Wybaczcie, że dziś tak późno. Zupełnie wyleciało mi z głowy, że jest środa.
Przepraszam również, za wszystkie ewentualne błędy - starałam się, jak mogłam, ale w końcu choroba rozłożyła mnie porządnie i mam trudności z ogarnianiem rzeczywistości. Mam jednak nadzieję, że nie ma zbyt wielu błędów (albo, że nie ma ich wcale :P).
Serdecznie zapraszam!
PS Jakby ktoś chciał dostać ode mnie nominacje do tego całego Liebest coś-tam to piszcie w komentarzach. Miałam wysłać 11, udało mi się zaledwie 4, więc zostało parę wolnych miejsc :)
PS Jakby ktoś chciał dostać ode mnie nominacje do tego całego Liebest coś-tam to piszcie w komentarzach. Miałam wysłać 11, udało mi się zaledwie 4, więc zostało parę wolnych miejsc :)
======================
– Więc jak go teraz znajdziemy? –
przestraszyła się.
– Nie potrzebuję aktywnej
pieczęci. Wystarczy, że należy do niego – wyjaśnił beznamiętnie.
Bez ostrzeżenia ukuł
ją w miejscu symbolu, by po chwili trzymać w dłoniach maleńką fiolkę z czarnym
kawałkiem jej skóry.
– Oszalałeś?! – wydarła się na,
przykładając rękę do krwawiącego miejsca. Chwyciła leżącą na biurku chusteczkę
i przycisnęła ją do rany.
– Myślałem, że się spieszysz. –
Udawał zdziwionego jej oburzeniem.
Przyglądał się kawałkowi tkanki, grzebiąc ręką w kieszeni
spodni, wyraźnie czegoś szukając. Po chwili podskoczył z głośnym okrzykiem.
Maleńkie, okrągłe urządzenie, wykonane z nieznanego jej stopu metalu wydało z
siebie charakterystyczny dźwięk, gdy nacisną je w jaśniejszym miejscu. Malutka
pokrywka odskoczyła do góry, ukazując skomplikowany mechanizm znajdujący się w
środku. Zaciekawiona hrabianka podeszła bliżej, przyglądając się magicznej
zabawce Shinigami.
– Teraz umieścimy to wewnątrz –
wyjaśnił, wskazując palcem otwór – i już za chwilę będziemy wiedzieć, gdzie się
znajdujesz, ukochany! – dodał radosnym piskiem.
Umieścił drobinkę skóry w urządzeniu, zamknął wieczko i
wcisnął inną, okrągłą plamkę na powierzchni kuli. Malutka konstrukcja uniosła
się, lewitując tuż nad jego ręką, zabrzęczała kilka razy i wydała z siebie
kilka piskliwych dźwięków, jakby zakodowaną wiadomość.
– I to coś zabierze nas do Sebastiana?
– zapytała sceptycznie, wpatrując się ze zmarszczonym czołem w wirujący w
powietrzu kawałek metalu.
– Właściwie, to już go znalazło –
poinformował triumfalnie. – Jest jakieś dwieście kilometrów na zachód stąd.
Możemy ruszać.
Dziewczyna
stała przed drzwiami posiadłości, instruując służących, podczas gdy Grell,
zniecierpliwiony oczekiwaniem, kreślił na ziemi jakieś tylko sobie znane znaki.
Brzęczące urządzenie, które trzymał w kieszeni, co chwilę dawało o sobie znać
krótkimi piknięciami. Kiedy Elizabeth odwróciła się na pięcie i ruszyła w
stronę dorożki, usłyszała miauczenie. Spojrzała w dół. Czarnobiały kot łasił
się do jej nogi. Pochyliła się i podniosła zwierzątko, tuląc je do siebie.
– Nie martw się, niedługo wróci –
szepnęła do jego ucha.
Puchata kulka odpowiedziała mruknięciem i zeskoczyła z jej
rąk. Shinigami usiadł na miejscu woźnicy, a nastolatka weszła do środka karety.
Kiedy ruszyli, machnęła na pożegnanie krzyczącym za nią służącym i głęboko
westchnęła. Mieli przed sobą kilka godzin drogi. Świadomość tego, ile będzie
musiała czekać, wzbudzała w niej narastającą niecierpliwość i zmartwienie.
Obawiała się tego, co zastanie u celu. Nie wiedziała, jak wyglądają wiedźmy,
nigdy w swoim życiu żadnej nie spotkała, a nie można było mówić, żeby podczas
swojego krótkiego czasu na tym świecie, nie miała do czynienia z wieloma
dziwnymi istotami. Nie potrafiła sobie wyobrazić zbliżającej się konfrontacji.
Plan był stosunkowo prosty –
wpadną, odwrócą jej uwagę, Bóg Śmierci przejmie jej duszę, a Sebastian z
powrotem będzie jej służącym i wszyscy wrócą do domu zadowoleni. Jednak dawała
sobie sprawę, że nic nigdy nie dzieje się tak, jak zostało zaplanowane. Liczyła
się z możliwymi komplikacjami, dlatego trzymała przy sobie dwa noże. Jeden w
kieszeni płaszcza, drugi w cholewie buta. Spodziewała się walki. Przeczuwała,
że do niej dojdzie, była gotowa do starcia. Zrobiłaby wszystko, by ocalić
demona. Żadne z nich nie mogło odejść nim nie spełnią się warunki ich paktu, to
byłoby oszustwo. Byli zobowiązani żyć do jego końca, bez względu na wszystko.
Zmęczona
podróżą czuła, że drętwieją jej kończyny. Stuknęła kilka razy w dach, dając
znak mężczyźnie, by się zatrzymał. Gdy tylko to zrobił, wysiadła ze środka i
mocno się wyciągnęła.
– Jeśli będziemy się zatrzymywać,
nie dojedziemy tam dziś – powiedział niezadowolony Sutcliff, opierając głowę na
dłoni, teatralnie wydymając usta.
Hrabianka posłała mu wrogie spojrzenie. Zbliżyła się do
bryczki i wskoczyła po schodkach na górę, siadając tuż obok czerwonowłosego.
– W takim razie ruszaj już – poleciła.
Posłusznie wykonał polecenie. Jechali w milczeniu przez
kolejne kilkadziesiąt minut – leśnymi drogami, starając się nie zwracać
niepotrzebnej uwagi. Metalowe urządzenie wciąż wskazywało im drogę.
– Naprawdę rozumiesz, co to do
ciebie gada? – zapytała sceptycznie, znużona milczeniem.
– Nie obrażaj mojej maszynki! – krzyknął
wysokim tonem. – To nic skomplikowanego. Ona po prostu podaje mi współrzędne
alfabetem morsa… – wyjaśnił.
Nastolatka uśmiechnęła się, lekko zdziwiona. Że też sama nie
wpadła na tak proste rozwiązanie. Spodziewała się czegoś bardziej magicznego. Ostatnie
lata nauczyły ją, by zawsze oczekiwać nieoczekiwanego. Mężczyzna popatrzył na
nią kątem oka, przez okulary z czerwonymi oprawkami, bez których nigdy go nie
widziała.
– Powinnaś się cieplej ubierać w
taką pogodę – zauważył.
Jego słowa boleśnie przypominały jej te słyszane nie raz z
ust kamerdynera. Zrobiła obrażoną minę i odwróciła od niego wzrok, chwytając
łokcie dłońmi.
– Nie twoja sprawa. Chyba się nie
martwisz?
– Już ci mówiłem, że jesteś mi
zupełnie obojętna. Nie chcę tylko, żebyś przestała być przydatna.
– Przydatna? – powtórzyła
zaskoczona.
– Skupisz na sobie uwagę wiedźmy
i Sebusia, żeby ułatwić mi zadanie, nie chcę się przemęczać. – Uśmiechnął się
przebiegle.
Niezadowolona hrabianka odgarnęła kosmyki czerwonych włosów,
przesłaniające jej oczy.
– Sprytnie to sobie wymyśliłeś –
prychnęła pod nosem.
– Istnieje duże prawdopodobieństwo,
że zginiesz – dodał pozbawionym emocji głosem.
– To nie ma znaczenia – odparła
równie wyzutym tonem.
– A jeśli teraz zginiesz, czy
przypadkiem nie złamiesz zasad waszego kontraktu?
– A czy jeśli ty teraz zginiesz,
to nie zawiedziesz, jako Bóg Śmierci? – odpowiedziała pytaniem, na pytanie.
Mężczyzna zaśmiał się pod nosem z delikatnym błyskiem w oku.
– Racja. Ryzyko istnieje zawsze,
bez względu na to, o co toczy się walka. Nie można jednak z tego powodu
zaniechać jej podejmowania… – wypowiadał słowa, patrząc w przestrzeń przed sobą
z błogim wyrazem twarzy.
– Niezwykle mądre słowa, jak na
takiego idiotę – zachichotała złośliwie.
– Jesteś równie zimna i niemiła,
co ten demon! – krzyknął oburzony i lekko posmutniał.
– Tak bardzo mi przykro… –
ironizowała.
Z niewiadomych powodów
towarzystwo jej niedoszłego zabójcy wydało jej się całkiem przyjemne. W tej
chwili nie był tym owładniętym furią potworem, który próbował uciąć linię jej
życia. Zdawał się raczej zabawnym, porywczym, młodym mężczyzną, sprawiającym
wrażenie nie do końca ogarniętego. Rozmowa z nim pozwalała jej, chociaż na
chwilę, uciszyć niespokojne myśli. Po jakimś czasie, poczuła się jednak
zmęczona. Ciągle towarzyszący w podroży wiatr sprawił, że zrobiła się senna.
Poprosiła Shinigami, by zatrzymał wóz i z powrotem przeniosła się do jego
wnętrza. Oparła głowę na szybie i zamknęła oczy, niemal momentalnie zasypiając.
~*~
– Jeżeli chcesz być w stanie
bronić się sama, musisz nauczyć się tej pozycji obronnej. Inaczej zginiesz przy
pierwszym ataku. – Chłodny głos demona docierał do uszu drobnej, zdyszanej
dziewczynki.
– Przecież się bronię! – krzyknęła zezłoszczona.
– Tak ci się tylko wydaje – odparł, podchodząc do niej spokojnie.
Jednym, szybkim ruchem, wytrącił z jej dłoni
drewniany kij, który upadł na podłogę i potoczył się pod ścianę. Chwycił za drobny,
dziewczęcy nadgarstek i wykręcił jej rękę, zmuszając tym samym, by klęknęła.
– Widzisz? – zapytał z kpiącym uśmiechem.
– To niesprawiedliwe! Jesteś ode mnie silniejszy! – denerwowała się,
próbując oswobodzić się z uścisku.
– Nikt nie mówił, że przeciwnicy będą od ciebie słabsi. Chyba po to
uczysz się walczyć, żeby radzić sobie z silniejszymi? – kpił dalej.
– Jesteś niemiły… – powiedziała gorzko i spuściła głowę.
– Niemiły? – Zdziwił się.
– Tak! Nigdy nie dajesz mi wygrać! – mówiła podniesionym, płaczliwym głosem.
– Jaki miałoby to sens, gdybym dał ci wygrać?
– Ucieszyłabym się… Ojciec pozwalał mi czasem wygrać, żeby nie było mi
przykro – wyjaśniła smutno.
Mężczyzna mruknął pod nosem i puścił jej rękę.
Dziewczynka podniosła się z ziemi i głęboko oddychając, ponownie przyjęła
pozycję obronną, której próbował jej nauczyć. Wciąż stała niestabilnie, zdawało
się, że mógłby ją przewrócić silniejszy podmuch wiatru, jednak na jej twarzy
pojawiło się zacięcie. Demon znów zaatakował, by po chwili sprowadzić jej ciało
do parteru.
– Jeszcze raz. – zażądała.
Wstała i podeszła do
ściany po swoją broń. Chwyciła ją i rzuciła się w jego stronę. Biegnąc,
potknęła się o własne stopy i z ogromną prędkością leciała wprost na twardą
podłogę. Przestraszona zamknęła oczy. Gdy ponownie je otworzyła, ujrzała jego
rozbawioną twarz. Lokaj trzymał jej wątłe ciało w ramionach.
– Na dziś już wystarczy, panienko – powiedział łagodnie.
– Ale dalej nie wygrałam… – wyszeptała, wtulając się w niego.
– Nauczyłaś się dzisiaj czegoś bardzo ważnego. Nigdy się nie poddawaj.
Panienko, osobiście uważam, że to sukces. – Łagodny ton jego głosu odgonił od
dziewczynki smutek.
Był z nią zaledwie
kilka tygodni, jednak przez ten czas, zdążył stać się dla niej całym światem. Nie
traktowała go tak, jak uczyli ją obchodzić się ze służącymi. Zmiany
przychodziły powoli, wraz z upływem czasu. Uczyła się, jak się zachowywać, jak
walczyć, jak ukrywać swoje uczucia, jak zapominać…
– Sebastian… Zostaniesz ze mną na zawsze?
– Nigdy cię nie opuszczę, panienko.
~*~
Czerwonowłosy
Shinigami, znudzony długą podróżą, zaczął podśpiewywać pod nosem. Nie mógł się
doczekać chwili, kiedy wróci i pochwali się Willowi z dobrze wykonanego
zadania. Liczył na to, że przełożony, będąc pod wrażeniem jego pracy, zwróci mu
kose i będzie mógł powrócić do zwykłych zleceń, adekwatnych do jego
umiejętnościom. Miał już dosyć biegania z maleńkimi nożyczkami za marnymi duszami,
które odchodziły w pokoju we własnych domach. Śmierć ze starości straszliwie go
nużyła. Zdecydowanie wolał krwawą jatkę. Widok ludzkiej skóry przywdziewającej
szkarłatną barwę pobudzał jego zmysły. Nie rozumiał, dlaczego mężczyzna ciągle
go karał. Kilka dodatkowych dusz, przekroczenie kompetencji… Czym to było w
obliczu jego umiejętności i ilości spraw, które doprowadzał do końca?
– Will zdecydowanie powinien się wyluzować. Może namówię Ronalda, żeby
wziął go na jakąś imprezkę zarządu. Ubiorę tę piękną, nową suknię! – Grell odpłynął do krainy marzeń, z której
wyrwało go ponowne pikanie urządzenia naprowadzającego.
– Co jest, maleńka? – zapytał. –
Czyżby znów się przemieścili? Dobrze, że wciąż są w pobliżu. Mam już dosyć tej
drogi… – narzekał pod nosem.
– Rozmawiasz z kimś? – Dziewczyna
wychyliła się z powozu, słysząc jego niewyraźny bełkot. – Zatrzymaj się – dodała
po chwili.
– Czy nie mówiłem, że nigdy tam
nie dotrzemy, jeżeli ciągle będziemy się zatrzymywać? – burknął niezadowolony.
Dziewczyna usiadła obok niego, nie odpowiadając na zaczepkę.
– Daleko jeszcze?
– Powoli się zbliżamy. Jeśli
nigdzie się nie ruszą, dotrzemy tam w ciągu godziny.
– To dobrze, naprawdę mam już
dosyć tej podróży. – Skrzyżowała ręce na piersi, wiercąc się na siedzisku i
zaczęła wpatrywać się w horyzont przed sobą.
Nie chciała przyznać, że
narastało w niej zdenerwowanie. Im byli
bliżej, tym coraz bardziej ściskało jej żołądek. Na dodatek te powracające w
snach wspomnienia, które pociągały za sobą melancholijne uczucie... To, do
czego dążyła parę lat temu, stało się czymś, czego żałowała.
– Kiedy dokładnie przestałam mówić mu, ile dla mnie znaczy? Kiedy
zapomniałam o miłości i przywiązaniu? Zaraz… Miłość? To niedorzeczne – prychnęła
pod nosem, śmiejąc się sama z siebie.
Tak dobrze opanowała sztukę wypierania niektórych uczuć, że przestała
zdawać sobie sprawę z ich istnienia.
Dotarli
na miejsce zgodnie z przewidywaniami boga śmierci. Ich oczom ukazał się wielki,
zrujnowany budynek w środku lasu. Wyglądał na opuszczony. Mury molocha pokryte
były grubymi, kolczastymi pnączami oraz ciemnozielonym mchem, zaś większość
szyb była powybijania. Nieliczne, które pozostały w całości, przykrywała gruba
warstwa kurzu. Sam budynek roztaczał wokół siebie niepokojącą aurę, którą oboje
poczuli, gdy tylko zatrzymali się na podjeździe.
Dziewczyna zeskoczyła z powozu i niepewnie postawiła parę
kroków w przód. Czerwonowłosy szedł tuż obok niej, trzymając w prawej dłoni
broń, w każdej chwili gotową do walki. Elizabeth zatrzymała się z lekkim wahaniem.
Dotknęła dłonią spoczywający na szyi ametyst. Wciąż czuła od niego przyjemne,
znajome ciepło, które dodawało jej otuchy.
– Co to? – zapytał zaintrygowany
Shinigami, jednak w odpowiedzi usłyszał pytanie, a raczej stwierdzenie, które
nie miało żadnego związku z jego słowami.
– Więc to tu wszystko się
rozstrzygnie… – Puściła naszyjnik. – Chodźmy do środka. – Niemrawo uśmiechnęła się
do towarzysza, ponownie ruszając z miejsca.
Bóg
Śmierci wszedł do środka jako pierwszy, wyważając drzwi, chociaż nie było to
wcale konieczne. Rozejrzał się wokół i nie dostrzegając zagrożenia, dał nastolatce
znać, że może wejść.
– To tyle, jeśli chodzi o element
zaskoczenia – mruknęła wykrzywiając usta w grymasie niezadowolenia, spoglądając
na spróchniałe drzwi, po których stąpała.
– Musimy iść do piwnicy – poinformował
ją, gdy urządzenie, które wyjął z kieszeni, wydało z siebie kilka krótkich
dźwięków.
Hrabianka dotrzymywała mężczyźnie kroku. Miała wrażenie, że
coś było nie tak. Sebastian musiał wiedzieć, że są w środku, dlaczego więc się
nie pojawił? Przeczuwała, że to pułapka, ale bez względu na to jedynym, co
mogła zrobić było kroczenie prosto w sam jej środek. Grell wziął do ręki pochodnię, zdejmując ją ze
ściany i podpalił ją, by oświetlić drogę po ciemnych, krętych, kamiennych
schodach.
W piwnicy było nieprzeciętnie zimno i wilgotno. Po podłodze
biegały szczury, trzymające w zębach znalezione śmieci. Nagle usłyszeli donośny
śmiech, dobiegający z końca korytarza. Popatrzyli na siebie znacząco i pobiegli w
jego stronę. Mężczyzna po raz kolejny
wyważył drzwi uderzeniem. Wpadli do wielkiej komnaty, oświetlonej setkami
świec. W samym jej środku, na kilkucentymetrowym podwyższeniu, wyłożonym
ogromną ilością czarnoczerwonych poduszek siedziała drobna, czarnowłosa postać,
ubrana w suknię koloru bezkresnej ciemności. Jej twarz zasłaniała ciemna
woalka. Widząc dwójkę intruzów zaśmiała się głośno i odgarnęła materiał z
twarzy.
Była niesamowicie piękna.
Jej złociste, wielkie oczy przeszywały szlachciankę, jakby czytały w jej duszy.
Oblizała usta i ponownie zachichotała.
– Czekałam na ciebie – zwróciła
się do dziewczyny.
Jej donośny, pewny siebie głos rozległ się echem po całej sali.
– Gdzie on jest? – zapytała
zdenerwowana Elizabeth. – Gdzie jest Sebastian?!
– Masz na myśli jego? – Kiwnęła
szczupłą ręką, odzianą w rękawiczki do łokci.
Elegancki mężczyzna pojawił się nagle u jej boku. Ubrany w białą
koszulę i szarą kamizelkę, pokłonił się przed dziewczyną i pocałował jej dłoń.
Jego oczy błyszczały krwistą czerwienią. Miał obojętny wyraz twarzy. Elizabeth
dostrzegła jego cień, widziała go już w takim stanie, wielokrotnie. Zawsze, gdy
miał ukazać swoją prawdziwą formę, w chwilach złości, silnych emocji lub gdy
sytuacja wymagała użycia całej jego mocy. Czy zamierzał się ich pozbyć? Czy w
ogóle mógł coś zamierzać? Nie widziała w nim żadnych emocji, wydawał się pusty,
jakby ktoś uśpił jego świadomość, pozostawiając jedynie ruchomą skorupę,
pozbawioną wolnej woli.
– Naprawdę go opętała! – Krzyknął
Grell, widząc jak demon gładzi nagą dłonią twarz wiedźmy.
– A dzięki wam już za chwilę
będzie mój na zawsze! – odpowiedziała, przyciągając głowę bruneta do swojej
szyi. Posłusznie zaczął muskać wargami jej skórę.
– Kim ty jesteś? – Czerwonowłosa
zrobiła kilka kroków w kierunku tajemniczej dziewczyny.
– Przecież tyle razy ci mówiłam.
– Zaśmiała się z politowaniem. – Byłam tym, kim jeszcze wczoraj byłaś ty.
Ostrzegałam cię, że go odzyskam.
Nie no!!! >o< Jak mogłaś przerwać w takim momencie!??
OdpowiedzUsuńPodobało mi się, ale było za krótkie. Czekam na next'a.
Bardzo fajnie to wszystko rozegrałaś. Zupełnie nie skojarzyłam tej wiedzmy z postacią, która ukazywała się Lizzy xD Bo tak w ogóle.. mam nadzieję, że wkrótce zdechnie <3 <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ! :*
Hahaha, to takie urocze <3
UsuńCiężko mi było niewyspoilerować tej wiedźmy przez te wszystkie strony. Miałam taką ochotę, ale postanowiłam rzucić bombę na sam koniec. Wiem, do prawdziwej bomby i fabularnego przewrotu to mi brakuje, ale od czegoś trzeba zacząć xD
Kurde... Miał być Ciel... *myśli* Ale, ale... Ciel według anime stał się demonem, a demony teoretycznie mogą zmieniać swój wygląd, no to w takim razie Ciel stał się wiedźmą, a Grell okłamał Elizabeth, bo chciał mieć Sebastianka na własność! Brak tu logicznej logiki, ale można toto uznać za hipotezę roboczą. Logika będzie potem.
OdpowiedzUsuńHeques, która wciąż ma nadzieję na Ciela.
Opowiadanie jest pisane na podstawie mangi. Nie uznaję drugiego sezonu. To jede, wielki (i strasznie kiepski) filler xD. Więc nie uświadczysz tu Ciela demona :P.
UsuńŁaaa w końcu uświadomiła sobie że go kocha, a teraz jest jej odebrany. liczę na szybkie załatwienie sprawy. ! ;-;
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, jak w takim momencie można zupełnie... tej wiedźmy nie skojarzyłam z tą osobą pojawiająca się Lizzy...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniałyrozdział, tej wiedźmy nie skojarzyłam z tą osobą pojawiającą się Lizzy...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, tej wiedźmy nie kojarzyłam z tą osobą pojawiającą się Eliizabeth...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza