Dzisiejszy rozdział będzie szyba najkrótszym w mojej karierze, ale jest t zabieg celowy.
Chciałam potrzymać klimat, a kolejne kila stron nieco rozchwiałoby mi konwencję, dlatego musicie to jakoś znieść.
Mam nadzieję, że uznać, podobnie do mnie, że wartością merytoryczną nadrabia braki w długości ( jak mój licencjat, haha - nie xD).
To jeden z moich ulubionych rozdziałów. Mam nadzieję, że i dla Was.
Czekam na opinie^^
Hejty i nienawiść.
Hejty i nienawiść.
I takie tam.
Endżojcie :*
====================
–
Panie, ja Barbatos przybywam przed twe oblicze, by złożyć raport – rzekł
drżącym głosem niski, garbaty demon.
Jego odrażająco zdeformowane ciało znacznie utrudniało
swobodne poruszanie się. Mimo humanoidalnej sylwetki, przypominał bardziej
szczura i na równi z nim był traktowany.
Czerwone oczy niższego błysnęły niespokojnie, kiedy usłyszał
wydobywający się z ciemnej otchłani jęk niezadowolenia. Demon podpełzł
nieznacznie wprzód i niemal kładąc się na onyksowej posadzce, ponownie się
odezwał:
– Dotychczas,
wszystkie działania przebiegały bez problemów. Wszelkie ingerencje bogów
zostały w porę wykryte. Na odwrócenie ich uwagi poświęciliśmy – przerwał,
zaciskając zęby – zdecydowanie mniej ludzi, niż początkowo zakładaliśmy –
kontynuował cierpko. – Jednakże…
–
Jednakże? – zapytał spowity ciemnością, zaintrygowany demon.
Barbatos usłyszał stukot obcasów uderzających o kamienną
podłogę zaledwie kilka metrów od siebie. Przerażony, zadrżał nerwowo i cichozawył.
Niewiele było przypadków, kiedy Król Piekieł opuszczał swój tron z tak błahego
powodu. Każdy z nich kończył się śmiercią podwładnego. Demon zacisnął powieki,
oczekując swego końca, jednak ten nie nadchodził.
– No co
jest, Bar? Odjęło ci mowę? – zapytała czerwonooka, piękna postać, pochylająca
się nad szczuropodobnym potworem.
Ten, niepewnie podniósł głowę i z obrzydzeniem skrzywił się
na widok twarzy znienawidzonego syna Beliala, który ze złośliwym uśmiechem
szczerzył kły, pojąc się jego podległością.
–
Jednakże ostatni zbiór został zakłócony przez boga imieniem Grell Sutcliff.
Towarzyszył mu Ronald Knox oraz sam William T. Stears. Nie mieliśmy szans…
– Ta
miernota pokonała wielkiego księcia duchów? – zadrwił protegowany Króla.
–
T-ty…!
–
Ostrożnie – przerwał mu, przystawiając smoliście czarny szpon do krtani
Barbatosa. – Uważaj, żebyś nie powiedział zbyt wiele – upomniał go,
przymrużając oczy.
Beztroska i złośliwość, jaką emanowała twarz syna
marnotrawnego, jak kpili z niego niżsi, wyprowadzała byłego księcia z
równowagi. Nie mógł znieść niesprawiedliwości Króla, nie pojmował, jak mógł
przyjąć z powrotem zdradzieckiego węża, ponownie osadzając go na piedestale
chwały po swojej prawicy. Przekazał władze w ręce najgorszego z nich. Tego,
który splamił swój honor i przesiąkł ludzkim smrodem. Tego, przed którym drżeli
ze strachu, gardząc za plecami jego istnieniem.
–
Sebastianie, ty, który dzierżysz władze w imieniu naszego Ojca, wybacz mą
bezczelność – wycedził niższy.
– Od
razu lepiej – pochwalił go i wyprostowawszy się, niechlujnym gestem ręki
nakazał mu, by kontynuował opowieść.
Zadowolony, krążył wokół sługi, delektując się intensywnym
odorem przerażenia i nienawiści. Zdążył zapomnieć, jaką przyjemność sprawiało
mu to uczucie. Po raz kolejny czuł się wszechwładny. Przez cały czas skupiał na
sobie pełne strachu spojrzenia niższych, obawiali się go. Wiedzieli, że w
jednej chwili gotów był zmieść ich z powierzchni ziemi. Wiedzieli, że jedno
jego słowo przekona Ojca do zgładzenia każdego istnienia, które będzie mu
niewygodne. Kroczył dumnie spowitymi mrokiem korytarzami, wspominając czasy
swojej świetności. Dni, za którymi tęsknił bardziej, niż mógłby przypuszczać. Opuszczenie
tego przesiąkniętego plugastwem miejsca wydawało się teraz całkowicie
irracjonalne, ale wtedy…
– Przez
skuteczną interwencję bogów straciliśmy dostawę pięćdziesięciu dusz z okolic
Londynu – tłumaczył Barbatos.
Skrzek szczura wypowiadającego nazwę miasta wzbudził w
Sebastianie nagłe uczucie ciężkości. Zmarszczył brwi; złość zastąpiła uśmiech
na jego twarzy. Ponownie pochylił się nad poddanym i oślepił go blaskiem
krwistoczerwonych tęczówek.
–
Dlatego weźmiesz swoich żałosnych podwładnych i wrócicie do tego miasta po
kolejne dusze. Będziecie zbierać je tak długo, aż nie każę wam przestać,
zrozumiałeś? – rozkazał stanowczo.
–
Oczywiście, jak sobie życzysz, panie – odparł rozwścieczony demon, z trudem
trzymając nerwy na wodzy. – Jest jeszcze coś…
– Co
znowu? – warknął Sebastian, zmęczony wysłuchiwaniem irytującego głosu niższego.
– Jeden
z bogów zebrał próbkę demonicznego pyłu. Nasz wywiad doniósł, że próbują
odtworzyć miksturę.
–
Miksturę? – powtórzył zaintrygowany czarnowłosy.
–
Miksturę.
–
Niemożliwe… – Z jego ust wymsknął się wyraz zaskoczenia, wyraźnie zadowalający
klęczącego przed nim żołnierza.
Widząc jego paskudny uśmiech, prawowity następca tronu
jednym energicznym ruchem przebił wątłe ciało demona, wyrywając z jego piersi
smoliste serce. Zgniótł je i rzucił pod nogi, po czym odwrócił się na pięcie i
ścierając z twarzy krew, wrócił na swoje siedzisko, tuż po prawej stronie tronu
Beliala.
Król
Piekieł obserwował zachowanie protegowanego z dziką satysfakcją. Jego zwinne,
pełne lekkości ruchy, niezachwiana brutalność i całkowity brak skrupułów,
radowały sczerniałe serce władcy. Widząc zachowanie syna, utwierdzał się w
przekonaniu, że podjęta przez niego decyzja była jedyną słuszną. Nie miał
wielkiego wyboru. Wśród zakłamanych, słabych pionków, niewiele było godnych
zaufania istot, które w tajemnicy nie spiskowałyby przeciwko niemu, czając się
na życie i tron swego władcy. Sebastian od zawsze był inny. Zdawał się nigdy
nie dbać o władze i chociaż niezdrowe zainteresowanie ludźmi sprowadziło go na
samo dno, tak jak się spodziewał, jego prawa ręka powróciła, nie dbając o
niczyje zdanie. Indywidualista o silnym charakterze – jedyny godny następca
tronu.
– Kto
to był? – zapytał Król Piekieł, kiedy Sebastian spoczął na swym siedzisku,
zakładając jedną nogę na drugą.
Brunet wzruszył ramionami, pobieżnie spoglądając na ojca i
sięgnął po jedną z leżących w półmisku, granatowych kulek. Wsadził ją do ust i
westchnął upojony smakiem afrodyzjaku.
–
Barba… Już nawet nie pamiętam – prychnął pogardliwie. – Te śmiecie znowu
zawiodły. Doprawdy, jest gorzej niż przedtem. Na nikogo nie można już liczyć.
Pozwolili zidiociałym żniwiarzom zebrać pył. Te boskie pomioty myślą, że uda im
się powtórzyć historię sprzed... – przerwał na chwilę, próbując policzyć, ile
lat minęło od pamiętnego wydarzenia. –Nawet nie pamiętam ilu setek lat –
dokończył, śmiejąc się bezradnie.
– Może
w takim razie zajmiesz się tym osobiście? – zaproponował Król.
Sebastian popatrzył na niego z kpiącym uśmiechem i ponownie
sięgnął do półmiska.
– Wybacz,
ojcze – wycedził powoli – wciąż nie jestem w pełni sił.
– W
takim razie zerwij pakt z tym ludzkim dzieckiem. Po co w ogóle to ciągniesz? –
prychnął Belial.
Następca tronu zaśmiał się tajemniczo i przejechał szponem
po onyksowej poręczy siedziska.
– To
żałosne, ludzkie dziecko odegra kluczową rolę w naszym małym planie. Dlatego
mam je na oku – odparł po chwili.
– Wciąż
jesteś niedojrzały – skomentował Król.
Wstał w tronu i bez słowa wyjaśnienia rozpłynął się w
ciemności zostawiając Sebastiana samego. Demon popatrzył lubieżnie na zawartość
półmiska.
– W
porządku, poczekam tu – zaśmiał się.
–
Doskonale się bawisz, nieprawdaż, Sebastianie? – Do uszu bruneta dotarł
delikatny, znajomy głos jednego z jego starych znajomych.
Odwrócił się, spoglądając przez ramię. W jego stronę
zmierzała wysoka, jasnowłosa postać, niczym nieprzypominająca niższych demonów,
które otaczały go odkąd powrócił do domu.
Smukła istota przysiadła na poręczy krzesła i przechylając
się do tyłu wylądowała na kolanach następcy tronu, uśmiechając się do niego
serdecznie.
–
Enepsi. – Sebastian przywitał długowłosą kobietę, delikatnie wkładając do jej
ust jedną z kulek, znajdujących się w misie.
Białe tęczówki demona błysnęły lubieżnie. Kobieta mruknęła
przeciągle i wpiła się w usta bruneta. Po chwili odsunęła się od niego i
splatając dłonie na jego karku, zmarszczyła czoło.
–
Tęskniłam za tobą, Sebastianku! – pisnęła oskarżycielsko.
Siedzący na tronie demon przeczesał dłonią gęste, niemal białe
włosy znajomej.
–
Najpierw mówisz, że masz dla mnie zadanie, potem nie pojawiasz się tygodniami.
Nie tak powinieneś traktować kobietę – kontynuowała, udając obrażoną.
W rzeczywistości doskonale się bawiła, uwodząc jednego ze
swych ulubieńców z młodości. Latami biegała za nim, próbując zwrócić na siebie
uwagę, jednak od zawsze zbywał ją, zainteresowany czymś zupełnie innym. Kiedy
dowiedziała się, że wrócił, co więcej – że chce prosić ją o pomoc – z
nieopisanej radości zeszła na ziemię, by rozruszać kości, wymordowując kilka
szwedzkich wiosek. Miała słabość do Skandynawii. Lubiła patrzeć, jak krew
wsiąka w śnieg, a tamtejszy jego odcień był jej ulubionym.
–
Cierpliwości, moja droga – uspokoił ją, gładząc dłonią delikatnie zaróżowiony
policzek spoczywającej na jego kolanach kobiety.
Pstryknął palcami. W jego dłoni pojawiła się niewielka kartka,
którą zwinnie wsunął między piersi Enepsignos. Ta, mruknęła uwodzicielsko i
chwytając jego dłoń, zaczęła namiętnie oblizywać jego palce.
–
Wystarczy – zagrzmiał stanowczym tonem.
Jasnowłosa spojrzała
na niego niepocieszona.
– Enepsi, masz robotę. Na resztę
będziemy mieć całą wieczność – wyjaśnił poważnie.
– No
dobra, nie musisz być wiecznie takim zasadniczym nudziarzem – burknęła,
energicznie odwracając od niego twarz.
Sebastian westchnął, zmęczony humorzastym charakterem
kobiety. Objął dłońmi jej twarz i obrócił w swoją stronę, po czym namiętnie
wpił się w jej błękitne usta.
– Za
kilka miesięcy już nigdy cię nie wypuszczę! – krzyknęła uśmiechnięta Enepsignos
i zeskoczywszy z kolan następcy tronu, rozpłynęła się w ciemności.
Były kamerdyner przewrócił oczami i wsparł głowę na ręce, ze
znudzeniem wpatrując się w czarną chmurę, która otaczała całą salę tronową. Oczekiwanie
zawsze niesamowicie go nużyło. Szczególnie oczekiwanie w tak pozbawionym
rozrywek miejscu.
Po kilku godzinach bezproduktywnego siedzenia, podniósł się
i spokojnym krokiem wyszedł z pomieszczenia. Zamierzał zapolować na kilku
niższych, po tylu latach przyda mu się trochę ćwiczeń.
Okej... Spodzieqałam się czegoś zupełnie odmiennego. Widać mój mózg jakoś nie umie wybiegać z Twoim planem w przód xD Koncepcja Seby jako oddającego się na wieczność tej lasce (ugh, tencza xDDD).
OdpowiedzUsuńCzytało się dobrze, nie powiem.
Interesujący rozdział. Lubię fragmenty z pałacu Króla Piekieł. Od razu udziela mi się nastrój, jakbym znajdowała się w tym onyksowym gmachu. Groźny Sebastian... Uświadomiłam sobie fakt, że mimo samej nazwy, nie odbieram go do końca jako demona. No bo, wiecie, za przystojny, za zabawny...za ludzki no! Z jednej strony żałuję, że Yana Toboso nie ukazała nam jego prawdziwej formy, choć pewnie podziałałoby to tylko z odwrotnym skutkiem. Nie mniej podoba mi się pokazanie Sebastiana w 'prawdziwej' formie. Choć wciąż mam przeczucie, że gra... A z drugiej strony nie chcę, by wszystko się nagle w najprostszy sposób wyjaśniło. Obyśmy zostali w tym onyksowym pałacu jeszcze trochę ;) Jestem pełna sprzeczności...
OdpowiedzUsuńŁe?! O co chodzi z tą Enepsi?! *udaje, że zapomniała o całym zajściu* Nie, nie, nie, ja nie pozwalam! Nie i kropka *tupie* Od dziś będę nazywała tą siwą *** "kobietą, której imienia wymawiać przy mnie nie wolno". Seeebciuuuu, zaraz przyjdę do tej twojej podziemnej nory i spiorę ci pysk. A ta ciekawa pani już nie będzie w stanie tego zobaczyć, bo ją zjem uprzednio żywcem. 'Za kilka miesięcy go nie puścisz', ha? Idyk myślał o niedzieli, a zeżarło go w piątek ]:C Zakończyła swoje przemyślenia na ten temat.
(zastanawiał mnie fakt, dlaczego "kobieta, której i. w. p. m. n. w." nazywa Sebastiana po imieniu.Raczej znają się od dawna, więc to w sumie dziwne. Zwłaszcza, że to dość nowe imię. Potem przypomniało mi się, że chyba Sebi prosił by się tak do niego zwracać [ale mam sklerozę, więc...] Jednak nadal dziwi mnie fakt, dlaczego tak bez zająknięcia, zwróciła się do niego w ten a nie inny sposób. Bo pozostałe demony tak go nie nazywają. W sumie nwm po co to piszę. Wgl, przez tego "Sebastianka", przez chwilę widziałam w niej demonicznego Grella... skrzyżowanego z Undertakerem...wróć, to brzmi dziwnie! Koniec tematu).
Widziałam, że w literki Ci się pomyliły w nazwisku Willy'ego. Ot, drobiazg. No ale nie byłabym sobą ;)
Od dyskusji pod poprzednim rozdz. zauważyłam, że małolata jestem i teraz tak głupio mi Ciebie poprawiać... Zwłaszcza, że piszesz tak dobrze, że różnica między mną a Tb, to niebo a ziemia. Z drugiej strony prosiłaś... Tłumaczyć się nie będę, bo to wygląda jeszcze żałośniej. Wybacz za jakieś moje dziwne wymysły w tym komie. Powodzenia, weny i na razie! :)
Shine-chan rozwaliłaś mnie xD Enepsi tak się cieszy, że wrócił jej stary kolega i niczego nieświadoma dostaje pocisk na ryj, ahahahaha <3
UsuńJeszcze będzie parę scen z Piekła. Strasznie dobrze mi się je pisze ^^
I cieszę się, że jakoś strasznie szybko przyjęliście tę rozłąkę Seby i Lizz. Mi było ciężej xD
Zajrzałem na ten rozdział z ciekawością i muszę przyznać, jest świetny oraz ukazuje mi Piekło w całkiem niezłej perspektywie. Szczególnie muszę powiedzieć, że jestem zachwycony opisami, które piszesz. Spodobał mi się ten brak powtórzeń z twojej strony, zresztą rzadko je gdziekolwiek widzę u ciebie :D
OdpowiedzUsuńTeraz przejdę do innego tematu, a mianowicie: Sebastian.
Moja pierwsza reakcja to takie rozmarzenie, próbowanie wyobrazić sobie jeszcze bardziej te czerwone oczy oraz oczywiście, obcasy. I wyszedł mi jeszcze piękniejszy w wyobraźni niż samej Yanie Toboso na kartce. Podobał mi się też sam jego obraz, ba!, stosunek do niższych demonów.
Takiej wersji Sebastiana jeszcze nie widziałem, ale mam nadzieję, że będę ją widzieć częściej, bo cholernie mi się podoba ta jego barbarzyńskość.
Co do innych postaci... o zdechlaku/posłańcu nie będę się wypowiadać. Zdechł i już :D
Barbatos.. zawsze, gdy słyszę Władca Piekieł to myślę o Lucyferze, upadłym aniele. Tutaj zostałem zaskoczony tą postacią, ponieważ, no, naprawdę. Nie spodziewałem się :D Wielki plus. O dziwo, spodobał mi się jego ojciec. Może przez to, że uwielbiam demona każdego rodzaju? xd
I teraz... Enepsi -,-
Ekhem... Pierwsze zdanie z jej udziałem -> Pieprzony drugi Grell
Potem odetchnąłem z ulgą, zachowywała się jak dzifka, ale nie Grellowska dziffka. Jednak nie polubiłem jej i fajnie by było gdyby zginęła śmiercią bolesną xD
To tyle z mojej opinii. Czekam na dalszą część Piekła. Liczę na to, że mi powiesz kiedy napiszesz :)
Zaczynam... Widzę, że rozdział poświęcony demonicznemu Sebastianowi... i odlatuję. Czytam jednym tchem. Albo bez. Pożeram oczami partie tekstu. Patrzę przez palce na demony niższego rzędu. Upajam się Sebastianem siedzącym na tronie jak on afrodyzjakiem.... I nagle
OdpowiedzUsuńENEPSIS.
No to zdenerwowałaś mnie. Zastanawiam się, co za jedna, i czemu się pojawiła.
Mam tylko nadzieję, że Sebastian naprawdę pokłada nadzieję w jej umiejętności, a ona doszczętnie go nudzi.
Jeeee, to takie urocze <3
UsuńDobrze, że rozdział był krótki, bo nie chciałabym, żebyś się przeze mnie udusiła xD
I ten hej na Enepsi <3 Lowam Was soł macz.
Oj, wkurz. Grr. Co to na babsztyl? .-. Wara od Seby. Waaaraaaa. Niech se wsadza coś innego między cycki .-. grr
OdpowiedzUsuńA pomijając, w końcu Sebaaa <3 Tylko strasznie krótko T^T Ale z drugiej stronu mru. Podoba mi się ten brutal :3
Ściskam i do zobaczenia u mnie... kiedyś :'D
No króko, bo efekt :P Musiało tak być. Przynajmniej wiesz, co czuję, gdy czytam Twoje notki i one się urywają o 10 stron (ekranów - ja to się używa do statystyk czytelnictwa internetowego xD) za wcześnie.
UsuńA co do Enepsi... Ona się jeszcze pojawi. To tyle Wam powiem. Toteż szykujcie hejty hahahaha xD
I NIE KIEDYŚ, TYLKO SZYBKO! TT_TT
Czemu zdecydowałaś się na płeć u demonów? Tak dziwnie mi z tym :/ Bo, jak anioły, powinny być bezpłciowymi istotami, a dopiero schodząc (czy raczej wschodząc hehe) na ziemię przybierać ludzką postać.
OdpowiedzUsuńAlbo włosy?? Czyli tylko demony niższe są czarne i zdeformowane, a wyższe... no właśnie - jakie? Z włosami i wargami w dowolnym kolorze?
I jak Sebastian może nie myśleć o Lizzy?! Jesteś okropna, że nie ujawniasz jego t a k i c h myśli, buu
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, pięknie ukazany ten świat demonów, a Sebastian, czy on jednak gra...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia