Bal powoli dobiegał końca. Wszyscy byli już
zmęczeni, albo pijani. Większość zdesperowanych młódek znalazło sobie
towarzystwo na resztę nocy i znudzona zalotami, zaciągała ofiary do miłosnych
gniazdek. Lizz obserwowała ich zachowanie z bezpiecznej odległości, z pełnym
obrzydzenia wyrazem twarzy. Mężczyzna z obsługi podszedł do niej i zaproponował
kolejny kieliszek szampana, znudzona nie zaprotestowała. Bawiła się tak
kiepsko, że nawet alkohol nie poprawiał jej humoru, za to utwierdziła się tylko
w przekonaniu, że takie idiotyczne, towarzyskie spędy nie są dla niej.
Przechyliła szkło i wypiła jego zawartość, spoglądając w stronę lokaja.
Sebastian wciąż adorował Madame Halme, wszystko
zmierzało w dobrym kierunku. Jak tak
dalej pójdzie to może cały ten cyrk nie będzie na marne. Była zła, że tak
dobrze się bawił, to miała być praca, a nie przyjemność. Zdecydowanie wolała
patrzeć, gdy się złości. Zadowolenie i tak towarzyszyło mu zbyt często.
Szczególnie, gdy ona usychała ze znużenia, jego uśmiech niezwykle ją irytował. Nagle poczuła się niesamowicie
śpiąca. Położyła łokieć na oparciu krzesła, a na nim głowę, by chwilę odpocząć.
Jej powieki były strasznie ciężkie, a czaszka zaczęła pulsować tępym bólem.
Zamknęła oczy, by choć na moment odsapnąć. Tylko
na chwilę…
– Niles, bal dobiega końca. Goście zbierają się już
do wyjścia – oznajmiła blondwłosa kobieta.
– Tak, najwyższa pora wracać do domu… – odpowiedział
melancholijnie.
– Może jednak zechciałbyś zostać odrobinę dłużej? –
Znów zatrzepotała zalotnie rzęsami.
Demon popatrzył na nią smutnym, zrezygnowanym
wzrokiem, w głębi duszy ukrywając triumfalny uśmiech. Wszystko szło zgodnie z planem.
„Lizzy” jak zwykle przewidziała, jak
potoczy się gra.
– Niestety, ale będę zmuszony odmówić. Jestem
zobowiązany zabrać siostrzenicę do domu. Jest jeszcze bardzo młoda.
– Ależ nie ma się, czym martwić. Poprosiłam mojego
lokaja, by odprowadził ją do powozu. Czeka tam ktoś ze służby, prawda? – zachęcała
go.
– W takim razie… Będę zaszczycony mogąc dotrzymać ci
towarzystwa, Madame. – Pokłonił się. Sprytnie,
panienko.
Kobieta pociągnęła go za ramię w
stronę drzwi. Wychodząc z sali poleciła służącemu, by odprowadził wszystkich
gości i dopilnował, aby służba sprzątnęła po przyjęciu. Zaprowadziła swojego
nowego kochanka do sypialni, kazała mu się rozgościć, a sama poszła się
odświeżyć do łazienki.
Sebastian
doskonale wiedział, jak obchodzić się z kobietami. Cierpliwie czekał, aż hrabina
wróci, w miedzy czasie przygotowując w pokoju odpowiedni nastrój. Kilka świec,
płatki róż, olejki zapachowe – dla niego było to tak proste. Kiedy kobieta
wyszła, nie pozwolił jej nawet wyrazić zachwytu, jakiego doznała, widząc swoją
sypialnię. Chwycił ją w pasie i rzucił na łóżko. Zdjął z siebie marynarkę,
rozsunął krawat i rozpiął guziki jej cieniutkiej bluzki. Chwycił Joanie za nadgarstki
, krępując jej ruchy i namiętnie wpił się w jej usta.
~*~
Kamerdyner leżał
na wznak w śnieżnobiałej pościeli, czekając aż kobieta zaśnie i będzie mógł
przeszukać posiadłość, jednak ona uparcie starała się pozostać przytomna. Jakby
spodziewała się, że odejdzie, gdy tylko spuści z niego wzrok. Patrzyła na jego
ciało wpół zamkniętymi, maślanymi oczami. Na twarzy miała wypieki, wciąż nie
mogła unormować oddechu. Patrząc na nią, Sebastian próbował powstrzymać
obrzydzenie. Nie rozumiał, jak może jej to sprawiać przyjemność. Dla niego było
smutnym, śmierdzącym obowiązkiem. Robił to już nie raz i choćby nie wiadomo jak
się starał, zwierzęcy odór nieodzownie towarzyszył czynności, za którą
niektórzy ludzie byli w stanie oddać naprawdę wiele. Pod tym względem byli dla
niego jak znienawidzone, brudne psy.
– Śpij już! – krzyczał w myślach. Chciał przeszukać dom i wrócić do
posiadłości, by zmyć z siebie wspomnienie tej kobiety.
~*~
– Um… – Młoda
hrabianka otworzyła lekko zaspane oczy.
Czuła miękkie posłanie, przyjemny
zapach różanego olejku. W pomieszczeniu panował całkowity mrok. Była tak
strasznie śpiąca. Chciała zawołać lokaja, by dowiedzieć się jak mu poszło, ale
zmęczenie wygrało z ciekawością. Zamknęła oczy i ponownie odpłynęła.
~*~
Madame
Halme długo walczyła z sennością, jednak po pewnym czasie, chęć odpoczynku
przeciągnęła szalę zwycięstwa na swoją stronę. Zniecierpliwiony kamerdyner
wstał z łóżka, ubrał się i po cichu opuścił jej sypialnię.
– Dobrze, teraz muszę przeszukać dom.
Dokładnie
zbadał każde pomieszczenie, od strychu po same piwnice. Otwierał każdą szafę,
grzebał w szufladach i koszach z praniem, jednak nie znalazł żadnego śladu
porwanych dziewczyn. Przez okno na strychu wydostał się na dach. Rozejrzał się
po okolicy. Żadnych dodatkowych pomieszczeń, szklarni, ukrytych podziemi. Nic,
czego już by nie odwiedził. Przed posiadłością nie było nawet wozu.
– Madame Halme śpi, nie ma męża, ani kochanka.
W takim razie, gdzie podział się wóz?
Zeskoczył na dół. Ziemista ścieżka
dojazdowa pełna była śladów kopyt i kół. Wszystkie sprzed dobrych kilku godzin,
oprócz jednych. Demon dostrzegł świeże odciski i pobiegł ich śladem. Prowadziły
do małej chatki w środku lasu. W powietrzu poczuł zapach krwi i ludzkiego strachu.
– To tu je zabierała. Dlatego Yard pozostawał
bezsilny.
– Jak
najszybciej muszę wrócić i powiedzieć o tym panience! – powiedział do siebie.
Słońce zaczynało powoli wschodzić.
Przez wytrwałość kobiety, powierzone zadanie zajęło mu zdecydowanie więcej
czasu, niż zakładał. Nie był z tego powodu zachwycony. Panienka na pewno też nie będzie.
~*~
Sebastian
przekraczał właśnie granicę terenu posiadłości Roseblack. Zamierzał zmyć z
siebie denerwujący ludzki smród, przygotować śniadanie i dokładnie przedstawić
swojej pani, co odkrył tej nocy. Usłyszał stukot końskich kopyt. Odwrócił się i
dostrzegł zaspanego bruneta prowadzącego powóz.
– Tai!
– Panie
Sebaaaaaastianie! – Ziewną młodzieniec. – Gdzie pan tyle był? Dlaczego nie
powiedzieliście mi, że wrócicie na własną rękę? Nie musiałbym czekać całą noc.
Na dodatek ten nieuprzejmy lokaj kazał mi odjechać spod domu. Strasznie
zmarzłem – narzekał, co chwilę przecierając oczy.
Miał spierzchnięte usta i trząsł
się z zimna.
– Chcesz mi
powiedzieć, że nie przywiozłeś panienki z powrotem?! – zapytał zaskoczony
demon.
– No… Nie. Nie
przyszliście. Czekałem całą noc, ale gdy zaczęło się robić jasno, pomyślałem,
że pan na pewno zabrał panienkę do domu w inny sposób i…
– Dobrze. –
Mężczyzna podniósł rękę, uciszając chłopca. – Odprowadź konie i kładź się spać
– polecił.
– A co z
panienką Elizabeth?
– Zajmę się
wszystkim. Idź spać i nikomu nic nie mów.
– Tak jeeeeeest
– odpowiedział brunet i machnął lejcami
nakazując koniom, by ruszyły.
Sebastian wyciągnął kieszonkowy
zegarek i popatrzył na godzinę. Dochodziła piąta rano.
– Jeśli się nie pospieszę, nie zdążę
przygotować śniadania.
Schował srebrny przedmiot z
powrotem i pobiegł do leśnej chatki, z której dopiero, co wrócił.
~*~
– Sebastian! Co
to ma być?! – Młoda hrabianka obudziła się z zasłoniętymi oczami.
Wciąż jeszcze zaspania, nie do
końca wiedziała, co się działo. Jej pierwsza myśl – głupi lokaj znów próbuje ją
denerwować. Zaczęła więc go wołać. Jednak nikt nie przychodził, nikt nie śmiał
się wrednie i nie zdjął jej z oczu śmierdzącego stęchlizną kawałka materiału.
Miała skrępowane ręce i nogi, nie mogła się ruszyć. Co to do cholery ma być?! Bezskutecznie próbowała oswobodzić się z
więzów. W końcu odpuściła, by odsapnąć i zastanowić się, co się stało. W
pomieszczeniu było zimno i cuchnęło ziemią. Więc
to prawdopodobnie jakaś piwnica. Słyszała niesiony przez echo płacz i
krzyki. Czyżby to były porwane dziewczyny?
Jeśli się nie uwolnię, niczego się nie dowiem. Gdzie jest ten cholerny demon?!
Ktoś wszedł do środka pokoju, w
którym się znajdowała. Dźwięk ciężkich kroków rozbrzmiewał coraz bliżej niej. Postać
zaśmiała się obrzydliwym, lecz znajomym głosem i zerwała opaskę z oczu
hrabianki. Popatrzyła złowrogo na mężczyznę w garniturze.
– Ty! To ty
przyniosłeś mi szampana, pracowałeś na przyjęciu Madame Holme!
–– Masz rację
malutka. Mojej pani bardzo spodobała się twoja gładka skóra. Ma gust, jest
naprawdę piękna. – Służący przejechał dłonią po twarzy dziewczyny.
– Rozwiąż mnie!
– rozkazała, znów szarpiąc się z więzami.
– Niestety, nie
mogę tego zrobić. Przestań się szamotać, bo zniszczysz nową skórę mojej pani! –
Uderzył nastolatkę w policzek.
Zaszumiało jej w głowie, w ustach
poczuła metaliczny smak.
– I jemu to smakuje? – pomyślała o
kamerdynerze, czując, jak jej własna krew spływa do gardła, drażniąc je.
– Zostawię cię
teraz, muszę przygotować nowe włosy. Mam mało czasu, moja pani niedługo tu
będzie. Ale nie martw się… – Zbliżył się i pochylił nad skrępowaną dziewczyną.
– Jak tylko skończę, wrócimy po ciebie. Jesteś następna, kwiatuszku. – Wyszedł
i zamknął za sobą wielkie, kamienne drzwi na klucz.
– Moją skórę?
Co ta baba tu robi? – zapytała sama siebie.
Na szczęście, służący zapomniał
zasłonić jej oczy. Szybko rozejrzała się po wilgotnym, zasnutym pleśnią
pomieszczeniu. Ściany pokryte były łańcuchami, na kilku z nich wisiały nagie
kości. Porwane ubrania leżały porozrzucane w zaschniętych kałużach krwi.
Naprzeciwko siebie nastolatka zobaczyła złamany pręt. Przewróciła się na brzuch
i zaczęła pełznąć w jego stronę, ocierając kolana i łokcie. Wcisnęła ciasno
związane ręce między zimny kawałek metalu i zaczęła ocierać o niego sznur
krępujący nadgarstki. Materiał powoli zaczął się rwać. Oswobodziła ręce i
szybko odwiązała nogi. Strużki krwi cieknące z porozcinanych nadgarstków
zostawiały ciemne ślady na jej sukni. Przyjrzała się zniszczonej kreacji. Cała
była brudna i podziurawiona. Rozdarła ją wzdłuż nogi, aż do samego uda, by nie
krępowała ruchów. Oderwała też dół na wysokości kolan.
– Przynajmniej tak się do czegoś przyda –
pomyślała, przewiązując kawałkiem wrzosowego materiału poranione ręce.
Podniosła się z ziemi, wzięła pręt
i z zaciętą miną podeszła do drzwi. Początkowe próby otworzenia zamka grubym
kawałkiem metalu nie przyniosły oczekiwanego skutku. Przypomniała sobie o
wsuwce, którą wpięła we włosy. Wygrzebała ją z pomiędzy poplątanych kosmyków i
wepchnęła do dziurki pod klamką. Po chwili energicznego dłubania, usłyszała
charakterystyczny dźwięk. Pchnęła drzwi i po cichu wyszła z pokoju. Ujrzała
długi korytarz słabo oświetlony kilkoma świecami. Wzdłuż niego wszędzie
znajdowały się kamienne wrota – takie same jak te, które przed chwilą
otworzyła. Przez dziurki od kluczy spojrzała do wnętrza kilku celu. Widziała
zapłakane twarze kobiet w obdartych sukienkach.
– To te
zaginione dziewczyny! – uniosła się.
– Masz rację,
to one. Koniec wycieczki, wracaj do swojego pokoju, niedługo ktoś po ciebie
przyjdzie. – Usłyszała za plecami niski, męski głos.
Zacisnęła dłonie na pręcie i wbiła
go w ciało napastnika, energicznie się odwracając. Oczy mężczyzny powiększyły
się, gdy jęknął z bólu. Lizz wpatrywała się w nie niczym zahipnotyzowana,
zszokowana widząc, jak ulatuje z nich życie. Wzrok napastnika stał się
nieobecny, ciało osunęło się na ziemie. Nie żył. Wyciągnęła broń ze zwłok,
brudząc krwią resztki sukienki. W jej stronę biegło 3 kolejnych mężczyzn.
Ubrani byli jak pielęgniarze. Przełknęła nerwowo ślinę i ustawiła się w pozycji
do walki, tak jak uczył ją demon.
– Pamiętaj, nie możesz dawać się ponosić
emocjom. Wtedy jesteś słaba i popełniasz najgłupsze błędy.
– Jak mam się nie denerwować, kiedy
specjalnie mnie drażnisz!
– Weź głęboki oddech, policz do pięciu i
atakuj. Nie myśl, że właśnie próbujesz odebrać komuś życie, po prostu to zrób.
Od tego może zależeć twoje. Zabij, lub zostań zabity…
– To bardzo w twoim stylu… – Przypomniała
sobie jedną z lekcji.
Wzięła głęboki oddech, policzyła
do pięciu i z krzykiem ruszyła w stronę napastników. Nie myślała, co robi, tak
naprawdę, nawet tego nie widziała. Jakaś niewidzialna siła prowadziła jej ciało
ku zwycięstwu.
– Jeśli nie będę myśleć, to skąd będę
wiedzieć, czy robię to tak jak powinnam?
– Instynkt. Każde zwierzę go w sobie ma.
Jest jak niewidzialna siła, która poprowadzi twoje ciało. Zaufaj mi.
– Zwierzę… Niech ci będzie.
Otarła
pot z czoła i przyjrzała się swojemu dziełu. Trójka podziurawionych jak sita mężczyzn
wykrwawiała się na podłodze. Spojrzała na ociekające czerwienią narzędzie swojej
zbrodni i z odrazą rzuciła je w stronę nieszczęśników.
– Obrzydliwe
robaki.
~*~
Szlachcianka
dobiegła do schodów na końcu korytarza, weszła na sam szczyt i ruszyła w
stronę, z której dochodził dźwięk muzyki. Pchnęła drzwi i wpadła z impetem do
gustownie urządzonego pomieszczenia. W jego centrum znajdował się niski stół,
wokół którego skupiały się krwistoczerwone fotele. Na jednym z nich siedziała
Madame Halme z filiżanką herbaty w ręku. Patrzyła na płonący w kominku ogień.
Nie spodziewała się, że ktoś wbiegnie nagle do pokoju. Zaskoczona odwróciła
głowę w stronę dziewczyny. Odstawiła porcelanę na stół i łagodnie uśmiechnęła
się do hrabianki.
– Znalazłaś
mnie. Jak widzisz, nie ubrania leżą w moim guście. Taka mała, zarozumiała dziewucha,
masz wszystko. Firmę, piękną skórę i przystojnego wuja.
– Seba… Niles!
Co z nim zrobiłaś?! – krzyknęła zdyszana.
Zacisnęła pięści i powoli zaczęła
zbliżać się w stronę kobiety.
– Anthon. – Za
hrabianką pojawił się mężczyzna w garniturze.
Ten sam, którego widziała w
podziemiach. Nim zdążyła zareagować, doskoczył do niej, chwytając za poranione
nadgarstki. Kłujący ból sprawił, że ją zemdliło. Lokaj związał dziewczynie ręce,
szarpnął ją, a potem pchnął na fotel naprzeciw swojej pani. Kobieta podziękowała
mu skinieniem głowy. Podniosła filiżankę i upiła odrobinę herbaty.
– Twojemu
wujowi nic nie jest. Tak zacny, młody mężczyzna, niezwykle zdolny… Mam
nadzieję, że jeszcze się spotkamy. – Lizz skrzywiła się na samą myśl o tym, co
rozumiała przez „zdolny”. – Jak ci się podobają moje włosy? Zabrałam je córce
właściciela sklepu z lampami. Młoda dziewucha nie doceniała tego, co ma. Ciągle
je związywała, to okropne. Jak można tak bardzo nie doceniać piękna?
– Dlatego
pomyślałaś, że zrobisz z nich lepszy użytek?
– Ty tak nie
uważasz? Popatrz na siebie. – Zmierzyła dziewczynę wzrokiem. – Masz taką miękką
i delikatna skórę o wspaniałym, szlacheckim odcieniu, a mimo to… Zupełnie o nią
nie dbasz. Jesteś cała odrapana. Przez ciebie będę musiała czekać , aż te rany
się zagoją.
– Nie
zmieściłabyś się w moją skórę nawet, gdyby była dwa razy taka… – skomentowała
złośliwie.
– Nie muszę,
mam swoje sposoby, ale nie zamierzam ci o nich opowiadać.
– To dobrze, bo
wcale nie jestem zainteresowana. – Uśmiechnęła się pod nosem, spuszczając głowę.
Coś zmieniło się w powietrzu.
Mała, subtelna różnica, niemal niezauważalna dla ludzkich zmysłów.
– Taka
niewychowana! Powinnaś była spędzić więcej czasu z wujem, kiedy jeszcze miałaś
okazję. Anthon!
– Tak, pani?
– Sprawdź, co
się tam dzieje, słyszę jakiś hałas. – Mężczyzna posłusznie wyszedł z pokoju.
Rozejrzał się po korytarzu. Nie dostrzegając
niczego podejrzanego, wrócił.
– Wszystko w
porządku, to pewnie małe problemy z którymś z dawców – wyjaśnił, kłaniając się
lekko.
– Dobrze. O
czym to ja mówiłam? A tak... Powinnaś była brać przykład z wuja, to naprawdę
wyjątkowy człowiek. Gdy znajdzie twoje ciało i pochowa cię, będę wspierać go w
żałobie, może nawet zrobię z niego swojego męża… - Snuła plany, szczerząc się
obleśnie.
– To nie jest
mój wuj – powiedziała twardo hrabianka, uśmiechając się zza zasłaniających
twarz włosów.
– Co?
– Powiedziałam…
– Podniosła głowę i spojrzała na kobietę z morderczym wyrazem twarzy, który
wzbudził jej drżenie – Że to nie jest mój wuj.
– Więc kim
jest, głupia?
– Jest kamerdynerem
domu Roseblack i teraz… Ma ogromną ochotę cię zabić – odpowiedziała spokojnie,
wzbudzając jeszcze większy niepokój w sercu kobiety.
– Co ty
wygadujesz! Nie ma go tu, już od dawna jest w domu! Głupie dziecko!
– Sebastian! –
krzyknęła nastolatka.
Lokaj wskoczył do pokoju,
rozbijając szybę w oknie.
– Spóźniłeś się
– burknęła niezadowolona. – Musiałam załatwić wszystko sama.
– Wybacz
panienko. Nie spodziewałem się, że po raz kolejny dasz się złapać i znów będę
musiał cię ratować – ironizował, ignorując Madame Holme i jej służącego.
– Poradziłabym
sobie bez ciebie. Ale skoro już tu jesteś… To jest rozkaz, zabij ją i jej
lokaja! – poleciła stanowczo.
– Yes, my lady.
– Demon pokłonił się pokornie.
Jego błyszczące czerwienią oczy
zwróciły się w stronę zdenerwowanej hrabiny.
– Zamknij się!
Zamknij! Niles, kochany, co ty robisz? Nie! Anthon, powstrzymaj go!– Madame
Holme krzyczała z całych sił, naiwnie wierząc, że ktokolwiek będzie w stanie ją
uratować.
Wrzeszczała, póki nie wydała z
siebie ostatniego tchnienia. Sebastian puścił jej szyję i odwrócił się w stronę
służącego. Lokaj trząsł się, patrząc, jak łatwo demon zabił jego panią.
– K…Kim ty
jesteś? Jesteś jakimś potworem! – dukał przerażony.
– Ja? Ja jestem
tylko piekielnie dobrym lokajem. – Uśmiechnął się i przebił nożem tętnice
mężczyzny, nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć.
Gdy mężczyzna wykrwawiał się na
podłodze, Sebastian podszedł do swojej pani, ostrożnie rozwiązał jej ręce i
zerknąwszy na poranione nadgarstki, pomógł dziewczynie podnieść się z fotela.
Była cała umazana krwią i podrapana. Jej ciało pokrywały liczne siniaki i
świeże skrzepy krwi.
– To wszystko
twoja krew, panienko? – zapytał zmartwiony.
– To? –
Spojrzała na siebie. – Nie tylko. Moja i 4 gości, którzy próbowali mnie zabić.
– Rozumiem.
– Zawiadomiłeś
Yard i wypuściłeś dziewczyny z cel?
– Oczywiście.
– Dobrze – odparła,
zadowolona.
–
Cóż bym począł, gdybym nie był w stanie zrobić nawet tego? – zapytał z
uśmiechem, skinął głową i położył dłoń na piersi.
– Tak, tak. Zabierz
mnie do domu – rozkazała.
Demon wziął swoją drobną panią na
ręce, okrył ją płaszczem i wyskoczył przez okno. Czuła, jak promienie porannego
słońca ogrzewają jej twarz, kontrastując z chłodnym wiatrem jesiennego poranka.
Powietrze pachniało jałowcem. Zamknęła oczy, wtulając się w ramię niosącego ją
lokaja. Musiała chwilę odpocząć.
=================
Początkowo miałam zamiar zamieszczać notkę raz w tygodniu, jednak już po kilku dniach, dotarło do mnie, że czuję nieodpartą potrzebę podzielenia się z Wami moją historią. Wiem, że wiele brakuje jej do ideału, jednak póki jest chociaż jedna osoba, która z niecierpliwością czeka, by poznać dalsze losy bohaterów, będę szczęśliwa, publikując kolejne części. Ta historia jest dla mnie bardzo ważna. jest to pierwsze poważne opowiadanie, jakie udaje mi się tworzyć. Poważne, czyli takie, do którego podeszłam z wielką pasją i entuzjazmem, który nie ulotnił się po kilku dniach. W tym momencie historia liczy 185 stron i z każdą chwilą się powiększa, powoli dążąc do końca pierwszego, jak to zwykłam nazwać, tomu. Wciąż mam wiele pomysłów na dalsze losy i wciąż czuję, że zarówno Elizabeth, jak jej wierny lokaj, mają jeszcze dużo rzeczy do powiedzenia. Mam nadzieję, że będzie tak jeszcze przez długi czas, i że mój styl będzie się rozwijać, zbliżając się do pożądanego ideału. Moim wielkim marzeniem, od wielu lat, jest wydanie książki. Traktuję Różę, jako wprawkę do jej stworzenia.
Dziękuję wszystkim, którzy to czytają oraz tym, którzy pomagają mi zdobyć rozgłos. Każde nowe wyświetlenie sprawia mi ogromną radość. Chciałabym odnieść kiedyś sukces, mam nadzieję, że uda mi się urzeczywistnić marzenia. Obecnie wpisy pojawiają się, gdy ilość stron, które napiszę, pokrywa się ilością stron, które założyłam, że będę publikować. Jest to około pięć Wordowskich, zapisanych czcionką Calibri o rozmiarze 11, więc jak widzicie, wena mnie nie opuszcza.
Tak dotarła do Was kolejna część, mam nadzieję, że jesteście z niej zadowoleni.
Kocham twoje opowiadania ^-^ czekam na dalsze części :) gdybyś wydała książkę, na pewno bym kupiła <3 ^-^
OdpowiedzUsuńDziękuję^^ Książka jest na mojej liście zaraz po tym, jak napisze wszystkie tomy tego opowiadanie :P Będą co najmniej dwa :P
UsuńJuż się nie mogę doczekać ^-^
UsuńSalve!
OdpowiedzUsuńO widzę, że przemyślenia były odnośnie nazwy. ;) Ja tam za często je zmieniam. Mam zbyt wiele pomysłów w głowie.
Kiedy widzę lub słyszę słowo "cyrk", zawsze w mojej głowie rozbrzmiewa "Afro circus", kurde, hehe.
Sprytna gra, panie Sebastianie. Gdy odmówi dlatego, że musi zabrać Elizabeth do domu, Holme na pewno będzie mniej podejrzliwa. Ponadto demon spodziewał się odpowiedzi madam, będąc dość długo w tym biznesie. ;)
Eli, jak bardzo się myliłaś, huahuahua.
Ja wiedziałam! Wiedziałam, że ona do posiadłości nie wróci. To było zbyt przewidywalne. Jestem wręcz zaskoczona, że Sebastian na to nie wpadł. Poza tym, zdycham - przecież skoro nie ma dziewczyny w budynku, to komu ma robić śniadanie? Na pewno nie służbie.
Krew spływała jej do gardła? Oo, co jej się stało...
I pomyśleć, że przecież ludzie to także zwierzęta, i tu przypomina mi się "nie zachowujmy się jak zwierzęta", które mnie bawi.
Doskonała robota, Elizabeth! Wreszcie mamy jakąś scenę akcji. (: Tak w ogóle, co ta Holme planowała zrobić...? Przeszczepić sobie skórę? Bez wątpienia wyglądałaby ohydnie.
"Dasz się złapać" - kurde, demonie, to przecież twoja wina była, że ją schwytano.
Hahaja, ta scena zabicia Holme oraz jej służącego. Aż chciałoby się obejrzeć. Hej, nie jestem sadystką, zatem nie musisz się mnie obawiać.
Hehe, rozdział mi się podoba, co mogłaś już wcześniej wywnioskować, ale jestem kiepska w pisaniu komentarzy wychwalających pióro.
Powodzenia oczywiście w wydaniu książki! Z chęcią bym kupiła. (;
I tak przyszło mi do głowy, i czuję, że muszę się podzielić. Wczoraj napotkałam na genialną piosenkarkę {chociaż ta nazwa wydaje mi się umniejszająca z powodu obecnych głupich tekstów "nibygwiazd", ale nie wiem, jak inaczej powiedzieć}, Eivor mianowicie {z przekreślonym "o", ale nie mam znaków na klawiaturze, musiałabym ustawiać}. Szczególnie musisz usłyszeć "Verd Min" {w przybliżeniu napisane}, "Silvitni" oraz "Brotin". Również bardzo podobają mi się "Trollabundin" {przybl.} oraz "Salt", choć te są nieco dziwne.
Hah, ale ja dużo gadam. ;)
A mogę sobie ukraść Sebastiana?
OdpowiedzUsuńJeśli nie, to przygotuj się na przyjęcie gości na swoim parapecie.
Zresztą i tak go dostanę w swoje macki. Znaczy się ręce. Poza tym mam jescze Christophera, ale Christopher to nie to samo co Sebastian...
Niezaprzeczalnie. Sebastian jest tylko jeden i niepowtarzalny :).
UsuńTo znaczy, że mogę go sobie wziąć, tak? ;)
UsuńPodziel się ze mną :<
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńczyli za to wszystko hrabina była odpowiedzialna, dobrze, ze Sebastian tam tak szybko się pojawił...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, czyli za to wszystko to hrabina była odpowiedzialna... jak dobrze, że Sebastian tak szybko się tam pojawił...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, czyli to hrabina była za to odpowiedzialna... uff, dobrze że Sebastian tak szybko się pojawił tam...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza