Średnio się dzisiaj czuję, na dodatek mój brat sprowadził do siebie dziewczynę. Jak wymaga kultura, musiałam siedzieć razem ze wszystkimi domownikami i zabawiać gościa. Brat zrobił z siebie debila, biedna dziewczyna była zbyt łagodna, by walnąć go w łeb, a ja straciłam cały dzień i musiałam zmienić wszystkie plany.
Rozdział krótki i wydaje mi się, że nienajlepszy. Strasznie boli mnie głowa i nie jestem w stanie porządnie tego zbetować, a chciałam dotrzymać terminu.
Bądźcie wyrozumiali :)
==================
– Bogiem śmierci?! – Przerwała mu
prezentacje niezrównoważonego przeciwnika.
Dawno temu, Tomoko opowiadała jej o shinigami. Bogach z
japońskich wierzeń, którzy za pomocą swoich kos śmierci zabierali dusze ludzi
do nieba. Jednak ten opis zupełnie nie pasował do zidiociałego transseksualnego
mężczyzny. Jedynie dzierżona przez niego broń sprawiała, że była skłonna
uwierzyć służącemu.
– Tak – uśmiechnął się pod nosem.
– Naprawdę… Bardziej niż jego
istnienie dziwi mnie to, w jak absurdalnym świecie przyszło mi żyć. Demony i
shinigami bawiący się w kamerdynerów? Jak dotąd przeczytałam tylko jedną
książkę, która była bardziej bezsensowna niż ta… rzeczywistość. – parsknęła
złośliwym śmiechem, zdając sobie sprawę z abstrakcyjności sytuacji.
Młoda dziewczyna, która ubezwłasnowolniła demona, zmuszając
go do bycia swoim sługą oraz były lokaj – bóg śmierci. W najdziwniejszych snach
nie zdarzyło jej się coś równie niezwykłego.
– Książka? – Zdziwił się
Sebastian.
– Ta o powstaniu świata od
demonów. Naprawdę, przezabawna – wyjaśniła krótko. – Swoją droga, gdzieś ją
zgubiłeś. Kiedy wrócimy do posiadłości, masz ją znaleźć. Trafił mi się wadliwy
egzemplarz, większość stron jest pusta. Chcę kupić inny, jestem ciekawa, co za
bzdury autor wypisuje dalej.
– Demoniczna Księga Rodzaju? – zapytał.
– „Demoniczna Księga Rodzaju”? –
powtórzyła, dławiąc się śmiechem. – Bardzo możliwe, tak to brzmiało. Czytałeś?
– Nie musiałem. Ta książka, muszę
ją odnaleźć.
– Przed chwilą ci to mówiłam,
słuchasz mnie w ogóle?
– Nie możesz jej czytać – powiedział
stanowczo.
– Dlaczego niby? – Skrzywiła się
niezadowolona. Dlaczego wydawało mu się, że może jej rozkazywać?
– Doooobra, dosyć tych pogaduszek!
– Zdenerwowany Grell rzucił się na Sebastiana celując w niego końcówką
wirującego ostrza. – Powracając do tematu! Nie pozwolę ci go zabić, jest na
mojej liście, musi żyć! Dlatego wybacz, Sebuś słonko, ale tym razem nasza
miłość nie ma szansy wygrać z przeznaczeniem!
Z zawrotną prędkością minął demona obierając za cel jego
panią. Zasłoniła twarz rękami. Poruszał się zbyt szybko, by była w stanie
odeprzeć jego atak. W ostatniej chwili Sebastian odepchnął ją i podłożył się
pod ostrze broni przeciwnika. Struga krwi zalała twarz boga śmierci, kiedy jego
piłą zanurzyła się w ciele piekielnego kamerdynera.
– Sebuś, naprawdę? Zapomniałeś
już, że moja kosa przetnie wszystko? Może cię zabić, po co tak ryzykować? –
Shinigami oblizał krew z ust, wbijając wzrok w grymas bólu szpecący twarz
Sebastiana.
– Obiecałem chronić moją
panienkę. Dlatego będę bronić jej życia nie zważając na swoje – odpowiedział dumnie
i energicznym ruchem odepchnął od siebie czerwonowłosego, wydzierając ze
swojego ramienia ostrze jego broni.
Krew rozbryznęła się na ziemi wokół niego. Poczuł rwący ból.
Przez ostatnie lata zdążył zapomnieć, jak dotkliwe mogą być rany zadane Kosą
Śmierci. Mimo tego, wciąż był w stanie walczyć. Nie czekając na ruch
przeciwnika, rzucił się w jego stronę, wybijając broń z jego dłoni. W potyczce
na gołe pięści nie miał sobie równych. Precyzyjnie wyprowadzał ciosy, coraz
bardziej oszałamiając Boga Śmierci.
– Zostaw go, albo ją zabiję! –wydarł
się Wampir, trzymając nóż przy gardle hrabianki.
Demon spojrzał na niego przez ramię chcąc rzucić się na
ratunek. Korzystając z chwili jego nieuwagi, Shinigami dobył swej kosy i wbił
ją prosto w jego klatkę piersiową. Przerażony sceną Monitor upuścił nóż.
Dziewczyna odepchnęła napastnika i niepostrzeżenie schowała ostrze w cholewie
swojego buta. Mężczyzna upadł, uderzając głową w ścianę budynku. Stracił
przytomność.
Tryskająca krew ponownie przyozdobiła twarz Sutcliffa
czerwienią.
– Sebastian! – Niebieskooka
zaczęła biec w jego stronę.
– Nie zbliżaj się! – krzyknął
rozkazującym tonem, dławiąc się krwią.
Opętańczy śmiech Boga Śmierci niósł się echem po całej
okolicy.
– A teraz Sebuś, pokaż mi swoje
Cinematic Record! – Oblizał usta z krwi i zaczął wpatrywać się w przestrzeń.
Przynajmniej tak wydawało się dziewczynie. Wzrok nadzianego
na kosę kamerdynera, jak i jego oprawcy skierowany był w to samo miejsce ponad
ich głowami. Wiedziała, że na coś patrząc, jednak niczego nie dostrzegała.
– Na co się gapisz? – wrzasnęła
do czerwonowłosego.
Nie odwracając wzroku, wyjaśnił jej w skrócie, opętańczo chichocząc.
– Cinematic Record. Nagrania
przedstawiające historię człowieka. Wspomnienia, które my, Bogowie Śmieci,
oglądamy pozbawiając kogoś życia. Słyszałaś o tym, że tuż przed śmiercią ludzie
widzą całe swoje życie? To właśnie Cinematic Record. A teraz zamknij się, chcę
zobaczyć pikantne kawałki z życia mojego kochanego Sebusia!
Jego słowa, choć nie do końca zrozumiałe, jasno wskazywały
jedno – życie Sebastiana było zagrożone. Z jej winy. Stała drżąc ze strachu,
próbując wymyślić jak mu pomóc. Nerwowo rozejrzała się wokół, dostrzegając
otwarte pudełko pewne fiolek, które musiało wypaść z kieszeni Monitora.
Podniosła je i zaczęła czytać etykiety.
~*~
Demon czuł niesamowity ból, który
obezwładniał całe jego ciało. Ostrza kosy, wciąż na nowo przewiercające jego pierś,
uniemożliwiały mu choćby w najmniejszym stopniu leczenie ran. Wiedział, że
jeżeli niczego nie wymyśli, jeśli Shinigami nie straci czujności choćby na
ułamek sekundy, jego dni są policzone. Nie chciał umierać w ten sposób, nie z rąk
zboczonego irytującego klauna, bawiącego się w Boga Śmierci. Jakby to o nim
świadczyło, jako kamerdynerze szlacheckiego rodu, gdyby poddał się i umarł,
porzucając swoją panią oraz jej rozkaz? Jego obowiązkiem była wierność wobec
niej, w imię kontraktu. Bez niego nie spełni się jej zemsta, prawdopodobnie ona
sama zginie zaledwie chwilę po nim, dlatego musiał walczyć z bólem i
narastająca chęcią, by zatopić się w cierpieniu, zamknąć oczy i odejść.
Twarz Grella zasłaniały mu nagrania z jego życia.
Melancholijne wspomnienia o poprzednim panie, o tym jak zakończyła się ich
wspólna droga. Zapragnął mieć szansę również z Elizabeth zamknąć sprawy w
należyty sposób. Czerwonowłosy mężczyzna wydał z siebie okrzyk zachwytu.
– Wreszcie coś ciekawego! –
Chwycił jedną z taśm nagrania, by lepiej się jej przyjrzeć. – Może chociaż się
dowiem, co tak naprawdę w niej widzisz, Sebuś!
Kolejne klatki nagrania, przewijające się przez jego palce,
zaczęły opowiadać początek historii, którą demon bezskutecznie starał się
zatrzymać dla siebie.
~*~
Sprężystym
krokiem, lokaj przekroczył próg dziewczęcego pokoju wypełnionego zabawkami.
Zgarnął pluszaki z nocnej szafki, by postawić na niej filiżankę z herbatą,
odsłonił żaluzje.
– Chris, nie chcę jeszcze
wstawać. – Dziewczynka burknęła odwracając się na drugi bok.
Nieświadoma tego, co się wokół niej działo, zdawała się niczego
nie pamiętać. Był przekonany, że po raz pierwszy od dawna, przespała całą noc.
– Panienko, przygotowałem
herbatę.
– Kim jesteś? – Usiadła,
wyłaniając się spod kołdry.
– Sebastian, twój kamerdyner,
panienko – przedstawił się uprzejmie.
– Ach, racja, Sebastian… – mruknęła zamyślona. Podniosła filiżankę i
napiła się gorącego naparu.
– Blee, czy w tym jest mleko?!
– Tak, to bawar…
– Nigdy więcej nie przynoś mi
tego paskudztwa! – Zdenerwowana rzuciła filiżankę w kąt pokoju.
Niewychowana gówniara.
Skrzywił się. Przeprosił ją i pozbierał kawałki porcelany.
– Życzy sobie panienka, żebym
przyniósł jej inną herbatę? – Zmusił się do uprzejmości.
Dziewczynka
popatrzyła na jego ubrudzone herbatą dłonie i zawstydzona pochyliła głowę.
– Nie trzeba, przepraszam.
Zachowałam się jak rozkapryszony bachor. Wiem, że od teraz muszę stać się
poważniejsza i nie mogę robić takich rzeczy. To było nieładne, nawet jak na
dziecko – pokornie przyznała się do winy.
Jej dojrzała strona przejęła kontrolę, nie pozwalając, by
pogrążyła się jeszcze bardziej.
– Proszę nie przepraszać, nie
jestem godny takich słów – odpowiedział. Chwilowa niechęć zelżała pod wpływem
jej przeprosin.
– To, że jesteś służącym nie
znaczy, że mogę cię poniżać – dodała.
Jej czyste serce i zaskakująco twarde zasady moralne, tak
niespotykane u dziecka w jej wieku, coraz bardziej go ciekawiły. Powoli też
zaczynał czuć sympatię do czerwonowłosej dziewczynki, która zawładnęła jego
losem.
– Od teraz będę głową swojej
rodziny, prawda? Nauczysz mnie, jak być prawdziwą arystokratką? – zapytała,
wstając z łóżka.
Sebastian chwilę patrzył na nią z niedowierzaniem, po czym
uśmiechnął się i klęknął przed nią.
– Yes, my lady – odparł
melodyjnie.
Dziewczynka wzdrygnęła się. Czuła się nie swojo, gdy klęczał
przed nią, ale zrozumiała, że tak właśnie powinno być, dlatego szybko zebrała
się w sobie i przyjęła obojętną postawę.
– Pomogę się panience ubrać – zaproponował.
Nie oponowała. Chociaż przez całe jej dzieciństwo opiekował
się nią rodzinny lokaj, Christopher, w porównaniu do Sebastiana jego zachowanie
było dosyć swobodne. Ona sama nigdy nie przepadała za ścisłym przestrzeganiem
manier. Matka wielokrotnie powtarzała jej, że nie powinna traktować służby jak
znajomych, ale nie rozumiała, dlaczego powinna traktować inaczej osoby, które
towarzyszą jej przez całe dnie. Teraz, gdy została sama na świecie, jedynie on
był przy niej – jej demoniczny kamerdyner, i od chwili, gdy poznała jego imię,
obiecała sobie, że z nim nie będzie się taks spoufalać. To miał być jej
pierwszy krok na drodze do dojrzałości.
~*~
– Sebuś, naprawdę? – Znudzony Sutcliff
cisnął taśmą w twarz demona. – Spodziewałem się czegoś ciekawszego, a tu sama
nudna sielankowa historyjka. Na dodatek to dziecko jest zwyczajnie dziwne. Nie
widzę w nim nic szczególnego!
– W takim razie powinieneś
zastanowić się nad mocniejszymi okularami. – Demon z trudem wykrztusił z siebie
złośliwy komentarz z nadzieją, że rozproszy mężczyznę, jednak jak roztrzepany
by się nie wydawał, nic nie było w stanie uśpić czujności drapieżnego
Shinigami.
– Nie masz tam nic lepszego? –
Bóg Śmierci rozglądał się z irytacją w poszukiwaniu czegoś, co mógłby uznać za
ciekawe.
~*~
– Acidum muriaticium? – Zdumiona
dziewczyna przeczytała na głos etykietę jednej z buteleczek.
– Łacina, naprawdę? Acidum, to będzie kwas. A to drugie, eee… To będzie
kwas solny! – ucieszyła się.
Do jej głowy wpadł genialny pomysł. Odkręciła pojemnik i z
całej siły cisnęła nim w stronę Grella. Ostra woń substancji dotarła do nozdrzy
czerwonowłosego odpowiednio wcześnie, by zdołał uniknąć kontaktu substancji ze
swoją skórą. Wyszarpnął kosę z ciała Sebastiana i odskoczył do tyłu. Demon
upadł na ziemię, z trudem próbował się podnieść. Swoim niesamowicie głupim
zachowaniem, dziewczyna dała mu chwilę ulgi.
– Co ty robisz! Co za
bezczelność, próbowałaś oszpecić moją piękną twarz? – Shinigami zaczął krzyczeć
na hrabiankę, wymachując swoją piłą. – Pożałujesz tego! – Rzucił się w stronę
dziewczyny, wbijając morderczy wzrok w jej przerażoną twarz.
Patrzyła na niego, oczekując ciosu. Zasłoniła głowę rękami i
zacisnęła powieki. Ciepła, wodnista substancja skropiła jej delikatną, bladą
skórę. Otworzyła oczy, z przerażeniem orientując się, że na wpół żywy demon po
raz kolejny przyjął cios ostrzem, zasłaniając ją swoim ciałem.
– Sebastian! – krzyknęła, dławiąc
się własnym, przerażonym oddechem.
Demon chwycił ją za ubranie i z całej siły odrzucił w bok.
Upadła kilka metrów od nich.
– Uciekaj stąd! – rozkazał, gdy ozdobiona
jego krwią broń Sutcliffa zabłysła w świetle księżyca.
Patrzył na szkarłatne krople spływające po broni, brudzące
jego czarne rękawiczki. Sebastian zrobił parę kroków w tył. Dotkliwe rany
niemal całkowicie uniemożliwiały mu poruszanie się. Z trudem utrzymywał się na
nogach. Szalony mężczyzna patrzył na niego pożądliwie.
– Och, Sebuś! W czerwieni jest ci
tak bardzo do twarzy! Nasza tragiczna historia miłosna dobiegnie teraz końca,
za sprawą mojej wspaniałej kosy! Cały drżę na myśl o tej chwili, gdy po raz
ostatni zatopię swoje ostrze w twoim gorącym ciele! Ach! Zapamiętam ten moment
na zawsze! – krzyczał trzęsąc biodrami z podnieceni.
– Bardzo bym prosił, żebyś
zaniechał dalszych komentarzy, to obrzydliwe – upomniał go lokaj.
– Och! Taki chłodny mężczyzna,
nawet w obliczu śmierci. Jesteś taki niepoprawny, Sebusiu! – jęknął. – A teraz
oddasz życie za to bezwartościowe dziecko. – Wyraz jego twarzy diametralnie się
zmienił. Obleśny uśmiech zniknął z jego twarzy, ustępując miejsca skupieniu. –
Żegnaj więc, moja miłości! – wrzasnął teatralnie i rzucił się w jego stronę,
celując kosą prosto w serce demona.
Hrabianka
stała zmrożona strachem, kilka metrów od nich, nie była w stanie posłuchać
kamerdynera i uciec. Nie mogła go zostawić, chociaż wiedziała, że niewiele jest
w stanie zrobić by mu pomóc. Spojrzała na liczne rany na jego ciele, otarła
twarz z jego krwi. Dlaczego są tak
dotkliwe? Czemu go unieruchomiły? Czyżby ten pajac naprawdę był taki groźny? To
przez jej lekkomyślność życie demona wisiało na włosku.
– „Moja kosa przetnie wszystko. Może cię zabić.” – Słowa wariata dudniły w jej głowie. – To znaczy, że Sebastian naprawdę może
zginąć… – Dotarło do niej, gdy czerwona smuga, z niewiarygodną prędkością
zaczęła zbliżać się do rannego lokaja.
Z cholewy buta wyciągnęła nóż. Niewiele myśląc, rozpaczliwie
ruszyła w stronę mężczyzn. W ostatniej chwili wskoczyła pomiędzy nich. Ostrze kosy przeszło przez nóż
jak przez masło. Poczuła rozrywający ból prawej dłoni. Kosa wbiła się w jej
rękę. Wszystko działo się niesamowicie szybko. Zamknęła oczy i wyjąc z bólu, z
całej siły szarpnęła kosę wbitą w dłoń. Siła pchnięcia Boga Śmierci pociągnęła
ją w tył. Upadła na plecy. Warczący dźwięk maszyny ucichł.
– Sebastian, teraz! – krzyknęła.
Demon odwrócił się i przebił ręką ciało czerwonowłosego
mężczyzny. Ten jęknął cicho i upadł tuż obok szlachcianki.
Wzięła kilka głębokich oddechów.
Kamerdyner padł przed nią na kolana, skręcając się z bólu. Popatrzył na jej
rozszarpaną dłoń, potem na jej twarz. Jego oczy płonęły wściekłością.
– Coś ty zrobiła? Oszalałaś?! –
wrzasnął na nią charcząc krwią. Zaczął kaszleć, z trudem łapiąc oddech.
– Nie mogłam pozwolić, żeby cię
zabił – powiedziała cicho lecz stanowczo, uśmiechając się do niego. – Jeszcze
nie pomogłeś mi się zemścić – dodała, gdy na jego twarzą zawładnęło
zszokowanie.
– Mam chronić twoje życie. Mogłabyś
mi tego nie utrudniać?
– Jakaż ckliwa scenka,
dziewczynko. Jesteś naprawdę głupia, jeśli myślałaś, że twój desperacki ruch
pomoże któremuś z was. – Zakrwawiony Shinigami zaśmiał się wariacko.
Podniósł się z ziemi i z niezadowoleniem popatrzył na swoje
zniszczone ubranie.
– Uwielbiałem ten płaszcz! – jęknął.
– Sebuś, moje zadanie dobiegło końca – zwrócił się do klęczącego demona widząc,
że mężczyzna, którego życie miał chronić, zdążył ocknąć się iuciec. – Mam
nadzieję, że następnym razem gdy się spotkamy, będziemy walczyć ramię w ramię!
Do zobaczenia, ukochany! – Zrzucił z siebie zniszczone okrycie, wskoczył na
dach budynku i rozpłynął się w powietrzu.
– Ten kretyn mnie przeraża –
mruknęła Elizabeth, powoli podnosząc się z ziemi. Na samo wspomnienie
szczerzących się, trójkątnych zębów mimowolnie zadrżała.
– Zgadzam się z tobą w
zupełności, panienko – odparł demon. Wstał i podał dziewczynie rękę, by wsparła
się na nim wstając.
Wciąż chwiejąc się na nogach, wyciągnął z kieszeni podartego
fraka ciemną chustkę, którą delikatnie owinął wokół krwawiącej dłoni swojej
pani.
– Wracajmy do domy, muszę opatrzeć
tę ranę – stwierdził zmartwiony.
Elizabeth starała się ukrywać przeraźliwy ból, który z każdą
chwilą wydawał się wzmagać. Było jej wstyd z powodu swojej słabości, podczas
gdy jego ciało było w strzępach, a sam dzielnie trzymał się na nogach, dbając
jedynie o nią. Klęknął przed nią i pochylił głowę.
– Proszę o wybaczenie. Zawiodłem
jako kamerdyner rodziny Roseblack. Nie jestem godny swego stanowiska.
Pozwoliłem, by cel uciekł, a także nie obroniłem panienki przed tą okropną raną
– -owiedział ze skruchą i pogardą dla samego siebie, po czym stęknął z bólu,
zachwiał się i upadł.
– Idioto… – szepnęła, wyciągając dłoń w jego stronę. –
Dobrze się spisałeś, przecież żyję. – Pomogła mu wstać i przełożyła jego zakrwawione
ramię przez swój kark, by się na niej wsparł – Przeżyjesz?
– Tak. Panienko… – powiedział z trudem.
Chciał się od niej odsunąć, stanąć o własnych siłach, ale
nie miał siły. Musiał przełknąć swoją dumę, pozwolić, by to ona zajęła się nim.
Własna bezsilność bolała go bardziej niż rozerwane ciało.
– Nie zaczynaj nawet. Uciekli,
nic już na to nie poradzimy. Wracajmy już do domu. Musisz porządnie odpocząć –
uciszyła go i powoli zaczęła prowadzić w stronę powozu zaparkowanego nieopodal.
Wiedziała, że będzie chciał prowadzić, udając, że nic mu nie
jest, ale tym razem jego rany były naprawdę poważne. Nigdy wcześniej nie
widziała, żeby jakakolwiek broń wyrządziła mu podobne szkody. Powiedział, że
przeżyje, ale nie zmieniało to faktu, że był w zbyt złym stanie, by cokolwiek
robić. Kim byłaby, gdyby kazała mu wieźć się do domu? Teraz to ona musiała
stanąć na wysokości zadania i bezpiecznie dowieźć go do posiadłości.
– Masz odpocząć i doprowadzić się
do porządku, to jest rozkaz. Dopóki całkowicie nie wyzdrowiejesz, masz się nie
ruszać ze swojej sypialni nawet na krok – powiedziała stanowczo, wpychając go
do wnętrza karety.
Zamknęła drzwi i wskoczyła na miejsce woźnicy.
Tylko kilka razy w życiu miała szansę prowadzić wóz, ale
teraz nie było innego wyjścia. Musiała sobie poradzić.
Ruszyła. Kierowanie jedną sprawną ręką nie należało od
najłatwiejszych, ale czuła satysfakcję z tego, że dawała radę. Przezwyciężyła
swój ból, była silna. Rozchmurzyła się, zdając sobie z tego sprawę. Wypominanie
Sebastianowi, że uratowała mu życie, było dodatkowym powodem do radości. Nie
raz umili jej to dzień, gdy będzie patrzeć na jego zirytowany wyraz twarzy.
Łii ! <3 Już myślałam, że nie dodasz notki, ale musiałam zajrzeć i sie upewnić :D ta dam. Sebastian wydał się tutaj nadzwyczaj ludzki, trochę nie w jego stylu zostać skopanym przez tego czerwonego idiotę ale dzięki niemu chociaż Lizzy mogła się wykazać przez co z całą pewnościa wywarła duże wrazenie na naszym kochanym demonie. Doceniam, że mimo sytuacji jaka cię spotkała postanowiłaś dodać notkę :D Chciałam również zaprosić cię do czytania mojego świeżo załozonego bloga, również o Kuroshitsuji www.dirty-crystal.blogspot.com , czekam na next, pozdrawiam i całuję :D
OdpowiedzUsuńOczywiście, że do Ciebie wpadnę! Nigdy za dużo kuroszowych blogów <3 A wręcz wiecznie za mało :P
OdpowiedzUsuńNo taki dzisiaj kiepski dzień, ale musiałam podołać. Nie lubię nie wywiązywać się z obowiązków :)
Grell taki niegrellowaty :) Jak mógł skrzywdzić "swojego Sebusia"? Rozdział fajny, szkoda że taki krótki, ale rozumiem obowiązki rodzinno-świąteczne :/ Pozdrawiam i życzę weny :D
OdpowiedzUsuńByło świetne, rzeczywiście, szkoda że takie krótkie. Ale rozumiem i nie będę się złościć :P Rozdział ciekawy, mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie się działo coś więcej :D
OdpowiedzUsuńŻyczenia o śniegu się spełniły, u mnie biało i zimno. Na następną notkę myślę, że zaproszę jeszcze w tym tygodniu :)
Pozdrawiam i życzę weny
Zapraszam do mnie. Jest rozdział IX + art. :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Będę miała co czytać dziś w wannie ^^
UsuńJaram się na myśl, że jutro nowa notka <3 U mnie kolejny rozdział. Zapraszam ! [dirty-crystal.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńO jaaa i kolejna notka do wanny <3 Ale mi dziś robicie prezenty dziewczyny ^^
UsuńZapraszam ponownie :D
OdpowiedzUsuńO nie, i co teraz? Zły rudzielec ;_;
OdpowiedzUsuńGRELL, DEBILU, SIŁA MIŁOŚCI JEST NIEZNISZCZALNA, WIĘC NIE MOŻESZ ZABIŚ SEBASTIANKA! I popieram Aku Mę — Sebastian jednak ma coś mniej więcej ludzkiego oprócz ciała. Jego lojalność do samego końca bardzo mi imponuje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Heques
Hej,
OdpowiedzUsuńjak Grell mógł skrzywdzić Sebastiana... ale Lizz mogła się teraz wykazać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ale jak Grell mógł skrzywdzić Sebastiana... ale Lizz mogła się za to teraz wykazać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ale no jak to Grell mógł Sebcia mi skrzywdzić... ale Elizabeth miała okazję dzięki temu się wykazać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza