Ostatnia notka ma niesamowicie mało wyświetleń, zastanawiam się dlaczego. Jeśli macie jakieś sugestie dotyczące fabuły, języka, albo czegokolwiek innego - dawajcie znać w komentarzach.
Jednocześnie chciałam Was poinformować, że do końca pierwszego domu zostało zaledwie trzydzieści-kilka stron.
Na szczęście drugi ma w tym momencie dokładnie sto dziewięćdziesiąt trzy więc nie muszę robić żadnej przerwy. Chyba, że postanowię pouczyć się trochę do sesji. Zobaczymy.
Chcielibyście zobaczyć rysunek jakiejś postaci?
Piszcie w komentarzach, może uda mi się coś nabazgrać jak będę mieć trochę czasu.
Mam nadzieję, że notka będzie się Wam podobała.
========================
– Przepraszam, panienko.
Pomyślałem, że przyniosę ci coś słodkiego. Pomoże ci się skupić. – Sebastian
wszedł do środka, trzymając w dłoniach metalową tacę.
Postawił przed nią filiżankę herbaty oraz niewielki
talerzyk, w którego centrum znajdował się trójkątny kawałek czekoladowego
ciasta z wiśniowym nadzieniem. Dziewczyna popatrzyła sceptycznie na deser, a
potem na uśmiechniętego lokaja.
– I skąd ci przyszło do głowy, że
będę miała ochotę jeść coś takiego? – W jej głosie słychać było irytację. No właśnie, dlaczego? Czy próbował ją
przeprosić, w ten nieudolny, a wręcz nieodpowiedni sposób? Nie. Nagle
zrozumiał.
– Mój poprzedni pan miał w
zwyczaju spożywać słodkości podczas pracy. Pomyślałem, że może i panience
spodobałby się ten zwyczaj – zabrzmiał uprzejmie, mimo szoku, jaki wywołała w
nim jego własna, dziecinna wręcz, pomyłka.
– Hmm… – wydała z siebie
niejednoznacznie brzmiący pomruk.
Chwyciła małą, srebrną łyżeczkę i nabrała nią kawałek
ciasta. Było przepyszne. Jego zdolności cukiernicze były niemal magiczne. Zaskoczona
idealną równowagą pomiędzy słodyczą, a kwaśnym posmakiem owocu, wyraz jej
twarzy zmienił się z ponurego na niesamowicie odprężony.
– Twój poprzedni pan? – powtórzyła
pytająco. – Nigdy mi o nim nie mówiłeś. Właściwie… – przerwała, wkładając do
ust kolejny kawałek – miałam ci kazać, byś mi o nim opowiedział, gdybym wygrała
nasz mały zakład – dokończyła.
– Nasz zakład? Ten dotyczący
łaciny?
– Ta. Miałeś rację, przydała się
– przyznała niechętnie. – Wybieraj. Czego ode mnie chcesz?
Demon popatrzył tajemniczo, zbliżając się do niej powoli.
Ominął biurko, obrócił ją na krześle przodem do siebie i zbliżył swoje usta do
jej twarzy. Serce dziewczyny biło jak oszalałe, poczuła gorąco na twarzy. Przez
moment Sebastian trwał w bezruchu, napawając się chwilą.
Jeśli pozwolisz, panienko, zostawię sobie ten
przywilej na później – wyszeptał, uśmiechając się niepokojąco.
Elizabeth z trudem przełknęła ślinę. Nie potrafiła odgadnąć,
co takiego może chodzić mu po głowie, jednak mimo niezręcznego uczucia, miała
wrażenie, że dzielący ich dystans na chwilę się skurczył. Odsunął się od niej,
jednak wciąż stał tuż obok, bacznie jej się przyglądając. Starała się udawać,
że przestało robić to na niej jakiekolwiek wrażenie. Włożyła do ust kolejny
kawałek ciasta.
– Jeżeli naprawdę tego chcesz,
opowiem ci o nim – rzekł po chwili niezręcznego dla dziewczyny milczenia.
– Może chociaż w ten sposób ci to wynagrodzę?
– Naprawdę? – zdziwiła się.
– Oczywiście.
– No dobrze. W takim razie
usiądź. – Wskazała mu krzesło naprzeciwko biurka.
– Jeśli pozwolisz, wolałbym
zostać w tym miejscu.
– Jak uważasz – prychnęła
obojętnie.
– Mój poprzedni pan, nie… Panicz.
Był trochę młodszy od ciebie, kiedy zawarł ze mną pakt. Przeżył straszne
piekło. Jego rodzinę zabito, a on miał się stać ofiarą złożoną w imię diabła,
zabawne. Tak go poznałem. – Uśmiechnął się melancholijnie. – Początkowo był
niesamowicie denerwującym szcze… dzieckiem, ale bardzo szybko dojrzał. Przejął
rodzinną firmę i obowiązki. W jego drobnym, wątłym ciele ukrywała się potężna
dusza. Nie żałuje ani jednego dnia, który spędziłem służąc mu w drodze do jego
zemsty. Uwielbiał słodycze, dzięki niemu nauczyłem się wszystkiego, co wiem o
cukiernictwie. Właściwie, powinnaś mu podziękować – zauważył, subtelnie
spoglądając na resztki czekoladowego ciasta. – Był też okropnym tancerzem, ale
zawsze wytrwale dążył do celu, robiąc wszystko, co konieczne, by go osiągnąć,
nawet jeśli były to lekcje walca. Kiedy dopełniły się warunki naszego
kontraktu, z godnością stanął przede mną, ofiarowując mi swoją duszę.
Najcudowniejszy posiłek w całym moim długim życiu, przyćmiewający gorycz, jaką
pozostawiło po sobie jego odejście – opowiadał otwarcie, jak nigdy przedtem.
Była jedyną osobą, której o nim opowiedział. Pierwszą, przed
którą przyznał, że łączyła go z chłopcem więź, której utrata, nawet w nim wywołała
emocje. Mówił z pasją, głosem pełnym słodkiej melancholii. W jego oczach
dostrzegła radosny błysk, który spowodował ukłucie w jej sercu. Zmarkotniała. Spuściła wzrok, który przez cały
czas skupiała na jego twarzy.
– Musiał być naprawdę wyjątkowy…
– podsumowała z goryczą.
– W rzeczy samej. Nigdy przedtem
nie spotkałem kogoś takiego. – Kolejne, bolesne słowa.
– Wystarczy już… – przerwała mu,
drżącym głosem.
Cała radość z bliskości, którą dopiero odzyskała, prysnęła
jak mydlana bańka, jej serce ogarnęło obrzydliwe, mroczne uczucie. Zazdrość?
Przez
chwile wydawało mu się, że choć odrobinę odpokutował za swoje błędy, jednak
widząc jej spuszczone ramiona i pochyloną głowę, słysząc jej przepełniony
smutkiem, cierpki głos zrozumiał, że zabrnął za daleko. Powinien ograniczyć się
do kilku suchych faktów i szybko urwać konwersacje, ale z jakiegoś powodu,
naprawdę chciał podzielić się z nią swoimi myślami. Ponownie poczuł do siebie
wstręt. Zamierzał klęknąć przed nią, przeprosić i jak najszybciej odejść, ale
wyprzedziła go pytaniem.
– Żałujesz, że teraz musisz
służyć mi? – Z trudem wymawiała bolesne słowa.
Popatrzył na nią zaskoczony, zupełnie nie spodziewając się,
że właśnie o tym myślała. Czyżby wątpiła w siebie? Czy może w jego oddanie?
Czemu nie potrafiła docenić swojej wartości?
– Panienko… – powiedział tonem,
który wzbudził w niej drżenie. – Jak mógłbym żałować? Służenie ci to prawdziwy
zaszczyt, nie mógłbym być szczęśliwszy oddając swoje życie w inne ręce – rzekł
uwodzicielsko, klękając przed nią i kładąc dłoń na piersi.
– Kłamiesz! – Krzyknęła,
desperacko spoglądając w jego oczy.
Drżała, czując, że za chwilę nie wytrzyma i zaleje się
łzami. Pragnęła być w jego oczach kimś silnym, wyjątkowym, niepowtarzalnym. Nie
chciała być dłużej tamtym wystraszonym, nieporadnym dzieckiem, które potrafiło
jedynie chować się w jego objęciach.
Demon spojrzał na nią z łagodnym uśmiechem.
– Nie kłamię. Nigdy cię nie okłamię.
– Zbliżył się do niej i delikatnie objął dziewczynę ramionami.
– Ale… Przeze mnie nieomal
straciłeś życie, przez moją słabość. Jestem żałosna. Jestem… słaba – mówiła
coraz ciszej, tonąc w jego silnych ramionach. Tak bardzo jej tego brakowało. Nie
pamiętała, kiedy ostatnio trzymał ją w ten sposób. Czuła się bezpieczna.
Przyjemne ciepło jego ciała, ogrzewające jej serce. Z każdą sekundą zapominała
o smutku i poczuciu winy, w całości oddając się utęsknionej przyjemności. Od
dawna nie czuła się tak spokojna, jakby wszystko wokół przestało mieć znaczenie.
Zdawało jej się, że rozwiąże każdy problem, pokona każde wyzwanie, dopóki tylko
będzie przy niej.
– Jesteś wyjątkowa, Elizabeth – szepnął
jej do ucha.
Przez cały ten czas był przekonany, że powodem jej
zachowania jest pogarda. Nigdy nie przypuszczałby, że czuje się odpowiedzialna
za jego rany. Bawiła go. Mimo tego, jak bardzo się zmieniła, mała dziewczynka,
która zaskakiwała go od tych kilku lat, wciąż była obecna i wciąż potrafiła go
zadziwić. Tuląc ją do siebie miał wrażenie, że właśnie to przerażone dziecko
pociesza po raz kolejny podczas płaczu. Drżące, chude ciało, kurczowo
trzymające się jego koszuli, desperacko potrzebujące bliskości, którą jedynie on
mógł je otoczyć. Demon, jedyna osoba, której czerwonowłosa ufała na tyle, by
pozwolić się dotykać. Z tą różnicą, że teraz nie obejmował już jedenastoletniej
dziewczynki. Bezbronna istota, o kruchym ciele, która nieświadomie coraz
mocniej przytulała się do jego piersi, była młodą kobietą. Odważną,
inteligentną, postępującą zgodnie ze swoją moralnością, silną kobietą, która
nie potrafiła dostrzec swojej własnej przemiany.
– Przepraszam – powiedziała cicho
i odsunęła się od niego tak, by widzieć jego twarz. – Sam widzisz, wciąż jestem
tylko słabym dzieckiem.
– Elizabeth Roseblack, jesteś
głową swojego rodu, panią podziemia, właścicielką oddanego demona i jak na
człowieka twojej postury, naprawdę jesteś silna. Panienko, nie ma w tobie nic
słabego – odparł.
Odsunęła się od niego zupełnie i powróciła do jedzenia ciasta.
– A to, jak to nazwiesz?
– Niech to będzie nasz mały
sekret, moja pani. – Uśmiechnął się do dziej życzliwie.
Burknęła pod nosem, czując się nieswojo, a zarazem niezwykle
przyjemnie.
– Możesz już iść – poleciła.
To, co wydarzyło się przed chwilą, wydało jej się strasznie
niezręczne. Nie chciała przebywać teraz w jego obecności i dawać mu satysfakcję.
Pokłonił się posłusznie i wyszedł.
– Minęło sporo czasu odkąd ostatni raz mnie tak przytulił. Brakowało mi
tego… Tylko, dlaczego czuję się z tym tak dziwnie? Naprawdę aż tak się
odzwyczaiłam? – pytała się w myślach, kończąc kawałek czekoladowego ciasta.
~*~
Kolejne
tygodnie mijały nad wyraz spokojnie. Królowa ani razu nie potrzebowała pomocy
ze strony hrabianki. Dziewczyna spędzała czas na nauce, treningach i pracy.
Kilka razy spotkała się z przyjaciółką, chociaż wiedziała, że nie powinna tego
robić. Zaczynała być znudzona monotonią życia. Odkąd atmosfera między nią i
demonem wróciła do normy, czuła się zbyt wygodnie. Rana na jej dłoni całkowicie
się wyleczyła, pozostawiając jedynie bladą bliznę, której nie pozwoliła
Sebastianowi wyleczyć. Jeszcze nie teraz. Miała przypominać jej o słabości,
pchać na przód, w stronę potęgi. Przykładała się do treningów, uzyskując
zaskakująco dobre efekty. Powoli zaczynała zyskiwać świadomość swoich
instynktownych ruchów, o której tyle jej wspominał. Obiecała sobie, że stanie
się wyjątkowa, nie tylko w jego oczach. Sama chciała uwierzyć w swoją
niezwykłość, dlatego uparcie do tego dążyła, nie pozwalając sobie na lenistwo.
Demon
wykonywał swoje codzienne zadania, ciesząc się z chwilowego spokoju. Uważał, że
jest on potrzebny zarówno jemu, jak i jego pani. Od dłuższego czasu znów był
idealnym lokajem, niepopełniającym żadnych błędów. Cieszył się, widząc
zaangażowanie, jakie dziewczyna wkładała we wszystko, co robiła. Bawiły go te
ludzkie próby dążenia do czegoś, czego nigdy nie mogli osiągnąć, jednak widząc,
z jaką powagą do tego podchodziła, darzył ją szacunkiem. Było oczywiste, że nie będzie w stanie walczyć
na równi z istotami nienależącymi do jej świata, ale zaczynała niebezpiecznie
zbliżać się do tego poziomu. Fascynowało go, jak wątłe ciało młodej
szlachcianki było w stanie zebrać w sobie tyle siły. Kilka razy podczas
treningów zdarzyło się nawet, że jej uderzenie sprawiło mu autentyczny ból.
Przyroda
przygotowywała się na przyjęcie zimy. Liście opadły już z drzew, trawa
pożółkła. Dzień stawał się coraz krótszy, ustępując miejsca przyjemnej
ciemności. Lada dzień można było spodziewać się śniegu. Temperatury znacznie
spadły, przez co Sebastian miał na głowie dodatkowy problem – ciągłe pilnowaniu
ubioru dziewczyny. Dla niej różnica temperatury była nieznaczna. Wciąż potrafiła
wyjść przed posiadłość w samej koszuli nocnej i szlafroku, chociaż w nocy coraz
częściej panował mróz. Wielokrotnie napominał ją, by zakładała ciepły płaszcz,
ale ona zwyczajnie o tym zapominała. Nie ze złośliwości, czy głupoty, po prostu
ten samozachowawczy instynkt był jej obcy.
Siedziała
w swoim gabinecie, bawiąc się figurkami zwierząt, zupełnie ignorując stertę
dokumentów leżących tuż obok. Chciała, by wreszcie coś się wydarzyło. Brakowało
jej odpoczynku, ale po kilku tygodniach spokoju miała wrażenie, że jest uzależniona
od adrenaliny, a jej brak powoli ją zabija. Może zwyczajnie potrzebowała zmiany
otoczenia, chociaż chwilowej? Odchyliła się na krześle i szarpnęła złoty sznur,
wiszący przy oknie.
– Wzywałaś, panienko? – zapytał
lokaj, wchodząc do środka z szarmanckim uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna popatrzyła na niego zdziwiona. Miał potargane
włosy, nie miał na sobie fraka, a jego koszula była przybrudzona czarną
substancją.
– Byłeś rodzinę odwiedzić? – zapytała
złośliwie. – Wyglądasz gorzej niż Thomas po „renowacji” kuchni.
Podrapał się po głowie z zakłopotaniem.
– Najmocniej przepraszam za mój
niestosowny wygląd. Przygotowywałem obiad i nie wiem, co mnie podkusiło, by
poprosić go o upieczenie mięsa – wyjaśnił z rozbrajająco zabawną, zdegustowaną
miną.
Hrabianka roześmiała się głośno, wyobrażając sobie, jak to
mogło wyglądać.
– Twój błąd – odparła chichocząc.
– Nudzi mi się.
– Hm?
– Chciałabym jechać do Londynu,
zmienić na chwilę otoczenie. Zostaw ten obiad i zajmij się przygotowaniami.
– Czy chce się panienka zatrzymać
w rezydencji miejskiej?
– Nie, to tylko na jeden dzień.
Nie lubię tam spać – wyjaśniła i odesłała go machnięciem ręki.
~*~
– Ciekawe, czego Will znowu ode
mnie chce. Może wreszcie poprosi mnie o rękę? Och tak! To byłoby wspaniałe! –
Długowłosy mężczyzna w czerwonym płaszczu, krzyczał sam do siebie, z ekscytacją
stukając obcasami butów o marmurową podłogę korytarza, prowadzącego do gabinetu
jego zwierzchnika. – Mógłby mi oddać kosę, stęskniłem się za nią. Przecież nie
zrobiłem nic złego. Will, ty okrutniku! – kontynuował swój monolog, nie
zważając na ciekawskie spojrzenia mijających go okularników.
Doszedł do białych drzwi, na których znajdowała się złota
tabliczka z wytłoczonym nazwiskiem „William T. Spears”. Czerwonowłosy bez
pardonu wszedł do środka. Ujrzał siedzącego za biurkiem, schludnie
wyglądającego mężczyznę w okularach. Tuż obok niego, oparta o blat, stała jego
ukochana kosa.
– Grellu Sutcliff, usiądź proszę.
– Brunet odezwał się oficjalnym tonem. Jego zobojętniały wyraz twarzy wzbudził
niezadowolenie u podopiecznego.
– Czemu jesteś da mnie taki
oschły? – zapytał z urazą.
– Mam dla ciebie specjalne zadanie
– odparł, zupełnie ignorując jego pytanie.
Z szuflady biurka wyciągnął grubą księgę i przesunął ją w
stronę pracownika, który ziewnął ze znudzeniem na widok opasłego kodeksu.
– Kolejna dusza do odebrania? I
co w tym takiego specjalnego… – naburmuszył się.
William poprawił okulary ostrzem swojej eleganckiej,
skromnej kosy i westchnął głęboko.
– To nie jest zwykła dusza. Już
raz udało jej się uciec przed śmiercią. Od tego czasu długo nie mogliśmy jej
odnaleźć. W końcu udało mi się sprostować to haniebne uchybienie, dlatego
proszę cię byś się postarał i zebrał ją jak najszybciej – wyjaśnił.
Jasnozielone oczy Shinigami błysnęły zaciekawione.
– Udało jej się uciec przed
śmiercią? Co to ma znaczy, Will?
– Pewien, dobrze ci znany, demon
maczał w tym swoje palce – odrzekł z odrazą na samo wspomnienie o plugawej
istocie, która niejednokrotnie utrudniała pracę Bogów Śmierci, kradnąc im
dusze.
Każda kradzież wiązała się z ogromna ilością dokumentów do
wypełnienia, a co za tym idzie – z mnóstwem bezpłatnych nadgodzin, których
brunet nie cierpiał z całego serca.
– Sebuuuuuuuuuś? – krzyknął
Grell, trzęsąc się z podekscytowania. – W takim razie już pędzę! – Chwycił
Cinematic Record osoby, którą miał się zając i energicznie poderwał się z
krzesła.
– Grellu Sutcliff… Twoja kosa –
mruknął chłodno zarządca Shinigami i rzucił mu czerwoną piłę mechaniczną.
Zbieracz chwycił ją i zaczął radośnie wymachiwać jej
ostrzem, skocznym krokiem zbliżając się do drzwi.
– Nie zapomnij tylko jej
wyczyścić zanim mi ją zwrócisz – rzucił brunet, nieco gasząc zapał
podekscytowanego czerwonowłosego.
Jednak tuz po przekroczeniu progu
gabinetu Williama, Grell przestał przejmować się jego słowami. Myśli skupił na
jednym, na Sebastianie. Biegł korytarzem, stukając obcasami lakierowanych
butów, prowadząc ze sobą kolejny monolog.
– Pan Sutcliff wydaje się dziś
nieprzeciętnie radosny – zauważył stojący w grupie starszych stażem kolegów,
Ronald Knox, świeżo upieczony Bóg śmierci wydziału zbieraczy, kiedy
czerwonowłosy przebiegł obok nich, wykrzykując coś o rodzeniu dzieci.
– Najwidoczniej. Pewnie znowu
trafiła mu się sprawa, w której bierze udział ten jego demon – odpowiedział niechętnie jeden ze
współrozmówców, jasnowłosy Eric.
– Demon? – zdziwił się blondyn.
Dopiero od niedawna sprawował obowiązki Boga Śmierci. O
sławetnych miłosnych podbojach Grella Sutcliffa słyszał co prawda kilka razy,
ale nigdy dotąd nie zdawał sobie sprawy z tego, że obiektem jego uwielbienia
padł ich odwieczny przeciwnik.
– Sebastian Michaelis. Dziwne, że
jeszcze tego nie wiesz. Ten idiota ugania się za nim już od paru lat. Doprawdy,
ten facet jest naprawdę spaczony. Nie wiem, jakim cudem udało m się zdać testy
psychologiczne. Will, dlaczego my go tu jeszcze trzymamy? – Wysoki blondyn zwrócił
się do zarządcy, który pojawił się tuż obok niego. Zachowując swoją zwyczajową,
kamienną twarz, Spears spojrzał w oczy niższego rangą Shinigami i odparł:
– Dopóki wykonuje swoją pracę
tak, jak należy, jest mi nawet na rękę, że to właśnie on zajmuje się tym…
Szkodnikiem. Nie chciałbym być zmuszony osobiście się z nim użerać. – Nuta
nienawiści wkradła się w jego zobojętniały ton.
Młody Ronald przysłuchiwał się jego słowom pełen
sceptycyzmu, jednak nie zamierzał podważać słów zwierzchnika, miał on tendencję
do przydzielania nadgodzin tym, którzy mu podpadli, a blondyn miał cały grafik
zapchany nocnymi balangami, których nie zamierzał ominąć.
Wydaje mi się, czy Williamowi chodziło o duszę Lizzy?
OdpowiedzUsuńA tak myślałam, że się pocałują!!! (///.///) To pewnie wina źle przeczytanego zdania. Ja chcę ROMANS!
Dobra, spokojnie. Było świetnie, tylko jakoś krótko. Aha, przypomniałam sobie. Jeśli chodzi o backstage stories, to czy dałoby się zamówić fragment o tym co się działo z Sebastianem, kiedy rany był w swoim pokoju? (n.n)/
Oczywiście, że by się dało ^^ Nawet już się zastanawiałam jakiś czas temu, czy tego nie napisać. Przy pierwszym impulsie weny się za to wezmę :) Tylko najpierw sam demon musi mi dokładnie opowiedzieć, co się z nim wtedy stało :P
UsuńNami! Przepraszam, usunęłam przypadkiem Twój komentarz u mnie... Nie zdziw się, że go tam nie ma. Plus, nie wiem czy widziałaś, ale poprawiłam tamten rozdział i da się go czytać
UsuńSpoko, nic się nie stało. Jeśli go wcześniej przeczytałaś to spełnił swoją rolę :)
UsuńPrzeczytam notkę dopiero dziś, wczoraj mi wypadło coś pilnego i ledwo zacząć zdążyłam, ale miałam już zbyt zmęczona oczy i obraz mi się rozmazywał :P
Zapraszam na rozdział :)
OdpowiedzUsuńNiech Sebuś zażąda od niej czegoś wyjątkowego <3 Tak, wszyscy wiemy o co mi chodzi. hah <3 Muszę przyznać, że ciekawy ten wątek z duszą, szczególnie, że związany z naszym przystojnym demonem :D aaaa, chce już kolejną część :D Jeśli znajdziesz wolną chwilę, wykonaj rysunek Lizzy <3 Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńAch do rysowania jej się zbieram już dłuższy czas, ale muszę znaleźć dobry rysunek i trochę poćwiczyć, bo jako główna bohaterka musi być narysowana zajebiście. Nie to, co Tomoko... xD Postaram się zrobić to możliwie najszybciej :P
UsuńWah! *^* supr ^^ mój tablet tak szwankuje ze nie moglam skomentowac poprzedniej notki :c super rysujesz, moim zdaniem rewelacja! Tak jak dwie najnowsze opowiadania^^ jak ja kocham Grella xD ale to było kawaii jak sie przytuli *^* <3 czekam na dalsze rozdzialy i myske ze uda mi sie j skomentowac xD
OdpowiedzUsuńchujowo mi sie to czyta, nie da sie tego czytac plynnie tylko trzeba robic jakies pierdolone pauzy. nie podoba mi sie to stylizowane na wykwintne pisanie
OdpowiedzUsuńDzięki za opinię. Następnym razem komentując coś, zamiast przekleństw użyj argumentów, łatwiej będzie pojąć, co tal naprawdę Ci się nie podoba. Jesteś w stanie zdefiniować, co sprawia, że musisz robić te "pierdolone pauzy"?
UsuńNami, to jest cudowne! Kiedy czytałam o Żniwiarzach, to miałam taki wyszczerz na gębie, że jeszcze mnie szczęka boli. Grelluś, kocham cięęęę! Bądź ojcem... Albo lepiej nie, bo moje dzieci też będą miały dzikie zapędy... :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, czyżby miało chodzić o Lizz? oj Sebastian tybto musisz uważać już skocznym krokiem zmierza do ciebie Grell... tak ta opowieść o poprzednim paniczu rewelacyjna...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, czyżby chodziło o Lizz? oj Sebastian musisz uważać Grell do ciebie już zmierza... tak ta opowieść o poprzednim paniczu rewelacyjna...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńcudnie, czyżby chodziło tutaj o Elizabeth? Sebastian uważaj Grell już do ciebie już zmierza... a ta opowieść o poprzednim paniczu rewelacyjna...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza