Mój kochany telefon, ZA KTÓRY ZAPŁACIŁAM Z WŁASNEJ KIESZENI KUPĘ HAJSU, się zepsuł. Jest mi smutno i mam zwalone ferie i generalnie wszystko mnie denerwuje i nie chce mi się z nikim gadać. Mam tylko takie przebłyski dobrego nastroju, bo to ja, a ja zawsze żartuję. Jeśli kiedyś przez cały dzień ani razu nie zażartuję, to znak, że jest ze mną tak źle, że należy zacząć się martwić. Serio xD.
A czemu Wam o tym piszę? A no temu, że to się ponownie odbije na jakości bety, na tym, ile napiszę na zapas i takie tam. Może jak w przyszłym tygodniu dotrze do mnie sebusiowy cu-poche, to będzie lepiej. Nooo, to zasadniczo tyle :D.
Kto ma ferie razem ze mną? Mam wolne od wczoraj do 19.02 :D.
Miłego! :*
=====================
Miała w nosie
oburzenie na twarzach anielskich postaci, których ostre skrzydła nastroszyły
się, wzbudzając trwogę okolicznych żołnierzy. Nie zależało jej już na żadnych
konwenansach, czuła się wolna. Mogła być sobą, ten pierwszy i ostatni raz nie
była ograniczona niczym. Żaden anioł nie mógł jej tknąć: demon podobnie,
cokolwiek by zrobiła, uszłoby jej na sucho. Poczucie tak ogromnej swobody w
połączeniu ze stresem, który popychał ją do irracjonalnych, nieprzemyślanych
działań, tworzyło mieszankę wybuchową beztroski. Nastoletnia hrabianka
zachowywała się jak małe dziecko, lecz Sebastian – jako jedyny z zebranych –
uśmiechał się do niej promiennie, szczerze ciesząc się z tych drobnych chwil
radości, które udawało jej się uszczknąć w tak stresującej sytuacji.
— To Michaś,
Gabryś, Sesuś i Rafael — przedstawił pieszczotliwie rozbawiony Król Piekła.
Imienia Rafaela
nie pozostawił w oryginale bez przyczyny. Dawno temu, kiedy jeszcze żaden z
nich nie miał w zwyczaju włóczenia się po świecie, łączyła ich bliska relacja,
za którą przyszło im ponieść ogromne konsekwencje. Obaj od zawsze byli
niepokorni, ciekawi świata i bardzo specyficzni. Kruk szanował archanioła, ze
wzajemnością zresztą. Żałował tylko, że nigdy nie będzie miał okazji
opowiedzieć Elizabeth o tym, jak się poznali.
— Rafael! —
krzyknęła szlachcianka.
Podeszła do
anioła, dygnęła przed nim, a potem podparła się na kulach, by sięgnąć do jego
ucha.
— Obiecaj, że
będziesz dobry dla Grella. Jemu naprawdę zależy i zasługuje na szczęście —
wyszeptała, a potem odsunęła się i wtuliła w demona.
Pozostali
zebrani patrzyli na dziewczynę tak, że gdyby posiadali taką zdolność, już dawno
zabiliby ją spojrzeniami. Na szczęście nie było to możliwe, ale atmosfera wśród
dowódców stawała się coraz bardziej napięta.
— Możesz zabrać
stąd wreszcie swoje niewychowane dziecko? — warknęła Enepsignos.
— Jestem za.
Mamy ważniejsze sprawy do załatwienia. Znajdź człowiekowi jakąś niańkę i zajmij
się tym, co naprawdę ważne — dodał zirytowany Gabriel.
Sebastian
popatrzył na ukochaną i westchnął smętnie. Wolałby, żeby reszta zebranych miała
w sobie chociaż odrobinę wyrozumiałości i poczucia humoru, ale w obliczu wojny
nie mógł mieć im za złe, że chcieli skupić się na pracy. Sam pewnie też by za
tym obstawał, gdyby nie chodziło o jego miłość i jego życie. Musiał więc
odpuścić.
— Elizabeth,
słonko, wracaj do Samarela. Przyjdę do ciebie, kiedy tutaj skończę, dobrze? —
poprosił łagodnie.
Dziewczyna nie
odpowiedziała, spojrzała tylko z bolesną rezygnacją w oczy ukochanego i powoli
zaczęła kuśtykać z powrotem do przyznanej jej obstawy ochroniarskiej. Gdy tylko
dotarła na miejsce, dowódca piątego kręgu zaczął tłumaczyć jej, że takim
zachowaniem nie tylko zraża do siebie demony, ale także przysparza mu kłopotów,
a ich konsekwencje odczuje niezwykle dotkliwie, jeśli tylko zdoła przetrwać
wojnę. Odnosił się do tej emocjonalnej strony ludzkiej natury, trafiając w
czuły punkt hrabianki, która ostatecznie przeprosiła skruszona i poprosiła, by
demony zabrały ją pod jedno z drzew na skraju wzniesienia, by mogła podziwiać
majestat sił zbrojnych zjednoczonego piekła i nieba.
Samarel
przysiadł obok niej – pamiętając wszystkie nauki Kruka, który uważał, że czasem
powinno się złamać zasady, by zapewnić ludziom poczucie bezpieczeństwa i
akceptacji, których potrzebowali – i zaczął opowiadać o konkretnych formacjach,
demonach, aniołach i całym planie na pokonanie wroga.
Lizz nie
rozumiała tylko, skąd mogli wiedzieć, jaka taktyka będzie najlepsza, skoro nie
znali przeciwnika, ale i na to dowódca miał odpowiedź. Nie była ona ani zbyt
odkrywcza, ani nader inteligentna, za to niezwykle prawdziwa: musieli walczyć,
nie mieli innego wyjścia, dlatego opracowali możliwie najbardziej uniwersalną
taktykę pełną różnorodnych posunięć posunięć, która w krótkim czasie pozwalała
dostosować się na najróżniejsze ewentualności.
— Ma to jakiś
sens — podsumowała ostatecznie hrabianka, cały czas zerkając na horyzont w
oczekiwaniu Undertakera na czele hordy istot bliźniaczo podobnych do jej
uśpionej, drugiej natury, o której wciąż nie powiedziała ukochanemu.
Myśląc o
wojnie, zawsze wydawało jej się, że to sama walka będzie najtrudniejsza,
szczególnie iż miała świadomość swojej nieprzydatności na polu bitwy. Kiedy
jednak znalazła się w miejscu, w którym jej życie miało dobiec końca, okazywało
się, że nie walka przerażała ją najbardziej a samo oczekiwanie na nią. Mijały
kolejne minuty. Sebastian wciąż naradzał się z dowódcami, a żołnierze zebrani u
podnóża góry przygotowywali się do jednej z najtrudniejszych batalii w całej
swojej egzystencji.
Hrabiankę
dziwiło, że żadna z ponadnaturalnych istot nie wspominała o dniach czy
miesiącach walk. Nigdy wcześniej dziewczyna nie rozmawiała o tym z
kamerdynerem, wydawało jej się to zbędne, ale znajdując się w miejscu, które
Michaelis nazywał innym planem astralnym, przekonywała się, że ta wielka wojna,
o której tak hucznie mówili, miała być zaledwie jedną bitwą. Niezwykle różniło
się to od jej pojęcia tego słowa i całych lat ciągłego przelewu krwi, z którymi
się wiązało. Tu wszystko miało się odbyć szybko, a o wygranej miała właściwie
zadecydować wcześniej ustalona strategia i odpowiednie wyczucie chwili – niby
wydawało się to logiczne, ale jednak przerastało Elizabeth.
Czuła, że się
trzęsie, chociaż wcale nie było jej zimno. Od stóp do głów przechodziły ją
dreszcze zdenerwowania i chociaż najbardziej na świecie pragnęła przytulić się
do ukochanego, by nieco ukoić zszargane nerwy, trzymała się na dystans,
wiedząc, że musiał zająć się obowiązkami.
— A shinigami?
— zapytała siedzącego obok Samarela, nie mogąc dłużej znieść milczenia i
napiętej atmosfery, której demon zdawał się nie zauważać.
— Oni mają
swoje zasady — westchnął, pobłażliwie machając rękami; widząc jednak, że
dziewczyna nie miała pojęcia, co przez to rozumiał, dodał: — Żniwiarze nie
biorą udziału w wojnie, żeby opowiedzieć się za którąś ze stron. Nie ma dla
nich znaczenia, kto wygra. Ich zadaniem jest dopilnowanie, żeby nic nie
zaburzyło przebiegu rzeczywistości, dopóki nie wygaśnie w sposób naturalny.
— Nic mi to nie
mówi. Czy przypadkiem nie tego chce wróg? — zapytała zdezorientowana
nastolatka.
— W zasadzie
tak. Chodzi raczej o to, że nie będą nas bronić. Anioły i demony zawiązały
przymierzę, co oznacza, że są zobowiązani pomagać sobie w trakcie walki.
Powiedzmy, że jeden z żołnierzy Undertakera, czy Pana Er – jak podobno nazywają
go niektórzy ludzie, atakuje króla, ale on nie jest w stanie zareagować, bo
odpiera natarcie kilku innych. Zadaniem Michała, mimo tego, że po zakończeniu
wojny zabije go i przejmie władzę – o czym oficjalnie nie wiem, więc proszę, nie
wydaj mnie, ludzka… Elizabeth – jest stanięcie w jego obronie i nie
dopuszczenie, by umarł wcześniej. Rozumiesz?
— Tak, ta część
jest jasna, ale co z kosiarzami?
— Jeżeli na
miejsce Michała postawiłabyś chociażby Edgara, nie ruszyłby na pomoc królowi,
bo nie jest do tego zobowiązany. Rozpatrzmy jeszcze inną sytuację. Jeśli
żołnierz Undertakera będzie próbował przeprowadzić bezpośredni atak na
Podwalinę Rzeczywistości – przy założeniu, że jakimś cudem udało mu się pokonać
strażników – Edgar go zabije. Jeśli na miejscu przeciwnika znajdzie się król
bądź Michał, też ich zabije. Teraz rozumiesz?
— Czyli
generalnie rzecz biorąc, żniwiarze są strażnikami Podwaliny Rzeczywistości?
— Nie. To
znaczy… poniekąd — zająknął się Samarel. — Prawdziwi strażnicy to pradawne
istoty, których sile nie może się równać nawet zjednoczona potęga króla i
Rafaela – najsilniejszego z gołębi. Shinigami to… mięso armatnie. Mają nie
dopuścić do tego, by strażnicy w ogóle musieli włączyć się do walki, to nie
byłoby dobre dla nikogo. Zawsze wtedy robi się straszny burde…łagan —
wytłumaczył w najbardziej przystępny sposób, w jaki był w stanie, przez co w
jego mowę wkradł się potocyzm, którego wolał unikać w obliczu wybranki władcy.
Lizz podrapała
się po głowie, przygryzła paznokieć lewego kciuka i przez chwilę mruczała coś
pod nosem. Następnie rozejrzała się wokół, wyraźnie czegoś wypatrując, a na
koniec jej wzrok ponownie skupił się na twarzy bruneta.
— A co to jest
ta cała Podwalina Rzeczywistości? Jakiś zawijas, spirala? Brzmi trochę jak rolada
z makiem…
— Co to jest
rolada z makiem? — Zdziwił się demon.
— To takie…
ludzie jedzenie. Mniejsza z tym. Więc jak wygląda ta cała podwalina?
— Podwalina
Rzeczywistości to kamień.
— Kamień? Nie
widzę tu żadnego niezwykłego kamienia. Jesteście pewni, że gdzieś tu jest?
— Z całym
szacunkiem, Elizabeth, ale nie myślisz chyba, że siła zdolna tworzyć i niszczyć
całe Rzeczywistości, leżałaby sobie na widoku w astralu, gdzie każdy, kto się
choć trochę postara, może ją zdobyć? — prychnął kpiąco.
Kamienny wyraz
twarzy nastolatki sprawił, że Samarel poczuł, iż nieco przesadził, nie
przebierając w słowach, dlatego pochylił głowę i zaczął uroczyście przepraszać
dziewczynę. Po chwili zorientował się jednak, że nawet na niego nie parzyła,
jakby w ogóle nie obchodziło jej, co się dzieje wokół.
— Czyli kamień
musi być ukryty, a Undertaker wie gdzie. Nic dziwnego, spora impreza się tu
zebrała, kiepsko chronicie tę swoją Rzeczywistość… To jak wygląda ten kamień?
Nie chciałabym go przegapić.
— Nie
przegapisz, zaręczam. Podwalina Rzeczywistości przypomina sferę, w której
wnętrzu, pośród miliardów gwiazd, zawieszone są tysiące światów.
— Bardzo
poetycko, ale niewiele mi mówi.
— Przepraszam,
cytuję podręcznik. Sam nigdy nie miałem sposobności jej ujrzeć — zaśmiał się
zakłopotany dowódca.
Rozmowę
międzyrasową przerwał niepokojący, głośny chichot. Lizz wraz z Samarelem
wzdrygnęli się nerwowo, ale nastolatka rozluźniła się już po chwili, a na jej
suta wstąpił uśmiech, kiedy w irytującym dźwięku rozpoznała głos przyjaciela.
Rudy bóg
śmierci, ubrany w swój ukochany czerwony płaszcz, wylądował tuż przy niej,
dumni wymachując kosą w kształcie piły. Chociaż śmiał się, pomalował i jak
zwykle zadbał o nienaganny wygląd, w jego zachowaniu brakowało pasji, co
hrabianka zauważyła niemal natychmiast. Shinigami spojrzał w jej oczy i
zignorowawszy pytające spojrzenie, dosiadł się obok i objął dziewczynę
ramieniem.
— Cieszę się,
że trafiłem na ciebie, zanim zaczęła się zabawa. Zawsze dobrze zobaczyć znajomą
twarz przed metamorfozą! Nie mogę się doczekać, by zobaczyć, jak toniesz we
krwi swoich ofiar! — zaczął typową dla siebie tyradę, lecz Lizz nie dała się
wciągnąć.
— Sutcliff,
mów, o co chodzi — warknęła, strącając z ramienia rękę żniwiarza. — Poza tym
nie łudzę się, że powalczę, wciąż jestem kaleka.
— No dobra… Ale
to nie będzie łatwe — westchnął struty Grell.
W popłochu
rozejrzał się wokół, szukając możliwie najlepszej wymówki. Zdołał się
zorientować, że siedzący koło dziewczyny demon i czająca się nieopodal
pozostała trójka, z której jedno z dzieci ciemności miał przyjemność poznać sto
lat temu w Szkocji, gdzie został oddelegowany do pomocy, należała do jej
ochroniarzy, zapewne wybranych osobiście przez Sebastiana.
— Powiedziałem
Williamowi, że nie zamierzam być bierny, i wiesz co? Zgodził się! — krzyknął
Sutcliff. — Więc przyszedłem, żeby dołączyć do twojej małej grupki ochroniarzy.
Przyda ci się ktoś z klasą i prawdziwymi umiejętnościami!
Grell zawsze
był dobrym aktorem, jednak rola, której się podjął, była najtrudniejszą, jaką
przyszło mu odegrać. Musiał jednak podołać jeszcze przez chwilę, póki Kruk nie
skończy narady. Wiedział, że nie zdoła dwa razy przyznać się do popełnionego
przez siebie błędu, dlatego musiał powiedzieć im to, gdy będą razem. Na
szczęście Lizz była zdenerwowana, przez co pominęła jedną znaczącą
mikroekspresję, która jako jedyna mogła zdradzić boga śmierci. Dzięki temu
jakoś mu się upiekło.
Niedługo po
nim, nim Michaelis skończył naradę, na miejscu bitwy zaczęli zjawiać się
bogowie śmierci. Niczym mistyczne istoty, pojawiali się pojedynczo w równych
odstępach między sobą, zupełnie nie zważając na to, czy w miejscu, które obrali
za cel podróży, stał ktoś inny. Zachowywali się tak, jakby byli nietykalni i
stali ponad prawem, a wszystkie anioły i demony właśnie tak ich traktowały.
Była to kolejna
rzecz, której hrabianka nie potrafiła pojąć w relacjach między ponadnaturalnymi
istotami. Wiedziała doskonale, jak ich wzajemne relacje wyglądały na co dzień,
dlatego tym bardziej dziwiła się zdyscyplinowaniu i trzymaniu dumy na wodzy,
którymi odznaczali się wszyscy zebrani przy wzgórzu w Walbury Hill.
Pośród
żniwiarzy nastolatka dostrzegła Ronalda – boga śmierci, którego poznała rok
wcześniej, gdy towarzyszył Grellowi w kolekcjonowaniu dusz ofiar zabójcy z
sierocińca dla chłopców. Wydawał jej się niezdyscyplinowanym lekkoduchem, który
nie potrafi wysiedzieć ani chwili w spokoju, jednak widząc, jak zstępował z
nieba w jasnym snopie bladego światła, wydawał jej się nie mniej majestatyczną
istotą od pozostałych shinigami, których nigdy wcześniej nie widziała. Tak,
jakby stawali się jednym organizmem, a każdy ich ruch służył jakiemuś konkretnemu
celowi, większemu dobru. Stali dumnie, patrząc przez siebie, nieruchomi jak
kamienne posągi, a mijający ich żołnierze zerkali nań z ukosa z lekką trwogą.
— Dlaczego tak
stają? — Lizz dała upust swej ciekawości, wskazując palcem Ronalda.
— Jakby ci to…
Wiesz, co to czakramy? — mruknął skonfundowany Sutcliff.
— Skupiska
energii w ludzkim ciele. Czytałam o tym.
— Teren wokół
kamyka od tworzenia światów pokryty jest czymś w rodzaju siatki energii, której
węzełki możesz przyrównać do takich czakramów. Każdy z bogów staje na jednym z
nich, czerpiąc dodatkową energię. Gdy wszystkie zostają zajęte, wzmocni to siłę
strażników, tak na wszelki wypadek.
— Dużo jest
tych punktów> — zapytała zaskoczona dziewczyna.
Jak na kogoś,
kto miał niedługo umrzeć, wydawała się Grellowi dziwnie radosna. Zamiast myśleć
o śmierci, próbować zamknąć swoje sprawy, czy chociażby płakać i użalać się nad
sobą, ona odrzucała wszystkie emocje pod byle pretekstem i całkowicie
poświęcała się chłonięciu wiedzy, która właściwie już nigdy miała jej się nie
przydać.
— Kilka
tysięcy. Reszta ustawi się w innych formacjach. Będą bronić kolejnych linii i
takie tam… Sam ich ćwiczyłem, dadzą sobie radę, no a ty i ja będziemy biegać
między nimi, znaczy ja będę biegać, a ty za mną kuśtykać, i będziemy zabijać,
co się da!
— Skoro tak
mówisz… — mruknęła nastolatka, markotniejąc, gdy tylko żniwiarz wspomniał o
bieganiu.
Zrobiło mu się
głupio, dlatego natychmiast zmienił temat i zaczął opowiadać jej o tym, jak
trudno było mu znaleźć dobrą kosmetyczkę, która na ostatnia chwilę zgodziłaby
się zadbać o jego włosy i paznokcie, bo przecież nie wyobrażał sobie, że miałby
zjawić się na tam ważnej imprezie nieodpowiednio przygotowany. Jego historia
nie miała sensu, była irracjonalna, głupia i pokazywała, jak bardzo próżny i
powierzchowni potrafił być – aż skojarzył się hrabiance ze wszystkimi młodymi
kobietami, które starały się być kobiece na siłę i dbały o swój wygląd tak,
jakby miał im zapewnić w życiu coś więcej niż pozory sukcesu, podczas gdy w ten
sposób udawało im się jedynie upolować pustogłowych hrabiów traktujących ich
jak swoją własność, bo same im na to pozwalały. Lizz gardziła czymś takim, lecz
rozbawił ją fakt, że Sutcliff nawet podczas wojny potrafił ją dobić,
uprzykrzając życie myślami o ludzkim próżniactwie.
KIEDY BĘDZIE KONIEC ?! Wiem dziwne, że chcę już końca... ale takie przeciąganie w nieskończoność potrafi dobić człowieka. Myślisz sobie, że to już, zaraz, w następnym rozdziale ... czytasz A TU NIC >< Ja chcę, żeby już Grell im powiedział, żeby Ida się ukazała, żeby Unduś nam wszystko wyjaśnił cały jego chytry plan ( który pewnie zakończy się kleską i wdeptaniem go w ziemię ) i chcę się w końcu dowiedzieć CO TAKIEGO PRZESKROBAŁ WILL !!! No ludzie...
OdpowiedzUsuńAhahahahahahaha xDDDDD. Ja wiem, że generalnie caly cawarty tom się wlecze, bo gdzieś zbłądziłam, ale to teraz było specjalnie xD. Kojarzysz moment, kiedy narrator wspomina o tym, że Lizz uznała, że oczekiwanie na wojne jest bardzidj dobijające od samej wojny? MIELIŚCIE POCZUĆ TO SAMO XDDDD. No i ten, no i wyszło xD.
UsuńAle spoko, w następnym już zaczną tłuc się po mordach :P.
Coraz ciekawiej nie mogę już się doczekać tej walki bajeczne to jest Grell stojacy w obronie Lizz bosko
OdpowiedzUsuńNo bo Grelluś musiał xD.Bie mogłoby go zabraknąć w ekipie :D.
UsuńWiem, że jeszcze cały 5 tom przed nami, ale im bliżej końca, tym bardziej ciekawa jestem jak zakończy się ta historia. Nie wierzę, żeby miała jakieś szczęśliwe zakończenie, bo taki niestety jest przypisany los naszym bohaterom, którzy w niedalekiej przyszłości mają umrzeć. Elizabeth chce dobrze dla Sebastiana, żeby on przeżył, ale nawet nie wie jaki sprawiłaby mu ból, bo jeśli przeżyje, a Lizz umrze, to będzie żył w wiecznej rozpaczy i tęsknocie za ukochaną, więc lepiej byłoby jakby oboje umarli razem w swoich ramionach. Wiem, że ta wizja brzmi co najmniej pesymistycznie, ale byłoby to takie piękne i romantyczne.
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze, że Grell chce ochraniać naszą Lizz.
A ferie mam od dziś do 12.02. można wreszcie odpocząć od tej szkoły :D
Do zobaczenia w następnym rozdziale !
Zasłużony odpoczynek. Miłego! :D
UsuńTak, ja w sumie chciałabym mieć czas, żeby wreszcie napisać tę historię do końca, chociaż potem będzie rozpacz. Ale jak nie zepsuty telefon, to złe samopoczucie i dół i tym sposobem gówno mam xD. Do końca 4 tomu zostało 15 stron. Chyba zamknę to w dwóch rozdziałach... Spróbuję przynajmniej, tak chyba będzie najlepiej. Tylko wypadałoby do tego czasu dopisać coś do 5 TT_TT.
Do zobaczenia w środę i raz jeszcze miłego odpoczynku^^.
Z jednej strony nie chce tej wojny ale z drugiej chęc by to się już skończyło. Te napięcie przed wojną. Jak oni mogą to wytrzymać ja sobie siedzę w pociągu i nie mogę usiedzieć w miejscu. Podziwiam.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Rafcio weźmie sobie do serca prośbę Elizabeth.
Do nastepnego
Pa:*
Hahahaha, bo ja Was w tych ostatnich strobach tak specjalnie męczę, żebyście mogli poczuć,jak oni się czują. A przecież oni mają dużo gorzej xD. Także pozdro im ♡. Nie zazdroszczę xDDDD.
UsuńDo zobaczenia :*.
Wkurza mnie teoche zachowanie Lizzy. Niby chce pokazac jaka to ona odważna i wygadana, ale to wcale jej nie pomaga. Ja bym sie na miejscu Sebcia tam spaliła ze wstydu xD Totalnie zachowała sie jak bachor. Na szczęście pózniej sie ogarnęła xD
OdpowiedzUsuńA Grell...Jejus No kocham tego wariata 😂 Szkoda tylko, ze sie tak zadręcza tym, ze nie powiedział Elizabeth i Sebastianowi o Undertakerze. W gruncie rzeczy, to nie jego wina. Will go wtedy odciągnął. Ja bym tam zrzuciła wina na tego okularnika xD