na moich oczach, nawet nie myśl, że rzucę się na ratunek —
dodała, zerkając na męża, po czym splunęła pod nogi Elizabeth i wróciła na
skraj wzgórza.
— Nie będę
potrzebowała niczyjej pomocy — stwierdziła pewnie fioletowowłosa.
Trójka demonów
milczała. Żaden nie chciał dostać się w krzyżowy ogień kłótni dwóch
rozjuszonych kobiet. Rozwinięty instynkt samozachowawczy ostrzegał, że to nie
miało prawa skończyć się dobrze. Sebastian odszedł na bok, żeby zawołać
wybranych przez siebie żołnierzy. Anasi usunął się w cień i ponownie zaczął
skrobać coś wewnątrz swojej księgi, a Lokiemu nie pozostało nic innego, jak
dołączenie do Enepsignos i pomoc w sprawdzeniu bitewnych formacji.
Lizz powoli
podeszła do błękitnej demonicy i jej jasnowłosego towarzysza, korzystając z
okazji, że Michaelis dał się wciągnąć w kolejną rozmowę. Co chwilę podchodził
do niego jakiś demon, który mówił dokładne to samo: jaka to tragedia, że musi umrzeć
i jak to mają nadzieję, że królowa udźwignie brzemię władzy po jego odejściu.
Ich gadanina denerwowania hrabiankę. Czuła, że nie mieli prawa tak mówić – w
końcu to nie oni tracili sens życia. Dla całej tej pozbawionej emocji bandy
Kruk – jak z nieznanego Elizabeth powodu zwykli go nazywać – był jedynie
władcą, a tego zawsze można było zastąpić.
— Enepsignos —
zaczęła pewnie nastolatka.
Królowa
obróciła się w jej stronę, posyłając człowiekowi pełne pogardy i oburzenia
spojrzenie.
— Czego chcesz,
śmiertelne ścierwo, nie widzisz, że pracuję? Od tego zależy przyszłość
Rzeczywistości!
— Chodzi o Se…
O Kruka — wyjaśniła, nie dając się zastraszyć. — Wiem, że jest dla ciebie tak
samo cenny, jak dla mnie. Gdyby istniał sposób, bym mogła umrzeć zamiast niego,
skorzystałabym, więc jeśli taki znasz, powiedz mi. A jeśli go nie znasz, chce
cię błagać, żebyś pozwoliła mu pożreć moją duszę. Dla ciebie może nie zasługuję
na to, by zaspokoił mną głód, ale tu nie chodzi o mnie ani o ciebie, lecz o
niego. On tego chce, dlatego… — ucięła, by opierając się na kuli, z trudem
klęknąć przed majestatem błękitnej demonicy. — Dlatego błagam cię, żebyś mu na
to pozwoliła i żebyś nie darzyła go nienawiścią, by mógł odejść w spokoju.
Wiem, że mu na tobie, zależy, pani. Błagam, zrób to dla niego — mówiła
przejęta, a jej usta drżały coraz bardziej, gdy walczyła ze sobą, żeby nie
uronić łez.
Enepsignos
prychnęła kpiącym śmiechem. Dopiero po chwili, kiedy słowa ludzkiego dziecka
zaczęły do niej docierać, poczuła, że się wzrusza. Nie zamierzała okazywać
słabości przed poddanymi. Szarpnęła Elizabeth za ramię i zaciągnęła ją w tył,
pod jedno z drzew. Oparła nastolatkę o pień i przysunęła się do niej na tak
niewielką odległość, że Lizz czuła na twarzy gorący oddech królowej.
— Nie myśl, że
jesteś ode mnie lepsza. Poświęciłam dla niego więcej, niż ci się może wydawać.
Ale zrobię to. Dla Kruka, nie dla ciebie. Pozwolę mu pożreć twoją duszę, a
potem wyprawię mu odpowiedni pogrzeb, a twoje zwłoki rzucę na pożarcie arbonom!
— Rób ze mną,
co ci się podoba. Byle Kruk był szczęśliwy — powiedziała stanowczo Elizabeth.
Enepsignos
chciała coś dodać, ale poczuła silny uścisk na ramieniu. Król stał tuż za nią,
powstrzymując się, by nie zmiażdżyć jej ręki. Gdy Eni się obróciła, spojrzał
groźnie w jej oczy i kazał demonicy wracać do pracy. Sam zajął się ukochaną,
upewniając się, że nic jej nie jest.
— Przedstawię
cię ochroniarzom. Możesz im zaufać, odpowiednio ich przekupiłem — oświadczył,
biorąc dziewczynę na ręce, za nic mając sobie jej stanowcze odmowy.
Postawił ją
dopiero, gdy ponownie znaleźli się na wzgórzu, tuż obok Lokiego, który
instruował czwórkę demonów wybranych przez Michaelisa. Wśród nich był Samarel –
młody demon, którego Kruk poznał inwigilując wioskę nieopodal Londynu.
Młodzieniec zyskał zaufanie króla i chociaż nie był najlepszym z najlepszych,
był zaprawionym w boju dowódcą, a jego oddanie, szczerość i umiejętność
obcowania z ludźmi były przydatne w kontaktach z Elizabeth, która nie należała
do najprostszych w obyciu śmiertelników.
— To Samarel,
Dandel, Keris i Terteen, twoi ochroniarze, kochanie — przedstawił Kruk,
wskazując kolejno każdego z demonów.
Żaden z nich
nie przykuł szczególnej uwagi hrabianki. W przeciwieństwie do jej demona,
Lokiego, Anasiego czy Enepsignos, nie wyróżniali się żadną niezwykłą cechą.
Mieli na sobie zbroje z emblematem z jakimiś dziwacznymi znakami, których
pochodzenia hrabianka nie potrafiła określić. Wszyscy byli krótko ścięci,
dzierżyli miecze i mieli tak samo wyzute z emocji twarze. Jedynie Samarel
zdawał się być nieco mniej obojętny, ale w dalszym ciągu nie był ciekawy ani
niesamowity.
— Sebastian, to
są ci twoi najlepsi?
— Tak.
— Wyglądają
zwyczajnie — mruknęła podejrzliwie.
Michaelis
parsknął szczerym śmiechem i objął ramieniem ukochaną. Rozumiał ją. Pierwsze
demony, jakie przyszło jej poznać, należały do elity, gdzie można było pozwolić
sobie na indywidualizm, ale w zastępach piekielnych większość musiała wyglądać
podobnie. Dzięki temu w ferworze walki ciężej było ich odróżnić, co przydawało
się w szczególności podczas wykradania ważnych artefaktów.
— Nie daj się
zwieść pozorom, naprawdę są doskonali. Samarel był tym demonem, o którym
słyszał James. To on pilnował okolic miasta i to dzięki niemu jesteśmy tutaj na
czas.
— Czyli nie
jest taki bezużyteczny… — podsumowała Lizz.
Zachowywała się
jak rozkapryszona, obrażona na cały świat księżniczka, ale w ten sposób
ukrywała zdenerwowanie. W ostatnich chwilach życia wolała pokazać się przed
demonami jako zołza, niż cherlawe strachajło o kulach, które przerażał byle
okrzyk i zdmuchiwał każdy mocniejszy wietrzyk. Zależało jej na tym, by widziano
w nie kogoś silnego – oczywiście jak na śmiertelnika – by nie mówiono źle o jej
ukochanym, że król oszalał i zakochał się w kimś bezwartościowym. Skoro mieli
ją poznać, niech znają charakterną wredotę, która nie obawia się pyskować
silniejszym od siebie potworom. Biorąc pod uwagę zachowanie Enepsignos, Lizz
wyciągnęła wniosek, że butność uchodziła w piekle na cnotę niezgorszą niż
odwaga w jej świecie.
— Pani,
jesteśmy tu, by ci służyć — rzekł uniżenie Samarel, kłaniając się przed
nastolatką, aż ta nieco zalała się rumieńcem.
Nie spodziewała
się, że demon – istota z natury niezwykle dumna – z taką łatwością będzie
chylić przed nią czoła. Wiedziała, że to zasługa jej ukochanego, ale mimo tego
na twarzy Samarela nie było widać oburzenia czy złości. Przeciwnie, był
niemalże dumny, iż król powierzył mu tak ważne zadanie.
— Gdybyśmy
spotkali się w innych warunkach, chciałabym cię poznać — stwierdziła radośnie
nastolatka, dotykając ramienia żołnierza.
Wciąż nie mogła
wyjść z podziwu, jak łatwo było jej nawiązywać kontakt fizyczny z istotami
potępionymi. Może dlatego dotyk Setha również nie miał na nią negatywnego
wpływu? Gdyby miała przed sobą życie, pewnie próbowałaby rozwiązać tę zagadkę
ale jej czas dobiegał końca. Odrzuciła więc od siebie ciekawość, skupiając się
na analizowaniu pola przyszłej bitwy.
Widziała zbierające się anioły, których białe zbroje ginęły pośród czerni płytowego
odzienia dzieci ciemności. Dowódcy spotykali się na wzgórzu. Michaelis ponownie
ją zostawił, by zająć się obowiązkami. Wśród gołębi rozpoznała Arthura –
archanioła Michała, który w blasku swej prawdziwej chwały wyglądał nad wyraz
zwyczajnie. Nastolatka zawsze wyobrażała go sobie jako skąpaną w oślepiającym
świetle, długowłosą postać o powierzchowności stokroć piękniejszej od jej
ukochanego, jednak rzeczywistość okazała się przerażająco rozczarowująca.
— Pewnie nie
mogę im przeszkodzić, prawda, Sam? — mruknęła, kiwając głową na stojących w
niewielkim kole dowódców.
— Nie powinnaś,
pani. Król, królowa, generał i przedstawiciele władz niebiańskich ustalają
ostatnie szczegóły taktyki. Wróg jest coraz bliżej. To nierozsą… — uciął,
orientując się, że kiedy on opowiadał, Elizabeth zdążyła ruszyć w stronę
zebranych, zupełnie ignorując jego słowa. — Co też król w niej widzi? — mruknął
do siebie i pognał za nastolatką.
— Sebastian! —
krzyknęła Lizz, koniecznie chcąc dostać się w centrum zainteresowania
dowództwa. — Który to Rafael? On, on czy on? Bo to Michał, prawda? —
dopytywała, pokazując na wszystkich palcem.
Wojna coraz bliżej. Aż mną nosi *o*
OdpowiedzUsuńCo ja będę robić po Róży!!!! .·´¯`(>▂<)´¯`·.
......No dobra mam przecież jescze przed sobą końcówkę czwartego i piąty tomu. Może przez ten czas się jakoś z tym pogodzę.
Nie bylo mnie dawno więc miałam trochę do nadrobienia i nawet się nie zorientowałam kiedy te trzy rozdziały mi minęły.
Jestem ciekawa dla czego Lizzy szuka Rafcia. Ja na jej miejscu zapytała bym się czy on wie w co się wpakował umawiając się z Grellem XD.
Dzisiaj taki krótki i mało inteligentny komentarz ale na wiecej mnie dzisiaj nie stać.
Do następnego :*pa
Ps. : Przez ciebie znowu prawie ominęłam swój przystanek bo się zaczytałam.
Musisz zacząć na to bardziej uważać xD.
UsuńA jej powód wyjdzie już w następnym rozdziale. Zbyt ambitny nie będzie, ale NIE ZAWSZE MUSI. Przynajmniej jest ciekawie xD.
Wybacz, ale nie mam weny na odpowiedź, humor mi się zepsuł motzno :(.
Roseblack... Ładnie to tak do demonów się odzywać? No ale rozumiem. Literówki się niedopatrzyłam. A no wracając szkoda , ze Samarel jej nie powstrzymał. Ta sobie podchodzi po najpotęzniejszych istot trzech nacji i wytyka i palcem pyrając się który to Rafael? Smiałam się na tym korytarzu jak potłuczona. No cóż ja nadal mam depesje po BotA a jeszcze ona się pogłębi jak mi Sebus umrze. No i liczę , że Sutcliff dostanie pierdolca i pozwoli Krukowi wygrać. No to... Do następnego i trzymaj kciuki aby moja nerwica pozwoliła mi przeczytać następny rozdział... Do następnego!
OdpowiedzUsuńJa mam prsez BotA, a teraz jeszcze mój nowy fon,który mam 2 miesiące,ni za który wywaliłam mnóstwo hajsu z wypłaty, się zepsuł i musiałam go oddać do serwisu TT_TT.
UsuńNo ale Roseblack jest ciekawa, a skoro już nie ma zbyt wielendo stracenia, to co jej zależy xDDDD.
Zajebiste jak zwykle sorry ze nie mam lepszej weny na opis tego bo zle samopoczucie..podobalo mi sie
OdpowiedzUsuńSpoko, nie szkodzi. Cieszę się, że się podobało. Do następnego.
UsuńNie mam jakiejś weny na komentarz, ale rozdział bardzo mi się podobał, te całe przygotowania do wojny, spotkanie Lizz z demonami i sposób w jaki się do nich odzywała. Oby tak dalej, niech dalej zgrywa wredotę i udowodni demonom, że jest kimś wartościowym, na kogo zasłużył Sebastian, że jest ona osobą silną i odważną. Czuję, że 5 tom zapowiada się interesująco,z rozdziału na rozdział robi się ciekawiej. Czekam na więcej.
OdpowiedzUsuńDo zobaczenia ! :*
Miałam Dziś podać kolejny rozdział piątego tomu, ale nastrój mi się spiepszył. Zaczęłam ferie od wizyty w salonie telefonów, żeby oddać fon do serwisu. I tak cały plan pisania na dziś poszedł do piachu :/. Ehhh... No nic.
UsuńDzięki za komcia i do soboty :*.