– Naprawdę tego
nie dostrzegłeś – zaśmiała się gorzko. – Widziałam już kiedyś demona,
pamiętasz? Bezwzględnego, zimnego. Ty jesteś… inny – wyjaśniała coraz bardziej
ściszając głos.
Ostatnie słowo było ledwie
słyszalne nawet dla niego. To, co powiedziała, wywołało niezwykły wyraz na jego
twarzy. Szok. Czyżby naprawdę tak bardzo się zmienił, po tak długim czasie
spędzonym wśród ludzi? Ktoś ostrzegł go kiedyś, że to może się stać, ale
wyśmiał go. Był pewny tego, jaki jest. Nawet przez chwilę nie pomyślał, że coś się
zmieniło. Wciąż uważał się za krwawego, bezdusznego potwora, pozbawionego
skrupułów. Więc czemu ona myślała inaczej? Czy
to przez jej ludzkość próbuje odnaleźć we mnie dobry? Czy może jednak to
prawda?
– Tylko ci się
wydaje. Jesteś człowiekiem. Wy zawsze szukacie we wszystkim uczuć i emocji. Nie
potraficie zrozumieć, że niektóre istoty ich po prostu nie mają. Mylicie zwykłe
wykonywanie poleceń z uprzejmością. Obronę, z lojalnością. Pielęgnowanie i
dogadzanie, z miłością. Nic dziwnego, że tak o mnie myślisz, to zupełnie naturalne
dla kogoś takiego jak ty – wytłumaczył obojętnym, jedwabistym tonem, chociaż
targała nim głęboko skrywana niepewność.
Nie kłamał, ludzie zachowują się
dokładnie w taki sposób. Rozpaczliwie próbują tłumaczyć sobie coś, czego nie
rozumieją, oceniając to znaną sobie miarą. A jednak, jeśli w słowach nastolatki
było ziarnko prawdy? To byłoby ogromną skazą w jego życiorysie.
– Rozumiem – odparła
krótko i uśmiechnęła się. Zeszła z murka, odwróciła się do
niego plecami i ruszyła w stronę okna.
–
Idę spać – rzuciła beznamiętnie.
– Dobranoc,
panienko.
~*~
– Mmmm… Która
godzina? – Zaspana czerwonowłosa dziewczyna obróciła się w łóżku. – I czemu tu
tak zimno?
– Wpół do ósmej,
tak jak panienka prosiła – odpowiedział uprzejmie służący. – Temperatura jest
taka sama, jak zwykle.
– Nienawidzę
tak wcześnie wstawać… – mruknęła, podnosząc się do siadu.
Przetarła zaspane oczy i
popatrzyła na talerz, który demon podsunął jej pod nos. Leżały na nim dwa,
pięknie udekorowane naleśniki na słodko.
– Proszę zjeść
śniadanie, niedługo musimy wyruszać.
– Tak –
mruknęła ospale.
Wzięła do ręki widelec i w ciszy
zaczęła jeść. Kolejne kawałki delikatnego ciasta gładko przelatywały przez jej
gardło. Śniadanie popijała aromatycznym Earl Greyem. Kiedy skończyła, lokaj
pomógł jej założyć ubranie. Ciemna sukienka do kolan, grube podkolanówki,
skórzane buty do połowy łydek. Na koniec rozczesał i związał jej włosy w koński
ogon. Podeszła do lustra i popatrzyła na siebie. Sebastian jak zwykle się
spisał, wyglądała doskonale. Odesłała go, by przygotował wszystko do wyjścia, a
sama ubrała długi, czarny paszcz oraz rękawiczki do łokci i zeszła na dół.
– Jeanny. Kiedy
Timmy się obudzi, podaj mu przygotowane przez Sebastiana śniadanie i zajmij się
nim do naszego powrotu. Będziemy przed obiadem – poinstruowała pokojówkę i wraz
z kamerdynerem wyszła z posiadłości.
Szli
w stronę bramy wyjazdowej. Parę metrów za nią dziewczyna zatrzymała się i
popatrzyła wymownie na kroczącego u jej boku mężczyznę.
– W tym tempie
dotrzemy tam za miesiąc – burknęła, sugerując mu, co ma zrobić.
– Rozumiem – odpowiedział,
kładąc dłoń na piersi.
Poprawił czarny prochowiec i wziął
hrabiankę na ręce. Odbił się od ziemi i z niesamowitą prędkością zaczął przedzierać
się przez las, co chwila skacząc po gałęziach. W ten sposób byli w stanie
dotrzeć do wyznaczonego miejsca w ciągu półtorej godziny. Podróż powozem
trwałaby co najmniej trzy razy dłużej. Nastolatka nie mogła pozwolić sobie na
to, by zostawić kuzyna bez kompetentnej opieki na tak długi czas.
Zimny
wiatr zacinał prosto w jej twarz, tworząc wypieki na delikatnej, bladej skórze.
Ostry wiatr podrażniał jej oczy, sprawiając trudności w obserwowaniu otoczenia,
dlatego zamknęła je, całkowicie ufając niosącemu ją mężczyźnie i zaplotła ręce
na jego karku. Lubiła to niesamowite tempo, z jakim się poruszał. Żałowała, że
sama nie jest w stanie biec tak szybko. Jak niesamowicie ułatwiłoby jej to
życie! Nienawidziła tego, jak bardzo zależna była od Sebastiana. Gdyby
posiadała jego siłę, nigdy nie musiałaby zawierać kontraktu. Nigdy nie doszłoby
do tego, co się stało. Ale jej nie miała. Była tylko słabym człowiekiem,
którego istnienie było równie nietrwałe, jak płomień świecy na wietrze.
~*~
Sebastian
wykręcił mężczyźnie ręce, zmuszając go, by klęknął na kamiennej posadzce. Przeraźliwy
krzyk bólu wywołał sadystyczny uśmiech na jego twarzy. Błyszczce czerwienią
oczy, ukazujące jego prawdziwą naturę i ostre kły drapieżnika, przerażały
człowieka jeszcze bardziej.
– Zrób to,
panienko – powiedział stanowczo, patrząc na hrabiankę.
W delikatnej, chudej dłoni,
odzianej w ciemną rękawiczkę, trzymała rewolwer wycelowany w głowę mężczyzny.
Wyzutym z emocji wzrokiem patrzyła na błagającą o litość ofiarę.
– Nie rób tego!
Proszę, przestań! – krzyczał mężczyzna, próbując się wyszarpnąć.
Po jego twarzy spływały łzy
przerażenia. Jego strach wzbudzał w Elizabeth odrazę. Położyła palec na spuście,
jednak wciąż zwlekała z oddaniem strzału.
– Panienko? – ponaglał
ją demon.
– Nie, błagam!
Nie musisz tego robić! – Jej oczy rozszerzyły się.
Wystrzeliła, celując w jego czoło.
Huk wystrzału rozniósł się echem po wnętrzu ciemnego lochu.
– Mylisz się.
Muszę… – odpowiedziała cicho, patrząc na trzymane przez służącego, świeże
zwłoki. – Wracamy – zarządziła sucho i pewnym krokiem ruszyła w stronę schodów.
Sebastian puścił ręce mężczyzny.
Ciało z plaskiem upadło w kałużę własnej krwi, na zimną podłogę. Demon otrzepał
rękawy prochowca i dogonił dziewczynę.
– Czyżbyś się
zawahała? – zapytał z drwiną w głosie, pokonując kolejne schody.
– Kpisz ze
mnie? Chciałam, by błagał o życie, poczuł przeszywający duszę strach.
Zasługiwał na to, by zdechnąć, zaznając tego na sam koniec żałosnego życia – odparła
szorstko.
Jej głos przesączony był
nienawiścią i satysfakcją.
– Głos prawdziwej zemsty. Oto moja panienka –pomyślał
demon, uśmiechając się pod nosem.
~*~
– Witaj z
powrotem, panienko! – krzyknęła chórem służba stojąca przed wejściem do
posiadłości rodziny Roseblack.
– Witajcie – odparła,
uśmiechając się.
– Lizzy
wróciła?! – Usłyszała głośny, chłopięcy krzyk dochodzący z holu, któremu
towarzyszył rytmiczny stukot obcasów.
Kilkuletni blondyn wybiegł przez
drzwi i z impetem rzucił się na ukochaną kuzynkę. Zachwiała się, prawie się
przewracając, jednak złapała go i mocno przytuliła.
– Smakowało ci śniadanie?
– Tak! Zjadłem
wszystko
– To wspaniale!
– Lizzy… Gdzie
byłaś? – Wielkie, niebieskie oczy wyczekująco wpatrywały się w jej bladą twarz.
Poczuła lekkie ukłucie w klatce
piersiowej. Przygryzła język i odczekała chwilę, nim udzieliła dziecko
odpowiedzi.
– Musiałam załatwić
parę spraw w mieście. Ale już jestem.
–
Pogramy w coś? – dopraszał się.
Nie potrafiła mu odmówić po tym,
co powiedział dzień wcześniej. Naprawdę bardzo rzadko się widywali, a ciężko
było nie zauważyć, jakim przywiązaniem beztroski blondyn darzył swoją ukochaną
kuzynkę. Zasługiwał na to, by poświęciła mu czas.
– Pójdę się
przebrać i zagramy, dobrze? Poczekaj na mnie w pokoju gier. – Poczochrała jego
gęste włosy. – Sebastian, przygotuj herbatę.
– Tak jest. –
Mężczyzna położył dłoń na piersi i delikatnie skinął głową.
Chciał iść do kuchni, jednak, gdy
tylko dziewczyna odwróciła się do nich tyłem, malec złapał go za rękaw
prochowca i zatrzymał. Zaskoczony demon, odwrócił się, spojrzał w błękitne oczy
dziecka i pochylił się.
– Se…
Sebastianie. Lizzy ma jutro urodziny, prawda? – powiedział szeptem malec.
– Tak.
– Nie mam dla
niej żadnego prezentu… Tato zostawił paczkę, ale… Ale ja chciałem dać jej coś
sam. – Posmutniał i spuścił głowę.
Lokaj ze zdziwieniem popatrzył na
trzymającą go za rękaw, drżącą dłoń dziecka.
– Mogę ci jakoś
pomóc, paniczu? – zapytał uprzejmie.
Chłopiec spojrzał na niego z
błyskiem w oku i pełen nadziei zapytał:
– Urządzimy jej
przyjęcie? Tato mówił, że Lizzy lubi przyjęcia urodzinowe. Upieczmy dla niej
tort i się przebierzmy i zaśpiewamy „sto lat” i Lizzy na pewno się ucieszy!
Proszę, proszę, proszę!
Demon westchnął głęboko, dotykając
palcami podstawy nosa. Wiedział, że „upieczmy” i „urządźmy” oznacza, że wszystko
będzie musiał zrobić sam. Nie bardzo mógł się jednak nie zgodzić. Młody panicz
był gościem posiadłości, dlatego musiał być traktowany z należytym szacunkiem.
Jeśli miał chęć, by zorganizować urodzinowe przyjęcie, na dodatek dla
właścicielki rezydencji, jedyną odpowiedzią godną lokaja było „tak”.
– Oczywiście.
Gdy tylko przyniosę herbatę, zajmę się przygotowaniami – odpowiedział z
należytym, wypracowanym przez lata, szacunkiem, kłaniając się dziecku.
Sprawił mu tym ogromną radość. Timmy
uścisnął demona w pasie i szepcząc słowa podziękowania, pobiegł do środka w
kierunku pokoju gier.
~*~
Kiedy
czerwonowłosa weszła do pomieszczenia, ubrana w jedną ze swoich zwiewnych
sukienek, jej młody kuzyn klęczał na krześle przed szachownicą i bawił się
figurami w wojnę. Ten słodki widok wprawił ją w dobry nastrój. Usiadła
naprzeciwko niego.
– Chciałbyś
nauczyć się grać w szachy?
– Tak.
– No dobrze. –
Ułożyła przed chłopcem figury. – Są dwa kolory, każdy gracz porusza swoimi pionkami po
sześćdziesięcioczteropolowej szachownicy. Celem gry jest zablokowanie króla
przeciwnika.
– I to jest
„szach-mat”? – zapytał.
– Tak.
– Hehe, tatuś
mi powiedział! – Wyszczerzył się dumnie.
– To jest król,
to królowa, goniec, skoczek, wieża, a to pionek – wyjaśniła mu, kolejno
pokazując każdą z drewnianych firugek. – Naucz się ich nazw, wtedy przejdziemy dalej.
– Tak jest!
~*~
Sebastian
do samego rana siedział w kuchni, przygotowując wszystko do urodzinowej
imprezy-niespodzianki. Od momentu, gdy wieczorem zamknął za sobą drzwi do
pokoju hrabianki, ani razu nie wyłonił się z kuchni. Może nie miała to być
wielka uroczystość na kilkadziesiąt osób, ale wciąż musiała być wystawna,
elegancka, idealnie wpasowana w gust, zarówno jego pani, jak i jej kuzyna.
Resztę służby wtajemniczył w wydarzenie dopiero rano, zmniejszając do minimum
ryzyko, że coś zepsują, albo zepsują niespodziankę. Obecnie kluczową sprawą
było wyciągnięcie Elizabeth z posiadłości na dwie godziny, by mógł spokojnie
przygotować jadalnię. To zadanie należało do Timmiego. Po śniadaniu miał
namówić dziewczynę na małe zakupy.
Lokaj
popatrzył na wskazówki kieszonkowego zegarka. Wskazywały już prawie dziesiątą
godzinę, dlatego zaczął przygotowywać herbatę. Nagle usłyszał, dobiegający z
pokoju czerwonowłosej, rozpaczliwy krzyk. Zalał herbatę i, z niewiarygodną
prędkością, pobiegł na miejsce. Kiedy wszedł do sypialni, zobaczył swoją panią
wołającą jego imię spod kołdry.
– Co się stało,
panienko? – zapytał, czujnie rozglądając się po eleganckim pomieszczeniu.
– Na firance
jest szerszeń! – krzyknęła płaczliwie.
Słysząc słowa nastolatki nie był w
stanie powstrzymać się od śmiechu.
– Przestań się szczerzyć! Pozbądź się tego
potwora! – Spod pościeli wydobywał się przerażony, cienki głos, jednocześnie
przepełniony wstydem.
– Tak jest – odpowiedział
rozbawiony demon i spokojnie podszedł do rzeczonego „potwora”.
Chwycił go w dłoń, otworzył okno i strzepnął
owada z ręki.
– Natychmiast
je zamknij! – rozkazała, wychylając się niepewnie.
Gdy usłyszała szczęk okiennego
zamka, odkryła się i wzdychając z ulgą, przetarła twarz. Przez palce dostrzegła
jego wyśmiewające spojrzenie. Poczerwieniała ze złości, rzuciła w jego twarz
poduszką.
– Przestań się
śmiać, idioto! Wiesz, że mam uczulenie. Ten mały potwór mógłby mnie zabić!
– Rozumiem. –
Odchrząknął i zasłonił twarz.
Poczochrana szlachcianka wstała z
łóżka i zaczęła nerwowo krążyć po pokoju, szukając wzrokiem kolejnego insekta.
– Cholerne
potwory. Niech tylko spróbuje tu wrócić – wyklinała pod nosem.
– Proszę nie
nazywać go potworem. To obraźliwe… – poprosił, udając poważnego.
Podbiegła do niego i wbiła
spojrzenie w jego twarz, niemal dotykając jego nosa swoim. Jej rozszerzone
źrenice delikatnie drżały.
– Zamknij się.
Przynieś śniadanie. I nie waż się więcej śmiać – powiedziała powoli, głosem
przepełnionym rządzą mordu.
Mężczyzna odsunął się od niej,
położył dłoń na piersi i z delikatnym uśmiechem, skinął głową. Odwrócił się i
podszedł do drzwi, jednak, gdy tylko je otworzył, nastolatka zatrzymała go.
– Albo wiesz
co… Pomóż mi się ubrać, śniadanie zjem na dole, a ty upewnisz się, że więcej
ich tu nie ma. Potem sprawdzisz, czy nigdzie w okolicy nie ma ich gniazda, a
jeśli jakiegoś znajdziesz, masz go zabić, a nie wypuszczać, skretyniały
demonie! – Wzięła głęboki oddech i usiadła na skraju łóżka.
Na jej twarzy malowała się złość i
wstyd. Sebastian posłusznie wyciągnął ubrania z szafy i zaczął odziewać w nie
drobne, dziewczęce ciało.
– Kto by się
spodziewał po tak młodej damie mającej na swoim koncie okiełznanie demona i rozwiązanie
mnóstwa spraw w imieniu Królowej, że zareaguje taką paniką na drobnego owada – skomentował
złośliwie.
– Mówiłam, że
jestem uczulona… – Energicznie odwróciła głowę i nadąsała się jak dziecko.
– Już dobrze,
proszę wybaczyć. Moje zachowanie było nie na miejscu.
Parsknęła z oburzeniem. Gdy
skończył ją ubierać, szybko wstała z łóżka i wyszła z pokoju, wiążąc po drodze
poplątane włosy. Sebastian spojrzał na lśniący fioletem kawałek ich kontraktu i
po raz kolejny się zaśmiał. Tym razem na tyle cicho, by nie usłyszała. W końcu
dziś były jej urodziny – jako kamerdyner rodu Roseblack powinien tego dnia
ograniczyć złośliwości.
~*~
–
Lizzyyyyyyyyy!
– Dzień dobry
Timmy.
– Pojedziemy na
zakupy? Prooooszę!
– Na zakupy? –
zdziwiła się hrabianka. – A co ty chciałbyś kupić?
– Proszę! – jęczał
bez ustanku.
Powtarzał tak długo i uparcie, aż
w końcu uległa.
– No dobrze.
Sebastian, przygotuj powóz, jedziemy na zakupy – rozkazała, zrezygnowana.
– Nie! –
zaoponował chłopiec i zasłonił usta dłońmi.
Elizabeth popatrzyła na niego
zdziwiona.
– Chciałem,
żeby Tai z nami pojechał, tylko my we trójkę. Nie chcę jechać z Sebastianem… –
wyjaśnił zdezorientowanej siostrze.
Zdziwienie na jej twarzy ustąpiło
miejsca podejrzliwości. Lokaj wzruszył ramionami, nie przejmując się słowami
chłopca nawet w najmniejszym stopniu.
– No dobra…
Tai, jedziemy do miasta. A ty… – Zerknęła na kamerdynera. – Nieważne – odpuściła, nim zwerbalizowała
własne myśli.
Radosny
brunet podprowadził wóz przed posiadłość. Kilkulatek popatrzył wymownie na
lokaja i wbiegł do środka. Gdy tylko kareta zniknęła z oczu demona, zza ściany
przybiegła reszta służby. Zaaferowana blondynka potknęła się i upadła pod jego
nogami.
– Pa-panie
Sebastianie! Jak udekorujemy jadalnie? Będą balony, wstęgi, wielki napis
„Wszystkiego najlepszego”? – dopytywała spod jego nóg.
– Ten dziecia…
Nie, panicz. Zostawił nam bardzo dokładne instrukcje. Będziecie musieli się
odświętnie ubrać. A także zatańczyć. Znacie chociaż podstawy walca? – zapytał
sceptycznie.
– Ależ
oczywiście! – wtrącił Thomas. – W mojej poprzedniej pracy bardzo często go
tańczyłem na różnych balach!
– Ten idiota. Aż boję się pomyśleć… – westchnął
lokaj.
– Bardzo dobrze
– uśmiechnął się. Pomógł podnieść się pokojówce i kontynuował. – W takim razie
Thomas, nauczysz Jeanny podstawowych kroków. Ja w tym czasie zajmę się
dekorowaniem jadalni.
– Tak jest!
– Damy z siebie
wszystko! – krzyknęła przejęta blondynka.
==========================
Ach ten szerszeń. Kiedy zobaczyłam go na kuchennej firance, to myślałam, że dostanę zawału. Wielkie, obrzydliwe, żółto-czarne paskudztwo, posiadające potencjał pozbawienia mnie życia. Ludzie są tacy krusi i słabi, mogą zginąć przez największą bzdurę, utopić się w łyżce wody. Po co mają istnieć dodatkowe zagrożenia? Jakbyśmy sami nie byli wystarczającymi...
A poza tym, bardzo się cieszę, że tak liczna grupa ludzi polubiłam fanpage bloga. Mam nadzieję, że równie licznie będziecie czytać opowiadanie :) Dziękuję za wszystkie łapki i wyświetlenia, a także za komentarze! Piszcie ich więcej, wciąż czekam na konstruktywna krytykę. Do tej części na pewno można mieć wiele "ale". Osobiście uważam, że to jedna ze słabszych notek, a co Wy o tym sądzicie? Naprawdę chciałabym wiedzieć.
Super <3
OdpowiedzUsuńWszystko idealnie ale moim zdaniem za mało było powiedziane o zabiciu tego faceta. Było świetnie ułożone, mroczny nastrój ale... Czegoś mi zabrakło... Ale może właśnie tak miało być... :) reszta- nic dodać nic ująć ^-^ haha i ten szerszeń :D Timmy jest taki kawaii *3* i ten śmieszek Sebaszczana *^* Lizzy <3,czekam na dalsze notki,
. pozdrawiam :)
Ciekawi mnie jedna rzecz. Mianowicie, czemu główna bohaterka ma na imię Lizzy? Ma to związek z czymś konkretnym? Bo kiedy przeczytałam pierwszy z rozdziałów na jaki trafiłam, to pomyślałam o Elizabeth, narzeczonej Ciel'a :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, podobał mi się :3
Nie ma to z nią żadnego związku i raczej nie zamierzam żadnego wprowadzić, mangowa Lizzy okropnie mnie irytuje :P. Ot, zbieg okoliczności. Tłumaczyć to tłumaczyć popularnością tego imienia i paroma innymi względami, o których nie będę wspominać :P
UsuńDobrze, rozymiem. Ja tam do Lizzy nic nie mam, nawet ją lubię,od czasu kiedy w mandze pokazano cel i przyczynę jej zdziecinienia.
UsuńMoże i tak, ale nie można tłumaczyć całej jej infantylności jedynie tym. Po tamtych chapterach trochę zyskała w moich oczach, ale nie na tyle, bym ją polubiła :P Może, gdyby częściej była tą poważną dziewczyną ze szpadą...
UsuńJedna ze słabszych notek... Kpisz czy o drog3ę pytasz?! Rozdział wpaniały! Ta filozoficzna notka o szerszeniach też, dodam je do mojego zeszyciku, hihi ;)
OdpowiedzUsuńAkcja z potworem była fenomenalna, ale sama nie chciałabym takowej przeżyć.
Jej, też bym lubiła podróżować z Sebastianem, o ile miałabym swojego. Ech, mam Christophera! I Thaniela! I Setha! I Silvestra! I nie mam Sebastiana. :c
A co do mordu — zgadzam się z Grellą. Chcę zdecydowanie więcej wiedzieć o tym, jak Liz zabija każdego robaka na swojej drodze. Proszę, nie odmawiaj mi tej przyjemności! *błaga*
Wenu!
H.
Hehehe. A uwierxysz, jak Ci powiem, że w porównaniu z tym, jak piszę teraz, cały pierwszy tom jest zwyczajnie słaby? Pewnie nie, ale jeśli wytrwasz, to się przekonasz. Ludzie mówią, że warto :P. Ze swojej strony powiem, że są tam wątki, które na pewno Ci się spodobają :P.
Usuńfantastyczna notka, również czekam na wydanie jakiejś książki !
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńtrochę więcej o zabiciu tamtego faceta, a Timmi5taki słodki ten szerszeń, uda się niespodzianka? czy pozostali coś zniszczą?
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Timmi jest taki słodki, uda się niespodzianka? czy jednak pozostali coś zniszczą?
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, och jaki słodki Timmi, mam nadzieję, że uda się niespodzianka, czy jednak pozostali coś zniszczą jak zwykle im się udaje...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza