Właściwie do ostatniej chwili nie byłam pewna, czy w ogóle wrzucę dzisiaj rozdział. Nie chciałam Was zaniedbywać, ale więcej jak jest - sesja, nauka, deficyt senny i egzamin z angielskiego + wciąż nie do końca wyleczona choroba robią swoje.
Nie chcę kolejny raz się usprawiedliwiać za ewentualne błędy i nienajlepszy poziom (chociaż wydaje mi się, że ta notka jest odrobinę lepsza niż poprzednie - nie narzekacie, co prawda, więc nie wiem co poprawiać, ale staram się), ale niestety muszę. Mam na głowie opracowanie stu stron skryptu i wykucie go na pamięć do jutra, do 11.15. Życzcie mi powodzenia :)
Zapraszam do lektury.
=======================
W ciemności ujrzała wspomnienie sprzed kilku lat. Małą
dziewczynkę wtulającą się w silne, męskie ramiona, szepczącą słowa, o których
tak dawno zapomniała. Kilka łez spłynęło po jej policzkach. Opuszkami palców
dotknęła wiszącego ametystu, wiszącego na cienkim łańcuszku. Kamień zaświecił
mocnym, oślepiającym blaskiem. Intensywny kolor odbijał się w oczach
Sebastiana. Jego dłoń zadrżała. Wbił ostrze w brzuch dziewczyny. Krzyknęła z
bólu, szeroko rozwierając powieki.
– To ty… – szepnęła po chwili,
widząc znajomy płomyk w jego źrenicach.
Z
przerażeniem otworzył usta, widząc to, co właśnie uczynił. Przez moment,
kompletnie oszołomiony, nie zdawał sobie sprawy z tego, co się działo. Dopiero
jej ponowne, zamglone spojrzenie przywróciło mu jasność umysłu.
– Panienko… – jęknął, powoli
wyciągając ostrze z jej ciała.
Odrzucił je za siebie i zaczął uciskać ranę. Chciał
powiedzieć coś więcej – przeprosić, błagać o wybaczenie, jednak nie był w stanie
wydusić z siebie ani słowa. Po wszystkim, co się wydarzyło był pewien, że tym
razem nie odzyska jej zaufania, jeżeli w ogóle uda jej się przeżyć. Rozdarł
rękaw swojej koszuli, tworząc z niego prowizoryczny opatrunek.
– Proszę, pozwól mi cię stąd
zabrać – szepnął błagalnie.
Nastolatka zaśmiała się cicho, kaszląc krwią. Dotknęła
dłonią jego policzka.
– Wiedziałam, że to jeszcze nie
koniec – Wydusiła, oddychając z trudem.
Straciła tak wiele krwi, że obraz przed jej oczami rozmywał
się, sprawiając, że nie umiała odróżnić jawy od omamów. Czuła się bezsilna,
miała wrażenie, że wiruje, nie mogąc się zatrzymać.
Czerwonowłosy
mężczyzna ocknął się, podniósł z ziemi i dobył swojej broni. Spojrzał na
Sebastiana, pochylonego nad Elizabeth i z głośnym krzykiem rzucił się w ich
stronę. Widząc niewyraźną, czerwoną smugę, szlachcianka domyśliła się, co się
dzieje. Resztkami sił uniosła dłoń w kierunku Shinigami.
– Przestań, już w porządku –
uspokoiła Boga Śmierci, zanim ostrze jego kosy wbiło się w ciało kamerdynera.
– Pozwól mi cię stąd zabrać – powtórzył
czarnowłosy drżącym głosem, wpatrując się przerażonym wzrokiem na obficie
krwawiącą ranę swojej pani.
– Nie… Jeszcze nie – odparła stanowczo,
wywołując na jego twarzy grymas rozpaczy. – Sebastianie, to jest rozkaz. Zabij
Marleen i oddaj jej duszę Grellowi – jęknęła ostatkiem sił i powoli zamknęła
ociężałe powieki.
– Yes, my lady. – Klęknął,
pokornie spuszczając głowę.
Zdjął z dłoni zbrukane szkarałatną cieczą rękawiczki. Wstał
i odwrócił się w stronę wiedźmy. Wszystkie świecie zgasły za sprawą nagłego
podmuchu lodowatego wiatru, który zerwał się znikąd. W komnacie zapanowała
całkowita ciemność. Jedynie rozżarzone oczy demona błyszczały złowieszczo,
wpatrując się w zatrwożoną twarz ciemnowłosej dziewczyny. Czarne pióra wzbiła
się w powietrze kołysząc się na wietrze w rytm tańca śmierci. Głuchy, spokojny
dźwięk obcasów odmierzam ostatnie chwile życia bezczelnej wiedźmy, która odważyła
się stanąć na drodze demona.
– Zatrzymaj się, rozkazuję ci!
Zatrzymaj się i zabij tę gówniarę! – krzyczała rozpaczliwie, próbując uciekać,
jednak jedyna droga prowadząca na zewnątrz zastawiona była przez śmiejącego się
opętańczo, czerwonowłosego Boga Śmierci. Mrożący krew w żyłach krzyk cierpienia
rozerwał ciemność. Świecie ponownie zapłonęły ogniem. Sebastian stał nad
rozszarpanymi zwłokami dziewczyny wiodąc rozżarzonym spojrzeniem po plugawych
zwłokach aroganckiej istoty, opętanej chorą miłości. Od stóp do głów,
kamerdyner zbrukany był krwią swojej ofiary.
– Zgodnie z życzeniem mojej pani,
jej zepsutą duszę pozostawiam tobie, Grellu Sutcliff – powiedział spokojnym,
poważnym tonem, delikatnie skinąwszy głową.
Rękawem koszuli starł z twarzy krwawe ślady i podszedłszy do
szlachcianki, ostrożnie wziął ją na ręce.
– Czy teraz pozwolisz mi zabrać
się do domu? – zapytał z delikatnym uśmiechem.
Czerwonowłosa z trudem uchwyciła jego głos, niknący wśród
majaków wycieczenia i powoli rozwarła powieki. Jej oczom ukazały się dwie
bezdenne studnie smutku i bólu, od których lokaj próbował odwrócić uwagę
uprzejmym uśmiechem. Nawet w tym stanie doskonale potrafiła przejrzeć jego
maskę, zobaczyć, co tak naprawdę kryło się w jego sercu.
– Zabierz mnie do domu,
Sebastianie – odpowiedziała łamiącym się głosem, po czym z lekkim westchnieniem
ulgi przestała walczyć ze zmęczeniem i straciła przytomność.
Mężczyzna odwrócił się w stronę Boga Śmierci i przez moment
obserwował, jak ten zabiera duszę zepsutej dziewczynie. Grell popatrzył na
niego pytająco.
– Dziękuję za opiekę nad moją
panią. Doceniam twoją pomoc – demon pokłonił się lekko.
– Ależ oczywiście, dla ciebie
wszystko Sebuś, słonko! Dostanę w nagrodę buziaka? – zapytał rudy, pląsając
radośnie w jego stronę.
Rozłożył ramiona i skoczył na mężczyznę, jednak ten usunął
się z drogi pozwalając, by czerwonowłosy uderzył twarzą w twardą i zimną posadzkę.
–W takim razie… Będziemy już iść.
Przepraszam – rzucił krótko i zniknął, nim Shinigami zdążył się podnieść.
Biegł
najszybciej, jak tylko był w stanie, jednak obawiał się, że może być zbyt
wolny. Natychmiast musiał udzielić jej pomocy, liczył się każdy moment. Czuł,
jak życie powoli ulatuje z wątłego ciała jego pani. Wiedział, że to jego wina.
Nie mógł pozwolić, by odeszła w ten sposób. Przysięgał jej zemstę, przysięgał,
że obroni ją przed wszystkim. To za
wcześnie, jeszcze nie pora. Jeszcze nie możesz odejść. Przycisnął ją do
swojej piersi, widząc jak blednie w oczach. Był już niedaleko.
– Wytrzymaj, Elizabeth…
Zdyszany
wpadł do zakładu pogrzebowego, wyważając drzwi.
– Undertaker! – krzyknął, rozglądając
się po pełnym trumien, ponurym pomieszczeniu.
– Pan kamerdyner. Co cię do mnie
sprowadza w takim pośpiechu? Hehehe – powiedział długowłosy mężczyzna, ubrany w
czarną szatę.
Drzwi do jednej z trumien otworzyły się. Wyszedł z jej
wnętrza i podciągając przydługie rękawy, ze zdziwieniem przyjrzał się gościom
pokrytym czerwienią.
– Co się stało? Nie wyglądasz
najlepiej. Tyle krwi… tak wiele krwi, hehehehe – mówił przeciągle, zbliżając
się do lokaja.
– Pomóż jej – zażądał demon,
delikatnie kładąc swoją panią na jednej z drewnianych skrzyń.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że
moje usługi nie są darmowe? – zapytał szarowłosy, badawczo spoglądając na rany hrabianki. – Bardzo rozległe obrażenia,
to będzie sporo kosztować – Splótł palce.
Podniósł wzrok na Sebastiana. Nie uznający sprzeciwu wyraz
twarzy czarnowłosego mówił wszystko.
– Racja. W tym wypadku chyba
zrobię wyjątek – zaśmiał się niepewnie grabarz.
Odwrócił się i zniknął za kamiennymi drzwiami, ledwo
dostrzegalnymi w półmroku, jaki panował w zakładzie. Po chwili wrócił z torbą
pełną narzędzi chirurgicznych i leków.
– Zamknij drzwi i usiądź sobie
wygodnie, to trochę potrwa – polecił lokajowi, niedbale machając dłonią.
~*~
– Zrobiłem, co mogłem. –
Undertaker zamknął skórzaną apteczkę i podszedł do kamerdynera, wręczając mu
pudełko tabletek. – Podawaj je dwa razy dziennie po jednej.
– Dziękuję – odparł, spoglądając
na niewielkie opakowanie.
Schował je do kieszeni spodni i podszedł do nieprzytomnej
hrabianki. Delikatnie wziął ją na ręce i wyszedł, kierując się w stronę
posiadłości.
Niezauważenie
wśliznął się do wnętrza budynku, czując w duchu odrobinę ulgi. Zaniósł
dziewczynę do sypialni i zdjął z niej brudne ubrania. Ostrożnie zmył brud i
zaschniętą krew z bezwładnego, bladego ciała
nastolatki. Ubrał ją w koszulę nocną i ostrożnie ułożył w łóżka. Usiadł
na jego skraju i przyglądając się z kruchej ludzkiej istocie z ogromną, tak nie
pasująca do niego, troską, obserwował jak oddycha. Płytkie, nabierane z trudem
oddechy, zdawały się sprawiać jej ból. Nienawidził się coraz bardziej z każdą
kolejną chwilą, gdy powietrze ze świstem wpadało do jej płuc, wprawiając
wszystkie kończy w spazmatyczne drżenie. Ukrył twarz w dłoniach, czując że nie
ma prawa na nią patrzeć. Po tym, co zrobił, nie był godny, by móc znajdować się
tak blisko niej.
– Jak mogłem pozwolić, by do tego doszło? – pytał się w duchu. – Jak mogłem zranić kogoś, kogo kocham…
Czarne jak smoła, demoniczne pióra wypełniły sypialnie.
Opadały na pościel wokół nieprzytomnej dziewczyny. Sebastian miał wrażenie, że
narastająca złość i nienawiść za chwilę rozsadzi go od środka. Zemsta to coś, znanego jedynie ludziom.
Żaden demon nigdy nie poczuł jej słodkiego, kojącego smaku. Dlaczego
rozszarpał wiedźmę w tak okrutny sposób? Czy wydawało mu się, że ulży swojemu
cierpieniu? Żałosne, takie ludzkie. Nie
zasługiwał na ukojenie. Ból, który czuła jego pani powinien być jego bólem, rozrywającym
ciało, dławiącym oddech, pozostawiającym nieuleczalne blizny na ciele. Spojrzał
przez palce na fioletowy kamień na jej szyi. Emanował ciepłym, przyjemnym
blaskiem. Jak mógł być tak głupi? Jak mógł myśleć, że to wystarczy, by ją
uchronić? Powinien był domyślić się wcześniej. Ból karku Elizabeth, dziwne
zachowanie, jego nagłe, niezrozumiałe uczucia… Było tyle przesłanek, więc jak
mógł tego nie dostrzec? Zawiódł – ponownie. W najgorszy z możliwych sposobów. Naraził
swoją panią na niebezpieczeństwo. Gdyby jej dusza nie była tak silna, nie
przywróciłaby mu zmysłów. Esencja kontraktu zamknięta w niepozornym naszyjniku
–powinien być ponad to. Powinien być w stanie powstrzymać zaklęcie. Skąd miało
w sobie tyle siły? Od kogo się o nim dowiedziała? Czy jego pani jest już
bezpieczna? Być może to był tylko początek. Kolejne pytania bez odpowiedzi
rodziły się w jego głowię, wprawiając w coraz większe zagubienie. Wiedział, że
jej dusza prędzej, czy później zacznie przyciągać różne wygłodniałe plugastwa,
jednak był pewien, że z łatwością da im radę. Ta wiedźma – nie zrobiłaby tego
sama. Ktokolwiek jej pomagał, był w posiadaniu niewyobrażalnej siły. Mocy,
która dalece wykraczała poza ludzkie możliwości.
Setki
myśli, pytania bez odpowiedzi, uczucia; otulały go ramionami ciemności tak
samo, jak demoniczny cień spowijający pokój, otulał ciało jego pani. Obrzydliwa,
piekielna forma, którą przed nią ukrywał, stopniowo zaczęła się ukazywać. Nie
był tego świadomy. Koncentrując się na ogarniających doznaniach, nawet nie
zwrócił uwagi na stopniowe zmiany, które zachodziły w jego ciele. Słaby głos
dziewczyny wyrwał go z otępienia, zmuszając, by na nią spojrzał.
– Sebastian, wszystko w porządku?
– zapytała, przyglądając się jego szponom, ledwie dostrzelanym wśród wirujących
piór.
Natychmiast przywrócił je do ludzkiej postaci, ze wstydem
pochylając głowę.
– Nie musisz być zły. Wszystko
się dobrze skończyło… – kontynuowała szeptem.
Wyciągnęła rękę, dotykając opuszkami palców jego dłoni.
– Panienko… – zaczął, jednak nie
dała mu dokończyć.
– Twoje pióra są naprawdę piękne.
Jeśli tego chcesz, nie musisz ukrywać swojego prawdziwego wyglądu. –
Uśmiechnęła się, próbując ukryć grymas bólu, towarzyszący każdemu oddechowi.
– Dla ciebie zawsze jestem kamerdynerem.
Ta obrzydliwa forma jest zbyt przerażająca, zbyt niegodna. To byłaby zniewaga z
mojej strony – tłumaczył, wciąż nie podnosząc głowy.
– Nieprawda. Nie jest obrzydliwa
i nie boję się. Bez względu na to jak wyglądasz, nie boję się ciebie. Jesteś
moją rodziną – szeptała coraz ciszej.
Zaskoczony wbił w nią wzrok. Nie rozumiał, jak może nazywać
rodziną kogoś, kto prawie ją zabił.
– Nie jestem godny tych słów.
– Nie bądź dla siebie taki
surowy, Sebastianie. Wybaczam ci. – Po raz kolejny na jej ustach zagościł
niewyraźny, szczery uśmiech.
– Nie powinnaś. Jedyne, na co
zasłużyłem, to śmierć… Złamałem zasady naszego kontraktu. Zwracam ci twoją duszę.
Kamień na twojej piersi… – Przeniósł wzrok na ametyst. – W nim znajduje się
esencja naszego kontraktu. Możesz go zniszczyć, wtedy on na zawsze straci swoją
moc. Jesteś wolna, Elizabeth – skończył.
W jego głosie wyczuła ogromny ból.
– Zostawiasz mnie? – zapytała
niepewnie.
– Nie zostawiam, uwalniam cię.
Zwracam ci twoją przyszłość. Zapomnij o mnie, o wszystkim – mówił cierpko.
Wstał i z ogromnym trudem zaczął iść w stronę drzwi. Jej
dusza była wszystkim, czego pragnął przez ostatnie cztery lata. Tysiąc osiemset
dziewięćdziesiąty trzeci rok – gdy zobaczył ją pierwszy raz, nie spodziewał
się, że tak to wszystko się zakończy. Nigdy by nie przypuszczał, że
kiedykolwiek złamie zasady i zmuszony będzie zwrócić duszę, jednak on nigdy nie
kłamał. Honor nakazywał, by o niej zapomniał, odchodząc nienasycony. Duch dziewczyny, do której żywił ludzkie
uczucie. Powinien zapomnieć możliwie najszybciej, nim ta słabość do reszty
stępi jego demoniczne zmysły. Postępował zgodnie z kontraktem, dlaczego więc
tak trudno było mu postąpić właściwie? Dlaczego każdy krok był wyczerpujący
niczym długoletnia tułaczka. Czuł, że jeśli zaraz nie wyjdzie, nie da rady tego
zrobić nigdy.
– To dla twojego bezpieczeństwa. Zrozum, proszę – pomyślał,
przygryzając dolną wargę.
– Nie zostawiaj mnie… – jęknęła.
Nawet stojąc plecami do niej, wiedział, że po jej
spuchniętych policzkach płynął łzy. Ona, która nie płakała prawie nigdy. Przez
niego, jej oczy coraz częściej stawały się mokre. Przez niego łamała złożoną
sobie obietnicę.
– To dla twojego bezpieczeństwa… –
powiedział cicho, nie wiedząc, czy próbuje przekonać siebie, czy ją.
Chwycił dłonią klamkę i powoli wcisnął ją w dół. Zachwiał
się, nogi odmówiły mu posłuszeństwa, nie pozwalając z miejsca.
– Sebastian… Zostań ze mną, to
jest rozkaz! – krzyknęła z całą siłą, jaka w niej pozostała.
Poczuł ukłucie w
sercu. Odwrócił się i spojrzał na jej zapłakaną twarz.
– Jeśli odejdę, co się z nią stanie? – zapytał sam siebie, czując jak
całe jego ciało drży uzewnętrzniając wewnętrzne zmagania rozsądku z pragnieniami.
Podszedł do niej i uklęknął przed
łóżkiem. Nogi same niosło go w stronę dziewczyny, nie był w stanie
przeciwstawiać się wewnętrznej sile, która nim kierowała – poddał się jej.
– Yes, my lady. – Z niezwykłą
przyjemnością wypowiedział słowa, które ukoiły jej serce.
Zmęczony organizm nie wytrzymał napięcia. Jedyne, co do tej
pory pozwalało jej zachować przytomność, to strach, że naprawdę odejdzie. Gdy
jednak po raz kolejny udowodnił, że od tamtego dnia nic się nie zmieniło i
pozostanie jej wierny do samego końca, straciła przytomność, zapadając w
głęboki sen.
Demon
podniósł się i podszedł do drzwi. Przez chwilę przez jego głowę przebiegła
myśl, by mimo wszystko odejść, wybrać prostszą drogę. Gdy odwrócił się, by
spojrzeć na nią po raz ostatni, zrozumiał, ż pewnie nigdy nie będzie w stanie
tego zrobić. Nie ze względu na kontrakt, nawet nie ze względu na jej
bezpieczeństwo. Zwyczajnie nie wyobrażał sobie życia z dala od tej kruchej
istoty, która nieświadomie wywróciła tysiące lat jego życia do góry nogami.
Wyszedł z pokoju i po cichu
zamknął za sobą drzwi. Szedł w stronę kuchni, by rozpocząć przygotowania do
kolejnego dnia. Kiedy tam doszedł, zastał trójkę służących, siedzących przy
stole z grobowymi minami.
– Czemu tu siedzicie, nie macie
żadnej pracy? – zapytał groźnie, stając tuż nad nimi.
Pokojówka spojrzała na niego smutno i spuściła wzrok.
Pozostała dwójka nawet nie drgnęła.
– Zapytałem, czemu tutaj
siedzicie – powtórzył się.
Szczupły brunet westchnął głęboko i po chwili wahania
zwrócił się do niego.
– Martwimy się o panienkę
Elizabeth – jęknął przybity.
– Nie musicie się martwić. Panienka
jest cała i zdrowa – zakomunikował, uśmiechając się do nich pogodnie.
Cała trójka rozpromieniła się nieznacznie, jednak wciąż coś
ich dręczyło. Pytający wzrok kamerdynera wymusił na pokojówce wyznanie.
- Od jakiegoś czasu wydaje nam się, że nie jest sobą. Boimy
się, że może być chora, albo gorzej… – mruknęła blondynka.
O rany boskie... To było takie piekne.. *O* I ten Sebuś.... Ah.. <3
OdpowiedzUsuń''Straciła, tak wiele krwi, że obraz przed jej oczami rozmywał się, sprawiając, że nie umiała odróżnić jawy od omamów'' Jedyna rzecz, która od razu rzuciła mi się w oczy to drugie ' że' . Przez co czytając, mój mózg musiał przystopować i ogarnąć to zdanie jeszcze raz xD Poza tym, więcej błędów nie zauważyłam. Ogólnie notka wyszła ci świetnie <3 Co prawda brakowało mi małego dialogu z tą wiedzmą. No bo w końcu tak nagle Sebuś się ocknął i od razu ją zamordował, a przecież była wzmianka o ich miłości itp, Na dodatek, skoro była na tyle cwana by opętać demona to nawet nie zareagowała, gdy ten rzucił się na nią ? xD liczyłam, że będzie błagać o życie na klęczkach, śliniąc się przy tym xD *nadzieja* Mówiłam, że jej nie lubie xDD Reszta cudna <3 Matko, już się bałam, że odejdzie od Elizabeth, udusiłabym go wtedy chyba xD
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na ostatnią częśc tego tomu i życzę powodzenia w nauce i ogólnie w całej sesji<3 Plus, wez się kobieto wybierz w końcu do tego lekarza xD !
No bo ona była w takim szoku, że złamali jej zaklęcie, że tylko wydzierać się dała rade. Poza tym, Sebastian jako lokaj, jeżeli tylko może, to nie powinien zbyt brutalnie rozkrwawiać ludzi na oczach swojej pani. No xD A wiedźmy nie lubiłam, więc im szybciej przepadła tym lepiej hahaha. Dzięki za to podwójne "że". Poprawię jutro, jeśli starczy mi mózgu xD
UsuńA co do tej miłości... To może niewystarczająco jasno to podkreśliłam, chyba będę musiała dodać jakiś Sebastianowy wyraz obrzydzenia, bo ta miłość to tylko w głowie tej dziewczyny się urodziła. On przecież powiedział Grellowi, żeby zabrał te jej ZEPSUTĄ duszę. Ale chyba serio za słabo podkreślam niektóre rzeczy xD
A do lekarza nie pójdę, bo zasadniczo jest ze mną dużo lepiej! Nie miałam dziś gorączki! *szczery się triumfalnie*
Miałam napisać wczoraj, ale bateria w telefonie mi padła... To było takie cudne, ale znowu jak dla mnie trochę za krótkie (mówi tak, a sama nie robi lepiej). Też myślałam, że zatłukę Sebastiana jeśli ją zostawi. Wczoraj gdzieś widziałam, że jak było jakieś zdanie o tym wisiorku, tak zaraz na początku, to dwa razy padło tam "wisiało". :)
OdpowiedzUsuńDobra, idę pisać rozdział, mam już prawie sześć stron A5 w zeszycie ;D (ureshii desu)
Prawie wycisnęłaś ze mnie łzy. Gratulacje, bo rzadko się to zdarza przy czytaniu.
OdpowiedzUsuńJa cem takiego swojego prywatnego demona, może być nawet Christopher, aczkolwiek wolałabym Sebastiana...
Jeeeee, cieszę się! ♡
UsuńEmocje soł macz :D.
Kto by nie chciał Sebusia? Ehhh...
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńsuper, naprawdę Sebastian odzyskał kontrolę nad sobą, cieszę się że tak to się potoczyło... no i Grell z tym buziakiem bosko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, cudownie, naprawdę Sebastian odzyskał kontrolę nad sobą, bardzo cieszę się że wszystko tak to się potoczyło... no i Grell i ten buziak...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Sebastian odzyskał kontrolę nad sobą, cieszę się że tak to się potoczyło... i Grell i ten buziak...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza