Kocham Was :*
Nie mam zbytnio, o czym pisać, bo muszę skupić się na kontynuowaniu opowiadania i na przygotowaniach do Halloween. No i jakaś tam praca domowa z edytorstwa, ale tym się będę martwić w poniedziałek.
Fajnie widzieć, że bierzecie udział w konkursie. Miło się czyta Wasze zdanie. Rozstrzygnięcie za dwa dni, więc jeśli ktoś jeszcze ma ochotę, to spokojnie zdąży.
No, to chyba tyle.
Miłego weekendu :D
===============
Odkąd Elizabeth wkroczyła wraz z
Jamiem do wnętrza wielkiego budynku archiwum, minęło półtorej godziny. Znudzony
Grell próbował nawiązać rozmowę z Gilbertem, jednak ten wydawał się całkowicie
obojętny na wszelkie uwagi boga śmierci. Nie reagował na słowne zaczepki,
wysyłanie całusów, czy insynuacje. Shinigami był zrezygnowany, jednak podjął
ostateczną próbę zwrócenia na siebie uwagi. Chwycił bruneta za nadgarstek i
podciągnął rękaw jego ubrania.
–
Zostaw mnie, idioto! – krzyknął rozwścieczony Gilbert, nerwowo wyrywając się z
uścisku natręta.
Spojrzał na niego groźnie i
dokładnie zakrył poranioną rękę. Nie chciał, by ktokolwiek widział znamiona
przeszłości boleśnie przypominające mu o torturach, których doświadczył za
młodu. Nie chciał pytań, współczucia, krzywych spojrzeń. Każdego dnia dbał o
to, by nikt nie zobaczył jego blizn. By chociaż w świetle dnia, w oczach obcych
ludzi, mógł zaznać złudnego poczucia normalności.
Grell parsknął
oburzony reakcją chłopaka i głośno komentując pod nosem jego nienaturalne
zachowanie, wsiadł do wnętrza karety. Był niesamowicie znudzony. Spodziewał się
jakiejś akcji, emocji, czegoś niezwykłego lub przynajmniej komicznego. Tym
czasem, od dobrych dziewięćdziesięciu minut sterczał przed marną imitacją
Biblioteki Shinigami, czekając aż nastolatka pozna raptem kilka procent prawdy
o tym, co pragnęła odkryć. Gdyby wewnętrzny głos nie podpowiadał mu, że nie
powinien mieszać się w całą tę sytuację, powiedziałby jej wszystko, by znów
mogli przejść do ciekawszych zajęć. Jak zabijanie, tortury… To lubił
najbardziej. Czekanie jak wierny pies pod bramą archiwum było tego zupełnym
przeciwieństwem.
Jamie
snuł się pomiędzy regałami, szukając wszystkiego, co w nazwie mogło zawierać
choćby wskazówkę mogącą zbliżyć jego zdeterminowaną przyjaciółkę do poznania
prawdy o… Właściwie, nie był pewien, po co dziewczynie były potrzebne
informacje na temat jakiegoś chłopaka, na dodatek zmarłego. Jednak patrząc w
jej oczy, nie mógł nie dostrzec zacięcia i powagi oraz nadziei, która
nieodzownie towarzyszyła jej, odkąd przekroczyli próg budynku. Cokolwiek było
tak niezwykłego w tym dzieciaku, musiało mieć dla niej niezwykłą wartość.
Chwycił zakurzoną teczkę opatrzoną
królewską pieczęcią. Nigdy nie sądził, że dane mu będzie przekroczyć próg
Wielkiego Archiwum Królewskiego, na dodatek posiadając pełne uprawnienia.
Nieograniczone możliwości, z jakimi wiązało się zdobycie zebranych w instytucji
informacji, sprawiały, że jego puls niepokojąco przyspieszał. Sam miał kilka
pytań. Otworzył jedną z teczek i powoli przeglądał kolejne dokumenty.
–
Więc do końca byłeś uparty, ojcze? – zakpił półszeptem, zerkając na dowód zakupu
firmy, którą jego ojciec uparcie próbował zdominować od czasów, gdy jeszcze
blondyn mieszkał z mężczyzną pod jednym dachem, jako prawowity dziedzic
fortuny.
–
Jem, znalazłeś to, o co cię prosiłam? – Do uszu chłopaka dobiegł dźwięk głosu
podirytowanej Elizabeth.
–
Tak, już idę – odparł i bezzwłocznie wrócił do przyjaciółki, z delikatnym
uśmiechem wręczając jej plik dokumentów.
Spojrzała na niego, z trudem siląc
się na uśmiech i momentalnie powróciła do wertowania kolejnych kart. Jej ręce
drżały niepokojąco, jakby z każdą chwilą spełniały się jej najgorsze obawy. Chociaż
James doskonale widział wszelkie oznaki zmartwienia przyjaciółki, nie pytał o
nic. Przez niespełna dobę, którą razem spędzili, zdążył poznać jej nową
odsłonę. Wiedział, że nie będzie chciała pokazać mu swojej słabości.
Zerknął przez ramię fioletowowłosej,
zawieszając wzrok na zakreślonej niedbale stronie, gdzie drobnymi literami
dziewczyna zapisywała swoje przemyślenia i wnioski wyciągnięte z lektury dokumentów.
–
Phantomhive, ten od firmy Funtom? Chłopak, który pracował z twoim ojcem dla królowej.
Pies Królowej, nie do wiary… – mruknął pod nosem, nie mogąc uwierzyć w to, co
widział.
Młody Phantomhive, niezwykły
chłopiec, który po śmierci rodziców przejął ich majątek i pozycję ojca,
stworzył bogate imperium, a potem odszedł w niewyjaśnionych okolicznościach. Ciało
szlachcica znaleziono kilka dni później ułożone w łóżku w jego sypialni.
Ktokolwiek pozbył się niewygodnego młodzieńca, miał dziwaczne poczucie humoru.
–
Nie to jest najciekawsze – odparła Lizz, sprawiając wrażenie, jakby nie mówiła
do towarzysza, a do siebie. – Ciekawsze jest to, że został porwany i
torturowany przez sektę. Miał być ofiarą w krwawy rytuale, miał być opłatą za
usługi ludzi, którzy… – ucięła, nagle uświadamiając sobie, że udało jej się
połączyć brakujące elementy układanki.
Wyprostowała się i wziąwszy głęboki
oddech, jeszcze raz powiodła wzrokiem po leżących na stole dokumentach.
–
On wolał zająć się dzieciakiem, dlatego postanowili sami stworzyć istoty na
jego podobieństwo – szepnęła niczym zahipnotyzowana.
–
Lizz, o czym…?
–
Możemy już iść. Niczego więcej się tutaj nie dowiem – przerwała chłopakowi i
chwyciwszy zapisaną przez siebie kartkę, odwróciła się i ruszyła w stronę
wyjścia.
Zdezorientowany James przez chwilą
patrzył jak znika w cieniu korytarza. Chociaż był pewien, że zebrane informacje
nie niosły ze sobą niczego radosnego, nie mógł nie dostrzec całkowitej zmiany,
jaka zaszła w sposobie poruszania się dziewczyny. Kroczyła pewnie, dumnie,
niemal czuł przepełniającą ją złość i chęć zemsty, jednak w jej kroku zauważał
swoisty spokój. Jakby druzgocące informacje przyniosły ze sobą ukojenie. Jakby
potrzebowała potwierdzenia, że słusznie obdarzyła kogoś nienawiścią.
Blondyn ruszył za hrabianką, lekko
podbiegając, by dołączywszy do niej tuż przed drzwiami, otworzyć je i szerokim
uśmiechem powitać ponury krajobraz letniego Londynu, przywodzący na myśl raczej
początek jesieni, aniżeli pełnię lata.
–
Najwyższa pora! Jak można tyle czasu grzebać się w jakichś starych papierach!
Byłem pewien, że to będzie zabawne. Zawiodłem się na tobie, dziewczyno – jęczał
Grell, nim Elizabeth zdążyła dobrze przekroczyć bramę archiwum.
Spojrzała na niego znudzona i przewróciła
oczami, dając mężczyźnie do zrozumienia, że wcale go tu nie potrzebuje. Nie
wiedziała, po co właściwie snuł się za nią, skoro nie sprawiało mu to
przyjemności. Ona chciała trzymać go przy sobie, by zebrać informacje, jednak zachowanie
żniwiarza było całkowicie nielogiczne, co jedynie potwierdziło jedną z jej obaw
– pilnowali ją. Niemal niańczyli, jakby sama nie była w stanie o siebie zadbać.
Irytowało ją to zapewne tak samo, jak złościło shinigami i tylko ta myśl
sprawiała, że mogła przełknąć złość i przemilczeć tę sprawę. Przynajmniej na
razie.
–
Skoro tak bardzo się nudziłeś, trzeba było sobie iść. Nikt cię tu siłą nie
trzyma – mruknęła, wsiadając do wnętrza
wozu.
Wciąż było jedno miejsce, które
koniecznie musiała odwiedzić. Wobec dawnego przyjaciela ojca, a raczej kodeksu,
który miał dla niej zdobyć, Elizabeth żywiła ogromne nadzieje. To była jej
ostatnia szansa na znalezienie sposobu, by przyzwać demona. Jeśli i ta księga
zawiedzie, całe miesiące ciężkiej pracy i szkolenia na coś równie
niedorzecznego, jak wiedźma, pójdą na marne. Dusiła w sobie zdenerwowanie. Nie
chciała, by ktokolwiek z jej towarzyszy dostrzegł, jaką wagę miała dla niej ta
sprawa. Słabość, której zawsze tak bardzo unikała, z którą walczyła na wszelkie
sposoby, a która przez ostatnie miesiące całkowicie nią zawładnęła, w akcje
zemsty za wieloletnie zmagania, po raz kolejny musiała zostać zepchnięta w
niepamięć. Wracała do siebie i nie chciała, by cokolwiek, nawet zwykłe,
niepewne spojrzenie, przerwało jej dobrą passę. Bez względu na wszystko,
chciała udowodnić, że udało jej się podnieść. Nie do końca zdawała sobie
sprawę, że w oczach zarówno służących, jak i boga śmierci, sam fakt, że
potrafiła dalej brnąć przez życie, nie pozostając w letargu, był aktem
niesamowitej siły i odwagi. Chociaż pozornie wydawać by się mogło, że była
słaba i delikatna, wszyscy, którzy ją znali, doskonale zdawali sobie sprawę, że
się nie podda i wyjdzie na prostą. Wierzyli w jej prawdziwą siłę. Tę, z której
ona sama nie zdawała sobie sprawy, zaślepiona mamiącym zmysły lękiem przed
utratą kontroli nad swoim życiem po raz kolejny. Nigdy nie miała okazji, by
spojrzeć na siebie w ten sposób. By przemyśleć swoje życie, dostrzec wzór
pchający ją do postawy, którą przyjęła wobec życia. Śmierć rodziców, tortury,
doświadczenia – wszystkie okropne chwile, które spędziła w niewoli całkowicie zależna
od woli potworów, które miały czelność nazywać się naukowcami, sprawiły, że
popadła w pewnego rodzaju manię na punkcie kontroli, którą utożsamiła ze
słabością. Sama nie umiała połączyć faktów. A może nie tyle nie potrafiła tego
zrobić, co obawiała się konsekwencji zwerbalizowania myśli, które od dawna
krążyły gdzieś w jej głowie. Zaczęły nachodzić ją, gdy po raz pierwszy ujrzała
czarny kwiat. Okropny dowcip drwiącego demona, a może coś innego? Czym była
napotykana na każdym kroku roślina i jakie było jej przesłanie? Sam fakt, że
nie była w stanie zrozumieć intencji tego, kto zostawiał róże na jej drodze,
sprawiał, że traciła stabilność, jednak na razie nie miała czasu, by zająć się
tą sprawą. Musiała skupić się na ważniejszym zadaniu. Musiała przyzwać
Sebastiana, wydobyć z niego informacje potrzebne bogom śmierci, a potem zabić
go z zimną krwią, pozwalając, by przez
chwilę mógł zobaczyć wyraz jej twarzy, poczuć smak jej duszy osiągającej
idealny smak w momencie dopełniania jednej z części zemsty.
Nim
się zorientowała, powóz zatrzymał się raptownie na skraju dobrze jej znanej
ulicy. Przetarła oczy, jakby wybudzając się ze snu i nieco nieprzytomnie
spojrzała na gwiżdżącego pod nosem shinigami.
–
Nieźle odpłynęłaś, mała – jęknął urażony.
Nie trzeba było być obecnym w
karocie duchem, by zorientować się, że Grell znów wdał się w konwersację, w
której odnalazł doskonały pretekst, by odegrać rolę wiecznej diwy. Jamie
siedział cicho, napotkawszy wzrok przyjaciółki uśmiechając się lekko z wyrazem bezradności,
który wydał jej się niesamowicie bliski. Odwzajemniła gest i wyszła z wozu, po
czym rozejrzała się. Odnalazłszy wzrokiem niewielki antykwariat na końcu
alejki, niepewnie ruszyła w jego stronę. Z każdym krokiem czuła coraz
silniejszy ucisk w żołądku, po chwili orientując się, że doznaje irracjonalnej
obawy przed wkroczeniem do środka. Od zawartości książki zależała jej
przyszłość. Gdyby starszy mężczyzna wiedział, jaką wartość miała dla niej
pozycja, która leżała spokojnie na ladzie, czekając aż hrabianka ją odbierze,
pewnie sam bałby się wziąć ją do ręki. Na szczęście nie wiedział. Zrzucenie na
kogoś niewinnego ciężaru takiej wagi byłoby nie tylko całkowicie nieprzyzwoite,
ale zwyczajnie bestialskie. Kilka stron, od których mogły zależeć losy nie
tylko jej prywatnej zemsty, ale nawet przyszłości wielu istnień. Dusz, które
nie zawinąwszy nikomu, ginęły w okropnych okolicznościach, na zawsze wymazując
przynależne do nich świadomości z kart historii wszechświata.
–
Po co tam idziemy? – zapytał James, chcąc nieco rozładować atmosferę, której
ciężar odczuwał jedynie w części
Elizabeth spojrzała na niego
poważnie i westchnęła, nieznacznie przyspieszając kroku.
–
Po książkę, Jamie. Właśnie to kupuje się w antykwariacie – wyjaśniła, starając
się zbić chłopaka z tropu.
Nie musiał spędzić z nią ostatnich
kilku lat, by doskonale zdawać sobie sprawę, że nie powinien wypytywać dalej.
Zerknął na kroczącego po swojej prawicy Gilberta, który nie zamierzał tym razem
czekać przy wozie, czując, że rola woźnicy ujmuje jego godności. Brunet wzruszył
ramionami, wyraźnie niezainteresowany tym, co się działo. Nie można było mu się
dziwić. Wszyscy poza Jamsem byli dla niego obcy. Nie czuł potrzeby
emocjonalnego angażowania się w ich prywatne sprawy. Właściwie, nie miał
zwyczaju angażować się w niczyje sprawy, dopóki te nie miały bezpośredniego
wpływu na jego życie. Nauczyły go tego lata spędzone na tułaczce po świecie.
Jeśli chcesz przeżyć – musisz martwić się o siebie. Dopiero mając pewność, że
jesteś bezpieczny, możesz zainteresować się innymi, pamiętając, by wycofać się
przy pierwszym zbędnym niebezpieczeństwie. Nie znaczyło to, że Gil nie dbał o
swego przyjaciela. Jedynie jego sposób dbałości odbiegał o ogólnie przyjętej
normy, co towarzyszący mu od lat blondyn w pełni rozumiał i akceptował.
–
No dobrze. Chodźmy więc po tę książkę i wracajmy do domu. Zgłodniałem – odparł Jem,
uśmiechając się promiennie.
Po chwili stali już pod drzwiami
niewielkiego budynku, na wystawie którego dumnie prezentowały się opasłe,
zdobione złotymi ornamentami księgi o niebotycznych cenach. Grell przyglądał
się sceptycznie, wyraźnie niezadowolony z braku kodeksu oprawionego czerwienią,
nad którego barwą mógłby się zachwycać. Oparł się o jedną z latarni i splótłszy
ręce na piersi, przyglądał się uważnie Jamesowi i jego towarzyszowi, który od
samego początku wzbudził w czerwonowłosym niechęć.
–
Poczekajcie tu, za chwilę wrócę – poleciła hrabianka i zniknęła za drzwiami
sklepu w akompaniamencie dzwonka zawieszonego przy framudze.
–
Za mną też nie ważcie się iść – mruknął Sutcliff.
Nagle przyszedł mu do głowy genialny
plan. Odepchnął się od lampy i bez słowa wyjaśnienia, nie czekając na komentarz
ze strony pozostałej dwójki, ruszył przed siebie, by rozjaśnić pewną sprawę,
która od niedawna zaczęła zwracać jego uwagę.
Elizabeth
wkroczyła do wnętrza antykwariatu, od razu kierując się do lady. Ujrzała
uśmiechniętego mężczyznę, który na jej widok pokłonił się lekko.
–
Mam dla ciebie tę niezwykłą księgę – powiedział entuzjastycznie, schylając się,
by wyciągnąć spod lady czarną, wielkoformatową książę.
Na pierwszy rzut oka było widać, że
był to kodeks wiekowy, noszący na sobie znamiona użytkowania niejednego
czytelnika. Pożółkłe, kruszejące strony, połamany grzbiet i pozdzierana,
skórzana obwoluta miała stać się ostatnią deską ratunku zdesperowanej
nastolatki. Ostrożnie wzięła skarb do rąk i obejrzała go, by upewnić się, że to
na pewno ten, o który prosiła.
–
Dziękuję – odparła po chwili. – Ile się należy?
Mężczyzna zaśmiał się zakłopotany.
–
Nie musisz płacić. Niech to będzie prezent – powiedział ciepło, spoglądając w
oczy nastolatki.
Elizabeth podziękowała mu uprzejmie
i nie przedłużając spotkania bardziej, niż było to konieczne, opuściła sklep.
Chciała wrócić do domu i spokojnie zastanowić się nad wszystkim, czego się
dowiedziała. Pragnęła również skupić się na dokończeniu formuły przyzywającej.
Czekała już i tak zdecydowanie zbyt długo. Teraz, trzymając w dłoni wiekowe
kartki papieru pokryte tuszem, od których zależało powodzenie jej misji,
bardziej niż zwykle nie mogła okiełznać swej niecierpliwości.
~*~
Długowłosy
mężczyzna kroczący wąskimi uliczkami londyńskiego miasta bez wątpienia wzbudzał
zainteresowanie przypadkowo mijanych przechodniów. Zazwyczaj ubrani w barwy
brązu, szarości i granatu, nie wyróżniający się ludzie, zbyt zajęci pracą i
zbyt przerażeni zagrożeniami co i raz czyhającymi na swoje życie woleli
pozostawać w cieniu miejskiego zgiełku, nie wyróżniając się, nie zwracając na
siebie uwagi potencjalnych złoczyńców. Zachowanie szczupłego czerwonowłosego
mężczyzny o niezwykle delikatnej, kobiecej urodzie wydawało mi się wręcz
zbrodnią przeciwko jego własnemu życiu. Jednak Grell zupełnie nie przejmował
się czymś tak przyziemnym. Każde przerażone spojrzenie odbierał jako podziw,
zachwyt, zazdrość lub zwyczajny szok. Chociaż wyglądał jak człowiek, był bogiem
– nie straszni mu byli zwykli bandyci ze swoimi zabawnymi, metalowymi ostrzami,
przez które jego ukochana piła przechodziła gładko, jak przez masło. Obrał
kierunek i nie bacząc na nic, szczególnie na irytującą dziewczynę, z którą udał
się do miasta, zmierzał w stronę drzwi opatrzonych krzywo usytuowanym banerem
reklamowym. Było coś, co go intrygowało i czuł, że pracownik zakładu
pogrzebowego będzie w stanie rozwiać jego wątpliwości. Miał jedynie nadzieję,
że będzie tak dobry i przyjmie butelkę drogiego trunku ze szlacheckiej
posiadłości w ramach zapłaty. Patrząc na sprawę z szerszej perspektywy,
butelka, którą trzymał w ręku shinigam,i mogła dać grabarzowi więcej uśmiechu,
aniżeli jeden marny dowcip, którego zwyczajowo żądał.
Biblioteka ♡.♡ jak ja kocham biblioteki ♡.♡ mogłabym tam przepaść na wieki ^.^
OdpowiedzUsuńCzy ja dobrze zrozumiałam, że te osoby, które były na rytuale cielunia mają związek z późniejszymi eksperymentami, których ofiarą padła Lizz? I że ktoś z nich przeżył, kto widział demona i postanowił stworzyć ludzi na jego podobieństwo? A wiedzę o nich ma Sebastian więc Lizzy chce go przyzwać i dowiedzieć się wszystkiego?
Przez moment miałam wrażenie, że w poprzednim rozdziale czytałam wydarzenie z przyszłości, żeby teraz wrócić i wyjaśnić jak do tego doszło. Ale oczywiście, to się nie zgadza z powyższym.
I protestuję! Undertaker nie jest pijakiem xd ale on może dużo namieszać w opowiadaniu <3
No i ciekawe jak przywołuje się nieżyjące demony. Może pojawi się tylko jego wola, jakiś rodzaj świadomości, skoro ciało uległo zniszczeniu?
Wszystkiego dowiesz się już niedługo xD
UsuńSerio, chciałabym coś powiedzieć, ale nie mogę. Na szczęście, przypomniałaś mi, że muszę opisać jedna rzecz, bo inaczej akcja będzie niejasna xD Tak to jest, jak się pisze na zajęciach, zapominając, że czytelnicy nie siedzą mi w głowie hahaha xD
Ale mogę powiedzieć tyle, że słusznie widzisz związek między oprawcami Ciela i tym, co spotkało Lizz. Więcej muszę milczeć, więc powiem, że nie mogę się doczekać wieczora, żeby przeczytać rozdział nowego opowiadania <3
Dlaczego wieczora? Będzie wówczas coś szczególnego czy wanna?
OdpowiedzUsuńWanna :P
UsuńNajlepsze miejsce do czytania <3
"Odkąd Elizabeth wkroczyła wraz z Jamiem do wnętrza..." Kurcze, oczy. W pierwszej chwili przeczytałam "wraz z Janem". Boże.
OdpowiedzUsuńTak nie bardzo rozumiem, co planuje Grell. Spić Grabarza?
Choć jego zachowanie z samego początku tak uderzająco przypominało mi charakter i usposobienie pewnej osoby, którą znam. Tak bardzo.
W antykwariacie kupuje się antyki, więc nie są to jedynie książki. Tak muszę to napisać, bo wypowiedź Lizz zasugerowała mi (może błędnie), iż jej zdaniem są tam tylko książki.
Oczywiście, że można tam kupić też inne rzeczy, ale książka jest w sumie pierwszą rzeczą, jaka przychodzi na myśl, gdy się o nim mówi Poza tym, ona go próbowała zbyć, więc nieszczególnie chciała wdawać się w szczegółową konwersację o tym, co dokładnie można tam kupić xD
UsuńNo, już czuję, że teraz akcja porządnie przyspieszy! Nareszcie... jeju, co z tym Sebą? Martwię się trochę, ale jednocześnie czuję pewną satysfakcję, bo wiem, że wymyślisz coś, co mnie całkowicie zaskoczy. Staram się nie rozmyślać na ten temat, by mieć niespodziankę ;p
OdpowiedzUsuńUndertaker! Jej! Sprawy idą w odpowiednim kierunku, jeśli on się pojawia (no bo się pojawia XD)
No, już nie trzymaj nas długo w niepewności! Czuję się jak na odwyku (Sebowym XD) i wcale mi się to nie podoba!
Prawda? Jest grabarz jest nadzieja xd też to tak odczuwam ^^ w dodatku wcale bym się nie zdziwiła, gdyby on wiedział o śmierci Seby i by się okazało, że maczał w tym palce, bo mu to odpowiadało.
UsuńTo w sumie ma sens...
UsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, ma tą książke którą poszukiwała, ale czy na przykład teraz jak przyzwie Sebastiana...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia