Pierwsza notka betowana na nowym komputerze.
W sensie, na małym komputerze. I nowym. Nieważne. Po prostu: inaczej.
Zaczynam się z nim oswajać, więc już niedługo będę pisać i pisać i pisać :D
Tym czasem rozdział dla Was.
Tym czasem rozdział dla Was.
Dochodzimy wreszcie do jednego z przełomowych wydarzeń. znaczy, przełomowych... Takich tam, no. Nowych.
Do następnej notki dorzucę arta, bo dziś już mi się nie chce.
PS Wiem, że zostałam poproszona o wymyślenie openingu i endingu do drugiej serii animca na podstawie mojego opowiadania, ale jakoś nic nie przychodzi mi do głowy. To znaczy, nic dobrego. A nie chcę odpowiadać jakoś zdawkowo, nie wkładając w to serca, więc niestety na odpowiedź trzeba będzie jeszcze poczekać. Przepraszam, ale naprawdę nie lubię robić czegoś na odwal (jeśli to dla mnie ważne, bo na studia 90% robię na odwal xD).
ENDŻOJCIE! :)
=====================
Odpuściła, tym razem. Pozwoliła, by anioł odegrał swoją
rolę, nie napotykając na opór z jej strony. Siedzieli we trójkę, wzajemnie
odwracając swoją uwagę od grzmotów i błysków, które nieustępliwie, od
trzydziestu minut, w najlepsze bawiły się w berka na terenie posiadłości. Wtedy
Elizabeth po raz pierwszy ujrzała prawdziwe oblicze Arthura. Chociaż
nienawidziła się za to, co pomyślała, uznała, że nie był tak bardzo zepsuty, za
jakiego go wzięła. W prawdzie oszukiwał chłopca w najbardziej fundamentalnej
sprawie, jednak dbał o niego, troszczył się i dawał dziecku to, czego
potrzebowało. Uśmiech na jego nieskalanej ludzkimi słabościami twarzy wydawał
się szczery, jakby dobro Timmiego było dla niego niezwykle ważne. Nie chcąc
niczego w zamian, nie żądając duszy, ani bogactw. Jedyne, czego pragnął, to
szansa zabicia Króla Piekieł, który jego zdaniem miał niedługo pojawić u boku
szlachcianki. Jeśli to jedyna cena za szczęście blondyna, to kim była, by
kwestionować kolej rzeczy? Czy miała prawo narzucać chłopcu, kogo powinien
darzyć zaufaniem? Może w tym wszystkim za bardzo skupiła się na sobie, wszędzie
doszukując się najgorszego?
– Chyba
przestało – szepnął chłopiec, od kilku minut odliczając sekundy pomiędzy
kolejnymi grzmotami.
– Chyba
masz rację – odparła hrabianka, głaszcząc go po jasnej czuprynie. – W takim
razie, zostawię was, mam jeszcze trochę pracy – dodała i opuściła sypialnię
kuzyna z zamiarem dalszego studiowania ksiąg w poszukiwaniu odpowiedzi na
nurtujące ją pytanie.
Nie
chciała się do tego przyznać, ale była zazdrosna. O więź, jaka wytworzyła się
pomiędzy Timmim i jego kamerdynerem. O to, że nie potrzebował jej tak bardzo
jak dotychczas. O to, że ona już nie miała w kogo się wtulić w takiej chwili, a
nawet gdyby miała, nie byłaby w stanie tego zrobić. Nie umiałaby po tym
wszystkim ponownie mu zaufać, za bardzo ją zranił.
Weszła do sypialni i położywszy się na łóżku, powróciła do
wertowania opasłych tomów, jednak wciąż nie mogła niczego znaleźć. Mijały
kolejne godziny, które nie przynosiły ze sobą żadnej, najdrobniejszej nawet
poszlaki. Nie zamierzała jednak prosić o pomoc żniwiarza. Wyraził się wystarczająco
jasno, co więcej, nie chciała dawać mu satysfakcji.
Zirytowana, rzuciła w kąt kolejną książkę i obróciła się na
plecy, wpatrując się w satynowy baldachim mieniący się w blasku świec
purpurowymi refleksami. Zostały jeszcze trzy kodeksy, trzy szanse na
znalezienie odpowiedzi nim uda się do miasta. Nienawidziła nie mieć pojęcia na
nurtujący ją temat, narastająca irytacja stawała się nieznośna. Na szczęście,
do wnętrza pokoju wszedł czerwonowłosy bóg śmierci, więc wyżyła się na nim,
rzucając w twarz boga śmierci jedną z przejrzanych pozycji. Shinigami krzyknął
obrażony.
–
Przyszedłem powiedzieć ci, że kolacja jest gotowa, a ty mi tak dziękujesz?! –
burzył się teatralnie.
– Tak
bardzo mi przykro – burknęła z przekąsem i spojrzała na niego, zawieszając
wzrok na czarnym kwiecie, który trzymał w dłoni.
To była taka sama, czarna róża, jaką napotykała od jakiegoś
czasu praktycznie wszędzie.
– Skąd to
masz? – zapytała podejrzliwie, podchodząc do niego.
–
Leżało pod drzwiami – odparł beznamiętnie, położył kwiat na toaletce i opuścił
sypialnię dziewczyny, ceremonialnie pokazując, jak bardzo go uraziła.
Elizabeth dotknęła kolczastej łodygi. Przez chwilę wzięła
nad nią górę irracjonalna nadzieja. Pomyślała, że może Sebastian próbuje
przekazać jej jakąś wiadomość. Co jednak miałby do powiedzenia? „Dziękuję, że
byłaś tak naiwna”? Cisnęła kwiatem w ten sam kąt, w którym wcześniej wylądował
opasły tom i opuściła pokój, kierując się na kolejny posiłek, którego nie miała
ochoty nawet oglądać na oczy.
~*~
W jadalni
powitał ją promienny uśmiech młodego kuzyna, który zdążył już usadowić się na
miejscu i wiercąc się niemiłosiernie, próbował chociaż stwarzać pozory
cierpliwego. Wyglądał na niezwykle zadowolonego. Tak właśnie działała na niego
obecność anioła. Jego złudna bliskość i wsparcie podświadomie napełniało serce
chłopca szczęściem.
Lizz odwzajemniła miły gest Timmiego i usiadła do stołu. Nie
minęła nawet minuta, gdy do pomieszczenia wparował czerwonowłosy bóg śmierci.
Wciąż piekielnie obrażony na młodą Roseblack usiadł na drugim krańcu ogromnego
stołu, by znaleźć się jak najdalej od niej. Naburmuszony skrzyżował ręce na
piersi i tempo wpatrywał się w krystalicznie czystą szklankę. Mężczyzna lubił
bawić się emocjami. Chociaż tak naprawdę wcale nie był zły, jego artystyczna
dusza wymuszała na umyśle, by ćwiczył wiarygodność swojej gry, kiedy tylko było
to możliwe. Dlatego, chociaż uśmiechał się w duchu, jego twarz wyrażała złość i
urazę na tyle autentyczną, że gdyby szlachcianka nie znała go tak dobrze, jak
mimo wszelkich starań go poznała, zapewne uwierzyłaby, że naprawdę jest zły.
Kilkuletni blondyn przyglądał się na zmianę dwójce
towarzyszy, próbując zrozumieć, o co chodziło im tym razem. Chociaż był
niezwykle inteligentny jak na swój wiek, to wciąż był tylko dzieckiem, które za
nic nie potrafiło pojąć, do czego zmierzają wzajemne emocjonalne zatargi
pomiędzy jego kuzynką, a dziwnym nieznajomym, który bez konkretnego powodu
panoszył się po rezydencji. Wprawdzie Timmi nie miał pojęcia, dlaczego żniwiarz
wciąż kręcił się wokół Elizabeth, jego obecność wszczynała nie jedną zabawną
sytuację, a sam mężczyzna był niezwykle zabawy i, zdaniem chłopca, strasznie
sympatyczny.
– Panie
Sutcliff, czy Lizzy pana obraziła? – zapytał chłopiec, zawieszając wzrok na
kosmyku włosów boga śmierci opadającym na jego twarz.
Mężczyzna ożywił się i odparł z uśmiechem na ustach:
– Twoja
kuzynka jest niezwykle niewychowaną osobą. Nie potrafi szanować przyjaciół.
Słowa shinigami wyzbudziły w nastolatce irytację, ale nie
skomentowała jego słów. Przewróciła jedynie oczami i zostawiła wszystko w
rękach dziecka, dobrze wiedząc, że mały stanie w jej obronie. I nie myliła się.
– To
nieprawda! Sebastian nauczył Lizzy tych wszystkich dziwnych zasad i mówił, że
bardzo dobrze jej idzie. Pan po prostu jej nie rozumie! – oburzył się malec.
– Wybacz,
mały, ale rzucanie książką w tak piękną twarz – wskazał dłonią swoje oblicze –
nawet według zasad dobrego wychowania propagowanych przez tego szkodnika nie
leży w dobrym guście – jęknął teatralnie, posyłając dziewczynie wrogie
spojrzenie.
–
Lizzy, czy to prawda? – Oczy chłopca zaszkliły się, kiedy przeniósł wzrok na
swoją siostrę.
– Wszedł
bez pukania do pokoju, kiedy akurat rzucałam książką. Dzieło patrzności –
wyjaśniła fioletowowłosa, a na jej twarz wstąpił złośliwy uśmiech.
Grell warknął pod nosem i otworzył usta, gotowy odeprzeć
słowny atak szlachcianki, kiedy do jadalni weszła dwójka służących, niosąc ze
sobą posiłek.
– Byłbym
wdzięczny, gdyby powstrzymali się państwo od tego typu potyczek w towarzystwie
mojego pana – poprosił Arthur, kłaniając się przed gośćmi.
Prowadzący wózek Tai poszedł w jego ślady, a następnie obaj
zajęli się podawaniem posiłku.
Przez
cały czas jego trwania panowała niezręczna cisza. Elizabeth musiała, niechętnie,
przyznać aniołowi rację. Timmy nie powinien być świadkiem kłótni, nawet tego
typu. Skoro mogła uchronić go chociaż przed drobnymi negatywnymi sytuacjami
jakie niosło ze sobą życie, powinna z tego skorzystać. Poza tym, była
zadowolona, że w końcu nie musiała słuchać irytującego głosu namolnej
przyzwoitki, jaką stał się dla niej Sutcliff.
Niechętnie dłubała w jedzeniu, czekając na cud, który
uchroni ją przed skonsumowaniem całego talerza wyśmienitości, kiedy do jej uszu
dotarł nieśmiały dźwięk dzwonka do drzwi. Nim któryś ze służących zdążył
zareagować, zeskoczyła z krzesła i ruszyła do holu.
– Zajmę
się tym sama – krzyknęła na odchodne i zadowolona z siebie wybiegła z jadalni.
Chwyciła klamkę i uśmiechając się, by podziękować temu,
ktokolwiek wyrwał ją z opresji, otworzyła drzwi.
~*~
W
niewielkiej izbie, rozświetlanej bladym płomieniem świecy, przy stole siedział
młody, jasnowłosy chłopak. Z zapartym
tchem studiował kolejne strony gazet traktujących o najnowszych wydarzeniach
wielkiego miasta. W Londynie działo się tyle niezwykłych rzeczy. Począwszy od
wszelakich wystaw, arii operowych i innych wydarzeń kulturalnych, przez
najnowsze zmiany prawne, na zbrodniach kończąc. Odkąd ostatnio zawitał w tym
miejscu, minęło wiele lat. Wtedy był tylko małym chłopcem marzącym o wielkich,
samodzielnych wyprawach. Nie chciał spędzić życia ubrany w sztywny garnitur,
udając, że przyjemność sprawia mu rozmowa o małżeństwie z kuzynką z czwartej linii.
Czuł, że nigdy nie pasował do tego świata, dlatego kiedy nadarzyła się okazja,
uciekł i rozpoczął samodzielną podróż. Taką, o jakiej zawsze marzył. Utracił
kontakt z rodziną i wszystkimi dotychczasowymi znajomymi. Chociaż była to
decyzja trudna, w imię marzeń był w stanie poświęcić wiele.
Teraz, kiedy po kilku latach znalazł wreszcie chwilę, by
zawitać w rodzinne strony i odnowić kilka znajomości, nie martwiąc się o
wpływową rodzinę, która znajdzie sposób, żeby go zatrzymać i na nowo wcisnąć z
mundur sztuczności, z uśmiechem na ustach i nadzieją w sercu wsiadł w pociąg do
angielskiej stolicy. Mając ze sobą jedynie niewielką torbę wypełnioną
najpotrzebniejszymi rzeczami i dobrego przyjaciela u boku, przemierzył setki
kilometrów z myślą o dawnych znajomościach, których zerwanie napawało go żalem.
Nie
spodziewał się jednak, że sama Królowa zainteresuje się powrotem syna
marnotrawnego i wezwie go na audiencję. Gdyby tylko wiedział… Wydałby ostatnie
pieniądze na jakieś ubrania, by stanąć przed obliczem Matki prezentując się
godnie. Niestety, ostatnie zaskórniaki wydał, płacąc z góry za dwa tygodnie
noclegu w obskurnym pokoiku nad karczmą w East Endzie. Skąd mógł wiedzieć?
Pocieszał się jedynie myślą, że nawet gdyby wiedział, że pisane mu będzie
dostąpienie tak ogromnego zaszczytu i tak postawiłby minimum komfortu ponad
wygląd.
Właśnie
skończył czytać kolumnę kulturalną, kiedy do pokoju wszedł jego towarzysz.
Wysoki, chudy mężczyzna z cienką blizną rozciągającą się od czoła aż po samą
kość policzkową, przeszywając powiekę jednego z dwojga intensywnie granatowych
oczu. Na pierwszy rzut oka wyglądał na dojrzałego, stonowanego dżentelmena,
jednak pozory jego powierzchowności skrywały duszę niespełna
dwudziestoletniego, nieco szalonego chłopaka, któremu daleko było do snucia
planów o stabilizacji.
Kopnięciem zamknął drzwi i głośno tupiąc, przemierzył
długość pokoju, by spocząć na łóżku stykającym się nogami ze stołem, przy
którym urzędował jego przyjaciel.
– Co,
Jamie? – zagadnął brunet. – Denerwujesz się spotkaniem z Jej Królewską Mością?
Blondyn zamknął gazetę i zmierzył przyjaciela wzrokiem.
Wyglądał inaczej, chociaż chłopak nie mógł odgadnąć, co się zmieniło.
–
Prosiłem, żebyś tak do mnie nie mówił, Gil – odparł, wciąż świdrując go
wzrokiem. – Pomyślałbyś, że tak niewiele zmieniło się w mieście? – zmienił
temat, zerkając na gazetę.
– Na
pozór, zapewne masz rację. Miałem dzisiaj okazję zobaczyć Londyn od ciemnej
strony i czuję się zobowiązany, by powiedzieć ci, że jednak zaszły spore
zmiany. – Gilbert uśmiechnął się, poprawiając szalik, kunsztownie przewiązany
przez szyję.
– Skąd
masz ten kawał szmaty? – zapytał James, dumny, że wreszcie zorientował się, co
takiego zmieniło się w wyglądzie towarzysza.
– Pies…
A właściwie, Suka Królowej prowadzi firmę odzieżową. Dostałem kilka upominków w
ramach prezentu powitalnego – wyjaśnił zadowolony, kładąc na kolana skrywaną
dotąd za plecami, sporych rozmiarów papierową torbę.
– Suka
Królowej? – zdziwił się blondyn.
Wziął siatkę do ręki i zaczął wyjmować jej zawartość, krzywiąc
się na widok eleganckiego, czarnego garnituru w granatowe pręgi dopełnionego
tegoż koloru podszewką. W niewielkiej, zewnętrznej kieszonce dostrzegł bilecik,
który od razu wyjął i przeczytał jego zawartość. Treść notki nie tłumaczyła
zbyt wiele. Ktokolwiek był jej autorem chciał jedynie, by dwójka przybyszy
wiedziała, że miejskie podziemie zna ich tożsamość.
–
Niezbyt to wyszukane. – Skrzywił się blondyn, podając świstek papieru
towarzyszowi.
Gilbert powiódł wzrokiem po koślawych literach i uśmiechnął
się pod nosem.
–
Przynajmniej nikt nie groził nam śmiercią – odparł rozbawiony.
Jamie wstał i podszedł do szafy, by zawiesić garnitur na jej
drzwiach, kiedy w oczy rzucił mu się niewielki emblemat firmy, usytuowany na
wewnętrznej stronie kołnierza. Malutka, czarna róża wyszywana czarną nitką ze
złotym włóknem błysnęła ochoczo w blasku świecy.
– Po
jutrzejszej audiencji musimy odwiedzić jedno miejsce pod miastem – postanowił i
spokojnym krokiem wrócił do stołu.
Zaciekawiony brunet spojrzał pytająco na przyjaciela, jednak
po jego minie zrozumiał, że ten nie zamierza niczego tłumaczyć. Chociaż z
reguły był pogodną i otwartą osobą, Gil wiedział, że chłopak ukrywał przed nim
część swojego dawnego życia. Zabawne historie, irracjonalne zasady, które narzucała
mu rodzina i dowcipy, które robił służbie były w stałym repertuarze
towarzyskich rozmówek blondyna, jednak ciemniejsza strona jego dzieciństwa,
prawdziwe uczucia, którymi darzył rodzinę, a także przyjaciele, których opuścił
– pozostawały tabu. Jedyne, co mężczyzna wiedział o grupie osób, którą James
nazywał „dawnymi przyjaciółmi” była zaledwie świadomość jej istnienia. Nigdy
jednak nie naciskał, szanując prywatność druha, tak samo, jak i on to robił,
ilekroć podciągając rękawy koszuli, brunet ukazywał światu liczne blizny po
głębokich ranach, którymi usłane było prawie całe jego ciało. Oboje wiedzieli,
że niektórych tajemnic nie odkryją przed sobą prawdopodobnie nigdy, ale nie
przeszkadzało im to. Poznali się kilka lat wcześniej, na jednym z promów przemycających
uchodźców przez granicę. Oboje byli zagubieni i niepewni. Trzymając się razem,
udało im się odnaleźć nowe miejsce w społeczeństwie i przeżyć mnóstwo
niesamowitych przygód. Ufali sobie i akceptowali swoją prywatność. Żaden nie
naciskał na ciężkie wyznania, które nie miały realnego znaczenia dla ich
znajomości.
Błąd zasadniczy : BRAK SEBCIA. Za dużo rozdziałów bezsebciowych.
OdpowiedzUsuńA teraz do babrania się w zdaniach czas przystąpić ^^
"Jedyne, czego pragnął, to szansa zabicia Króla Piekieł, który jego zdaniem miał niedługo pojawić u boku szlachcianki." Obecny Król Piekieł nie ma interesu, by pojawić się przy boku Elizabeth, bo dla niego to jest ludzki robak... śmieć, czy co tam jeszcze. Więc wychodzi na to, że to Sebastian pojawi się przy boku Lizzy, co po nałożeniu na to, co napisałaś w tym zdaniu wychodzi oczywista rzecz:
Sebastian=Król Piekieł
Czyli właśnie zrobiłaś nam tak jakby spoiler, że wygrał przewrót, który planował przy współudziale Enepsi. ( Czyli już na pewno wpakowała się mu do łóżka).
No i doczekałam się! Te róże nie bez znaczenia zaczynają się masowo pojawiać ^^ Czuję spisek, to na pewno sprawka demonów. Może oznaczają dom Lizzy jak... przepraszam za porównanie, koty swoje terytorium, tyle, że w o wiele bardziej artystyczny sposób.
I "„Dziękuję, że byłaś tak naiwna”?" to też jest wiadomość. Przykra, ale jednak.
Będę obserwować tę nową dwójkę. Na razie nie powiem nic o nich, za mało danych mam w ich tajnych aktach. Myślałam, że przez tą bliznę to może będzie Undertaker, a tu suprise. Chcę kolejny rozdział ^^
Specjalnie tak ucięłam, żeby się pojawili, ale żeby w zasadzie gówno było o nich wiadomo. Taki tam mały trik, którego nauczyłam się... Zaraz, wcale się nie nauczyłam, tak se o wymyśliłam, że tak zrobię xD
UsuńAnyway - Ty mi tu o oznaczaniu terenu jak koty, a ja właśni skończyłam prać ręcznie pościel, którą kotka mi znowu obsikała TT_TT Przypadeg? Nie sondze xD
A co do tego pseudo spoilera... Prawda jest taka, że pisząc ten rozdział nie miałam jeszcze pewności, jak zakończy się cały ten przewrót, więc w gruncie rzeczy nie wiem, czy można to uznać za spoiler, skoro sama nie wiedziałam, pisząc to... A jak się to skończy? To wciąż jest w fazie "chyba wiem, ale jeszcze wszystko może się zmienić". Chociaż z jedną rzeczą, o której wspomniałaś, masz rację. Ale będę wredna i nie powiem, z którą :D
Dziś napisałam dwie kolejne strony i znów było napomknięcie o czarnej róży, hehehe.
No, a dziś sobie w wannie przeczytam Twój rozdział, bo padam na ryj, ale, o dziwo, mniej niż wczoraj.
Trzymaj się ciepło, bo dziś (nawet mi!) zimno. :*
Jejuuu, dawno temu tu zawitałam i zapisałam sobie stronę internetową, a teraz żałuję, że taki diament krył się w komórkowym notatniku✨ dziękuję za Twoją prace🍀
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, kto się pojawił? czyżby ten chłopak, przez chwilę pomyślałam że może James zna Sebastiana...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia