Notka krótko i wydaje mi się, że niewiarygodnie słaba.
Ale jestem chora i czuję się paskudnie. Na dodatek mam okropnie zły (jak na mnie) humor, a ilość wyświetleń pod ostatnią notką wcale nie zachęca, żeby walczyć ze złym samopoczuciem i przyłożyć się. Może wyedytuję, jeśli kiedyś poczuję się lepiej.
Nie bierzcie tego do siebie. Jestem rozgoryczona - zawsze marudzę, kiedy mam gorączkę, a spadek wyświetleń o 30 trochę dobija :P
Anyway. Mam nadzieję, że do następnego wpisu zdążę się chociaż trochę wykurować, inaczej będę musiała iść w końcu do lekarza.
Anyway. Mam nadzieję, że do następnego wpisu zdążę się chociaż trochę wykurować, inaczej będę musiała iść w końcu do lekarza.
Miłej lektury :)
Dawajcie znać jak Wam się podoba (lub nie podoba - wciąż czekam na propozycję zmian!).
=========================
Elizabeth intuicyjnie chwyciła się za kark. Powoli zaczynało
do niej docierać. Osoba, która narzucała swoją wolę jej kamerdynerowi była
odpowiedzialna za jej ból. Była postacią, którą widziała przez ostatnie miesiące.
Była głosem, który nie raz ją przed tym ostrzegał. Dlaczego wcześniej nie
zwróciła się z tym do niego? Jak mogła myśleć, że sama da sobie radę? Po raz
kolejny zawiodła przysparzając mu cierpienia. Tym razem jednak nie zamierzała
się poddać, tym razem go uratuje.
– Dlaczego to robisz? – krzyknęła
łamiącym się głosem.
Wiedźma odepchnęła od siebie lokaja i uderzyła go w twarz,
rozcinając blady policzek. Strużka krwi spływała po jego twarzy brudząc
śnieżnobiałą koszulę. Dziewczyna wstała i wpadła w jego objęcia, zlizując krew.
Wpiła się w usta demona w namiętnym pocałunku, jednocześnie przebijając jego
ciało ostrzem, które nagle zmaterializowało się w jej dłoni.
– Przestań! – Hrabianka rzuciła
się w jej stronę, jednak ta odepchnęła ją niewidzialną siłą. Sebastian stęknął
z bólu.
– Wybacz, czy to cię bolało?
Ukochany, nie martw się, nie pozwolę ci zginąć. Przed nami cała wieczność. Już
nigdy mnie nie opuścisz – zaśmiała się złowrogo i odsunęła się od niego,
wyszarpując nóż z jego ciała.
Skoczyła i znalazła się tuż obok czerwonowłosej.
– Gell! – krzyknęła szlachcianka,
oczekując od niego pomocy.
Był jednak zajęty odpieraniem ataków Sebastiana, który w
jednej chwili, z niesamowitą siłą, rzucił się na niego z chęcią rozerwania go
na strzępy.
– Shinigami? Naprawdę myślałaś,
że on ci pomoże? – Splunęła z obrzydzeniem. – Podłe istoty. Wydaje im się, że
mają prawo decydować o życiu i śmierci.
– Każde życie ma swój koniec,
taka jest kolej rzeczy. – Elizabeth popatrzyła wiedźmie w oczy.
Ta uśmiechnęła się uwodzicielsko i szepnęła jej do ucha.
– Chcesz wiedzieć, kim jestem?
Pokażę ci. – Uniosła dłonie. Sala, w której się znajdowały zniknęła. Wokół nich
był jedynie mrok. – Patrz. – Ciemnowłosa wskazała hrabiance czarnobiały obraz,
wyłaniający się z ciemności.
~*~
– Zostaw mnie! Czego chcesz! Puszczaj! – Ciemnowłosa dziewczyna
próbowała wyszarpnąć się srebrnowłosemu mężczyźnie, który z obleśnym uśmiechem
przyglądał się obficie krwawiącej ranie jej brzucha.
– Uspokój się kochana, to już nie potrwa długo. Jeszcze chwila, umrzesz
i zaznasz spokoju. W tym czasie pozwól, że popatrzę sobie na tworze życie – spokojnie
wypowiadał przerażające ją słowa.
– Nie chcę umierać! Zostaw mnie! Niech mi ktoś pomoże, ktokolwiek,
ratunku! Zrobię wszystko, ratunku! – krzyczała.
– Chcesz, żebym cię uratował? – Za trzymającym ją mężczyzną pojawił się
drugi. Jego czerwone oczy niepokojąco błyszczały w ciemności.
– Tak! Tak, uratuj mnie!
– W takim razie, zawrzyjmy pakt. Uratuję cię od śmierci, a w zamian za
to, ty oddasz mi swoją duszę – powiedział wyniośle.
– Daruj sobie, demonie. Ona należy do mnie – wycedził przez zęby
srebrnowłosy.
– Zgadzam się! Uratuj mnie, uratuj! – wydzierała się zrozpaczona
dziewczyna.
– Dobrze więc, MarleenYoxall. Od teraz, twoja dusza należy do mnie. W
zamia,n uchronię cię przed śmiercią. Sprawię, że żaden Shinigami nigdy nie
odbierze ci życia – rzekł poważnie.
Szponiastymi dłońmi chwycił
ciało Boga Śmierci. Dziewczyna upadła na ziemię, z przerażeniem wpatrując się,
jak demon rozrywa na strzępy ciało jej oprawcy.
– Skończone – powiedział po chwili, zbliżając się do niej.
Wyglądał zupełnie
inaczej. Jego przerażająca sylwetka, której zarys dostrzegała w ciemności,
zmieniła swój kształt. Stał przed nią przystojny, młody mężczyzna w eleganckim
garniturze. W dłoniach trzymał grubą księgę.
– To twoje CInematic Record, zapis twojego życia. Dopóki będziesz w
jego posiadaniu, nie znajdą cię. Czy życzysz sobie czegoś jeszcze? – zapytał,
przekazując jej opasły kodeks.
– Tak. Chcę byś przy mnie został.
– Od tego wszystko się zaczęło.
Uratował mnie i zapewnił spokojne życie. Nie musiałam już o nic się martwić.
Był przy mnie cały czas. Robił wszystko, o co go poprosiłam. Zakochałam się w
nim, a on kochał mnie, chociaż nigdy tego nie okazywał. Ale ja wiedziałam, że
mnie kochał!
– Kochał? – Hrabianka parsknęła
śmiechem. – Nie bądź dziecinna. Demony nie kochają.
– Mylisz się! – warknęła wiedźma.
– Oglądaj.
– Panienko Marleen… – Mężczyzna wszedł do jej komnaty.
– Słucham? – zapytała, wskazując mu ręką miejsce na łóżku.
Posłusznie usiadł obok
niej. Dziewczyna oplotła dłońmi jego szyję i pocałowała go.
– Chodzi o nasz kontrakt – zaczął stanowczym tonem, odsuwając ją od
siebie.
Spojrzała na niego
zaskoczona z powrotem przysunęła się, opierając głowę na jego ramieniu.
– No mów wreszcie – ponagliła go zniecierpliwiona.
– Zgodnie z jego zasadami powinienem odebrać ci duszę, jednak… Nie
zrobię tego – wyjaśnił beznamiętnie.
– Naprawdę? Zrobisz to dla mnie? – zapytała, podekscytowana.
– Tak.
– Wiedziałam, że naprawdę mnie kochasz! – Objęła go. Odwzajemnił jej
uścisk, po czym szepnął jej do ucha.
– Panienko, powinnaś iść spać
Ułożył ją w łóżku i
opatulił ciepłą pierzyną. Zbliżył usta do znaku kontraktu na jej dłoni i
delikatnie ją pocałował. Wraz z dotknięciem jego warg, czarne znamię zniknęło.
– Wtedy widziałam go po raz
ostatni. Ten drań zupełnie nie rozumiał! Z wielkiej miłości pozwolił mi żyć,
ale ja nie chciała istnieć bez niego. Próbowałam znaleźć go za wszelką cenę.
– To było setki lat temu, dlaczego
wciąż wyglądasz tak młodo? – przerwała jej czerwonowłosa.
Wiedźma popatrzyła na nią rozbawiona. Przez chwilę wyglądała
jak niewinne dziecko.
– Zniszczyłam swoje nagranie. Od
tego momentu moje życie oficjalnie przestało istnieć. Nie starzeję się od dnia,
kiedy to zrobiłam.
– Rozumiem…
– Szukałam go wszędzie –
kontynuowała. – Poznałam kobietę, którą uznawali za czarownicę. Poprosiłam, by
nauczyła mnie wszystkiego, co potrafi. Zabrała mnie do swoich sióstr. Wiele lat
praktykowałam magię i poznawałam zaklęcia, wciąż szukając sposobu, by go
odnaleźć. Na jednym z sabatów udało nam się przyzwać demona. Zmusiłam go, by wyjawił
mi sposób, który pomoże połączyć się z ukochanym na zawsze. Potrzebowałam tylko
kogoś takiego, jak ty. Po kolejnych stu latach, w końcu się udało. Dowiedziałam
się, co cię spotkało. Od razu wiedziałam, że maczał w tym palce! Tamtemu
bachorowi nie zdążyłam go zabrać… Ale z tobą nie było problemu, jesteś taka
nieuważna. Nawet nie zauważyłaś, kiedy rzuciłam na ciebie urok – zaśmiała się
opętańczo. – Tak łatwowiernie pozwoliłaś na to, bym skaziła twoje znamię! Dzięki
tobie, odzyskałam go. Jestem ci naprawdę wdzięczna, wiesz? – Podeszła do
dziewczyny, przysunęła twarz niebezpiecznie blisko jej ust i spojrzała głęboko
w jej oczy. – Dlatego pozwolę ci odejść bezboleśnie. Gdy cię zabiję, już na
zawsze będzie mój – wyszeptała, dotykając dłonią policzka Elizabeth.
Ciemność wokół nich rozmyła się. Znów znajdowały się w
oświetlonej komnacie. Szlachcianka nerwowo szukała wzrokiem Sutcliffa. Leżał
nieprzytomny na ziemi, cały zbrukany krwią. Sebastian stał tuż nad nim, gotowy
zadać mu ostateczny cios jego własną bronią.
– Zostaw go – rozkazała wiedźma.
Chwila jej nieuwagi dała dziewczynie szansę na atak. Szybkim
ruchem ręki wyciągnęła z kieszeni nóż i wbiła go w brzuch ciemnowłosej. Wiedźma
jęknęła z bólu. Zachwiała się na nogach i zaczęła upadać, jednak demon dotarł
do niej w ostatniej sekundzie, nie dopuszczając by jej ciało dotknęło twardej
posadzki. Delikatnie wyciągnął ostrze z jej ciała i odrzucił je na bok. Zupełnie
ignorując Elizabeth, zaniósł dziewczynę w samo centrum komnaty i położył na
poduszkach. Pocałowała go namiętnie i wydała rozkaz, podając mu rytualny nóż,
ozdobiony runami.
– Zabij ją, ukochany. Tak, jak ta
słaba gówniara sobie na to zasłużyła. – Sebastian spojrzał na drobną
szlachciankę wzrokiem pełnymi furii.
– Jesteś bezsilna. Gdy tylko cię
zabije, stanie się mój na wieczność –zachichotała Marleen.
Ruszył w jej stronę, z całej siły
wyprowadzając atak. Odskoczyła. Znała jego ruchy. Kilkuletnie ćwiczenia do czegoś
się przydały. Odwrócił się i zamachnął ponownie. Odskakiwała, uciekając przed
jego ciosami. Wiedziała, że w zwarciu nie ma najmniejszych szans. Próbując go
zablokować, połamałaby ręce. Walczył na poważnie. Widziała w jego oczach tę
szaleńczą pustkę, rządzę śmierci. Odsuwała się z coraz większym trudem.
– Przestań uciekać! To wszystko,
na co cię stać? – zapytał sucho. Spojrzała na niego zaskoczona, nie wiedząc, co
powinna odpowiedzieć. – Po tylu latach, które na ciebie zmarnowałem, wciąż
jedyne, co potrafisz zrobić, to ucieczka?! – krzyknął ze złością.
Poczuła kłujący ból w sercu.
– Zawsze będę cię bronić, ze względu na wszystko. Nigdy cię nie
opuszczę – Usłyszała w głowie ciepłe słowa z przeszłości.
– Nie… – szepnęła.
– Jeśli chcesz walczyć, musisz nauczyć się bronić.
– Nie.
– Nigdy cię nie zdradzę…
– Na nic więcej cię nie stać?! –
wrzasnął, rzucając się na nią z ostrzem skierowanym wprost w jej brzuch.
– Nie! – odpowiedziała mu
donośnym głosem, spoglądając przez łzy głęboko w jego oczy.
Zablokowała cios.
Niemiłosierny ból przeszył całe jej ciało. Tak, jak się spodziewała, kontakt z
nim jedynie zbliżał ją do śmierci. Widząc jak cierpi, lokaj uśmiechnął się
obleśnie.
– Nie nauczyłaś się nawet
podstawowego bloku. Zmarnowałem na ciebie…
– Mylisz się! – przerwała mu.
Odsunęła się, wyciągnęła nóż z cholewy buta i energicznym
ruchem, w który włożyła całą swoją siłę, ugodziła jego ramię. Głęboka rana
zaczęła obficie krwawić. Wyprostował się i popatrzył zdegustowany na koszule,
która w zastraszającym tempie nasiąkała krwią.
– Precyzyjny cios, prosto w
tętnice – powiedział spokojnie, zdawać by się mogło, że z uznaniem. – Jednak to
wciąż za mało. – Rzucił w nią jednym ze swoich ostrzy.
Wbiło się w jej udo, uniemożliwiając ucieczkę. Z
przerażeniem patrzyła, jak zbliżał się do niej powolnym, zwycięskim krokiem.
Widziała to wiele razy, jego wstrząsający spokój, zanurzający duszę ofiary w
strachu. Nie spodziewała się jednak, że kiedykolwiek poczuje go na własnej
skórze. Zaciskając zęby, chwyciła
metalowy przedmiot i wyszarpnęła go z kończyny. Rzuciła w jego stronę,
odwróciła się i zaczęła uciekać, pełznąc po posadzce, modląc się w duchu, by Shinigami
ocknął się i jej pomógł. Czuła kolejne noże wbijające się w ciało. Nie była w
stanie dalej uciekać. Zatrzymała się i resztkami sił wyszarpnęła metal ze
swojego ciała. Doczołgała się do ściany i oparła się o nią. Krew tocząca się z
ran, okalała ją rubinową kałużą, w której odbijało się jej wykończone walką
oblicze. Obraz przed jej oczami stawał się niewyraźny. Dostrzegała jedynie
blask świec, tworzący łunę wokół mrocznej postaci zmierzającej, by zadać jej
śmierć. Sylwetkę istoty, która przysięgała bronić ją za wszelką cenę, bez względu
na konsekwencje.
Na zawsze…
Zdradził ją, złamał przysięgę. Nie miało znaczenia to, że
nie był sobą. Jej dusza wciąż należała do niego, jeśli teraz umrze, niech ją
weźmie. Jeżeli miała zginąć, chciała pozostać wierna do końca.
Chociaż jedno z nas.
Mężczyzna przykucną przed nią i z
rozbawioną miną przyglądał się zbolałej twarzy dziewczyny. Wyciągnął z jej
dłoni broń i przysunął do pobladłej twarzy nastolatki.
– Zginiesz za sprawą własnego
noża, to niemal poetyckie – szepnął wprost do jej ucha.
Poczuła ciarki
przebiegające wzdłuż kręgosłupa.
– Moja dusza… Oddaję ci ją –
wydukała z trudem.
– Słucham? – zdziwił się.
– Może i zapomniałeś o naszym
kontrakcie, ale ja pamiętam, co obiecałam. Moja dusza należy do ciebie.
Rozbawiony demon zaśmiał się i ponownie wyszeptał do jej
ucha.
– Żegnaj słaby bachorze.
– Byłeś moją rodziną. Kocham cię…
– powiedziała cicho i zamknęła oczy, czekając na ostateczny cios.
O mateczko. Jak mogłaś przerwać w takim momencie? :C Nie wiem jak wytrzymam do środy.. :D Notka strasznie krótka, ale nie mogę się bardziej doczepić, gdyż zdaje sobię sprawę, że pisanie w trakcie choroby jest wystarczająco męczące. Czekam niecierpliwie na next, całuje i życzę duuużo zdrówka :*
OdpowiedzUsuńSpecjalnie przerwałam w takim momencie, taki chwyt serialowy "a teraz czekaj kolejne parę dni i zastanawiaj się, co będzie dalej" xD
UsuńDzięki :*
Sebastian, nie zabijaj jej!!
OdpowiedzUsuńNie wiem czemu, ale prawie się porycza łam na końcu... Czekam na następne. I idź w końcu do tego lekarza, bo mi tu za mało piszesz!
Postanowiłam pójść, jeśli do wtorku się nie poprawi. Nie lubię chodzić do lekarza :P
UsuńZapraszam na nowy rozdział :)
UsuńMei Michaelis, dasz link do swojego bloga? Chętnie poczytam :>
UsuńNie.
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się.
Elizabeth będzie żyć.
Czemu?
Bo ja tak chcę.
I koniec.
>Kiedy zamiast Grell
OdpowiedzUsuń>Przeczytałaś Gej
>Przeznaczenie xd
Super opowiadanie <3
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o nie, o nie może jednak Sebastian jej nie zabije może te słowa jakoś podziałają na niego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, o nie, o nie... Sebastian oby jej nie zabił, może te słowa jakoś podziałają na niego...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, o nie oby Sebastian jej nie zabił, a może te słowa jakoś podziałają na niego...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Iza