Ogłoszenia:
Szczęśliwie dobrnęliśmy do dwudziestego rozdziału. W związku tym mam Wam do przekazania kilka informacji:
1. Od dziś notki będą się pojawiać nieco rzadziej, myślę, że dwa razy w tygodniu. Chcę zabrać się za pisanie książki, czeka mnie mnóstwo pracy nad błędami, natręctwem przyimkowym i całą masą innych rzeczy. Poza tym, rozpoczęłam drugi projekt i chciałabym poświęcić mu trochę czasu. Jak dotąd, notki pojawiały się, gdy napisałam co najmniej pięć nowych stron (obecnie drugiego tomu), to musi się zmienić, chociażby dlatego, że napisanie pięciu stron pochłania znaczeni więcej czasu, niż poprawienie kilku błędów i kliknięcie "opublikuj". Dodatkowo zbliża się sesja (nie, żebym się nią przejmowała), wypadałoby powoli zacząć przynajmniej zbierać materiały. Oczywiście nie martwcie się, na pewno nie porzucę bloga i pewnie niedługo się okaże, że jestem zbyt uzależniona i notki znów będą co drugi dzień. :P
2. Pewnie część z Was zauważyła tajemniczą kartę, nazwaną "Backstage Stories". Już tłumaczę. W akcji opowiadania są niedopowiedzenia, dziury, przeskoki czasowe. Nigdy nie byliście ciekawi, co dzieje się w tych nieprzedstawionych momentach? Jeśli kiedykolwiek Was to zastanawiało, możecie zostawić komentarz na BS. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że odpowiem na Wasze pytania, uchylając rąbek tajemnicy. Serdecznie zapraszam! :) Na razie jest tak króciutki tekst, żeby pokazać Wam, o co mniej więcej chodzi.
3. Założyłam twittera, więc gdyby ktoś z Was chciał mnie śledzić, albo być przeze mnie śledzonym, wysyłajcie zaproszenia: https://twitter.com/Namisiaa
Chciałabym również zachęcić Was do zajrzenia na bloga mojej koleżanki ze studiów. Opisuje na nim mangi, które miała przyjemność kupić i czytać. Zachęcam serdecznie każdego fana M&A.
http://sweet-pool.blogspot.com/
To wszystko. Miłej lektury! :)
===============================
Gdy obudziła się tego ranka, nie mogła przewidzieć, co
nastąpi, chociaż powinna się tego spodziewać. Prędzej, czy później musiało do
tego dojść. Do nieuniknionej konsekwencji zdarzeń. Każdy dzień zwłoki był jedynie
złudnym błogosławieństwem. Nikt nie powinien tracić dzieciństwa w ten sposób.
Nie w tym wieku.
Niewyobrażalny żal rozchodził się
po udręczonej duszy dziewczyny, gdy złotowłosa kobieta, odziana w czerń
wypowiedziała nieodwracalne zdanie.
– Przyjechaliśmy po chłopca. –
Jego beztroskie życie zakończyło się tak trywialnymi słowami.
– Co się stało?
– Hrabia Julian i jego żona
zostali brutalnie zamordowani kilka dni temu. – Skrzekliwy, obojętny głos
kobiety. Chłopiec przybiegł akurat, gdy to mówiła. W najgorszym momencie. Nie
tak powinien się o tym dowiedzieć. Nie ten wyzuty z emocji ton miał towarzyszyć
mu do końca życia, przypominając ten tragiczny dzień bolesnym echem. Jego oczy
zalały się łzami, wtulił się w osłupiają dziewczynę. Pochyliła się i wzięła go
na ręce, mocno tuląc do piersi. Bolało. Nie spodziewała się, że to będzie aż
takie trudne.
– Co stanie się z chłopcem? – zapytała
po chwili łamiącym się głosem, z trudem powstrzymując łzy.
Sebastian stał obok niej, z beznamiętnym wyrazem twarzy.
Patrzył na nią ukradkiem, obserwując jej reakcję.
– Rodzina przejmie obowiązek
opieki nad nim – odparła niewzruszona kobieta. Jak możesz być tak nieczuła. Co z ciebie za potwór?
– Rodzina, czyli ty? – warknęła
bezczelnie.
– Wypraszam sobie! – odpowiedziała
oburzona, podniesionym głosem, którego nieprzyjemny skrzek wzbudził z
dziewczynie drgawki. A więc jednak
posiadasz emocje, narcystyczna dziwko.
– Ktoś taki jak ty, nie powinien
mieć prawa nawet zbliżyć się do tego dziecka! – krzyknęła hrabianka,
przyciskając do siebie płaczące dziecko. – Wynoś się stąd!
– Panienko. – Lokaj podszedł do
niej i nachylił się, delikatnie dotykając ramion roztrzęsionej nastolatki. –
Proszę się uspokoić.
Elizabeth podniosła głowę i spojrzała na niego pełnym smutku
wzrokiem.
– Seba… – szepnęła, dławiąc się
powietrzem.
– Najmocniej przepraszam za
zachowanie mojej pani. Ta tragiczna informacja bardzo nią wstrząsnęła. Proszę
mi pozwolić przygotować bagaż panicza Thimoty’iego – zwrócił się do kobiety i
ukłonił.
Prychnęła z kpiną i wzruszyła ramionami, po czym odwróciła
się na pięcie i weszła do karety.
– Sebastian… – Wciąż ogarnięta
rozpaczą, dziewczyna chwyciła za rękaw męskiego fraka. – Nie zapomnij o jego
pozytywce – poprosiła.
Kiwnął głową i zniknął wewnątrz posiadłości.
Gdyby
mogła, zatrzymałaby go przy sobie. Los, jaki zgotowało przeznaczenie był zbyt
okrutny dla tak małego dziecka. W jednej, krótkiej chwili cały jego
przepełniony miłością świat, pękł jak mydlana bańka. Dziecko nigdy nie powinno
dorastać bez miłości. Otoczenie, w którym będzie żyć… Jeśli wszyscy wokół będą
jak ta paskudna kobieta, co się z nim stanie?
Pogrzeb
odbył się dwa dni później. Przez ten czas hrabianka nie mogła się na niczym
skupić. Włóczyła się jak cień, prawie w ogóle się nie odzywała. Nie potrafiła
jeść, czas spędzała siedząc w fotelu swojego gabinetu, pogrążona myślami. To,
co czuła, gdy straciła rodzinę. Czy on czuł to samo? Dlaczego nie mogła go
uchronić od okrucieństw tego świata. Jej ukochany kuzyn. Złotowłosy promień
światła w mrocznym życiu. Dlaczego nie potrafiła obronić tego, co było jej tak
drogie? Gdy ujrzała chłopca tamtego dnia, nie był już sobą. Radosny blask w
jego oczach znikł, pozostawiając głęboki, pożerający duszę smutek. Patrząc na
smutną twarz i drobne ciało odziane w czerń, widziała swoje odbicie. Ten sam
ból, ta sama pustka, niepewność. Choć tak młody, w jednej chwili przestał być
dzieckiem. Dzieciństwo wydarte z niego siłą przez szpony śmierci, która
pozostawiła po sobie jedynie niemożliwe do zaleczenia rany. Niewyraźny cień
uśmiechu pojawił się na jego zmęczonej płaczem twarzy, gdy podeszła do niego i
otuliła kochającymi ramionami.
– Timmy, tak bardzo mi przykro –
wyszeptała w jego maleńkie ucho.
– To nie twoja wina, Lizzy – odpowiedział
chłodno. Dojrzały ton głosu pięciolatka zmroził jej serce. Nie był już
beztroskim dzieckiem. Już nigdy nim nie będzie.
– Pamiętaj, możesz do mnie
przyjechać, kiedy tylko będziesz chciał – dodała cicho, czując jak głos niknie
w gardle. Chłopiec odsunął się.
– Dziękuję.
~*~
Słońce
szykowało się do snu, leniwie znikając za horyzontem. Chłodny wiatr rozwiewał
czarną suknię do kostek, którą miała na sobie. Zadrżała i schowała dłonie w
rękawach płaszcza. Patrzyła na dwa proste, marmurowe nagrobki z wytłoczonym
nazwiskiem. Szkarłatne włosy zakrywały jej twarz, na której malował się smutek.
Od kilku minut wpatrywała się w kamień, nie mogąc zmusić ciała, by ruszyło z
miejsca. Czuła się winna. Ten ród jest
naprawdę przeklęty. Zacisnęła dłonie na rękawach okrycia.
– Żałujesz? – Zapytał stojący za
nią demon.
– Nie – Odparła sucho. – To było
nieuniknione.
– Więc czemu wciąż tu stoisz?
– Współczuję mu. Wiem jak boli
strata rodziny, to wszystko.
– Jesteś pewna? Współczucie jest
oznaką słabości – Mówił spokojnie.
– Zamknij się. Dziecko straciło
ojca, to tragedia, obok której nie wypada przejść obojętnie. To mój obowiązek,
jako członkini tej przeklętej rodziny, by oddać hołd jej zmarłemu członkowi
–wyjaśniła krótko.
– Rozumiem.
Kamerdyner popatrzył w twarz szlachcianki z kpiącym
uśmiechem. Prowokował ją.
– Nie żałuję niczego, co zbliża
mnie do osiągnięcia celu. Zrobię wszystko, co niezbędne. Nie ma znaczenia kogo
będę musiała zabić, zrobię to. Zniszczę każdego z nich, bez wahania, rozumiesz?
Nie ulegnę wątpliwościom. A ty, zawsze będziesz stał u mego boku, gotowy
wypełnić każdy mój rozkaz. To jest twoje przeznaczenie, demonie. W tej chwili
istniejesz tylko po to, bym mogła się zemścić. Dlatego rozkazuję ci, nigdy mnie
nie zdradzisz – powiedziała pewnie.
Sebastian uśmiechnął się pod nosem i przymknął oczy. Ukląkł
przed panią i wypowiedział dobrze znane słowa.
– Yes, my lady.
– Ludzie, nie zważając na więzi,
zerwą każdą nić łączącą ich ze światem. Odrzucą szczęście, które posiadają w
imię ideału, do którego dążą. Przewrotni i głupi, a jednak mają siłę, by brnąć
do przodu. Dlatego ludzie są tacy interesujący.
– Wracajmy do domu, Sebastianie.
– Zdecydowanym krokiem ruszyła z miejsca, wymijając służącego. – Ten rozdział
został już zamknięty. Spoczywaj w spokoju, Hrabio Julianie Roseblack.
~*~
– Zabiłeś ich.
– Tak.
– Zabierz mnie stąd.
– Yes, my lady.
Zimno. Jestem taka zmęczona, muszę odpocząć. Wziął mnie na ręce,
dobrze. Nie mam siły iść. Jego ciało jest przyjemnie ciepłe. Myślałam, że
demony są zimne i okropne. On jest taki piękny i uratował mnie. Dziękuję ci!
Dziękuję. Teraz mogę ukarać tych ludzi, mogę zniszczyć ich wszystkich. Nie
pozwolę, by ktoś więcej przeżył to, co ja. Nigdy. Zrobi to dla mnie, pomoże mi.
W zamian chce tylko duszę. To niedużo za uratowanie mi życia, spełnienie
marzenia o zemście. Czemu ludzie tak bardzo boją się demonów? Wcale nie są straszne,
ten jest całkiem miły. Ludzie są gorsi. To oni mnie zranili, nie on.
– Panienko, dokąd chciałabyś się udać? – Ma taki delikatny, miękki głos.
Nie rozumiem, o co mu chodzi. – Panienko?
– Chce mi się spać. Nie mam siły.
– Rozumiem, pozwól więc, że zabiorę cię w miejsce, gdzie będziesz mogła odpocząć.
Niedaleko jest gospoda, na pewno znajdzie się wolny pokój.
– Nie! Nie chcę. Zostańmy tu. – Proszę. Nie każ mi nigdzie iść, nie
teraz. Boję się ludzi. Nie chcę ich widzieć. Po prostu bądź tu.
– Ale tutaj niczego nie ma. Jak zamierza panienka odpocząć? – Czemu się
dziwisz? Mam ciebie, obronisz mnie.
– Ty tu jesteś. Rozkazuję ci bronić mnie za wszelką cenę! – A teraz przytul
mnie mocno i pozwól zasnąć. Chociaż na chwilę.
– Panienko, pora wstawać.
Dziewczyna leniwie otworzyła
oczy. Promienie porannego słońca raziły jej oczy. Ciemna sylwetka demona na tle
okna powoli zaczęła się do niej zbliżać. Wyglądał jak anioł. Jakie to ironiczne.
– Czemu mnie budzisz? – jęknęła i
zasłoniła oczy kołdrą. – Chcę spać.
– Najmocniej przepraszam, ale
niestety ma panienka sporo obowiązków. Przez ostatnie dni zaniedbałaś naukę.
Najwyższa pora wrócić do zajęć – wyjaśnił, ściągając z niej materiał. Warknęła
zdenerwowana i niechętnie usiadła, krzyżując nogi. Mężczyzna podał jej
filiżankę z herbatą.
– No więc, jakie mamy plany na
dziś? – zapytała, wdychając przyjemny zapach naparu.
– Na początek, lekcja fechtunku,
następnie łacina z panią Rodgers. Popołudniu trening sztuk walki. Sądzę także,
że byłoby w dobrym guście odwiedzić najnowszy sklep, który panienka otworzyła.
Jego kierownik skarżył się na niegodne warunki pracy.
– Znowu próbują wyłudzić
pieniądze? Bezczelne robaki – burknęła.
– W pełni się z panienką zgadzam.
– Uśmiechnął się życzliwie.
Gdy wypiła herbatę, ubrał ją w
granatową sukienkę do kolan, ozdobioną flokowanymi ornamentami. U góry i u dołu,
obszyta była koronkowymi falbanami. Na nogach miała płaskie, czarne buty do
połowy łydek. Fioletowy wisiorek, z którym nie rozstawała się, odkąd go
dostała, ozdabiał delikatną szyję czerwonowłosej. Kiedy wstała, dokładnie
przyjrzał się jej ciału i tajemniczo uśmiechnął.
– O co ci chodzi? – zapytała,
czując się nieswojo.
– Wspaniale wyglądasz – odpowiedział
melodyjnie.
– Zamknij się.
– Ależ panienko, mówię prawdę.
Wreszcie zaczynasz nabierać kobiecych kształtów. – Zaśmiał się, jej zdaniem
bezczelnie. Słowa lokaja zawstydziły nastolatkę, obróciła się do niego bokiem,
próbując ukryć we włosach czerwieniejące policzki. Była ciekawa, co znaczyły
dla niego „kobiece kształty”. Czyżby zaczęły rosnąć jej piersi? Dyskretnie
spojrzała na swoją klatkę piersiową, ale nie dostrzegła żadnej, widocznej
różnicy. Idiota znowu sobie ze mnie kpi.
– Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
Nie ważne zresztą. – Nie wiem, o co ci
chodzi, demonie, ale znowu robisz się bezczelny. To dobrze… W gruncie rzeczy.
Lekcja
fechtunku nie należała do ulubionych ćwiczeń nastoletniej hrabianki.
Zdecydowanie wolała rozcinanie ciał mieczem lub walkę wręcz, niż dźganie
przeciwnika igłą, ale jak powiedział Sebastian, była to jedna z rzeczy, które
jako szlachcianka, powinna opanować. Szczególnie
tak samodzielna, młoda dziewczyna, na której spoczywały obowiązki należące
zazwyczaj do mężczyzny. Skoro postanowiła zatrzymać majątek i zarządzać nim na
własną rękę, musiała dorównywać mężczyznom, zarówno pod względem
intelektualnym, jak i fizycznym. Zanim demon zorganizował lekcje, nim nauczyła się wszystkiego, co
teraz przychodzi jej z taką łatwością, w szlacheckim świecie nikt nie traktował
dziewczyny poważnie. Ludzie szukali okazji, by przechytrzyć ją i przywłaszczyć
sobie majątek rodziny Roseblack. Jeszcze gorzej miały się sprawy szlacheckiego
podziemia. Zaakceptowanie kobiety na pozycji, którą pragnęła dzierżyć śladami
ojca, było oburzające dla mrocznych szlachetnie urodzonych. Musiała nie raz
udowadniać swoje kompetencje, nim przestali z niej kpić. Nigdy się jednak nie
poddawała, nie ważne, ile razy rzucali jej kłody pod nogi. Ilekroć upadała,
podnosiła się i wracała, by pokazać, że jest godna odziedziczonej pozycji.
Dzięki wsparciu lokaja w odniosła sukces. Zyskała pogłos i szacunek w obu
światkach. Dumnie kroczyła ulicami Londynu, obwieszczając swój triumf. Ilość
pracy, jaką włożyła w dążenie do celu, był godny podziwu. Jednak mimo sukcesów
nie mogła osiąść na laurach, przyćmić swojej czujności. Ciągłe ćwiczenia i
nauka były niezbędne. Dlatego mimo faktu, że trzymana w ręku szpada kojarzyła z
wykałaczką, zaciskała zęby i trenowała dalej. Czasem zaskakiwała demona swoją
wytrwałością. Pamiętał, jaka była marudna, gdy pierwszy raz się spotkali.
Chciało mu się śmiać, kiedy porównywał tamto nieznośne dziecko i dorastającą
kobietę, którą się stawała. Powoli dojrzewała, chociaż spora część niej wciąż
była dziecinna, to z miesiąca na miesiąc lokaj dostrzegał kiełkującą dorosłość.
Idealna, wybuchowa mieszanka dziecięcej energii i zawziętości, połączona z
przemyślanymi decyzjami i zmyślnymi krokami. Zdecydowanie warta była jego
czasu.
Niezmiernie
denerwująca lekcja dobiegła końca po półtoragodzinnych zmaganiach. Sebastian wiernie
towarzyszył dziewczynie przy wszystkich zajęciach, najczęściej po to, by
strofować ją za błędy. Szli korytarzem do pokoju, w którym miała odbywać się
lekcja łaciny.
– Doprawdy, mogłabym tego nie
robić – jęknęła niezadowolona dziewczyna.
– Dobrze wiesz, że nie możesz
mieć wiecznie wolnego od zajęć – zganił ją, subtelnie zniżając ton głosu.
Czerwonowłosa popatrzyła na niego z niechęcią i przewróciła
oczami.
– Mówiłam o łacinie. To martwy
język, tak? Po co uczyć się języka, którego nikt nie używa na co dzień? – narzekała.
– Jesteś czasem strasznie dziecinna,
panienko. – Zaśmiał się, zasłaniając dłonią usta.
– Zamknij się! – warknęła i
ostentacyjnie skrzyżowała ręce na piersi.
– To prawda, że łacina jest
językiem martwym, ale wciąż stosuje się ją, na przykład w medycynie. Przysięgam,
że się zdziwisz, jak bardzo może być przydatna – tłumaczył jej z uśmiechem na
twarzy, swoim ulubionym, wyniosłym tonem, jak kilkuletniemu dziecku, które nie
rozumie, czemu nie może wkładać widelca do gniazdka. Poczuła się urażona
wywyższającym tonem jakim do niej mówił, ale miał do tego prawo. W końcu
zachowywała się jak kapryśny dzieciak. Jak kiedyś. Ale co mogła na to poradzić?
Szczerze nie cierpiała łaciny.
– To może się założymy? – wypaliła
nagle, zanim dobrze przemyślała własne słowa. Ich zdziwione spojrzenia nagle
się skrzyżowały. Dziewczyna zachichotała niezręcznie w oczekiwaniu na
odpowiedź.
– Założymy?
– No tak. Jeżeli masz rację i
łacina mi się do czegoś przyda, to wygrasz i zrobię, co będziesz chciał. Jeżeli
jednak się pomylisz i wygram ja, to… – zawahała się.
Przecież w każdej chwili mogła rozkazać, by zrobił cokolwiek
będzie chciała. Co więc mogłaby dostać w nagrodę?
– To, co? – zapytał,
zaintrygowany i pochylił się delikatnie, by lepiej widzieć zmieszany wyraz
twarzy nastolatki.
– Nie wiem, daj mi pomyśleć… –
Złapała się za głowę. – Wymyślę coś, jak już wygram – mruknęła dochodząc do
drzwi.
Nauczycielka
czytała jakiś tekst, oczywiście po łacinie, ale dziewczyna zupełnie nie mogła
się na nim skupić. Co chwilę zerkała na stojącego pod oknem, uśmiechniętego
lokaja, próbując wymyślić nagrodę. No
doprawdy, jak nic może mi nie przychodzić o głowy! To straszne. Może to? Spojrzała
na szczeniaka, którego naszkicowała w zeszycie. Nie, to kiepski pomysł. A może to? Wydaje się dobre. Stuknęła kilka
razy ołówkiem w rysunek klauna. Nie. Do
tego mogę go zmusić w każdej chwili.
– Aaaaaaa! – krzyknęła
zirytowana, zupełnie zapominając o obecności nauczycielki, która spojrzała na
nią wrogo znad książki i westchnęła z dezaprobatą.
– Panienko Elizabeth. Czy coś nie
tak? Nie podoba się panience poemat? – zapytała groźnie, stając nad nią. –
Wspaniałe notatki. Skoro uważa panienka, że jest tak doświadczona, iż nie
potrzebuje robić notatek, proszę przetłumaczyć ten tekst – powiedziała, kładąc
na stoliku dziewczyny kilkustronicowy wiersz.
Hrabianka niepewnie przysunęła do siebie kartkę i zaczęła
czytać. Stojący nieopodal Sebastian, trząsł się ze śmiechu, zasłaniając dłonią
usta, za wszelką cenę próbował nie wydawać z siebie żadnych odgłosów, by nie narażać
się na pełne dezaprobaty spojrzenie Marrie Rodgers. Zabiję cię! Czerwonowłosa westchnęła pod nosem i zabrała się za
mozolne tłumaczenie. Głupi język, na co
to komu. To będzie miłość, czy kochać? Zresztą, co to za różnica. Mam
ważniejsze sprawy! Przestań się śmiać, bo zaraz każę ci kupić mi tego psa!
Nauczycielka
dokładnie sprawdziła niechlujnie zapisane kartki. Poprawiła okulary i popatrzyła
na zestresowaną dziewczynę.
– Wspaniale panienko! – zachwyciła
się. – Wszystko jest poprawnie – pogratulowała jej. – W takim razie na dzisiaj
wystarczy.
Dziewczyna popatrzyła na nią jak na wariatkę.
– Wszystko poprawnie? Niemożliwe! Chyba, że… – pomyślała, zerkając na
mężczyznę w czarnym fraku. – Drań.
Przydatny drań.
Nauczycielka wyszła, pożegnawszy
się z uprzejmością. Ciemnowłosa postać momentalnie pojawiła za dziewczyną, by
nęcącym głosem szepnąć jej do ucha.
– Wydajesz się nieco
rozkojarzona, panienko. – Na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmiech. – Nie
przypuszczałem, że wymyślenie nagrody, dla kogoś takiego jak ty będzie stanowić
problem. – Zaczęła się kolejna runda gry, tym razem pierwszy ruch należał do
niego.
Obróciła się na pięcie, by spojrzeć mu w oczy.
– Nie chodzi o to. Po prostu
muszę wymyślić coś odpowiednio upokarzającego i problematycznego. Dla takiego
potwora, zwykłe tortury musząc być dziecinną zabawą. Moja nagroda musi być tak
upajająca, by wyryć się w twojej pamięci na wieki – odpowiedziała złowrogo, po
czym machnęła palcem przed jego oczami, odwróciła się i wyszła z pokoju.
– To może być naprawdę
interesujące… – powiedział sam do siebie i również opuścił pomieszczenie,
zamykając za sobą drzwi.
Super ^-^
OdpowiedzUsuń'jak kilkuletniemu dziecku, które nie rozumie, czemu nie może wkładać widelca do gniazdka.' Haha no nieźle xDD ciekawe co mu wymyśli *^* czekam na dalszą notkę, pozdrawiam <333333333
Jestem niezmiernie ciekawa jak potoczy się zakład i jaką kare wymyśli Lizzy. Już się nie mogę doczekać dalszego ciągu ^^. Czytając twojego bloga mam coraz większe chęci aby wrócić do pisania :) Pozdrawiam, Akuma.
OdpowiedzUsuńŚwietne! *-* Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! ^^
OdpowiedzUsuńWspaniale! Jestem ciekawa co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńAle mam jedno nurtujące mnie pytanie, mianowicie, czy w XIX wieku były gniazdka?? Z tego co poszperałam to pod koniec wieku były uruchamiane linie energetyczne na Manhatanie, ale czy w londynie też? Może to czepianie sie szczegółów, lecz nie daje mi to spokoju :) Masz może wiedze w tym temacie? Czy napisałaś nie zdając sobie z tego sprawy?
Pozdraeiam serdecznie i czekam na dalszą część!
Będę szczera do bólu - gdy pisałam zdanie o gniazdu, byłam już zmęczona i pamiętam, że pomyślałam sobie "Skoro w Kuroszu leciał serial w telewizji i były telefony, to prąd już musiał tam być - nie będę googlować wszystkiego, bo mnie krew zaleje". Teraz jednak postanowiłam to sprawdzić i chociaż nie znalazłam nic (może dlatego że nie spałam od wtorku od 11) na temat samego gniazdka, to dotarłam do takiej notki na Wikipedii: "Pierwsza na świecie trakcja elektryczna na kolejach „ciężkich” pojawiła się na kolejach miejskich: podziemnej (1890, Londyn)". Logicznie rozumując - w tym czasie w Londynie był już prąd, a skoro był prąd to myślę, że jakieś gniazdka mieli :P
UsuńStaram się wszystkie informacje sprawdzać, i chociaż maszynę do lodów w moim opowiadaniu wynaleziono wcześniej, jak dotąd, jest to chyba jedyna rzecz, która wychodzi poza prawdę historyczną i prawdę historyczną wg. Kuroshitsuji.
Ok, chyba powiedziałam wszystko xD W razie niejasności - pytaj dalej. Uściślę :P
Hej,
OdpowiedzUsuńjestem bardzo ciekawa jak ten zakład się potoczy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ciekawa jestem jak ten zakład się potoczy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, ciekawa jak ten zakład się potoczy... ;)
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza