Nie mam weny, nastroju, siły ani ochoty na przedmowę. Wybaczcie, bardzo bardzo straciłam humor do wszystkiego.
Miłego :*
====================================
Kiedy obrady
dobiegły końca, Sebastian przeprosił zgromadzonych i w pełni swej chwały, w
demonicznym ciele i bojowym stroju, podszedł do siedzącej w towarzystwie
ochroniarzy Elizabeth. Dziewczyna podniosła na niego wzrok. Dwoje błękitnych
oczu mówiło mu więcej niż miliony słów, które mogłaby zacząć z siebie wyrzucać,
ale demon wiedział, że nie miała ochoty tego robić. Stres i oczekiwanie
zaczynały ją niszczyć. Usilnie starała się nie dopuszczać do siebie emocji ani
nawet samej świadomości ich istnienia, ale Michaelis znał ją zbyt dobrze, by
uszły jego uwadze.
— Ładnie
wyglądasz — mruknęła łagodnym głosem z nutą słodyczy ginącą w morzu głębokiego
żalu.
Kruk pochylił
się nad nią lekko, od jego zakręconych rogów odbijały się promienie światła,
rzucając pręgowany cień na policzki nastolatki. Czarna skóra demona
kontrastowała z jej bladą, niemal śnieżnobiałą, szczególnie było to widać, gdy
wyciągnął rękę, by pomóc jej wstać.
Nie miał na
sobie zbroi podobnej do tych, które nosili jej ochroniarze. Jego strój był
wykonany wprawdzie z podobnego materiału, jednak specjalny projekt, który
przysługiwał jedynie najwyższym w piekle, sprawiał, że odzienie króla
delikatnie okalało jego ciało, podkreślając wysportowaną sylwetkę i mięśnie.
Strój czarny, niczym jego skóra, sprawiał, że niezbyt spostrzegawczemu
obserwatorowi mogłoby się wydawać, że miał na sobie jedynie poszarpany kawałek
purpurowego materiału przepasany przez biodra, którego skrawki ledwie
zasłaniały jego strefy intymne. Prawda była jednak taka, że elastyczny pancerz
zakrywał go od stóp do głów, a przepaska w biodrach i luźno narzucona, krwista
koszula – poszarpana podobnie do dolnej części garderoby – jedynie dopełniały
stroju wraz z twardszymi elementami chroniącymi stawy demona. Przy każdym jego
ruchu było widać, jak mięśnie napinają się pod materiałem.
Lizz zawsze
czuła niewyjaśnioną słabość do prawdziwej formy Michaelisa. Chociaż
wielokrotnie mówił, że była odrażająca i niegodna jej oczu, wcale nie wzbudzała
w nastolatce grozy. Ceniła sobie te kilka chwil, kiedy mogła go takim widzieć,
dzięki temu nigdy nie zapominała, że piękne oblicze, które oglądała na co
dzień, było tylko maską skrywającą prawdziwy cud – pięknego potwora, który
nauczył się czuć i poznał najcudowniejsze z emocji. To znaczyło dla niej
więcej, niż idealne oblicze bez żadnej skazy, którym zachwycali się
przedstawiciele jej gatunku.
— Dziękuję,
kochanie — odparł Sebastian, siląc się na uśmiech.
Starał się być
dla dziewczyny wsparciem, ale podobnie jak Lizz, odczuwał zdenerwowanie,
niepewność, żal i smutek. Nie do końca docierało do niego, że to już koniec. Z
jakiegoś powodu zwyczajnie nie potrafił sobie tego zwizualizować. Co będzie
później? Jak poradzi sobie Enepsignos? Co będzie z jego królestwem? Czy Eni w
ogóle zdoła je odbić? W głowie króla mnożyły się pytania, na które w jego
mniemaniu nie istniała odpowiedź – bo Kruk nie umiał zaakceptować tego dnia
jako swego ostatniego. Tym bardzie nie wyobrażał sobie istnienia świata bez
stąpającej po nim ukochanej, ale myślenie o tym było zbyt obezwładniająco
bolesne, by mógł pozwolić sobie na nie na polu bitwy.
— Niech oni już
przyjdą, Sebastian. Nie mogę już dłużej czekać — jęknęła, wtulając się w
ukochanego.
Chciał ją
pocieszyć, choć do głowy nie przychodziły mu żadne pokrzepiające słowa. Nim
jednak otworzył usta, Sutcliff stanął przed nim i drżącym głosem zapowiedział,
że musi im coś powiedzieć. Hrabianka wraz z Michaelisem spojrzeli pytająco na
żniwiarza, z przyzwoitości zaprzestając chwilowo wzajemnych czułości.
— Muszę wam coś
powiedzieć… — powtórzył zdenerwowany. — Kiedy Elizabeth prosiła mnie, żebym się
czegoś dowiedział, nie udało mi się. Byłem zły, poza tym chciałem zostać tu na
dłużej, dlatego złamałem prawo bogów śmierci. Potem trafiłem na trop, który
zaprowadził mnie do hangaru, w którym…
— Idą… —
powiedział zszokowany Michaelis.
Jego niepewny
głos zmroził serce hrabianki i całkowicie uciszył Grella. Rudzielec odwrócił
się i ujrzał na horyzoncie czarną, rozszalałą szarańczę, która bez pozornego
ładu ani jakiejkolwiek formacji, pruła do przodu, tratując wszystko na swojej
drodze. Kamienie, drzewa, ruiny budynków – wszystko ginęło w czerni ciał i
błysku krwistych oczu. Na samym końcu, niesiony na lektyce przez dziesiątkę
żołnierzy, ze żniwiarską kosą w dłoni stał Undertaker. Chociaż był zbyt daleko,
by ludzki wzrok mógł dostrzec jego twarz, Elizabeth doskonale wiedziała, jak
musiał wyglądać.
Poczuła
przeszywający ciało dreszcz. Bezwarunkowy odruch wzdrygnął nią, wydała z siebie
bliżej nieokreślony dźwięk o wysokim tonie. Bała się, była przerażona i nie
dawała rady się opanować.
— Se-sebastian,
idą! — krzyknęła, mocno ściskając rękę demona.
— Samarel,
Sutcliff, pilnujcie Elizabeth. Nie pozwólcie nikomu się do niej zbliżyć, ma być
bezpieczna, dopóki nie schwytamy Undertakera! — rozkazał Michaelis.
Wykrzyczał
jeszcze kilka poleceń, a potem spojrzał w oczy ukochanej i złożył na jej ustach
pocałunek.
— Damy sobie
radę. Kocham cię. Nie ryzykuj.
— Nie będę.
Uważaj na siebie — odpowiedziała drżącym głosem.
Ściągnęła z
szyi wisiorek z ametystem i wręczyła go Sebastianowi, a potem popchnęła go
delikatnie. Gdy odchodził, ledwie dawała radę złapać oddech. Stała nieruchomo w
miejscu, choć każda komórka jej ciała pragnęła wyrwać się w pogoń za demonem,
zabrać go stąd, uciec i nigdy więcej nie wrócić. Nie była gotowa na taką
śmierć. Nie tego dnia, nie w tak sposób, nie w takich warunkach. Nie chciała,
żeby on również odszedł, zasługiwał na życie.
— Grell. Ja nie
chcę… Nie chcę dziś umierać! — krzyknęła do żniwiarza, kiedy Michaelis był już
na tyle daleko, że nie mógł jej słyszeć.
Zniknął w
tłumie żołnierzy. Dwie hordy ponadnaturalnych istot nacierały na siebie pod
bacznym okiem obserwujących ich bogów śmierci. Sutcliff objął dziewczynę i
tulił do siebie mocno, póki nie przestała się trząść, a Samarel nakazał reszcie
ochroniarzy obstawić ich ze wszystkich stron i chronić nawet za cenę życia.
Kiedy pierwsze
szeregi przeciwników skrzyżowały broń, ciche dotąd wzgórze zawrzało
przerażającymi odgłosami. Szczęk broni, nieludzkie krzyki, gardłowe jęki i
wszechobecne huki odbijały się w czaszce nastolatki, sprawiając, że ledwie
dawała radę zachowywać świadomość. Nie była gotowa na coś takiego. Cały czas
sądziła, że sobie poradzi, ale straciwszy z oczu ukochanego, pożarł ją strach i
jedynie ramiona Sutcliffa powstrzymywały Elizabeth przed upadkiem.
— Ej,
dziewczyno, uspokój się, nic mu nie jest. To Sebastian, król demonów, da sobie
radę — próbował pokrzepić ją Grell.
Pierwsze
niedobitki wojsk przeciwnika zdołały przedrzeć się przez ostatni szereg
zjednoczonych sił demonów i aniołów. Samarel wraz z poddanymi z łatwością
odparli atak, jednak bóg śmierci upierał się, by przenieśli się w miejsce
spoczywania kamienia. Demon oponował, ale na nic się to zdało. Rudzielec
chwycił nastolatkę i zabrał ją pomiędzy grupę żniwiarzy pilnujących skupisk
energii zgromadzonych najbliżej strażników. Dalej nie mogli się udać, gdyby
aktywowali obrońców Podwaliny Rzeczywistości, nie przeżyliby nawet minuty.
— Sutcliff, co
ty robisz?! Nie odciągaj mnie, ja muszę walczyć! Muszę zabić Undertakera, taki
był mój układ z Idą! — wrzeszczała Lizz, próbując wyszarpnąć się żniwiarzowi.
— Nie wiem, co
za Ida, ale zostajesz tu. Widzisz go? — Wskazał ręką srebrną czuprynę na
krwistym horyzoncie. — Sam tu przyjdzie. Osłabiony, wtedy będziesz miała
szansę. Myśl! Inaczej twój kochany Sebuś nie zje ostatniego posiłku!
Lizz spojrzała
na Sutcliffa. Po jej policzkach płynęły łzy, wargi trzęsły się tak, jakby
zamarzała, ale z oczu powoli znikała panika. Ostre słowa żniwiarza przyniosły
efekt. Hrabianka powoli odnajdywała się w sytuacji, starała się odciąć od echa
cierpiętniczych wrzasków, starając się nie szukać pośród nich głosu Sebastiana.
Musiała się uspokoić, tylko w ten sposób miała szansę przeżyć. Nie była w końcu
pierwszym lepszym ludzkim dzieckiem. Była Elizabeth Roseblack, panią króla
demonów, dziewczyną, która oszukała przeznaczenie; tą, która miała zmienić
przebieg wojny. Nie mogła okazywać słabości.
Powtarzała
sobie w myślach, dlaczego znalazła się na polu bitwy, co ją tu przywiodło i
dlaczego musiała przeżyć. Miejsce strachu wypierało obrzydzenie do jej
początkowej, dziecinnej i typowo ludzkiej reakcji. Na twarzy zagościł spokój, w
oczach płonień. Poczuła zew krwi i kiedy kolejna z bestii – które widziała na
rozmazanej fotografii, a które z bliska wyglądały jeszcze paskudniej –
zaatakowały ich formację, wyrwała się naprzód, uderzając potwora kulą, by po
chwili poderżnąć mu gardło wyciągniętym z cholewy buta sztyletem.
— To ty… —
powiedziała cicho, zerkając na drżącą dłoń.
Siła, z jaką
udało jej się zaatakować, nie należała do niej. Przez ostatnie miesiące zdołała
się o tym przekonać. Poznała Idę na tyle dobrze, by wiedzieć, kiedy ingerowała
w jej świadomość, przejmując kontrolę nad ciałem. Tym razem Lizz nie zamierzała
protestować – do tego w końcu zmierzały: wspólnie stawią czoła w wojnie,
wspólnie zabiją Undertakera. Ida odzyska wolność, będzie mogła odejść w pokoju,
spełniając swoją misję, a Elizabeth odda dusze ukochanemu, dopełniając swoją
zemstę.
— Hej,
Elizabeth, dobrze ci idzie — odezwała się Ida, przemawiając do hrabianki z
wnętrza jej umysłu.
— Ida! Jesteś!
Pomóż!
— A co ja
właśnie robię? — zakpił doppelganger. — Na razie będziemy walczyć tak, ale
kiedy zjawi się Undertaker, musisz oddać mi pełną kontrolę, inaczej wszystko
przepadnie.
— Nie… Możesz
wziąć mnie już teraz. Chcę walczyć, chcę się przydać. Mieć pewność, że
Sebastian przeżyje — zaoponowała Elizabeth.
Ochroniarze
nastolatki patrzyli na nią osłupiali, obserwując, jak rozmawia sama ze sobą,
nie zdając sobie sprawy, że przez cały czas walczyła, zabijając jedną kreaturę
za drugą. Ciała przeciwników rozpadały się w proch, jakby spalały się w
niewiarygodnie wysokiej temperaturze, pozostawiając na skórze dziewczyny ciemny
osad. Wszystkie bestie ginęły w ten sposób, gdy tylko z ich ciał ulatywało to,
co zostało po duszach dzieci mających nieszczęście zostać zmienione w żołnierzy
grabarza.
Choć obłąkana
ludzka dziewczyna przyprawiała Samarela o dreszcze, musiał przyznać, że opętana
szałem zabijania wyglądała majestatycznie. Jej ruchy stawały się coraz bardziej
płynne, szybkie i niewiarygodnie precyzyjne – niemal dorównywała demonom, a w
miarę upływu czasu jedynie nabierała sił.
— Nie mogę
posiąść cię teraz, mam za mało siły, nie dotrwamy do końca!
— To co
zamierzasz zrobić? Muszę mu pomóc!
— Nie widzisz,
że właśnie to robisz, idiotko?! — Wrzask Idy na chwilę ogłuszył Lizz.
Zatrzymała się
i zgięła wpół, chwytając się za bolące uszy. Jedna z kreatur wykorzystała
okazję i ruszyła na nią, lecz w ostatniej chwili podwładny Samarela osłonił
nastolatkę, przypłacając heroiczny gest własnym życiem.
— Lizz, nie
wygłupiaj się, chodź tu! — krzyknął Sutcliff.
Chwycił
szlachciankę i zaciągnął z powrotem do ochroniarzy, a kiedy ból ustąpił i
podniosła głowę, patrząc nieprzytomnie na Grella, ten spoliczkował ją wściekle.
— Walczymy
wszyscy razem, albo cię ogłuszę — powiedział stanowczo i nawet nie mrugnął,
póki hrabianka, za namową głosu doppelgangera, nie przystała na jego warunki.
Chwilę później
cała szóstka rzuciła się w wir walki, wciąż chroniąc jedne z ostatnich linii,
ale powoli odpierając siły przeciwnika, których agresja i gwałtowność
zaskoczyła demony i anioły do tego stopnia, że nie udało im się utrzymać formacji, którą bestie Undertakera
przebiły bez trudu w niespełna kwadrans.
~*~
Sebastian wcale
nie chciał zostawiać ukochanej. Ledwie udało mu się zmusić, by od niej odbiec,
a kiedy już to zrobił, wpadł w prawdziwy szał. Pamiętał, jakie było jego
zadanie, że był królem i powinien dbać przede wszystkim o to, by przeżyć, ale
złość, cierpienie i poczucie niesprawiedliwości były silniejsze niż logiczne
myślenie.
Stworzył sobie
sztylety i jeden krótki miecz, którym uwielbiał walczyć w warunkach podobnych
do tych. Broń do walki na bliski dystans sprawdzała się najlepiej w tłoku
mieszających się ciał. Michaelis przedzierał się przez kolejne szeregi
przeciwników, zostawiając większość z nich w tyle. Atakował wszystko, co
stawało mu na drodze, obierając za cel Undertakera.
Żołnierze
wysłani na zwiady donieśli bowiem, że istotny, którym przewodził legendarny bóg
śmierci, były całkowicie zależne od jego woli. Jeśli więc udałoby się go zabić,
obrzydliwe kreatury stałyby się zdecydowanie mniej groźne i byłoby jedynie
kwestią czasu, kiedy wszystkie zostałyby zgładzone. Celem Grabarza była bowiem
Podwalina Rzeczywistości, a kreatury, które pomagały mu w osiągnięciu celu, nie
miały żadnych pragnień. Ich jedynym przeznaczeniem była śmierć w imię jego sprawy.
Dlatego właśnie
Kruk postanowił dorwać go jak najszybciej. Nie baczył na niebezpieczeństwo, nie
przejmował się hektolitrami krwi i poodrywanymi kończynami, które co chwilę
przelatywały mu przed oczami. Zmierzał do celu, a wraz za nim niewielka grupa
żołnierzy z Michałem na czele.
Archanioł nie
zamierzał pozwolić Michaelisowi umrzeć przedwcześnie. W ten sposób jego pozycja
mogłaby zostać zagrożona, dlatego od samego początku walki bacznie obserwował
demona i kiedy tylko ten zignorował wcześniejsze ustalenia, dołączył do niego,
zamierzając dopilnować, że zdechnie dopiero wtedy, gdy niebiańska broń rozerwie
jego trzewia.
— Panie,
uważaj! — krzyknął jeden z żołnierzy.
Odepchnął
Sebastiana, przewracając go na stertę rozkładających się trupów skąpanej w czarnej
mazi roztopionych wnętrzności. Pośród zwłok Kruk rozpoznawał zarówno demony,
anioły z połamanymi skrzydłami jak i zniekształconych żołnierzy grabarza.
Korzystając z chwili, chwycił jedno truchło za gardło i przyjrzał mu się
dokładnie. Postać śmierdziała zgnilizną z domieszką substancji, której
pochodzenia Michaelis nie był w stanie sobie przypomnieć, jednak jej intensywny
odór przyprawiał go o łzawienie. W martwych oczach potworów widział gasnący,
czerwony blask, a ustami i nosem ciała wydostawał się czarny dym, który w
powietrzu opadał na zwłoki żołnierzy w postaci popiołu. W końcu każda z kreatur
zwyczajnie się rozpadała.
Król nie
rozumiał, co było powodem takiej reakcji pośmiertnej, ale daleki był od
rozwikływania tej zagadki na polu walki. Podniósł się i skinąwszy w podzięce
demonowi, który w spazmach bólu przytrzymywał pożerającego go żywcem
przeciwnika, ruszył dalej. Przerażała go brutalność przeciwników. Nie mieli
taktyki, nie postępowali zgodnie z żadnymi skomplikowanymi założeniami. Jedynie
brnęli przed siebie, podobnie do niego, niszcząc wszystko po kolei. Sebastian
widział nawet, jak kreatura rzuca się na jednego ze swoich, w szale nie widząc
nawet różnicy.
Nie mieli
żadnych oporów, byli roźni gi niepowstrzymani niczym najpotężniejsze siły
natury, którym nie potrafili przeciwstawić się zarówno ludzie, jak i
przedstawiciele istot ponadnaturalnych. Żywioł obdarzony nadzwyczajną siłą, z
którego emanowała niepokojąca mieszanka energii demonicznej z ludzką.
Michaelis
zrozumiał, że właśnie tym miała się stać jego kontrahentka, a to, z czym
walczył całe jej dzieciństwo, było jedynie nieudanym eksperymentem, który w
jakiś sposób wyewoluował. Nie wiedział i nawet nie chciał wiedzieć jak to się
stało, pozbył się tamtego tworu, nie musiał się tym martwić. Odrzucał od siebie
wszystkie rozpraszające myśli, coraz bardziej zbliżając się do celu.
— Undertaker! —
wrzasnął, zatrzymując się w pewnym momencie, widząc jak żniwiarz z sadystycznym
uśmiechem na ustach rozpruwa jednego z aniołów.
Trzymał go za
szyję i raz po raz zanurzał ostrze w brzuchu gołębia. Broń ze specjalnego
stopu, który był w stanie zabijać wszystkie ponadnaturalne istoty, dumnie
błyszczała w dłoni grabarza, spływając szkarłatną posoką. Z rozprutego ciała
zaczęły wylewać się wnętrzności. Rozpaczliwy krzyk gołębia i desperackie próby
wyrwania się z uścisku śmierci jedynie przyspieszały proces. W blasku słońca
Undertaker wyglądał majestatycznie. Bóg, który zabił anioła; białe pióra, które
wzbiły się w powietrze wraz z podmuchem wiatru, zwiastując rychłą śmierć
męczennika – choć Kruk nienawidził większości aniołów, widok cierpiącego
sojusznika rozwścieczał go jeszcze bardziej.
— Dorwę cię!
Zapłacisz za wszystko! — dodał, wyrywając się z marazmu.
Michał zdążył
się z nim zrównać. Spojrzał na króla piekieł, dyskretnie nakreślił palcem na
dłoni kilka znaków, dając demonowi znać, jaką strategię powinni obrać, a potem
wydał rozkaz towarzyszącym mu wojskom. Wraz z Krukiem biegli dalej, zachowując
szyk, podczas gdy otaczający ich żołnierze rozgramiali kreatury nacierające w
ich stronę z naprzeciwka.
Co za akcja to za moc...super epicko..czekam na więcej
OdpowiedzUsuńDzięki xD. Więcej już w sobotę :P.
UsuńSupcio rozdział, oczywiście jak zawsze. ^^
OdpowiedzUsuńJuz nie mogę doczekać się zakończenia. Undziu to taki geniusz zła :D. Czekam na nexta
Koniec będzie w sobotę albo w środę. Zobaczę jak wyjdzie, ale już niedługo xD.
UsuńDzięki i do zobaczenia!^^
Ile emocji w tym rozdziale, ta akcja, scena walki, jest super :) No to zaczęli się wszyscy walić po mordach i będzie z tego niezła krwawa jatka XD Najbardziej podobało mi się jak Ida przejęła kontrolę nad Lizz i zaczęła po kolei zabijać te demony to było genialne, pokazała swoją drugą naturę.Mam nadzieję, że Sebastian da jakoś radę w tej walce, a Elizabeth niech się nie poddaje i zachowa zimną krew.
OdpowiedzUsuńDo następnego rozdziału ! :*
Weź, te rozdziały są takie średnie, bo ja strasznie nie umiem i nie lubię w opisy walki xD. Muszę się kiedyś pouczyć, bo to aż obciach. Ale cieszę się, że Ci sie podobało, przynajmniej wiem, że aż tak tragicznie nie jest :P.
UsuńDzięki za komcia, do zobaczenia :*.
Czy ten dzień mógłby być lepszy ? Cudowna wycieczka do kina z przyjaciółmi a teraz wspaniały rozdział...
OdpowiedzUsuńŻycie jest piękne ^^ Napisałabym coś więcej ale jestem zbyt oszołomiona i zmęczona dzisiejszym dniem by sklecić coś sensownego. Czekam na dalszy ciąg :)
To gratuluję udanego dnia i cieszę się, że mogłam się do niego przyczynić^^. Mam nadzieję, że i te ostatnie Ci się spodobają, bo zobaczenia :*.
UsuńNie lubiłam Idy, ale jakoś chyba nis jest taka zła. Pomaga Lizzy. I bardzo mi się spodobało jąk częściowo przejęła nad Elizabeth kontrolę. :3
OdpowiedzUsuń