Dzisiejszy rozdział jest długi, raczcie zauważyć, bo z pozdrowieniami dla Andatejki specjalnie go wydłużyłam o stronę. Przez to mam mniej zapasu i się boję, że go zabraknie, ale ćś. Nieważne, dam radę, bo to w końcu ja.
Anyway, piszę bzdury, bo szukałam arta do wpół do drugiej w nocy, a o 6 musiałam wstać. Świat jest fajny, gdy jest ciemno, a kawa po rocznej przerwie to zły pomysł.
Anyway. Rozdział mi się podoba, więc Wam też ma się podobać xD
Nie no, nie musi. Ale jeśli będzie, to chętnie o tym poczytam.
Anyway. Rozdział mi się podoba, więc Wam też ma się podobać xD
Nie no, nie musi. Ale jeśli będzie, to chętnie o tym poczytam.
W ogóle końcówka mnie samą zaskoczyła, bo zapomniałam, że mój mozg takie coś wymyślił. Fajnie, jarać się własnym opowiadaniem. Dzikęi mózgu <3
Koniec gadania. Pora czytania.
Endżojcie :*
PS Trochę zmieniłam soundtrack, od trzeciej piosenki. Niewielka zmiana, ale wreszcie skumałam, co wcześniej robiłam źle xD
PS Trochę zmieniłam soundtrack, od trzeciej piosenki. Niewielka zmiana, ale wreszcie skumałam, co wcześniej robiłam źle xD
=================
Przerażona, z krzykiem wyrwała się z
uścisku demona. Siła szarpnięcia odrzuciła ją aż pod samą ścianę. Siedziała
bezwładnie, czując na plecach przeszywający chłód kamienia, jednak nie była w
stanie się ruszyć. Drżała tylko, wciąż na nowo odtwarzając przed oczami obrazy,
które pokazał jej Sebastian. Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła. Ona – bez
najmniejszych skrupułów, niczym wyszkolony zabójca, rozrywała na strzępy ciała
wszystkich, których napotkała na swojej drodze; Bogu ducha winnych ludzi, nie
mających nawet pojęcia, skąd się tam
wzięła. To nie mogła być prawda. Nigdy nie zrobiłaby czegoś tak okropnego.
Musiał ją zwodzić. Po raz kolejny wpajał szlachciance kłamstwa, tylko po to, by
patrzeć jak jej delikatna psychika ponownie rozpada się na miliardy
kawałeczków. Właśnie tym karmił się zdradziecki demon, jej bólem i ślepą wiarą.
–
Nie wierzę ci. To się nie wydarzyło! Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła –
mówiła, a jej głos z szeptu powoli przeradzał się w dramatyczny krzyk, jakby
głosem próbowała zmienić rzeczywistość, której nie chciała przyjąć, czując
jednak, gdzieś głęboko w sercu, że była to prawda.
–
Nie pamiętasz wszystkiego, co robiłaś, Elizabeth. Nie raz ci o tym mówiłem –
odparł spokojnie demon, uśmiechając się do niej niewyraźnie.
–
Kłamiesz! To się nie wydarzyło!
Poderwała się na równe nogi i
rzuciła na kraty, wyciągnąwszy sztylet z cholewy buta, próbując dosięgnąć nim
potwora i rozerwać go na strzępy. Nie mogła pozwolić na to, by ją przekonał.
Nie mogła być zimnokrwistym zabójcą. Nie mogła stać się gorsza od tych, którzy
ją uwięzili. To nie było możliwe.
–
Myślisz, że bez powodu całe lata pracowałem nad tym, byś kontrolowała swój
szał? – zapytał, wykrzywiając usta w geście dezaprobaty.
–
Gdyby to była prawda, powiedziałbyś mi wcześniej!
–
Nie. Gdybym ci powiedział, nie zniosłabyś tego. Nie chciałem, żebyś się poddała
– tłumaczył cierpliwie, czekając aż zrozumie.
–
Ale to by znaczyło… – zacięła się wpół zdania.
No właśnie, co by to znaczyło? Że
jego intencje były szczere? Że nie postanowił zwodzić jej od samego początku?
Że dopiero w trakcie znajomości uznał ją za niewartą zainteresowania i zrobił
sobie z niej niedorzeczny eksperyment?! Nie wiedziała już nawet, co byłoby
gorsze.
–
To by znaczyło, że nie jestem tak zepsutym potworem, za jakiego mnie uważasz –
dokończył za nią, wzdychając ciężko.
