Jestę sierotę tag bardzo xD
Chciałam sobie zapisać projekt, żeby tylko kliknąć dziś "publikuj", a zamiast tego dwa razy opublikowałam rozdział. Brawo ja (brawo ty!).
Chciałam sobie zapisać projekt, żeby tylko kliknąć dziś "publikuj", a zamiast tego dwa razy opublikowałam rozdział. Brawo ja (brawo ty!).
No, ale publikuję dziś, chociaż miałam nie publikować, bo mi trochę przykro, że się siliłam na to, czego nie umiem najbardziej - czyli na składanie życzeń, a wyświetleń tak mało, że mogłabym w ogóle ich nie składać i nikt by się nie przejął xD
Ale mi przeszło, bo złość/smutek/irytacja/inne negatywne emocje są nudne.
Więc tak oto pojawia się kolejny rozdział. Smacznego :*
==============
Kiedy tylko dotarli do jadalni,
Elizabeth zajęła odpowiednią pozycję, a wraz z pierwszą, wypowiedzianą przez
nią liczbą, mały Timmy wybiegł z wnętrza pomieszczenia. Pędził długimi
korytarzami, żwawo stukając obcasami butów o wypolerowaną posadzce, która
niosła echem dźwięk jego kroków tak donośnie, że szlachcianka przez kilka
dobrych chwil bez trudu była w stanie określić, gdzie się znajdował. Jednak nie
ruszyła ze stanowiska. Chciała dać chłopcu czas, by schował się na tyle, dobrze,
by zabawa dała mu satysfakcję – zasługiwał na to.
Nie był pewien,
gdzie powinien się schować. Błędnie wodził wzrokiem po kolejnych drzwiach,
przypominając sobie, co znajduje się po ich drugiej stronie, lecz żadne z
pomieszczeń nie zdawało się kierować do najlepszej kryjówki – takiej, która
zmusi jego kuzynkę do długotrwałych poszukiwań. Za cel postawił sobie
sprawienie, by jej tura trwała co najmniej piętnaście minut, co w mniemaniu
chłopca zdawało się być niemal wiecznością. Dopiero kiedy zniknął za rogiem
kolejnego korytarza, zorientował się, że ciągle towarzyszący mu dźwięk,
wydobywał się spod jego drobnych stóp. Zirytowany na własną głupotę nerwowo
zrzucił granatowe botki i dalej biegł już w samych skarpetkach, dumny z siebie,
że wyeliminował zdradziecki hałas tak niezwykle szybko. Jednak doskonale
wiedział, że do końca odliczania nie zostało wiele czasu, a nie mógł skryć się
w okolicy, bo Lizzy na pewno go słyszała. Biegł więc dalej, póki nie zatrzymał
go widok smukłej, czerwonowłosej postaci, która poruszała się miarowo, lecz
nieco bezwładnie, pod drzwiami na końcu korytarza. W spowitej półmrokiem
przestrzeni Grell Sutcliff oddawał się kolejnej ze swoich licznych drzemek,
zupełnie zaniedbując pracę stróża więzienia demona. Timmy przeprowadził w głowie
błyskawiczny proces myślowy: skoro ten pan pilnuje drzwi, to nie powinno się
przez nie przechodzić, więc Lizzy nie zorientuje się, że tak jestem.
I tak, wiedziony żelazną, dziecięcą
logiką, młodziutki szlachcic podszedł na paluszkach do boga śmierci i po
cichutku przekręcił gałkę, a kiedy zamek puścił i drzwi uchyliły się z lekkim
skrzypnięciem rdzewiejących, wysłużonych z lekka zawiasów, zamknął je równie
szybko i czym prędzej zbiegł na dół, chwytając po drodze jedną z olejnych lamp
wiszących wpół drogi na piwniczne dno. Był tu po raz pierwszy, a przynajmniej
nie pamiętał, by wcześnie zdarzyło mu się zapuszczać w tego typu miejsca.
Ciemność rozświetlana jedynie bladym płomieniem świecy, wilgotne, zimne
powietrze i zapach produktów spożywczych wywołały w chłopcu poczucie
niepewności. Powoli posuwał się naprzód, mijając kolejne regały pozastawiane
produktami codziennego użytku. Mąka, wina, owoce, warzywa i mnóstwo innych
rzeczy, których nie znał, zdobiły drewniane meble, sprawiając wrażenie
niesamowitego przesytu. Wszystko przykryte było cieniutką warstwą kurzu, jakby
ktoś sprzątał tu regularnie lecz ostatnimi czasy, w natłoku innych obowiązków,
zupełnie zapomniał o tym miejscu. Odbijające się od butelek światło co chwilę
raziło blondyna w oczy, jedynie wzmagając tlące się w sercu uczucie niepokoju.
Nawet kamienna podłoga w tej części domu była zimniejsza, niż gdziekolwiek
indziej. Zaczął żałować, że porzucił buty na środku korytarza, zamiast zabrać
je ze sobą. Skąd jednak mógł wiedzieć, że w desperackim akcie szukania kryjówki
idealnej zapuści się w takie miejsce?
Nagle do uszu chłopca dotarł
niepokojący dźwięk. Z końca pomieszczenia, spod niewielkiego lufciku
wpuszczającego do wnętrza wątły snop światła, usłyszał coś, co brzmiało jak
oddech, któremu zawtórował mu cichy szelest. Serce niemal podskoczyło Timmiemu
do gardła, poczuł ścisk w żołądku i bolesny ucisk na niewielkim pęcherzu.
–
C-czy ktoś tu jest? – zapytał niepewnie, lecz odpowiedziało mu jedynie
zdeformowane echo.
Ostrożnie postawił kolejny krok na
przód, a ośmielony milczeniem ze strony niezidentyfikowanego źródła dźwięku, po
chwili podszedł o pięć następnych. Znów odpowiedziała mu cisza, więc począł
kroczyć w stronę okienka z coraz większą pewnością, kiedy nagle usłyszał
niepokojące chrupanie. Skierował światło lampy na podłogę przy jednym z
regałów. Oparty o niego worek poruszył się dziwacznie, jakby coś w jego wnętrzu
usilnie próbowało się uwolnić. Przerażone dziecko zasłoniło dłonią usta,
tłumiąc piskliwy krzyk. Nerwowo odskoczyło do tyło i potykając się o trzonek
niedbale rzuconej w kąt miotły, przewróciło się, z impetem uderzając plecami o beczkę,
po której osunęło się na podłogę. Chłopiec nie spuszczał wzroku z ruchomego
kawałka materiału, bojąc się, że jeśli chociaż mrugnie, to, co znajdowało się we
wnętrzu worka, wyciągnie szponiaste łapska i porwie go do swojego wnętrza,
karząc za wkroczenie na swe terytorium. Chrupanie stawało się coraz
wyraźniejsze, mącone jedynie głuchymi uderzeniami rozszalałego ze strachu serca
Timmiego. Coś uparcie próbowało się wydostać, a on był zbyt przerażony, by
chociaż drgnąć, by błagać o pomoc. Kolejna sekunda. Kolejne uporczywe
chrupanie. Szarpanie materiału. W końcu nadgryzione włókna ustąpiły, a z
wnętrza worka, wraz z białym proszkiem, wyłonił się brunatny szczur o
czerwonych ślepiach. Rażony światłem, pisnął panicznie i wpełzł pod najniższą
półkę drewnianego mebla, przez chwilę jeszcze chrupiąc, by wreszcie zamilknąć.
Chłopiec zdołał w końcu złapać oddech. Kilka nerwowych wdechów uratowało go
przed uduszeniem się ze strachu. Przez moment jeszcze siedział na podłodze,
tępo wpatrując się w worek, by w końcu parsknąć śmiechem nad swoją naiwnością.
–
To tylko szczur – wytłumaczył sam sobie i pokrzepiwszy się tymi słowy, dźwignął
się z ziemi, ponownie wracając na ścieżkę wiodącą wprost w snop światła, w
którym drobinki kurzu dawały niesamowity pokaz nieznanego chłopcu tańca.
Szedł dalej, ostrożnie, powoli,
gotując się na kolejne dziwaczne dźwięki i niepokojące chrupanie. Znów ten sam
szelest. Cichy jęk. Jakby był tam jakiś człowiek. Serce blondyna ponownie
zaczęło uderzać z niesamowitą siłą. Posuwał się na przód, próbując nie mrugać,
lecz im bardziej się starał, tym oczy coraz bardziej uparcie domagały się
nawilżenia. Uległ szczypaniu po raz kolejny, a kiedy podniósł powieki, ujrzał
stojącego przed nim Arthura, groźnie mierzącego go wzrokiem.
–
Paniczu, nie powinieneś tu wchodzić – zagrzmiał stanowczo, dumnie krocząc
naprzeciw dziecku.
–
Musiałem znaleźć dobrą kryjówkę, bo Lizzy słyszała moje buty – próbował się
tłumaczyć, jednak anioł chwycił go w pasie i przykładając dłoń do niewielkiego
czoła, sprawił, że malec zapadł w sen.
–
Czasem jesteś strasznie kłopotliwy, paniczu – mruknął, kładąc śpiące dziecko na
jednym z worków pomiędzy regałami niedaleko schodów. – Poczekaj tu na mnie,
proszę – zwrócił się do niego ponownie i przejął zaciśniętą w dłoni chłopca lampę.
Spokojnym, dostojnym krokiem
skierował się pod okno i zwrócił blady płomień w stronę krat.
–
Byłem ciekaw, kiedy wreszcie zaszczycisz mnie swoją obecnością. – Usłyszał
kpiący głos, dobiegający z zasnutego mrokiem narożnika celi.
Znudzony pozorami odstawił lampę na
podłogę, uprzednio zerkając w stronę podopiecznego i wyciągnął przed siebie
dłoń, na której zalśniła maleńka, świecąca ostrym blaskiem kulka. Rzucił nią o
ścianę wewnątrz celi, a tak przykleiła się do niej, odkrywając przed aniołem
siedzącego na podłodze rezydenta.
–
Sebastian Michaelis, świeżo upieczony król piekła. Jak się z tym czujesz,
parszywy robaku? – zapytał, sącząc truciznę nienawiści.
Demon uśmiechnął się pod nosem. Bez
problemu można było poznać, że od dłuższego czasu spodziewał się wizyty anioła.
Niemal wyczekiwał jej podekscytowany, jakby przez ostatnie dni układał
scenariusze, ciekaw, czy rozmowa potoczy się zgodnie z jednym z nich.
–
Dziękuję za troskę, czuję się wręcz doskonale. Cóż za wyróżnienie, móc stanąć z
tobą twarzą w twarz na tym niemalże neutralnym gruncie – odparł demon, kątem
oka spoglądając na zdobiącą podłogę pieczęć, która jak na potwierdzenie
domysłów byłego kamerdynera zaczęła delikatnie błyszczeć. – Więc to twoja
sprawka. Elizabeth zgodziła się, byś wykorzystał krew dzieciaka? – zapytał
zaintrygowany.
–
Zdziwiłbyś się, co ta dziewczyna jest w stanie zrobić, by się na tobie odegrać
– parsknął Arthur, krzywiąc się na widok zaschniętych plam krwi niechlubnie
zdobiących ciało Sebastiana. – Mógłbyś się doprowadzić do porządku. To zniewaga
dla służącego, prezentować się w tak opłakanym stanie.
–
Można powiedzieć, że jestem na urlopie – zaśmiał się były kamerdyner, wiodąc
wzrokiem po swoim niechlujnym odzieniu.
Musiał przyznać rozmówcy rację. Sam
miał już serdecznie dość zarówno rany, jak i brudnego materiału, który nosił na
sobie niezmiennie od kilku dni. Niestety skuty anielską pieczęcią nie był w
stanie korzystać ze swoich mocy. W grę wchodziły jedynie szczątkowe procesy
regeneracji, a i one przebiegały tak wolno, że chwilami wzbudzały w demonie złość.
Teraz jednak był zbyt zaabsorbowany niezwykłą wizytą. Zbyt ciekawy, czego
pragnął anioł, chociaż domyślał się, co go do niego sprowadziło. Wizyta
Timmiego jedynie przyspieszyła moment spotkania, które prędzej czy później i
tak miało dojść do skutku.
–
Do rzeczy, Michale – pospieszył Sebastian.
Przez usta anioła przemknął cień
uśmiechu uznania. Mógł się tego spodziewać po nowym królu. Nie dałby się nabrać
na jego prostacką przykrywkę. Jednak nie on miał wierzyć w jego tymczasową
tożsamość. Była tylko dla ludzi, którzy i tak wiedzieli o istotach mu podobnych
zbyt niewiele, by dać radę odróżnić ich pomiędzy sobą. Błędne opisane w
podaniach stopnie w hierarchii podniebnego świata świadczyły o tym najlepiej. Przed
demonem mógł spokojnie odkryć swą prawdziwą tożsamość. Zabawne, że tak długo
nikt nie zaczął się zastanawiać, czemu podrzędny anioł stróż miałby dostąpić
wątpliwego zaszczytu zstąpienia na ziemię w cielesnej postaci. Doprawdy, ludzie
byli zbyt mało domyślni. Arthur nie mógł zrozumieć, co takiego widział w nich
Bóg, że całe swe nadzieje pokładał właśnie w tych słabych, nędznych robakach z
obrzydliwych dolin Jego kreacji.
–
Oboje wiemy, co dzieje się na płaszczyźnie światów. Sądzę, że możemy dobić
targu – zaczął wyniośle archanioł.
Sebastian prychnął pod nosem,
odchrząkując nonszalancko.
–
Zacznijmy może od tego, że pozbędziesz się tej pieczęci. Co ty na to? Rany
zaczynają mnie swędzieć od tego brudu, ciężko przez to myśleć – pastwił się nad
rozmówcą, doskonale wiedząc, że ten nie posunąłby się do czegoś tak
uwłaczającego jak kolaboracja z demonami, gdyby sprawa nie była poważna.
Jedynie w podbramkowej sytuacji
istniało prawdopodobieństwo, by ciemność i światło w ogóle rozpoczęły ze sobą
dialog.
–
Pięć minut, mądrze je wykorzystaj – warknął Arthur, i machnąwszy ręką, stworzył
niewielką wyrwę w pieczęci, która tymczasowo zdejmowała łańcuchy trzymające na
wodzy demoniczne moce króla piekieł.
Sebastian nie planował uciekać, ani też
zabijać Michała. Chciał się jedynie odświeżyć niechlujny ubiór i rozprostować
kości. Podniósł się z podłogi i eleganckim gestem ręki pozbył się zarazem podartych
ubrań i oblepiającego do brudu.
–
Od razu lepiej – jęknął, przeciągając się. – Teraz możemy przejść do interesów.
Tak więc, czego potrzebujesz, synalku tatusia? – zapytał kpiąco, wystawiając
nos przez kraty celi.
–
Jak już wspominałem… – mruknął anioł. – Coś zagraża stabilności światów. Jeżeli
nic z tym nie zrobimy, niedługo cała rzeczywistość może runąć u podstaw.
–
A ja powinienem się tym przejmować, booo? – prowokował niezwykle zadowolony
demon.
Anioł niemal płaszczył się u jego
stóp. Gdyby Ojciec mógł go widzieć! Cofnąłby każde złe słowo, które
kiedykolwiek powiedział na jego temat. Sam nigdy nie zaszedł tak daleko, a
przecież panował od początku powstania piekła. Tak, Sebastian zdecydowanie go
pobił, wręcz wdeptał jego reputację w ziemię, podobnie zresztą jak dumę
wielkiego archanioła Michała, o którym legendy krążyły po wszystkich światach
niemal od samego początku rzeczywistości. Nie omieszkał przysposobić sobie
pamiątki, po kryjomu materializując za plecami swego największego
przeciwieństwa fizyczny cień, który odciął wątły kosmyk anielskich włosów. Te,
po oddzieleniu od ciała właściciela, momentalnie przybrały swą naturalną formę,
zmieniając barwę na platynowy blond, mieniący się srebrnymi refleksami. Cień otoczył
je i równie niezauważalnie powrócił do swego pana, zostawiając trofeum w jego
kieszeni.
–
Bo kiedy skończy się świat, prędzej, czy później umrzesz z głodu. Przy
założeniu, że jakimś cudem udałoby ci się przeżyć rozpad. Chyba znasz historię
zapisaną w łączącym światy kamieniu, prawda? – wyjaśnił niechętnie Arthur.
–
To prawda. Marne szanse. Wciąż jednak nie wiem, czemu zakładasz, że chciałbym
przeżyć koniec.
–
Nie wiem tego. Za to wiem, że z jakiegoś powodu, z jakiejś chorej, demonicznej
dewiacji, zrobisz wszystko, co w twojej mocy, by zapewnić lady Roseblack
osiągnięcie celu i szczęśliwe życie. Ona jest częścią tego wszystko. Doskonale
zdajesz sobie sprawę. To zostało zapisane w gwiazdach lata temu.
–
Kiedy hrabia Phantomhive wydał swój ostatni rozkaz. Pamiętam, byłem tam, wiesz?
– kpił w najlepsze demon, nie mogąc odpuścić sobie tak przedniej rozrywki. –
Dalej jednak nie rozumiem, czego ode mnie wymagasz.
–
Wyłóżmy karty na stół. Nie zależy ci na piekle.
Ton głosu Michała zupełnie się
zmienił. Z niemal błagającego przekształcił się w pewny siebie ton, jakby
właśnie wyciągnął asa z rękawa, odgadując intencje Sebastiana, o których nie
wiedział dotąd nikt. Trafił w samo sedno. Demon nie był w stanie ukryć
chwilowego zdziwienia, które zapanowało nad jego twarzą, tworząc niemal kojący
anielskie zmysły obraz.
–
Śmiała teoria – rzekł były kamerdyner, próbując zachować pozory.
–
Daruj sobie…
Wypowiedź anioła przerwał odziany w
śnieżnobiałą rękawiczkę palec, który Michaelis przytknął do jego ust.
–
Jeśli chcesz, bym wziął pod rozwagę twoją propozycję, prosiłbym, żebyś nie
używał mojego imienia – wyjaśnił ciepło, puszczając Arthurowi oczko.
Anioł odchrząknął oburzony i
przełknąwszy dumę, kontynuował:
–
Jak mówiłem, daruj sobie próby zamydlenia mi oczu. Oboje wiemy, że brzydzisz
się kłamstwem. To jedno sprawia, że jako to plugawe ścierwo jesteś dużo
znośniejszy, niż twój żałosny Ojciec.
–
W tym miejscu przyznam ci całkowitą rację. Belial nie był warty miana króla
demonów i wreszcie ostatecznie utwierdziłem w tym przekonaniu zarówno jego, jak
i całe królestwo – odrzekł dumny z siebie Sebastian.
Podciągnął rękaw fraka, ukazując
cieniutką, błyszczącą fioletem wstęgę opatrzoną pradawnym pismem demonów,
widocznym jedynie przez tych, których dziecię ciemności uznało za godnych
dostąpienia tak niebywałego zaszczytu. Michał nie zamierzał dać mu tej
satysfakcji. Obojętnie powiódł wzrokiem po kolejnych, wtopionych w skórę mężczyzny
znakach i ponownie spojrzał mu w oczy.
–
Wobec powyższego, uważam, że łącząc siły, możemy pokonać wroga, a kiedy to
nastąpi, zarówno twój jak i mój świat zawiążą nowe porozumienie, na mocy
którego nie będziemy wchodzić sobie w drogę. Władze niebios są w stanie pójść
na ustępstwa w zamian za waszą pomoc – wydusił z siebie z niewyobrażalnym
trudem.
Ahahahhahaahhahahahahahahahahahahhaahahahahhahahahahhahahahahahahahahahahahahahahhahahahhaa, dostałam pocisk od Michałka za to, że jestem niedomyślna. Łiiiiiiiii, od razu mi lepiej i pójdę porobić matematykę.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, nie pamiętam, co wówczas ci wymyśliłam, gdy podesłałaś mi próbkę, która rzekomo miała być moim źródłem niepokoju. Powiedzmy, że to pewien rodzaj amnestii.
Jeżeli na ustach Sebastiana królował uśmieszek, podczas gdy Arthur-Michał się nad nim płaszczył, to na moich ustach królował szeroki uśmiech, gotowy, by w każdej chwili się roześmiać. Arthur zaliczyłby to do dewiacji xd Wiesz, nie potrafię tego jakoś szczególnie przeżyć, bo ja zamiast przeżywać typu : " ooo, król piekieł paktuje z pierwszym archaniołem, co to będzie, obgryzam paznokcie ze zdenerwowania" to ja się zalewam przednim śmiechem, wyłapując co ciekawsze fragmenty i daję upust wezbranej radości w głośnym śmiechu.
Wyłapany ciekawszy fragment #1
Czy kamień spajający światy to kamień filozoficzny? Tak mi się skojarzyło.
Wyłapany ciekawszy fragment #2
Co wspólnego miał z tym Ciel?
Ogółem, jakiś czas temu, nie jestem w stanie powiedzieć kiedy, Elizabeth uporczywie szukała odpowiedzi na to, kim był ten Phantomhive. Po wielkim bulwersie zupełnie porzucono wątek, w sumie nic nowej nie wnosząc w tej sprawie. Teraz Sebastian id niechcenia rzuca, że był przy tym kamieniu i w dodatku, z Cielem (!) i że to ma jakiś związek z jego ostatnim rozkazem. Nie jestem w stanie na razie nic wysunąć. I tak czuję się pokrzepiona po pocisku Arthura, znowu trafiając na przynależne mi miejsce.
Wyłapany ciekawszy fragment #3
A trzecią sprawą jest list. Nie mam pojęcia w dalszym ciągu, do kogo był adresowany ( inną sprawą jest, że nie mam kiedy pomyśleć). A przeczuwam ( ja czuję? Dobre sobie) że odpowiedź jest gdzieś na wyciągnięcie ręki.
No i należy ci się ogromna pochwała za tego szczura. To było piękne <3 Naprawdę, cały czas zastanawiałam się, czy zobaczy Sebastiana i jak mu to potem Arthur wyczyści z pamięci. Byłam blisko <3( czyli zginęłam w prawdziwej walce).
Ogółem, rozdział na plus. ♡.♡
Odpisywałam i kurde komentarz ómarł TT_TT
UsuńScena ze szczurem powstała po kolejnej rozkminie na temat tego, że nie jestem w stanie napisać strasznej, trzymającej w napięciu sceny, no bo no zwyczajnie, bo nie xD nie wyobrażam sobie tekstu lisanego, który straszy. I jakby tego było mało, to ja i moje chore pomysły dają szczura... xD No, ale dobrze, że się podobało. Byłam ciekawa reakcji, no bo strachu nie oczekiwałam, to tylko wprawka.
Faktów nie komentuję, bo jeszcze powiem zbyt wiele. Może tylko tyle, ze wątek Lizz dopytującej o Ciela został chwilowo urwany, bo to, czego się o sobie dowiedziała jakoś tsk przeszło dla niej na pierwszy plan. Ale to wszystko jeszcze będzie, spokojnie :P