Idą święta, idą święta... Każda buzia uśmiechnięta. (Nie wiem, z czego to jest, ale snuje się za mną od miesiąca xD)
Z okazji świąt notka będzie dziś prawie stronę dłuższa. (Między innymi dlatego, że się zagapiłam xD)
Z okazji świąt notka będzie dziś prawie stronę dłuższa. (Między innymi dlatego, że się zagapiłam xD)
Również z okazji świąt na końcu znajdziecie arta. Mistrzostwo to to nie jest, bo rysowane przeze mnie, więc nie mogłoby być, ale przyjemnie mi się to robiło i wyszło... No nie tak znowu najgorzej. Uczę się kolorować promarkerami. :P
Z okazji świąt, po raz trzeci, chciałabym Wam życzyć dużo kuroszka, wspaniałych prezentów, mile spędzonego czasu z rodziną, spełnienia marzeń, akceptacji środowiska i dużo zdrowia, bo bez niego wszystko cieszy jakoś mniej.
Z okazji świąt, po raz trzeci, chciałabym Wam życzyć dużo kuroszka, wspaniałych prezentów, mile spędzonego czasu z rodziną, spełnienia marzeń, akceptacji środowiska i dużo zdrowia, bo bez niego wszystko cieszy jakoś mniej.
Mam nadzieję, że uda Wam się osiągnąć wszystko, o czym marzycie i znajdziecie w swoich życiach cele, do których warto dążyć, nadacie im sens, żeby pozostać zapamiętanymi.
I mówię to do wszystkich, również do naiwnych hejterów, które wciąż myślą, że jestem autorką Jelenia wxD
W końcu wszyscy jesteśmy ludźmi i zasługujemy na szczęście, a już to, że ktoś kogoś nie lubi, bo tak się niefortunnie splotły linię życia, to nie powód, żeby coś komuś odbierać.
W końcu wszyscy jesteśmy ludźmi i zasługujemy na szczęście, a już to, że ktoś kogoś nie lubi, bo tak się niefortunnie splotły linię życia, to nie powód, żeby coś komuś odbierać.
Pamiętajcie, poznając kogoś, kogo nie lubicie, w zupełnie innej sytuacji, mogłoby się okazać, że zostaniecie dobrymi znajomymi. Dlatego życzę Wam, żebyście wszyscy mieli odwagę nie zamykać się na innych i dostrzec świat od lepszej strony.
No, to teraz chyba starczy tych życzeń, kiepska w to jestem.
Zapraszam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Miłego :*
====================
Nie pomagały prośby, przekupywanie
słodkimi przekąskami, ani nawet karcący głos Arthura, który w obliczu
nieznośnego zachowania swojego pana, przejął rolę jego opiekuna i wychowawcy. Blondyn
snuł się korytarzami, wykrzykując dziecięce inwektywy i kopiąc w co drugie
drzwi, nie dawał nikomu spokoju. Nie przejmował się nawet księżniczką, która
zaalarmowana jego głośnym zachowaniem wyszła na korytarz w połowie porannych
przygotowań, by sprawdzić, czy nic mu nie jest. Chłopiec obdarzył ją tylko
krzywym spojrzeniem, wystawił język i pobiegł w głąb korytarza, naprzykrzając
się kolejnej napotkanej osobie.
Gdy
tylko usłyszał stukot kopyt dobiegających zza okna, porzucił ciągnięcie Grella
za włosy i czym prędzej zbiegł na dół, zatrzymując się dopiero na podjeździe.
Elizabeth nie zdążyła dobrze wysiąść z wozu, kiedy chłopiec rzucił się w jej
ramiona, krzycząc jak bardzo za nią tęsknił. Zaczął również prosić, by się z
nim pobawiła i kiedy miała mu delikatnie odmówić, w drzwiach posiadłości stanął
zirytowany Arthur, skupiając na sobie wzrok trójki nastolatków. Timmy wtulił
się mocniej w siostrę, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że słowa
kamerdynera całkowicie zniechęcą szlachciankę do zabawy z nim.
–
Lady Roseblack, sugerowałbym, by odstąpiła panienka od pomysłu zabawy z
paniczem. Przykro mi o tym informować, ale dzisiejszego poranka był niezwykle
niegrzeczny względem domowników – tłumaczył monotonnie anioł.
Sam jego widok zirytował już i tak wzburzoną
hrabiankę, a jego słowa skutecznie przekonały dziewcznę, by zrobiła dokładnie
odwrotnie niż sugerował. Co prawda nie mogła rozpieszczać kuzyna bez wyraźnego
powodu, dlatego kucnęła przed nim i położywszy dłonie na jego ramionach,
zapytała:
–
Dlaczego byłeś niegrzeczny? Wiesz, że tak nie można, prawda?
–
Bo za dwa dni muszę wracać do domu, a nie chcę cię zostawiać! – krzyknął
blondyn, zanosząc się płaczem. – Chciałem się z tobą bawić, a ty ciągle jestem
zajęta. Nawet nie zwracasz na mnie uwagi!
Hrabianka spojrzała smutno na
chłopca i przytuliła go. Miał rację. Przez ostatnie dni, zbyt zaaferowana
powrotem Sebastiana i sprawą zleconą przez królową, zupełnie go ignorowała.
Gdyby nie obecność Arthura, ciągle zmuszająca ją do czujności, pewnie w ogóle
zapomniałaby, że Timmy znajdował się na terenie posiadłości. Było jej niezwykle
głupio. Nie dziwiła się, że dziecko miało do niej żal i wyładowywało się na
wszystkich wokół, by tylko zwrócić jej uwagę.
–
Daj mi kwadrans, żebym mogła się przebrać, a potem zagram z tobą we wszystko, w
co zechcesz. Do kolacji będę cała twoja, co ty na to? – zapytała, uśmiechając
się do kuzyna.
Poczuła na sobie wzrok
niezadowolonego Jema, który mruknął coś Gilbertowi, tak, by nikt poza nim nie usłyszał,
po czym udał się do wnętrza posiadłości. Wiedział, że Lizz próbowała zdobyć
więcej czasu, odwlec niewygodną rozmowę, jakby miała nadzieję, że te kilka
godzin coś zmieni i podpowie im rozwiązanie, które będzie można nazwać
względnym kompromisem. Miał jej za złe, w końcu doskonale zdawała sobie sprawę,
że problemu nie można zwyczajnie przemilczeć, a w ich konkretnej sytuacji nie
było zbyt wiele alternatywnych rozwiązań. Jeśli jednak chciała postępować w ten
sposób, nie będzie jej bronił. W końcu i tak będzie musiała przyznać mu rację ,
jeśli więc potrzebuje kilku godzin złudnej nadziei – niech jej będzie.
Gilbert odstawił
powóz w miejsce wskazane przez Arthura, który niezwykle dobrze orientował się
na terenie posiadłości jak na przyjezdnego służącego, który jest tu po raz
pierwszy. Kiedy zrobił, co do niego należało, marudząc pod nosem na swój pieski
los, dołączył do przyjaciela podróży w jego sypialni, zgodnie z wcześniejszymi
instrukcjami. Brunet domyślał się, co planował James. Bez względu na wynik
wieczornej rozmowy z hrabianką, chciał go prosić, by ją powstrzymał. Wiedział,
że Gil był wolny od zbędnych skrupułów i jeśli przedstawi mu się odpowiednie
argumenty, zgodzi się bez pytania o konsekwencje. Dlatego właśnie Gilbert tak
bardzo lubił Jamiego – nie bał się wykorzystywać mocnych i słabych stron ludzi,
by osiągnąć swój cel, a ten zawsze był szczytny.
Elizabeth
pobiegła do swojej sypialni, by przebrać
się w coś wygodniejszego. Postawiła na lekką, błękitną sukienkę z koronkowym
wykończeniem, cienkie podkolanówki i płaskie pantofle. Nic wyszukanego.
Normlanie założyłaby pewnie koszulę, ale w chwili obecnej ta część garderoby za
bardzo przypominała jej o demonie, a naprawdę musiała się od niego uwolnić.
Sama obecność byłego kamerdynera niezwykle ją rozpraszała i sprawiała, że
zaniedbywała wszystko i wszystkich, a na to nie mogła sobie pozwolić. Timmy
zasługiwał na jej uwagę, Tomoko na pewno też chciała opowiedzieć o wczorajszym,
niezwykle długim zresztą, spotkaniu z Taiem, a Jem i Gilbert… Z nimi musiała
koniecznie porozmawiać. Nie wykluczone również, że siedzący dotąd potulnie
Grell, w końcu zacznie się sprzeciwiać. Rozkaz od Willa był co prawda wiążący,
ale nie byłby to pierwszy w historii czerwonowłosego boga śmierci przypadek,
kiedy polecenia zarządcy puszczał mimo uszu. Hrabianka i tak dziwiła się, że
trzymał posterunek tak długo, czego nie można było powiedzieć o Ronaldzie,
który przez większość czasu spał na dachu lub znikał na „patrole”, lepiej znane
pod nazwą towarzyskich spotkań wydziału archiwizacji.
Dziewczyna miała więc mnóstwo
towarzyskich obowiązków wobec domowników, z których dwójka zamknęła się w
sypialni Jamiego w celu przeprowadzenia poważnej rozmowy.
Blondyn
usiadł na łóżku, zrzucił z siebie wyjściowe ubrania i w ich miejsce przywdział
jedną z ulubionych, wysłużonych koszul. Był w trakcie zapinania niesfornych,
ledwie trzymających się na ostatnich nitkach, guzików, kiedy dołączył do niego
Gilbert. Chłopak prychnął pod nosem i oparł się o stojący pod ścianą obok
drzwi, niewielki sekretarzyk z ciemnego drewna, na którym leżały dokumenty i
notatki z prowadzonej sprawy. Przyjaciele zmierzyli się wzrokiem, czując gęstniejącą
atmosferę ogarniającą sypialnię. W końcu James wydał z siebie ciężkie
westchnienie i jęcząc pod nosem, rzucił się na łóżko.
–
Jej się wydaje, że pozwolę, by wystawiła się w roli przynęty. Dasz wiarę? –
zapytał zbolałym tonem.
–
Może powinieneś jej pozwolić? – wtrącił Gil. – Co cię to w zasadzie obchodzi?
Skoro jest taka pewna siebie, pozwól jej przekonać się, że nie ma racji.
–
Nieco brutalny sposób, nie sądzisz?
–
Skoro się upiera? – Na ustach bruneta zagościł niepokojący, sadystyczny uśmiech.
Były szlachcic doskonale znał tę,
często goszczącą na ustach przyjaciela, mrożącą krew w żyłach ekspresję. Nie
łączyła go żadna zażyłość z młodą Roseblack, a jej upór i mocny charakter
zdawał się działać chłopakowi na nerwy. Nie było w tym nic niezwykłego. Gilbert
z założenia nie przepadał za ludźmi, a już w szczególności za takimi, którzy
prezentowali większą pewność siebie niż on, czyli, mówiąc krótko – nie znosił dziewięćdziesięciu procent
światowej populacji, co tłumaczyłoby, czemu posiadał zaledwie jednego,
bliskiego znajomego, który w gruncie rzeczy niewiele o nim wiedział.
–
Normalnie przyznałbym ci rację, ale na niej mi zależy, Gil, dlatego proszę cię,
powstrzymaj ją. – Głos Jema spoważniał.
Spojrzał w oczy przyjaciela, lekko marszcząc
brwi. Brunet chwilę napawał się jego niepewnością, by w końcu wydać z siebie
męczeński jęk.
–
No dobra. Niech będzie – zgodził się niechętnie, a raczej chciał, żeby
przyjaciel tak właśnie myślał.
W gruncie rzeczy, sam uważał, że
pomysł nastolatki nie należał do najlepszych. Chociaż propozycja Jamesa
wydawała się bezduszna, to dawała większe prawdopodobieństwo pojmania zabójcy,
może nawet przyłapania go na gorącym uczynku, podczas gdy szukanie szczęścia i
wystawianie się na niebezpieczeństwo w wykonaniu Elizabeth, w porównaniu z tym
wydawało się zwyczajnie nie kalkulować. Prosty rachunek zysków i strat,
podstawowe zasady logiki, a także zwyczajny, zdrowy rozsądek podpowiadały, by
tego nie robiła. Jednak zarówno Jamie, jak i Gil, który nie potrzebował zbyt
wiele czasu, by to dostrzec, wiedzieli, że Elizabeth Roseblack nie jest osobą,
którą łatwo będzie odwieźć od swojego postanowienia. Blondyn próbował
zrozumieć, dlaczego tak uparcie przy nim trwała. Wyglądało to tak, jakby
próbowała odpokutować. Tylko za co? Co takie mogła zrobić po wszelkich
krzywdach, które ją spotkały, by sądzić, że jest winna zadośćuczynienia?
Podczas
gdy Gilbert i Jem pochłonięci byli rozważaniami dotyczącymi rozwikłania sprawy
Kolekcjonera, Elizabeth zajmowała się obowiązkami zupełnie innej natury. Gdy
tylko się ubrała, opuściła sypialnię. Po drodze na dół, gdzie spodziewała się
zastać Timmiego, spotkała Tomoko. Japonka uśmiechnęła się do niej serdecznie i
po krótkiej rozmowie postanowiły, że po obiedzie zaszyją się na poddaszu i
omówią dokładnie wydarzenia ubiegłej nocy. Nie trudno było poznać, że
księżniczka niemal kipiała z niecierpliwości. Jednak powstrzymała się w imię
dobra kuzyna przyjaciółki. Przez kilka miesięcy, które spędziła zamknięta w
lochu, zdążyła poznać nawet okrutną prawdę dotyczącą śmierci rodziców chłopca –
jeden z czynów, którego fioletowowłosa wstydzić się będzie do końca swoich dni,
i dla których zemsta nie była wystarczająco ułaskawiającą pobudką. Tomoko
musiała przyznać, że wiadomość o zabójstwie rodziców chłopca wprawiła ją w większe
osłupienie niż poznanie prawdziwej tożsamości Sebastiana. Nie sądziła, że
Elizabeth była do tego zdolna, lecz pozbawienie życia członków własnej rodziny,
z zimną krwią i bez żadnych wątpliwości, dało japonce obraz cierpienia, jakiego
musiała doznać jej przyjaciółka. Skoro posunęła się do tak okropnego czynu,
jasnym było, że wszystko, co spotkało ją kilka lat temu w tajemniczej
organizacji, musiało być niesamowicie druzgocące. Inaczej nigdy nie zmieniłoby
jej w takim stopniu. Dziewczyny, która niegdyś szanowała życie ponad wszelkie
inne dobra, płacząc za dżdżownicą, którą przypadkiem zabiła, biegnąc na
popołudniową herbatę.
–
Wreszcie jesteś! Już myślałem, że znowu o mnie zapomniałaś! – krzyknął z lekkim
wyrzutem kilkuletni blondyn.
Podbiegł do Lizz i wtulił się w nią,
a wyraz jego twarzy momentalnie zmienił się w błogi uśmiech, którego pozytywna
aura zdawała się wypełniać całe pomieszczenie. Dziewczyna odwzajemniła uścisk,
śmiejąc się pod nosem.
–
Nie zapomniałabym. W końcu ci obiecałam, prawda? – powiedziała ciepło,
odsuwając się od chłopca.
Wręczyła mu lizaka, którego przed
wyjściem z sypialni wyciągnęła z szuflady sekretarzyka, do której od lat
Sebastian wkładał małe co nieco, na wypadek, gdyby jego panią naszła nietypowa
zachcianka.
–
W co chciałbyś zagrać? – zapytała, patrząc na walczącego z folią chłopca.
Timmy rozszarpał opakowanie zębami i
triumfalnie uniósł cukierka do góry, po czym włożył go do ust i odparł
niewyraźnie:
–
Pobawmy się w chowanego! Ja będę liczył pierwszy, dobrze Lizzy? – zaproponował
i nie czekając na odpowiedzieć, chwycił nastolatkę za dłoń i zaciągnął do
salonu.
Stojący przy kominku fotel służyć
miał za miejsce zaklepywania i odliczania. Chłopiec stanął na siedzeniu i oparł
czoło na podłokietniku, ustawiając dłonie przy skroniach, by zasłonić sobie
widok. Oprócz własnych butów i kawałka oparcia nie widział już nic więcej.
Zakręcił niecierpliwie pupą i zaczął odliczać.
–
Jeden, dwa, trzy… Po dwudziestu zaczynam szukać, więc lepiej się schowaj! –
pospieszył siostrę, a kiedy echo energicznego stukotu obcasów dotarło do jego
uszu, zadowolony kontynuował odliczanie.
Hrabianka wybiegła do holu,
zastanawiając się, gdzie powinna się ukryć. Nie mogło być to miejsce byle jakie
– musiało być na tyle niewidoczne, by odnalezienie jej stanowiło dla chłopca
wyzwanie i jednocześnie nie nazbyt dobre, by go nie zniechęcić. Sztuka
znalezienia odpowiedniego, złotego środka w tej grze stanowiła dla nastolatki
wyzwanie. Normalnie schowałaby się przy suficie, wdrapując się po przestrzeni
pomiędzy dwiema kolumnami i wbijając odpowiednio dwa sztylety zrobiłaby z nich
prowizoryczną półkę, na której wspomagałaby się, kiedy osłabłyby jej mięśnie.
Jednak nie było mowy o tym, by Timmy znalazł ją w takim miejscu. Natomiast
schowanie się za filarem obraziłoby, bystre jak na swój wiek, dziecko. Chłopiec
bowiem lubił wyzwania, lecz jak każdy maluch, najbardziej cieszył się
odniesieniem sukcesu.
Lizz rozejrzała się uważnie i
zdecydowała, że pobiegnie do pokoju zabaw i schowa się w jednej ze skrzyni z
zabawkami, których kilka stało przy ścianie przeciwległej do drzwi. Spodziewała
się, że malec tam dotrze, jednak nie było to tak oczywiste miejsce, by odczuwał
niedosyt. Wbiegła więc do pomieszczenia, i wyrzuciwszy uprzednio zestaw
drewnianych kloców na podłogę obok elektrycznej kolejki, zamknęła się w ciasnej
skrzyni. W jej wnętrzu panował zaduch, wzburzone cząsteczki kurzu dusiły ją
przy każdym oddechu, jednak było już zbyt późno, by zmienić kryjówkę, bowiem
odliczanie dobiegło końca. Nie mając zbyt wiele możliwości, hrabianka zasłoniła
twarz materiałem spódnicy, licząc na to, że Timmiemu nie zajmie zbyt wiele
czasu odnalezienie jej.
Nie myliła się. Bystre dziecko od
razu, jakby wiedzione niewidocznym dla niej drogowskazem, dotarło do bawialni.
Przez chwilę słyszała stukot jego butów. Krążył tam i z powrotem wokół skrzyni,
przeszukując wszelkie kryjówki, jakie przychodziły mu do głowy. Z jakiegoś
powodu zdawał się pewny, że była właśnie tutaj.
–
Wiem, że tu jesteś, Lizzy – odezwał się, potwierdzając jej domysły. – Poznałem,
bo zostawiłaś otwarte drzwi – wyjaśnił po chwili.
Dziewczyna wyśmiała się. Miał rację
– zbyt zaabsorbowana samym wymyślaniem kryjówki, zupełnie zapomniała, by
zatrzeć za sobą ślady. Skarciła się w myśli za podświadome zrzucanie winy na
anioła. Ilekroć Timmy zachowywał się chociaż odrobinę inaczej niż zazwyczaj,
pierwszą myślą dziewczyny była ingerencja ze strony jego kamerdynera. Wciąż nie
mogła przyzwyczaić się do obecności niebiańskiego wysłannika. Tym bardziej, że
anioł zdawał się zbyt spokojny. Zjawił się w posiadłości, by zabić króla
piekieł, lecz poza tym był naprawdę doskonały w swojej profesji i nie stanowił
żadnych problemów, co jedynie potwierdzało obawy szlachcianki i sprawiało, że
była w ciągłej gotowości. Poza tym… Sebastian był królem piekieł! Jak mogła
wcześniej o tym zapomnieć!
Nagle poczuła, że się dusi. Zbyt
zaaferowana tym, co powiedział jej demon, zupełnie zapomniała o prawdziwej
przyczynie obecności Arthura. Przecież jego celem było zabicie króla, zabicie
Sebastiana. Dlaczego wciąż z tym zwlekał? Przecież sam odstąpił Beliala
Grellowi, co jedynie znaczyło, że doskonale wiedział, na dodatek wcześniej od
nich, kto tak naprawdę był królem. Czemu więc trzymał demona pod kluczem,
pozwalając, by robiła z nim, co jej się podobało? Przecież w każdej chwili mógł
wypełnić swoją misję. Co więc go powstrzymywało? Na dodatek jej poprzedni
wniosek, jakoby kamerdyner Timmiego spiskował z demonami, zdawał się w tej
chwili zupełnie nielogiczny. Brak czasu na spokojne przemyślenie wszystkiego,
co działo się wokół, wyraźnie dawał jej się we znaki
–
Znalazłem cię! – Głos Timmiego wyrwał hrabiankę z zamyślenia.
Krzyknęła przestraszona, spoglądając
nieprzytomnie na kuzyna. Chłopiec wyciągnął rękę i pomógł jej wyjść ze skrzyni,
komentując jak niezwykle łatwo było ją znaleźć i jaki jest z siebie dumny –
przynajmniej okazało się, że kryjówka idealnie wpasowała się w jego
oczekiwania.
–
Timmy, wybacz mi na chwilę – powiedziała słabo Lizz i pobiegła do najbliższej
łazienki.
Zamknęła się w pomieszczeniu, stanęła
przed lustrem i przemyła twarz zimną wodą. Uniosła głowę i wpatrywała się w
twarz swojego odbicia, ignorując błyszczące w elektrycznym świetle, złote
zdobienia na ściennych kafelkach. Miała wrażenie, że ściany przysuwają się do
siebie, gotowe za chwilę zmiażdżyć ją wewnątrz. Oddychała z coraz większym
trudem, a obraz przed jej oczami rozmywał się, sprawiając, że widziała jedynie
wielobarwną smugę, powoli sunącą w dół.
Ocknęła się kilka minut później,
leżąc na podłodze z głową opartą o stojak z ręcznikami.
–
Gdyby chciał go zabić, już by to zrobił – jęknęła sama do siebie. – Skoro wciąż
utrzymuje go przy życiu, to znaczy, że ma jakiś cel. Na razie nic mu nie grozi.
Nie zabije go. Nie przede mną – tłumaczyła sobie, powoli podnosząc się z
posadzki.
Doskonale wiedziała, co się przed
chwilą wydarzyło. Przez kilka ostatnich miesięcy nie raz miała do czynienia z
atakami paniki, którym w jej przypadku towarzyszyły problemy z oddychaniem.
Często traciła przytomność, budząc się po kilku minutach, na szczęście już
spokojna. Całkowite dojście do siebie nie zajmowało wiele czasu. Podniosła się,
otrzepała ubranie, opuściła łazienkę i uśmiechnęła się do czekającego na nią
chłopca. Dalej martwiła się sprawą Arthura, ale musiała być cierpliwa. Obiecała
Timmiemu grę, a jego kamerdyner miał mnóstwo czasu, by wykorzystać stan w jakim
znajdował się demon i zwyczajnie go zabić. Nie mogła ponownie wpadać w panikę.
Wystarczyło dokończyć zabawę, odnaleźć anioła i dowiedzieć się, czego tak
naprawdę chce. Teraz, gdy i ona wiedziała o awansie społecznym byłego
kamerdynera, gołąb nie mógł dłużej skrywać przed nią prawdy. Gdyby naprawdę
zjawił się u boku Timmiego tylko po to, by zabić Sebastiana, zrobiłby to kilka
dni temu. Kierowało nim coś więcej. Coś na tyle poważnego, by zachować przy
życiu śmiertelnego wroga. Coś, co musiało wpływać na świat w tak znacznym
stopniu, że zaburzało nawet harmonię panującą pomiędzy światami.
–
Wybacz, że to tyle trwało – przeprosiła kuzyna i wraz z nim ruszyła z powrotem
do jadalni.
–
Nie szkodzi. Teraz twoja kolej. Ale uważaj, bo schowam się tak dobrze, że
będziesz mnie szukać przez cały dzień! – odparł entuzjastycznie chłopiec, w
podskokach równając krok z siostrą.
W drodze do jadalni, jak na ironię,
minęli Arthura. Elizabeth zatrzymała się na chwilę, zostając w tyle za blondynem i zmierzyła wzrokiem anioła. Miał na sobie biały fartuch, a w dłoniach trzymał
wałek i miskę. Był w trakcie przygotowań do posiłku, to było pewne. Jednak
dziewczyna nie miała pojęcia, co robił na piętrze, z dala od kuchni, gdzie
zazwyczaj przygotowywało się posiłki.
Mężczyzna dostrzegł jej sceptyczne
spojrzenie i nie omieszkał się wytłumaczyć.
–
Proszę wybaczyć, lady, byłem zmuszony udać się na pomoc pokojówce. Zdaje się,
że często zdarza jej się utknąć na karniszu – wyjaśnił, lekko pochylając przed
nią głowę.
Była zirytowana. Nie mogła nawet
podważyć jego słów, bo doskonale wiedziała, że Jeanny praktycznie za każdym
razem, gdy przychodziło jej myć okna w północnym skrzydle na piętrze, w jakichś
niewyjaśnionych okolicznościach zaczepiała fartuchem o karnisz i szamocząc się,
zaplątywała się tak, że potrzebna była jej pomoc. Niezwykła umiejętność, szkoda
tylko, że całkowicie zbędna.
–
Musimy poważnie porozmawiać, aniele – powiedziała krótko chłodnym tonem,
wyraźnie akcentując ostatnie słowo.
Delikatna sugestia wystarczyła, by
Arthur zorientował się, czego dotyczyć miała rozmowa. Uśmiechnął się złośliwie,
niemal demonicznie, i kłaniając się przed dziewczyną, zniknął w korytarzu,
szepcząc ciche „nie mogę się doczekać, lady Roseblack”. Hrabianka miała ochotę
rzucić w niego stojącą na stoliku przy drzwiach, drogocenną wazą. Nie znosiła,
gdy nazywał ją lady Roseblack. Właściwie, nienawidziła samego jego istnienia i
najchętniej pozbyłaby się go ze swojego życia, gdyby tylko nie zadała tym
cierpienia ukochanemu kuzynowi. Co gorsza, niechęć wobec bruneta z każdym dniem
zdawała się narastać, mimo że nie raz pokazał, iż jako służący chłopca nie jest
zagrożeniem. Jednak Lizz mu nie ufała i nic nie wskazywało na to, by
kiedykolwiek zmieniła zdanie.
Przepraszam, że tak późno!
OdpowiedzUsuńZakradło się kilka błędów. Końcówki i tego typu sprawy. Napisałaś też, że w drodze do jadalni, Lizz zatrzymała się, zostawiając Timmiego w tyle. Tak naprawdę, to ona powinna zostać w tyle/dała się kuzynowi wyprzedzić. Taki błąd logiczny.
Nadal nie daje mi spokoju ta "siostra", choć w sumie nie ma tu żadnego błędu. Moim zdaniem lepiej pasowałaby "siostra przyrodnia". Takie osobiste zdanie.
Aż mi się ten mętlik w głowie Lizz udzielił. Aaaa, z niczym się nie wyrabiam, chociaż podobno mam wolne. Dobrze, że się na Wigilijnej kolacji nażarłam, to mi słabo nie będzie, hiehie.
Art prześliczny, zazdro *.*
Zdrowych Wesołych, jak to mówią. Pomyślności i weny (choć to trochę egoistyczne życzenie ;))
Dzięki <3
UsuńRatujesz mi nastrój tym komentarzem. Kiepskie święta w tym roku i jeszcze internety nazbyt puste. Mniejsza z tym.
Dzięki za ten błąd logiczny, bo tego raczej bym sama nie wyłapała tak szybko xD Jakoś tak minęłam to, nie zastanawiając się... No, a z siostrą odkąd mi to wypomniałaś pierwszy raz, za każdym razem się nad tym zastanawiam, znaczy, przypominam sobie, że o tym pisałaś, ale tak, jak już wspomniałaś - to nie błąd. No i "przyrodnia siostra" brzmiałoby strasznie wymuszenie w tekście, dlatego zrezygnowałam.
Wreszcie ktoś skomentował jakiegoś arta <3 Poszły mi na niego dwa kolory i jestem dwie dychy w plecy, to boli TT_TT Ale ktoś docenił - warto było.
Rozkojarzona dzisiaj jestem jakoś, więc już się zamknę :P
Dziękuję za komentarz i jeszcze raz Wesołych :*