Nie mógł dłużej ukrywać swego
prawdziwego oblicza. I chociaż wiedział, że nim hrabianka będzie w stanie
wysłuchać całej historii, upłynie jeszcze mnóstwo czasu, potrzebował, by
wiedziała, że nie był aż tak kłamliwą, pozbawioną serca bestią. Jak bardzo nie
zatracił się w dążeniu do władzy, nigdy całkowicie jej nie zdradził. Świadczył
o tym chociażby znak kontraktu, który wciąż dumnie zdobił jej kark. Znak, który
od samego początku powinien być dla niej wskazówką. Może była zbyt subtelna? A
może zabrnął zbyt daleko? Nie był w stanie poskładać myśli do kupy, nie
wspominając nawet o emocjach, których, zdaniem dziewczyny, przecież nigdy nie
posiadał.
–
Zamknij się! – wrzasnęła Elizabeth. – Robisz to tylko po to, żebym cię stąd
wypuściła. Uciekniesz do piekła i znów będziesz ze mnie kpić! Nienawidzę cię!
Nienawidzę cię całym sercem! – krzyczała szamocząc się przy kracie, póki do
wnętrza lochu nie wkroczył Grell, przerywając rozdzierającą serce scenę.
Chwycił dziewczynę w talii,
jednocześnie krępując w uścisku jej ręce i szepcząc do ucha słowa ukojenia,
zaniósł hrabiankę na górę. Niezauważenie przemknął do sypialni fioletowowłosej
i położył ją w łóżku. Ignorując krzyki, podciągnął rękaw odzienia nastolatki i
poprzez strzykawkę zaaplikował jej lek uspokajający, który uśpił ją w przeciągu
niespełna minuty.
Shinigami stał przez chwilę,
przyglądając się zapłakanej twarzy dziewczyny. Jej potargane włosy częściowo
zasłaniały zapuchnięte oczy. Sutcliff zacisnął dłoń w pięść, nie zauważając
nawet, że ostre paznokcie przebiły naskórek i cienka stróżka krwi powoli
spływała po skórze, kapiąc na dywan.
–
Zapłacisz za to, demonie – warknął i zdecydowanym krokiem skierował się do
lochu.
Wpadł
do środka jak burza, nie bacząc na przewracane kosze i tłuczone butelki.
Rozwścieczony podszedł do kraty, materializując w dłoniach swoją ukochaną broń
i odpaliwszy jej silnik, włożył piłę pomiędzy kraty.
– Dlaczego to zrobiłeś?
– wydarł się, zdzierając gardło.
Demon patrzył na niego z kpiącym
uśmiechem, ponownie przywdziewając maskę tego, którego wszyscy pragnęli
nienawidzić. Był już znużony, lecz zdawał sobie sprawę, że w obecnej sytuacji
tylko to może mu pomóc. Póki nie dotrze do dziewczyny i nie zrozumie ona jego
prawdziwych pobudek, żadne słowa, ani czyny nie zmienią sposobu w jaki go
postrzegali.
–
Zdaje mi się, że nazbyt przywiązałeś się do śmiertelniczki, Sutcliff. Jak to
jest? Gardzić samym sobą? – zapytał tak, jakby sam doskonale nie znał tego
wyżerającego wnętrzności uczucia obrzydzenia do samego siebie.
–
Dlaczego?! – powtórzył żniwiarz, zahaczając końcówką ostrza o ramię demona.
Sebastian przygryzł wargę, tłumiąc
zbolały jęk. Złośliwy uśmieszek ustąpił miejsca mrożącej krew w żyłach powadze.
Zmarszczył brwi i spojrzał na czerwonowłosego błyszczącymi oczyma.
– Nie uwierzyłbyś
nawet, gdybym powiedział ci prawdę – odparł posępnie.
Prawda płynąca jego słów
przyprawiała go o niemal opętańczy śmiech. Kuriozalność sytuacji osiągała
niebotyczny rozmiar. Ile jeszcze razy będzie musiał odmawiać wyjaśnień? Jak
wiele dni upłynie, nim wreszcie będzie mógł otwarcie zdradzić swój plan. Znów
był na świecie zupełnie sam. Po raz pierwszy od kilku dobrych lat, które –
mimo, że minęły w mgnieniu oka – sprawiły, że pozwolił sobie opuścić gardę,
przywyknąć do prostego życia. Po raz kolejny nie miał z kim podzielić się
przemyśleniami. Nie istniała w żadnym ze światów nawet jedna istota, która
mogłaby poznać każdy detal jego misternego planu. Nikogo, kto doceniłby cały
trud, dostrzegając w postępowaniu demona coś więcej niż zdradliwą naturę i
rozsiewanie cierpienia, niczym czarnej śmierci, którą, jak na ironię,
własnoręcznie rozprzestrzenił w ludzkim świecie. Stare, dobre czasy, kiedy
myśli towarzyszące mu w zamkniętej celi były odległym, niemal mistycznym,
wymysłem piekielnych bajkopisarzy.
– Sprawdź mnie.
–Umysł demona otrzeźwił irytujący głos boga śmierci.
Nie mógł się opanować, widząc
desperację na twarzy Grella. Parsknął gorzkim śmiechem i odkrztusiwszy
napływającą do gardła krew, odparł, momentalnie poważniejąc:
–
Bo wciąż ją kocham, Sutcliff.
Nie był w stanie nadać odpowiedniego
miana ekspresji, która ukazała się na twarzy rozmówcy. Złość, kpina, szok,
nienawiść, ból, zaskoczenie? Żadne z tych słów nawet w ćwierci nie oddawało przedziwnej
mieszanki emocji, którą shinigami uraczył upadłego na dno anioła ciemności. Grell
wyłączył charczący uporczywie silnik piły i rozproszywszy ją w powietrzu, zwiesił
w zrezygnowaniu ramiona. Oparł się plecami o kamienną ścianę i spojrzał spod
opadających na twarz włosów prosto w oczy byłego kamerdynera.
– Masz całkowitą racje,
nie wierze ci. Gdybyś naprawdę ją kochał, nigdy nie pozwoliłbyś jej doprowadzić
się od takiego stanu – westchnął spokojnie żniwiarz.
Nie miał sił ciągnąć bezsensownej
konwersacji z demonem. Nieustępliwy, podstępny – typowy on. Kiedyś Grell czułby
ekscytacje przy każdym, wymawianym z przejmującym chłodem, słowie kamerdynera,
jednak teraz wszystko się zmieniło. Nie potrafił patrzeć na niego w ten sam
sposób. Z chwilą, kiedy zdradził irytującą dziewczynę, której shinigami
matkował przez ostatnie półrocze, stracił uznanie nawet w jego oczach. Miłość
była świętością. Czymś, czego nie miał szansy zaznać w życiu i chociaż
wiedział, że istnieje jedynie wątła szansa na odnalezienie tego przepięknego
uczucia, nie był w stanie obojętnie patrzeć, jak kolejna osoba wyniszcza się i
zatraca w cierpieniu za sprawą tak okropnej zdrady. Widok rozpamiętującej swą
przeszłość Elizabeth przywracał najmroczniejsze wspomnienia jego dawnego życia,
które zakopał wraz ze swym ciałem, przysięgając, że nigdy więcej nie pozwoli,
by ktoś potraktował go w ten sposób. Teraz, ilekroć patrzył w oczy hrabianki,
widział swoje zniekształcone odbicie, plując w brodę, że pozwolił sobie
przywiązać się do niej, jeszcze bardziej przeklinając się za to, że nie mógł
zrobić nic, by jej ulżyć.
– Ufałem, ze ty
się nią zajmiesz. Jak widać, zawiodłeś – sączył złośliwie demon, jednak na
Grellu przestały robić wrażenie kolejne, przykre słowa.
Wiedział doskonale, że to tylko gra,
której celem jest ponowne wyprowadzenie go z równowagi i karmienie się
negatywnymi emocjami. Sebastian stał się ucieleśnieniem wszelkich stereotypów,
jakie na temat upadłych aniołów od setek lat krążyły po mieszkańcach
społeczności shinigami.
–
Daruj sobie, szkoda twoje zachodu – mruknął żniwiarz, odpychając się od ściany.
Nie mówiąc nic więcej, opuścił loch,
dumny z siebie, że nie uległ kolejnej prowokacji. Miał wszak czyste sumienie.
Na swój dziwaczny, spaczony sposób dbał o nastolatkę i przejmował się jej losem,
mimo tego, że do jego świadomości fakt ten dotarł dopiero niedawno.
~*~
Enepsignos
włóczyła się po lesie, próbując zlokalizować źródło ledwie dostrzegalnego
sygnału jej pana. W świecie ludzi spędziła już prawię dobę i wciąż nie udało
jej się trafić na żaden trop. Była sfrustrowana. Doskonale zdawała sobie
sprawę, że gra na zwłokę nie sprawdzi się na dłuższą metę. Kiedy tylko wieść o
śmierci Beliala rozniesie się po całym podziemnym królestwie, poddani zechcą na
własne oczy ujrzeć nowego władcę i wypalony w jego skórze symbol władzy. Dobę,
najwyżej dwie udałoby jej się opóźniać moment oficjalnej koronacji, lecz co
będzie dalej? Jak utrzyma morale demonów, jeśli dowiedzą się, że ich nowy król
ponownie zstąpił na ziemię, ignorując jeden z najważniejszych obrzędów piekieł?
Zaraz podniosłyby się szepty, że ponownie wzgardził podziemiem, poświęcając swe
jestestwo ludzkiej wywłoce. Bunty związane ze strachem przed porzuceniem
mogłoby być niemal niemożliwe do okiełznania. Koniecznie musiała odnaleźć króla,
za wszelką cenę.
Zirytowana wdrapała się na jedną z
sosen i z jej szczytu rozejrzała się wokół. W pobliżu dostrzegła już tylko
jedną rezydencję, której dotąd nie sprawdziła. Jeśli nie znajdzie go tam,
wszystko pójdzie na marne.
~*~
Hrabianka
otworzyła leniwie oczy, czując niesamowity ból głowy. Chwilę zajęło jej
zrozumienie, gdzie się znalazła i jak tu trafiła. Grell zabrał ją rozedrganą
spod celi Sebastiana. Tylko czemu? Rozejrzała się wokół. Blade światło księżyca
dostawało się do wnętrza sypialni przez rozpostarte przez wiatr zasłony w
otwartym oknie, oświetlając meble srebrzystym blaskiem. Dziewczyna usiadła
zrezygnowana i spojrzawszy na swoje dłonie, zaczęła płakać. Gorzkie łzy
spływały strumieniami po zaczerwienionych policzkach. Tyle czasu żyła w
kłamstwie. Samolubnie pozwoliła sobie dążyć do zemsty, nie mając nawet
świadomości, jak ogromnym stała się potworem. Wiedziała, że Sebastian nie
kłamał, że to, co pokazał jej, kiedy rozciął dłoń złączywszy ich krew, było
utraconymi wspomnieniami. Przeszłością jej drugiego oblicza, którego nie
potrafiła kontrolować. Miała do siebie tak ogromny żal, że nie miała nawet siły
złapać oddechu pełną piersią. Tyle raz powtarzał by nad tym pracowała, a ona
bagatelizowała jego prośby, sądząc, że nie potrzebuje okiełzywać czegoś, co
doskonale radziło sobie bez jej ingerencji. Jak bardzo się myliła… Może gdyby
powiedział jej o tym od razu, wszystko potoczyłoby się inaczej? Kilka lat
zajęło jej utrzymanie świadomości w stanie tak wielkiej furii. Ile więc
niewinnych istnieć unicestwiła przez ten czas? Czemu demon nie próbował jej
powstrzymać? Czuła się oszukana. Po raz kolejny. Chciała znaleźć jakieś
usprawiedliwienie, lecz nie czuła się godna, by zaznać spokój.
–
Czy to możliwe, że próbował mnie chronić? – zapytała sama siebie. – Niemożliwe.
Gdyby chodziło mu o moje dobro, nie pokazywałby mi tego teraz. A może o to
właśnie chodziło, przecież prawda i tak wyszłaby na jaw. Może chciał mi
przekazać, że nigdy nie przestał być wierny? Niemożliwe!
Rozmyślała na głos, wypłakując się w
poduszkę, póki nie zmógł jej sen. Nie znalazła odpowiedzi na żadne pytanie.
Każde jedno, rodziło kilka kolejnych. Jedyne, co zyskała, to wątpliwości odnośnie
swoich planów. Czy jednak uczciwe było wobec boga śmierci przekreślenie
wszelkich planów i zostawienie potwora przy życiu? Jeszcze nim zapadła w sen,
obiecała sobie, że z nim o tym porozmawia.
W
tym samym czasie na drugim końcu posiadłości dwójka nastolatków kończyła
właśnie wspaniały wieczór. W cudownych nastrojach kroczyli bogatymi korytarzami
w obliczu postaci obserwujących ich z malowideł, trzymając się za ręce. Jak
wiele historii mógł skrywać jeden budynek. Ile sprzecznych uczuć mogły zamknąć
w sobie mury, ukrywając je wzajemnie przed domownikami? Tai i Tomoko nawet nie
przypuszczali, ile bólu i cierpienia odbijało się echem pomiędzy ścianami
zdobionymi drogimi tapetami.
Chłopak uśmiechał się promiennie do
księżniczki, prowadząc ją dumnie do sypialni. W dłoni trzymał niewielki bukiet
kwiatów, które zebrał dla niej na polanie, która od dziś stała się ich
wspólnym, magicznym miejscem. Kiedy tylko dotarli do jej drzwi, objął
księżniczkę w pasie i delikatnie ją pocałował, szepcząc do ucha słodkie słowa
pożegnania. Księżniczka odwzajemniła jego gest i po chwili zniknęła za drzwiami
sypialni. Odczekała, aż stuk butów Taia ucichnie i zaczęła podskakiwać,
piszcząc z podekscytowania niczym małe dziecko. Zawsze pragnęła pozwolić sobie
na taką chwilę niedojrzałości, a środek nocy i brak jakichkolwiek świadków
doskonale sprzyjał spełnieniu drobnej zachcianki.
Wiedziała, że prawdopodobnie już
następnego popołudnia zmuszona będzie wrócić do domu i na nowo rozstać się z
przyjaciółką i ukochanym, lecz nie dopuszczała do siebie ponurych myśli. Tym
razem zamierzała postawić się tradycyjnym zasadom rodziny i, korzystając z
karty przetargowej zakładnika, wypracować sobie możliwość pracy w londyńskiej
posiadłości należącej do jej rodziny. Była zdeterminowana i pewna sukcesu.
Wzięła szybką kąpiel, ubrała się w
koszulę nocną i położywszy się w łóżku, dokładnie układała w głowie
przemówienie, jakim uraczy matkę i doradców, by nie pozostawić im żadnego
wyboru, jak tylko zgodzić się na jej prośbę.
Podczas
gdy wszyscy domownicy rezydencji Roseblack udali się na spoczynek, spowita aurą
tajemniczości postać wyłoniła się z lasu i z chciwym uśmiechem powiodła
wzrokiem po murach okazałego domostwa. Wreszcie tu dotarła. Do ostatniego
miejsca, w którym mógł przebywać jej ukochany. Jeśli tu go nie znajdzie, to
zwyczajnie zawiedzie. Jednak instynkt podpowiadał jej, że tym razem będzie miała
szczęście. Nie wiedziała właściwie, czemu dotąd trzymała się z daleka od tego
miejsca. Zdawało jej się, że wydziela dziwny, niepokojący zapach, jednak im
bliżej znajdowała się celu, tym irytujące wrażenie zapachowe traciło na sile.
Zwinnie wśliznęła się do wnętrza
przez jedno z uchylonych okien w jadalni. Rozejrzała się wokół i otrzepawszy
wygniecione ubranie, dumnym krokiem ruszyła przed siebie. Nie wyczuwała
obecności innych demonów, ani nawet żadnych obcych istot spoza ludzkiego
świata. Nie musiała się więc obawiać. Żaden śmiertelnik nie byłby w stanie jej
zagrozić. Sukcesywnie przeczesywała kolejne pomieszczenia, kiedy nagle na jej
skórze pojawiła się gęsia skórka.
–
Anioł – szepnęła zaniepokojona.
Wyciągnęła jeden z wiernych
sztyletów i przywarła plecami do ściany. Powoli przesuwała się na przód. W
połowie korytarza ujrzała wydobywające się spod drzwi, blade światło. Podeszła
do nich i, nie wydając z siebie żadnych odgłosów, przyłożyła ucho do drewna.
Chociaż nie widziała śmiertelnego wroga, który spokojnie sączył herbatę,
oddając się lekturze dzieła Szekspira, nie miała złudzeń, że był jednym z nich.
Przez setki lat ciągłych zatargów z niebem nauczyła się bezbłędnie rozpoznawać
ich na odległość. Domyśliła się również, że skoro w posiadłości był gołąb,
najprawdopodobniej przetrzymywał tu również i Sebastiana.
Nie chcąc ryzykować zdradzenia swej
obecności, ruszyła wzdłuż korytarza. Przez chwilę błądziła po ciemku, by
ponownie na swej drodze spotkać kogoś niespodziewanego. Tym razem był to bóg
śmierci. Czerwonowłosy mężczyzna spał na krześle nieopodal drzwi. Enepsignos od
razu zorientowała się, że stał na ich straży. Na szczęście nie był zbyt
konsekwentny, więc kobieta bez trudu wtargnęła tam, gdzie teoretycznie nie
powinna móc się dostać. Zastanawiała się, jak to możliwe, by nie wyczuła
obecności ich obojga? Dziwnej rezydencji musiała chronić niezwykle silna magia.
Nie było innego wyjaśnienia, a to, że udało jej się uniknąć zarówno anioła jak
i shinigami, niemal graniczyło z cudem.
Zbiegła
po schodach do piwnicy. Ledwie wkroczyła do ciemnego, zawilgotniałego lochu, a
w jej nozdrza uderzył zapach krwi. Oczy demonicy rozbłysły groźnie, kiedy
przedzierając się pomiędzy kolejnymi regałami, w końcu dopadła krat więzienia
ukochanego.
–
Żyjesz! – wysapała, z trudem łapiąc oddech.
Klęknęła przed klatką i wsunęła rękę
do jej wnętrza, sięgając dłoni Sebastiana. Demon ocknął się i spojrzał w dwa
jaśniejące punkty rozdzierające ciemność. Uśmiechnął się słabo i wskazał dłonią
stojącą obok kobiety lampę. Enepsi chwyciła ją w dłoń i zapaliła wypuszczając z
opuszki palca niewielki płomień. Dopiero gdy ostre światło wypełniło wnętrze
piwnicy, zorientowała się w jak opłakanym stanie znajdował się król. Zadrżała
przerażona i otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć, jednak demon nie dał jej dojść
do słowa.
–
Nic mi nie jest. Nie przejmuj się. Wyleczę się. Nie mamy wiele czasu Musisz coś
dla mnie zrobić.– mówił pospiesznie, lecz jego słowa nie były wyzute z ciepła.
Patrzył na najwierniejszą poddaną z
lekko przymrużonymi oczami i z łagodnym uśmiechem na ustach. Ujął jej dłoń i
zaczął delikatnie gładzić skórę opuszkami palców, doskonale wiedząc, że zawsze
uspokajało ją to w trudnych chwilach. Była delikatniejsza, niż się do tego
przyznawała. Obecny Król Piekieł był jedną z dwóch istot, które znały ją od tej
strony i doskonale wiedział jak wiedzę tę wykorzystać na swoją korzyść.
–
Powiedz mi, kochany.
–
Weź to – szepnął, wkładając w dłoń błękitnej demonicy jedno ze swych piór. –
Wróć do królestwa i powiedz, że poszedłem walczyć o ziemię w ich imieniu. Pod
moją nieobecność sprawuj władzę, a kiedy wrócę, dla piekła nastaną długo
wyczekiwane czasy świetności – wyjaśnił, zaciskając palce na jej ręce.
–
Oczywiście. Zrobię wszystko, co zechcesz.
–
Wiem o tym, ukochana – szepnął, przysuwając się do klatki.
Demonica zrobiła to samo, łącząc ich
usta w pocałunku. Łapczywie spijała utęsknioną słodycz z jego warg, szalejąc z
radości świadoma tego, że miał plan. Wiedziała, że z piórem, które jej
ofiarował, nikt nie posądzi go o zdradę, a jej tymczasowe zwierzchnictwo
zostanie przyjęte bez żadnych pomruków. W końcu nie codziennie Król Piekieł
oświadcza się jednej ze swych poddanych.
–
I jeszcze jedno – przerwał wzniosły moment, poważnie spoglądając w oczy
przyszłej żony – Nie wracaj tu więcej. Pod żadnym pozorem. Nie możesz narazić
siebie, ani mojej misji.
Nie
zamienili więcej ani słowa. Enepsignos z bólem serca oderwała się od ukochanego
i równie niepostrzeżenie, jak wdarła się do wnętrza lochu, opuściła teren
rezydencji, by czym prędzej wrócić do domu i obwieścić dobrą nowinę. Mimo
ludzkiego ciała, które okropnie ją uwierało, z ust demonicy nawet na chwilę nie
zniknął uśmiech. Radosna przekroczyła granicę światów i dumniej niż zazwyczaj pokonała
korytarz prowadzący do sali tronowej, gdzie królewscy doradcy czekali na radosne
wieści.
:* Nie mów mi tylko, że to ten art z pianinkiem, bo będę płakać <3
OdpowiedzUsuńI znowu robisz mi niezasłużony fejm :-* Naprawdę kiedyś się za to obrażę, tak jak na naszego demona <3
Rozdział jest świetny, genialny, ale już przeszło mi na tyle, że potrafię powiedzieć coś oprócz kyaaa. Do rzeczy.
Byłam szczerze zaskoczona, że Lizz tak szybko zrozumiała sedno sprawy! To znaczy, może nie tyle Lizz, co jej serce wreszcie doszło do głosu.
Ejejej popsuję ci czwartą piosenkę. Właśnie leci w tle *_* Cudowna <3
"Sprawdź mnie. Bo ją kocham, Sutcliff." Gdy pierwszy raz to przeczytałam, to trzęsły mi się ręce, żuchwa opadła aż do ziemi i niewiele brakowało, żebym się rozpłakała. Teraz przywodzi mi to na myśl rozgrywkę pokera albo innej gry karcianej, z tym: Sprawdź mnie. I poker face shinigamiego, bo blef był zbyt idealny, że nie mógł uwierzyć, że to jest właśnie prawda. Nie mam słów, by wyrazić potęgę tej sceny i jak bardzo w polaczeniu z 4. ścieżką oddziałuje silnie na moją wyobraźnię.
Grell, przebłyski starego życia <3 Jesteś cudowna, bo obudziłaś we mnie współczucie dla niego, a wiesz, jakie to trudne, bo potrafię się śmiać nawet w najmniej odpowiednim momencie. Chylę czoła.
A Enepsignos została regentką w jego imieniu i narzeczoną *_* Kawaiii. Teraz jestem rozdarta, bo obdarzyłam ją dużą dawką sympatii, ale dobro Sebastiana stoi dla mnie wyżej w hierarchii... A on Koch Lizzy. Co za nieporozumienie!
I yiruma. <3 postawiłaś na uspokojenie naszych serduszek, czy jak?
Yiruma, bo kocham go całym sercem i mogłabym słuchać na okrągło xD no i pasowało mi do klimatu. A to 4 znalazłam w sumie tego dnia, co walczyłam z tym cholerstwem :P
UsuńDobro Sebastiana zawsze na pierwszym miejscu <3 A może nie? W sumie, po mnie się można spodziewać wszystkiego. Sama nie wiem,co jeszcze wymyślę, ale zdecydowanie musi być kya, żeby nas zapsokoić, hahahahaha. Może jakaś kąpiel w wannie? XD
OMG, właśnie na coś wpadłam xD płodna doba dzisiaj, nieprzeciętnie. Dobry znak. No i ten, tego, no... Dobrze, że kyauaś, bo jakbyś nie kyaua, to bym była sobą zawiedziona xD
Z opóźnieniem, ale jestem. Do czytania!
OdpowiedzUsuńLizz & Seba - czytam sobie, czytam. Oczywiście pierwsza reakcja: "No uwierz mu, no! Przecież to Seba do jasnej! Głupia no, mścić to się możesz na Enepsi, że ci Sebeua chce ukraść (chociaż z każdym rozdziałem przekonuję się do tego, że ona też zasłużyła na szczęście ;-;)" Potem moje myślące alter ego, które zawsze musi ujawniać się o kilka sekund za późno, gdy już coś palnę, podsunęło: "No przecież ona ma rację i choć ja wiem swoje, to na jej miejscu już bym Sebie nogi z dupy powyrywała. Należy mu się (ale tylko za to, co jest w oczach Lizzy, bo ja tam zawsze i tak myślę bardziej spiskowo od innych, bo mnie to nie dotyczy, więc sprawa wygląda inaczej)". Żałuję, że się dziewczyna nie ogarnęła w porę i że Grell akurat musiał się obudzić ze swojej śpiącej warty, no ale cóż i tak mnie uraczyłaś cudnym rozdziałem ;)
o do Grella, jak już tu jesteśmy... Wspaniałą postać, która na równi z Undertakerem potrafi mi poprawić nastrój, choćby mi się wszystko na głowę waliło. A teraz z niego takiego poważnego i rozważnego zrobiłaś. To też supi jest! Tę wersję też będę ubóstwiać, nie ma opcji. Się rozwinął chłopak, pięknie to pokazałaś. To jak powoli zdał sobie sprawę, że współczuje i chce jakoś ulżyć "irytującej dziewczynie"...Awwwww... Taki chłodny przy Sebie *.* (Czyżby syndrom "starego" Grella mi się udzielił?) No i te jego przemyślenia o przeszłości...Awwwwwać będę w nieskończoność.
Oczywiście, ja też muszę się samodzielnie popodniecać fragmentem wyżej wspomnianym. "Sprawdź mnie" No Grell, kocham! "Bo wciąż ją kocham, Sutcliff" Dobrze, że leżałam, bo już niżej spać nie mogłam. Rozpływam się! Płyyynę! To "Sutcliff", argghrhh, no taki klimat, że nie opiszę. Płyyynę nadaaal. Chociaż ja zwsze wiem swoje, to aż nie mam ochoty mówić: "Wiedziałam!". Pewnie wszyscy wiedzieli, ale noooo... Choć wyobrażałam sobie ten moment na różne sposoby, to tak dobrze nie było!
Sorki, jarać się Taiem i Tomoko nie będę, przyćmiła mi ich tamta scena. Inne też... Za dużo supi i kjut scen powypisywałaś! Twoja wina!
Idzie Enepsi koło drogi... No i co? No trafiła w końcu, dobrze czy źle? Sama nie wiem już ;-; Najlepiej to bym rozdzieliła Sebę na dwóch. Ten supiSeba dla Lizzy, a ten stereotypowy, pod którego maską kryje się ten supi, dla białej demonicznej... (Straciłam frajdę z nielubienia jej ;^; Łaj?!) No kurcze, nawet zaczynam ją lubić, a tak nie lubię zmieniać podejścia do kogoś, kogo okrzyknęłam moim wrogiem...
Arthuro, noo! W łeb się walnij durnym Szekspirem. Co za debil! (muszę na kogoś przelać nienawiść) Nie no, ogólnie scena z Enepsi x Seba fajna... Ale nie powinna mi się podobać! No i tu chodzi o zasady! Nie wpuszczamy demonów, to nie wpuszczamy! A nie, aniołek się znalazł! (Grella uniewinniam! Niech się chłopak wyśpi, a nie pan "gołąb" [podoba mi się ><). Tak lekceważyć swoje obowiązki! No ślepy, głuchy i nawet mi go nie żal. (Gdyby nazywał się Andrzej, sprawy inaczej by się miały XD Bóg go nie kocha)
Jeśli coś z tymi zaręczynami będzie na rzeczy, to na razie nie wiem co zrobię, ale coś na pewno. Niech Lizz wpadnie na ślub w momencie: "...lub zamilknie na wieki" (chociaż nie, nie czytaj tego) żadnych zaręczyn z Sebą, koniec. Aż mi trochę żal Enepsi, bo ona też teraz taka wykorzystywana. W całej swojej dziwkowatości, to jednak nic nie zrobiła, no! Seba, głąbie! Ciebie chwalić jednak za dużo nie można, bo ci sie we łbie przewraca. Zaręczyny, jeszcze czego...
"Bo wciąż ją kocham, Sutcliff" Wypiszę sobie to złotymi literami na ścianie. I suficie. Bo w sumie dużo leżę, to też trzeba patrzeć. Sutcliff. Chyba zawsze będę Grellem kończyć zdania, jakoś pięknie to brzmi :)
Alee tego wyszło o.o (zapomiałam napisać Sutcliff na końcu. Niechaj spłonę!)
OdpowiedzUsuńBosze, jestem zbyt nieogarnięta, żeby Ci z sensem odpisać, a aż wypada, bo tyle napisałaś <3
UsuńFajnie, że tyle różnych emocji i że podobają Ci się różne oblicza bohaterów. No i to "Nie lubię Enepsi, niech umrze. Ale jednak nie, lubię ją." To jest piękne hahaha xD
Dobrze, że od razu założyłam, że to nie będzie jedynie epizodyczna postać, bo tyle emocji dostarcza xD
No i nie będę sobą, jak się nie pojaram, że to proste zdanie miało taką moc. Szoczek,że udało mi się to osiągnąć. Nie spodziewałam się w sumie... No, ale najważniejsze, że się podobało <3
Sama widzisz, że to strasznie nieskładne, ale nie mam, kiedy się wyspać i ooo i taka jestem bylejaka xD Ale doceniam komcia <3 loffki
Ej Nami, jako twoja czytelniczka i wierna słuchaczka (która się zazwyczaj nie ukazywała) chciałabym tobie pokazać coś złego, ohydnego, ordynarnego i przerażającego (choć czasami zabawnego)
OdpowiedzUsuńTo coś co przebija Jelenia, proszę, musisz zrobić z tego jutubolizę. To jest zbyt złe... Tam są spocone trawy i mieczopochwy ;--;
Poniżej wrota piekieł.
http://najlepsza-historia.blogspot.com
„– Bo wciąż ją kocham, Sutcliif”. Przeczytałam to i aż podskoczyłam :3
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ta scena Sebastiana i Grell'a epicka, serce Lizz doszło do głosu, ale czy anioł jej nie wyczuł...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia