Przypominam o nowej zakładce, która znajduje się tuż pod nagłówkiem bloga.
http://czarnarozademona.blogspot.com/p/backstage-stories.html
Chętnie napiszę coś na Wasze życzenie. ;)
Zapraszam także na bloga jednej z moich koleżanek. Opowiadania o tematyce yaoi.
http://fafagi-fanfiction.blogspot.com/
Mam nadzieję, że spodoba Wam się nowa część. Czekam na opinie.
Miłej lektury!
======================
Lekkostrawny,
mało wystawny obiad. Jednodaniowy, składający się z pieczonego kurczaka i
lekkiej sałatki warzywnej. Przez chwilę cieszyła oczy tym widokiem. Brakowało
jej tych wspaniałych, małych posiłków, które dla przygotowywał tylko dla niej.
Zawsze, gdy ktoś przyjeżdżał w odwiedziny, Sebastian przygotowywał wielkie
uczty – jak przystało na kamerdynera rodziny Roseblack. Nie wypadało serwować
czegoś tak skromnego. Na szczęście teraz, gdy w posiadłości panował względny
spokój i nie musiała przejmować się innymi, posiłki podporządkowane były
jedynie jej zachciankom. Leniwie zaczęła dłubać widelcem w talerzu.
Towarzystwo miało jednak swoje
dobre strony, dostarczało jej, pomiędzy wieloma niedogodnościami, odrobinę
rozrywki. Spojrzała na lokaja, który stał wyprostowany z opuszczonymi wzdłuż
ciała rękami, przy srebrnym, ruchomym stoliku.
– Sebastian, zaśpiewaj coś.
– Słucham? – zdziwił się.
– No, zaśpiewaj coś – powtórzyła
zirytowana, nie spuszczając z niego wzroku.
– Najmocniej przepraszam, ale nie
wydaje mi się, żeby…
– Czyżbyś chciał zlekceważyć mój
rozkaz? – przerwała służącemu, niecierpliwie stukając palcem o stół.
Mężczyzna odchrząknął i z miną męczennika zaczął wydobywać z
siebie dźwięki jednej z jej ulubionych pieśni operowych Purcella. Ping, demonie! Dziewczyna zaśmiała się
pod nosem słysząc jego śpiew. Miał przyjemna barwę głosu. Klasnęła w ręce i
wróciła do jedzenia. Lubiła od czasu do czasu zaskakiwać go dziwnymi rozkazami,
dlatego ciężko było jej wymyślić sobie nagrodę. W każdej chwili mogła zmusić go
do czegoś poniżającego i denerwującego, taka nagroda straciłaby swój urok.
– Wystarczy, nie mogę już cię
słuchać – jęknęła, gdy skończyła napawać się widokiem niezadowolenia na jego twarzy.
– Panienko Elizabeth! – Do
jadalni wpadła zdyszana pokojówka, trzymając w ręce list.
– Co się stało, Jeanny?
– Przyszedł do panienki list, od
samej królowej! – wyjaśniła wyciągając w stronę nastolatki drżące dłonie, w
których ściskała przesyłkę. Czerwonowłosa skinęła głową na lokaja. Podszedł do
zdyszanej służącej, wziął od niej kopertę i otworzył ją.
– Wracaj do pracy – polecił
dziewczynie, która bez chwili wahania, posłusznie wybiegła. Sebastian wyciągnął
list i przeczytał jego treść. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
– Co się stało? – zapytała
zainteresowana hrabianka, unosząc głowę lekko do góry, próbując dosięgnąć
wzrokiem wypisane na kartce słowa.
– Proszę spojrzeć – odparł
tajemniczo, podając jej list. Chwyciła go zdegustowana i szybko powiodła
wzrokiem po tekście.
– Wampiry? – mruknęła niepewnie
pod nosem. – Coś takiego przecież nie istnieje prawda? – Przeniosła pełne
sceptycyzmy spojrzenie na kamerdynera.
– Kto wie. – Uśmiechnął się
przebiegle.
– Tak czy inaczej, to oznacza, że
musimy wyruszyć do Londynu. Przygotuj wszystko, kiedy skończysz sprzątać po
obiedzie – poleciła mu, wstała od stołu i ruszyła w kierunku swojej sypialni.
– A co z panienki popołudniową
lekcją? – Zatrzymał ją, zanim wyszła z pomieszczenia.
– Przecież jedziesz ze mną, nie
widzę problemu. – Wzruszyła ramionami. – Pośpiesz się, chciałabym tam dotrzeć
przed zmrokiem.
– Zrozumiałem. –Demon pokłonił
się i zaczął przenosić naczynia na wózek.
~*~
Tai i
Thomas pomogli Sebastianowi zapakować do karety bagaże młodej hrabianki. W tym
czasie pokojówka pomagała jej ubrać płaszcz. Dziewczyna wyszła z budynku i
zwołała do siebie służących, którzy ustawili się przed nią w rzędzie.
– Wyjeżdżam do Londynu, by
rozwiązać sprawę dla Jej Królewskiej Mości. Zostawiam posiadłość pod waszą
opieką. Dbajcie o nią. I pamiętajcie, żeby nikogo nie wpuszczać do środka. – poprosiła
ich.
Pełni entuzjazmu pokłonili się i pożegnali hrabiankę z
serdecznością, życząc powodzenia. Gdy usiadła wewnątrz pojazdu, lokaj podszedł
do nich i zmierzył groźnym spojrzeniem każdego z osobna.
– Macie się zachowywać. Nie
życzyłbym sobie żadnych problemów, zrozumiano? – powiedział cichym,
przerażającym głosem.
– Oczywiście, panie Sebastianie!
– odpowiedzieli chórem.
Demon wsiadł do środka powozu, spoglądając na nich przez
ramię i dał znak woźnicy, by ruszył.
Siedzieli w ciszy przerywanej odgłosem końskich kopyt, uderzających
o podłoże. Przemierzając lasy dziewczyna zdała sobie sprawę, że powoli zbliżała
się zima.
– Niedługo zacznie padać śnie… - pomyślała, zerkając melancholijnie
przez okno. – Kolejne samotne święta.
– Panienko, czy coś cię martwi? –
Sebastian przerwał milczenie.
– Dlaczego pytasz?
– Wygląda panienka na
niezadowoloną – wyjaśnił, lekko pochylając głowę na bok.
– Po prostu miałam nadzieję
odpocząć kilka dni, w spokoju. Jak widać Psu Królowej nie dany jest wypoczynek,
nawet jeśli jest kobietą… – mruknęła, nie spuszczając oka z malowniczych
widoków za oknem.
– W rzeczy samej. – Uśmiechnął
się. – Przed nami jeszcze spory kawałek, może masz ochotę na grejpfruta? – zaproponował,
wyciągając owoc z kieszeni prochowca.
Popatrzyła na okrągły owoc z grubą, jasną skórką i
twierdząco kiwnęła głową. Śledziła wzrokiem jego zręczne dłonie, z niezwykłą
łatwością i gracją, traktujące cytrus nożykiem. Gdy skończył, wyciągnął w jej
stronę, ułożone w miseczce ze skórki, ćwiartki owocu.
– Dziękuję. – Powiedziała cicho,
chwytając palcami soczysty kawałek. –
Gdy już dotrzemy do miasta, powinniśmy odwiedzić miejsce ostatniej zbrodni i
poznać jakieś szczegóły, od tych niedojd z Yardu. – Opracowywała na głos plan
działania. – Mam nadzieję, że to wystarczy. W przeciwnym wypadku, będziemy zmuszeni
odwiedzić tego człowieka – dokończyła z niechęcią w głosie.
– Masz na myśli jego? – zapytał,
równie niezadowolony.
– Mhm – mruknęła. Widziała jego
entuzjazm, dorównujący jej własnemu. – Mus to mus.
– Ofiary pozostawiane w ciemnych
uliczkach. Jakie to niedbałe – zmienił temat, na nieco przyjemniejszy.
– Masz rację. Gdyby jednak te
„wampiry” pozbywały się ciał swoich ofiar, mielibyśmy więcej roboty – zwróciła
uwagę. – Chciałabym załatwić tę sprawę, możliwie najszybciej, i wrócić do
posiadłości.
– Rozumiem. Ponad to zbliża się
zima. Temperatury są coraz niższe. Powinna panienka uważać na swoje zdrowe. –
Spojrzał na cienki, czarny płaszcz, który na sobie miała. Była słabowita, z
tego, co zdążył zauważyć po rozmowach z nią, było tak od dziecka. Niskie
temperatury, deszcze i chłodny, pojawiający się znikąd wiatr nie były jej
sprzymierzeńcami. Miała jednak ten niezwykle denerwujący zwyczaj ubierania się
wbrew pogodzie. Notorycznie marzła, mimo, że ciągle powtarzał, by ubierała się
cieplej. Wprawdzie, dzięki jego zapobiegliwości rzadko chorowała, ale byłby
rad, gdyby nie musiał wiecznie jej pilnować. Była to jedna z rzeczy, których
nie robiła umyślnie, ani złośliwie. Po prostu jej ciało reagowało na
temperaturę inaczej. Rzadko odczuwała chłód, dopiero po długich godzinach
wystawienia na oddziaływanie niskich temperatur, zaczynała czuć dyskomfort.
Mimo, że jej percepcja była zaburzona, organizm wychładzał się i był podatny na
konsekwencje tak samo, jak każdy.
– Zamknij się. Wcale nie jest
zimno – warknęła.
Nie cierpiała, kiedy zwracał na to uwagę. Nie była małym
dzieckiem. Potrafiła zdecydować, w co się ubrać, by nie marznąć. Ciągłe
moralizujące wywody na temat słabego zdrowia i jego bagatelizowania, jakby jej
ojcował były zwyczajnie zbędne.
– Nic niezwykłego, panienko – zaśmiał
się. – Za pozwoleniem. – Zdjął rękawiczkę i górną częścią dłoni dotknął jej
policzka.
Obróciła głowę, by na niego nie patrzeć. Robi to specjalnie, żeby odegrać się za
obiad. Czyżby „pong”?
– Tak jak się spodziewałem… - zaczął,
zakładając z powrotem rękawiczkę. – Jesteś wychłodzona. Nim dojedziemy do
miasta możesz się przeziębić – kontynuował, ojcowskim tonem. Wstał, zdjął z
siebie płaszcz i okrył nim szczupłe, dziewczęce ramiona. – Proszę, nie zdejmuj
go dopóki nie dojedziemy, panienko.
– Znowu to robisz! – Warknęła na
niego, nabzdyczając się, jednak posłusznie chwyciła końce płaszcz i skrzyżowała
je na piersi.
– Jestem kamerdynerem rodziny
Roseblack, byłoby hańbą, gdybym nie dbał o zdrowie swojej pani – odparł dumnie,
pochylając głowę, by ukryć złośliwy uśmiech.
– Jak chcesz. I tak nie jest mi
zimno – ucięła rozmowę, biorąc do ust kolejny kawałek grejpfruta. Oparła głowę
o okno i spoglądała przez szybę na zostające w tyle drzewa.
~*~
– Proszę bardzo.
– Co to jest? – Dziewczyna
popatrzyła sceptycznie na trzymany przez uśmiechniętego demona kawałek
granatowego materiału.
– Pozwoliłem sobie zabrać
jesienny płaszcz panienki. Proszę zakładać, no już – pospieszał ją, potrząsając
ubraniem.
Zacisnęła pięści, gotowa zacząć na niego krzyczeć, jednak
coś w głowie kazało jej przestać. Cichy głos podpowiedział, by uległa jego
prośbie.
– W końcu robi to dla mojego dobra… – westchnęła i zrezygnowana
wsunęła dłonie w rękawy wełnianego okrycia.
Było miłe w dotyku, i ciepłe. Na dodatek wcale nie było
ciężkie, i z tego, co pamiętała, zawsze wyglądała w nim doskonale. Tak dawno
nie miała go na sobie, że zupełnie zapomniała, jaki był wygodny. W końcu
Sebastian nieźle się nagimnastykował, żeby go dla niej zdobyć, nie mógł być
nieprzyjemny, ani szorstki.
– Jak na kogoś, kto nie przywiązuje zbytniej wagi do swojego stroju,
jesteś bardzo wybredna. – Przypomniała sobie jego słowa, kiedy wrócił z
zapakowanym w karton płaszczem, zupełnie przemoknięty po całodniowym krążeniu
po mieście w środku ulewy. – Haha! – zaśmiała się pod nosem.
Demon popatrzyła na nią pytająco.
– Nic, nic. – Machnęła ręką. –
Coś mi się przypomniało. Możemy już iść? – Uśmiechnęła się, przechylając głowę.
– Oczywiście – odparł uprzejmie.
Mimo,
że powoli robiło się ciemno, wokół miejsca zbrodni wciąż zbierali się rządni
wrażeń przechodnie. Niektórzy przybyli tu specjalnie, by zobaczyć na własne
oczy zwłoki lub samo miejsce zbrodni. Inni, zainteresowani zbiorowiskiem, zatrzymywali
się, by dowiedzieć się, o co chodziło. Kobiety odciągały zainteresowane dzieci.
Mężczyźni na głos komentowali wydarzenia. Niektóre słowa grubiańskiego
mieszczaństwa wzbudzały odrazę młodej hrabianki. Wraz ze służącym przecisnęli
się pomiędzy gapiami. Oficer londyńskiej policji, trzymając notes w dłoni, skrupulatnie
zbierał zeznania od jednego ze świadków, który znalazł ciało.
– Przepraszam panienko, ale takie
młode damy nie powinny przebywać na miejscu zbrodni – odezwał się jeden z niższych
rangą przedstawicieli władz.
Podszedł do niej i pochylił się. Czerwonowłosa prychnęła pod
nosem i minęła go, traktując jak powietrze.
– Znacie już jakieś szczegóły? –
zapytała stojącego plecami do niej oficera. Krótko ścięty, wąsaty mężczyzna
odwrócił się w jej stronę.
– Roseblack… Spodziewałem się ciebie
– powiedział pogardliwie, na co odparła pełnym zadowolenia uśmiechem.
– Nic dziwnego, skoro jak zwykle
nie potraficie sobie poradzić z robotą – odpowiedziała.
Wyszarpnęła notes z jego dłoni i podała lokajowi. Policjant
zawył protestująco.
– Powiedz mi, co wiesz. Spieszę
się – zażądała.
– Nie muszę ci niczego mówić.
– Racja – mruknęła, dotykając
podbródka opuszkami palców – ale wydaje mi się, że to bardzo zasmuciłoby Jej
Wysokość. – Uśmiechnęła się uroczo, machając u przed oczami kopertą z królewską
pieczęcią.
Bezsilny oficer westchnął głęboko i w zrezygnowaniu opuścił
ramiona.
– Wiemy jedynie, że ciała ludzi
zaatakowanych przez, tak zwane wampiry, pozostawiane są w ciemnych uliczkach, w
różnych dzielnicach miasta. Wydaje się, że ofiar nie łączy nic oprócz śladów na
szyi, uznawanych za rany po kłach – wyjaśnił
ciężko, drapiąc się po wąsach.
– Tylko tyle? – Zamrugała z
niedowierzaniem. – Przez ten czas nie dowiedzieliście się niczego więcej?
– Ty…– warknął. – Jest coś
jeszcze – przyznał niechętnie. – Na ubraniu kilku ofiar znaleziono ślady
błękitnej farby.
– Rozumiem. Sebastian?
– Tak?
– Zapamiętałeś zeznania świadków?
– Oczywiście – skinął głową,
kładąc dłoń na piersi.
– Doskonale, idziemy – rozkazała
mu i podążyła w stronę powozu.
Demon oddał notes niezadowolonemu policjantowi, ukłonił się
i ruszył za swoja panią.
Wsiedli
do wnętrza karoty. Czarnowłosy służący w skrócie przedstawił hrabiance informacje,
które zebrał przeglądając policyjne notatki. Nie było tego wiele. Ciągle
powtarzał się ten sam schemat – ślady na szyi, ciemne uliczki i ślady po
farbie. Zrezygnowana Elizabeth złapała się za głowę, jęcząc ze złości.
– Chyba nie mamy innego wyjścia.
– Popatrzyła na demona.
Oboje wiedzieli, dokąd muszą się udać. Chociaż osobiście
nigdy tam nie była, to z opowieści lokaja wynikało, że ani miejsce, ani jego
właściciel nie należeli do najprzyjemniejszych.
– To tu? – zapytała sceptycznie,
gdy wysiadła z wozu.
Spojrzała na przekrzywiony szyld widniejący nad drzwiami
zaniedbanego budynku.
– „Undertaker”? Mówisz poważnie? –
jęknęła z niedowierzaniem.
– Niestety tak… – odpowiedział
niezadowolony.
– No dobra, miejmy to już za
sobą.
– Proszę poczekać. – Zatrzymał
ją, gdy chwytała klamkę. – Zanim wejdziemy do środka musisz o czymś wiedzieć… –
przysunął się do niej i wyszeptał coś do ucha.
– Że co?! – krzyknęła zaskoczona.
– Teraz naprawdę rozumiem, dlaczego tak źle wspominasz to miejsce.
Weszli do środka. Wewnątrz małego
zakładu pogrzebowego panowała mroczna atmosfera. Jedyny źródłem światła,
anemicznie rozjaśniającym pełne trumien pomieszczenie, była świeca przyklejona
do czaszki, stojącej na biurku w głębi pomieszczenia. Nieprzyjemny zapach
stęchlizny sprawiał, że Elizabeth miała problemy ze swobodnym oddychaniem.
– No i gdzie on jest? – zapytała
zniecierpliwiona, rozglądając się wokół.
Skrzypnięcie drewna przyciągnęło jej wzrok do jednej z
trumien. Z wnętrza powoli wyłonił się mężczyzna z podłużną blizną na twarzy.
Miał na sobie czarną szatę do ziemi, ze zdecydowanie zbyt długimi, zwisającymi
prawie do samej podłogi, rękawami. Większą część jego twarzy zasłaniała
ciemnoszara grzywka sięgających za pas włosów. Młoda hrabianka cofnęła się w
tył, uderzając plecami o ramię towarzysza. Demon asekuracyjnie chwycił jej rękę
w łokciu.
- Dawno się nie widzieliśmy, kamerdynerze. Naprawdę, bardzo
dawno… – mówił powoli, kładąc wyraźny akcent na ostatnie słowo.
Podszedł do nich i popatrzył mu w oczy.
O tak <3 Pojawił się mój kochany Undertaker <3 ! Jestem ogromnie ciekawa jak rozwinie się całe śledztwo. Pozdrawiam cieplutko ! :) Akuma.
OdpowiedzUsuńOooo wampiry. Ciekawe, ciekawe. Nie mogę się doczekać rozwiązania sprawy. Pozdrawiam i weny życzę :)
OdpowiedzUsuńO, jest i Unduś. Jeeeej ^-^ Bardzo ciekawie się zapowiada, trzyma poziom. Nie nudzi, wręcz przeciwnie- kiedy skończy się jeden rozdział jakiś wewnętrzny głos zmusza do przeczytania kolejnego.Naprawdę jest świetnie :3
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńZdaje się, że zapomniałam o jednym przecinku, proszę o wybaczenie :c
UsuńJee! Andertejker! Jee! A wiesz, że narysowałam go takiego pięknego?! Chyba pierwszy raz rysunek wyszedł mi tak, jak chciałam! ^^.
OdpowiedzUsuńRozdział cudowny, czekam na więcej shinigamich :P
H.
Hej,
OdpowiedzUsuńfantastyczny rozdział, jestem bardzo ciekawa jak rozwinie się to całe śledztwo, no proszę, proszę... Undertaker się nam już pojawił ;) wampiry bardzo ciekawie się zapowiada...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ciekawe jak rozwinie się to całe śledztwo, no proszę, proszę... Undertaker się nam już pojawił ;) no i wampiry bardzo ciekawie się tutaj zapowiada...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńzastanawiam się jak rozwinie się to śledzteo, jupi Undertsker i wampiry się nam pojawiły
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza