Przepraszam za ostatnią notkę. Pewnie kilkoro z Was zauważyło, że jej koniec zupełnie nie trzymał się kupy. Kiedy wstawiałam notkę byłam po jakichś trzydziestu-kilku godzinach bez su i nie zauważyłam tego. Poprawiłam już ten błąd, obecnie wszystko powinno się już zgadzać.
W ramach rekompensaty dzisiaj wrzucam trochę dłuższy wpis niż zwykle. Mam nadzieję, że będzie Wam się podobał.
Jeszcze raz przepraszam!
===============
– Kiedy będzie obiad?
– Kiedy będzie pora to Sebastian
cię poinformuje. – Tomoko wytłumaczyła chłopcu, zadowolona ze swojej wiedzy.
Jej przyjaciółka przysnęła w fotelu, zmęczona intensywnym myśleniem, którego
nie potrafiła odpuścić sobie nawet na chwilę. Niech śpi, poukłada sobie wszystko. Może w końcu zrozumie. Uśmiechnęła
się pod nosem.
– Ale ja jestem głodny!
– Poczekaj jeszcze trochę – poprosiła
go.
Zegarek wskazywał
wpół do czwartej, spodziewała się, że o równej godzinie wszystko będzie gotowe.
Jednak gdy uderzenia dzwonu zabrzmiały, obwieszczając nadejście pory obiadowej,
Sebastiana wciąż nie było. Odczekała kilka minut i postanowiła obudzić
przyjaciółkę. Sama również zaczęła czuć głód.
– Lizzy? Lizzy, obudź się. –
Szturchnęła ją nogą.
Dziewczyna przekręciła się w fotelu i jęknęła pod nosem.
Leniwie otworzyła oczy i spojrzała zaspanym wzrokiem na zmartwioną minę
japonki.
– Hm?
– O której będzie obiad?
– O czwartej, zawsze jest o czwartej.
Chyba, że zmienię zdanie – odpowiedziała, ziewając.
– I jesteś absolutnie pewna, że
go dziś nie zmieniałaś? – dopytywała ciemnowłosa.
– O co ci chodzi? – jęknęła
zirytowana. Przetarła oczy i przeciągnęła się w fotelu.
– Jest piętnaście po czwartej, mały jest głodny
– oznajmiła rozespanej koleżance.
– CO?! – Hrabianka poderwała się
nagle.
Popatrzyła na przyjaciółkę z ogromnym zaskoczeniem, po czym
przeniosła wzrok na tarczę zegara. Miała rację, naprawdę było po czwartej.
– No tak, jest czwarta, jesteśmy
głodni
– To czemu nie jedliście? – zapytała
ze złudną nadzieją, że jej obawy się nie sprawdzą.
– Sebastian nas nie zawołał, więc
nie poszliśmy – odparł zmęczony parolatek.
– Zaraz będzie obiad, poczekajcie
chwilę. – Nerwowo podniosła się z fotela i wyszła, trzaskając złowrogo
drzwiami. Ciężkim krokiem zmierzała w stronę kuchni.
- Sebastian! – Wrzasnęła, zbliżając się do drzwi.
Lokaj wyszedł jej naprzeciw.
– Czy coś się stało? – zapytał
uprzejmie, w ogóle nieświadomy swojego błędu, delikatnie się uśmiechając.
– Ciebie już do reszty pogięło?!
Próbujesz zerwać nasz kontrakt? Mam dla ciebie wskazówkę: zabij mnie, bo tego
zachowania zwyczajnie nie zdzierżę!
– Nigdy nie zerwę naszej umowy –
odpowiedział, pochylając głowę. Jego beztroska doprowadzała ją do granic wytrzymałości.
Czuła, że zaraz wybuchnie.
– Grasz na moich emocjach, zaniedbujesz obowiązki i kpisz sobie ze mnie?! – wydarła się niemal nieludzko. Echo jej rozwścieczonego głosu rozniosło się po posiadłości. Wzięła zamach i z całej siły uderzyła go w twarz. – Obiad, pięć minut. Policzymy się wieczorem. – Odwróciła się, trzęsąc się ze złości, i ciężkim krokiem ruszyła z powrotem.
– Grasz na moich emocjach, zaniedbujesz obowiązki i kpisz sobie ze mnie?! – wydarła się niemal nieludzko. Echo jej rozwścieczonego głosu rozniosło się po posiadłości. Wzięła zamach i z całej siły uderzyła go w twarz. – Obiad, pięć minut. Policzymy się wieczorem. – Odwróciła się, trzęsąc się ze złości, i ciężkim krokiem ruszyła z powrotem.
– Co za kpina. Co za kompletny brak szacunku. Kretyn, idiota! Niech tylko
Tomoko pojedzie do miasta. Urządzę mu takie piekło, że będzie błagał o śmierć! –
wyklinała w myślach.
Przed drewnianymi wrotami, oddzielającymi ją od gości,
wzięła głęboki wdech, przywdziała uśmiechniętą maskę i wkroczyła do środka, na
scenę hańby.
– Obiad będzie dosłownie za chwilę.
Wybaczcie, to moja wina – powiedziała cierpko, pochylając głowę.
Miała nadzieję, że słyszeli jej krzyku.
– Co się stało? – Tomoko podeszła
do niej i zapytała szeptem.
– Nic, błąd logistyczny. Wybacz –
odparła chłodno, dziękując w duchu za grube ściany pomieszczeń.
– Nie szkodzi – przyjaciółka
uśmiechnęła się wyrozumiale i machnęła ręką.
Kryła go, ze względu na siebie.
Przyznanie się do takiej niekompetencji służby było jeszcze gorsze niż to, co
czuła w tej chwili. Wstyd, złość, zdrada… Uczucia na zmianę uderzały w nią z
coraz większą mocą. Miała wrażenie, że nie wytrzyma, pęknie w środku, a łzy
wściekłości zaleją jej twarz. Ciemnowłosa widziała jej ból. Nie wiedziała co
się stało, ale cokolwiek to było, naprawdę poruszyło czerwonowłosą
przyjaciółkę.
– To jego wina? – zapytała po chwili
milczenia.
Hrabianka posmutniała. Ugryzła się w język, by powstrzymać
płacz.
– Nie przejmuj się. Wiesz, że dla mnie ta cała
etykieta nie ma, między nami, znaczenia. Jesteśmy przyjaciółkami.
– Przepraszam, wiem o tym. Ja…
ja. Po prostu tak mnie zdenerwował. Dlaczego on to robi? Jest tak złośliwy…
– Lizzy, nie rozumiesz… - powiedziała
łagodnie i objęła ją ramieniem. Szlachcianka odsunęła się, nawet nie drgnęła.
– Czego nie rozumiem? – mruknęła
zrezygnowana. – Powinnam się go pozbyć, nie zniosę tego. – Wtuliła się w
przyjaciółkę.
Stres bardzo ją osłabiał. Znów czuła niemoc, pieczenie karku
i drapanie w gardle. Z trudem powstrzymywała się od kaszlu. Nie chciała
dodatkowo martwić przejmującej się nią koleżanki. I tak była dla niej tylko
problemem. Nie tak wyobrażała sobie to spotkanie.
– Przepraszam, nie powinnam.
Dobrze, że zostajesz na trochę. Będę musiała ci to wynagrodzić – szepnęła
skruszona.
– Nie bądź głupia. Posłuchaj… Nie
chciałam ci tego mówić, bo miałam nadzieje, że sama do tego dojdziesz, ale nie
mogę patrzeć jak się z tym męczysz. – Hrabianka odsunęła się od niej i
spojrzała jej w oczy ze szczerym zdziwieniem. Ciemnowłosa kontynuowała. – On
nie robi ci na złość, nie próbuje cię zranić. Gdyby tak było, nie uratowałby
cię. Wydaje mi się, że nie rozumie, co się z nim dzieje. Poczuł coś, czego nie
umie wyjaśnić. Jest rozkojarzony, próbuje to poukładać. Nie bądź dla niego taka
szorstka. Spójrz… – Chwyciła ją za dłoń. – jest cała czerwona. Pomyśl, jak
wygląda jego twarz. – Zmierzyła Elizabeth wzrokiem.
– On… On nie czuje – wydukała
zszokowana, wpatrując się w drżącą, piekącą dłoń.
Słowa przyjaciółki krążyły wokół niej, zapętlały się,
tworząc nieznośną kakofonię w jej głowie. Zachwiała się czując, że zaraz
zemdleje.
– Lizzy, usiądź.
– Lizzy, co ci jest? –
Przestraszył się chłopiec.
– Nic. To z głodu – wyjaśniła im
po chwili milczenia i kilku głębokich oddechach.
~*~
Słowa
wypowiedziane z ogromną nienawiścią, czerwona ze złości twarz. Słyszał bicie
jej serca, uderzenia tak częste, że zlały się w jeden raniący dźwięk. Zamarł w
bezruchu. Palące igiełki na jego twarzy zdawały się przenikać do krwioobiegu i
ranić każdą żyłę. Drżący głos, pozbawiony zaufania. Czy chcę zerwać kontrakt? Nigdy bym tego nie zrobił. Nie potrafiłbym.
Panienko…Wybacz mi. Nie jestem godny, by ci służyć. Trząsł się. Po raz
pierwszy od setek lat. Przerażające uczucie. Co to jest? Czy tak wygląda smutek? Wzgardzony. Żal? Haniebny. Obrzydzenie? Znienawidzony. Wstyd?
Niegodny.
– Wiesz, co powinieneś teraz zrobić? – odezwał się głos w jego
głowie.
– O czym mówisz? Odpowiedział
mu w myśli.
– Musisz odejść. Nie zasługujesz na tę duszę.
– Nie mogę jej zostawić. Przysiągłem – zaoponował, marszcząc brwi.
– I złamałeś przysięgę. Wróć do mnie – kusił delikatny, znajomy ton.
– Nie odejdę – szepnął.
Ból, inny niż zazwyczaj. Ból bez
krwi, bez widocznych ran. Psychiczny. Ściśnięte serce. OBIAD! Pobiegł. Jedzenie było prawie gotowe. Zapomniał, zamyślił
się. Tak żałosny, ludzki błąd. Nie miał czasu. Chociaż miał tego nie robić,
skorzystał ze swoich zdolności. Stół wyglądał idealnie, lepiej niż idealnie. Dobiegł
pod drzwi i zawahał się. Czuł, że tym razem nie da rady spojrzeć w jej twarz z
tą samą obojętnością.
– Obiad jest… gotowy – zająknął
się, dostrzegając błyszczące wypieki na jej twarzy. Spojrzała na niego wzrokiem
pełnym wściekłości. Z jeszcze większym natężeniem, niż wcześniej. Natychmiast
opuścił głowę.
– Dziękujemy. – Tomoko,
przerywając ciszę, uratowała ich oboje od nieznośnego stanu zawieszenia.
Poszedł przodem.
– Widziałaś? – Przyjaciółka
szepnęła do ucha czerwonowłosej.
– Co? – burknęła zdenerwowana
Elizabeth.
– Jego twarz. Widziałaś?
– Nie chcę na niego patrzeć.
– Widziałaś? – naciskała.
– Widziałam… – przyznała w końcu
drżącym głosem.
– I co zobaczyłaś?
– Wstyd, żal. Sama nie wiem.
– Odpuść mu – szepnęła
księżniczka i delikatnie uśmiechnęła się do przyjaciółki.
~*~
Atmosfera
podczas obiadu nie należała do najlżejszych. Wszyscy odczuwali nieznośne
napięcie pomiędzy młodą panią domu, a jej służącym. Wystawny obiad, mimo swego
piękna i prostoty zarazem, nie był w stanie rozwiać chmur, zbierających się nad
ich głowami. Całkowite milczenie zdawało się uporczywie szturchać każdego z
nich. Nieznośne wyczekiwanie na koniec. Nie powinno się jeść w takiej
atmosferze, to nie zdrowe dla żołądka.
Lokaj zaserwował deser. Wszyscy odetchnęli z ulgą, widząc na
horyzoncie koniec tego mrocznego przedstawienia.
– Co za bezczelność. – Słaby głos
dziewczyny przerwał ciszę. Oczy wszystkich zwróciły się ku niej. – Mieć
świadomość, że się przeszkadza, a mimo to trwać w miejscu. Żenujące – dokończyła
zgryźliwą wypowiedź, kontynuując dźganie jabłkowego ciasta malutkim widelcem.
Nikt nie miał odwagi się odezwać. Jedynie on spojrzał na nią
z nutą melancholii, po czym szybko spuścił wzrok, nim zdążyła dostrzec jego
nieśmiały gest. Obiad zakończył się w takim samym niezręcznym milczeniu, w
jakim się rozpoczął. Hrabianka odeszła od stołu, w ślad za nią podążyła
księżniczka. Obie zmierzały do biblioteki. Chłopiec, który nie zdawał sobie do
końca sprawy z tego, o co chodzi, w towarzystwie pokojówki, udał się do swojej
sypialni na popołudniową drzemkę.
– Chciałam pokazać ci tę żałosną
imitację książki, ale nie wiem, gdzie ją odłożył. Powinna stać tutaj. –
Czerwonowłosa, pełna pogardy na samo wspomnienie o kamerdynerze, przedzierała
się przez kolejne regały. Książka o demonicznej wizji powstania świata wydawała
jej się teraz jeszcze bardziej niedorzeczna.
– Co było w niej takiego
wyjątkowego? – zapytała zaciekawiona Tomoko, przyglądając się z fotela
poszukiwaniom przyjaciółki.
– Właściwie nic. – Zatrzymała się
i dotknęła palcami podbródka. – Po prostu zainteresował mnie sposób w jaki była
napisana. Jakby nie pisał jej człowiek, a demon.
– Akuma? – zapytała księżniczka,
słodkim jak miód głosem.
– Co? – zdziwiła się hrabianka.
– Czyżbyś zapomniała o naszej
tradycji? Akuma – demon po japońsku – wyjaśniła.
– No tak. W każdym razie, nie ma
jej. Okazuje się, że mój „piekielnie dobry kamerdyner”, jak lubi się nazywać,
jest w rzeczywistości piekielnie kiepskim kamerdynerem – burknęła z przekąsem.
Japonka skrzywiła się i westchnęła ze znużeniem.
– Naprawdę przesadzasz, wiesz?
Daj spokój z tą książką, usiądź. Musimy porozmawiać.
– Nie mam ochoty więcej słuchać,
jak go bronisz. Może ci się podobać, rozumiem to. Ale… – stawiała się. Czemu
miała pozwalać komukolwiek oczyszczać jego imię?
– Nie o to chodzi – przerwała
jej. Zdenerwowany wzrok japonki przeniósł się z dziewczyny na fotel. Czując się
nieswojo, pod naciskiem intensywnego spojrzenia, Lizzy posłusznie usiadła i
uśmiechnęła się niepewnie. – Chciałam ci powiedzieć, że odpuszczam go sobie – powiedziała
ciemnowłosa, pochylając głowę.
– Dobra decyzja – skomentowała
sucho.
– Zmieniłaś się. – Ton głosu
przyjaciółki niemal wywołał w szlachciance śmiech. Żałosne uczucie świadomości
tego, co straciła nie potrafiło wywołać w niej już innej reakcji, niż
sarkastyczny chichot.
– Wiem, przepraszam. Nie chciałam
tego, ale nic na to nie poradzę. – W jej głosie było słychać szczery żal. Starała
się jak mogła, by zachować to, kim była, bezskutecznie. – Coś raz utracone,
nigdy nie zostanie zwrócone… - Jej przesiąknięte smutkiem słowa, wzbudziły
niepokój w drobnej brunetce.
– Słucham?
– Ktoś powiedział mi tak tamtego
dnia. Wciąż słyszę te słowa w swojej głowie. Przypominają mi o tym, co
straciłam. O mnie, której już nie ma. Nie chciałam cię zawieść, ale widocznie
nie potrafię być dla ciebie taką przyjaciółką, jak dawniej. – Słowa dotknęły delikatnej
duszy księżniczki – Elizabeth próbowała ją odepchnąć.
– Baka! – krzyknęła, dając się
ponieść emocjom. – To nie ważne, że się zmieniłaś. Zawsze będziemy przyjaciółkami.
Nie próbuj mnie odsunąć, nie pozwolę ci na to. – Po jej policzkach zaczęły
płynąć łzy.
Tak straszliwie współczuła jej tego, co musiała przejść.
Horror, który ją tak zmienił, czym był? Co się tam wydarzyło? Myślała, że
znając całą prawdę umiałaby pomóc, jednak tylko się oszukiwała. Blizny, które
te wydarzenia zostawiły na duszy jej drogiej powierniczki, nigdy nie znikną. Do
końca życia będą o sobie przypominać. O dniu, w którym poznała jak smakuje
piekło.
– Jak zwykle masz rację. Niektóre
rzeczy się nie zmieniają – rozchmurzyła się, by pokazać jej, że nie jest aż tak
źle. Mimo wszystko, zależało im na sobie. Wciąż
są na tym świecie ludzie, dla których jestem ważna. Mały płomyk nadziei.
Ratunek.
~*~
– Do zobaczenia!
– Na pewno! Wyślę po ciebie powóz.
Niedługo!
– Będę czekać! – Przyjaciółki
przekrzykiwały stukot końskich kopyt. Tak jak zapowiedziała, Tomoko pojechała
do Londynu.
– Panienko, proszę wejść do
środka, przeziębisz się – poprosił służący. W jego głosie nie było, tej samej
co zazwyczaj, nagany.
– Chodź ze mną. – Rozkazała,
nawet na niego nie patrząc.
– Oczywiście – odparł najzwyczajniej,
jak tylko potrafił. Zaprowadziła go na dach. Kątem oka widziała pytający wyraz
jego twarzy. Dlaczego tutaj? Co zamierza? Czerpała z tego okrutną satysfakcję.
Wskoczyła na podwyższony murek na samym skraju budynku. Przechyliła się do
przodu i rozejrzała.
– Zostałaby ze mnie mokra plama.- Uśmiechnęła się do siebie. Stał
kilka metrów od niej w ciągłej gotowości, by rzucić się za nią, gdyby
postanowiła skoczyć, żeby go ukarać. Tego się spodziewał. Skoczy, bo wie, że
jeśli popełni samobójstwo, to jej dusza będzie należeć do niego. Wie, że jeżeli
ją powstrzyma, to będzie znała prawdę.
– Jak przystało na Głowę rodu Roseblack. – delikatny uśmiech rozświetlił
na chwile jego twarz.
– Z czego się cieszysz, demonie?
– mówiła spokojnie, wyraźnie podkreślając każde słowo. Odwróciła się przodem do
niego. – Wiem, czego się spodziewasz – rzekła, pewna siebie. – Nie zrobię tego.
Nie w taki sposób. – Zeskoczyła z podwyższenia i podeszła do niego. – Sam mi to
powiesz. Wszystko, o co cię zapytam. Przysięgałeś, prawda? – Nie podobał mu się
ton tej rozmowy, ani kierunek, w który zmierzała, jednak pokornie stał, jedynie
przyglądając się zdeterminowanemu wyrazowi twarzy swojej pani. – Odpowiedz!
– Przysięgałem – odpowiedział
spokojnie.
– To i inne rzeczy, a jednak
złamałeś swoją przysięgę, mam rację?
– Tak. – Z trudem udało mu się
wydobyć z siebie głos. Ogarnął go niesamowity wstyd i żal. Patrząc na jej
rozwścieczoną twarz, napięte mięśnie. Drżała. Nie wiedział tylko, czy z zimna,
czy ze złości, która w ten sposób znajdowała, chociaż maleńkie, ujście. Przyznanie
się do winy było trudne. Trudniejsze niż się spodziewał.
– Dlaczego? – warknęła. Nie mógł
wymusić z siebie słowa. – Dlaczego? – powtórzyła głośniej. Zbliżyła się do
niego. Zaledwie kilka centymetrów dzieliło ich twarze. Napawała się jego
cierpieniem. Unikalnym obrazem, który zagościł na jego, dotąd obojętnym,
obliczu doskonałego lokaja.
– Nie wiem… – wyszeptał, prosząc
w duchy, by zakończyła tę rozmowę.
– Zapytałam, dlaczego?! –
Uderzyła go w twarz.
– Proszę o wybaczenie. Nie jestem
godny miana lokaja rodziny Roseblack – wyrecytował intuicyjnie jedną z regułek.
– Wiem o tym. Seba… Demonie. To
jest rozkaz. Odpowiedz mi: dlaczego? – wycedziła przez zęby.
Nie miał już innego wyjścia. Dopóki ich kontrakt był w mocy,
musiał wykonać każdy jej rozkaz. Chociaż wiedział, że nawet prawda nie uspokoi
jej wijącej się w furii duszy.
– Poczułem coś, czego dotąd nie
znałem – wyjaśnił, a ona popatrzyła na niego osłupiała.
- Co? – Mruknęła płytko.
– Nie potrafię tego nazwać. Ale
było to powodem mojego zaniedbania obowiązków – odpowiedział z trudem.
Dziewczyna po raz kolejny poczuła ból w karku, osłabienie,
drapanie w gardle. Wszystkie objawy równocześnie dopadły jej zmęczony organizm.
Zachwiała się niemal tracąc równowagę i przewracając się. Chciał do niej
podejść, wziąć w ramiona, zanieść do łóżka, ale gestem ręki zabroniła mu się
zbliżać. Zaczęła dusić się krwią, której nie potrafiła wykrztusić. Upadła
przelatując przez murek. W ostatniej chwili chwyciła krawędź budynku. Zawisła
kilkanaście metrów nad ziemią. W każdej chwili mogła zakończyć swoje życie. Wystarczyło
się puścić i poczuć przyjemny wiatr. Demon natychmiast znalazł się na skraju
dachu i wyciągnął rękę, by ją chwycić.
– Nie dotykaj mnie – rozkazała,
wciąż przesiąkniętym żalem i nienawiścią, głosem.
Uśmiechnęła się. To już nie była jego kara, to było
obłąkanie. Nie kontrolowała w pełni tego, co robiła. Jakby była jedynie
pasażerem swojego ciała. – Nie waż się mnie tknąć, demonie.
– Panienko, jeżeli ci nie pomogę,
zginiesz – odparł, zachowując spokój.
– A ty dostaniesz moją duszę.
Tego chciałeś, więc, o co ci chodzi? Pozwól mi spaść – powiedziała z
niesamowitą lekkością, spluwając resztkami krwi.
– Nie mogę na to pozwolić.
– Nie masz nic do gadania. Ja
decy… - urwała. Przeraźliwy ból karku sparaliżował jej ciało.
–
Nie puszczaj. Nie, nie chcę
jeszcze umierać. To za wcześnie. Sebastian! Nie pozwól mi spaść, uratuj mnie! –
krzyczała w myślach, jednak żaden dźwięk nie wydobywał się z jej ust. Widziała
jak sparaliżowana dłoń luzuje uchwyt. Puściła się. Zaczęła spadać. Z
przerażeniem patrzyła, jak demon stoi bez ruchu i otępiale wpatruje się w jej
malejące ciało. Proszę, zrób to. Uratuj
mnie. Wyglądał jak posąg. Zimny, nieruchomy. To koniec. Przepraszam, jednak byłam zbyt słaba. Wybaczcie mi.
– Elizabeth!!! – Jego przeraźliwy
krzyk wystraszył ptaki, śpiące na okolicznych drzewach.
Zerwały się i z
jazgotem przeleciały tuż obok niego. Zamarła. Nie docierały do niej słowa,
żadne bodźce nie miały najmniejszego wpływu na jej ciało. Tato? Gdzie jesteś?
– Lizzy! Obudź się. –
Bezskutecznie próbował ją ocucić. W końcu objął jej wątłe ciało i przyciągnął
do siebie. – Lizzy, proszę cię.
– Seba… stian? – Słaby, ledwo
słyszalny, głos sprawił mu niewiarygodną radość. Jeszcze nigdy nie czuł się tak
szczęśliwy jak w tej chwili, gdy trzymając zmarznięte ciało swojej pani,
odetchnął z ulgą.
– Jestem tu, Elizabeth – wyszeptał.
– Co powiedziałeś? – Jej szept,
drżący, pełen oburzenia, sprawił, że się uśmiechnął.
– Najmocniej przepraszam,
panienko – odpowiedział, nie potrafiąc pozbyć się radosnego grymasu z bladej
twarzy.
Z trudem wyswobodziła się z jego objęcia na tyle, by móc
spojrzeć w jego twarz. Zmarszczyła brwi.
– Naprawdę upadłeś tak nisko, jak
ludzie. – Uśmiechnęła się niewyraźnie, widząc całą gamę uczuć na jego twarzy.
W duchu wręcz rechotała ze śmiechu. Nigdy wcześniej nie
widziała na jego twarzy więcej niż jednej na raz emocji, chociaż i to starannie
próbował ukryć. Teraz było ich wiele, tak wyraźnych, że nie mógłby zaprzeczyć
istnienia którejkolwiek z nich. Przyglądała się przez chwilę, zastanawiając
się, której z nich powinna poświęcić najwięcej uwagi. Fakt, że mogła w nich
wybierać, by jej małym zwycięstwem, chociaż wcale tego nie planowała. Zaśmiała
się złośliwie, lecz zdawała sobie sprawę, że nie tylko zmuszenie go do
ściągnięcia maski i zdenerwowanie go powodowało radosny grymas na jej twarzy. W
głębi serca cieszyła się, że to była prawda. Demon obdarzony uczuciami.
– Jesteś nowym początkiem upadku
demonów. – Wyszeptała i zemdlała. Początkiem
upadku demonów… Niemożliwe!
– Panienko, skąd o tym wiesz? – szepnął.
– Panienko, skąd o tym wiesz? – szepnął.
Zaniósł ją, wycieńczoną i
wyziębioną, do sypialni. Starannie przykrył ją kołdrą i stanął w rogu pokoju obiecując
sobie, że nie opuści go, dopóki nie zostanie przez nią zmuszony. Powinien być
jej wdzięczny. Nie zdawała sobie sprawy, ale tym, co zrobiła, pomogła mu
zrozumieć samego siebie. Teraz już wiedział i mógł coś z tym zrobić. Nadzieja
na normalność, znów zapłonęła dla niego z wielką mocą.
Obudziła
się dwie godziny później. W pokoju było zupełnie ciemno. Jej ciało wciąż nie
chciało w pełni z nią współpracować. Nie była w stanie nawet usiąść o własnych
siłach. Leżała na wznak, przyglądając się baldachimowi, dokładnie studiując
każdy jego skrawek. Powoli docierały do niej wspomnienia sprzed utraty
przytomności. Gdy nie mogąc się ruszyć, w zupełnej ciszy, mogła wszystko
przemyśleć na spokojnie, dostrzegła jak idiotyczne było jej zachowanie.
Przesadziła, dała się ponieść irracjonalnym emocjom, których źródła nie
potrafiła zweryfikować. Jakby ktoś wpoił jej te emocje, albo wyolbrzymił te,
które w sobie miała. Zaczęła się zastanawiać, czy miał tak samo. Jeśli byłaby
to prawda, jej reakcja byłaby całkowicie nie na miejscu. Ale to nie było teraz
ważne, przynajmniej nie na tyle, by dalej kontynuowała rozmyślania na ten temat.
Najistotniejsze było dojście do prawdy.
– Byłeś tu przez cały czas? – Powiedziała
cicho, gdy skończywszy analizować sytuację, zdała sobie sprawę, że przez cały
ten czas był tuż obok.
– Tak, panienko.
– Pomożesz mi usiąść? – Zapytała
z uprzejmości. Mogła zwyczajnie wydać mu rozkaz, ale zasługiwał na
rekompensatę. W ten sposób chciała dać mu znać, że już nie jest zła. Może
także, że przeprasza…? Nie zamierzała od razu padać mu do stóp, ale miły gest
był jak najbardziej na miejscu. Podszedł do niej i pomógł jej się oprzeć na poduszkach.
Bezwładne kończyny chudego ciała, leżały
luźno na kołdrze. Próbowała ścisnąć dłoń, ale ledwie poruszyła palcami. Patrzył
na nią z troską. Nie wiedział, co mogło być przyczyną.
– Dziękuję. Chyba musimy
porozmawiać… - powiedziała szeptem.
Skinął głową, zgadzając się z nią, i usiadł na skraju łóżka,
by nie musiała męczyć się mówiąc podniesionym głosem.
– Ja… Przepraszam – wyrzuciła z
siebie zawstydzona. Mężczyzna uśmiechnął się do niej serdecznie.
– Nic nie szkodzi panienko.
Zasłużyłem na wszelką karę. Wszak zhańbiłem pani ród oraz samego siebie, jako
twego służącego. – Chwycił ją za dłoń. Poczuła się nie swojo, i gdyby mogła,
wyciągnęłaby ją z ciepłego objęcia gładkich, śnieżnobiałych rekawiczek.
– Nie przesadzajmy, to było
piętnaście minut spóźnienia. Gorsze rzeczy się działy i nikt za to w twarz nie
dostawał. To było niestosowne. Nie powinnam była tego robić – przyznała się do
błędu, z trudem połykając dumę.
Prawą dłonią mimowolnie dotknął swojego policzka.
Wspomnienie tamtej chwili ponownie wzbudziło w nim emocję, jednak nie tak
silną, jak poprzednio. Nie posiadam
takich emocji. Nigdy nie posiadałem. Trzeźwym umysłem zweryfikował
informacje. Widział zdecydowana różnicę. Wreszcie mógł myśleć racjonalnie, mimo
nowych bodźców, które do niego docierały. Przestały całkowicie pochłaniać jego
umysł.
– Nie szkodzi. Zawiodłem cię,
miałaś prawo być zła – wyjaśnił, wciąż trzymając jej dłoń. – …Panienko. –
Dopowiedział po chwili.
Przez chwilę patrzyła na niego z lekko otwartymi ustami,
przypominając sobie, jak wymówił jej imię. Nie była pewna, czy zrobił to
naprawdę, czy tylko jej się zdawało, takie zachowanie zasługiwało na reprymendę.
Odchrząknęła, podejmując ryzyko.
– W związku z tym…
– Najmocniej przepraszam – powtórzył
po raz kolejny, zanim na głos wytknęła mu błąd, którego popełnienie sprawiło mu
prawdziwą przyjemność. Wypowiedzenie jej dźwięcznego imienia było jak
odświerzający chłodny deszcz letnim popołudniem. Gdyby tylko pozwoliła mu
częściej tak się do siebie zwracać.
– Cieszę się, że zrozumiałeś – skłamała.
Brak formy grzecznościowej i ta bezpośredniość podobały jej się. Uważała, że
powinna być z nim bliżej, a nigdy nie czuła tego lepiej niż w tamtej chwili,
gdy ocknęła się w jego objęciach, słysząc jak wypowiada jej imię. Nie mogła
tego przyznać, nie wypadało jej to. Przez
to jego ciągłe upominanie sama zaczynam sobie mówić, co mi wypada, to okropne! Zaśmiała
się w duchu, dostrzegając jak duży ma na nią wpływ, nawet kiedy robi wszystko,
by tak nie było.
– Chciałbym o coś zapytać.
– Słucham? – zainteresowała się.
– Prosiłem panienkę, by obiecała
mi powiedzieć, jeżeli coś złego będzie się działo z panienki zdrowiem.
– Masz rację, ale chyba
widziałeś, co się stało, prawda? I gdzie to pytanie? – nadąsała się.
– Wydaje mi się, że jest coś
jeszcze. Prosiłbym, żeby panienka tego nie ukrywała, od tego może zależeć
panienki życie – wytłumaczył.
Poczuł, jak jej szczupłe palce zaciskają się wokół jego
dłoni. Denerwowała się.
– Jest coś – zaczęła niechętnie. –
Znak kontraktu, pali mnie. Od kilku dni. Ostatnio wszystko jest jakieś inne… –
wyjawiła skruszona.
Zdawała sobie sprawę, że nie powinna tego ukrywać. Nikt
lepiej od samego demona nie mógłby wiedzieć, co mogło być nie tak.
– Czy mógłbym? – zapytał, nachylając się nad nią.
– Mhm.
Odgarnął jej włosy i popatrzył na znamię na jej karku.
Pozornie wyglądało normalnie, jednak im dłużej się w nie wpatrywał, tym
dziwniej się czuł.
– Wygląda zwyczajnie – rzekł po
chwili namysłu.
To jest twoja opinia, jako eksperta? – zakpiła.
Zrewanżował się złośliwym uśmiechem. Wracała do formy.
– Chciałabym iść spać… –
ziewnęła.
– Przynieść panience ciepłego
mleka?
– Nie, dziękuję. Po prostu tu
zostań – odparła cicho.
Pomógł jej się położyć i otulił
ja kołdrą. Stanął w zasięgu jej pola widzenia i zamknął oczy.
– Miłych snów panienko.
– Mhm – mruknęła zmęczona.
Dzień dobiegł końca. Zarówno
demon jak jego pani wreszcie mogli odetchnąć od przytłaczających emocji. Spokój
był tak niespodziewany, że oboje chłonęli każdą jego sekundę. Demon czuł, że
problemy zdrowotne hrabianki i palący znak na jej karku mają ze sobą więcej
wspólnego niż im się wydaje, a to oznaczało kolejne problemy.
Genialne. Twoje opowiadanie jest po prostu niesamowite. Dużo weny życzę :)
OdpowiedzUsuńGenialne, genialne, GENIALNE!!! >\\\< AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!! Boże >\\\< Sebuś i ta sytuacja na dachu!!! NO NIE MOGĘ!!! POSKLEJANIE ZDAŃ JEST NIEMOŻLIWE! Jestem tak strasznie tym zaaferowana! Aaaaaaaaaaaaaaaaa!!!! >\\\<
OdpowiedzUsuńZnowu nie mogę wyjść z podziwu.
OdpowiedzUsuńNie, nie martw się, nie zraziłam się Twoim komentarzem, po prostu trochę za dużo mam zamieszania ze wszystkim :)
Życzę weny i zapraszam do mnie :) jest nowy rozdział :D
Łaa, juz jestem ciekawa dalszego rozwoju akcji :D W końcu powoli zdają sobie sprawę ze swoich uczuć a to takie cudowne <3 Całuję gorąco i weny życzę !
OdpowiedzUsuńNie wierzę, no nie wierzę w to. Teraz czuję jednocześnie współczucie, smutek, rozpacz, szczęście, ulgę i jakąś chorą satysfakcję. Co ty ze mną zrobiłaś, Nami? xDD Jak Lizzy uderzyła Sebcia to mimowolnie zapragnęłam wziąć go w objecia i pocieszyć, ale jednocześnie miałam nadzieję, że hrabianka trzaśnie go jeszcze raz. Jak Lizzy go przeprosiła to zanim zdążyłam zareagować- momentalnie zaszkliły mi się oczy a obraz zaczął się rozmazywać. Nigdy, powtarzam nigdy nie zdarzyło mi się płakać na czyimś opowiadaniu. Jestem w szoku. To było magiczne.
OdpowiedzUsuńHaha, cieszę się, że Ci się podobało. Przeleciałam ten rozdział wzrokiem i mi osobiście średnio się podoba. Teraz piszę lepiej xD Naprawdę muszę to kiedyś poprawić :P
UsuńO Boże, skoro teraz piszesz lepiej, to zaczynam się po woli obawiać, bo dla mnie to jest już perfekcyjne, no, może oprócz tych kilku zbędnych przecinków. Ale to raczej Ty tutaj jesteś od poprawiania innych, więc nie będę przejmować Twojej roli :b Stylistycznie genialne, doskonale budujesz nastrój. Emocje, które bohaterowie odczuwają, odczuwa się mimowolnie razem z nimi.
UsuńTak, emocje to zdecydowanie mój konik :P. Przecinki tutaj trochę sobie biegają, jak chcą, ale w większości są na swoim miejscu. Minęło trochę czasu, zanim się dokształciłam. W sumie z każdym kolejnym rozdziałem można zauważać małe zmiany :P
UsuńZresztą przekonasz się. I na pewno nie ma się czego bać, trzeba tylko uważnie czytać, żeby nie przeoczyć żadnych aluzji. Już od końcówki pierwszego tomu opowiadanie robi się nieco ambitniejsze i pojawia się sposo subtelnie przekazywanych treści, więc miej się na baczności xD
Dobrze, nie ma sprawy, dziękuję za przestrogę ^^ Chociaż czytając fanfiki zdaję sobie sprawę z możliwości pojawiania się w nich aluzji czy nawiązań z pozoru trudnych do wykrycia, więc z moim skupieniem podczas czytania nie powinno być problemu. Weny, weny i jeszcze raz weny \(^-^\)
UsuńOdnoszę wrażenie, że w opowiadaniu pojawi się Ciel Phantomhive. Podejrzewam, że to właśnie on był tym bytem, który prześladował Lizzy. Proszę, żebym się myliła! Nie chcę wybierać między Lizzy a Cielem!
OdpowiedzUsuńH.
No to ten. Będę szczera... Popłakałam się. To opowiadanie jest cudowne, mam nadzieję, że nigdy go nie porzucisz. Czyta się je wspaniale, nie dostrzegłam żadnych błędów, a twój styl pisania jest genialny. Dawno nie czytałam żadnego opowiadania,które tak by mnie poruszyło i wywołało tal silne odczucia.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci naprawdę dużo weny
Emirya ❤
Dziękuję, to bardzo miłe :).
UsuńNie, nie zamierzam porzucać opowiadania. Napiszę je do końca, a potem przerobię na utwór niezależny i wydam w formie książki :).
niesamowicie to przeżywam. ludzie nie wierzę. niesamowita !
OdpowiedzUsuńFajnie się czyta. Lekko i szybko. Duża ilość różnych emocji wśród bohaterów oraz ich dokładne opisanie sprawiają, że czytelnik zamiast liter, widzi tą całą sytuację i bardzo przeżywa. Jak widać doszłam już do XIX rozdziału i zostanę tu. Uwielbiam Sebastiana, a ten jego wizerunek jaki ty tworzysz jest spełnieniem marzeń chyba każdej jego fanki :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy każdej, ale z pewnością do jakiejś czesci2 trafia :P.
UsuńDziękuję za komentarz <3. Im dalsze rozdziały, tym lepsza jakość, dlatego polecam czytać dalej :D. Sporo się przez te lata nauczyłam :P.
Witam,
OdpowiedzUsuńo powoli to zdają sobie sprawę ze swoich uczuć, popłakałam się...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, och jak cudownie powoli zaczynają zdawać sobie sprawę ze swoich uczuć...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudowbie, och jak wspaniale powoli zaczynają zdawać sobie sprawę ze swoich uczuć...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza