Dziś trochę później - powrót na uczelnie, herbatka i herbaciane zakupy zabrały trochę czasu. Dodatkowo przyszła pora, żeby po kilku godzinach ulgi, ból oczu powrócił w całej okazałości, straszliwie mnie rozpraszając. Mam nadzieję, że w notce nie będzie błędów - starałam się wyłapać wszystkie, ale mogłam jakieś pominąć. Będę wdzięczna za ich wytknięcie :)
Na końcu notki wrzucam Wam mój rysunek (poglądowy xD) przedstawiający Tomoko. Nie wiem kim postać jest w oryginale, wzorowałam się na jakimś randomowym obrazku z grafiki wujka Googla.
Na końcu notki wrzucam Wam mój rysunek (poglądowy xD) przedstawiający Tomoko. Nie wiem kim postać jest w oryginale, wzorowałam się na jakimś randomowym obrazku z grafiki wujka Googla.
Mam nadzieję, że powrót do szkoły nie był dla Was zbyt uciążliwy.
Miłej lektury.
=====================
Weszła do sypialni.
Frak i szlafrok zrzuciła na podłogę, po drodze do łóżka. Wśliznęła się do niego
i przykryła kołdrą po same uszy. Spodziewała się, że nie wyzna jej żadnego
uczucia, to było tak boleśnie oczywiste, że samo zadawanie pytania wydało się teraz całkowicie pozbawione celu, ale nie to było najgorsze. Sposób, w jaki
ją zignorował sprawiał największe cierpienie. Żałowała, że w ogóle się do niego
odezwała.
Sebastian
wszedł do sypialni dziewczyny przez to samo okno. Zamknął je szczelnie i
zaciągnął bordowe zasłony, po czym kierując się w stronę drzwi, zebrał leżące na
podłodze ubrania. Założył frak, a wierzchnie okrycie Elizabeth powiesił na
oparciu krzesła, stojącego naprzeciwko toaletki.
– Dobranoc, panienko – powiedział
do niej, gasząc świece.
Liczyła jego kroki, czekając aż w końcu zniknie i pozwoli
jej zatopić się w kolejnej fali złości i rozpaczy. Chwycił za klamkę i
pociągnął ją stanowczo, pchając drewniane drzwi. Nagle zatrzymał się i
błyszczącymi w ciemności, płomiennymi oczami, spojrzał przez ramię na wystający
spod śnieżnobiałej pościeli, samiutki czubek głowy swojej nastoletniej pani.
– Tak… – szepnął cicho i wyszedł.
Nie miał pewności, czy słyszała jego słowa, właściwie nie
obchodziło go to. Nie wypowiedział ich dla niej, zrobił to dla siebie. Przyznał
sam przed sobą, że choćby ignorował to uczucie najusilniej jak tylko potrafi,
to wciąż nie będzie mógł się go pozbyć. Już od dłuższego czasu to czuł, ale
nigdy nie miał chwili, by spokojnie zastanowić się nad swoimi myślami. Teraz,
gdy przez ostatnie parę dni nie robił absolutnie nic innego poza zgłębianiem
odmętów umysłu, zdał sobie sprawę z tej okropnej prawdy. Zależało mu na niej.
Jemu, demonowi żyjącemu tak długo, że sam zaczynał się gubić w obliczaniach.
Zależało mu na tej niezwykłej ludzkiej dziewczynie, której przysiągł służyć. Uczucie,
które napawało go lękiem i odrazą, ale również… Dawało mu radość i ukojenie.
Szedł
korytarzem w kierunku kuchni. Miał dużo pracy. Wreszcie był w stanie wrócić do
swoich obowiązków. Bezczynne leżenie i błądzenie po najciemniejszych
zakamarkach własnej psychiki nie służyło mu najlepiej. To, z czego zdał sobie
sprawę sprawiało, że zaczynał wątpić w swoją demoniczną bezwzględność. Czyżby
zaczynał mięknąć? Może przez ostatnie lata rzeczywiście spędził zbyt wiele
czasu z ludźmi, wpajając sobie ich zachowania, wartości i reakcje? Może stały
mu się tak bliskie, że sam zaczął je odczuwać? Próbował wybić sobie z głowy te
odrażające myśli.
– Może w ogóle nie warto z tym walczyć, ani nawet rozmyślać na ten temat?
– Myśl, jak objawienie, rozbrzmiała w jego głowie.
Żałował tylko, że dopiero po tych kilku dniach, które bezpowrotnie
go zmieniły – chociaż do tego nie był jeszcze gotów w pełni się przyznać. Wszedł
do pomieszczenia i rozejrzał się dokładnie. Jego prawa brew zaczęła drżeć ze
złości, jaką wywołał w nim widok pobojowiska, które zastał. Chociaż tak
naprawdę, czego mógł się spodziewać, zostawiając posiadłość w rękach
niekompetentnej służby na dłużej niż parę godzin? Powinien się cieszyć, że
budynek nie runął w gruzach. Westchnął zrezygnowany, zdjął z ramion wełniane
okrycie i mruknął do siebie, zakasując rękawy koszuli.
– To będzie długa noc…
~*~
Hrabianka
miała problem, by zasnąć. Nękały ją uciążliwe myśli.
– Czy on powiedział „tak”, czy tylko mi się zdawało? A nawet, jeśli, to o
co mu chodziło? – Męczyła się wiedząc, że teraz i tak już się tego nie
dowie, a przecież nie pójdzie i go nie zapyta. Przecież, mimo wszystko, był jej
kamerdynerem. Służącym, z którym nie powinna się spoufalać, chociaż ostatnimi
czasy zdawało jej się, że nieco odpuścił w tej kwestii. Może po prostu była tak
niereformowalna, że poddał się w kwestii dbania o jej maniery?
Jedna myśl ciągnęła za sobą kolejną, ale żadna z nich nie
przynosiła ze sobą odpowiedzi. Coraz to nowe pytania, spędzające sen z powiek,
torturujące jej zmęczony umysł. Dopiero po dłuższym czasie zorientowała się, że
każde z nich dotyczyło demona. Przez ostatnie dni był jedynym tematem jej
wewnętrznych rozterek, zaczynało ją to irytować.
– Po co ja się w ogóle nad tym zastanawiam, co mnie to obchodzi? Przecież to nie ma żadnego znaczenia. –
Przywoływała się do porządku. – Ale, o
czym miałabym myśleć? Przecież nie o przyszłości... – Jej własne myśli
postanowiły prowadzić z nią dyskusje, której nie potrafiła zaoponować. Nad czym
mogłaby się zastanawiać kilkunastoletnia dziewczyna, która nie miała przed sobą
żadnej przyszłości? Plany, marzenia… To nie było dla niej. Co prawda nie znała
dokładnej daty swojej śmierci. Pewnie gdyby tak było, zwariowałaby – jej
zdaniem, właśnie dlatego ludzie nigdy nie będą znać dnia swojej śmierci. Nie
byliby w stanie budzić się każdego dnia i normalnie funkcjonować wiedząc, że
każdy dzień zbliża ich do tej konkretnej daty. Mimo to, nie widziała
najmniejszego sensu w układaniu sobie życia. Miała narzeczonego, którego
szczerze nie znosiła, ale nie obchodziło ją to, w końcu nigdy nie będzie
musiała za niego wyjść. Miała kuzyna, którego nie mogła przygarnąć pod swój
dach, bo nie wiedziała, ile będzie w stanie się nim opiekować. Miała
przyjaciółkę, którą powoli, z ogromnym bólem serca, musiała od siebie odepchnąć,
by cierpiała najmniej, jak to możliwe, gdy jej dni dobiegną końca. Miała
służbę, nieporadną, jednak dającą z siebie wszystko każdego dnia. Miała też
kamerdynera, własnego demona – jedyną istotę, która znała jej tajemnicę – a
jednak nie mogła podzielić się z nim swoimi uczuciami. Nie żałowała swojej decyzji;
lat, które mogłaby przeżyć, gdyby inaczej sformułowała swoją prośbę. To, co się
stało, nigdy nie będzie mogło zostać zmienione, jednak… Irytujące było to że
oprócz dokładnego analizowania, co działo się pomiędzy nią i Sebastianem,
właściwie nie miała innych powodów do rozmyślań.
Kiedy
otworzyła oczy, zorientowała się, że w pewnym momencie udało jej się zasnąć,
ponieważ całe pomieszczenie skąpane było w promieniach słońca. Nie czuła się
wypoczęta. To na pewno miało związek z intensywną pracą jej umysłu, a także z
faktem, że odkąd wróciła do posiadłości, niczego nie jadła. Żyła na
przesłodzonej herbacie i wodzie, a teraz, gdy obawa o samopoczucie demona
przestała całkowicie absorbować jej myśli, uczucie osłabienia zaczynało dawać
się jej we znaki.
– Dobrze spałaś, panienko? – zapytał
uprzejmie kamerdyner, gdy dostrzegła go stojącego koło okna.
Usiadła i podrapała się po głowie, tworząc we włosach
jeszcze większy kołtun.
– Wystarczająco.
– Na śniadanie przygotowałem
tradycyjną włoską sałatkę, do tego świeżo upieczone bułeczki. Dzisiejsza
herbata to panienki ulubiony Earl Grey – przedstawił jej menu i podał
filiżankę. Widział błysk w jej oczach, gdy do jej nozdrzy dotarł przyjemny
zapach naparu.
Popatrzyła na porcelanę, próbując
powstrzymać uśmiech radości, który cisnął jej się na usta i upiła odrobinę
napoju. Codzienna rutyna, która zazwyczaj wprawiała ją w znudzenie, teraz
napawała nieopisanym szczęściem. Przyjemny smak, doskonale wyparzonego naparu z
idealną ilością cukru smakował niczym kawałek nieba. Uśmiechnęła się błogo,
delektując się utęsknionym arcydziełem tajemnej sztuki parzenia herbaty. Lokaj ze
skupieniem przyglądał się chudym rękom czerwonowłosej, anemicznie trzymającym
filiżankę. Postawił przed nią stoliczek ze śniadaniem. Ssanie w żołądku, które
poczuła na widok smakowicie wyglądającego jedzenia było czymś nietypowym,
rzadko odczuwalnym, dlatego nie wiedziała, jak nie dać go po sobie poznać. Chwyciła za widelec, udając, że wcale nie ma
ochoty na włoskie danie i powoli zaczęła konsumować. Cała gama smaków, które
przygotował dla niej tego ranka, wprawiała ją w niesamowity nastrój. Jakby
naprawdę się za tym wszystkim stęskniła. Demon odczekał parę minut, dając
dziewczynie tę chwilę beztroskiego szczęścia, po czym zapytał poważnym głosem.
– Dlaczego nic nie jadłaś? –
Szlachcianka spojrzała na niego zaskoczona. Przecież
Jeanny przysięgała, że nic mu nie mówiła…
Zdenerwowany wyraz twarzy kamerdynera wprawił ją w
zakłopotanie. Nie chciała, by dowiedział się, jak silny wpływ miała na nią jego
absencja.
– Masz podkrążone oczy, jesteś
odwodniona. Na dodatek twoje obojczyki wystają bardziej niż ostatnio, to samo z
rękoma. Widać ci kości, panienko. Proszę mnie nie okłamywać – dodał po chwili,
kiedy otwierała usta, by odpowiedzieć.
– Masz rację – przyznała z
goryczą. – Gdy ty wylegiwałeś się w łóżku, czy jak tam odpoczywają demony,
zostałam na łasce kulinarnych umiejętności Thomasa. Spodziewałeś się czegoś
innego? – burknęła z obrażoną miną, chociaż w duchu cieszyła się, że zabrzmiała
aż tak autentycznie.
Na dodatek jej wyjaśnienie było niezwykle logiczne –
kłamstwo idealne. Właściwie nie kłamstwo, przykrywka. Przecież Thomas naprawdę
był beznadziejnym kucharzem, lokaj nie mógł wymagać od niej, żeby przez trzy
dni jadła spaleniznę. Sebastian z dezaprobata pokręcił głową.
– Tyle mojej ciężkiej pracy
poszło na marne – westchnął, patrząc wymownie na jej kościstą dłoń.
– Tak bardzo mi przykro – odparła
ironicznie i wróciła do jedzenia.
– Po tylu dniach głodówki musisz
być strasznie słaba, inaczej nie jadłabyś śniadania z taką chęcią. Nie ma
sensu, by przeprowadzać dzisiaj trening. Proszę pozwolić mi przenieść go na po
jutrze.
– Jak uważasz – rzuciła chłodno,
skupiając się na doskonałej mieszance smakowej.
W ciszy kontynuowała posiłek do czasu, aż nie ujrzała dna
talerza, czego nie zwykła oglądać zbyt często. Zdumiony jej apetytem, Sebastian
uśmiechnął się pod nosem. Dziewczyna dostrzegła wyraz jego twarzy i zarumieniła
się lekko. Przypomniało sobie jedno z pytań, na które desperacko chciała poznać
odpowiedź.
– Sebastian… Śniło ci się coś? –
zapytała niepewnie, wbijając wzrok w trzymany w ręce widelec.
– Śniło mi się? – powtórzył
zdziwiony.
– Jeanny mówiła, że spałeś przez
cały dzień – wyjaśniła zaciskając dłoń na sztućcu. – Mówiłeś, że demony nie
mają zwyczaju sypiać, dlatego byłam ciekawa, co mogłoby się śnić komuś takiemu,
jak ty.
– Dlaczego interesują cię moje
sny? – rzekł tajemniczo, na jego ustach pojawił się złośliwy uśmiech.
– Przed chwilą ci powiedziałam.
Unikasz odpowiedzi? – Naburmuszyła się.
– Oczywiście, że nie. Moje sny,
tak samo, jak każda część mniej, należą do ciebie.
– No więc? – ponagliła go.
– Śniłem o wspaniałej uczcie,
jaką sprezentowała mi twoja dusza, moja pani. – Klęknął przed nią, kładąc dłoń
na piersi.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech spełnienia na samo
wspomnienie o wyczekiwanym posiłku. Poczuła się nieswojo, jednak zaryzykowała i
przewracając oczami w geście niezadowolenia, zadała kolejne pytanie.
– Chciałbyś mnie zabić i już
teraz dostać swoją nagrodę?
– Pytasz, czy chcę złamać zasady
naszego kontraktu? – Spojrzał głęboko w jej oczy. Zadrżała. – Oczywiście, że
nie. Jesteś moja panią, i zgodnie z umową, zobowiązany jestem służyć ci dopóki
nie otrzymasz swojej zemsty. Tak, jak mi rozkazałaś, ja nigdy cię nie okłamię,
nigdy nie zdradzę, nie opuszczę. Będę wiernie trwać u twego boku, jako twój
pionek, towarzysząc ci w drodze do osiągnięcia celu. Czyżbyś mi nie wierzyła? –
powiedział z typową dla siebie lekkością, zupełnie nie współgrającą z poważnymi
słowami, które wymawiał.
Żaden człowiek nie byłby w stanie z taką beztroską mówić o
poświęceniu swojego życia drugiej osobie. Człowiek – w tym właśnie tkwił podstawowy
błąd jej rozumowania. Mimo tego, iż wiedziała, że nie może mierzyć demona
ludzką miarą, nie potrafiła oceniać go inaczej. Nie znała demonów, ich sposobu
myślenia i zwyczajów. Nie wiedziała, czy dla nich wszystkich tego typu wyznania
były czymś zwyczajnym. Z taką prostotą poświęcić lata swojego istnienia w
służbie przedstawicielowi gatunku, który go intrygował, i którym zarazem
gardził. Był to poziom oddania, którego nie potrafiła w pełni zrozumieć. Nie
jeden na jej miejscu, brzydziłby się tą istotą, nazywał zwierzęciem, gotowym
zrobić wszystko, w pogoni za zaspokojeniem pierwotnej rządzy, ale ona…
Podziwiała go.
– Nie o to chodzi. Wiesz… Coś mi
się przypomniało. Młody chłopak o zimnym spojrzeniu powiedział kiedyś mojemu
ojcu: „Może po prostu brakuje nam wiary, zrodzonej z miłości i zaufania?” –
Uśmiechnęła się do niego rozbrajająco, przymykając oczy.
Czekała na jedną z jego poważnych odpowiedzi, dementujących,
jakoby którakolwiek z wymienionych przez nią emocji była możliwa do odczuwania
przez demona. Zamiast ciętej riposty, lokaj milczał. Jego źrenice znacznie się
rozszerzyły. Wyglądał, jakby coś go przeraziło. Wbił wzrok w jej zatroskaną
twarz, jego serce biło jak szalone. Nie był w stanie się ruszyć. Znajome słowa,
przywodzące na myśl wspomnienia zepchnięte w odmęty umysłu, boleśnie odbijały
się echem w rytm jego tętna.
– Skąd ona… Jak to możliwe? Dlaczego? Kim jest to dziecko? – pytał
sam siebie, nie mogąc się uspokoić.
– Sebas…tian? – szepnęła czerwonowłosa,
niepewnie kładąc dłoń na jego ramieniu.
Mimo, że jego oczy skierowane były w jej stronę, wcale na
nią nie patrzył. Nie wiedziała, co się z nim dzieje, ale gdziekolwiek teraz
był, z pewnością nie była to jej sypialnia.
– Hej, co z tobą? – powiedziała
odważniej.
Stan, w jakim znalazł się służący, przestraszył ją. Nie
pamiętała, by kiedykolwiek tak wyglądał. Nieobecny, z tym niepasującym do niego
wyrazem twarzy.
– Sebastian! – Krzyknęła i
uderzyła go w twarz.
Nagły cios wyrwał go z okropnie nieprzyjemnego stanu.
Spojrzał na nią otumaniony. Był wdzięczny, że wyswobodziła go z pułapki umysłu.
W oczach hrabianki dostrzegł nutę przerażenia.
– Najmocniej przepraszam za swoje
karygodne zachowania. – Spuścił głowę.
– Nie, po prostu… To było dziwne –
zaśmiała się zakłopotana, jednak poczuła ulgę widząc, że jego twarz przybrała
swój zwyczajny wyraz.
Mężczyzna zabrał z jej kolan przenośny stolik i podszedł do
szafy, by wyciągnąć z niej ubrania. Wybrał coś, w czym będzie czuła się
swobodnie. Pragnął wynagrodzić jej wszystko, co musiała przez niego znieść.
Chociaż starała się to ukrywać, dobrze wiedział, że martwiła się o niego. Samolubnie
zapadł w sen, by ulżyć sobie w cierpieniu, podczas gdy ona nie mogła wypocząć. Jakież
to było zuchwałe z jego strony, nie zachował się jak prawdziwy kamerdyner. Nie
postawił jej dobra, ponad swoje. Wypełnił rozkaz, który powinien był
zignorować, dla jej własnego dobra. Zawodził. Coraz częściej jego reakcje,
których nie był w stanie kontrolować, sprawiały, że jego zachowanie było niegodne
lokaja rodziny Roseblack. Dlaczego ani
razu do mnie nie zeszła? Uważał, że to była kara za brak należytego
szacunku, który powinien jej okazywać. Myśl o zgorszeniu, jakie musiała wobec
niego czuć, sprawiała niesamowity ból. Dlaczego w ogóle obchodziło go to, co o
nim myślała? Dlaczego przez te kilka dni, z dala od niej, czuł coś, co ludzie
nazywali… tęsknotą? Delikatnie ubrał ją w zwiewną, czarno-fioletową sukienkę,
posadził z powrotem na łóżku.
Elizabeth pochyliła się w milczeniu, by założyć i zawiązać
buty. Chwyciła sznurówki, jednak bandaż na jej dłoni oraz ból, towarzyszący
ruszaniu nią, sprawiał, że nie była w stanie uformować kokardki. Mimo tego, ze
złością na twarzy, wciąż próbowała sobie poradzić. Widząc nieudolne starania
nastolatki, demon chwycił ostrożnie jej ręce i popatrzył w zaczerwienioną
twarz.
– Pozwól, że tym razem zrobię to
za ciebie. – Delikatnie musnął wargami jej chude palce i zwinnie zawiązał
sznurki na podwójna kokardkę. Tak, jak zawsze sama to robiła.
Było jej wstyd. Za wszelką cenę chciała mu udowodnić, że
potrafi pokonać, chociaż swój własny ból, jednak ponownie przegrała.
– Zostaw mnie… – powiedziała z
goryczą, zaciskając zęby.
– Jak sobie życzysz – odparł i
posłusznie opuścił jej sypialnię.
– Jak mogłoby mu zależeć na kimś tak żałosnym, jak ja?
~*~
Przystojny
mężczyzna w schludnym ubraniu wszedł do kuchni, by pozmywać naczynia. Oprócz
niego, wszyscy pozostali służący jeszcze spali. Okazał im akt miłosierdzia, w
końcu zasłużyli sobie ciężką pracą. Wiedział, że mimo tego, iż efekty ich starań
pozostawiały wiele do życzenia i z reguły przysparzali mu jedynie więcej pracy,
zawsze robili wszystko, co w swojej mocy, by uszczęśliwić jego panią. Tym
razem, w szczególności na wypoczynek zasłużyła sobie pokojówka, która przejęła
większość jego obowiązków względem panienki. Zdawał sobie sprawę, że dla kogoś
tak zwyczajnego i niekompetentnego jak ona, musiało być to nie lada wyzwanie.
Na dodatek, każdego dnia, równo co cztery godziny przychodziła do jego
sypialni, martwiąc się i próbując mu pomóc. Doprowadzało go to do szału, ale
dla człowieka, taki rodzaj zainteresowania byłby przyjemnością. Skoro młoda
hrabianka wymagała od niego, by w oczach wszystkich był człowiekiem, tak też
musiał zareagować na pomoc blondynki. Tego dnia postanowił ich nie budzić.
Poczekać, aż sami wstaną i zlecić im jakieś lekkie prace – w ten sposób
zamierzał okazać swoją wdzięczność.
Kiedy
skończył pracę w kuchni, zabrał się za uprzątanie pokoi. Miał przed sobą
jeszcze sporo sprzątania, chociaż już w nocy nie próżnował. Liczył na to, że
powrót do rutyny odwiedzie go od myśli plamiących jego demoniczny honor. Starał
się wyrzucić z głowy, wciąż powracające, uczucie samotności, którego
doświadczył. Przez te kilka dni, posłusznie leżał w swoim łóżku, po raz
pierwszy spędzając na nim więcej niż kilka minut. Z nadzieją oczekiwał wizyty
czerwonowłosej. Za każdym razem, gdy do jego uszu docierało pukanie, czekał,
wstrzymując powietrze, by zobaczyć jej twarz, jednak t nigdy się nie wydarzyło,
utwierdzając go w przekonaniu, jak bardzo zaczęła nim gardzić. Chociaż nigdy
nie szczędziła mu złośliwości, nie były one tak mocne, bardzo rzadko była na
niego wściekła z naprawdę poważnego powodu. Ponieważ on nie zawodził. Ponieważ
wykonywał swoją pracę doskonale, słuchając jej każdego rozkazu. Ponieważ… Był
idealny. Bez względu na to, jak dokładnie nie wyczyściłby pokoi, jak przepyszne
nie byłoby śniadanie, jego perfekcja, którą uwielbiał się chełpić, przestała
być prawdą. Ukrywanie błędów na nic by się zdało, skoro nastolatka potrafiła to
dostrzec. Słabość i wahanie, które zagnieździło się głęboko w jego sercu. Nie
powiedziała mu tego. Nie zrobiłaby tego…
Prawda? Sam już nie wiedział, o czym mogła myśleć. Pragnął zaspokoić swoją
ciekawość, usłyszeć brutalną prawdę. Może to pchnęłoby go wreszcie na właściwy
tor jednak, jako lokaj, nie mógł pozwolić sobie na tak zuchwałe zaspokajanie
własnych potrzeb.
Późnym
popołudniem, po obfitym obiedzie, który przygotował dla niej demon, hrabianka
siedziała znudzona w swoim gabinecie, zajmując się nudną, papierkową robotą. Jej
myśli krążyły jednak wokół czegoś innego. Dystans, który czuła między sobą i
demonem. Dziwne, pogłębiające się uczucie, którego nigdy nie doświadczała, bo
chociaż on zawsze stawiał między nimi barierę, wynikała ona jedynie z
odgrywanej przez niego roli służącego. Tym razem, ściana ta blokowała ich
emocjonalną więź. Obwiniała się z tego powodu, przekonana, że jej słabość tak
bardzo go do siebie zraziła. Wzdrygnęła się nagle, słysząc pukanie do drzwi.
Wooo... Świetne, przeczytałam połowę, skończę jutro albo w piątek :) Sorki, ale mózg mi paruje po powrocie do szkoły:) ale się jaram, bo dostałam od koleżanki przypinkę z Sebastianem! Pozdrawiam i do "usłyszenia" XD
OdpowiedzUsuńA, nie, jednak skończyłam!! :) Wreszcie coś się zaczyna! ;)
UsuńChyba sama mam jeszcze jakiś pomysł na kolejny rozdział. Wzbogacę go o kilka fragmentów :)
Ale cii... Trzeba czekać. Świetnie oddajesz ich emocje, po prostu... Świetnie!
Pozdrawiam
Matko *.* i jak tu cię nie kochać? Zdaję sobię sprawę, jak cholernie ciężko jest opisać te wszystkie wewnętrzne przeżycia, a szczególnie u naszego cudnego lokaja, by nadal zachował tą swoją nutkę demoniczności, tobie wyszło to po prostu idealnie. Czuje jeden wielki niedosyt :D Błędów jakoś szczególnie nie zauważyłam, dlatego nie będę ci tu nic truła xD Btw, ślicznie Ci wyszła ta Tomoko ! :D
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńNad Tomoko siedziałam trochę czasu, strasznie się bałam, że przy poprawianiu konturów zepsuję, a i tak mazak się kończył, więc linię są poszarpane :P
A opisywanie emocji jest moją naprawdę najukochańszą częścią pisania. Cieszę się strasznie, że uważasz, że mi wyszła ta odrobina demona w demonie. Martwiłam się, że robię z niego zbyt wielką ciepłą kluchę xD
Super! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! ^^
OdpowiedzUsuńTomoko cudowna, widać że poświęciłaś wiele czasu żeby ją namalować. Ja zabieram się za kończenie mojej Meyrin xD
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, jak się okazuje jednak Lizz jest ważna dla niego jak się okazuje Sebastian wyczekiwał odwiedzin Lizz a teraz myśli że nim gardzi... a ona sama się obwiniała...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, i jak się okazuje Lizz jest jednak ważna dla Sebastiana, jak się jeszcze okazuje to Sebastian wyczekiwał odwiedzin Elizabeth a teraz myśli, że nim gardzi... a ona sama się obwiniała...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, Lizz jest jednak bardzo ważna dla Sebastiana, Sebastian zawsze wyczekiwał odwiedzin Elizabeth a teraz myśli, że ta nim gardzi...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza